+2
LaVarsovienne 9 lipca 2016 19:15
DZIEŃ 1 - 31 maja

Schyłek maja. Znowu lecimy. Znowu na wyspę, a nawet wyspy. Tym razem Kanary, po raz pierwszy. Będziemy jak zwykle celebrować miłość - rocznicę, a nawet dwie :-)

Lot o 12.15, nie wiedzieć czemu budzimy się po 7:00 rano, tyle czasu, pies oddany wczoraj, co tu robić? Pomału kończymy pakowanie, ważymy walizki, jak zwykle za ciężkie, mniejsze bagaże jak zwykle za duże. Najwyżej dopłacimy – mówimy po raz dwudziesty któryś przed lotem Ryanairem.

Na lotnisko w Modlinie przyjeżdżamy na 1,5 godz. przed lotem, trochę bez sensu, ale jest to spowodowane mailem od Ryanaira, że w WMI wielkie opóźnienia i kolejki, więc zalecają być nawet 3 godz. wcześniej. O naszej godzinie nie ma tragedii. Jak zwykle również nikt nie interesuje się naszymi ciężkimi bagażami. Uff :)

Pogoda zachęca do natychmiastowej ucieczki z kraju. Deszcz zacina, jest nieprzyjemnie. Chcemy jak najszybciej znaleźć się w samolocie. Chociaż Ryanair po raz drugi zrobił nam psikusa – miejsce 11A, kto przeżył to zrozumie. ;) Przed nami ponad 5-godzinny lot, a my w "zamkniętej klatce". No trudno, trzeba trochę pocierpieć, by potem było pięknie;-) Spoglądam na skrawek okienka sąsiadów i myślę: no to nara :D

Kanary (1).jpg

W naszej części samolotu dużo osób rosyjskojęzycznych, na dodatek wszyscy jak jeden mąż zamawiają lasagne. No cóż, nie wygląda ona apetycznie, kilogramy sera i chyba nic poza tym. W tej śmierdząco-serowej atmosferze próbujemy choć na chwilę zasnąć. Fuerto, Fuerto już niedługo! Już za chwileczkę, już za momencik. W międzyczasie zajadamy się kanapkami zakupionymi na lotnisku.

Lądujemy o 16:45 na Fuerteventurze. Błękit nieba, uśmiech na twarzy.
Kanary (6).jpg

Idziemy do stanowiska Cicar odebrać nasz samochód. Z satysfakcją spoglądamy na kolejki do innych firm, u nas luzik. 8-) Właśnie jedni klienci kończą załatwiać formalności, więc praktycznie jesteśmy obsługiwani z miejsca. Poproszę nr rezerwacji, poproszę 68,10 euro, poproszę podpis, proszę kluczyki, parking jest naprzeciwko. Tak, to najszybszy wynajem w historii. Bez żadnych udziałów własnych, kaucji, dodatkowych ubezpieczeń, czy podawania nr kart kredytowych. No cóż, uwielbiam miejscowe wypożyczalnie :) Podekscytowani ruszamy na parking, trochę błądzimy, aż w końcu znajdujemy naszą srebrną Astrę Turbo, auto 5-drzwiowe, w środku komputer z nawigacją. Jesteśmy bardzo zadowoleni, zważywszy że zamawialiśmy najtańszą opcję - miała być 3-drzwiowa Corsa.

