+4
igore 7 grudnia 2015 21:23
Witam,

Przygotowania,a raczej ich brak.

Już przed wyjazdem postanowiłem,że podzielę sie spostrzeżeniemi po powrocie. Oto i one :) Postaram się pisać stopniowo i uwinąć się w ciągu paru dni. Jest to moja pierwsza relacja,więc chętnie przyjmę wszelkie krytyczne uwagi. W miarę możliwości odpowiem też na Wasze ewentualne pytania.
O nas. Staramy się podróżować jak najczęściej. Podczas wyjazdów nie korzystamy z przewodników. Zazwyczaj dużo jemy i pijemy :) Jeżdzimy komunikacją miejską i unikamy taksówek. Staramy się być jak najbliżej ludzi. Nie planujemy zbytnio.
Korzystaliśmy oczywiście z promocji TK. Trudno nam pracować bez jakiegoś wyjazdu w zanadrzu, więc zaraz po powrocie z Bośni zabrałem się do szukania czegoś ciekawego na najdłuższy ( a jedynie dwutygodniowy) urlop w roku. Miał to być wyjazd w miarę niskobudżetowy- gdzieś,gdzie jest taniej niż w Polsce, gdyż był to nasz szósty wyjazd w tym roku.
Myślałem o Azji (Kambodża,Wietnam) lecz po wejściu na główną stronę F4F, rzuciła się w oczy informacja o tanich lotach do Brazylii. Szybki rzut oka na konkubinę i pytanie: Lecimy? Nie zastanawiała się zbyt długo. Ponieważ urlop mieliśmy zarezerwowany wcześniej na koniec listopada/początek grudnia - właśnie na ten czas szukaliśmy biletów. Druga próba płatności kartą zakończyła się sukcesem i za mniej niż 2 tysiące złotych mieliśmy bilety dla 2 osób z Bolonii do Sao Paulo. Dopiero po jakimś czasie zacząłem się rozglądać za noclegami i samolotami w Brazylii.
Noclegi wszystkie przez Booking, z założeniem nieprzekroczenia kwoty 130 PLN za dwuosobowy pokój z łazienką i możliwością póżnego odwołania rezerwacji. Loty po dłuższym szukaniu i zastanawianiu się nad najlepsza opcją, kupiliśmy przez brazylijską stronę Expedii, mniej więcej na 2 tygodnie przed wylotem, za 1100 PLN (loty GRU-IGU i IGU-GIG dla 2 osób), więc chyba nienajgorzej. Od pewnego czasu podczas wyjazdów nie korzystamy z przewodników (zbyt często byłem rozczarowany ich zawartością), w ogóle nie przygotowujemy się zbytnio - co ma być to będzie :)

Bolonia. A raczej kuchnia w mieszkaniu znajomej.

Dlaczego z Bolonii?Mamy tam bardzo dobrą znajomą,ktora zawsze gotuje dla nas potworne ilości jedzenia,dostajemy też mnóstwo wina i ogromną ilość ciekawych opowieści, plus możliwość przebywania w typowym włoskim mieszkaniu. Poza tym,moim skromnym zdaniem Bolonia jest jednym z najbardziej niedocenionch włoskich miast. 21 listopada o 7 rano wylecieliśmy z zimnego Krakowa do równie zimniej Bolonii. K. mieszka w centrum z włoskim chłopakiem. Mimo iż mieliśmy lekkie plecaki i w przeszłości korzystaliśmy juz ze zwykłego miejskiego autobusu, tym razem zdecydowaliśmy się na linię lotniskową za 6 EUR ( dla zainteresowanych,taksówka z lotniska do centrum kosztuje ok. 15 EUR, więc przy 3 osobach już się opłaca - wiadomo,zwykły autobus miejski najtańszy). Po dotarciu na miejsce, zaczęło się obżarstwo. W kolejności: lasagne,risotto, pizza z ziemniakami etc. Do tego kilka butelek wina. Nie odchodziliśmy od stołu przez 12 godzin :)


WP_20151121_009.jpg



Właśnie za to uwielbiam Włochy :D Mogliśmy sobie pozwolić na lenistwo,gdyż Bolonię już znamy.
Mama naszego kolegi jest pielęgniarką,więc pizza była krojona szpitalnymi nożycami,pesto było w pojemniku na mocz :) etc. Następnego dnia obżarstwa ciąg dalszy: tortelloni con zucca,olive all'Ascolana (koniecznie kiedyś spróbujcie - oliwki nadziewane mięsem i smażone w głębokim tłuszczu) i kolejne wina:)


DSC03183.jpg



Żeby móc to wszystko zjeść i wypić, zdecydowaliśmy się pojechać na lotnisko taksówką. Lot mieliśmy mieć po 18, założyliśmy że wystarczy wyjechać 2h wcześniej. W taksówce moja dziewczyna wypowiedziała swoje pierwsze " ciekawe,gdzie jest..." O tym zdaniu mógłbym napisać całą książkę,zawsze jest tak samo. Zastanowcie się jakie rzeczy kobieta może zgubić/zostawić w podrózy i umieśćcie je na końcu zdania "ciekawe,gdzie jest mój/moja...". Tym razem zdanie brzmiało: "ciekawe,gdzie jest mój aparat?". Cóż,nie pozostało nic innego jak wracać po aparat. Skończyło sie zapłaceniem 30 euro za taksówkę na lotnisko (maoryski taryfiarz upewniał się jeszcze, czy na pewno chcemy tam jechać :) ) ale na samolot do Stambułu zdązyliśmy bez problemu - był opóźniony o godzinę.

Loty...


