+6
pestycyda 3 marca 2016 00:34
Etiopia pachnie paloną kawą i kurzem. W każdej, nawet najmniejszej wioseczce, unosi się zapach kawy. Ceremonia parzenia może trwać nawet ponad godzinę. Tu wszystko robi się powoli i dostojnie - kobiety powoli rzucają ziarna kawy na patelnię, prażą je, płuczą naczynia nawet i trzy razy, zalewają, przelewają..."Smak potrzebuje czasu, a krótkie odwiedziny, to żadne odwiedziny" - oznajmiła nam pani, gdy próbowaliśmy ją delikatnie pospieszać, tłumacząc, że musimy szybko opuścić jej chatę, bo za parę minut odpływa ostatnia łódź....
A kurz? W Etiopii życie "dzieje się" wzdłuż drogi. Na poboczach siedzą starsi i obserwują "życie". Na poboczach gra się w piłkę, myje, pierze, plotkuje...A co najważniejsze - wzdłuż drogi cały czas maszerują ludzie. Nie wiem dokąd. Wiem tylko, że przy okazji wzbijają w powietrze mnóstwo kurzu i pyłu, który powoli opada na idących i nadaje powietrzu jedyny w swoim rodzaju aromat...
Palona kawa i kurz to swoista mieszanka zapachowa - taka uspokajająca i podniecająca jednocześnie, ciepła i zagadkowa. I taka właśnie okazała się dla mnie Etiopia...

Właściwie mieliśmy mnóstwo czasu, żeby odpowiednio przygotować się do tego wyjazdu. Bilety na styczeń 2016 udało się upolować w maju 2015 (Praga-Stambuł, Stambuł-Addis Abeba, 1495 zł, Turkish Airlines). Harmonogram przygotowań prezentował się następująco:
Maj - o, super! Super! Jedziemy!
Czerwiec - Super! Super! Mamy tyle czasu, że zdążymy wszystko świetnie zaplanować!
Lipiec - O, super! Wakacje! Może gdzieś pojedźmy?
Sierpień - no cóż, na Bałkanach było naprawdę niesamowicie.
Wrzesień - Super, tyle czasu do Etiopii! Zdążymy ze wszystkim!
Październik - O, jakie piękne zdjęcia z Etiopii są na sieci! To teraz sobie tak pooglądajmy, a później posprawdzamy, w jakich miejscach je robiono.
Listopad - Ale fajnie, już niedługo tam będziemy!
Grudzień - Może by tak coś zacząć planować?
Styczeń - O. Styczeń :/ :D :D :D

No, może nie do końca tak to wyglądało - przejrzeliśmy parę blogów, rozmawialiśmy z paroma osobami, które w Etiopii już były, jednak obraz, jaki zaczął nam się wyłaniać po tych historiach, nie był zbyt ciekawy. Gdzieś w okolicy grudnia zaczęła więc nam towarzyszyć myśl "czy na pewno dobrze zrobiliśmy, kupując bilety lotnicze akurat tam?". Nie chcę powielać stereotypów, więc nadmienię tu tylko, że zwłaszcza zaniepokoiła mnie informacja o wysokich cenach dla "białasów" i olbrzymich trudnościach z negocjowaniem (hm...no to faktycznie, idealne miejsce dla mnie :D No nic, zapakowaliśmy dolary (podobno najlepiej jechać z dolarami, ale koniecznie z tymi z "dużą głową"), przewodnik ("Etiopia" Philip Briggs. Bardzo polecam! Wprawdzie jeśli chodzi o informacje praktyczne nie jest już aktualny - ma dobrych parę lat - ale rozdziały o kulturze i życiu Etiopczyków są niesamowite, zwłaszcza rozdział "Jak się zachować"), na kartce spisaliśmy parę miejsc, których "na pewno nie odpuścimy", a ja nauczyłam się na wszelki wypadek słowa Habbiszat (Etiopczyk), które miało zapewnić bezpieczeństwo, gdybyśmy stali się celem "histerii faranji" (grupy biegnących za tobą miejscowych, krzyczących bez końca : Faranji, faranji!!!). Czyli jednym słowem - pełna mobilizacja i przygotowanie :D

Czas pobytu : 16.01.2016 - 28.01.2016
Waluta : Birr. 10 zł = ok. 54 birry
Uczestnicy : Koleżanka Ala, kolega Marcin i ja.

Ponieważ koleżanka kupowała bilety dużo później i nie udało się jej załapać na nasz lot, mieliśmy spotkać się dopiero w Addis. Niestety, ona przylatywała wcześniej, my dopiero o 1.00 w nocy - miała na nas czekać na lotnisku.
Same loty minęły dosyć szybko i przyjemnie. Nie mam żadnych zdjęć kolan, ale mam chociaż to :

Image
Było smaczne :)

Pewnie o tym wiecie, ale dla mnie to było jak objawienie :D Jeśli przesiadka trwa określoną ilość godzin (w Turkish to 4, w Emirates o ile pamiętam 5), to pasażerowi przysługuje voucher na posiłek na lotnisku. Trzeba jednak go sobie samemu załatwić - zgłosić się do biura linii lotniczej. Niestety, tak bardzo się tą tajemną wiedzą podekscytowałam, że lecąc "tam" zupełnie o tym zapomniałam :D

Na lotnisku w Addis trzeba trochę odstać w kolejce po wizę (wiza na miesiąc - 50 dolarów). Podczas procedury trzeba też podać nazwę hotelu, w którym zamierzamy się zatrzymać. Na szczęście przed nami stała wycieczka Niemców i udało się nam sprytnie to podsłuchać :D (i, dzięki przewodnikowi, odpowiednio się do tej rozmowy przygotować). Owa kolejka miała również działanie wybitnie towarzyskie, bo poznaliśmy w niej też dwóch, bardzo sympatycznych Polaków. Okazało się, że, tak, jak i my, chcą poczekać na lotnisku do rana i wyjechać z Addis. Postanowiliśmy połączyć siły. Po przejściu wszystkich kontroli, okazało się, że koleżanka Ala, w ramach walki z nudą (miała biedaczka czekania chyba z 5 godzin), porozmawiała chyba z każdym pracownikiem lotniska i załatwiła nam transport :D Auto do Mekele (ponad 500 km) - 300 dolarów, tylko musimy poczekać, aż wzejdzie słońce. No dobrze, drogo trochę, ale teraz w końcu była nas piątka, więc ustaliliśmy, że to dobra opcja. Ale chyba przez to czekanie wszystko zaczęło się komplikować. Najpierw pani wycofała się z oferty. Później ją ponowiła. Później przyszły inne panie i krzyczały. Później pani powiedziała, że dobrze, ale nie zamówi auta pod lotnisko (była pracownicą agencji turystycznej i prawdopodobnie bała się, żeby nikt nie wiedział, że chce coś zarobić "na boku"), tylko musimy jechać do Addis teraz (było ok. 3.00 w nocy), pod hotel (przeznaczenie - pod ten sam, którego nazwę kłamliwie wymieniliśmy, żeby otrzymać wizę :D i tam podjedzie z kierowcą. Jeszcze później zupełnie się pokomplikowało, bo kazała nam wziąć spod lotniska taksówkę biało-niebieską (bo najtańsza), a stały tam same zielono-żółte :D W końcu jakimś cudem udało się nam podjechać w umówione miejsce (15 dolarów za taksówkę :/ ) (tak, to nie była biało-niebieska:D.
Trochę przestaliśmy pani ufać i postanowiliśmy sami zorganizować sobie wyjazd do Mekele i uzyskać wszystkie informacje od obsługi hotelowej. I gdy je tak sobie uzyskiwaliśmy (ale trochę słabo nam szło :D , znienacka pojawiła się nasza pani, z tym, że...na piechotę :D Kazała iść za nią, a na wszystkie pytania odpowiadała uspokajająco : "Nie martwcie się. Będziecie zadowoleni". Tak. Ponieważ podstawa na takich wyjazdach to zadbanie o własne bezpieczeństwo (przypomnę : noc. Etiopia. Addis. Pierwsze momenty w nieznanym dla nas kraju. Nie mamy pojęcia, gdzie jesteśmy), ruszyliśmy za nią w karnym wężyku :D (a nawet było nam trochę głupio, że próbowaliśmy coś załatwić "na własną rękę" :D.
I szliśmy jakimiś ciemnymi uliczkami, zakrętami, jacyś ludzie podchodzili, klimat nieziemski, nierealny. Potem pani kazała nam stanąć na ulicy i zatrzymała busik, wypchany do ostatniego centymetra pasażerami. I dokonała cudu - cała nasza piątka, a nawet i ona, zmieściła się w środku :D (kosztowało nas to 200 birrów za wszystkich, a naprawdę nie mieliśmy pojęcia, gdzie jedziemy. Tym bardziej, że na każde pytanie "dlaczego samochód nie może tu po nas podjechać?" odpowiadała : "Nie martwcie się. Będziecie zadowoleni" :D Ale było bardzo miło - wszyscy się do nas uśmiechali, nie wiem tylko, dlaczego cały czas mi się wydawało, że na pewno śnię "Niemożliwe, żeby to nie był sen. Przecież na pewno bym czegoś takiego na jawie nie zrobiła" :D