Nagle odkrywamy, że z tej ekscytacji gdzieś po drodze zgubiliśmy potwierdzenie najmu samochodu i choć jeszcze nigdy nie było ono potrzebne przy oddawaniu, ani w innej sytuacji, na wszelki wypadek mąż idzie po duplikat, a ja nastawiam nawigację. Do celu mamy ok. 85 km. Na szczęście w drodze nadrabiamy stracony czas na parkingu.
Kanary (9).jpg

Mój ukochany świetnie czuje się na fuerteventurskiej trasie, wyprzedza, robi wszystko byśmy już mogli cieszyć się bryzą oceanu. Nasz cel to Morro Jable. A dokładnie apartamenty u dziadka. Znalezione na bookingu apartamenty Alta Vista jako pierwsze zdjęcie mają dziadka na recepcji, więc już tak nam zostało – apartamenty u dziadka. I gdybym może przez ten booking zarezerwowała mielibyśmy pewność, że mamy dzisiaj dach nad głową. Tymczasem postanowiłam znaleźć bezpośredni kontakt, bo chciałam mieć gwarancję, że dostaniemy pokój z widokiem i balkonem. Znalazłam w necie stronę tego aparthotelu, nie wiedzieć czemu tylko w wersji niemieckiej, napisałam zapytanie po angielsku. Dziadek Pepe odpisał po hiszpańsku. I tak sobie pisaliśmy, ja po angielsku, on po hiszpańsku, a właściwie ja pisałam, co bym chciała, a dziadek na wszystko odpowiadał „no hay ningún problema” i „muchas gracias”. Gdy go poprosiłam o potwierdzenie mojej rezerwacji ograniczył się tylko do „muchas gracias”. :D No cóż, będzie co będzie, w razie czego znajdziemy coś na miejscu.

Gdy autostrada kończy się, wjeżdżamy w strefę wielkich hoteli, jedziemy wzdłuż oceanu, mijamy latarnię, tak to już Morro Jable, a za niecałe 5 km dotrzemy na starówkę.
Kanary (12).jpg

GPS pięknie prowadzi nas na Calle Abubilla, pod samym aparthotelem nie znajdujemy wolnego miejsca, ale udaje się zaparkować jakieś 50 metrów dalej. Bierzemy walizki i idziemy na spotkanie z wielką niewiadomą :D Duże przesuwane drzwi nie otwierają się, dzwonimy dzwonkiem, brak reakcji..no to się zaczyna :D Na szczęście na drzwiach jest nr telefonu, niestety bez kierunkowego, znajduję w necie +34. Dzwonię. Odbiera dziadek Pepe „Hola Gosela!” - wita mnie moim nickiem z maila :D Pytam się po angielsku kiedy będzie, w odpowiedzi dostaję litanię hiszpańskiego, za nic nie możemy się dogadać, wyłapuję z jego wypowiedzi, żeby znaleźć personę, która mówi po espanola. :lol: Na zawołanie zza rogu wychodzi dwóch chłopaków, ufff, wręczam jednemu telefon, żeby zrozumiał o co dziadkowi chodzi. Chłopak wykonuje jego polecenia, podchodzi do drzwi, dzwoni jak my dzwonkiem. Po chwili z wielkiej donicy z kaktusem podnosi kamień, pod którym leżał przygotowany dla nas klucz :D Przykłada pilot w odpowiednie miejsce i "sezam" się otwiera :D Dziękujemy chłopakowi za pomoc i z radością udajemy się do windy. Znajdujemy nasz apartament, duży, przestronny salon z kuchnią i oddzielną sypialnią. Oczywiście pierwsze co, idę rozprawić się z okiennicami, muszę zobaczyć czy na pewno mamy widok. :D Tak, jest pięknie! Z takim widokiem będziemy witać i żegnać dzień przez najbliższe 3 doby.

Kanary (13).jpg

Jest też kościół, hmmm ciekawe jak bardzo będziemy niewyspani przez dzwony :D
Kanary (24).jpg

Po krótkim, wstępnym rozpakowaniu idziemy zapoznać się z terenem, wychodzimy na taras. Ach, jak tu cudnie.
Kanary (35).jpg


Kanary (32).jpg

Kilka metrów od aparthotelu znajdujemy sklepik, w którym zaopatrujemy się w napoje, w tym schłodzoną rioję na później. Nieśmiało zaglądamy w stronę knajpek, mnogość zapachów nie pozostawia nam wyboru…szybka decyzja – wracamy się przebrać, czas zjeść kolację. W recepcji spotykamy dziadka Pepe i jego żonę, z którą rozliczam się za pobyt (180e/3 doby), rezolutna babcia wręcza mi hasło do Wifi, śmiejemy się z klucza zostawionego w kaktusie.