Opóźnienie lotu było spowodowane silnym wiatrem w Stambule. Po raz pierwszy lecieliśmy TK. Cóż,wrażenie mam mieszane: jedzenie i obsługa dobra,mało miejsca na nogi. W sumie jestem pokaźnych rozmiarów jegomościem,więc miejsca na nogi wszędzie mam mało :)
Po ponad dwóch godzinach wylądowalismy w Stambule i szybkim krokiem udaliśmy się do TK hotel desk, chcąc skorzystać z darmowego hotelu oferowanego przez linię. Wszystko trwało bardzo szybko (wiza kupiona przez internet a bagaże odprawiliśmy od razu do Sao Paulo),ok 20 minut. Hotel Colours of Istanbul na prysznic i 4 godziny snu w sam raz. O 6 rano transfer na lotnisko,szybkie śniadanie i po 3 godzinach siedzimy w samolocie do Brazylii.
Muszę to przyznać - nie znoszę długich lotów. Właściwie w ogóle nie przepadam za lataniem - samolot jest dla mnie jedynie środkiem przemieszczania się na dużych odległościach. To był najdłuższy lot w moim życiu - 14 godzin - bez dużej ilości wina chyba nie dałbym rady. Tak jak pisałem wcześniej, byłem pozytywnie zaskoczony jedzeniem w TK ( po papce zaserwowanej w zeszłym roku w Iberii podczas lotu do Limy, chyba wszystko jest lepsze :) ). Obok nas siedział ciemnoskóry pan, wnikliwie studiujący plany statków pasażerskich. Gdyby zainteresował się również planami samolotów, czułbym się trochę nieswojo :)


WP_20151123_004.jpg



Brazylia.

Wylądowaliśmy ok 19.30 i nie pozostało nic innego jak czekać na kolejny lot do Foz de Iguazu,TAM-em po 23-ej. Wymiany waluty na lotnisku w hali przylotów nie polecam - zapytaliśmy jedynie z ciekawości - zaproponowali 260 reali za 100 $ :D Bankomaty w tej samej hali pobierają 20 reali prowizji.
Musieliśmy przedostać się z terminala 1 na terminal 2 - stamtąd TAM wykonuje loty wewnątrz Brazylii. Przejazd shuttle busem szybki i bezproblemowy. Niestety nie mieliśmy nawet numeru rezerwacji na lot do IGU, więc nie było możliwości odprawy samodzielnej. Obsługa linii lotniczej przepuściła nas na sam początek kolejki, dziewczyny z TAM-u śpiewały i tańczyły - wszystko szybko i profesjonalnie :D
Po dwóch godzinach jesteśmy już w samolocie. Na odlot czekaliśmy ponad godzinę - podobno w wyniku "logistycznych problemów z bagażami" - może nie mieściły sie w luku ;) Samolot wypełniony w 70%,na pokładzie przekąska i napoje bezalkoholowe. Lot minął szybko.

Foz de Iguazu.

Na lotnisku w Iguazu pusto,bagaże już na nas czekały. Jest już za późno na autobus, więc jedynym wyjściem jest taksówka do hostelu (53 reale). Spaliśmy w CLH, który z czystym sumieniem mogę polecić - dwójka za 120 BRL, z w miarę różnorodnym śniadaniem. Blisko do dworca - 5 minut.


WP_20151125_001.jpg



Po śniadaniu udajemy się na dworzec i za 3,20 reala jedziemy zobaczyć brazylijską stronę wodospadów. Autobusy jeżdża często,po drodze lotnisko, na miejscu jesteśmy w 30 minut. Brazylijska strona czynna w godzinach 9-18, bilet kosztuje 56.30 reala - można płacić kartą. Wsiadamy do autobusu, który po kilku przystankach (przeznaczonych głownie dla osób zainteresowanych dodatkowymi wycieczkami etc.) wysiadamy. Polecam wysiąść na przedostatnim przystanku i powoli odkrywać uroki tego miejsca. Nam wystarczyły 4 godziny,myślę że jak ktoś ma jedynie 2, też warto jechać.
Wszędzie widoczne są informacje, by nie karmić ostronosów. Te z pozoru miłe zwierzaki potrafią rzucić sie na turystę spożywajacego posiłek (są naprawdę natarczywe).


DSC03185.jpg



WP_20151124_036.jpg



To zwierzę,mimo iż równie urocze jest mniej groźne.


DSC03216.jpg



Pogoda niestety nie sprzyjała robieniu dobrych zdjęć,chociaż wody było mnóóóstwo.


DSC03203.jpg



DSC03204.jpg



Po wodospadach nadszedł czas na Park Ptaków. Wystarczy przejść 200 metrów od głownego wejścia - jeden przystanek autobusem.Wstęp 34 reale (można płacić karta a w parku darmowe wi-fi,jeśli kogoś to interesuje). Ptaki najczęściej w dużych klatkach. Wiele gatunków:tukany,papugi itp. do niektórych można podejść naprawdę blisko. W sumie mam mieszane uczucia po pobycie w tym miejscu. Gdyby nie to,że prowadzą akcję edukacyjną,zajmują się chorymi ptakami - byłbym zawiedziony.
Myślę,że na park można przeznaczyć godzinę lub dwie,w zależności od tego jak lubicie ptaki :)
Należy uważać na ptasie odchody, które lubią wylądować na głowach zwiedzajacych (zdarzyło się to sympatycznej emerytce obok nas).


DSC03243.jpg



DSC03270.jpg



Po wizycie w parku wrociliśmy do miasta autobusem.