Image
W końcu wysiadka i podprowadzono nas do autobusu, który stał po prostu przy ulicy (autobusu????!?? Mieliśmy jechać autem! :/ :D. O tej porze i w takim stanie umysłu jednak nie dyskutuje się z rzeczywistością :D Kupiliśmy więc grzecznie bilety (500 birrów od osoby), upewniliśmy się, czy na pewno jedzie do Mekele (tak) i kiedy dojedziemy (na wieczór). Pani się z nami pożegnała bardzo serdecznie (szczerze? Gdyby nie ona, nie wyjechalibyśmy tego dnia z Addis. Nie mielibyśmy pojęcia jak i gdzie pójść. W dodatku zaprowadziła nas do autobusu, który nie stał na dworcu, tylko gdzieś na boku i tylko dlatego udało się nam pojechać. Wątpliwe, żeby udało się nam samodzielnie zdobyć bilety na ten poranek). Dodatkowy bonus - w autobusie jechali sami miejscowi. Owszem, przypuszczam, że pani coś na tym zarobiła, ale naprawdę zasłużyła na to. Inna sprawa, że zaraz jak poszła, kierowca kazał nam dopłacić po 100 birrów. Za bagaże.

Image
Jest nawet klimatyzacja :)

Image
I jedziemy. Widoki za okiem cudowne.

Image

Image
Nie da się ukryć, że tak, jak Etiopczycy byli dla nas atrakcją, tak i my byliśmy dużą atrakcją dla naszych współpasażerów.

Image
Pierwszy dzień w Etiopii, więc wszystko było dla nas dziwne, inne, niezrozumiałe...

Image
Jechaliśmy przez cały czas z nosami przy szybach. Wszystko nas zadziwiało.

Image

Image
Pierwszy szok :D Autobus zatrzymał się na postój "toaletowy". Pan kierowca wskazał ręką - panowie na lewo, pani na prawo. Czyli tak jak u nas, prawda? Tylko, że tam nie było się zupełnie gdzie schować :D Panowie stanęli po prostu przy drodze, panie kucnęły obok autobusu. Ten "pierwszy raz" nie był dla mnie zbyt przyjemny. Później? Później już mi było bardziej obojętne :D

Image

Image

Image
Życie wzdłuż drogi :) Chwilę wcześniej przez autobus przeszedł pan biletowy i pozbierał pieniądze do foliowego woreczka. Miejscowi wrzucali drobne monety. My nie - nie wiedzieliśmy jeszcze co robić i jak się zachować. Następnie wyrzucił wypełniony woreczek przez okno. Dopiero później dowiedzieliśmy się, że to jałmużna na kościół. A takie parasole, zdobione bogato brokatem, są oznaką dostojeństwa wśród duchownych etiopskiego kościoła.

Image

Image
Pierwszy postój na jedzenie i kawę.

Image

Image
Jeszcze "nie czuliśmy" tego kraju. Jeszcze trochę obawialiśmy się wchodzić w interakcje (choć to, co zrobiliśmy, żeby dostać się do autobusu z lotniska, można nazwać mega-interakcją :D Staliśmy więc trochę na uboczu i obserwowaliśmy.

Image
Sposób na przewożenie zwierząt.

Image
I pierwsza kawa :) - 5 birrów. Oczywiście w miejscach, gdzie zatrzymują się autobusy na krótką przerwę, panie parzą kawę dużo szybciej. To nie miejsce i czas na rytuały. Ale kawa jest tak samo pyszna :)

Image

C.D.N.Bardzo dziękuję za sympatyczne słowa :) to naprawdę miłe i bardzo pomaga w zebraniu się do dalszego pisania :)

Jestem Wam jeszcze winna pewne wyjaśnienie. Przed wyjazdem zrobiliśmy sobie we trójkę (Marcin, Ala i ja) jedno spotkanie robocze, na którym zgodnie stwierdziliśmy, że dla każdego z nas miejscem w Etiopii, które absolutnie chcielibyśmy odwiedzić (właściwie to jeden z głównych powodów, dla których chcieliśmy tam pojechać), jest Kotlina Danakilska. Najcieplejsze miejsce na ziemi, położone przy granicy z Erytreą i Dżibutii (a także częściowo w tych państwach), zamieszkałe przez plemiona Afarów. Co tam jest takiego ciekawego, że aż tak nas ciągnęło? Pustynia solna, Dallol (wulkan, w którego kraterze znajdują się gorące źródła z siarką i żelazem. Kolory i widoki - nieziemskie) oraz wulkan Erta Ale. No i fakt, że Bear Grylls określił to miejsce jako "najbardziej niegościnne na ziemi" :D
Jest to faktycznie dosyć ryzykowne - bliskość granicy z Erytreą powoduje, że zdarzają się napady, zabójstwa i porwania turystów, Afarowie są określani mianem co najmniej "niegościnnych" (podobno jeszcze do połowy XX wieku najpierw obcinali wkraczającym na ich teren mężczyznom, hmmm, atrybuty płci, a dopiero później pytali, po co przybyli :/ :D
Dodatkowo przewertowaliśmy oferty polskich agencji specjalizujących się w organizowaniu wypraw do Etiopii i wszędzie stało jak byk : wyprawy do Danakil zawieszone do odwołania :/ I choć serce aż się rwało, żeby tam pojechać, rozum starał się w tym przypadku wygrać. Kończąc spotkanie robocze, popatrzyliśmy więc sobie głęboko w oczy i złożyliśmy bardzo poważną obietnicę : "Ponieważ znamy swoje możliwości i podatność na różne, czasem dosyć głupkowate pomysły, obiecajmy sobie, że tym razem nie damy się złamać. I na pewno na miejscu wszyscy będą nam mówić, że spokojnie i bezpiecznie można tam pojechać z akurat ich agencją - wiadomo, każdy chce zarobić - tym razem nie zareagujemy automatycznie i nie zrobimy nic nieprzemyślanego. Czyli, po prostu, obiecajmy sobie, że odpuścimy Danakil". Złożyliśmy tę obietnicę z bólem serca (trochę, ale niewiele, pocieszył nas fakt, że te wyprawy są dosyć drogie :D

