„Sometimes not getting what you want is a wonderful stroke of luck” – słowa wypowiedziane kiedyś przez Dalai Lamę mają idealne odniesienie to mojej ostatniej podróży. Tadzykistanu nie planowałem. Celem mojej podróży miała być kraina Ladakh w Indiach, ale jako, że nie dostałem wystarczającego długiego urlopu, postanowiłem skorzystać z rewelacyjnej promocji Turkish Airlines i za niewielkie pieniądze (1300zł) polecieć na dwa tygodnie do Tadzykistanu.
Wyjazd poprzedziły miesiące przygotowań, zbierania informacji, kupowania sprzętu, szukania hosta przez couchsurfing. 25 czerwca dotarłem Polskim Busem do Pragi skąd poleciałem do Stambułu, a następnego dnia do Duszanbe. Z lotniska odebrał mnie Buzurg – przesympatyczny student z Duszanbe, który przez cały tydzień się mną zajmował i sprawiał, że czułem się jak w domu. W Duszanbe miałem zostać tylko jedną noc i natychmiast udać się do Pamiru, ale niewyobrażalna wręcz gościnność Tadżyków uniemożliwiła mi wyjazd wcześniej niż po upływie tygodnia (z czego ostatecznie bardzo się cieszę, ale o tym później)
Przejazd z lotniska do mieszkania Buzurga to pierwsza okazja, aby bliżej spojrzeć na miasto. Szare, bardzo zniszczone blokowiska robią przygnębiające wrażenie. Tadżykistan jest najbiedniejszą z byłych republik radzieckich. Średni dochód na mieszkańca to około 120 USD miesięcznie. Złą sytuację gospodarczą kraju pogłębiła wojna domowa prowadzona w latach 92-97. Po upadku ZSRR, rządzące elity postkomunistyczne walczyły z ugrupowaniami, które opowiadały się w przekształcenie kraju w republikę islamską. Pięcioletni konflikt kosztował życie 70 tys ludzi. Zginął również wujek mojego gospodarza, Buzurga. Szedł do sklepu kiedy trafiła go zbłąkana kula. Ostatecznie rządzący od początku uzyskania niepodległości Emomali Rahmon, rządzi krajem do dziś. Jak mówi Buzurg, jest to dyktatura w najczystszej postaci – przeciwnicy polityczni są eliminowani, tak samo niezależni dziennikarze, rodzina prezydenta kontroluje najważniejsze sektory gospodarki i instytucje finansowe. Jednym słowem – mafia. Przejazd przez aleję Rudaki, najbardziej reprezentacyjną ulicę stolicy kraju, nie pozostawia wątpliwości, że oto znalazłem się w kraju autorytarnym – z billboardów i gmachów instytucji publicznych spoglądają na mnie wizerunki prezydenta dumnie stojącego wśród łanów zbóż.
Oto kilka widoczków z Duszanbe:
Osiedle mojego gospodarza, Buzurga
Akademia Medyczna w Duszanbe
Najwyższe budynki w Duszanbe
Z których rozpościera się ładny widok na miasto (wejście 5zł - łapówka dla ochroniarza)
:D
Festyn z okazji święta narodowego
Bazar:
Tytułowy "Złoty uśmiech Tadżykistanu"
;)
Będąc w temacie bezprawia, nie da się nie wspomnieć o korupcji, która ma w tym kraju wymiary wręcz kosmiczne. Policjanci stoją na każdym rogu ulicy i wyrywkowo zatrzymują samochód „do kontroli”. Kierowca jeszcze zanim wysiądzie, bierze do ręki banknot o nominale 10 Somoni (5zł), następnie wysiada, mówi stróżowi prawa Salom Alejkum (Dzień dobry), ściska mu rękę i wraca do samochodu. Cała operacja, w trakcie której banknot zmienia właściciela, trwa nie więcej niż 10 sekund. Kwota dla europejczyka śmieszna, przypomina to bardziej sytuację, w której dajemy panu policjantowi na chipsy. Jednak korupcja sięga również wyższych szczebli. Zagraniczne uczelnie przyznają bezpłatne stypendia tadzyckim studentom, w ramach rozmaitych programów wyrównywania szans – jednak aby zostać zaakceptowanym przez rektora uczelni, należy mu za te „bezpłatne” studia zapłacić i to całkiem niemało. Wyczuwam narastającą frustrację w głosie mojego gospodarza i nie dziwię mu się – bezsilność wobec tej walki z wiatrakami woła o pomstę do nieba
