Zapraszam na relację z podróży po Ugandzie. Termin: 09/10 - 23/10/2015 r. Podróż samolotem zaczynamy w Pradze.
Przesiadkę mamy w Stambule. Stamtąd lecimy na lotnisko w Entebbe z międzylądowaniem w Kigali.
DZIEŃ PIERWSZY Do Ugandy docieramy w środku nocy. Wita nas deszcz i burza z piorunami (pierwsze zaskoczenie). Kolejną niespodzianką była cena wizy, która wynosiła 100$/os. (z naszych informacji wynikało, że będzie to koszt o połowę niższy
:cry: ). Dowiadujemy się, że 1/07/2015 r. nastąpiła podwyżka. Pierwszy nocleg mieliśmy zarezerwowany w Kampali w Red Chilli Hideaway. Stamtąd też zamówiliśmy transport z lotniska. Na miejsce docieramy jeszcze w nocy, więc czas do rana spędzamy na tarasie. Dalej siąpi deszcz. Na szczęście wraz z nadejściem dnia udostępniają nam pokój. Tam postanawiamy się jeszcze chwilę zdrzemnąć. Po przebudzeniu wita nas słońce i upał. Ogarniamy się i jedziemy do centrum Kampali. Samochód zawozi nas do centrum handlowego (Garden City), gdzie przeżywamy kolejne zaskoczenie. Przed wjazdem na parking auto zostaje poddane kontroli na zawartość materiałów wybuchowych i broni. Ochroniarze posiadają broń (jak się później okazuje jest to częsty atrybut - mają ją zarówno strażnicy w parkach jak i strażnicy parkingowi czy bankowi). Ponieważ centrum handlowe to trzy sklepy na krzyż, wymieniamy kasę, jemy jakiś obiad i udajemy się spacerem do siedziby UWA, celem zakupienia permitów na goryle. Nad miastem krążą ogromne marabuty. Po wszystkim okazuje się, że nie zostało nam wiele czasu do spotkania z kierowcą, który ma nas odwieźć z powrotem z GC do RCH, dlatego decydujemy się na przejazd podstawowym środkiem transportu w Ugandzie, czyli motocyklem zwanym boda boda. W sumie jedzie nas trójka - kierowca + nas dwoje, jako pasażerowie. Po dotarciu do RCH zaczynamy organizować transport na następny dzień. Chcemy dostać się do parku Murchinson Falls. Sprawa okazuje się nie być taka łatwa, ponieważ w Ugandzie jest dosyć słaba komunikacja publiczna. Tym sposobem moglibyśmy się dostać jedynie do Masindi, później trzeba by organizować coś prywatnie. Ostatecznie decydujemy się na pokonanie całej trasy z Kampali do parku taksówką - koszt dzielony między nas i dwóch poznanych w RCH Holendrów.
Wydatki: transport z lotniska do Red Chili - 30$ nocleg (pokój 2 os. bez łazienki) - 33$ transport z Red Chili do centrum handlowego - gratis, powrót 30 tys. UGX obiad (2 os. z napojami) - 70 tys. UGX przejazd boda boda (ok. 3 km) - 5 tys. UGX 1 tys. UGX = ok. 1 zł
CDN.DZIEŃ DRUGI Wstajemy jeszcze przed świtem. Opuszczenie pokoju okazuje się nie lada wyzwaniem
;) Musimy przedzierać się przez "stado" latających mrówek, które znika po wschodzie słońca.
Po śniadaniu wyruszamy w drogę do Murchinson Falls National Park, gdzie planujemy zostać na trzy noce. Przed nami ponad 270 km jazdy. Do Masindi prowadzi asfaltowa droga, później - już tylko utwardzona. Widoki po drodze są niesamowite, uderza różnorodność i egzotyka
:) Po wyjeździe z Kampali widać większą biedę, liczne w stolicy boda boda coraz częściej zastępują rowery. Lunch jemy w Masindi. W naszym menu pojawia się sztandarowe ugandyjskie danie - rolex
:) (zawijany naleśnik z jajkiem). Po przekroczeniu bram parku...
otwiera się przed nami świat zwierząt
:) Na drodze koczują małpy.