Image

Obietnice obietnicami, ale jakoś niedługo przed wyjazdem powstał pomysł, że, no w porządku, Danakil odpuszczamy, ale przecież możemy sobie pojechać do Mekele (miasto z którego najłatwiej zorganizować wyjazd do Kotliny Danakilskiej) i tam sobie tak trochę pochodzić :D I np. popytać się o aktualną sytuację. Tak z ciekawości - bo przecież i tak się tam nie wybieramy :D I o ceny takiej wyprawy. Pewnie będą tak zaporowe, że i tak nie będzie nas na to stać, więc utwierdzimy się tylko w przekonaniu, że decyzja, aby do Danakil nie jechać jest jedyna i słuszna :D

Image

I to był właśnie powód, dla którego zdecydowaliśmy się na to, aby natychmiast po przylocie poszukać transportu do Mekele :D

Image

Image

Publiczny transport w Etiopii zasługuje właściwie na osobnego posta. Jest to doznanie wyjątkowo silne, głębokie i zostające w człowieku na długo :D Ponieważ w autobusie do Mekele musieliśmy dopłacić po 100 birrów za bagaże, uznaliśmy za całkowicie uzasadnione, że nasze plecaki stały sobie obok nas na siedzeniach. Panowie biletowi też uznali, że jest to ok, poza tym początkowo i tak nikt nie chciał koło nas siedzieć :D W miarę upływu czasu i dosiadających się na kolejnych postojach ludzi, plecaki musiały przesiąść się na podłogę w przejściu między siedzeniami - my dalej siedzieliśmy wygodnie na fotelach. Trochę później, niestety wylądowały na dachu autobusu (baliśmy się tego trochę, bo podobno bagaż czasami jest gubiony podczas jazdy. Mieliśmy nawet własny sznurek do mocowania, ale zaobserwowaliśmy, że panowie z autobusu też taki mają i operują nim całkiem sprawnie). Miejscowym przestało już przeszkadzać, że siedzą razem z nami na siedzeniach (w różnych konfiguracjach - np. we czwórkę na dwóch fotelach :D, a w przejściach między siedzeniami zrobił się całkowity tłok - jakimś cudem pojawiły się malutkie stołeczki, beczułki itp. Niektórzy siedzieli wprost na ziemi. Atmosfera genialna - wszyscy się do nas uśmiechali, próbowali rozmawiać, nawiązywać kontakt.

Image
Widoki za oknem dalej cudowne.

Image

Image

Podróż do Mekele nauczyła nas jednego, ale była to bardzo cenna umiejętność, którą później często wykorzystywaliśmy :D Spotkałam się ze stwierdzeniami, że Etiopczycy mają bardzo specyficzne podejście do czasu. Podobno "Europejczycy mają zegarki, a Etiopczycy czas" i nie da się umówić z mieszkańcami tego kraju na konkretną godzinę - zawsze trzeba czekać. Według naszego doświadczenia nie jest to do końca prawda, jednak jedno jest pewne - to, co wolno Etiopczykowi, w przypadku "białasa" jest niedopuszczalne :D Albo coś w tym rodzaju :D Odkryłam to zupełnie przez przypadek i niechcący, ale ta wiedza dawała nam dużą możliwość sterowania sytuacją :D Otóż podczas postojów autobusu wszyscy rozchodzili się w różne strony i, po załatwieniu swoich spraw, powoli wracali do pojazdu. Wyglądało to tak, że gdy prawie wszyscy pasażerowie siedzieli ponownie w autobusie i już-już można było ruszać, nagle połowa z nich przypominała sobie coś bardzo ważnego i, powoli, ponownie wychodziła na zewnątrz :/ Potem następowała wymiana i na zewnątrz wychodziła pozostała połowa, przedłużając postój o kolejne pół godziny :/ (spróbujcie siedzieć dodatkową godzinę w tłoku, to zrozumiecie, dlaczego to może być trochę, hm, irytujące :D Poza tym, spieszyło nam się do Mekele. Nie mogliśmy się już doczekać, żeby załatwić wyprawę....tfu, pochodzić sobie po Mekele :D Więc gdy w którymś momencie postanowiłam wyjść na kolejnego papierosa (w końcu spokojnie będziemy stali w tym miejscu jeszcze z pół godziny), nagle okazało się, że akurat teraz to już musimy szybko jechać. Koniecznie teraz i koniecznie już, bo się bardzo spieszymy :D I wszyscy momentalnie znaleźli się w środku autobusu, a pan kierowca jeszcze mnie popychał, żeby przypadkiem nie stracić na postoju ani sekundy dłużej :D :D :D Poważnie, bardzo przydatna wiedza - podczas całego wyjazdu, gdy byliśmy lekko zdenerwowani przedłużającym się postojem, padało zdanie - idź zapal, bo nigdy nie wyjedziemy. I zawsze działało :D

Image

Image
Byliśmy w Etiopii w porze suchej i takie widoki zdarzały się dosyć często. Wyschnięte koryto rzeki.

Image

Image

Image

Do Mekele mieliśmy dojechać wieczorem i nie mogliśmy się już tego momentu doczekać. W podróży byliśmy od dwóch dni (dojazd do Pragi, dwa loty i autobus) i trochę to nam dało w kość. Jednak, nie wiem dlaczego, coś mnie tknęło i w okolicach późnego południa, w moim podróżnym notesie zapisałam takie zdanie : "Mówili, że na wieczór będziemy w Mekele, ale coś mi to nie wygląda" :D

Image

Tknięta przeczuciem, zapytałam o to pana siedzącego za nami, który rozmawiał z nami po angielsku. "Tak, tak" - potwierdził. - "W Mekele będziemy wieczorem. Ale jutro"............... :D :D

Image
I tak oto dowiedzieliśmy się kolejnej prawdy o publicznym transporcie w Etiopii. W każde miejsce, w zależności od odległości, jedzie się dzień. Albo dwa :D

Image

Image

I faktycznie, nagle autobus zatrzymał się w jakiejś miejscowości na dworcu autobusowym, współpasażerowie momentalnie się gdzieś rozpierzchli, a pan kierowca powiedział nam, że teraz musimy sobie znaleźć jakiś nocleg, a jutro mamy być w tym samym miejscu o 11.00. To nas trochę ucieszyło, bo dawało nadzieję na to, że wreszcie się porządnie wyśpimy :D Na szczęście przypomniałam sobie, że gdzieś coś czytałam o odmiennym liczeniu czasu w Etiopii. I tak, po dyskusji z panem okazało się, że tu czas liczy się od godziny 6.00 rano. Czyli etiopska 11.00 to nasza...5.00 :/ :/ :D Żegnajcie myśli o odpoczynku :D
Nocleg udało nam się znaleźć po jakiejś godzinie. Nie było źle - jeden pokój z dwoma łóżkami (nowo poznani koledzy z Polski posiadali karimaty, więc uznaliśmy, że jakoś się zmieścimy w pięć osób) - 300 birrów za całość.

