Wrześniowe dni przyniosły pomysł na jednodniówkę do Goteborga, czyli drugiego co do wielkości miasta Szwecji. Jako, że królują na forum relacje ze stolicy, postanowiłem napisać parę słów, o naszym wypadzie do równie interesującego miasta u wejścia do cieśniny Kattegat. Sobotnia jednodniówka miała rozpocząć się lotem WizzAir z Okęcia o 6.15, a zakończyć powrotem, tego samego dnia, o 21.45 do Gdańska. Co wiedziałem, przed rozpoczęciem planowania o mieście? Znałem klub piłkarski IFK, oraz wywodzący się z miasta koncern Volvo.
:) Poza tym, to był dziewiczy teren. Na szczęście z pomocą jak zwykle przyszli mi inni użytkownicy forum, o czym przekonacie się już za chwilę. W związku z wczesnym wylotem w sobotę, do Warszawy przybyliśmy już poprzedniego dnia wieczorem. Dzięki środkom zgromadzonym w aplikacji Hotel Tonight, udało nam się zarezerwować Holiday Inn, który leży w pewnym oddaleniu od lotniska, jednak zapewnia darmowy transfer na Okęcie nawet o wczesnej porze.
;) Na półśpiąco udało nam się przejść security i wsiąść do samolotu. Goteborg powitał nas ładną pogodą i... blaszanym barakiem imitującym terminal. Serio? Serio... no ale Szwedzi to jednak racjonalny naród. Niepotrzebne marmury, wystarczy bezpieczne miejsce lądowania i takie zapewnia właśnie Goteborg Save.
Do miasta możemy dostać się prosto z lotniska dobrze zgranym autobusem firmy Flygbussarna. Komu jednak nie uśmiecha się wydawać więcej za dojazd do miasta, niż za lot z Polski może skorzystać z miejskiego autobusu. Wymaga to jednak przejścia około 200 metrów na prawo od wyjścia z lotniska, gdzie pośród pól i lasów stoi sobie zachęcająca wiata. Po szczegóły zapraszam do odpowiedniego wątku na forum.
;) Jako, że my nie lubimy przepłacać pojechaliśmy miejskim autobusem. Na nasze wspomnienie kierowcy o braku biletów i chęci kupna dostaliśmy wzamian tylko machnięcie ręką i słowa: „no problem”. Proszę sobie jednak nie myśleć, że jesteśmy zdeprawowani, bowiem po dojechaniu do pętli grzecznie wysiedliśmy i zakupiliśmy całodzienne bilety na komunikację miejską. Czekała nas wkońcu droga powrotna, oraz wyczekiwana frajda z pływania tutejszymi promami, które przy tej formie biletu są bezpłatne.
:D Aparat w dłoń i ruszamy. Na początek przejście mostem i zachwyty nad goteborskimi widokami. Pierwsze co rzuca się w oczy to biało-czerwony biurowiec Lilla Bommen. Na jego najwyższym z pięter, znajduje się kawiarnia Götheborgsutkiken. To świetny punkt widokowy, z którego można podziwiać port i samo miasto.
Dochodzimy do zabytkowego dworca Göteborgs Centralstation. O jego ponad 150-letniej historii świadczy piękne wnętrze.
Po wyjściu z dworca, na wprost od głównego wejścia znajduje się ogromne centrum handlowe, w którym spróbować można tutejszych specjałów. My przeszliśmy przez centrum, kierując się na prawo, oraz na piętro. Następnie szklanym łącznikiem, ponad szerokopasmową drogą udało nam się dostać w okolice ogromnego trójmasztowca Barken Viking, który aktualnie pełni rolę restauracji, oraz hotelu, dość drogiego hotelu, jak na naszą kieszeń
;)
Tuż obok mieści się jeden z przystanków tramwaju wodnego. Nie musieliśmy długo czekać na pojawienie się jednego z nich.