Docieramy do Red Chilli Rest Camp, który usytuowany jest na terenie Murchinson Falls. Wynajmujemy domek typu twin banda. Od razu poznajemy niektórych naszych sąsiadów:
Po zakwaterowaniu, degustujemy ciasto dnia (tym razem bananowe
:mrgreen: ) upajając się widokiem
Po popołudniowym deszczu w nagrodę dostajemy tęczę
:)
Jeszcze przed snem załatwiamy sobie samochód i przewodnika na zwiedzanie parku i poznawanie dalszych jego mieszkańców
:)
Wydatki: transport taksówką z Kampali do parku - 450 tys. UGX (dzielony na 4 osoby) wstęp do parku - 40$/os./dzień nocleg - 38$ za domek ciasto dnia - 5 tys. UGX inne przykładowe ceny - cola 2,5 tys. UGX, piwo 5 tys. UGX, duża woda 2 tys. UGX
CDN.DZIEŃ TRZECI Całą noc pada deszcz. Wstajemy przed świtem. Idziemy do baru odebrać zamówiony dzień wcześniej pakiet śniadaniowy. Znalezienie tego właściwego okazje się nie lada wyzwaniem
;)
Po posiłku idziemy na prom. Musimy dostać się na drugi brzeg Nilu, gdzie czeka na nas samochód i przewodnik, a w zasadzie przewodniczka. Niestety wciąż pada i jest chłodno
:roll: Mijamy niezliczoną ilość dalszych lub bliższych kuzynów saren
;) oraz bawoły.
Wszystko ładnie, ale zastanawiamy się gdzie są prawdziwe zwierzęta?
;) Pogoda nadal nam nie sprzyja...
za to szczęście i owszem
:) Naszym oczom ukazuje się sam KRÓL
:mrgreen: . Leży niewzruszony faktem, że wokół zbiera się coraz więcej samochodów...
Później wypatrujemy jeszcze słonie, do których dojeżdżamy nielegalnie, zjeżdżając z wytyczonego szlaku. Kara za to wynosi 50$. My jeździmy parkowym samochodem, więc żyjemy nadzieją, że nas to nie dotyczy
;) Słonie okazują się dosyć nieśmiałe
;) Oglądamy je przez krzaki...
CDN.DZIEŃ TRZECI kontynuacja Dalsza część safari obfituje w kolejne egzotyczne spotkania
:) (głównie żyraf, choć mignęła nam też hiena
:) )
Spotkanie lwa wydawało nam się wygranym losem na loterii, byliśmy naprawdę zachwyceni i myśleliśmy, że tego dnia już nic równie ekscytującego nas nie czeka
;) Nagle jednak kierowca ponownie zjechał ze szlaku, a naszym oczom ukazała się kocia rodzina
:mrgreen:
Długo moglibyśmy podziwiać ten widok, jednak lwica uznała, że wystarczy i ruszyła w naszym kierunku. Trzeba, więc było się czym prędzej ewakuować
:) Wreszcie poprawiła się pogoda
Arekkk, dzięki
:)Arekkk napisał:Nakręcasz mnie na podobną eskapadędopiero zaczynam
;)Arekkk napisał:Afryka wciągamasz rację... akurat w Afryce byliśmy pierwszy raz (nie licząc oczywiście Egiptu
:D ) i na pewno tam wrócimy
:)
cypel, JarekGdynia, dziękuję
:)JarekGdynia napisał:Czy te latające mrówki są niebezpieczne? Czy tylko strasznie wyglądają a w rzeczywistości nie jest tak źle?chyba nie, nikt nas w każdym razie nie ostrzegał
;) odpadały im skrzydła i stawały się już zwykłymi mrówkami...