Image
To nasz hotelik. Jak się wpatrzycie, zobaczycie łazienkę :D Uznaliśmy, że nie będziemy się jakoś szczególnie tym przejmować. Nie jesteśmy jeszcze jakoś strasznie brudni - w końcu myliśmy się jakieś...trzy dni temu, w domu :D Poza tym to duża oszczędność na mydle i szamponie do włosów. Inna sprawa, że wszystkie finansowe nadwyżki trzeba było wpakować w chusteczki nawilżane :D

Image
A to widok z naszego, nie wiem, tarasiku? :D I niby w pokoju nie było klamki, ale pan ją przecież przyniósł za chwilę :D Natomiast na dole był bardzo przyjemny bar, ale gdy dowiedziałam się, ile kosztuje piwo (12 birrów), dotarło do mnie, jak niezbyt trafiony był argument, przy pomocy którego negocjowałam cenę pokoju ( "Przecież panu się to opłaca. Potem zejdziemy do baru i zostawimy tam dużo pieniędzy" :/ :D )

C.D.N.Poranek był ciężki, nawet bardzo. Cały czas odczuwaliśmy skutki niedospania z ostatnich dni, poza tym, no cóż, jednak wieczorem trochę pieniędzy udało się nam zostawić panu w barze :) Jakoś, noga za nogą, dowlekliśmy się na dworzec. Idąc w ciemnościach trzeba bardzo uważać - w Etiopii na chodnikach często nagle wyrastają dziury, w dodatku dosyć głębokie - może więc dobrze, że tego ranka nie byliśmy zbyt energiczni :)
Na dworcu stawiliśmy się już przed 5.00, czyli przed 11.00, w dodatku i tak była zmiana czasu w stosunku do polskiego - kręćka można z tym dostać :D Szybka kawa przed dworcem (5 birrów) i byliśmy gotowi do drogi.
Transport publiczny w Etiopii jest, hm..., bardzo specyficzny :) Żaden autobus nie kursuje, gdy jest ciemno. Słyszałam dwa warianty powodów - jedni mówią, że to ze względów bezpieczeństwa (podobno zdarzają się napady na autobusy), inni - że to kwestia złych dróg. Tak więc, gdy tylko nadchodzi zmrok, autobusy zatrzymują się na dworcu, pasażerowie szukają noclegu, a kolejnego dnia ustawiają się przed bramą dworca o 5.00. Właśnie, przed bramą. I nie wiem dlaczego zawsze kierowca każe być tam o 5.00, skoro bramy otwierane są parę minut przed 6.00 :/ Ale jakoś obawiałam się zbuntować :D W każdym razie efekt jest taki, że o godzinie 5.00 pod zamkniętą brama ustawia się tłum, ale taki naprawdę tłum, żadne tam "kilkanaście osób" i czeka. A gdy ktoś przed 6.00 otworzy bramy, nagle wszyscy biegną...Lecą i pędzą do swoich autobusów, z wszystkimi tobołkami, torbami, krzesełkami i często zwierzętami. Etiopczycy rzadko podróżują, dlatego gdy już się tak zdarzy, że gdzieś wyruszają, to robią to "na poważnie" i często zabierają ze sobą dużą część swojego dobytku.

Image

Powiem szczerze - nasi współpasażerowie i kierowcy chyba zapałali do nas jakąś sympatią (pewnie sobie wmawiam :D Raczej było im nas żal - byliśmy jedynymi białasami w tym tłumie i pewnie wyglądaliśmy na mocno zagubionych :/ :D, bo, pewnie z litości, jeden z nich, jeszcze przed otwarciem bram, wprowadził nas jakimś bocznym wejściem na dworzec i odstawił do samego autobusu. Gdyby nie to, raczej wątpliwe, że znaleźlibyśmy nasz autobus. Inna sprawa, że może nie musielibyśmy się tym martwić, bo wątpię, czy w ogóle udałoby się nam wepchnąć na dworzec :D

Image

W ogóle mam wrażenie, że nasz autobus jakoś nas "zaadoptował" :D Wszyscy nas pilnowali, uśmiechali się i, na ile pozwalały umiejętności językowe, próbowali nawiązać kontakt - odbyłam np. bardzo pouczającą rozmowę o bydle (tzn. tak myślę :D Generalnie - naprawdę sympatyczni, ciepli ludzie. Mam wrażenie, że po prostu poczuli się za nas odpowiedzialni.

Image

Jakoś po 6.00 ruszyliśmy w dalszą drogę. Jeszcze wczoraj myśleliśmy, że noc spędzimy w Mekele. A to, co się okazało (nocleg w miejscu, którego nazwy nawet nie znam), uświadomiło nam, że chyba trzeba trochę zmienić podejście - nie porównywać z "naszą" kulturą, nie oczekiwać i nie planować. Czyli "dać na luz" i brać, co życie przyniesie :D

Image

A życie przyniosło niesamowite obrazy za oknem...

Image

Image

Image

Jest jakaś niesamowita mądrość w podejściu Etiopczyków do życia. Jakiś taki spokój i radość z tego, co jest, z tego, co się ma (a ma się, w porównaniu do Europejczyków, naprawdę niewiele...) I w którymś momencie zrobiło się mi naprawdę głupio. Przyjeżdżam z innego kraju, wsiadam do miejscowego autobusu i oczekuję, że wszystko będzie "jak w domu"? Albo, że mi się należy? Miejscowi cierpliwie czekają i dostosowują się do obowiązujących zasad, więc dlaczego ja mam się denerwować, że coś nie działa "po mojej myśli"? Nie po to pojechałam tak daleko, żeby było jak w Polsce i żeby dostawać to, do czego przywykłam. I wiecie co? Takie podejście naprawdę nam pomogło. Do tego stopnia, że nawet nie spytaliśmy, o której będziemy w Mekele. Będziemy, jak będziemy. Np. za dwa dni :D

Image

Postój na posiłek :
Image

Image
I pierwsze miejscowe danie. Spaghetti. Na osławioną injerę jeszcze się nie skusiliśmy :D I ukłon w stronę białasów - dostaliśmy łyżkę. Miejscowi jedli używając do tego pieczywa. No ale wiadomo - białas to i tępy trochę, i zgubić się może, dajmy mu lepiej łyżkę, bo przecież i z tym sobie nie poradzi :D

Image
Naprawdę, cały czas jechaliśmy z nosa przy szybach, nie chcąc stracić nic z tych cudownych widoków. Współpasażerowie polubili nas jeszcze bardziej (albo uznali, że już zupełnie jesteśmy chorzy psychicznie :D, gdy zobaczyli, jak na postoju pieczołowicie myjemy szyby autobusu :D Niestety, nie dało się ich wyczyścić do końca (nawilżane chusteczki jednak trochę rozmazują :D , więc czasami to przeszkadzało w fotografowaniu.


