+1
maczala1 30 czerwca 2016 09:43
Tak jakoś całkiem przez przypadek wyszło, że nasza wycieczka do Londynu odbyła się w ostatni weekend przed wybuchem bomby Brexitowej. Krążąc w okolicach centralnych byliśmy wielokrotnie świadkami agitacji ludności przed tym ważnym referendum. Zasłyszałem gdzieś w telewizji sformułowanie jakoby na brytyjskich ulicach toczyła się właśnie swoista „zimna gra” propagandowa. Będąc akurat w tym czasie w Londynie, my również wzięliśmy udział w podobnej grze, na szczęście podobnej tylko z nazwy – COLDPLAY :)
Tak więc tych, którzy już ostrzyli sobie zęby na polityczny temat muszę rozczarować, nic takiego nie będzie miało tutaj miejsca. Będzie natomiast relacja foto-wideo z koncertu na Wembley :)

Obejrzeć Coldplay na żywo chciałem już od dawna. Temat ciągnął się za mną chyba od koncertu na Stadionie Narodowym w 2012, w którym niestety nie mogłem wziąć udziału. Obiecałem sobie wtedy, że następnej podobnej okazji już nie przepuszczę. Niestety podczas obecnej trasy „A Head Full of Dreams„ chłopaki nie zdecydowali się już na odwiedzenie Polski. Trochę to w sumie przykre, że cały czas nasz kraj jest traktowany jako peryferie muzyczne i naprawdę bardzo rzadko odbywają się u nas koncerty z pierwszej ligi światowej. Wembley zdołali zapełnić przez 4 wieczory po 70-80 tysięcy osób, a do nas nie wpadli nawet na chwilkę. Nie wiem do końca z czego to wynika ale po części domyślam się, że to obawa przed zbyt małym zainteresowaniem tak dużymi imprezami. Być może mają rację, cały czas mam w pamięci przypadek koncertu Madonny z mizernym wynikiem 35 tys. i całym zamieszaniem wynikającym z tego tytułu :)

Już jadąc metrem na Wembley Park zwróciliśmy uwagę, że publiczność jest całkiem inna niż u nas, gdzie na koncertach szeroko pojętej muzyki popularnej goszczą w przeważającej większości ludzie młodzi. Zdziwiła nas ogromna ilość osób w wieku zdecydowanie 50+, zmierzających metrem wyraźnie w takim samym celu co my i poczuliśmy się tym faktem jakoś podbudowani. Jeżeli będą wybierać seniora imprezy, to na szczęście znajdą lepszych kandydatów :)
Po wyjściu z metra, tłum ludzi został skierowany na długi i szeroki deptak noszący dumną nazwę Olimpic Way, na końcu którego majaczyła ogromna bryła stadionu z charakterystycznym pałąkiem. Olimpic Way kończyła się rampą, dochodząca do 3 poziomów wejściowych stadionu.

Image

Image

Image

Image

Bilety zakupiłem na stronie http://www.gigsandtours.com, która przysporzyła mi trochę dodatkowych nerwów. Jak się później okazało, był to jeden z reselerów, co prawda oficjalny ale biletów na początku nie posiadał, tylko miał je dopiero dostać od organizatora. Cały czas była dostępna informacja o tym, że bilety będą wysyłane przed imprezą z odpowiednim wyprzedzeniem. Kiedy zaniepokojony bliskością terminu zacząłem nerwowo dopytywać się o wysyłkę, okazało się, że jednak biletów nie wysyłają, tylko będą do odbioru osobistego. Nie lubię odbierać wejściówek na miejscu ale nie mieliśmy już żadnego wyboru. Nie było w sumie łatwo znaleźć ten cały „collection point”, dlatego załączam dla potomnych pewien instruktaż :)
http://www.wembleystadium.com/PDF/WS_Level-B1_Map.pdf

Punkty odbioru są dwa (east, west) i mieszczą się na środkowej kondygnacji północnego wejścia. Po kilku pytaniach i małym krążeniu dookoła, udało nam się w końcu znaleźć to miejsce, dobrze schowane przed klientami pod ogromnymi schodami :) Ludzi czekających na odbiór było wprawdzie całkiem dużo ale okienek jest coś koło 20 sztuk, więc wszystko szło sprawnie. Pierwszy plus za organizację, były nawet specjalne osoby rozrzucające kolejkę do poszczególnych okienek, tak żeby obsługa nie traciła bezproduktywnie czasu. Mając bilety w ręku poczułem się znacznie pewniej. Niby nie powinno być jakiś problemów ale po lekturze internetowych opinii o firmie gigsandtours miałem lekkie obawy, czy w ogóle wejdziemy na stadion :)
Potem czekał nas jeszcze standardowy kołowrotek i pobieżna kontrola osobista, a zaraz po wejściu na stadion każdy otrzymał gustowną bransoletkę, całkiem pokaźnych rozmiarów :)

