+3
ankary 20 listopada 2014 23:41
Co jakiś czas z moim młodszym i jedynym bratem lubimy gdzieś razem wspólnie wyjechać aby podtrzymywać nasze więzi braterskie. Każde z nas mieszka w innym mieście i rzadko się widujemy dlatego jest to fajny czas na spędzenie razem kilku chwil a przy okazji możliwość poznania nowych i ciekawych miejsc. Tym razem wybór pod na Szwecję, a dokładnie mówiąc Sztokholm. Trochę dlatego, że oboje zawsze chcieliśmy zwiedzić Skandynawię ale główną przyczyną była niska cena biletów lotniczych. Bilety do Sztokholmu można kupić niedrogo. Niestety trzeba się liczyć z faktem, że na miejscu pod względem cenowym nie jest już tak kolorowo. Jednak jeśli jedziemy na krótką wycieczkę to możemy pobyt w Sztokholmie zorganizować za niewielkie pieniądze.

Na wycieczkę wyruszyliśmy w środę. Wylot mieliśmy z lotniska Modlin, na które dostaliśmy się autobusem linii Translud. Za 7 zł/os w niespełna godzinę znaleźliśmy się na lotnisku. (Link do strony przewoźnika: http://www.translud.pl/). Do Sztokholmu lecieliśmy liniami Ryanair za 25,50 zł/os. Na lotnisku Modlin nie było zbyt wielu pasażerów dlatego odprawa odbyła się szybko i sprawnie. Również skorzystaliśmy tam z kantoru. Mimo, że w Szwecji praktycznie w każdym miejscu można płacić kartą to ja jednak konserwatywnie podchodzę do pewnych rzeczy i wolałam mieć chociaż kilka koron szwedzkich przy sobie aby ustrzec się niespodzianek. Po półtorej godziny lotu znaleźliśmy się na lotnisku Sztokholm Skavsta. Na lotnisku znajduje się punkt informacji turystycznej, w którym można uzyskać odpowiedź na nurtujące nas pytania związane ze zwiedzaniem Szwecji. Jak również można pobrać bezpłatne mapy Sztokholmu, które są bardzo ładnie i dokładnie przygotowane i w zupełności wystarczą do sprawnego poruszania się po mieście. Takie mapy można również spotkać na dworcach czy przy atrakcjach turystycznych. Bez problemu w Szwecji możemy komunikować się w języku angielskim, ponieważ wszyscy od malutkich dzieci po osoby starsze świetnie znają angielski. Z lotniska do głównego dworca w Sztokholmie dostaliśmy się za pomocą autobusu linii Flygbussarna (Link do strony przewoźnika: http://www.flygbussarna.se/). Autobus ten był klimatyzowany z dostępem do Wi-Fi, zapewniał pełen komfort jazdy. Cena za bilet w obie strony wynosiła 238 sek za studenta i 278 sek za osobę dorosłą. Jest to bardzo wygodny i bezpośredni sposób na wydostanie się z lotniska.

Szukając hotelu nie ukrywam, że kierowałam się tylko i wyłącznie ceną. Jest dużym wyzwaniem znaleźć tani nocleg w Sztokholmie ze wszystkimi udogodnieniami. Najtaniej oczywiści zakwaterować można się w hostelach w pokojach wieloosobowych. Jednak po przeczytaniu komentarzy warto zastanowić się czy nie lepiej jest dołożyć 20 zł i spędzić nocy w pokoju 2 osobowym. Hostel, w którym nocowaliśmy okazał się strzałem w dziesiątkę. Po pierwsze był najtańszy. Po drugie znajdował się w najlepszej z możliwych lokalizacji czyli na wyspie Gamla stan. A po trzecie był statkiem. Za nocleg zapłaciliśmy 116 zł/os. (Link do strony hostelu: http://www.anedinhostel.com/start.aspx). Nasz pokój okazał się 4 osobową kajutą bez okna z łazienką. Oczywiście na statku można również wynająć kajuty z oknami ale za wyższą cenę. Bardzo gorąco polecam ten hostel osobą, które jadą do stolicy Szwecji na krótki wypad w celach turystycznych, ponieważ z tego miejsca jest rzut beretem do niezliczonych atrakcji Sztokholmu.

