+5
Wojtas_88 27 czerwca 2015 11:36
Podróż poślubna. Podróż życia, podróż na którą wiele osób czeka z równym napięciem, jak na własny ślub. Podróż, którą planuje się dużo, dużo wcześniej w każdym szczególe, spełnienie wielkiego marzenia Pary Młodej. Zdecydowaliśmy, że ślub zrobimy po swojemu - w miejscu, z którym mamy najpiękniejsze wspomnienia i w którym czujemy się najlepiej - w Tatrach. To nic, że to ponad 300 km od domu :) Obok spraw organizacyjnych, załatwiania, szukania itd zaczęliśmy myśleć o naszej podróży poślubnej. Skoro tak kochamy góry, to może czas zobaczyć Himalaje? Oj tak, to będzie przygoda życia - jedziemy do Nepalu, bierzemy miesiąc urlopu i robimy trekking dookoła Annapurny. Zaczynamy brać się porządnie za naszą formę, zbieramy resztę potrzebnego sprzętu i w drogę. A czemu tekst o Himalajach, skoro w temacie wyraźnie napisane jest o Iranie?

25 kwietnia - nadszedł czas ślubu, weselicho, tańce, zabawa i popijawa. Dla nas najszczęśliwszy dzień w życiu. W tym samym czasie los chciał, że 6 tysięcy km dalej w Nepalu wiele ludzi zapamięta tą datą jako największy dramat w życiu. Trzęsienie ziemi. Budynki w ruinie. Lotnisko zamknięte. Lot odwołany. Koniec marzeń o Himalajach. No dobra, ale co teraz? Za 4 dni mamy bilety Polskiego Busa z Łodzi do Berlina. Trzeba w tym czasie wymyślić coś nowego. Po wielu przeczytanych relacjach z Iranu postanowiliśmy postawić na ten kraj. Nie zawiedliśmy się :) Ale od początku.

Teheran

Przelot z Berlina do Teheranu Pegasusem z krótką przesiadką w Stambule. Jak na zakup dokonany na ostatnią chwilę nie było jakoś super drogo, choć wiadomo, że gdybyśmy planowali tą wycieczkę od dawna, to zapewne trafilibyśmy na lepszą okazję. Przed wylotem do Iranu trzeba mieć zaklepany nocleg na pierwszy dzień pobytu. Dzień przed nerwowo piszemy maile do różnych hoteli. Najszybciej odpowiada Gollestan Hotel - rezerwujemy tam nocleg - 52 $ pokój z łązienką i "western toilet" ;) Lądujemy wczesnym rankiem w Tehranie (wszyscy Irańczycy mówią Tehran i potem sami zaczęliśmy tak nazywać stolicę). Parę godzin snu nie rekompensuje nam trudów 2 lotów i przejazdu autobusowego z Łodzi do Berlina. Marzymy o regeneracji w łóżku. Nie ma tak łatwo, trzeba załatwić wizę. Wiele różnych opinii naczytaliśmy się na temat załatwiania wizy na lotnisku. Większość osób pisała, że nie ma żadnego problemu, że większe problemy mogą być z niewpuszczeniem na pokład samolotu, jak już się znajdzie w Tehranie na lotnisku, to sprawa załatwiona. Z drugiej z strony komunikat MZS o tym, że nikt nie może dać gwarancji, że dostaniemy wizę wzbudza niepokój. Myślimy sobie, no nic, najwyżej wrócimy do Stambułu i też będzie fajnie. Podchodzimy do okienka - imię, nazwisko cel wizyty -dobra zapłacicie 100 EUR w okienku obok i przyjdźcie z potwierdzeniem zapłaty. Na wizę czekamy około 10 minut. Teraz czas na kolejkę paszportową. Niestety podczas wyrabiania wizy akurat wylądował jakiś duży samolot ze skośną zorganizowaną wycieczką. Wszyscy mają wizy wbite do paszportu, kolejka na półtorej godziny stania... I tak oto po 2 godzinach od wylądowania przechodzimy kontrolę paszportową i wkraczamy na teren Islamskiej Republiki Iranu :) Bierzemy bagaże (prawie ostatnie z naszego lotu) i idziemy w stronę zamówionego wyjścia. Tam już czeka pan taksówkarz zamówiony z hotelu. Wiem, wiem lepiej by wyszło wziąć taxi do ostatniej linii metra, a potem przejechać się metrem. Ale człowiek po tak długiej drodze jest jak zombie i marzy o odpoczynku. Pan czekał na nas od ponad 2 godzin, nie może się doczekać aż nas zawiezie do hotelu, a tu trzeba jeszcze pieniądze rozmienić. Idziemy na piętro, niestety kantor zamykają nam przed nosem. Trzeba poczekać ponad pół godziny. Dobra jedziemy do hotelu, na pewno coś w tak dużym mieście będzie otwarte nawet w piątek - islamski dzień wolny. Taksówkarz potwierdza... Teraz już wiem, że trzeba było mimo wszystko poczekać, bo można powiedzieć że spędziliśmy 2 dni bez gotówki, rozmieniając jedynie trochę pieniędzy w hotelu.
Jest wcześnie rano, na pokój trzeba poczekać. W hotelu pozwolili nam zameldować się już od 11. Naprawdę miło z ich strony, bo byliśmy wyczerpani. Te 2 godziny spędziliśmy na spacerze po okolicy i odpoczynku w pobliskim parku.