Bardzo się cieszę z waszej relacji. Zdjęcia super
:) W przyszłym roku wybieram się do Ugandy, a wiarygodnych informacji nie ma za dużo. O podwyższonej cenie wizy czytałem, ale może wiesz czy funkcjonuje ciągle wiza wschodnioafrykańska - 100$ za Ugandę,Kenię i Rwandę? Informacje na stronach są sprzeczne.
Pado, jasiub, dzięki
:)jasiub napisał:W przyszłym roku wybieram się do Ugandy, a wiarygodnych informacji nie ma za dużo.właśnie to jest powód, dla którego zdecydowałam się opisać akurat tę podróż
:)jasiub napisał:może wiesz czy funkcjonuje ciągle wiza wschodnioafrykańska - 100$ za Ugandę,Kenię i Rwandę?niestety nie wiem...
Jedynie te tropienie szympansów to moim zdaniem nie warte tej ceny. 150$ a szału nie było z tego co piszesz , no chyba że to wina Waszej przewodniczki. Może gdybyście mieli inną byłoby dużo ciekawiej. Reszta super, naprawdę zazdroszcze i czekam na więcej.
balajanek, JarekGdynia, dzięki
:)JarekGdynia napisał:Jedynie te tropienie szympansów to moim zdaniem nie warte tej ceny. 150$ a szału nie było z tego co piszesz , no chyba że to wina Waszej przewodniczki. Może gdybyście mieli inną byłoby dużo ciekawiej.masz rację, ale w sumie trudno stwierdzić czy z kimś innym wyglądałoby to inaczej... odjechaliśmy z parku zanim wróciła jakakolwiek grupa... może dlatego, że trudniej Im było znaleźć szympansy, a może dlatego, że właśnie mieli większą możliwość obcowania z nimi...
Super zdjęcia, zwierzęta rewelacyjne, i na wolności
:D Odnoszę wrażenie, że w Ugandzie nie jest jeszcze tak komercyjnie jak w Kenii. Bardzo zazdroszczę takiej przygody.
:)
Dewuska - świetna relacja i super zdjęcia
:D Czytam uważnie Twoją relację, w sierpniu wybieram się z chłopakiem na 3 tyg. do Ugandy i Rwandy, tyle że ja będę raczej korzystać z jakieś miejscowej agencji. Ale takie relacje, jak Twoja są dla mnie wyznacznikiem co warto zobaczyć, ile czasu tam poświęcić...To będzie nasza czwarta podróż do Czarnej Afryki, której ja nigdy nie mam dość
:lol: Z niecierpliwością czekam na ciąg dalszy!!
bednarzyk napisał:świetna relacja i super zdjęcia
:D dziękuję
:)bednarzyk napisał:Ale takie relacje, jak Twoja są dla mnie wyznacznikiem co warto zobaczyć, ile czasu tam poświęcić...cieszę się, że relacja może się komuś przydać
:)bednarzy napisał:To będzie nasza czwarta podróż do Czarnej Afryki, której ja nigdy nie mam dość nas też zachwyciła
:) małżonek już kombinuje jakąś kolejną podróż w tamtym kierunku
;)
dewuska napisał:małżonek już kombinuje jakąś kolejną podróż w tamtym kierunku
;)jeśli mogę coś polecić, to gorąco namawiam na Namibię i przy okazji Botswanę
:)
bednarzyk napisał:gorąco namawiam na Namibię i przy okazji Botswanęo! dzięki za sugestię... będziemy zgłębiać temat, choć ja jeszcze nie myślę o kolejnej podróży
;) poza tym mnie znów kusi Azja
:D będzie ciężko, jak przyjdzie czas wyboru
;)Japonka76 napisał:Rewelacja, znów jestem zachwycona. Zazdroszczę ogromnie tego spotkania z gorylamidzięki bardzo
:) goryle faktycznie robią wrażenie
:) ta Pani z Dubaju była drugi dzień pod rząd
:D
Świetna relacja, mogłabyś coś więcej powiedzieć o jedzeniu?