DSC03388.jpg



DSC03392.jpg



Szybkie jedzenie (mięso z cebulą,fasola,ryż-ja i ryba z frytkami - dziewczyna plus 2 piwa za 42 reale) i zastanawiamy się jaką opcję wybrać na stronę argentyńską. Pierwotnie myślałem o samodzielnym zwiedzaniu drugiej strony wodospadów,jednak po namyśle zdecydowaliśmy się na wykupienie wycieczki z biurem. Skorzystaliśmy z usług hostelu Katharina (Rua Taroba 952 - 10 minut od dworca) i płacąc 125 reali od osoby otrzymaliśmy przejazd busem do wodospadów i bilet wstępu (sam przejazd kosztuje 50 reali - płatność wyłącznie gotówką). Można również wykupić rejs łodką - o ile dobrze pamiętam 125 reali za wersje krotszą,200 za dwugodzinną - nie skorzystaliśmy. Po załatwieniu formalności raczyliśmy się caipirinhą w barze hostelu (ładny ogródek - caipirinha 8 reali,miły właściciel, dobrze mówiący po angielsku). Wyjazd miał się rozpocząć następnego dnia o 8 rano. Nie lubimy korzystać z tego typu usług w trakcie wyjazdów,to był włąściwie chyba drugi raz po minibusowo-pieszej wyprawie na Macchu Picchu (ciekawa przygoda) ale mając mało czasu zdecydowaliśmy się na nią. Sami pewnie zorganizowalibyśmy to taniej,choć tylko wymieniając peso po kursie "blue" - po zwykłym bankowym wyszłoby tyle samo (bilet na wodospady po stronie argentyńskiej - 260 ARS).

Powiedziano nam,że wyjazd jest o godzinie 8 i że powinniśmy być pod hostelem 10 minut przed wyjazdem. Zostaliśmy poinformowani,że naszym kierowcą jest Eliseu, który odwiezie nas na miejsce i wróci po nas o 17 czasu argentyńskiego (1 godzina różnicy miedzy stroną brazylijską i argentyńską). Wyjechaliśmy ok. 8.20, z nami wyłącznie Eliseu i dwie Kostarykanki, które chyba po raz pierwszy były zagranicą. Bus na kilkanaście osób, więc miejsca dużo. Nasz kierowca, co zaskakujące, mówił po angielsku. Po 45 minutach byliśmy na miejscu. Formalności na granicy bezproblemowe - Eliseu wziął nasze paszporty,nie musieliśmy ponownie wypełniać deklaracji brazyliskiej a w paszportach pojawiają się argentyńskie pieczątki. Wodospady po stronie argentyńskiej są bardziej rozległe i należy przeznaczyć na nie więcej czasu - myśle, że 6 godzin jest w sam raz (szybko można pewnie w 4). Są 3 podstawowe trasy:dolna ścieżka - z której możemy oglądać wodospady z dołu, górna ścieżka - wodospady z góry i trasa pociągiem a raczej kolejką (można też pieszo - ok 3 km) do Garganta del Diablo. Polecam zwiedzać właśnie w tej kolejności.


WP_20151125_002.jpg



Dużo chodzenia,jeszcze więcej oglądania. Koniecznie kupcie coś do jedzenia/picia przed wejściem do parku gdyż na miejscu jest bardzo drogo. Jeśli ruszacie z brazylijskiej strony najlepiej zaopatrzyć się w prowiant w supermarkecie przy dworcu autobusowym - mniej więcej 100-200 metrów w stronę przeciwną do centum Foz de Iguazu.Przykładowa cena wody: 0,5 l trochę powyzej 1 BRL w supermarkecie,1,5 l od 2 BRL. W hostelu odpowiednio 2,5 i 5 BRL. Przy wodospadach po stronie argentyńskiej powyżej 5 BRL. wszędzie można płacić peso,realami,dolarami i euro - z kartami może byc problem. Kursy 1 USD - 9,5 ARS, 1 EUR - 10,4 ARS, 1 BRL - 2,2 ARS.
Przy wodospadach można przemoknąć - my byliśmy przemoczeni bardziej po stronie brazylijskiej. Na miejscu można kupić peleryny przeciwdeszczowe - najlepiej ubierać na siebie jak najmniej rzeczy (raczej japonki,sandały - szybciej wysychają). Repelent na owady raczej niepotrzebny.
Poniżej kilka zdjęć - było mgliście i dosyć ponuro,trudno piękno tego miejsca oddać na zdjęciach. Dla mnie jeden z najpiękniejszych widoków, jakie widziałem w swoim życiu. Szczególnie "gardziel diabła" robi wrażenie. Listopad i grudzień to dobry moment na wyprawę w te rejony, gdyż wody jest bardzo dużo. Z tego też powodu Isla San Martin była zamknięta dla zwiedzających.


DSC03319.jpg



DSC03345.jpg



DSC03372.jpg



DSC03292.jpg



A tak wyglądają turyści,którzy dzień wcześniej nie poszli do parku ptaków :)


DSC03385.jpg



Po zwiedzeniu strony argentyńskiej przyszedł czas na powrót. Eliseu spóźnił się 15 minut. Powrót bezproblemowy i szybki, Kostarykanki chciały zrobić sobie pare selfie na granicy, co nasz kierowca delikatnie im wyperswadował.
W Foz zrobiliśmy się głodni, czas wypróbować brazylijską churrascarię :) . W Brazylii bardzo popularne są restauracje oferujące jedzenie w formie bufetu, plus grill. Jedzenie takie kupuje się albo na kilogramy (ceny różne - najczęściej między 30 a 50 reali za kilogram) albo płacąc wcześniej kwotę stanowiącą całościową opłatę za nasz posiłek. Tutaj mieliśmy do czynienia z opcją drugą - all you can eat. Po zapłacie 28 reali, udałem się do bufetu,wybór duży i chciałem spróbować wszystkiego. Nie będąc do końca świadomym jak to działa nałożyłem sobie pokaźną porcję.


