+2
prodrewno 31 sierpnia 2015 22:53
Ten wyjazd miał być małą odskocznią od dnia codziennego, taki weekend bez radia, telefonów, internetu itp. Po prostu odpoczynek dla umysłu.
Na wypad wybraliśmy się we trzech: ja, Marek i Piotrek, bez rodzin. Wiedzieliśmy, że będzie bardzo intensywnie, "dziko", spontanicznie, a to nie są najlepsze warunki dla kilkuletnich dzieci i matek, które zapewne bardzo by się o nie martwiły.

Kierunek: Norwegia
Cel: zobaczyć Preikestolen i powłóczyć się nieco po okolicy
Środki: minimalne

Planowania za wiele nie było, no może poza optymalnymi zakupami jedzenia, którego musiało nam wystarczyć na cały wyjazd. Wypad rozpoczęliśmy więc dzień wcześniej na wspólnej wizycie w markecie spożywczym z listą zakupów w ręku. Przez najbliższe dni będziemy jedli: kiełby, konserwy turystyczne, chleb razowy, zupki chińskie, kabanosy, czekoladę, wafelki, batony i kilka jabłek. Niestety mały bagaż podręczny (Wizzair) nie daje wielkich możliwości co do objętości, więc całe jedzenie i pozostały ekwipunek podzieliliśmy na trzy plecaki. Oprócz materiału na posiłki spakowaliśmy śpiwory, bluzy, kurtki (które ostatecznie się nie przydały) oraz plandekę 3x4 m i sznurek (zamiast namiotu) i folie NRC (zamiast karimat).


21.08 - piątek

Startujemy planowo z Gdańskiego lotniska, pierwsze co rzuca się w oczy to fakt, że samolot okupują nie tylko ludzie jadący do pracy, ale też podobni nam piechurzy. 20 do 30% to pasażerowie z obszernymi plecakami, w butach trekkingowych i sportowych ubraniach. Podczas odprawy przekonuję się, że gigantyczny plecak o pojemności 60l da się przewieźć w powiększonym bagażu kabinowym, kilkoro współpasażerów umiejętnie operuje takimi gabarytami podczas wsuwania do koszy wymiarowych linii lotniczej - z tego co obserwujemy to wszystkim się udaje.
W Stavanger lądujemy po 17:30. Wyjście z lotniska, obranie kierunku do główniejszej drogi i polujemy na stopa. Trzech kolesi, wszyscy brodaci, opleceni plecakami, ale uśmiechnięci. Przejeżdża może z 10 aut i zatrzymuje się kilkuletnia Skoda Superb, a w niej nasz rodak. Kolega z Polski mieszka w Norwegii od jakiegoś czasu, a jakieś dwa lata temu podjął decyzję, że zostaje na stałe. Mimo młodego wieku, widać, że wie czego chce, ma konkretne cele i chce je realizować. Pozytywny przykład Polaka na emigracji. Po kilkudziesięciu minutach docieramy do centrum Stavanger. Jest piątek, późne popołudnie a miasto wygląda jak umarłe. Dopiero po dotarciu do ścisłego centrum obserwujemy wzmożony ruch pieszy. Naszym celem jest w tym momencie zakup noża oraz odnalezienie przystani promowej. Ten pierwszy osiągamy w dość krótkim czasie. W jednym z niewielkich centrów handlowych, w sklepie ze sprzętem kuchennym udaje się nam kupić niezłej jakości nóż za niecałe 70 koron. (szukaliśmy opcji najtańszej z możliwych i małym szokiem było to, że najtańszy nóż w sklepie był niezwykle ostry i Made in Brazil - czyżby w bogatej Norwegii społeczeństwo zupełnie odrzuciło tanią "chńszczyznę"? - jestem w stanie uwierzyć, że tak. Kierunek przystań, jesteśmy na promie do miejscowości Tau. Podczas podróży mijamy porwane połacie ziemi i różnej wielkości wysepki. W oddali widać zalesione skały, a to dla nas dobry znak - będzie do czego zamocować plandekę. Wysiadamy w Tau, stąd tylko kilkanaście kilometrów do Jorpeland gdzie rozpocznie się nasza właściwa wędrówka w kierunku słynnej atrakcji. Karton z nazwą miejscowości gotowy (skąd go zdobyliśmy w tak czystym kraju może nie będę pisał, ale zapewne można się domyślić:) ) Auto zatrzymuje się po niespełna 5 minutach. W środku młoda Norweżka, która udziela nam kilku wskazówek co do obozowania i podwozi pod samo skrzyżowanie z odbiciem na Preikestolen. W trakcie rozmowy dziewczyna używa sformułowania, które zapadło mi w pamięć - "tutaj wszędzie jest pięknie". Świetnie to brzmi i jak się później okaże, jest to całkowita prawda. Kierujemy się asfaltem w górę. W pewnym momencie zgodnie stwierdzamy, że powoli zaczyna zachodzić słońce, a ogarnięcie miejsca na nocleg po zmroku nie byłoby najlepszym pomysłem. Zadanie okazuje się jednak nie do końca oczywiste.
Teren w większości jest albo nierówny, a wręcz stromy, albo podmokły albo ogrodzony. Mija dobre kilkadziesiąt minut zanim zagłębiamy się w las i znajdujemy miejsce w miarę płaskie, suche i bez trawy wysokiej na 70 cm. Jednym słowem szok, przecież w Norwegi "prawie wszędzie można biwakować", pomiędzy słowami "można" a "da się" jest jednak spora różnica.
Plandeka rozwieszona, mech w miarę miękki, będzie ok. Po kolacji w postaci kiełbasy z ognicha, nieco zmęczeni ale bardzo zadowoleni kładziemy się spać.


Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

[img]https://dl.dropboxusercontent.com/u/61500714/Norwegia%20-%20relacja/DSC_2296.jpg[img]

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image


22.08 - sobota

Noc w takich warunkach może do idealnych nie należy, ale "śpimy" do 8. Piszę w liczbie mnogiej chociaż Marek nie daje rady z powodu komarów nad twarzą i konarów pod plecami. Obiecujemy sobie, że kolejny obóz będzie zdecydowanie konkretniejszy. Ruszamy w górę. Śniadaniem raczymy się już u podnóża szlaku na Preikestolen, bezpośrednio przed "schroniskiem" jeśli można tak nazwać ekskluzywny ośrodek wypoczynkowy. W środku szwedzki stół z łososiem, jajkami w różnej postaci i gorącą kawą, natomiast u nas ciepła mielonka turystyczna, chleb razowy i czarna herbata bez cukru. Grunt to łyknąć trochę kalorii, żeby starczyło sił na całodzienne wędrowanie. Około godziny 10 jesteśmy już w drodze, dość późno co widać po sporej ilości piechurów na szlaku. Na trasie przetacza się cały przekrój różnych typów turystów, od matek z dziećmi, ludzi z psami na smyczy aż po biegaczy, którzy urządzają sobie trening na szlaku górskim. Odpocząć psychicznie podczas wędrówki w takim tłumie raczej się nie da, ale nieco się zmęczyć i chłonąć świetne widoki jak najbardziej tak. Po niecałych dwóch godzinach docieramy na miejsce. Samej półki skalnej opisywać nie trzeba gdyż w sieci są setki zdjęć ją obrazującą, jednak żadne z nich nie oddaje faktycznego gabarytu tego miejsca oraz niezwykle silnego wiatru szalejącego na szczycie. Na fotografiach widać najczęściej kilkadziesiąt osób na samej półce, jednak kolejne dwa razy tyle znajduje się przy krawędzi wewnętrznej i za głazami, gdyż wiatr nie pozwala na swobodną rozmowę, czy zjedzenie posiłku. Spędzamy na szczycie kilkanaście minut i ruszamy w dół. Po drodze mijaliśmy kilka tabliczek informujących o innych szlakach, mamy zamiar z jednej z nich skorzystać. Wybieramy drogę na Moslifjellet. Trasa jest zdecydowanie dziksza, miejscami bagnista, wąska czy kamienista, ale jednocześnie znacznie bardziej "prawdziwa". Powietrze – świeże, jakieś takie inne niż u nas nad morzem, gładkie wystające półki skalne, szum strumyków, poczucie przestrzeni i cisza to dla nas całkowite spełnienie oczekiwań względem tego wyjazdu. Odnośnie rzeczek mogę powiedzieć, że zostały przetestowane, piliśmy wodę bezpośrednio pobieraną z wielu różnych źródeł, niektórych z wodą prawie stojącą i w każdym z nich płynie prawdopodobnie woda zdatna do picia. Co prawda na nasz naturalny napój wołaliśmy żartobliwie "ameba", ale poza mchem i jakimiś drobinami ściółki raczej nic innego do żołądków nie trafiło. Niestety co dobre szybko się kończy i ograniczeni czasowo nie możemy sobie pozwolić na wykonanie pętli i powrót w okolice szosy następnego dnia. Późnym popołudniem decydujemy, że wracamy szukać miejsca na obóz w niedalekiej odległości od parkingu u dołu głównego szlaku. Zagłębiamy się około dwóch kilometrów w las, miejscami brodząc po kostki w mule aby ostatecznie natrafić na całkiem fajny spot na podwyższeniu skalnym, z widokiem na wodę, a jednocześnie z dala od innych obozowisk i cywilizacji. Mimo wszystko, na wszelki wypadek kamuflujemy ognisko pomiędzy skałami. Resztę dnia spędzamy na gotowaniu wody na zupę, budowaniu obozowiska i rozmowach przy gorzkiej żołądkowej (oczywiście popijanej wodą ze strumyka).