Dodaj Komentarz

Komentarze (73)

julk1 3 marca 2016 00:54 Odpowiedz
Ciekawa relacja. Czekam na ciąg dalszy.
jakub-m 3 marca 2016 01:22 Odpowiedz
Gdyby nie emotikony w treści, to myslalbym, ze ta Pani was zaatakuje albo okradnie! Taki cykor ze mnie:DCzekam na wiecej, super relacja!
maxima0909 3 marca 2016 17:20 Odpowiedz
już śledzę temat :)
asiasz 3 marca 2016 19:56 Odpowiedz
Ale Was nosi! Już wiem, że będzie fajnie.
zielona-gora 3 marca 2016 20:06 Odpowiedz
Świetnie napisane a opis przygotowań do podróży fenomenalny, takie to prawdziwe, skąd ja to znam ...? :-)
zielona-gora 3 marca 2016 20:06 Odpowiedz
Świetnie napisane a opis przygotowań do podróży fenomenalny, takie to prawdziwe, skąd ja to znam ...? :-)
michzak 3 marca 2016 20:14 Odpowiedz
Przejeżdżałem po liście nieprzeczytanych, nic nowego, nic nowego, o relacja z Etiopii... W sumie tam się nie wybieram i mnie to nie interesuję i zaczynam patrzeć dalej.Chwila..."pestycyda"hm... Kurczaki... Bałkany... Chyba kojarzęZapinam pasy i jedziemy :D
igore 3 marca 2016 21:26 Odpowiedz
@pestycyda jak zawsze w formie. Czekam na ciąg dalszy, tym bardziej że Afryka kusi ;)
marcino123 3 marca 2016 22:40 Odpowiedz
wymiatasz jak zawsze od pierwszego wpisu ! :)
wojtas-88 7 marca 2016 18:22 Odpowiedz
Wow wow wow!! Nastepna genialna relacja z Etiopii. Z niecierpliwoscia czekam na ciag dalszy. Trzeba bedzie pomyslec czy nie uwzglednic Etiopii w planach na 2017 :D
antia 7 marca 2016 19:09 Odpowiedz
Wojtas_88 napisał:Wow wow wow!! Nastepna genialna relacja z Etiopii. Z niecierpliwoscia czekam na ciag dalszy. Trzeba bedzie pomyslec czy nie uwzglednic Etiopii w planach na 2017 :Ddokaldnie tez o tym pomyslalam :)
ewaolivka 13 marca 2016 19:52 Odpowiedz
Rewelacyjna powieść o egzotycznym kraju! Zdjęcia i tekst super! W realu dla mnie nie do zrobienia, niestety, więc choć tak "pozwiedzam" :) Dziękuję :)
olajaw 13 marca 2016 20:02 Odpowiedz
Niesamowite miejsca! Zdjęcia są naprawdę niezwykłe, a tekst jak zwykle.. najwyższych lotów :D Podziwiam Was za tę wyprawę, bo ja chyba bym się nie odważyła tam jechać, ale może kiedyś :)PS. A już miałam się dopominać o kolejną część relacji ;)
pestycyda 13 marca 2016 23:29 Odpowiedz
@olajaw, @ewaolivka - bardzo Wam dziękuję za miłe słowa i naprawdę, naprawdę polecam Etiopię! Najlepiej szybko kupić bilet, nie zastanawiać się za bardzo i nie oczekiwać :) Mnie trochę nastraszyły niektóre wypowiedzi w sieci, ale rzeczywistość i Briggs (od przewodnika) szybko mnie naprostowali :) Żadna negatywna opinia/stereotyp z blogów, jak dla mnie nie miał odzwierciedlenia w rzeczywistości. Naprawdę - cudowny kraj i cudowni ludzie:) Cieszę się bardzo, że mogę o nim choć trochę opowiedzieć i pokazać:) (i mam taką małą nadzieję, że może kogoś jednak zainspiruję do wyjazdu:) (a, a jeśli to wszystko mało żeby Was zachęcić, to powiem Wam, drogie Panie, że na tym wyjeździe schudłam 4 kg :D Pozdrawiam:*
japonka76 14 marca 2016 15:20 Odpowiedz
O kurcze @pestycyda popłakałam się, jak czytałam Twoja relację :oops: Wisisz mi paczkę chusteczek.
86184 14 marca 2016 19:37 Odpowiedz
Ja nie doszłam do etapu chusteczek, ale musiałam podtrzymywać opadającą dolną szczękę. @pestycyda masz magiczne pióro, godną pozazdroszczenia wrażliwość, a do tego jesteś babką z jajami. Jak Ty to robisz? :-)(Nie)Cierpliwie ;-) czekam na kolejną dobranockę. :-)
lahcimmm2 14 marca 2016 21:47 Odpowiedz
może wstyd się przyznać, ale rzadko czytam relacje,chyba dlatego, że informacje jak wygląda salonik, co podawali w samolocie albo ile kto ma wzrostu średnio mnie interesują,natomiast Twoje jest dla mnie kwintensęcją podróży,podziwiam, zazdroszczę i życzę powodzenia!
maxi1982 15 marca 2016 18:44 Odpowiedz
Świetna relacja jestem pod wrażeniem, czekam na ciąg dalszy z niecierpliwością ;-).Pozdrawiam
dziabulek 16 marca 2016 21:40 Odpowiedz
Mimo tego, że nigdy ten kierunek mnie nie ciągnął, czyta się z zapartym tchem. Świetnie piszesz , czekam na ciąg dalszy:)
dziabulek 17 marca 2016 07:51 Odpowiedz
Wygląda to wszystko jaki film z gatunku S/F , krajobrazy iście nieziemskie, a do tego w oddali czają się jacyś "obcy", w każdej chili gotowi zrobić ziemianom krzywdę. W właściwie niebezpieczeństwo wynika ze strony Erytrejczyków czy ze strony tubylców. Porywają? Zabijają czy to może wszystko jednak trochę na wyrost?
dziabulek 17 marca 2016 07:51 Odpowiedz
Wygląda to wszystko jaki film z gatunku S/F , krajobrazy iście nieziemskie, a do tego w oddali czają się jacyś "obcy", w każdej chili gotowi zrobić ziemianom krzywdę. W właściwie niebezpieczeństwo wynika ze strony Erytrejczyków czy ze strony tubylców. Porywają? Zabijają czy to może wszystko jednak trochę na wyrost?
olajaw 17 marca 2016 08:34 Odpowiedz
O żesz.. zdjęcia niesamowite :shock: Coś pięknego! @pestycyda normalnie rozwaliłaś system :D i mnie od rana, od samego śniadania :D
maxima0909 17 marca 2016 10:42 Odpowiedz
@pestycyda dobra, miałam nie komentować do momentu zakończenia relacji, bo szczerze powiedziawszy myśłałam, że poza tym że oczywiście podziwiam wybór kierunku podróży nie będę mogła niestety napisać, że mnie zainspirowałaś do podobnej wyprawy.. relacja pierwszych dni utwierdziła mnie w przekonaniu, że jestem za słaba w uszach na podbój takiej Afryki... nie to, żebym była salonowym pieskiem, ale ta bieda, brud, ścisk, ciągle unoszący się w powietrzu piach i absolutny brak zieleni to raczej krajobraz, którego bym nie udźwignęła... Nie doczekam jednak do końca relacji, żeby wrzucić swoje trzy grosze, bo wiem, że wszystkie komentarze motywują do dalszego pisania :) więc pisz kochana, bo chociaż uświadomiłaś mi, że do Etiopii jeszcze nie dojrzałam to jednocześnie sprowokowałaś do myślenia i za to Ci dziękuję :)
ewaolivka 17 marca 2016 11:03 Odpowiedz
WOW! Inaczej nie umiem wyrazić zachwytu zdjęciami, miejscem i tym, że nas tam zechciałaś zabrać :) :)