Turystów w zachodniej części kraju nie ma w ogóle. Jeżeli ktoś już przyjezdza do Tadzykistanu to za cel swojej podróży obiera Pamir. Znajduje to odzwierciedlenie w cenach – Pamir jest dostosowany do kieszeni zachodniego turysty, natomiast Duszanbe i zachodnia część kraju są śmiesznie tanie. Za jedno Somoni (ok. 60 gr) można dostać duży imbryk herbaty w restauracji, albo jechać pół godziny taksówką przez miasto. Obiad dla dwóch osób w restauracji (wraz z napojami) do wydatek ok. 15 zł Nie wszystko w Tadżykistanie jest jednak takie tanie – miesięczny dostęp do Internetu, o maksymalnej tutaj prędkości 5mb/s to wydatek rzędu 550 somoni, czyli ok. 260zł! (dla porównania w Polsce płacę 70zł za 120mb/s a i tak podobno mamy najdroższy Internet w Europie!
:D
Głównym powodem opóźnienia mojego wyjazdu do Pamiru jest to, że przyleciałem na samym początku trzydniowego święta narodowego, obchodzonego z okazji zakończenia pięcioletniej wojny domowej. W związku z tym obowiązkowe pozwolenie na podróż do Pamiru, udaje się uzyskać dopiero pod koniec tygodnia.
Razem z Buzurgiem jedziemy do jego rodzinnej wioski położonej wysoko w górach fańskich, na północy kraju. Podróż z trwa 4 godziny, choć przez półtorej godziny czekamy jeszcze aż taksówka zapełni się pasażerami. Upały są nie do zniesienia. Latem w Duszanbe temperatury w cieniu wynoszą około 42 stopni w cieniu, a w słońcu nawet 56!
Wycieczka do wioski Chore jest moim najlepszym doświadczeniem z całego wyjazdu. Po drodze zatrzymujemy się jeszcze w miejscowości Sarvoda i na miejscowym bazarze kupujemy jedzenie dla rodziny Buzurga i zabawki dla dzieciaków. Dwa kilo pomidorów, chleb, mięso, słodycze, cała siatka zabawek, a na plecach 50-litrowy plecak turystyczny – tak obładowany idę razem z Buzurgiem siedem kilometrów przez trudnodostępny górski teren. Na miejsce docieramy po 4 godzinach. Jestem prawie nieprzytomny, ale pyszna kolacja przygotowana przez jego rodzinę i uśmiechy obdarowanych dzieciaków wynagradzają wszystkie trudy podróży. Miejsce jest położone w malowniczej dolinie pośród strzelistych wierzchołków gór fańskich. Nie docierają tu nawet miejscowi obcy – widok białego turysty z Europy wzbudza olbrzymie zainteresowanie. Następnego dnia z Buzurgiem i jego kuzynem Azrorem, idziemy na całodniowy trekking w góry. Krajobraz Fańskich bardzo przypomina Alpy, z tą różnicą, że nie ma tam totalnie żadnych turystów.
Kilka widoczków:
Azror na osiołku
:)
Azror rzuca kapeluszem grzyba
:D
wioska Chore
kolacja w tradycyjnym, tadżyckim domostwie
:) Standardowy, tadżyckie posiłek składa się zazwyczaj z lepioszki - chleba przypominającego kształtem spód od pizzy, domowej roboty kefiru, miodu i owoców. Z ciepłych dań najpopularniejszy jest Osz, znany też pod rosyjską nazwą jako Płow, a także szaszłyki oraz Kurtob
Kurtob to danie, które podaje się na dużym półmisku, z którego wspólnie się je rękoma. Pieczywo podarte na kawałki, namoczone zostaje w gorącym maśle i mleku. Całość miesza się ze świeżymi warzywami oraz wołowiną. Pyszne!
