+2
becool 21 października 2014 20:33
Barcelona jest jednym z tych miast, do których chętnie się wraca. Nie tylko ze względu na liczne zabytki, atrakcje, plaże, ale też wspaniałą atmosferę i ciepły klimat. Temperatura na początku października dobijała do 30 stopni, a słońce świeciło cały czas. Choć w stolicy Katalonii spędziliśmy zaledwie półtora dnia, udało nam się całkiem sporo zobaczyć, a co najważniejsze spędzić przyjemnie czas.
Na lotnisku Barcelona–El Prat lądujemy w piątek około 14. Stamtąd w 40 minut autobusem podmiejskim (nr 46) dojeżdżamy do Plaça d'Espanya, a więc do centrum miasta. Kupiliśmy bilety T-10, co wystarcza na 10 przejazdów i kosztuje 10,30 Eur. Jeżeli ktoś zamierza korzystać z komunikacji miejskiej (odległości między atrakcjami mogą okazać się całkiem duże) to bardziej opłaca się takie rozwiązanie niż zakup pojedynczych biletów.
Tego dnia, po zameldowaniu w hotelu i obiedzie, zostaje nam jeszcze czas, żeby dotrzeć do jednej ze słynnych budowli Gaudiego, której poprzednim razem nie widzieliśmy – Casa Mila. Znajduje się on na rogu ulic Passeig de Grácia i Provença, w środkowej części miasta.



Niestety po dotarciu na miejsce okazuje się, że Dom Mili jest w remoncie i praktycznie cały zasłonięty. Udało nam się zobaczyć zaledwie jego skrawek. Lekko zawiedzeni zdecydowaliśmy się iść dalej i sprawdzić czy inne dzieło Gaudiego – Sagrada Familia (Świątynia Pokutna Świętej Rodziny, uważana za na jego główne osiągnięcie) nadal jest w budowie. Oczywiście niezbyt wiele zmieniła się po roku i nadal zdjęcie można zrobić jedynie w otoczeniu dźwigów.



Po południu udaliśmy się w stronę Łuku Triumfalnego (Arc de Triomf ) znajdujący się na skrzyżowaniu ulic Paseo de Lluis Companys oraz Paseo de Sant Joan. To miejsce jest o tyle fajne, że zawsze tętni życiem i coś się tu dzieje. Od występów muzycznych, porzez puszczanie baniek, jeżdżenie na rolkach i inne wygłupy;)





Wieczór był przyjemny i bardzo ciepły, więc postanowiliśmy go spędzić na plaży, tej najbardziej znanej – Barcelonecie oczywiście.



Następnego dnia postanowiliśmy zobaczyć coś czego jeszcze wcześniej nie widzieliśmy. Pewnie gdybyśmy byli pierwszy raz, padło by na Park Guell. Udało nam się jednak, zobaczyć to miejsce, gdy można tam było wejść za darmo. Teraz są już jakieś opłaty. Mimo, to jest to jedno z moich ulubionych miejsc w Barcelonie i myślę, że dla każdego powinno być na liście „must see” w tym mieście. W stolicy Katalonii nie brakuje jednak innych atrakcji, które także warto zobaczyć. Jedną z ciekawszych jest Tibidabo. Jest to najwyższe wzgórze w Barcelonie (512 m n.p.m.), z którego rozciąga się przepiękna panorama. Choć pogoda dopisywała, przejrzystość powietrza była słaba, więc zdjęcia nie do końca odzwierciedlają piękno tego miejsca.



Aby dostać się na wzgórze trzeba pokonać kilka etapową podróż. My zrobiliśmy to tak: dojechaliśmy metrem na przystanek Tibidabo, dalej mamy do wyboru zabytkowy tramwaj (Tramvia Blau), do którego ustawia się mega kolejka i kosztuje 4 euro albo zwykły autobus prawie 4 razy tańszy, odjeżdżający zaraz za kolejką, z którego skorzystaliśmy;) Oba te środki nie dowiozą nas sam szczyt, ale pod słynne wzgórze. Tu czeka na nas kolejny zabytkowy środek transportu: kolejka szynowa (Funicular del Tibidabo). Przejażdżka nią w obie strony kosztuje 7,70 euro i jest całkiem przyjemną atrakcją. Być może na wzgórze można wejść pieszo, ale może być to męczące.









Po dotarciu na miejsce czekają na nas piękne widoki, kościół Najświętszego Serca, zwieńczony postacią Jezusa z uniesionymi rękami, nawiązującego dosłynnej statuy z Rio de Janeiro oraz… wesołe miasteczko. Jest tu wiele atrakcji, miejsce więc szczególnie spodoba się dzieciom. Przy zakupie biletów na wjazd kolejką, istnieje wiele opcji, np. dodatkowego kupna wstępu do parku rozrywki, co oczywiście wiąże się z większymi kosztami.





Kościół na szczycie wzgórza odwiedzają liczni turyści. Ciekawostką jest też fakt, że można tu np. wziąć ślub. Podczas naszego pobytu miała miejsce tego typu uroczystość. Co dla zwiedzających było dodatkową atrakcją, a przyszli małżonkowie przy okazji zyskali wielu gapiów i niechcianych prawdopodobnie gości.





Po zjechaniu „na dół” postanowiliśmy przespacerować się La Ramblą, czyli najbardziej znaną ulicą w centrum Barcelony. Pełno tu sklepów, straganów i kawiarni. La Rambla kipi życiem całą dobę. Oprócz nas spacerowały tędy tłumy ludzi, szybko więc skręciliśmy w jedną z bocznych uliczek, która okazała się dużo bardziej urokliwa. Tam też znaleźliśmy fajną knajpkę (The Benedict), gdzie zjedliśmy pyszne hamburgery;)







Ostatnim i bardzo przyjemnym miejscem, które odwiedziliśmy było wzgórze Montjuic. Tu znajduje się przepiękny Palau National z Museu Nacional d'Art de Catalunya i widowiskowymi fontannami. Ze wzgórza rozciąga się także panorama Barcelony. Mnóstwo tu ludzi, ale to wcale nie dziwi, bo jest tu naprawdę bardzo przyjemnie.









Następnego dnia rano (w niedzielę) niestety już mamy powrót. Wciąż jeszcze kilka miejsc w mieście Gaudiego zostało przez nas nieodkrytych, więc pewnie jeszcze tu wrócimy;)
Zapraszam również na bloga: http://mamasaidbecool.blogspot.com/

Dodaj Komentarz