WP_20151125_068.jpg



Ledwo zabrałem się do konsumpcji, zaczęli do mnie zmierzać panowie z różnymi rodzajami grillowanego mięsa (boczek,kurczak,wołowina itp.),które serwowali wprost z rożna. Wszyscy uśmiechnięci i chcący nakarmić brzuch zmęczonego zwiedzaniem gringo. Po piątej porcji zacząłem odmawiać - miny panom zrzedły, lecz ja niestety nie byłem już w stanie więcej zjeść. Wszystko smaczne i pożywne. Moja dziewczyna jest wegetarianką (jedzącą ryby), zamówiła więc pizze. Po pomyłce ze strony kelnera, który przyniósł wersję wege aż uginającą się od salami, po przeprosinach dostała właściwe zamówienie. Pizza niezbyt dobra,bardzo tłusta z ogromną ilością sera i prażonego czosnku (kosztowała 20 reali - dla jednej osoby za duża). Generalnie polecam to miejsce, tym bardziej,że znajduje się przy jednych z niewielu w mieście bankomatów. Restauracja nazywa się Churrascaria e Pizzaria Tropicana (adres znajdziecie bez problemu używając popularnej wyszukiwarki).
Po takiej ilości jedzenia i piwie, nie mieliśmy nawet siły udać się na imprezę odbywającą sie w hostelu.

Krótko o bankomatach w Foz i generalnie w Brazylii. Znajdują sie przeważnie w placówkach banków i jest ich conajmniej kilka w jednym miejscu.My zawsze mamy ze sobą kilka kart (Visa i Mastercard, debetowe i kredytowe) i dolary. W bankomatach Itau działały bardzo wybiórczo - trzeba próbować nawet kilka razy, by tranzakcja się powiodła (mastercard T-Mobile w USD i inne) lecz zawsze się udawało. W Bradesco nie było problemów i wszystko działalo za pierwszym razem. Nie we wszystkich bankomatach można wybrać pieniądze,często są zepsute albo pozwalają sprawdzić jedynie ilość środków na koncie (koszt 0,25 centa - nacisnąłem przez przypadek). Generalnie: jeśli nie udaje się Wam za pierwszym razem - nie poddawajcie się i próbujcie dalej :) Kredytówki Visy działały zawsze i bez problemu (oczywiście nie w bankomatach).

Następnego dnia, po godzinie 15 mieliśmy samolot do Rio. Troche nie uśmiechało się nam siedzenie w Foz, tym bardziej, że czekało na nas duuuże i ciekawe miasto. Gdzieś obiło mi się o uszy, że TAM nie robi problemów z wejściem na pokład wczesniejszego lotu, o ile miejsca są dostępne. Nie wierzyłem w to jednak aż tak, by udac się na lotnisko dużo wcześniej. Po jedenastej udaliśmy się na dworzec po czym autobusem na lotnisko. Mieliśmy 20 minut do wcześniejszego niż nasz lotu do GIG - dlaczego nie spróbować :D Po 10 minutach siedzieliśmy już w samolocie na miejscach przy "emergency exit",co zaowocowało dodatkowym miejscem na nogi (dla dwumetrowca ma to znaczenie). Przez myśl przeszło mi jeszcze, że pewnie skoro lecimy wcześniej i mamy miejsca w 13 rzędzie, pewnie się rozbijemy ale cóż - było za późno by wysiąść :)

Rio.

W Rio od początku zakładałem spanie w faveli:na początku miały to być cztery noce w okolicach Copacabany,skończyło sie na rezerwowaniu 2 nocy w Santa Teresa i 2 w okolicach plaży. Rio ,ogromne miasto a my mieliśmy jedynie adres naszego hostelu (znajdującego się w faveli w Santa Teresa) i krótkie wskazówki jak dostać się tam z centrum. No właśnie,centrum wielkiego miasta to nie centrum Krakowa. Co jak póżniej się okazało może być problemem. Dojazd taksówką odrzuciliśmy od razu, gdyż używamy tego środka transportu jedynie w "ostateczności" (nawet w Limie byliśmy jedynymi gringo na przystanku autobusowym z lotniska :) ). W skrócie: autobus za 12 reali do "centrum", pytanie mniej więcej 20 bardzo pomocnych osób o drogę (kierowcy autobusów,budowlańcy itp.), mnóstwo gestów i mnóstwo "obrigado" (jak się pewnie domyślacie portugalskiego nie znamy) i po ponad dwóch godzinach jesteśmy na przystanku wymienionym w wiadomości powitalnej z naszego hostelu. Brazylijczycy są bardzo pomocni i tylko dzięki ich staraniom udała się nam ta sztuka.


WP_20151126_001.jpg



Jeszcze pół godziny pod górę,kilka krótkich "rozmów" z miejscowymi i spotykamy dwie europejskie twarze popijające piwo na chodniku w faveli. Po chwili okazało się, że byli to panowie (Niemiec i Fin) prowadzący nasz hostel. Niesamowicie mili i pijani zapraszaja nas na piwo a "formalnościami możemy się zająć później" :) Cóż,nie trzeba nas było długo zapraszać - po chwili również siedzimy na chodniku, popijając zimne piwko w towarzystwie nowo poznanych kolegów i kilku mieszkańców faveli ( również czworonożnych). Po kilku minutach wszystkie favelowe psy zaczęły głośno szczekać (na nas nawet nie zwracały uwagi) a naszym oczom ukazało się 5 wszechstronnie uzbrojonych brazylijskich policjantów. Ich uzbrojenie naprawdę robi wrażenie. Dla nas był to dość niecodzienny widok,tubylcy byli przyzwyczajeni,chociaż kilku z nich ulotniło się w niewiadomym kierunku. Widok policji będzie nam towarzyszył jeszcze wiele razy, policji uzbrojonej po zęby.
Po godzinie udaliśmy się do hostelu odległego od chodnika o 5 minut. Widoku z naszego tarasu nie muszę chyba opisywać :)


DSC03397.jpg



Byliśmy głodni. Nasi nowi znajomi zaprowadzili nas do "restauracji" w sąsiedztwie. Ja- mięso z cebulą i frytki,dziewczyna- ryba z frytkami. Do tego standardowo dodatkowy ryż,fasola i niestandardowo makaron i oczywiście piwo. Za całość zapłaciliśmy 32 reale a jedzenie donosił nam co chwilę inny członek rodziny, która kilka metrów od nas w salonie oglądała telewizję. Nie muszę chyba mówić,że byliśmy jedynymi klientami.