Pierwszy dzień w całości poświęcony był na podróż, ponieważ dosyć późno bo o godzinie 13,00 dopiero wylatywaliśmy z Warszawy. Po wylądowaniu w Szwecji i dotarciu autobusem do Sztokholmu oraz zakwaterowaniu się w hostelu zastał nas wieczór. Po szybkim odświeżeniu się i posiłku udaliśmy się na wieczorny spacer po mieście. Jak później się okazało był on bardzo dobrym pomysłem, ponieważ następnego dnia nie tracąc czasu dobrze orientowaliśmy się w topografii Gamla stan, dzięki czemu zaoszczędziliśmy bardzo dużo cennego czasu.

Drugi dzień naszej podróży przeznaczony był na zwiedzanie. W tym przypadku zwiedzanie to za mało powiedziane, to była jedna wielka pogoń po Sztokholmie. Stało się tak za sprawą karty sztokholmskiej, która umożliwia bezpłatne wejście do niezliczonej liczby muzeów, wystaw, atrakcji oraz umożliwia korzystanie z transportu publicznego (autobusy, metro, promy). Koszt karty uzależniony jest od tego na jaki okres ją wykupujemy. Koszt jednodniowej karty dla jednaj osoby to 525 sek. Cena wydaje się być wysoka, ale naprawdę warto. Ważne jest, aby wcześniej zaplanować sobie plan wycieki, wówczas sprawnie możemy poruszać się po mieście i koszt karty zwróci się z nawiązką. Niestety nie ma zniżki dla studentów. (Link do strony z informacjami o karcie: http://www.visitstockholm.com/en/Stockholmcard/). Pierwszym miejscem, które zwiedziliśmy był Skansen. W skrócie można go nazwać Szwecją w pigułce. Znajdziemy tam budynki sprowadzone z rożnych części państwa, z różnych okresów, pięknie zaaranżowane i wtapiające się w otaczającą je zieleń. Można tam również spotkać zwierzęta występujące w Szwecji. Dla mnie najbardziej interesujące było spotkanie z łosiem i reniferem:). Jest to obowiązkowe miejsce do zwiedzanie w czasie podróży z dziećmi i nie tylko.
Po długim spacerze w pięknych okolicznościach przyrody udaliśmy się do Nordiska Museet. Muzeum Nordyckie jest to największe muzeum historii kultury w Szwecji. A więc możecie sobie wyobrazić ile ekspozycji jest tam do zwiedzenia. Moim zdaniem najbardziej ciekawe są te, które przedstawiają zaaranżowane mieszkania, pokoje z różnych lat czy też okresów w dziejach Szwecji. Dzięki temu można wyobrazić sobie w jakich realiach żyli ówcześni ludzie. Następnym celem naszej wędrówki było Vasa Museum. Przez wiele osób uważane jako must see w Sztokholmie. Jest to muzeum jednej rzeczy – statku, który robi naprawdę duże wrażenie. Jest to jedyny siedemnastowieczny okręt na świecie, który przetrwał do czasów dzisiejszych. Niestety wiąże się z nim smutna historia. Statek ten zatonął jeszcze w porcie, na skutek źle rozłożonego balastu. Zginęło na nim około jednej trzeciej załogi. Po 333 lat ujrzał ponownie światło dzienne i teraz możemy podziwiać jego majestatyczne piękno. Kolejną atrakcją był rejs statkiem wycieczkowym pomiędzy wyspami, z których składa się Sztokholm. Był to strzał w dziesiątkę, ponieważ w godzinę mogliśmy zobaczyć miejsca, do których na pewnie nie dotarlibyśmy na pieszo a są warte zobaczenia. Dzięki puszczanemu nagraniu przewodnika w słuchawkach w różnych językach można dowiedzieć się wielu interesujących rzeczy. Niestety nie ma nagrania w języku polskim.
Po zejściu z łodzi udaliśmy się do zamku królewskiego, w którym cały czas pełni swoje honory król Szwecji. Szybkim krokiem zwiedziliśmy udostępnione dla turystów apartamenty. W takich miejscach zawsze zastanawiam się po co było im tyle miejsca i kto mył te okna:). Ostatkiem sił, chwilę przed zamknięciem zwiedziliśmy Muzeum Nobla. Jak łatwo się domyślić jest to muzeum upamiętniające wszystkich laureatów tej prestiżowej nagrody. Jest ono urządzone w bardzo nowoczesnym, interaktywnym a zarazem przyjaznym stylu. Po odnalezieniu naszych polskich noblistów ze spokojem serca udaliśmy się na krótki odpoczynek do hotelu. Tam spożyliśmy jakże typowo polskie danie - zupkę chińską, która dodała nam sił do dalszego zwiedzania. Wieczorem udaliśmy się do Fotografiska Museum, aby móc podziwiać wystawy fotograficzne artystów z różnych zakątków świata. Niektóre zdjęcia, szczególnie przedstawiające przyrodę, naprawdę zapierają dech w piersiach. Na zakończenie tego jakże aktywnego dnia promem popłynęliśmy do Grona Lund czyli parku rozrywki. Warto mieć na uwadze, że wejście do parku z kartą jest bezpłatne tylko w określonych godzinach i co więcej tylko wejście jest bezpłatne. Wszystkie atrakcje na miejscu są dodatkowo płatne. Podkreślę, że ze wszystkich wymienionych atrakcji korzystaliśmy bezpłatnie w ramach karty sztokholmskiej. Oczywiści wliczając też w to poruszanie się komunikacją publiczną.