;) Zawsze ciekawi mnie możliwość próbowania lokalnej kuchni, częstowania się posiłkami od przyulicznych sprzedawców.A czy dobrze zrozumiałem, że za godzinną wyprawę do goryli płaciliście po 600 usd od osoby? 8)
Ależ się cieszę, że trafiłam na tę relację!Za trzy tygodnie lecę do Ugandy i wciąż się zastanawiam jak ułożyć trasę a teraz już sporo mi się rozjaśniło.Mam kilka pytań, może będziesz miała chwilkę, żeby coś podpowiedzieć
:)Mogłabyś napisać jak oceniasz wynajęcie samochodu z kierowcą na całość tej trasy? Zastanawiam się czy próbować ogarnąć niektóre odcinki transportem publicznym czy nie bawić się w to i brać samochód, szczególnie że mamy dość mało czasu. Jak oceniasz łatwość wynajęcia takiego auta? Spróbować zarezerwować coś wcześniej, jeszcze przed wyjazdem, czy na miejscu jest tak, że zawsze ktoś się napatoczy i nie powinno być problemu? Ile dni sugerowałabyś na Murchison a ile na QENP? Mam nadzieję, że nie zarzuciłam Cię pytaniami. Będę bardzo wdzięczna za wszelkie informacje
:)Pozdrawiam cieplutko!
hahah whisky z woreczka
:) od razu przypomniało mi się tanzańskie konyagi, które Masajowie też popijali z woreczka
:)nie wiem, czemu przewodnik podał Wam, że w Rwandzie permity na goryle są tańsze, gdyż dokładnie odwrotnie, w Ugandzie - 600 $, w Rwandzie - 750$Monika St - jak znajdziesz jakiegoś fajnego kierowcę z samochodem, proszę daj znać, też szukam, a może i inni skorzystają
:)
MonikaSt, nie ma za co
:)bednarzyk napisał:nie wiem, czemu przewodnik podał Wam, że w Rwandzie permity na goryle są tańsze, gdyż jest dokładnie odwrotnie, w Ugandzie - 600 $, w Rwandzie - 750$też nie wiem... może chodziło o jakieś permity spod lady
;) nie przywiązywałam do tego wagi za bardzo
;) teraz sprawdziłam i masz rację
:)
asdop, Arekkk, dzięki
:)Arekkk napisał:Licząc szybko po łebkach - mniej więcej ok. 6000-6500 zł na osobę, tak?nie licząc biletów lotniczych to tak, choć bliżej 6,5 tys.
;) może powiem inaczej, poza dodatkowymi wydatkami na parki, trzeba mieć mniej więcej tyle, co zawsze się zabiera ze sobą w podróż
;) u nas to ok. 2 tys. $... ciężko wskazywać konkretnie, bo wiadomo, że każdy ma różne wymagania
;)
Super relacja, naprawdę bardzo mi pomogła w zaplanowaniu pobytu. Lecimy w środę, zarezerwowaliśmy samochód z kierowcą za $65/ dzień, do tego trzeba doliczyć koszt paliwa. Nie wiem czy dużo to czy mało, jak mi w Etiopii mówili ceny $190/dzień/osoba, to te $65 bardzo mnie ucieszyło. Agencja boda boda tours z Kampali (nie podaję linku bo nie wiem czy tu można, ale w google na pierwszym miejscu). Cena była niby z polecenia, więc nie wiem czy faktycznie dla nas troszkę niższa, czy takie mają dla każdego. Póki co kontakt bardzo dobry, ale więcej napiszę po powrocie, czy polecam czy nie
:)
MonikaSt napisał:Super relacja, naprawdę bardzo mi pomogła w zaplanowaniu pobytu. cieszę się i życzę samych pozytywnych wrażeń
:)MonikaSt napisał:Lecimy w środę, zarezerwowaliśmy samochód z kierowcą za $65/ dzień, do tego trzeba doliczyć koszt paliwawydaje mi się, że to dobra cena
:) jak pisałam z tego, co orientowaliśmy się na miejscu, to za sam samochód ludzie płacili po 70$/dzień, spotkani Polacy za wynajęcie takiego busa, jak my (z kierowcą) płacili 90$/dzień
:) w dodatku Wy jedziecie niby w najwyższym sezonie
:)
Termin: 09/10 - 23/10/2015 r.