DSC03406.jpg



Zrobiło się późno i nie chciało się nam już przemierzać drogi do turystycznej części miasta,zakupiliśmy kilka piw (5 reali za jedno) i resztę wieczoru przesiedzieliśmy na tarasie, kontemplując nocne widoki Rio.
W nocy obudziło mnie pianie kogutów. Na początku uznałem to za miła ciekawostkę lecz po kilkudziesięciu minutach nabrałem ochoty na rosół.
Jeśli chodzi o miejsce w którym spaliśmy- w miarę czysto,wiecznie podpici i sympatyczni gospodarze. Wiadomo,bez szału - pokój ze skromną łazienka i takim samym śniadaniem za 200 reali za 2 noce (wspaniałe widoki w cenie). Pranie - 20 reali. Panowie nie mieli wydać ze stówy,więc rozmienili w sklepie, kupując piwo - w sam raz na śniadanie.


DSC03424.jpg



Nie chce mi się zaczynać opisu kolejnego dnia, to może mała dygresja na temat brazyliskiego piwa :) Jest słabe i wodniste. Dominuje marki: Itaipava,Skol,Antarctica i Brahma. To ostatnie smakowało mi najbardziej. W knajpach prawie wcale nie różnią się cenowo (kosztują od 5 do 10 reali za 0.6 litra) w sklepach podobnie (najtańsze można nabyć za ok 2 reale). Piłem również Bohemie (droższa i lepsza) a w Paratach widzialem piwa craftowe ale niestety skupiony na cachace nie próbowałem. Generalnie Brazylijczycy pija bardzo dużo piwa,niejednokrotnie od wczesnych godzin porannych. Piwa w knajpach,restauracjach są podawane w butelkach - przez 10 dni nie uświadczyłem piwa lanego (może mało się starałem :) ). Dygresja do dygresji: papierosy tańsze niż w Polsce (od 5 do 8 reali). Cena w zależności od miejsca. Miejscowi palą głownie Derby,Minister - turyści droższe zagraniczne marki.
Na następny dzień zaplanowaliśmy zwiedzenie centrum Rio,Głowy Cukru i Corcovado (o ile wystarczy nam czasu) a wieczorem Lapa. Zaczęliśmy standardowo, od autobusu do centrum. Przejazd autobusem kosztuje 3,40. Oczywiście nie ma rozkładów a przystanki nie mają żadnych oznaczeń. Za każdym razem trzeba pytać (najlepiej kierowcę i jednego pasażera,kierowca może zapomnieć :) ) gdzie wysiąśc. My po paru dniach opanowaliśmy tę sztukę do perfekcji. Wsiada się wyłącznie przednimi drzwiami a wysiada pozostałymi.Tym razem było łatwo. Wysiedliśmy, gdy naszym oczom ukazał się słynny Arcos da Lapa. W okolicy jest informacja turystyczna, w której dostaliśmy darmową mapę (nie okazała się zbyt przydatna,poza tym lubimy bez mapy :)).
Zaczęliśmy od schodów Selarona, znanej chyba większości wizytówki Rio. Podziwialiśmy ogrom pracy włożony w udekorowanie schodów.


DSC03428.jpg



DSC03443.jpg



DSC03468.jpg



DSC03463.jpg



WP_20151127_019.jpg



WP_20151127_015.jpg



WP_20151127_026.jpg



WP_20151127_024.jpg



Lapa okazała się być naszą ulubioną dzielnicą Rio,choć spędziliśmy tam niewiele czasu. Kiedyś wrócimy :)
Wciąż włócząc się po centrum miasta, przemykaliśmy między zabytkowymi budynkami i biurowcami,gdyż właśnie taką kombinację tworzy centrum Rio. W porze lunchu robi sie dość tłoczno i trudno o wolny stolik w pobliskich jadłodajniach. Chodziliśmy raczej bez celu,to w jedną, to w drugą uliczkę. Na tle innych budynków zdecydowanie wyróżnia się piramidalna budowla - Katedra św. Sebastiana, jedna z najoryginalniejszych budowli sakralnych,jakie było nam dane widzieć.


DSC03473.jpg



DSC03467.jpg



DSC03476.jpg



DSC03487.jpg



DSC03487.jpg



Jedna z ulic zaprowadziła nas do Parque de Santana,miejskiego parku pełnego miejskiej zwierzyny. Mozna tam odpocząć w cieniu wielkich drzew i poprzyglądać się aguti (takie większe "wiewiórki").


DSC03503.jpg



DSC03508.jpg



Przy parku znajduje się też bazar, na którym można zaopatrzyć się w różnego rodzaju niepotrzebne rzeczy :)


DSC03513.jpg




O ile centrum Rio jest bepieczne w ciągu dnia,kiedy przebywa tam mnóstwo pracujących ludzi o tyle każdy odradzał nam wybieranie się tam w nocy. Spotykani ludzie sugerowali, żebyśmy schowali aparat a plecak nosili wyłącznie z przodu. Czuliśmy się niezagrożeni,zresztą tak w centrum Rio,jak w jakimkolwiek innym miejscu Brazylii, króre było nam dane zobaczyć.
Skierowaliśmy się w stronę "wody", docierając do Zatoki Gloria,plaży Flamengo, by przemykając obok lotniska SDU dotrzeć na Praca Quinze, skąd odpływają promy do Niteroi.