Trzeciego dnia po królewskim śniadaniu stworzonym z zapasów jedzenia z Polski opuściliśmy nasz hostel i wyruszyliśmy na jakże długi ale i przyjemny całodniowy i całonocny spacer po Sztokholmie.
Niestety tego dnia korzystaliśmy już głownie z bezpłatnych atrakcji tego pięknego miasta oraz poruszaliśmy się na pieszo. Dzięki temu mieliśmy okazję odnaleźć najmniejszy pomnik w Sztokholmie, małego chłopca wpatrzonego w niebo, który znajduje się na starym mieście w okolicach zamku królewskiego. Ławki w pobliżu figurki okazały się świetnym miejscem na wypicie kawy oraz skosztowanie bardzo popularnych w Szwecji cynamonowych bułeczek kanelbullar. ,
Po tak przyjemnej chwili relaksu udaliśmy się na widowiskową zmianę warty pod zamkiem o godzinie 12,15. Precyzja z jaką wykonywane są wszystkie czynności, czasami dość zabawne, jest godna pochwały. Nie zdziwcie się gdy na warcie zobaczycie strażnika rozmawiającego przez telefon, ponieważ w Szwecji mniej restrykcyjnie podchodzi się do tego typu rzeczy niż w innych państwach. Następnie udaliśmy się do jednaj z najbardziej rozpoznawalnych atrakcji tego miasta czyli Ratusza. Tam mogliśmy podziwiać jego piękną zabudowę wzorowaną na weneckim pałacu dożów oraz nie omieszkaliśmy wjechać na wieżę widokową, z której rozpościera się piękna panorama na miasto i wówczas człowiek uświadamia sobie, że jest jeszcze tyle ciekawych miejsc do zobaczenia w stolicy Szwecji. Po dłuższej chwili odpoczynku na rozległych schodach przed Ratuszem wyruszyliśmy na dalszą włóczęgo po mieście.
Mimo pogarszającej się pogody wytrwale zwiedzaliśmy nowe i co rusz zachwycające nas zakątki miasta oraz urządziliśmy sobie wytworny obiado-piknik na jednej ze skarp, z widokiem na Ratusz. Im było bliżej wieczora tym niebo stawało się coraz bardziej pochmurne a temperatura nieubłagalnie spadał. Niestety nie mogliśmy się ubrać w ciepłe rzeczy ponieważ rano zostawiliśmy bagaże w przechowalni na dworcu. Aby się ogrzać udaliśmy się do centrum miasta w niezliczoną ilość sklepików z pamiątkami a ponadto zakupiliśmy drobiazgi dla bliskich. Bardzo późnym wieczorem udaliśmy się na kolacje do ichniejszego fast food-u o nazwie MAX. Tam zamówiliśmy po zestawie z cheesburgerem, frytkami i napojem, który można dolewać bez ograniczeń, po 69 sek każdy. Dzięki darmowemu WI-FI zweryfikowaliśmy informacje ze świata. Po jakiś dwóch godzinach udaliśmy się wolnym krokiem na dworzec autobusowy, na którym planowaliśmy w ciszy i spokoju przeczekać do pierwszego autobusu o godz. 3,30 w nocy, który zawiezie nas na lotnisko. Nasze plany jednak legły w gruzach, ponieważ za