Image
Ślady iracko-irańskiej wojny - na budynkach wizerunki bohaterów wojennych, przed domami i na wjazdach do miast/wsi podobizny męczęnników.

Image

Image

Image
Widzicie te przepiękne 4-tysięczniki? Nie? :) Nic dziwnego. Tehran to miasto, w którym powietrze jest jednym z najbardziej zanieczyszczonych na świecie. Jest wcześnie rano, jeszcze widać lekkie przebłyski słońca. Za parę godzin będzie widoczna już tylko "sztuczna" powłoka. Będzie się wydawać, że jest chmurzasto. Wystarczy wyjechać parę km od miasta, żeby przekonać się że jest piękna słoneczna pogoda, a w Tehranie po prostu zalega smog. Ostrzegam osoby, które są dosyć wrażliwe - nie spędzajcie w Tehranie więcej niż 1 noclegu, bo jak traficie na smog, to może się to źle skończyć, pieczenie oczy i gardła, złe samopoczucie, zawroty głowy. My po 1 noclegu czym prędzej uciekliśmy ;)

Image
Park niedaleko hotelu Gollestan, przy stacji metra Hassanabad. Powoli zapełnia się ludźmi, mężczyznami grającymi w ping-ponga, ćwiczącymi na ogólnodostępnej siłowni, rodzinami chcącymi odpocząć w ten wolny od pracy dzień.

Image

Image

Image
Po odpoczynku w hotelu ruszamy na piechotę zobaczyć okolice byłej ambasady USA i do Parku Artystów. Jest piątek, więc napewno coś ciekawego będzie się działo.

Image
Przemili, wiecznie uśmiechnięci irańczycy.

Image

Image

Image

Image

Image
Grafitti na murze przy byłej ambasadzie USA

Image

Image
W Parku Artystów. Plakat reklamujący występ jakiegoś kabaretu.

Image
W drodze do parku dostaliśmy jakiś plakat. Usiedliśmy na ławce popijając 0% brzoskwiniowe piwo (nie ma to wiele wspólnego z piwem, ale przynajmniej jakiś gazowany napój). W tle znajduje się teatr. Zaraz przyszedł do nas jakiś miły chłopak i podarował bilety na przedstawienie ;) Pierwszy kontakt z irańczykami i jesteśmy nimi zachwyceni ;) Możemy potwierdzić to, co wszyscy piszą w relacjach - bardzo otwarci, uśmiechnięci ludzie, którzy są ciekawi świata.

Image

Image

Image
Podróżowanie metrem. Wchodzimy różnymi wejściami i spotykamy się w połowie drogi przy drzwiach :) Nic strasznego. Gorzej to wygląda w dzień roboczy, kiedy w metrze jest mnóstwo ludzi, trzeba walczyć o wejście, a potem o wyjście heh Z dużymi plecakami nie jest to takie łatwe ;) No i trzeba się dogadać dokładnie, gdzie wysiąść, bo nie ma kontaktu wzrokowego.
Czas na wypoczynek, dobry sen, bo jutro jedziemy do Kaszan ;)

Przydatne informacje:
Koszt wizy dla 2 osób - 100 EUR
Hotel Gollestan - Lokalizacja koszt: 52$
Metro to jakieś groszowe sprawy, a koszt przejazdu taxi z ostatniej linii metra do lotniska - 200 tysięcy riali (ok. 25 zł)Kaszan