Image

Trybuny stadionu na samym początku trochę przytłoczyły nas swoją wielkością - 90 tys. miejsc robi jednak spore wrażenie. Jest to drugi pod względem pojemności europejski stadion, zaraz po Camp Nou. Stadion Wembley jest jednak znacznie nowocześniejszy co widać, słychać i czuć w każdym jego fragmencie, że nawet nie wspomnę o takiej ekstrawagancji jak rozsuwany dach - skąd my znamy ten temat :)
Miejsca mieliśmy w połowie górnej kondygnacji (level 5) i pamiętam, że przy zakupie było ostrzeżenie o tym, że miejsca te nie są odpowiednie dla osób z lękiem wysokości, a żona niestety takowy posiada :) Całe szczęście nie było żadnego problemu z tego tytułu. Trybuny bardzo wysokie i dość strome ale szeroki podest do stania powodował, że nie było żadnego dyskomfortu, a przy tym była zapewniona wyśmienita widoczność. Pod tym względem nowe stadiony są jednak bezkonkurencyjne.
Rozwaliła mnie strefa zakupowo-żywieniowa na stadionie. Wprawdzie spodziewałem się czegoś dużego ale jednak nie w takiej ilości i asortymencie. Było wszystko - klasyczne hamburgerownie, drink-bary, punkty dla miłośników słodkości, a nawet znaleźliśmy duży punkt fish & chips, co nas bardzo ucieszyło, bo akurat tego brytyjskiego specjału nie zdążyliśmy spróbować wcześniej na mieście. Muszę powiedzieć, że spodziewałem się w takim miejscu czegoś raczej kiepskiego, a smakowało całkiem dobrze. Frytki nie były mrożone tylko świeże (o ile można w ogóle coś takiego powiedzieć o frytkach) a rybka całkiem zjadliwa, oczywiście w mega grubej anty-dietetycznej panierce :)
Poniżej ogólnodostępny widok poglądowy na Wembley.

Image

Jako support tego wieczoru wystąpiła czarnoskóra Lianne La Havas. Cóż można powiedzieć o jej występie ? Śpiewała całkiem fajnie i czysto, a jedna, czy dwie kompozycje wpadały nawet w uchu. Niestety występując jako suport, z góry została skazana na popadnięcie w niepamięć i tak właśnie się stało tym razem. Dla mnie w ogóle idea supportu na koncertach jest pewnego rodzaju nieporozumieniem. Teoretycznie ma rozgrzewać publikę, a bardzo często prowadzi tylko do jednego pytania - kiedy będzie koniec ? :) Na palcach jednej ręki mogę policzyć takie występy które zapadły mi w pamięć.

https://www.youtube.com/watch?v=kdxWPlxqETw
Uwaga porządkowa do wszystkich filmików – najlepiej przełączyć na kółku zębatym w HD :)

Image

Image

Obserwując publiczność na odległej płycie stadionu zauważyliśmy w pewnym momencie coś dziwnego, czyżby to były parasolki ? Zbliżenie aparatem nie pozostawiało żadnych wątpliwości, w końcu dopadła nas brytyjska pogoda ale całe szczęście mieliśmy dach nad głową, a o powrót będziemy się martwić później :)

Image

Jak tylko Lianne La Havas skończyła swój występ, na telebimach pojawiły się napisy zapowiadające główną atrakcję wieczoru. W pewnym momencie trybuny głośno ryknęły, a za sceną zobaczyłem Chrisa idącego w otoczeniu zespołu. Czyżby to już ? To byłby chyba pierwszy koncert w moim życiu, który zaczął się bez najmniejszego opóźnienia. Pomyślałem, że to przecież niemożliwe, bo z reguły skala opóźnienia jest wprost proporcjonalna do wielkości imprezy. Koncert rozpoczął się jednak punktualnie o godzinie 20 – kolejny plus za dobrą organizację :)

Image

Image

Na początku puścili krótki filmik z zapowiedziami fanów z wcześniejszych koncertów tej trasy, a potem zaczęło się od mocnego uderzenia - A Head Full of Dreams :)
https://www.youtube.com/watch?v=cM510htqYdk

Image

Image

Pod koniec A Head Full of Dreams odpalili sporo pirotechniki, co wyglądało całkiem fajnie ale niestety kilka kolejnych utworów musieliśmy oglądać poprzez resztki dymu, który nie za bardzo chciało wywiać ze stadionu :)
https://www.youtube.com/watch?v=NME-vGLST5g