Następnego dnia wracamy do Duszanbe, a po drodze zahaczamy o malowniczo położone jezioro Iskander Kul
ciąg dalszy już wkrótce..
;)Wracamy do Dushanbe
Po zmroku ulice Dushanbe zapełniają się ulicznymi sprzedawcami lepioszek, kukurydzy, orzeszków, gorących przekąsek, zimnych napoi, mlecznych koktajli itp.. Oficjalnie obowiązuje zakaz ulicznej sprzedaży, w praktyce nikt się do tego zakazu nie stosuje.
Myjnia dla... dywanów
:)
Lista dostępnych do sprzedaży kart sim. Co ciekawe niektóre numery były nawet kilkanaście razy droższe od innych. Buzurg tłumaczy, że to dlatego bo niektóre numery są wizualnie bardziej atrakcyjne, bądź łatwiejsze do zapamiętania (bo np. są trzy siódemki obok siebie)
:P
Buzurg zabiera nas do wesołego miasteczka. Jeździmy Diabelskim Młynem, serwisowanym po raz ostatni pewnie jeszcze za czasów Związku Radzieckiego
:D
Z jego szczytu rozpościera się bardzo ładna panorama miasta
Następnie Buzurg wraz ze swoimi przyjaciółmi zabiera mnie na wycieczkę w okolice miasta. Odwiedzamy tamę na rzece Wahsz, która zaopatruje w energię lektryczną 70% Tadzykistanu. Z betonowej konstrukcji, widocznej na zdjęciu zazwyczaj tryska olbrzymia kaskada wody. Niestety nie mamy szczęścia. Wodospad tego dnia jest "nieczynny"
Buzurg, ze swoim przyjacielem Hassanem, zabierają mnie do Hisar - ruin, któe ponoć mają już trzy tysiące lat. Bliższy rzut oka daje raczej wrażenie, ze obiekt został wybudowany trzy tygodnie temu
:P Niemniej widok z zamku jest imponujący.
Wewnątrz widocznych na zdjęciu zabudowań, można było zakupić miejscowe pamiątki, a także podziwiać tkacza dywanów w trakcie wykonywania swojego zawodu.
W drodze powrotnej zzatrzymujemy się w Norak - tadżyckich fiordach
;)
Kolejnego dnia żegnam się z Buzurgiem i odjeżdżam do Pamiru. Poniżej na zdjęciu - jezioro Sassyk Kul
Podróż z Duszanbe do Chorogu, terenową Toyotą Land Cruiser trwa 16 godzin i kosztuje 300 somoni (150zł) Po drodze jedzie się wzdłuż rzeki Pandż, będącej naturalną granicą Tadżykistanu i Afganistanu. Przez cały ten czas Afganistan mam na wyciągnięcie ręki.
Okolice majwiększego miasta Pamiru - Murgab
Pamir zajmuje jakieś 60% powierzchni Tadżykistanu, a zamieszkuje go zaledwie 3% ludności kraju. Murgab będący w tych realiach metropolią, ma ok. 30 tys. mieszkańców.
Wschód... księżyca
;)
70-80% mieszkańców Pamiru stanowią Kirgizi. W okolicach miasta Murbog można spotkać wiele ich jurt.
w drodze do Langar - Widok na Hindukusz afgański
Widoczni na zdjęciu Koreańczycy, wyruszyli w swoją podróż 8 miesięcy temu. Wystartowali w Singapurze, przejechali Malezję, Tajlandię, Birmę, Chiny, a do końca roku chcą dojechać do Europy! Takich śmiałków można spotkać na Pamir Highway
;)
ktoś zna łatwy i szybki sposób na to aby zdjęcia były mniejsze?
:D dodawanie przez tinypic zajmuje dużo czasu, a od takich rozmiarów można dostać oczopląsu...
