+1
wyjechac.pl 17 maja 2015 13:25
Inle Lake to razem z Bagan, Mandalay i Rangun najczęściej odwiedzane miejsce w Birmie przez turystów. Do Nyaungshwe – miejscowości, która jest najpopularniejszą bazą wypadową dla odwiedzających Inle Lake dotarliśmy ekspresowo samolotem z Bagan. Na miejscu szybko zdaliśmy sobie sprawę, że to zupełnie inna strona Birmy, odmienna od trochę wioskowego Bagan. Dobre hotele, sklepiki i knajpy w zachodnim stylu, gdzie zjeść można pizze i hamburgera to standard. I chociaż nie da się ukryć, że jest to miejsce gdzie czuć już trochę narastającą komercję i cepelię pod turystów to nie będziemy narzekać bo my nad Inle przeżyliśmy naprawdę piękne chwile.



Całodniowa wycieczka łodzią na jezioro i otaczające je kanały wzdłuż których toczy się życie mieszkańców pływających wiosek jest stałym elementem pobytu nad Inle Lake. My po przybyciu do Nyaungshwe od razu udaliśmy się nad przystań w celu wynajęcia łodzi na następny dzień. Wycieczka zaczyna się wcześnie rano bo już ok. 8 i tu uwaga – poranki (wieczory również) nad Inle Lake są naprawdę zimne, co prawda słońce szybko podnosi temperaturę, ale płynąc łodzią wiatr długo jeszcze utrzymuje poranny chłód i gdyby nie koce będące na wyposażeniu każdej łodzi, porządnie byśmy zmarzli. Standardowy program rejsu zawiera liczne, mniej lub bardziej atrakcyjne przystanki na targach, w warsztatach czy świątyniach – warto jednak podkreślić, że możemy sami ustalić gdzie chcemy się zatrzymać, na jak długo a co zupełnie pominąć. My z czystej ciekawości nie zrezygnowaliśmy z żadnego ze standardowych punktów programu, mimo że zdawaliśmy sobie sprawę, że częstokroć będą to miejsca nie mające nic wspólnego z autentyczną Birmą.

Poniżej pokrótce chcemy opisać co nam się podobało, a co niekoniecznie:

Targ – w okolicach Inle odbywa się ich bardzo wiele i cieszą się ogromną popularnością nie tylko wśród turystów, ale przede wszystkim wśród mieszkańców. Jest to miejsce na którym nie tylko można zaopatrzyć się w oryginalne pamiątki z Birmy, ale także poobserwować autentyczne sceny z życia tubylców. Najsłynniejszym jest ten w wiosce Indein – szczęście nam dopisało, ponieważ właśnie w dniu naszego rejsu tam odbywał się targ. Indein znane jest nie tylko z największego w okolicy rynku, ale przede wszystkim z położonego na wzgórzu kompleksu ponad 1000 stup z których większość to ruiny (te właśnie podobały nam się najbardziej) choć nie brakuje też tych w idealnym stanie – ociekających złotem, które wyglądają jak wybudowane wczoraj. Miejsce bardzo na plus!

















Jezioro o poranku – Inle zdecydowanie najpiękniejsze jest rano gdy nad taflą wody unosi się jeszcze mgła. Trochę żałujemy, że nie zaczęliśmy wycieczki o godzinę wcześniej – jeszcze o zmierzchu. Na pewno byłoby jeszcze piękniej ( i zimniej :) )



Rybacy – to miał być hit całego Inle i tak było choć początek nas lekko rozczarował… po wypłynięciu z kanału prowadzącego z Nyaungshwe do jeziora czekało na nas kilku „pseudorybaków” i zaczęło robić dziwne wygibasy na łodzi zakończone pokazem niby wyłowionej przed chwilą własnoręcznie ryby. Na koniec dzięki wymownym spojrzeniem zorientowaliśmy się, że powinniśmy „wyskoczyć z kasy”. Na szczęście wystarczyło wypłynąć trochę dalej na jezioro żeby zobaczyć to na co tak naprawdę czekaliśmy – prawdziwych fishermanów ze swoim nietuzinkowym stylem wiosłowania za pomocą nóg, zajętych pracą, a nie przedstawieniem dla turystów.















Warsztaty i fabryczki – jest ich mnóstwo, wytwarza się w nich biżuterię, łodzie, figurki, szale z włókien rosnącego na jeziorze lotosu, nam najbardziej spodobała się fabryka cygar gdzie można było „zdegustować” i zakupić skręcane tam ręcznie papierosy. Ogólnie rzecz biorąc są to miejsca typowo pod turystów gdzie możemy poznać tajniki wytwarzania lokalnych perełek, ale tak naprawdę głównym celem jest „zachęcenie” nas do ich kupna.





Kobiety z „długimi szyjami”, Nga Phe Kyaung Monastery czyli klasztor „skaczących kotów”, Pagoda Phaung Daw Oo – to miejsca które najbardziej nas rozczarowały i jeżeli mamy pomysł na lepsze spędzenie czasu to spokojnie możemy sobie je odpuścić.





Pływające ogrody i pływające wioski – to właśnie tam w czasie rejsu możemy poobserwować jak wygląda zwyczajne życie mieszkańców, a nie te wykreowane na potrzeby biznesu turystycznego. Coś pięknego!





















Nasz pobyt nad jeziorem nie ograniczył się tylko do wycieczki po jeziorze…

Pierwszego dnia od razu po przylocie wzięliśmy hotelowe rowery (do wypożyczenia bez żadnych opłat) i pojechaliśmy do oddalonej o ok. 6km winnicy Red Mountain Estate na degustację wina. Przyznajemy, że żadni z nas amatorzy wina i jak dla nas wszystkie podawane smakowały tak samo kiepsko ale jak szybko się zorientowaliśmy to nie wina sprowadzają tam masy podróżników tylko przyjemność podziwiania ze wzgórza winnicy pięknego zachodu słońca w niesamowitym otoczeniu gór i jeziora Inle. Wrażenia niezapomniane.













Ostatniego dnia udaliśmy się na ponad 30 km wycieczkę rowerową w stronę Khaung Daing. Celem było zobaczenie jeziora z jednego ze wzgórz przy pagodzie za miastem. Tak naprawdę jednak trochę snuliśmy się bez celu, zatrzymując się w lokalnych sklepikach na coś zimnego do picia, próbując pogadać z mieszkańcami i zobaczyć jak najwięcej z ich codziennego życia – cel w pełni zrealizowaliśmy i pełni satysfakcji mogliśmy udać się wieczornym busem do Yangon.











Ciekawych większej ilości informacji, szczegółów i zdjęć z Bagan zapraszamy na nasz blog - http://wyjechac.pl/

Dodaj Komentarz