Image

Z tego fragmentu koncertu zapamiętałem trochę zadymione Every Teardrop Is a Waterfall oraz Paradise:
https://www.youtube.com/watch?v=dWgXSJO593A
https://www.youtube.com/watch?v=JwS93sCUIzY

Następne 3 kawałki chłopaki zagrali z małej centralnej sceny, która była trochę bliżej nas i mogliśmy w końcu ich zobaczyć bezpośrednio, a nie tylko poprzez telebim. W tej części najbardziej efektownie wypadło Princess of China ale bez Rihanny - w sumie może to i dobrze, biorąc pod uwagę jej umiejętność śpiewania na żywo :)
https://www.youtube.com/watch?v=-TOCMBH-7vc
https://www.youtube.com/watch?v=wcbuHlEd5kY

Image

Image

Zaraz po powrocie na dużą scenę poszło Clocks, tym razem w odcieniach czerwieni. Ten kawałek wprawia mnie zawsze w stan pewnego rodzaju utraty świadomości, czy innego letargu - to była piękna chwila.
https://www.youtube.com/watch?v=8pCFMXXPrOQ

Image

Po nieco psychodelicznym Clocks przyszedł czas na zabawę. W tym momencie dopiero zobaczyliśmy jak naprawdę fajnym pomysłem są nasze bransoletki sprzęgnięte w jeden, centralnie sterowany system. Z tymi bransoletkami była w ogóle zabawna historia, bo akurat nasze dwie sztuki na początku nie zadziałały :) Żona dzielnie wałczyła, żeby zmusić je do współpracy, stosując starą dobrą zasadę - nic na siłę, tylko młotkiem ale niewiele to pomagało. Kiedy już pomyślałem, że po prostu mieliśmy dużego pecha, nagle obie ożyły. Dopiero później doszedłem do wniosku, że prawdopodobnie za późno odbezpieczyliśmy baterie, a więc wszystko znowu przez te nadmierne nawyki oszczędnościowe wyniesione z fly4free :)

Charlie Brown oraz Fix You z fajną zabawą światełkami
https://www.youtube.com/watch?v=lqWCMFLvwng
https://www.youtube.com/watch?v=B8sIsPgeORw

Image

Image

Dalej zabawa trwała w najlepsze, tym razem w odcieniach fioletu, przy dźwiękach Viva la Vida oraz Adventure of a Lifetime, na którym publika na płycie mogła dodatkowo pobawić się dmuchanymi piłkami :)
https://www.youtube.com/watch?v=00579oo6xbw
https://www.youtube.com/watch?v=hHhzeROv3k8

Image

Image

Po kilku dynamicznych utworach wskazana była chwila odpoczynku, co właśnie nastąpiło. Zespół przeniósł się na 3 wolne utwory na kolejną, najmniejszą scenę, usytuowaną na samiutkim końcu płyty, wywołując tym ruchem ogromne poruszenie na pobliskich trybunach, które w mgnieniu oka zaczęły się wyludniać :)

Image

Image

W powietrzu czuć już było powoli zbliżający się finał. Chris z całą resztą powrócił na główną scenę i zaśpiewali - Amazing Day oraz A Sky Full of Stars.

Image

Image

Image

Jak tylko sobie przypomnę to co zadziało się na A Sky Full of Stars, od razu czuję lekkie mrowienie na plecach :)
Jak ktoś nie oglądał wcześniejszych filmików, to zachęcam do obejrzenia chociaż tego (przełączyć na kółku zębatym w HD) – daje jakieś pojęcie o tamtej atmosferze.
https://www.youtube.com/watch?v=xL17q-V4IBw

Image

Na sam koniec zagrali jeszcze bardzo fajne Up&Up z nowej płyty ale ponieważ przeczuwałem, że to już ostatni kawałek, postanowiłem całkowicie poddać się muzyce i schowałem aparat …

Po koncercie byłem ciekawy jak będzie wyglądało jednoczesne wyjście ponad 70 tys. osób i muszę w tym miejscu dać organizatorom kolejnego plusa. Pomimo tego, że przeważająca większość ludzi ruszyła w kierunku stacji metra, nie było większego ścisku. Tłumem na Olympic Way sterowali porządkowi, wyposażeni w dobrze widoczne tabliczki - walk/stop. Porządkowi zostali rozstawieni w formie kilku zapór i puszczali ludzi falami, dopiero kiedy poprzednia grupa zdążyła już odejść spory kawałek. W momentach postojowych publikach integrowała się dodatkowo wspólnymi śpiewami z przewagą Paradise i Viva la Vida :) Prosty patent, a jaki skuteczny. Widać, że organizację imprez masowych mają tam dobrze opanowaną. W sumie to patrząc na harmonogram imprez na Wembley, nie ma się co temu dziwić :)

Akurat jak wychodziliśmy ze stadionu to deszcz przestawał padać, w zasadzie już tylko lekko kropiło, a momentami w ogóle przestawało. Dopiero po wyjściu mogliśmy zobaczyć sławetny pałąk oświetlony w barwach coldplayowej trasy, bo akurat z naszej trybuny nie było go widać przez otwarty dach.