Jako, że pogoda sprzyjała, wybraliśmy się na przejażdżkę, aż na drugą stronę miasta, do przystanku Klippans Färjeläge. Płynąc mieliśmy doskonały widok na miejską operę, wszystkie zgromadzone w muzeum okręty, oraz kolorowy gmach uniwersytecki.
Minęliśmy też portowe doki, oraz ogromne promy. Postanowiliśmy spędzić godzinkę w tej części miasta, podziwiając widok na ogromny most, zawieszony u wejścia do Goteborga, oraz wspomniane już wcześniej promy.
Udało nam się odkryć w okolicy pięknie położoną kapliczkę St. Birgittas.
Powrotny prom zabrał nas do punktu wyjścia.
Tym razem już pieszo, przeszliśmy obok gmachu opery, do naszego głównego punktu zwiedzania tj. Muzeum Maritiman.
Bilet wstępu kosztuje 120 koron (dorośli) lub 90 koron (dzieci 5-15 lat) Gwarantuję, że każdy będzie zadowolony z wizyty. Muzeum mieści się przy nabrzeżu. Statki, które wchodzą w jego skład, są pięknie zachowane, z pełnym oprzyrządowaniem w środku. Prawie wszędzie możemy zajrzeć i nie krępuje nas żadna kolejność zwiedzania. Nam najbardziej przypadł do gustu Niszczyciel Smaland o długości ponad 120 metrów, oraz Nordkaparen, czyli łódź podwodna z lat 60. Kto ma klaustrofobię niech lepiej omija z daleka
:D Szczególne wrażenie robi przedział torpedowy lub nawigacyjny.
A to tylko dwa z licznej gromadki statków. Trałowiec, stawiacz min, holownik, od wyboru do koloru.
Kolejny punkt na naszej wycieczkowej mapie stanowił Miejski Ratusz i położona po drugiej stronie zabytkowego kanału Katedra.
Następnie dochodzimy do charakterystycznego budynku Fiskekyrka, czyli Rybnego Kościoła. Jest to hala targu rybnego, której budynek przypomina kształtem gotycką świątynię. Oprócz części targowej znajdują się tam też restauracje serwujące ryby i owoce morza.
Po intensywnym zwiedzaniu pora na chwilę odpoczynku. Najlepszym ku temu miejscem jest Haga. Dzielnica z drewnianymi budynkami, nadającymi jej niepowtarzalny klimat.
Warto przysiąść na ławeczce w parku otaczającym Hagakyrkan.
Tylko tyle, lub aż tyle, udało nam się zobaczyć podczas jednodniówki. Jeśli komuś starczy czasu i będzie miał ochotę, to warto odwiedzić Muzeum Historii Naturalnej z jego największą atrakcją - jedynym na świecie wypchanym płetwalem błękitnym. Dla fanów motoryzacji jest Muzeum Volvo, a dla spragnionych szalonych rozrywek - największy w Skandynawii lunapark Liseberg.
Dzięki bardzo rozbudowanej sieci transportu miejskiego z łatwością dostaliśmy się spowrotem na lotnisko. Na chwilę przysiedliśmy w lotniskowym barze, gdzie czas umiliło nam darmowe wi-fi. Pamiątkowe zdjęcie przy łosiu i lot powrotny do Gdańska.
:D
Bardzo lubię te skandynawskie klimaty i na pewno by mi się tam spodobało
:)Szkoda, że Wizz zmienił rozkład i z Gdańska nie ma już jednoniówek (były chyba tylko do marca).
Taaak, zawsze mi się podobało w Göteborgu. Brakuje mi w Waszej wyprawie tylko wyprawy promem na te małe wysepki.topaz102 napisał:Po szczegóły zapraszam do odpowiedniego wątku na forum.