WP_20151127_047.jpg



WP_20151127_051.jpg



DSC03546.jpg



DSC03545.jpg



Kolejnym punktem zwiedzania była Głowa Cukru. Dotarliśmy z centrum autobusem nr 107. Najłatwiej dostać się tam z Botafogo, lub każdym autobusem jadącym w stronę Urca. Bilet na kolejkę (właściwie 2,po drodze jest 1 przystanek) kosztuje 71 reali. Moim zdaniem warto. Dotarliśmy tam poźniej niż zamierzaliśmy,trafiając tym samym na zachód słońca. Na górze dość dużo turystów,trzeba się wysilić by znaleźć dobre miejsce do fotografowania. W drodze powrotnej do wagoniku ustawiłą się spora kolejka. Ostatni zjeżdża o 8.40.


DSC03588.jpg



DSC03580.jpg



Autobusem 107 przemieściliśmy się do Lapy. Był piątek wieczorem a my znaleźliśmy się w imprezowym centrum Rio. Wokół głownie brazylijska młodzież i tutyści,mnóstwo ludzi i bardzo dużo policji. Alkohol leje się strumieniami,wokół Arcos do Lapa mnóstwo budek z jedzeniem i drinkami (półlitrowa caipirinha od 5 reali). Zjedliśmy "kiełbasę po brazylijsku", która okazała się zykła grillowaną kiełbasą i smażone słodkie ziemniaki. Nie trzeba szukać niczego do picia,panowie z tacami szotów sami Was znajdą. Przy wejściach do klubów formuja się kolejki a na ulicy muzycy wybijają rytmy na bębnach. Życie nocne toczy się tuż obok nas,na ulicy. Wchodzimy do małej knajpy, gdzie głownie starsi ludzie tańczą sambę,przyłączamy sie.


DSC03624.jpg



DSC03626.jpg



DSC03633.jpg



Nocne życie Lapy tylko częściowo jest tym,czego się spodziewaliśmy. Za mało samby,za mało muzyki ulicy...Podobno 10-15 lat temu można było poczuć prawdziwy klimat tego miejsca.
Po godzinie drugiej decydujemy się na powrót do faveli. Ponieważ byliśmy zmęczeni i trochę pijani (było też późno) po raz pierwszy i jedyny decydujemy się jechać taksowką. Co z tego, skoro żaden taksówkarz nie chce z nami jechać. Mówią,że niebezpiecznie. Gdy piąty z nich odprawia nas z niczym,podchodzi Brazylijczyk i gdy dowiaduje się gdzie się zatrzymujemy radzi, by na tę noc wynająć hotel w Lapie i jutro rano jechąć do "naszej" faveli. "Żaden taksówkarz Was tam nie zabierze"- mówi. Próbujemy nadal. W końcu osiągamy cel i za 15 reali docieramy w okolice hostelu. Mija minuta i widzimy jak nasza taksówka wraca mrugając światłami. Ciekawe co zostawiliśmy?- okazało się,że prawie pustą paczkę papierosów. Nie jest więc chyba tak niebezpiecznie,skoro zdecydował się wrócić z tak blahego powodu :) Palący spokojnie jointy mieszkańcy faveli, mówią nam "dobry wieczór" jak starym znajomym i idziemy spać. Ledwo przytomny wstałem jeszcze przed szóstą, by zrobić zdjęcie wszchodu słońca z balkonu.



Dodaj Komentarz

Komentarze (37)