Lokalizacja naszego aparthotelu jest cudowna. Kilka kroków i mamy knajpki i ocean. Długo nie zastanawiamy się, gdy widzimy wolne stoliki w pierwszym rzędzie restauracji Avenida del Mar. Idealnie, przed nami tylko ocean, a obok pan przygrywa na gitarce, wtóruje mu pani stonowanym śpiewem. Oboje mamy ochotę na rybę. Mąż zamawia rybę z Morro (13,50e), ja solę w czosnku (13,90e). Na początek dostajemy pieczywko z miejscowymi sosami – mojo rojo i mojo verde. Później na stół wjeżdżają ryby. Jesteśmy mega zadowoleni, kolacja przepyszna!
2r.jpg

Gdy nieoczekiwanie na prośbę gości pani śpiewająca zaczyna intonować po niemiecku piosnkę idealnie wkomponowującą się w klimat Oktoberfestu, oznacza to tylko jedno: czas się ewakuować :D Dopijamy wino i uciekamy na spacer.

Jest po 22:00, w Morro Jable się ściemniło, wieczór jest przyjemny, bezwietrzny, ciepły. Raczymy się jeszcze lodami z Carte D’Or i wracamy do apartamentu. Na balkonie delektujemy się schłodzoną rioją. Jak bosko być na wakacjach!

cdn.DZIEŃ 2 – 1 czerwca

Sama w to nie wierzę, ale znowu budzę się po 7:00 rano :D Względem czasu polskiego jest niby 8:00, jednak cisza i spokój na zewnątrz pozwalają odczuć, że jest naprawdę wcześnie. Przez chwilę nawet zastanawiamy się, czy sklep jest otwarty. Na szczęście jest. Mąż robi małe zakupy na śniadanie.

3.jpg

Balkon o tej porze jest przyjemnie ocieniony. Jaskrawe, poranne słońce odbija się w oceanie.
4.jpg

Obserwujemy miejscowych, którzy wychodzą z psami na poranny spacer. Wszyscy obierają tą samą ścieżkę - wzdłuż kościoła, do punktu widokowego. W tych pięknych okolicznościach przyrody poczytałabym sobie coś w necie, jednak Wifi nie chce działać, wczoraj sprawowało się świetnie.

Pakujemy się na plażę. Najpierw idziemy ścieżką psiarzy - wzdłuż palm i kościoła.
Kanary (97).jpg

Patrzymy na nasz hotelik (balkon po lewej jest nasz).
Kanary (80).jpg

Schodzimy na plażę po schodach przy restauracji Farola Del Mar. Knajpy pomału budzą się do życia, kelnerzy ustawiają stoły i krzesła. Kładziemy się przy wydmie i rozpoczynamy plażing. Niestety nie jest łatwo wytrzymać. Gdzie jesteś słynny wietrze z Fuerty?
6.jpg

Studiujemy przewodnik, po południu czeka nas pierwsza wycieczka. Chcemy jechać na plażę Cofete. Mąż marudzi, bo napisali, że potrzebny jest jeep. Mało tego, straszą o „wyboistych stokach, wąskich, jednopasmowych drogach, pełnych ostrych zakrętów z nagle pojawiającymi się spadzistymi urwiskami.” :lol: Na pewno będzie lepiej, niż na greckiej Karpathos – pocieszam :D