kaviorwiki 17 marca 2016 11:12 Odpowiedz
@pestycyda wymiata,jak zwykle!
kaviorwiki 17 marca 2016 11:12 Odpowiedz
@pestycyda wymiata,jak zwykle!
marcant 17 marca 2016 12:00 Odpowiedz
dziabulek napisał: niebezpieczeństwo wynika ze strony Erytrejczyków czy ze strony tubylców. Porywają? Zabijają czy to może wszystko jednak trochę na wyrost?Ostatni konflikt między Etiopią a Erytreą rozpoczął się w 1998 roku i dotyczył przebiegu granicy między tymi dwoma państwami. Tereny ze złotem pustyni czyli solą (na ziemi Afarów bryły soli nadal są środkiem płatniczym), złożami potasu i innych minerałów, powodują, że ten najbardziej niegościnny obszar ziemi, jest jednocześnie niezwykle atrakcyjny ekonomicznie. Dallol, ErtaAle z uwagi na bliskość granicy z Erytreą, wzdłuż której utrzymuje się napięcie, przyczynia się do wzrostu zagrożenia porwaniami i atakami grupy Al-Shabaab (kilka lat temu zabito 12 francuskich turystów, zdarzają się incydenty ostrzeliwania – odstraszania grup podróżników). Do tego wszystkiego mit o Afarach - dzikich, niebezpiecznych, bezwględnych, wojowniczych, mściwych mieszkańcach tego terenu. Prawda jest taka, żeby przeżyć w takim miejscu, gdzie z popękanej, wysuszonej ziemi wydobywają się różne, często szkodliwe dla zdrowia wyziewy, gdzie wydobywana ze studni słodka woda w kolorze kawy z mlekiem jest szczytem szczęścia, gdzie w najgorętsze dni w roku temperatura sięga 50 stopni, trzeba być niewątpliwie odważnym i twardym człowiekiem. Tylko najsilniejsi mogą przetrwać. Afarowie do dzisiaj walczą między sobą, porywają kobiety, zwierzęta, walczą o tereny z wodą. Całkowicie kontrolują ruch na swoim terenie. Mimo, że ostatnio jest już coraz mniej napaści na przyjezdnych, strach powoduje sama ich postawa, pełna dystansu do świata „obcego”, pełna dumy i godności. Myślę, że nie ma osoby, która wjeżdżając na teren Afarów, nie będzie czuć niepewności. Większość biur turystycznych oferujących podróże do Etiopii na swych stronach ma taką oto informację: UWAGA! Ze względów bezpieczeństwa na tę chwilę wszystkie wycieczki w rejon Danakil zostały zawieszone do odwołania. Nawet biorąc pod uwagę wszystko co powyżej, cały teren depresji Danakilskiej jest bez wątpienia jednym z ostatnich miejsc na ziemi, w którym odnaleźć możemy „własną legendę”…
grzechu01 21 marca 2016 13:26 Odpowiedz
@pestycyda rewelacyjna relacja, dzięki! :D
washington 21 marca 2016 20:34 Odpowiedz
Krótko - WOW :) czekam na więcej
marcino123 24 marca 2016 18:23 Odpowiedz
pierwsza koszulka f4f, która zawitała do Etiopii ? :)
japonka76 24 marca 2016 20:48 Odpowiedz
Ojeju, ale Ci Etiopczycy to są ładni ludzie. Nawet nie przypuszczałam.
dziabulek 25 marca 2016 12:58 Odpowiedz
Ale ta miejscowość faktycznie nazywała się Shire? Ciekawe czy jakiś fan Tolkiena ją tak nazwał, bo jak rozumiem Hobbitów nie było:)
pbak 29 marca 2016 20:02 Odpowiedz
Widze, że są dwie różne szkoły jeżdżenia etiopskimi autobusami i minibusami. My woleliśmy siedzieć z przodu, najlepiej w pierwszym rzędzie. Dzięki temu nie widzieliśmy tych wszystkich wymiotujących ludzi a tylko ich słyszeliśmy :-) i na prośbę kierowców podawaliśmy tylko do tyłu torebki folioew...Zazdroszczę Danakilu, generalnie rzecz biorąc Etiopia to póki co jeden z moich top 3 w Afryce.
chaleanthite 30 marca 2016 01:50 Odpowiedz
Cudowna relacja!!! Chociaz przyznam szczerze, ze nie jest to miejsce moich marzen, to wyglada naprawde interesujaco..! Niestety nie wiem jakie czary mary musialabym odprawic (chyba nawet Wasz szaman by nic nie zdzialal ;)), zeby namowic meza na taki kierunek... ;) Tak wiec pozostaje mi tylko czekac na ciag dalszy i zabrac sie na te wyprawe razem z Twoja relacja :D
asiasz 1 kwietnia 2016 06:21 Odpowiedz
Jestem wielbicielką Twoich relacji - pewnie jak połowa tego forum :-) . Oj, będziesz miała co opowiadać wnukom... :lol: Ja penie nigdy nie wybiorę się na taką wyprawę, więc super że nas tam zabierasz. Dzięki.
cypel 1 kwietnia 2016 09:20 Odpowiedz
pestycyda napisał:I nadszedł czas zemsty! :D Sziro. Na środku injery :D :D :D :lol: Relacja REWELACJAŚwietnie napisane, bez nadęcia z poczuciem humoru i masą cennych informacji. Jest co czytać.DziękujęEch, cudowne zestawienie kolorów w Dallol. Ląduje na mojej mapie miejsc obowiązkowych do zobaczenia.
bozenak 1 kwietnia 2016 20:24 Odpowiedz
Jestem Twoją fanką.Relacja świetna -choć ta część świata jest nie dla mnie - ale czytam . Masz tak lekkie pióro, ogromne poczucie humoru i wszystko postrzegasz w jasnych barwach. No i baaaardzo lubisz ludzi. Nie piszesz czasem książek? Pierwsza kupię:)))
marcino123 1 kwietnia 2016 20:42 Odpowiedz
jak nie Maroko, to później Kurczaki a teraz Etiopia, ciężko zliczyć, który to już raz zaliczam opad szczęki pomieszany z wybuchami śmiechu i czytaniem Twojej relacji na głos dla lepszej połówki :)Murowany kandydat na relację roku 2016 :) i sam już nie wiem, czy najlepsze czy najgorsze jest to, że każesz nam czekać kilka dni na kolejny "odcinek".W tym pkp do Lwowa, żądam autografu i wspólnego zdjęcia ;)
chaleanthite 4 kwietnia 2016 18:31 Odpowiedz
@pestycyda -Standardowo nie mogę doczekać się kolejnego odcinka :D Przy czym Twoja relacja wciąga bardziej, niż "Moda na sukces", "Na wspólnej" i inne "Esmeraldy" razem wzięte :mrgreen: A los rzeczywiście wciąga w swoje rozgrywki innych, ale cóż zrobić - bez tego wspomnienia nie byłyby takie pikantne! ;)
olajaw 4 kwietnia 2016 20:19 Odpowiedz
Ja wiedziałam, ja wiedziałam!! Że to będzie murowany kandydat na relację roku :D @pestycyda pokazujesz nam niesamowite miejsca, nigdy bym nie pomyślała, że Etiopia ma tyle do zaoferowania! dzię-ku-je-my :D
elzbieta-trusz 5 kwietnia 2016 01:58 Odpowiedz
Pestycydo, zlituj się i nie każ za długo czekać na dalszy ciąg, bo dzięki Tobie wszyscy odbywamy tą podróż po Etiopii.Łoś