tom3k 15 grudnia 2015 19:25 Odpowiedz
Bardzo fajna relacja, wreszcie ktoś kto może pochwalić się zdjęciami z faveli (czyt. ostał mu się po wizycie aparat) ;) Sami wybieramy się w podobne rejony w okolicach marca, więc traktujemy Twoją relację jak "prawie-live". Dodatkowo wybieramy się na Ilha Grande. 1). Czy w BR jedzenie jest urozmaicone pod względem hmm ilości kalorii (ryby?). Ja nie mam nic przeciwko kawałkowi solidnego mięsa, ale dla mojej żony może być to na dłuższą metę problem.2). Czy zastanawialiście się nad wycieczkami trekkingowymi na Paratach lub czy kojarzycie opcje takich wycieczek w "zaprzyjaźnionym" biurze podróży? Jak było w Trindade?3). Jak wyglądają opcje imprez w RIO? (oprócz opisanych w favelach) :)Czekam na relację z kolejnych dni w BR!
igore 15 grudnia 2015 19:42 Odpowiedz
Dzięki za miłe słowa :)1) Jedzenie (w porównaniu do np. Peru, w którym również byliśmy) jest w miarę urozmaicone. O ryby nietrudno. W knajpach typu "jedzenie na kilogramy" jest naprawdę duży wybór (sałatki etc.). Z moją dziewczyną jest ten sam problem :)2) Nie ,mielismy za mało czasu. Zresztą Trynidade również odpuściliśmy (mimo namów nowych znajomych), decydując się tego dnia na rejs. Bardzo łatwo i tanio można się tam dostać autobusem. Trekkingu równiez nie rozważaliśmy (czas i pogoda) ale są takie możliwości, choć podobno Ilha Grande jest pod tym względem lepszym wyborem.3) Najlepsze imprezy są w Lapie :)Relacja powoli dobiega końca. Może dzisiaj skończę. Musze trochę dopisać i przede wszystkim dodać zdjęcia,które wcześniej mi się całkowiecie "pomieszały".
ara 15 grudnia 2015 20:01 Odpowiedz
@igore fajna relacja, widzę, że odwiedzaliśmy podobne miejsca :D
igore 15 grudnia 2015 20:09 Odpowiedz
@ara Dzięki, ja Twoją również śledzę i czekam na kolejne wpisy. Tym bardziej, że jak wszystko pójdzie po naszej myśli, za jakiś rok rzucamy robotę i udajemy się do Ameryki Południowej na kilka miesięcy. Dlatego każda relacja może być dla nas inspiracją :)
samaki9 15 grudnia 2015 21:33 Odpowiedz
Świetna relacja!!! Naprawdę fajnie piszesz , ciekawie i rzeczowo. Moje pytanie - czy od razu chciałeś wynajmować noclegi w fawelach czy było to podyktowane ceną?
igore 15 grudnia 2015 22:04 Odpowiedz
Dzięki. Fawela była planowana od początku, zawsze chciałem zobaczyć. Teraz jest tam dużo bezpieczniej, niż kilka lat temu. Popularne są wycieczki z przewodnikiem. Cena również miała znaczenie - jest tam stosunkowo tanio a i lokalizacja często bardzo dobra.
tom3k 16 grudnia 2015 18:47 Odpowiedz
@igore wydaje mi się, ze jakbys nie napisal wszystkiego w jednym poście, to byś ominał limit zdjęć ... no i bylyby dostępne powiadomienia o nowych postach :) (aktualizacjach Twojej relacji)Wysłane z iPhone za pomocą Tapatalk
igore 17 grudnia 2015 00:15 Odpowiedz
Tak,wiem.Następnym razem rozegram to inaczej [SMILING FACE WITH SMILING EYES]
krasnal 17 grudnia 2015 09:33 Odpowiedz
igore napisał:-wysiadamy na Tatuape i wsiadamy w autobus 257,który jedzie prosto na lotnisko (zatrzymuje się przy 1 i 3 terminalu. Wasz odlot będzie zapewne z 2, z 3 można tam przejść pieszo) :)Jest dokładnie odwrotnie - 257 zatrzymuje się przy terminalach 1 i 2, a Turkish odlatuje z terminala 3.
igore 17 grudnia 2015 10:00 Odpowiedz
Masz racje. Cos mi sie pomieszalo. Nie zmienia to faktu ,ze terminale sa blisko siebie i latwo sie miedzy nimi przemieszczac,
julka1502 8 lutego 2016 21:48 Odpowiedz
My lecimy do Brazylii za tydzień: 16.02 z Krakowa do Bolonii Ryanair, następnie do Stambułu TK (jesteśmy tam o 22.20, a rano o 9.05 wylot do Sao Paulo), pytanie: czy mieliście jakiś problem z darmowym hotelem w Stambule (Hotel Desk), czy trzeba to jakoś wcześniej załatwiać / zgłaszać i czy w tym hotelu zapewniali darmowe śniadanie.Nasz plan to najpierw Paraty, a potem Rio - tam zarezerwowaliśmy przez booking hostel w faveli w Santa Teresa - hostel Pousada Favelinha - czy znacie może ten hostel i jak tam jest, czy ta dzielnica jest bezpieczna.I na koniec pytanie o komary - czy było ich dużo podczas Waszego pobytu.
krasnal 8 lutego 2016 22:14 Odpowiedz
Hotel załatwia się na miejscu, na lotnisku. Darmowe śniadanie jest, ale jak traficie na hotel dalej od lotniska po prostu się na nie nie załapiecie, bo shuttle odjedzie przed śniadaniem. Wtedy przynajmniej powinniście dostać kanapki.
igore 8 lutego 2016 22:23 Odpowiedz
Hotel - tak jak pisze @krasnal.Pousada Favelinha - spałem,dzielnica hmmm...bardzo ciekawa ;)Komary nie gryzły nas w ogóle.
julka1502 8 lutego 2016 23:08 Odpowiedz
Dzięki za info,Igore my lecimy z 6 latkiem i choć ten hostel Pousada Favelinha wydaje się super - mamy pewne obawy do okolicy, czy lepiej nie zmienić na inną lokalizację?
igore 8 lutego 2016 23:30 Odpowiedz
Cóż,miejsce jest specyficzne - wszak to favela. Mimo wszystko czuliśmy się bezpiecznie. Warunki są skromne,ale ma to odzwierciedlenie w niewygórowanej cenie. W nocy taksówkarze nie chcieli tam jechać. W Rio spaliśmy wyłącznie w Pousada Favelinha i w innej faveli w rejonie Copacabany, więc innych lokum nie mogę za bardzo polecić :)
tom3k 9 lutego 2016 00:39 Odpowiedz