Następnego dnia udajemy się na dworzec południowy. Od razu po wyjściu z taksówki pojawiają się panowie, którzy na słowo Kaszan energicznie reagują i postanawiają nas zwerbować do swoich autokarów. Problem w tym, że pracują w konkurencyjnych firmach :D Idą z nami szybkim krokiem w stronę dworca pewni, że to właśnie z usług ich firmy skorzystamy. W budynku postanawiają wyjaśnić sobie, kto nas zgarnia i tak od spokojnej wymiany zdań aż do przepychanki :) Aż ochroniarz musiał ich rozdzielać. W końcu jeden z nich daje za wygraną. Proszę tutaj do kasy, kupcie bilecik i zapraszam do autobusu. Droga do Kaszan zajmuje 3,5 h. Cały czas jedziemy autostradą. Ruch przeogromny, przepisów brak. Nie polecamy siadania na przednich fotelach - wiadomo, widok najlepszy, można podziwiać całą drogę... I w tym właśnie problem. Nie jest to warte tego stresu, bo jeżdżenie w Iranie rządzi się swoimi prawami, podjeżdżanie pod sam zderzak, trąbienie, mijanie się z innymi autami z tolerancją paru cm - standard. Na autostradzie są 3 pasy - autokar jedzie cały czas środkowym i nigdy nie zmienia pasów, podjeżdża pod sam zderzak i trąbi. Wtedy samochód przed nim zjeżdża na lewo albo prawo. Także polecam usiąść gdzieś w środku i bezstresowo spędzić czas podróży.

Image

Image
Podczas przejazdu obowiązkowa woda i słodkości w prezencie :) Po pewnym czasie już marzyliśmy, żeby nas zaskoczyli i dali coś słonego w autobusach... Nie ma szans. Słodycze to największa miłość irańczyków. Nawet duża część obiadów podawana jest na słodko ;)

Image

Nocowaliśmy w Ehsan Guest House, który polecany był w przewodniku LP, jak i w wielu relacjach z Iranu. I trzeba przyznać, że był to zdecydowanie najlepszy nocleg, jaki mieliśmy podczas naszej wyprawy. Nie dość że pokój bardzo klimatyczny, to jeszcze część wspólna guest house'u przepiękna, wygodne "leżanki", ćwierkające ptaszki, fontanna, woda, rybki, cisza, spokój. Polecam gorąco. Wart każdej ceny. Nie dokonywaliśmy żadnych rezerwacji, więc został tylko jeden pokój - prysznic, western toilet, dużo miejsca do odpoczynku. Cena 60$ zbita do 55 $ ;)

Image

Image

Image

Image
Część wypoczynkowa. Oczywiście w guest house śniadanie gratis. Wieczorem możliwość zjedzenia obiado-kolacji.

Image
Idziemy na bazar. Jest bardzo klimatycznie. Wszyscy mijani ludzie uśmiechają się i witają "Salam" :D

Image
Wejście na bazar.

Image

Image
Tea house

Image

Image

Image

Image
Przy wejściu do restauracji witają nas zdjęcia ajatollahów - po lewej lider Rewolucji Islamskiej, zmarły w 89r Chomeini, po prawej obecny Najwyższy Przywódca - Chamenei. Polecam tą restauracje. Na bazarze nie ma wielu, więc chyba nie powinno być problemu z trafieniem. Znajduje się w dawnej łaźni. Jest tam bardzo mało dań, więc można przypuszczać, że wszystko jest świeże. Ponadto można tam zapalić sziszę ;)

Image

Image

Image

Image
Szaszłyk z wątróbki już jest. Czekamy na Dizi.

Image
Chłopaszek pokazuje jak powinno się przygotować Dizi do jedzenia. Jak na Iran akurat to danie jest smaczne. Nie spodziewajcie się jakiś fajerwerków smakowych. Najbardziej popularnym daniem ulicznym jest kebab, czyli w wersji irańskiej jest to szaszłyk z talerzem suchego ryżu. Irańczycy gotują w domach, nie ma tam tradycji jedzenia w restauracjach. Nie jest to popularne. A często żeby znaleźć restauracje, trzeba zasięgnąć języka, bo są mocno skryte.

Image

Image
Dziewczyny naprzeciwko luzują się paląc sziszę :)

Image
A ta ekipa przyszła sobie z własnym arbuzem.

Image

Image

Image

Image

Image

Image


Dodaj Komentarz

Komentarze (14)