;) Jako, że my nie lubimy przepłacać pojechaliśmy miejskim autobusem. Na nasze wspomnienie kierowcy o braku biletów i chęci kupna dostaliśmy wzamian tylko machnięcie ręką i słowa: „no problem”.Nawet w trylogii Larssona (w sumie świetne książki, a tak długo zniechęcał mnie tytuł, bo myślałem że to jakaś babska proza) pojawił się fragment, że nie chcąc walczyć ze skomplikowanymi zasadami göteborskiej taryfy biletowej pojechał taksówką. Zresztą na upartego w stolicy jest niewiele lepiej. Mnie zawsze drażniły te elektroniczne wynalazki i owczy pęd do nich.
Na chwilę obecną powroty do WAW 14.45 i GDN 16.30, więc w grę wchodzi albo okrojona wersja z dojazdem Flygbusem (drogo)albo inwestycja kosztów dojazdu w jakiś nocleg i weekend w Goteborgu
;)
Okrojona wersa (półdniówka) w sumie mi pasowała ale kiedy była do zrobienia w wersji GDN-GDN. Teraz trzeba jeszcze doliczać dojazd do Warszawy i jeden nocleg przed porannym lotem. Jak dla mnie to już trochę za dużo zachodu dla półdniówki. Za długo się z tym ociągałem i jak w końcu miałem lecieć na wiosnę-lato, to zmienili rozkład.Wersji z jednym noclegiem w Goteborgu też nie ma za bardzo jak dograć, a na dłużej nie za bardzo pasuje mi tam jechać. W moim przypadku Goteborg musi na razie poczekać na lepsze czasy
:)
Jako, że królują na forum relacje ze stolicy, postanowiłem napisać parę słów, o naszym wypadzie do równie interesującego miasta u wejścia do cieśniny Kattegat.
Sobotnia jednodniówka miała rozpocząć się lotem WizzAir z Okęcia o 6.15, a zakończyć powrotem, tego samego dnia, o 21.45 do Gdańska.
Co wiedziałem, przed rozpoczęciem planowania o mieście? Znałem klub piłkarski IFK, oraz wywodzący się z miasta koncern Volvo. :)
Poza tym, to był dziewiczy teren. Na szczęście z pomocą jak zwykle przyszli mi inni użytkownicy forum, o czym przekonacie się już za chwilę.
W związku z wczesnym wylotem w sobotę, do Warszawy przybyliśmy już poprzedniego dnia wieczorem.
Dzięki środkom zgromadzonym w aplikacji Hotel Tonight, udało nam się zarezerwować Holiday Inn, który leży w pewnym oddaleniu od lotniska, jednak zapewnia darmowy transfer na Okęcie nawet o wczesnej porze. ;)
Na półśpiąco udało nam się przejść security i wsiąść do samolotu.
Goteborg powitał nas ładną pogodą i... blaszanym barakiem imitującym terminal.
Serio? Serio... no ale Szwedzi to jednak racjonalny naród. Niepotrzebne marmury, wystarczy bezpieczne miejsce lądowania i takie zapewnia właśnie Goteborg Save.
Do miasta możemy dostać się prosto z lotniska dobrze zgranym autobusem firmy Flygbussarna.
Komu jednak nie uśmiecha się wydawać więcej za dojazd do miasta, niż za lot z Polski może skorzystać z miejskiego autobusu. Wymaga to jednak przejścia około 200 metrów na prawo od wyjścia z lotniska, gdzie pośród pól i lasów stoi sobie zachęcająca wiata.
Po szczegóły zapraszam do odpowiedniego wątku na forum. ;) Jako, że my nie lubimy przepłacać pojechaliśmy miejskim autobusem. Na nasze wspomnienie kierowcy o braku biletów i chęci kupna dostaliśmy wzamian tylko machnięcie ręką i słowa: „no problem”.
Proszę sobie jednak nie myśleć, że jesteśmy zdeprawowani, bowiem po dojechaniu do pętli grzecznie wysiedliśmy i zakupiliśmy całodzienne bilety na komunikację miejską. Czekała nas wkońcu droga powrotna, oraz wyczekiwana frajda z pływania tutejszymi promami, które przy tej formie biletu są bezpłatne. :D
Aparat w dłoń i ruszamy.