Image

Ostatnio tak się jakoś składa, że po każdym koncercie mówię, że to był najlepszy jaki widziałem w życiu. Nie pozostaje zatem nic innego jak przyznanie tego i tym razem. Jestem o tym święcie przekonany i tak pewnie będzie aż do następnego razu :)

Na koniec jeszcze dla porządku setlista imprezy:
http://www.setlist.fm/setlist/coldplay/ ... e6a3d.htmlSzczerze mówiąc to w sprawie tytułowego Coldplay wszystko już zostało powiedziane i temat się na razie z mojej strony wyczerpał.
Nie planowałem robić relacji z całego pobytu, bo w zasadzie - Lądek jaki jest każdy wie :)
Wszystkie główne atrakcje są na forum dobrze opisane i znane, a jak nie, to mamy przecież dwie panie - @Kara i @Aga_podrozniczka :)
Jedną, może trochę mniej znaną miejscówkę opisałem już w innym miejscu:
skygarden-darmowe-wejscie-na-wiezowiec-w-londynie,1228,95832#p781112

Może zamieszczę tutaj jeszcze raz, pewną uroczą fotografię pamiątkową z wyjazdu.
To nic, że trochę kiczowata ale nieustannie cieszy nas bardzo ten widok :)

Image
Kara napisał:
Jestem głęboko zawiedziona brakiem zdjęcia zegaru na Wieży Elżbiety! ;-)

Elka w ogóle bardzo nas zawiodła. Poszliśmy trochę sobie z nią pogawędzić, a ona nic, nawet na balkon nie wyszła, nie mówiąc już o wpuszczeniu za płot. Wpuściła za to na posesję dziwnych panów w zimowych czapkach. Tochę więcej się jednak spodziewałem po angielskim, dobrym wychowaniu ...

Image

Image

Dodaj Komentarz

Komentarze (4)

singielka-1976 30 czerwca 2016 10:38 Odpowiedz
Czekam na ciąg dalszy, bo będzie, prawda? ;)
86184 30 czerwca 2016 16:50 Odpowiedz
Jestem głęboko zawiedziona brakiem zdjęcia zegaru na Wieży Elżbiety! ;-)A na poważnie - cieszę się, że się dobrze bawiliście i że Twój wątek o Sky Garden stał się zalążkiem rozmowy o oglądaniu Londka z góry. Ponieważ uprzejmie doniosłeś nam w nim, że Monument masz nadal na liście do obiektów do "zdobycia", wspomnę tylko, że osoby z lękiem tam też coś sobie mogą udowodnić. :-)
maczala1 30 czerwca 2016 18:15 Odpowiedz
Pewna obeznana w londyńskim klimacie użytkowniczka zwróciła mi uwagę na błąd formalny, w związku z czym zamieszczam sprostowanie: Na Wembley nie ma żadnego niwydarzonego pałąku, tylko jest szacowny ŁUK - kibice angielscy z całą pewnością nie przyjęli by dobrze tego lapsusa słownego :)Przy okazji parę ciekawostek znalezionych odnośnie tej konstrukcji:"Wysoki na 133 metry, szeroki na 315 i średnicy 7,4 metra, łuk jest najdłuższą jednorodną strukturą dachową na świecie. Jest tak duży, że słynny londyński diabelski młyn (London Eye) zmieścił by się pod nim, a w środku mógłby poruszać się pociąg. Łuk widoczny jest z odległości ponad 13 mil."Źródło informacji z fajnym filmikiem:http://www.thornlighting.pl/pl-pl/o-nas ... -za-pomoca
olajaw 30 czerwca 2016 22:55 Odpowiedz
O widzę, że mamy podobny gust muzyczny :D Super relacja! Byłam na Coldplay właśnie na Narodowym w 2012 r. i było meeega :) Lubię ich piosenki, ale szłam bez jakiejś większej ekscytacji, a to, co działo się na scenie i trybunach przerosło moje najśmielsze oczekiwania :) Były piłki, różne figurki, które nagle rozświetlały się podczas koncertu, no i niesamowite opaski "grające" w rytm najlepszych utworów - coś wspaniałego - proste, a niezwykle efektowne jak zgasły wszystkie światła :D Zazdroszczę Wembley, może kiedyś uda mi się tam wybrać na jakiś fajny koncert :) PS. Mam podobnie z koncertami - ostatni jest zawsze tym najlepszym ever :D Czyli póki co u mnie no.1 jest Adele, chociaż Coldplay też długo królowało :)