radzio666 5 kwietnia 2016 02:28 Odpowiedz
a moze zalozymy grupe polujaca na bilety do Etiopii ?? ja bym sie wybral....@pestycyda relacja rewelacja :mrgreen:
dziabulek 7 kwietnia 2016 08:18 Odpowiedz
Dla mnie od teraz bohaterem Etiopii jest "Zacisk" :) nawet chyba na ostatnim zdjęciu trochę go widać :)
igore 7 kwietnia 2016 08:49 Odpowiedz
@pestycyda Dziś rano okazało się, że skończyła mi się kawa. Jestem uzależniony od kofeiny, więc było ciężko. Na szczęście Twoja "palona kawa" zastąpiła mi filiżankę espresso :)
k-marek-trusz 7 kwietnia 2016 22:18 Odpowiedz
Zacisk to pewnie ten na środkowym planie (ostanie zdjęcie), w białej czapeczce? Pod wodospadem Marcin (z lewej, w zielonym) i Pestycyda (z prawej, w białym) - Was poznaję. Ten w lewym rogu, w pasiaku, to pewnie okrutny przewodnik? Łoś
bozenak 8 kwietnia 2016 21:14 Odpowiedz
:D :lol: :lol: Zacisk :lol: :lol:
chaleanthite 13 kwietnia 2016 00:20 Odpowiedz
Ehhh...coraz bardziej zaczyna mi sie tam w tej Etiopii podobac :D
igore 13 kwietnia 2016 08:01 Odpowiedz
@chaleanthite Skończy sie tak, że niedługo będziemy czytali Twoją relację z Etiopii ;)
olajaw 13 kwietnia 2016 08:54 Odpowiedz
Skończy się tak, że wszyscy będą wypatrywali promocji tylko do Etiopii :lol: Ten hipcio wymiata :D @chaleanthite mam podobnie, w mojej głowie zaczęły powoli pojawiać się pytania typu: hmm ciekawe czy trzeba tam robić jakieś dodatkowe szczepienia, a ciekawe w jakiej porze najlepiej jechać.. itp itd :D czyli tzw. zalążek podróży :D
maxima0909 13 kwietnia 2016 12:49 Odpowiedz
Maxima0909 napisał:@pestycyda dobra, miałam nie komentować do momentu zakończenia relacji, bo szczerze powiedziawszy myśłałam, że poza tym że oczywiście podziwiam wybór kierunku podróży nie będę mogła niestety napisać, że mnie zainspirowałaś do podobnej wyprawy.. relacja pierwszych dni utwierdziła mnie w przekonaniu, że jestem za słaba w uszach na podbój takiej Afryki... bla bla bla...... :oops: oj tam oj tam! przecież tylko krowa nie zmienia zdania :twisted: no to może zorganizujemy jakąś forumową załogę? najpierw wesoły samolot a potem eksytujący podbój Etiopii śladami @pestycydy ;)
chaleanthite 14 kwietnia 2016 16:38 Odpowiedz
@olajaw, @igore - kto wie, ja nie mówię "nie" ;) Chociaż przyznam się Wam, iż zauważyłam chociażby po wyprawie do Peru, że jeśli chociaż parę dni nie spędzę nad ciepłą wodą pod palmami, to po powrocie do domu czuję się, jakbym w ogóle na wakacjach nie była... Ciężko więc będzie mi się zdecydować na wyprawę do krajów, które mi tego nie będą w stanie zaoferować... Jestem zepsutą kobietą ;)
k-marek-trusz 27 kwietnia 2016 00:49 Odpowiedz
I jak tu nie wierzyć klasykowi, że na świecie są rzeczy, które fizjologom się nie śniły.Łoś
pbak 27 kwietnia 2016 01:20 Odpowiedz
pestycyda napisał:@pbak, no właśnie, trzeba wybrać, co dla kogo mniej stresujące :) bardzo się cieszę, że Etiopia jest w Twojej ocenie tak wysoko. Ja się zakochałam i wróciłabym w każdym momencie :) A te dwa pozostałe afrykańskie kraje?Sudan i Benin, ale to pewnie temat na osobna dyskusje :-) A spotkanie z hienami zdecydowanie trwa dluzej niz pare minut, tu pewnie Marcin mial racje. My bylismy w Harrarze akurat na Sylwestra i po tym calym spektaklu przez cala noc zamiast huku fajerwerkow towarzyszylo namy przerazliwe wycie tych zwierzat. Wrazenie niesamowite.
maxima0909 27 kwietnia 2016 14:48 Odpowiedz
no ja zwariuje! moja ZAZDROŚĆ wzrasta drastycznie! :twisted:
tomwie 28 kwietnia 2016 21:16 Odpowiedz
Super relacja. Jedna z lepszych na tym forum! Sam niedługo będę jeden dzień w Addis Abebie. Czy ma Mercato ten pawilon z pamiątkami znaleźć można bez problemu? Może jakieś wskazówki?
igore 28 kwietnia 2016 21:44 Odpowiedz
Miałem nadzieję, że ta relacja nie skończy się tak szybko, gdyż każdy nowy wpis czytałem z wielką przyjemnością. Przekonałaś mnie i Etiopia ląduje baaardzo wysoko na liście moich miejsc do zobaczenia. Dziękuje :)
olus 28 kwietnia 2016 22:57 Odpowiedz
Świetna relacja, jak zawsze zresztą. W ogóle muszę powiedzieć, że jakoś tak się składa, że do Twoich relacji mam osobisty stosunek (Tajlandia - słonie!). W przypadku Etiopii też tak jest, bo chociaż tam nie byłam, to dawno temu przeczytana książka o tym kraju w dużym stopniu sprawiła, że podróże stały się moją pasją. Jak byłam bardzo małym dzieckiem to namiętnie czytałam "W pustyni i w puszczy" i dzięki temu parę lat później rodzice kupili mi książkę "Śladami Stasia i Nel" o Egipcie i Sudanie, która ma też drugą część poświęconą Etiopii.Swoją drogą bardzo polecam, to jest reportaż z podróży do tych krajów z lat 50, kiedy jeszcze Afryka (nawet ta dość bliska Afryka) wydawała się taka odległa i niedostępna. Książka taka bardziej powiedzmy młodzieżowa, ale bardzo fajnie napisana, dowcipna a jednocześnie zawiera mnóstwo informacji, odniesień do historii tych krajów itp. Jest np cała dość niesamowita historia jedynej linii kolejowej w Etiopii, którą Wam nie udało się pojechać. W ogóle tak porównując to co widzę w Twojej relacji i to co pamiętam z tej książki, to przez te kilkadziesiąt lat tak wiele się w Etiopii nie zmieniło...(Marian Brandys "Śladami Stasia i Nel" oraz "Z panem Biegankiem w Abisynii")
pbak 2 maja 2016 00:27 Odpowiedz
pestycyda napisał:@pbak, hmmm....Sudan i Benin, mówisz? Brzmi bardzo zachęcająco - zwłaszcza, że to rekomendacja kogoś, komu również spodobała się Etiopia:) Napiszesz jakąś relację?Relacji niestety nie bedzie, z paru powodow ale glownie z braku czasu. Ale w razie pytan sluze pomoca, a zainteresowanym podesle linka do zdjec :-)
bartekzzabrza 27 stycznia 2017 21:42 Odpowiedz