Image

Image

Image

Image

Image

Image

poranna higiena

Image

nawet nie do końca przekonani skusili się na wodę z rzeczki:)

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

nie było większego kłopotu żeby ktoś wykonał nam wspólne zdjęcie, język ojczysty wystarczył

Image

Image

Image

Image

Image

Image


Dodaj Komentarz

Komentarze (9)

japonka76 31 sierpnia 2015 23:06 Odpowiedz
Prawdziwa męska przygoda :D
sjk 31 sierpnia 2015 23:30 Odpowiedz
Zdjęcie na którym jeden z Was nalewa wodę ze strumyka do butelki. Nazwa "Kropla Beskidu" nabiera nowego, prawdziwego znaczenia :)
higflyer 1 września 2015 23:01 Odpowiedz
Zbudowaliście domek na drzewie?
prodrewno 2 września 2015 07:56 Odpowiedz
Higflyer napisał:Zbudowaliście domek na drzewie?niee:), ten domek lub cokolwiek to było, istniał niedaleko naszego miejsca, pewnie dla myśliwego
maczala1 2 września 2015 08:47 Odpowiedz
@prodrewnoNie wiem czy Panowie jesteście świadomi ale mieliście prawdziwego farta z pogodą. Tegoroczne lato było w Norwegii najgorsze od dłuższego okresu. Nawet Norwegowie narzekali na pogodę, a to już o czymś świadczy. W tym roku deszczu było wyraźnie więcej niż standardowo, a standardowo też jest dużo. Znaczne polepszenie przyszło dopiero w drugiej połowie sierpnia, podczas gdy w "normalnym" sezonie druga połowa sierpnia to już tam z reguły jest jesień. Można powiedzieć, że lepiej nie mogliście trafić z terminem takiej eskapady :)
mordek 2 września 2015 09:43 Odpowiedz
Dokładnie! Byłem w lipcu i praktycznie cały czas padało. Zazdroszczę pogody!Super relacja!
michal-pabis 2 września 2015 22:44 Odpowiedz
troszke odbiegne od tematu,wybieram sie w najblizszy weekend do Sandefjord i moje pytanie brzmi czy mozna rozpalac ognisko w tym okresie? Oczywiscie nie w lesie ani na skałach, tylko na jakiejs polanie lub w miejscu gdzie nie ma drzew?
prodrewno 3 września 2015 09:16 Odpowiedz
Michal Pabis napisał:troszke odbiegne od tematu,wybieram sie w najblizszy weekend do Sandefjord i moje pytanie brzmi czy mozna rozpalac ognisko w tym okresie? Oczywiscie nie w lesie ani na skałach, tylko na jakiejs polanie lub w miejscu gdzie nie ma drzew?Mieliśmy ten sam dylemat. Zapytaliśmy tej Norweżki widocznej na jednym ze zdjęć o ogniska i ich legalność i w odpowiedzi powiedziała, że ona od czasu do czasu obozuje na dziko i zawsze pali ognisko...chyba sama do końca nie wiedziała czy, kiedy i gdzie można palić ogień.Tak czy inaczej my staraliśmy się nie eksponować za bardzo ognia i bardzo ale to bardzo go pilnować - ściółka jest niezwykle sucha i ogień bez problemu się rozprzestrzeniał. Mijaliśmy kilka obozowisk po drodze i w okolicach każdego były miejsca po paleniu ognia.Jak jest opcja to polecam palić ogień na dużym kamieniu, skale itp.
cypel 3 września 2015 09:42 Odpowiedz
"Nie wolno rozpalać ognisk w terenach zalesionych i blisko nich w okresie od 15 kwietnia do 15 września. Należy zachować szczególną ostrożność przy rozpalaniu ogniska w pozostałych okresach roku."http://www.visitnorway.com/pl/o-norwegi ... o-dostepu/