Podróż samolotem zaczynamy w Pradze.
Przesiadkę mamy w Stambule. Stamtąd lecimy na lotnisko w Entebbe z międzylądowaniem w Kigali.
DZIEŃ PIERWSZY
Do Ugandy docieramy w środku nocy. Wita nas deszcz i burza z piorunami (pierwsze zaskoczenie). Kolejną niespodzianką była cena wizy, która wynosiła 100$/os. (z naszych informacji wynikało, że będzie to koszt o połowę niższy :cry: ). Dowiadujemy się, że 1/07/2015 r. nastąpiła podwyżka.
Pierwszy nocleg mieliśmy zarezerwowany w Kampali w Red Chilli Hideaway. Stamtąd też zamówiliśmy transport z lotniska. Na miejsce docieramy jeszcze w nocy, więc czas do rana spędzamy na tarasie. Dalej siąpi deszcz. Na szczęście wraz z nadejściem dnia udostępniają nam pokój. Tam postanawiamy się jeszcze chwilę zdrzemnąć. Po przebudzeniu wita nas słońce i upał.
Ogarniamy się i jedziemy do centrum Kampali. Samochód zawozi nas do centrum handlowego (Garden City), gdzie przeżywamy kolejne zaskoczenie. Przed wjazdem na parking auto zostaje poddane kontroli na zawartość materiałów wybuchowych i broni. Ochroniarze posiadają broń (jak się później okazuje jest to częsty atrybut - mają ją zarówno strażnicy w parkach jak i strażnicy parkingowi czy bankowi).
Ponieważ centrum handlowe to trzy sklepy na krzyż, wymieniamy kasę, jemy jakiś obiad i udajemy się spacerem do siedziby UWA, celem zakupienia permitów na goryle. Nad miastem krążą ogromne marabuty. Po wszystkim okazuje się, że nie zostało nam wiele czasu do spotkania z kierowcą, który ma nas odwieźć z powrotem z GC do RCH, dlatego decydujemy się na przejazd podstawowym środkiem transportu w Ugandzie, czyli motocyklem zwanym boda boda. W sumie jedzie nas trójka - kierowca + nas dwoje, jako pasażerowie.
Po dotarciu do RCH zaczynamy organizować transport na następny dzień. Chcemy dostać się do parku Murchinson Falls. Sprawa okazuje się nie być taka łatwa, ponieważ w Ugandzie jest dosyć słaba komunikacja publiczna. Tym sposobem moglibyśmy się dostać jedynie do Masindi, później trzeba by organizować coś prywatnie. Ostatecznie decydujemy się na pokonanie całej trasy z Kampali do parku taksówką - koszt dzielony między nas i dwóch poznanych w RCH Holendrów.
Wydatki:
transport z lotniska do Red Chili - 30$
nocleg (pokój 2 os. bez łazienki) - 33$
transport z Red Chili do centrum handlowego - gratis, powrót 30 tys. UGX
obiad (2 os. z napojami) - 70 tys. UGX
przejazd boda boda (ok. 3 km) - 5 tys. UGX
1 tys. UGX = ok. 1 zł
CDN.DZIEŃ DRUGI
Wstajemy jeszcze przed świtem. Opuszczenie pokoju okazuje się nie lada wyzwaniem ;) Musimy przedzierać się przez "stado" latających mrówek, które znika po wschodzie słońca.