marcino123 28 czerwca 2015 11:50 Odpowiedz
żądam dokończenia tej relacji w dniu dzisiejszym ;)fajnie napisana, akurat na przekonanie lepszej połowy do wyjazdu do Iranu :D
vamamama 28 czerwca 2015 12:17 Odpowiedz
bardzo fajna relacja i zdjecia. zacheciles mnie do wizyty w Iranie;
krasnal 28 czerwca 2015 13:22 Odpowiedz
Super relacja. Planuję się tam wybrać od dłuższego czasu!
chaleanthite 28 czerwca 2015 22:32 Odpowiedz
Bardzo fajna i inspirujaca relacja!
masaperlowa-pl 28 czerwca 2015 22:53 Odpowiedz
super relacja i zdjęcia!
n00 29 czerwca 2015 00:01 Odpowiedz
hahahahaha xD to się uśmiałem ;] Ja też oszczędzam na połączeniu autobusowym. Zapewne to PB był dlatego, trzeba było do nich dopasować resztę biletów ^_^Widzę, że hondę wypożyczyliście ;-) i dzięki za relację, przynajmniej odhaczę następny arabski kraj, którego bym nie chciał zobaczyć.
atx 29 czerwca 2015 02:17 Odpowiedz
Widzę, że hondę wypożyczyliście ;-) i dzięki za relację, przynajmniej odhaczę następny arabski kraj, którego bym nie chciał zobaczyć.[/quote]tylko nie arabski, Irańczycy to Persowie i oburzają się jak tak o nich mówić
wojtas-88 29 czerwca 2015 10:02 Odpowiedz
Samochodu niestety nie wypożyczaliśmy. Nie ma sensu, jak przejazdy są takie tanie, a do miejsc trudno dostępnych zawsze taksówka dowiezie za odpowiednią cenę. Co do wypożyczania auta, to podobno w Iranie nie jest to takie proste. W hotelu spotkaliśmy małżeństwo podróżujące z rocznym dzieckiem. Opowiadali ile się namęczyli, żeby wypożyczyć auto. W końcu się udało, ale zajęło im to kilka dni i skończyło się na podpisaniu umowy potwierdzonej odciskami palców :) Śmiesznie. W ogóle nie myślcie sobie, że jak pojedziecie do Iranu zamiast Gruzji, to nie spotkacie na swojej drodze rodaków. Polacy byli w każdym hotelu w którym nocowaliśmy i mogę powiedzieć, że po japończykach, to właśnie polskich turystów widzieliśmy najczęściej.sranda napisał:Narzekasz na upał, ale Twoje czarne spodnie i ciemno-brązowy t-shirt raczej też nie pomagały. ;)Akurat T-shirt był dobry, oddychający :) Ale spodnie, racja, można było założyć lżejsze i bardziej przewiewne. Chciałem stopniować ubiór - potem coraz bardziej na południe, to myślałem, że będzie jeszcze cieplej heh. Ale to właśnie te 2 dni w Kaszanie były najcieplejszymi. Potem już temperatura nie przekraczała 30 stopni. Co do krótkich spodenek, to w Iranie można o nich zapomnieć. Chodziłem często w klapkach i to można uznać za progresowe, przynajmniej stopa mogła oddychać ;)
xladystarrrdustx 5 lipca 2015 15:07 Odpowiedz
Super relacja!Iran od dawna jest w pierwszej dziesiątce mojej listy krajów do odwiedzenia, a Twoja relacja jeszcze bardziej mnie zachęca.Czekam na dalszy ciąg z niecierpliwością.
krystoferson112 18 lipca 2015 13:14 Odpowiedz
"Mnóstwo zieleni, całe rodziny piknikują, jest genialna atmosfera. Nie ma alkoholu, żadnych podpitych wyrostków, jest rodzinnie, grają w piłkę, piją herbatę z termosu, wyjmują chlebki, jedzonko, rozmawiają, ludzie nie są wpatrzeni w komórki. Spędzają czas ze sobą a nie obok siebie" -To už se nevrátíti" jak śpiewała Helena Vondráčková :D . Relacja super- Iran oby jak najdłużej taki pozostał (amerykańskie brudne łapska precz od Iranu ;) )
wojtas-88 17 sierpnia 2015 18:03 Odpowiedz