Ok. 13 zwijamy się do pokoju. Krótki odpoczynek na balkonie, gdzie odkrywam, że nadal nie działa net. Schodzę do dziadka na recepcję i zgłaszam problem. Daje mi nowy login i hasło, ale wiem, że to nic nie pomoże. Mówię, że wczoraj działało świetnie, niestety nie rozumie mnie. Przychodzi do nas do pokoju, nie potrafi pomóc, proponuje, że przyjdzie jego bambini. Pakujemy się na wycieczkę i stwierdzamy, że szkoda nam tracić czasu. W samochodzie przypominam sobie, że zapomniałam wziąć GPSa, wracam do pokoju, dziadek biegnie za mną, żebym poczekała, bo idzie bambini. No dobra, poczekam na to dziecko. Tymczasem wchodzi do pokoju dwudziestoparolatek :D nie mówi po angielsku, ale rozumie, co do niego mówię. Sugeruję, żeby sprawdził na swoim smartfonie i zobaczy w czym problem. W międzyczasie opieprza dziadka. Dziadek zbiega na dół i pewnikiem resetuje sieć, wraca i we trójkę wpatrujemy się w mojego netbooka, sieć się włącza, wszyscy wznosimy okrzyk radości. Żegnam się z nimi i biegnę do męża.

Ruszamy na Playa de Cofete. Dosyć szybko droga zmienia się w szutrową, jednak jest bardzo szeroko i płasko i tak jest przez większość trasy. Chyba jeden wąski i stromy moment. Wg nas autor przewodnika ostro popłynął z tym opisem :D Po drodze mijamy kozią rodzinkę. W oddali na horyzoncie pojawia się nasz cel.
Kanary (178).jpg


Kanary (176).jpg


Kanary (182).jpg


Kanary (310).jpg


Kanary (192).jpg

Playa de Cofete robi na nas niesamowite wrażenie. Bezkresna, dziewicza, prawdziwe piękno natury.
Kanary (256).jpg


8.jpg

Miło świętować rocznicę ślubu w tak cudnych okolicznościach przyrody;-)
Kanary (248).jpg

Przy plaży znajduje się mały cmentarzyk przysypany piaskiem. A nad Cofete góruje "człowiek z psem". Tam też spotykamy miejscowe wiewiórki.
9.jpg

W oddali widać również Willę Wintera. Miejsce tajemnicze, tu najprawdopodobniej ukrywali się naziści. Możliwe, że stąd uciekali do Ameryki Płd.
Kanary (259).jpg


Kanary (309).jpg

Wracamy do Morro Jable na późny obiad, jest już po 17:00, zdążyliśmy trochę zgłodnieć. Większość knajp zamkniętych, sjesta. Siadamy w otwartej Saavedra Clavijo. Zamawiamy tapasy: miejscowy kozi ser z miodem, koktajl z krewetek i ziemniaczki z sosami. Później odpoczywamy na tarasie na dachu naszego hotelu.
obiad.jpg

Wieczorem spacerujemy w stronę portu. Już z góry można zaobserwować, że nie jest to romantyczny porcik. Wracamy więc w nasze starówkowe rewiry. Na niebie piękny spektakl. Robimy sobie sesję na plaży. Zaciekawieni goście pobliskich restauracji, zaczęli opuszczać swoje stoliki, by również uwiecznić kolory nieba.
Kanary (348).jpg


Kanary (353).jpg


Kanary (362).jpg


Kanary (367).jpg


Kanary (371).jpg

Czas na rocznicową kolację. Daleko nie szukamy, idziemy do La Laja, która znajduje się tuż przy plaży, na której robiliśmy zdjęcia. Jeden wolny stolik z widokiem czekał właśnie na nas. 8-) 4. rocznica ślubu, każdą spędzaliśmy wyjazdowo – Sycylia, Karpathos, Majorka, teraz Fuerta. Niech tak będzie zawsze!