Witam serdecznie :) Ogłoszony konkurs na relacje roku zmobilizował mnie do przeczytania wszystkich nominowanych tekstów do nagrody. Jestem pod wrażeniem Waszej "wycieczki". W trakcie czytania Waszej lektury, przyszło do głowy mi kilka pytań, które chciałbym Wam - uczestnikom wyprawy zadać.Czy przed wylotem przygotowywaliście się jakoś "zdrowotnie" do wyjazdu? (szczepienia, jakieś lekarstwa i.t.p)Czy na miejscu musieliście się pilnować z jedzeniem i piciem? (możliwość zatrucia i inne choroby)Na co jeszcze musieliście uważać, zwracać uwagę? Czekam na odpowiedź i pozdrawiam :)
pestycyda 29 stycznia 2017 06:55 Odpowiedz
@‌BartekzZabrza‌,mamy zrobiony standardowy zestaw szczepień. Jadąc do Harer zażywaliśmy malarone. Zawsze bierzemy ze sobą doxycyklinę, bo ma szerokie spektrum działania. Jak chodzi o jedzenie, to unikaliśmy injery, ale nie ze względów zdrowotnych :D woda tylko butelkowana, tego bardzo pilnowaliśmy. Szkoda tylko, że zapomnieliśmy o tym, ze lód w napojach najczęściej jest z nieprzegotowanej wody. Lodu sobie nie żałowaliśmy :D A jeśli zastanawiasz się nad wyjazdem, to szczerze zachęcam. Piękny kraj i cudowni ludzie. Pozdrawiam:)
cccc 29 stycznia 2017 15:10 Odpowiedz
Ze wzgledu na konkurs przeczytalem wlasnie Twoja relacje, delektujac mnie sie przy tym etiopska kawa o nazwie Tarara. Niesamowita spostrzegawczosc oraz dokladne, obiektywne oddanie rzeczywistosci w bardzo interesujacy i przyciagajacy sposob. Twoje opisy i tyle wspanialych zdjec serwuja czytelnikowi wspaniale skomponowany kolorowy, teczowy koktajl, pobudzaja wyobraznie, jak rowniez chec zobaczenia tego ciekawego kraju. Wydaje mi sie, ze taka wyprawa potrafi zmienic czlowieka na cale zycie i nasuwa do wielu refleksji, ktorymi do tej pory nie zaprzatal sobie glowy. ;) W Etiopii, oprocz lotniska nie bylem, ale od kilku lat jest na mojej liscie. Te hieny to mnie po prostu rozwalily, mialem co prawda okazje widziec je juz kilka razy, w RPA (Kruger), Botswanie, a ostatnio podczas nocnego safari w Manyara (Tanzania). Jedynym prawdziwym zblizeniem byla dzika hiena, ktora podeszla w nocy do ogniska, jak bylem na dziko pod namiotami w Botswanie, ale nie przyszlo mi do glowy zeby ja nakarmic. ;) Przyszla popatrzyla i tak jak sie pojawila, tak zniknela w ciemnosciach, najwyrazniej chciala powiedziec "dobry wieczor".W Manyara widzialem po raz pierwszy w zyciu biegajace po sawannie hipopotamy, zaraz obok biegaly hieny, ale o dziwo nie atakowaly sie nawzajem. :D Indżerę, porowate podlomyki etiopskie o smaku wyjatkowo gabczastym skosztowalem na lotnisku w Addis Abebie, gdzie mnie ostatnio wiatry poniosly az 4 razy.W restauracji na lotnisku poprosilem pania, rzeczywiscie szliczne kobiety (mimo ze Polki sa najladniejsze) o jakas lokalna potrawe, najchetniej z baraninka i otrzymalem wlasnie indżerę.Moje gratulacje, chyle czola i pozdrawiam.
miriam 29 stycznia 2017 16:49 Odpowiedz
@‌pestycyda‌ Twoja relacja jest urzekająca pod każdym względem.Fascynuje nie tylko Etiopia widziana twoimi oczami ale również osobowość i podejście do tematu samej autorki.Wielkie gratulacje :)
haniavit 14 lutego 2017 23:10 Odpowiedz
chapeau bas!Zobaczyłam Etiopię Twoimi oczami, śmiałam się, wzruszałam, denerwowałam a i łezka w oku się zakręciła. Nigdy nie myślałam o tak dalekich kierunkach, jestem jeszcze na etapie zwiedzania Europy, ale aż chce się tam być. Tylko chyba jeszcze odwagi brak ;) Trzymam kciuki za kolejną wyprawę
aschaaa 29 lipca 2017 14:28 Odpowiedz
@pestycyda mimo ze nie widzę zdjec bo chyba jakoś zniknęły.... to i tak jestem zachwycona! Swietne pioro, ale to juz psl kazdy kto tu komentowal, barwne opisy i szereg informacji. Dziekuje! Najprawdopodbniej bedziemy w Etiopii pod koniec grudnia (ostatnie dwa tygodnie). Marzy mi sie Dallol. Czy ktos wiec jak sytuacja wygląda obecnie?
ponchek 19 sierpnia 2017 21:59 Odpowiedz
Szkoda, że zdjęcia się nie wyświetlają...
cccc 20 sierpnia 2017 00:11 Odpowiedz
Jest napisane, ze szczesliwi ktorzy nie widza...
pestycyda 20 sierpnia 2017 17:58 Odpowiedz
Przepraszam, wiem, że oglądanie relacji bez zdjęć jest niezbyt fajne :/ Wgrywam jeszcze raz, dzięki poradzie @olus, tym razem na Społeczność - tylko to trochę potrwa. Mam nadzieję, że to jest moja ostatnia walka ze zdjęciami i że już tu zostaną na zawsze :)
tiktak 5 września 2019 10:13 Odpowiedz
WitajMam techniczne pytanie .Czy w Etiopii można się bez problemu posługiwać euro ?
jerzy5 5 września 2019 12:28 Odpowiedz
Najpiękniejsza relacja jaką czytałem , już wiem że też tam muszę być
pestycyda 5 września 2019 17:58 Odpowiedz
@TikTak, czyli jednak... :D Kto się zdecydował, Wy czy córka? Bardzo się cieszę i czekam na relację :) Z tego co pamiętam, można było wymieniać euro w kantorach, ale cenniejsze dla Etiopczyków były dolary i chętniej je wymieniali. Zwracali jednak dużą uwagę na to, żeby banknot był nowy, bez zagięć, naddarć itp. Dolarami można było też zapłacić za wycieczki (wydaje mi się, że nie było to możliwe w euro). Kurs był też trochę wyższy (tzn. nie dostawałeś za dolara więcej birrów, niż za euro, ale, zakładając, że walutę kupujesz w Polsce - w stosunku do wydanych złotówek, przy dolarze otrzymujesz więcej birrów). @jerzy5, bardzo mi miło i dziękuję za taki piękny komplement. Usłyszeć, że zachęciło się kogoś do odwiedzenia jednego ze swoich ulubionych krajów, to chyba najmilsze słowa:) I bardzo się cieszę - zrób to, warto!
calaira 17 września 2019 20:12 Odpowiedz
Z przyjemnością przeczytałam Twoją relację i o ile wczoraj mówiłam do męża, że choć podziwiam odwagę i ducha przygody takich turystów, to jednak sama bym się nie zdecydowała, o tyle dzisiaj moje serce aż rwie się, żeby przeżyć coś podobnego. Choć czasami zastanawiam się, czy nie trzeba mieć czegoś w sobie, żeby przyciągać takich ludzi i takie atrakcje, jak wam się udało... ;)
pestycyda 18 września 2019 18:00 Odpowiedz
@Calaira, myślę, że masz w sobie dokładnie to samo "coś", co i ja :D I nawet pięknie to nazwałaś w swojej relacji :D Cyt : "Czasami moją osobę podsumowuje jedno proste zdanie - "To jest k...a dramat" :D :D Pozdrawiam :)