Ciag dalszy napewno nastapi w najblizszym czasie ;)YazdW Yazd obmyslamy dalsze plany podrozy. Zostalo juz tylko pare dni, wiec albo zaglebiamy sie dalej w Iran i jedziemy do Shiraz albo czas zobaczyc troche tej pieknej iranskiej przyrody. Miast juz sie naogladalismy wiec wygrywa druga opcja. W Lonely Planet polecaja Doline Alamut, patrzymy na mape, hmmm troszke daleko, no ale tak czy siak trzeba bedzie jakos wrocic do Tehranu. Decyzja zapadla – jedziemy do Doliny Alamut i caly nastepny dzien przeznaczamy na powrot do Tehranu i jak bedzie jeszcze czas to od razu bierzemy transport do Qazvin, skad ruszaja safaris (to samo co grand taxi w Maroku, samochod osobowy do ktorego zaladowac mozna 6 osob  ) do miejscowosci polozonych w Dolinie Alamut. No wiec jak juz sie zdecydowalismy, to jak tu sie dostac do Tehranu? :D Moze sprobujemy pociagiem? Idziemy na jedna z glownych ulic prowadzacych do meczetu piatkowego, tam jest jakas agencja turystyczna, sa powywieszane informacje ze moga zalatwic bilety na busa, pociagi i zorganizowac jakies fajne tripy. Chlopaki sie nudza caly dzien, znajdzmy im jakas robote. Wchodzimy, mowimy o co nam chodzi – „nie ma problemu, juz zalatwiamy”. Heh jak sobie to zalatwianie przypomne to az mi sie smiac chce, najpierw jakies telefony, sprawdzaja w necie, net sie wiesza, raz jest, raz nie ma, dobra sprawdzili, jest o tej i o tej godzinie, juz bilecik wypisuje, ale zaraz chwila, chwila, mial byc na pociag. „Na pociag??”. No to od nowa sprawdzaja, dzwonia.. Pociagiem nie da rady, startuje jakos pozno w nocy, a my nie chcemy zarywac nocki. No to bus. Jest o 8, ale my nie wspolpracujemy z ta firma, wspolpracujemy z busem, ktory odjezdza o 10... dobra chlopaki, dzieki za poswiecone nam 40 minut, to jednak pojedziemy o 8 i kupimy bilet na dworcu. Ogolnie wszystko w bardzo milej atmosferze :)Pierwszy raz mielismy sprawdzona godzine odjazdu autobusu.... niepotrzebnie :D Zawsze przychodzilismy na dworzec, wchodzilismy do busa, pare minut i odjezdzalismy. A tutaj zbliza sie godzina 8, godzina odjazdu i tylko my jestesmy chetni do Tehranu. Autobus nie odjedzie, czekamy na innych chetnych. No i tak z godzinka spoznienia na samym poczatku. W koncu sie zebralo paru chetnych wiec jedziemy. Nie wierzcie co wam powiedza w kasie, czy wyczytacie w przewodniku LP – taka trasa to spokojnie 8 godzin, nie krocej. Standardowa przerwa w polowie drogi na jedzonko tez musi byc ;) Zejdzie sie troche. Na szczescie do Tehranu docieramy jak jeszcze jest jasno. Do zachodu slonca jakas godzinka. Bus jest niedaleko dworca wschodniego (wtedy jeszcze tego nie wiedzielismy), decydujemy sie na przejazd od razu do Qazvin. Im wiecej drogi pokonamy dzisiaj, tym jutro bedzie lzejszy dzien. Bierzemy takse do dworca wschodniego. I tak jak mowia niektorzy, nie wazne jacy cudowni i goscinni ludzie mieszkaja w danym kraju – taksowkarz pozostanie taksowkarzem. Bierzemy takse do dworca wschodniego, mowimy qazvin qazvin, tak tak zawioze – wyszlo tak ze nie dosc ze wypuscil nas kilometr od miejsca z ktorego odjezdzaja busy do Qazvin, to wypuscil nas przy postoju zwyklych taksowek, ktore biora dalekie parogodzinne kursy...Moze ma zmowe z ktoryms z taksowkarzy czy co. Nie wspominajac juz o tym ze obkrecil nas dookola, a tak naprawde wysiedlismy z busa niedaleko dworca wschodniego i gdybym troche lepiej znal miasto, to po prostu bysmy tam poszli te 5 min z buta :D Do Qazvin docieramy w 2 godzinki. Jest juz ciemno, ale nie przeszkadza nam to ani nie wzbudza zadnego niepokoju – w koncu czujemy sie tutaj bardzo bezpiecznie. Bierzemy taksoweczke za 6 zl do hotelu Iran. Ten hotel moge bardzo polecic ze wzgledu na niska cene, w przewodniku LP jest blad – napewno placilismy duzo taniej. Krotki spacerek po miescie, jakies zakupy, kolacja i od razu idziemy spac wymeczeni dluga podroza (prawie 800 km). Troche zdjec umieszcze wieczorem.
ewaolivka 27 sierpnia 2015 21:12 Odpowiedz
Super! I zdjęcia wspaniałe! :)
olajaw 10 września 2015 21:33 Odpowiedz
Naprawdę nietuzinkowy pomysł - gratuluję :D piękne zdjęcia!
japonka76 20 października 2015 14:18 Odpowiedz
Nie sądziłam, że tam jest aż tak ładnie.I przede wszystkim - bezpiecznie. A ludzie tacy otwarci i mili.Gratuluje pomysłu na podróż, i wszystkiego dobrego na nowej drodze życia :)