Eh, pamiętam Tadżykistan, byłem w 2009 i także zaznałem niesamowitej gościnności człowieka, z którym przekraczałem pieszo granicę z Uzbekistanu. Zaprosił mnie do domu i spędziłem wspaniały czas z jego rodziną.Także pamiętam ogromne łapówkarstwo w Duszanbe. Akurat jeździłem nocą jak nasz kierowca rozwoził ludzi do domów. Zapłacił wtedy tyle łapówek na różnych drogach, że mnie już nie chciał odstawiać na lotnisko bo by cały zarobek stracił.Na lotnisku przy sprawdzaniu bagażu pytali się mnie czy zostały mi jakieś somoni i jak powiedziałem, że tak to zapytali się czy mogę im oddać
:). Powiedziałem nie i kupiłem coś w sklepiku.
Do dalszej relacji będę mógł się zabrać najwcześniej we wtorek rano, a tymczasem zostawiam tutaj rewelacyjny film promocyjny, który mam nadzieję zachęci Was do odwiedzenia tego niesamowitego kraju
;)https://vimeo.com/28990632
Wyjazd poprzedziły miesiące przygotowań, zbierania informacji, kupowania sprzętu, szukania hosta przez couchsurfing. 25 czerwca dotarłem Polskim Busem do Pragi skąd poleciałem do Stambułu, a następnego dnia do Duszanbe. Z lotniska odebrał mnie Buzurg – przesympatyczny student z Duszanbe, który przez cały tydzień się mną zajmował i sprawiał, że czułem się jak w domu. W Duszanbe miałem zostać tylko jedną noc i natychmiast udać się do Pamiru, ale niewyobrażalna wręcz gościnność Tadżyków uniemożliwiła mi wyjazd wcześniej niż po upływie tygodnia (z czego ostatecznie bardzo się cieszę, ale o tym później)
Przejazd z lotniska do mieszkania Buzurga to pierwsza okazja, aby bliżej spojrzeć na miasto. Szare, bardzo zniszczone blokowiska robią przygnębiające wrażenie. Tadżykistan jest najbiedniejszą z byłych republik radzieckich. Średni dochód na mieszkańca to około 120 USD miesięcznie. Złą sytuację gospodarczą kraju pogłębiła wojna domowa prowadzona w latach 92-97. Po upadku ZSRR, rządzące elity postkomunistyczne walczyły z ugrupowaniami, które opowiadały się w przekształcenie kraju w republikę islamską. Pięcioletni konflikt kosztował życie 70 tys ludzi. Zginął również wujek mojego gospodarza, Buzurga. Szedł do sklepu kiedy trafiła go zbłąkana kula.
Ostatecznie rządzący od początku uzyskania niepodległości Emomali Rahmon, rządzi krajem do dziś. Jak mówi Buzurg, jest to dyktatura w najczystszej postaci – przeciwnicy polityczni są eliminowani, tak samo niezależni dziennikarze, rodzina prezydenta kontroluje najważniejsze sektory gospodarki i instytucje finansowe. Jednym słowem – mafia. Przejazd przez aleję Rudaki, najbardziej reprezentacyjną ulicę stolicy kraju, nie pozostawia wątpliwości, że oto znalazłem się w kraju autorytarnym – z billboardów i gmachów instytucji publicznych spoglądają na mnie wizerunki prezydenta dumnie stojącego wśród łanów zbóż.