kwadrans dwunasta pojawił się przemiły strażnik, który donośnym i stanowczym głosem oznajmił nam, że musimy opuścić dworzec, ponieważ do 3 nad ranem będzie zamknięty z powodu przeprowadzania codziennego sprzątania. Z mało ukrywanym rozczarowaniem przenieśliśmy się na sąsiadujący dworzec kolejowy. Okazało się, że nie byliśmy tam jedyni, którzy chcą przetrwać tę zimną, wrześniową noc. Jakże wielkie było nasze rozczarowanie i zaskoczenie gdy za kwadrans pierwsza przyszedł ten sam strażnik i oznajmił nam, że ten dworzec też do godz 3 będzie sprzątany. Ze łzami w oczach wyszliśmy na dwór. Byliśmy zmarznięci, zmęczeni i śpiący. Na ratunek przyszedł nam jednak całodobowy MAX, mieszczący się zaraz przy dworcu. Tam z innymi wygonionymi, bezdomnymi oraz pijanymi mieszkańcami Sztokholmu spędziliśmy dwie niezapomniane godziny naszego życia. Okazało się, że Sztokholm to nie tylko piękne miasto z zabytkami ale również świetne miejsce na imprezę. W pewnym momencie do restauracji wpadła cała chmara przebranych ludzi za wszystko co tylko można sobie wyobrazić. Wśród przebierańców był kapitam Hook, pszczoła, myszka Miki i wiele innych ale na mnie największe wrażenie zrobił mężczyzna przebrany za kultową postać Szwecji – Pipi Lansztrung, w tym przebraniu wyglądał po prostu przeuroczo:). Międzyczasie na zewnątrz popełniono jakiś przestępstwo, do tej pory nie wiemy co się stało, ale wejścia do MAXa zostały ogrodzone przez policję i była chwila grozy, że nie wyjdziemy stamtąd i spóźnimy się na autobus ale na szczęście zostaliśmy wypuszczeni. Po półtoragodzinnej jeździe znaleźliśmy się ponownie na lotnisku. Mocno zmęczeni ale zadowoleni z wyjazdu wróciliśmy do Warszawy tym razem Wizzair-em na lotnisko Chopina.

Dodaj Komentarz

Komentarze (4)

maczala1 24 listopada 2014 12:36 Odpowiedz
Ok, tylko ta śmieszna dziewczynka z warkoczykami nazywa się Pippi Langstrumpf :)
ankary 24 listopada 2014 19:05 Odpowiedz
Punkt dla spostrzegawczego czytelnika (coś mi tu właśnie nie pasowało) :) Dziękuję za słuszną uwagę:)
maczala1 24 listopada 2014 22:55 Odpowiedz
Oglądałem filmy z Pippi jeszcze w dzieciństwie, więc od razu podpadła mi pisownia :) Wielka szkoda, że nie wiedziałem o tym "małym żelaznym chłopcu" bo byłem w sierpniu tak blisko, a lubię takie klimaty. Podobno często bywa ubrany w śmieszne stroje. Trzeba będzie następnym razem tam zajrzeć. https://www.google.pl/images?hl=pl&q=stockholm+iron+boy&gbv=2&sa=X&oi=image_result_group&ei=JahzVIi4B6uqygOYp4HgCg&ved=0CCsQsAQ
ciamek 28 listopada 2014 16:59 Odpowiedz
"Bardzo gorąco polecam ten hostel osobą". Chyba "osobom" :-D