Po śniadaniu wyruszamy w drogę do Murchinson Falls National Park, gdzie planujemy zostać na trzy noce. Przed nami ponad 270 km jazdy. Do Masindi prowadzi asfaltowa droga, później - już tylko utwardzona. Widoki po drodze są niesamowite, uderza różnorodność i egzotyka :) Po wyjeździe z Kampali widać większą biedę, liczne w stolicy boda boda coraz częściej zastępują rowery. Lunch jemy w Masindi. W naszym menu pojawia się sztandarowe ugandyjskie danie - rolex :) (zawijany naleśnik z jajkiem).
Po przekroczeniu bram parku...
otwiera się przed nami świat zwierząt :)
Na drodze koczują małpy.
Docieramy do Red Chilli Rest Camp, który usytuowany jest na terenie Murchinson Falls. Wynajmujemy domek typu twin banda. Od razu poznajemy niektórych naszych sąsiadów:
Po zakwaterowaniu, degustujemy ciasto dnia (tym razem bananowe :mrgreen: ) upajając się widokiem
Po popołudniowym deszczu w nagrodę dostajemy tęczę :)
Jeszcze przed snem załatwiamy sobie samochód i przewodnika na zwiedzanie parku i poznawanie dalszych jego mieszkańców :)
Wydatki:
transport taksówką z Kampali do parku - 450 tys. UGX (dzielony na 4 osoby)
wstęp do parku - 40$/os./dzień
nocleg - 38$ za domek
ciasto dnia - 5 tys. UGX
inne przykładowe ceny - cola 2,5 tys. UGX, piwo 5 tys. UGX, duża woda 2 tys. UGX
CDN.DZIEŃ TRZECI
Całą noc pada deszcz. Wstajemy przed świtem. Idziemy do baru odebrać zamówiony dzień wcześniej pakiet śniadaniowy. Znalezienie tego właściwego okazje się nie lada wyzwaniem ;)
Po posiłku idziemy na prom. Musimy dostać się na drugi brzeg Nilu, gdzie czeka na nas samochód i przewodnik, a w zasadzie przewodniczka. Niestety wciąż pada i jest chłodno :roll: Mijamy niezliczoną ilość dalszych lub bliższych kuzynów saren ;) oraz bawoły.
Wszystko ładnie, ale zastanawiamy się gdzie są prawdziwe zwierzęta? ;)
Pogoda nadal nam nie sprzyja...
za to szczęście i owszem :) Naszym oczom ukazuje się sam KRÓL :mrgreen: . Leży niewzruszony faktem, że wokół zbiera się coraz więcej samochodów...
Później wypatrujemy jeszcze słonie, do których dojeżdżamy nielegalnie, zjeżdżając z wytyczonego szlaku. Kara za to wynosi 50$. My jeździmy parkowym samochodem, więc żyjemy nadzieją, że nas to nie dotyczy ;) Słonie okazują się dosyć nieśmiałe ;) Oglądamy je przez krzaki...
CDN.DZIEŃ TRZECI kontynuacja
Dalsza część safari obfituje w kolejne egzotyczne spotkania :) (głównie żyraf, choć mignęła nam też hiena :) )
Spotkanie lwa wydawało nam się wygranym losem na loterii, byliśmy naprawdę zachwyceni i myśleliśmy, że tego dnia już nic równie ekscytującego nas nie czeka ;) Nagle jednak kierowca ponownie zjechał ze szlaku, a naszym oczom ukazała się kocia rodzina :mrgreen:
Długo moglibyśmy podziwiać ten widok, jednak lwica uznała, że wystarczy i ruszyła w naszym kierunku. Trzeba, więc było się czym prędzej ewakuować :)
Wreszcie poprawiła się pogoda