Zamawiamy paellę (28e) i po raz pierwszy mamy kontakt z kanaryjskim winem – El Grifo z Lanzarote. Paella jest cudowna, ilość ryb i owoców morza powala. Każdy kęs to poezja. Niestety późny obiad daje się we znaki i nie mamy sił zjeść tych wszystkich dobroci. :(

13.jpg

Idziemy na spacer, naszą uwagę przykuwa szalona atmosfera w jednej z uliczek. A dokładnie przy restauracji Chinchorro. Typowo włoski klimat – kelnerzy, kucharz wszyscy śpiewają włoskie szlagiery :D Przysiadamy się, pozostając w dobrym nastroju. 8-) Kochamy Italię miłością największą, już wiemy, że to tu przyjdziemy jutro na kolację. :)DZIEŃ 3 – 2 czerwca

Kolejny słoneczny dzień na Fuerteventurze. Promienie migoczą za zasłonką okna sypialni. Dzwony kościoła biją łagodnie, na tyle by można jeszcze podrzemać.

Po śniadaniu idziemy na plażę. Dzisiaj ocean w Morro Jable szaleje. Pojawiły się fale. Woda całkowicie przykryła plażę, na której wczoraj podziwialiśmy kolory nieba. Pomimo szaleństw oceanu, nadal nie ma wiatru.
Kanary (413a).jpg


Kanary (414).jpg

Po plaży zaglądamy do sklepików. Oglądamy fajne magnesy desek surferskich. Uznajemy, że zakupy zrobimy później (i tu dobra rada, której niestety sama nie stosuję – nie odkładajcie niczego na później...tak, wróciliśmy do Polski bez magnesu z Fuerty :cry: ).

6a.jpg

Ok. 15:00 jedziemy na wycieczkę. Tym razem plaża Sotavento. Przewodnik prawi, że zaczyna się ona przy hotelu Melia Gorriones, więc taki ustawiam cel w GPSie.
Kanary (448).jpg

Droga pozostawia wiele do życzenia – trzeba uważać na dziury – aż dziwne, że tak jak w przypadku Cofete autor przewodnika nie zaproponował jeepa. :D
Kanary (453).jpg

Parkujemy za hotelem. Pierwsze wrażenie – fajne widoczki, ale strasznie wieje.
Kanary (455).jpg

Siłując się z wiatrem schodzimy na plażę. Jest ona podzielona – po lewej strefa dla windsurferów, po prawej kitesurferzy.
Kanary (462).jpg

Idziemy do beach baru dla kite’ów. Jest on niczym oaza na pustyni – długie palmy, hamaczki, zimne napoje, przekąski.
Kanary (480).jpg

Chłodzimy się sangrią i posilamy bagietkami.
Kanary (472).jpg

Obserwujemy kiteserferów i spacerujemy po lagunie.
Kanary (488).jpg


Kanary (503).jpg


Kanary (525).jpg

W drodze powrotnej zatrzymujemy się przy latarni. W przewodniku prawią, że latarnia czynna do 18:00, a w środku znajduje się 6-metrowy szkielet finwala. Niestety wejście zabite dechami, a szkielet znajduje się kilkaset metrów dalej.
Kanary (529).jpg


Kanary (533).jpg

Po powrocie relaksujemy się typowo wakacyjnymi przyjemnościami. Balkoning, lody w Coco Banana, gapienie się na ocean 8-)
Kanary (548).jpg


Kanary (551).jpg


Kanary (562).jpg



Dodaj Komentarz

Komentarze (12)