Oto kilka widoczków z Duszanbe:
Osiedle mojego gospodarza, Buzurga
Akademia Medyczna w Duszanbe
Najwyższe budynki w Duszanbe
Z których rozpościera się ładny widok na miasto (wejście 5zł - łapówka dla ochroniarza) :D
Festyn z okazji święta narodowego
Bazar:
Tytułowy "Złoty uśmiech Tadżykistanu" ;)
Będąc w temacie bezprawia, nie da się nie wspomnieć o korupcji, która ma w tym kraju wymiary wręcz kosmiczne. Policjanci stoją na każdym rogu ulicy i wyrywkowo zatrzymują samochód „do kontroli”. Kierowca jeszcze zanim wysiądzie, bierze do ręki banknot o nominale 10 Somoni (5zł), następnie wysiada, mówi stróżowi prawa Salom Alejkum (Dzień dobry), ściska mu rękę i wraca do samochodu. Cała operacja, w trakcie której banknot zmienia właściciela, trwa nie więcej niż 10 sekund. Kwota dla europejczyka śmieszna, przypomina to bardziej sytuację, w której dajemy panu policjantowi na chipsy. Jednak korupcja sięga również wyższych szczebli. Zagraniczne uczelnie przyznają bezpłatne stypendia tadzyckim studentom, w ramach rozmaitych programów wyrównywania szans – jednak aby zostać zaakceptowanym przez rektora uczelni, należy mu za te „bezpłatne” studia zapłacić i to całkiem niemało. Wyczuwam narastającą frustrację w głosie mojego gospodarza i nie dziwię mu się – bezsilność wobec tej walki z wiatrakami woła o pomstę do nieba
Turystów w zachodniej części kraju nie ma w ogóle. Jeżeli ktoś już przyjezdza do Tadzykistanu to za cel swojej podróży obiera Pamir. Znajduje to odzwierciedlenie w cenach – Pamir jest dostosowany do kieszeni zachodniego turysty, natomiast Duszanbe i zachodnia część kraju są śmiesznie tanie. Za jedno Somoni (ok. 60 gr) można dostać duży imbryk herbaty w restauracji, albo jechać pół godziny taksówką przez miasto. Obiad dla dwóch osób w restauracji (wraz z napojami) do wydatek ok. 15 zł
Nie wszystko w Tadżykistanie jest jednak takie tanie – miesięczny dostęp do Internetu, o maksymalnej tutaj prędkości 5mb/s to wydatek rzędu 550 somoni, czyli ok. 260zł! (dla porównania w Polsce płacę 70zł za 120mb/s a i tak podobno mamy najdroższy Internet w Europie! :D
Głównym powodem opóźnienia mojego wyjazdu do Pamiru jest to, że przyleciałem na samym początku trzydniowego święta narodowego, obchodzonego z okazji zakończenia pięcioletniej wojny domowej. W związku z tym obowiązkowe pozwolenie na podróż do Pamiru, udaje się uzyskać dopiero pod koniec tygodnia.
Razem z Buzurgiem jedziemy do jego rodzinnej wioski położonej wysoko w górach fańskich, na północy kraju. Podróż z trwa 4 godziny, choć przez półtorej godziny czekamy jeszcze aż taksówka zapełni się pasażerami. Upały są nie do zniesienia. Latem w Duszanbe temperatury w cieniu wynoszą około 42 stopni w cieniu, a w słońcu nawet 56!
Wycieczka do wioski Chore jest moim najlepszym doświadczeniem z całego wyjazdu. Po drodze zatrzymujemy się jeszcze w miejscowości Sarvoda i na miejscowym bazarze kupujemy jedzenie dla rodziny Buzurga i zabawki dla dzieciaków. Dwa kilo pomidorów, chleb, mięso, słodycze, cała siatka zabawek, a na plecach 50-litrowy plecak turystyczny – tak obładowany idę razem z Buzurgiem siedem kilometrów przez trudnodostępny górski teren. Na miejsce docieramy po 4 godzinach. Jestem prawie nieprzytomny, ale pyszna kolacja przygotowana przez jego rodzinę i uśmiechy obdarowanych dzieciaków wynagradzają wszystkie trudy podróży. Miejsce jest położone w malowniczej dolinie pośród strzelistych wierzchołków gór fańskich. Nie docierają tu nawet miejscowi obcy – widok białego turysty z Europy wzbudza olbrzymie zainteresowanie. Następnego dnia z Buzurgiem i jego kuzynem Azrorem, idziemy na całodniowy trekking w góry. Krajobraz Fańskich bardzo przypomina Alpy, z tą różnicą, że nie ma tam totalnie żadnych turystów.