krasnal napisał:Hotel załatwia się na miejscu, na lotnisku. Darmowe śniadanie jest, ale jak traficie na hotel dalej od lotniska po prostu się na nie nie załapiecie, bo shuttle odjedzie przed śniadaniem. Wtedy przynajmniej powinniście dostać kanapki.Komary pożarły moją siostrę na Ilha Grande. Mnie - wcale.Na Ilha Grande duzo komarow jest? Jak wygladaja nastroje w Brazylii w zwiazku z naglosniana ostatnio sprawa...Wysłane z iPhone za pomocą Tapatalk
krasnal 9 lutego 2016 07:20 Odpowiedz
Byłem w grudniu i wówczas nikt na komary nie zwracał szczególnej uwagi.
boisfarine 9 lutego 2016 10:28 Odpowiedz
Zabierzcie repelenty, chrońcie sie przed komarami ale nie panikujcie Wysłane z iPhone za pomocą Tapatalk
samaki9 9 lutego 2016 10:47 Odpowiedz
Krasnal- niestety , ale kanapek, ani w jedną stronę , ani w drugą hotel nie zaoferował...W obydwu hotelach powiedzieli ,że śniadanie dostaniemy w samolocie. Hotel desk na lotnisku w Istambule znajduje się w ostatniej hali (tej z której wychodzi się już na miasto) obok kawiarni starbucks caffee.
krasnal 9 lutego 2016 10:58 Odpowiedz
W takim razie zależy pewnie od hotelu. Ja w jedną stronę załapałem się na śniadanie (Courtyard Marriott Istanbul International Airport, serwowali od 6), w drugą na kanapki (Hilton Garden Inn Golden Horn).
maite-radar 9 lutego 2016 12:03 Odpowiedz
Przeczytałem z zapartym tchem, naprawdę sympatyczna relacja :)Ajjj będziesz sobie pluł jeszcze w brodę pare lat przez tą Maracanę, wystarczyło gdzies w internecie zobaczyć...
igore 10 lutego 2016 00:07 Odpowiedz
Zawsze to powód,by pojechać jeszcze raz[WINKING FACE]
rw30 11 lutego 2016 23:12 Odpowiedz
sądząc po dacie wyjazdu jaką podajesz [przełom listopada i grudnia] wnioskuję że w Rio mogliśmy być w podobnym / tym samym momencie.Po zdjęciach widzę że pogoda też była podobnie kiepska jak wtedy kiedy ja byłem - ale w sumie ponoć całą jesień było kiepsko i tyle. Szkoda bo Rio w chmurach / deszczu traci sporo uroku.Btw ja na Maracanie nie byłem [przy czym nawet się nie wybierałem] i jakoś zupełnie mnie to nie martwi. Stadion jak stadion, po obejrzeniu kilku trudno się kolejnymi szczególnie zachwycać
igore 12 lutego 2016 08:25 Odpowiedz
W nocy dostałem informacje od T-mobile bank, że ktoś płaci moja kartą w Brazylii. Próbowano wyciągnąć w sumie prawie 2 tys. złotych. Karta zablokowana. Dziwi mnie fakt, że ktoś próbuje dopiero po kilku miesiącach. Korzystałem wyłącznie z bankomatów w oddziałach banków. Jak widać, brazylijscy skimmerzy nie próżnują.@rw30 Pogoda była dobra przez dwa dni,później zrobiło się nieciekawie.
tom3k 18 lutego 2016 22:20 Odpowiedz
Igore, udalo im sie wyplacic kase czy zatrzymali sie na PIN-ie?Wysłane z iPhone za pomocą Tapatalk
igore 19 lutego 2016 11:06 Odpowiedz
Udało się im wypłacić jakieś 50 reali,spróbowali więcej i wtedy bank zablokował kartę
tom3k 19 lutego 2016 11:18 Odpowiedz
Na jakiej mocy bank zablokowal operacje?Wysłane z iPhone za pomocą Tapatalk
pawfazi 19 lutego 2016 11:24 Odpowiedz
tom3k napisał:Na jakiej mocy bank zablokowal operacje?Wysłane z iPhone za pomocą TapatalkZawsze może, że względów bezpieczeństwa i jest to wówczas połączone z telefonem do klienta. Wysłano z telefonu
tom3k 19 lutego 2016 11:30 Odpowiedz
Zastanawiam sie czy reakcja banku byla czyms standardowym, co kazdy bank robi?! czy powiniem cos zrobic aby moj bank w takim przypadku podobnie reagowal..Wysłane z iPhone za pomocą Tapatalk
igore 19 lutego 2016 11:52 Odpowiedz
Blokują najczęściej jeśli płacisz kartą w Polsce i jednocześnie zagranicą - to wzbudza ich podejrzenia.Są bank,które blokują już po pierwszej transakcji zagranicą (miałem tak z PKO w Peru) i wtedy trzeba do nich dzwonić,by odblokować.Różnie.bywa.
mi-lena 29 lutego 2016 17:50 Odpowiedz
Hej:) Napisałeś ze lataliście po Brazylii linia TAM. Gdzies na stronie wyczytałam że cena biletu zawiera tylko bagaż podręczny do 5kg, to prawda?
igore 29 lutego 2016 18:47 Odpowiedz
W cenie biletu jest też rejestrowany,bodajże do 23 kg.
jacek96 29 lutego 2016 18:50 Odpowiedz
Sa banki w Niemczech, ktore z auromatu blokuja transakcje za granica.Przed wyjazdem nalezy zglosic dokad jedziesz, by moc realizowac wyplaty.
poznaniakk 18 lipca 2017 09:40 Odpowiedz
hej! Krótkie pytanie: jadę do BRA na przełomie listopada/grudnia. Terminarz napięty i zastanawiam się co do wodospadów Iguazu: warto poświęcić 2 dni oraz więcej pieniędzy żeby zobaczyć stronę brazylijską oraz argentyńską czy ta druga w zupełności wystarczy? Jakie są Wasze odczucia? PS. pogoda już pewnie bardziej deszczowa będzie,co?
poznaniakk 18 lipca 2017 09:40 Odpowiedz
hej! Krótkie pytanie: jadę do BRA na przełomie listopada/grudnia. Terminarz napięty i zastanawiam się co do wodospadów Iguazu: warto poświęcić 2 dni oraz więcej pieniędzy żeby zobaczyć stronę brazylijską oraz argentyńską czy ta druga w zupełności wystarczy? Jakie są Wasze odczucia? PS. pogoda już pewnie bardziej deszczowa będzie,co?
pawfazi 18 lipca 2017 14:50 Odpowiedz
Koniecznie obie strony. Zacznij od brazylijskiej. Na argentyńska drugiego dnia proponuje. Wodospady zobaczyć trzeba koniecznie.Wysłane z mojego SM-G925F przy użyciu Tapatalka
igore 18 lipca 2017 15:37 Odpowiedz
Zgadzam sie z @pawfazi . Nie bez powodu wodospady znalazly sie na liscie Nowych siedmiu cudow natury. ;) Listopad i grudzien to dobre terminy - bedzie duzo wody.