gosiagosia 13 lipca 2016 22:02 Odpowiedz
O, fajnie - przybyła nowa "pisarka". Dobry pomysł świętowania rocznicy wyjazdowo:) życzę Wam jeszcze 100 takich podróży.
marysiek 18 lipca 2016 17:15 Odpowiedz
Super fajny wyjazd. Jaki mieliście przewodnik? Polecasz?
bozenak 24 lipca 2016 21:41 Odpowiedz
Bardzo sympatyczna relacja . Pisz dalej bo czekam :D
jacakatowice 24 lipca 2016 21:58 Odpowiedz
Gratuluję @ LaVarsovienne udanej relacji i wyprawy.Szczerze powiem, że relacja wyjątkowo mi się podoba.Dlaczego ?Jakże odmienna od większości innych. Gdzie były najtańsze Lidle i Mercadony. Budki z kebabem i pizzą w kawałkach do ręki. A tutaj mamy to co lubię.Wynajęte auto, porządne kwatery, jedzenie i trunki w niezłych knajpach. Korzystanie z wszystkich atrakcji, jakie oferują te dwie wyspy. A nie narzekanie, że wstęp za drogi.Jednak tacy też tutaj są. Tylko się ukrywają pod presją wszechobecnej taniości.Trochę mało o Lanzarote. Chyba jeszcze dopiszesz ?Muzeum- dom Cesara Manrique, Jamos de Aqua iOrzola i rejs na Graciosę td.. Nie byliście ?
don-bartoss 24 lipca 2016 22:08 Odpowiedz
Mnie też się relacja podoba. Napisane na luzie, bez nadęcia i z humorem. Miło się czyta i ogląda, jutro na pewno dokończę.
metia 24 lipca 2016 22:14 Odpowiedz
Tyle wspomnień budzą we mnie Twoje zdjęcia :) Lanzarote to była moje pierwsza Wyspa Kanaryjska i nieśmiałe początki prób bardziej samodzielnego podróżowania (lot i hotel wykupione przez biuro, reszta zwiedzania i przejazdów we własnym zakresie). Na żadnej wyspie w tym rejonie już mi się później tak nie podobało, a trochę ich już było ;) Za parę miesięcy testujemy ostatnią - La Palmę - zobaczymy, czy przebije pierwszą.
lavarsovienne 24 lipca 2016 23:06 Odpowiedz
Miło, że czytacie i czekacie. Jutro będzie ciąg dalszy;-)
metia 27 lipca 2016 15:22 Odpowiedz
Na zwiedzanie atrakcji związanych z Manrique najbardziej opłaca się multiticket, jest w kilku opcjach - najdroższa za 30 euro obejmuje Jameos del Agua, Cueva de los Verdes, Fire Mountain, Mirador del Río, Cactus Garden, International Museum of Contemporary Art (MIAC) – Castillo de San José. My byliśmy wszędzie plus dołożyliśmy jeszcze kilka euro za dom samego Manrique :)
kia-80 2 sierpnia 2016 12:43 Odpowiedz
Gratuluję 4 rocznicy ślubu w urzekających okolicznościach przyrody ;o)
bozenak 4 sierpnia 2016 21:12 Odpowiedz
Potraktuję Twoją relację jak przewodnik - kiedyś wyruszymy śladami LaVarsovienne :D :lol: 8-) . Super bardzo mi się podobało - czekam na następne podróże i relację. Czy była byś taka miła i napisała do mnie na prv - ja nie mogę mam za mało postów.
makdeb 31 stycznia 2017 00:16 Odpowiedz
Z góry przepraszam za to wykopalisko, ale właśnie przeglądam Waszą relację! Bardzo mi się podoba, myślę, że miło się zrobi autorom, że ktoś w Polsce w styczniu w środku nocy przegląda relację z podróży :) Świetnie jest sobie powspominać minione wakacje i pobyt na Lanzarocie jak i Fuercie patrząc na Wasze zdjęcia. Z chęcią bym wrócił na nie choćby jutro! W marcu czeka mnie wyjazd na La Palmę, którego nie mogę się doczekać; miłość do Kanarów została we mnie zaszczepiona od pierwszego wejrzenia! Super sprawa i życzę każdemu aby odwiedził te cudowne miejsca! ;)
lavarsovienne 31 stycznia 2017 01:07 Odpowiedz
Dzięki @‌makdeb‌, oczywiście, że miło :D Wczoraj również natrafiłam na moją relację i nawet pomyślałam: jak fajnie było w Morro Jable 8-) :D Udanej podróży na La Palmę! Podziel się swoimi wrażeniami, jak wrócisz:-)