Kilka widoczków:
Azror na osiołku :)
Azror rzuca kapeluszem grzyba :D
wioska Chore
kolacja w tradycyjnym, tadżyckim domostwie :) Standardowy, tadżyckie posiłek składa się zazwyczaj z lepioszki - chleba przypominającego kształtem spód od pizzy, domowej roboty kefiru, miodu i owoców. Z ciepłych dań najpopularniejszy jest Osz, znany też pod rosyjską nazwą jako Płow, a także szaszłyki oraz Kurtob
Kurtob to danie, które podaje się na dużym półmisku, z którego wspólnie się je rękoma. Pieczywo podarte na kawałki, namoczone zostaje w gorącym maśle i mleku. Całość miesza się ze świeżymi warzywami oraz wołowiną. Pyszne!
Następnego dnia wracamy do Duszanbe, a po drodze zahaczamy o malowniczo położone jezioro Iskander Kul
ciąg dalszy już wkrótce.. ;)Wracamy do Dushanbe
Po zmroku ulice Dushanbe zapełniają się ulicznymi sprzedawcami lepioszek, kukurydzy, orzeszków, gorących przekąsek, zimnych napoi, mlecznych koktajli itp.. Oficjalnie obowiązuje zakaz ulicznej sprzedaży, w praktyce nikt się do tego zakazu nie stosuje.
Myjnia dla... dywanów :)
Lista dostępnych do sprzedaży kart sim. Co ciekawe niektóre numery były nawet kilkanaście razy droższe od innych. Buzurg tłumaczy, że to dlatego bo niektóre numery są wizualnie bardziej atrakcyjne, bądź łatwiejsze do zapamiętania (bo np. są trzy siódemki obok siebie) :P
Buzurg zabiera nas do wesołego miasteczka. Jeździmy Diabelskim Młynem, serwisowanym po raz ostatni pewnie jeszcze za czasów Związku Radzieckiego :D
Z jego szczytu rozpościera się bardzo ładna panorama miasta
Następnie Buzurg wraz ze swoimi przyjaciółmi zabiera mnie na wycieczkę w okolice miasta. Odwiedzamy tamę na rzece Wahsz, która zaopatruje w energię lektryczną 70% Tadzykistanu. Z betonowej konstrukcji, widocznej na zdjęciu zazwyczaj tryska olbrzymia kaskada wody. Niestety nie mamy szczęścia. Wodospad tego dnia jest "nieczynny"
Buzurg, ze swoim przyjacielem Hassanem, zabierają mnie do Hisar - ruin, któe ponoć mają już trzy tysiące lat. Bliższy rzut oka daje raczej wrażenie, ze obiekt został wybudowany trzy tygodnie temu :P Niemniej widok z zamku jest imponujący.
Wewnątrz widocznych na zdjęciu zabudowań, można było zakupić miejscowe pamiątki, a także podziwiać tkacza dywanów w trakcie wykonywania swojego zawodu.
W drodze powrotnej zzatrzymujemy się w Norak - tadżyckich fiordach ;)
Kolejnego dnia żegnam się z Buzurgiem i odjeżdżam do Pamiru. Poniżej na zdjęciu - jezioro Sassyk Kul
Podróż z Duszanbe do Chorogu, terenową Toyotą Land Cruiser trwa 16 godzin i kosztuje 300 somoni (150zł) Po drodze jedzie się wzdłuż rzeki Pandż, będącej naturalną granicą Tadżykistanu i Afganistanu. Przez cały ten czas Afganistan mam na wyciągnięcie ręki.
Okolice majwiększego miasta Pamiru - Murgab
Pamir zajmuje jakieś 60% powierzchni Tadżykistanu, a zamieszkuje go zaledwie 3% ludności kraju. Murgab będący w tych realiach metropolią, ma ok. 30 tys. mieszkańców.
Wschód... księżyca ;)
70-80% mieszkańców Pamiru stanowią Kirgizi. W okolicach miasta Murbog można spotkać wiele ich jurt.
w drodze do Langar - Widok na Hindukusz afgański
Widoczni na zdjęciu Koreańczycy, wyruszyli w swoją podróż 8 miesięcy temu. Wystartowali w Singapurze, przejechali Malezję, Tajlandię, Birmę, Chiny, a do końca roku chcą dojechać do Europy! Takich śmiałków można spotkać na Pamir Highway ;)