Na początek przejście mostem i zachwyty nad goteborskimi widokami. Pierwsze co rzuca się w oczy to biało-czerwony biurowiec Lilla Bommen. Na jego najwyższym z pięter, znajduje się kawiarnia Götheborgsutkiken. To świetny punkt widokowy, z którego można podziwiać port i samo miasto.
Dochodzimy do zabytkowego dworca Göteborgs Centralstation. O jego ponad 150-letniej historii świadczy piękne wnętrze.
Po wyjściu z dworca, na wprost od głównego wejścia znajduje się ogromne centrum handlowe, w którym spróbować można tutejszych specjałów.
My przeszliśmy przez centrum, kierując się na prawo, oraz na piętro. Następnie szklanym łącznikiem, ponad szerokopasmową drogą udało nam się dostać w okolice ogromnego trójmasztowca Barken Viking, który aktualnie pełni rolę restauracji, oraz hotelu, dość drogiego hotelu, jak na naszą kieszeń ;)
Tuż obok mieści się jeden z przystanków tramwaju wodnego. Nie musieliśmy długo czekać na pojawienie się jednego z nich.
Jako, że pogoda sprzyjała, wybraliśmy się na przejażdżkę, aż na drugą stronę miasta, do przystanku Klippans Färjeläge.
Płynąc mieliśmy doskonały widok na miejską operę, wszystkie zgromadzone w muzeum okręty, oraz kolorowy gmach uniwersytecki.
Minęliśmy też portowe doki, oraz ogromne promy.
Postanowiliśmy spędzić godzinkę w tej części miasta, podziwiając widok na ogromny most, zawieszony u wejścia do Goteborga, oraz wspomniane już wcześniej promy.
Udało nam się odkryć w okolicy pięknie położoną kapliczkę St. Birgittas.
Powrotny prom zabrał nas do punktu wyjścia.
Tym razem już pieszo, przeszliśmy obok gmachu opery, do naszego głównego punktu zwiedzania tj. Muzeum Maritiman.
Bilet wstępu kosztuje 120 koron (dorośli) lub 90 koron (dzieci 5-15 lat)
Gwarantuję, że każdy będzie zadowolony z wizyty. Muzeum mieści się przy nabrzeżu. Statki, które wchodzą w jego skład, są pięknie zachowane, z pełnym oprzyrządowaniem w środku. Prawie wszędzie możemy zajrzeć i nie krępuje nas żadna kolejność zwiedzania.
Nam najbardziej przypadł do gustu Niszczyciel Smaland o długości ponad 120 metrów, oraz Nordkaparen, czyli łódź podwodna z lat 60.
Kto ma klaustrofobię niech lepiej omija z daleka :D Szczególne wrażenie robi przedział torpedowy lub nawigacyjny.
A to tylko dwa z licznej gromadki statków. Trałowiec, stawiacz min, holownik, od wyboru do koloru.
Kolejny punkt na naszej wycieczkowej mapie stanowił Miejski Ratusz i położona po drugiej stronie zabytkowego kanału Katedra.
Następnie dochodzimy do charakterystycznego budynku Fiskekyrka, czyli Rybnego Kościoła.
Jest to hala targu rybnego, której budynek przypomina kształtem gotycką świątynię. Oprócz części targowej znajdują się tam też restauracje serwujące ryby i owoce morza.
Po intensywnym zwiedzaniu pora na chwilę odpoczynku. Najlepszym ku temu miejscem jest Haga. Dzielnica z drewnianymi budynkami, nadającymi jej niepowtarzalny klimat.
Warto przysiąść na ławeczce w parku otaczającym Hagakyrkan.
Tylko tyle, lub aż tyle, udało nam się zobaczyć podczas jednodniówki.
Jeśli komuś starczy czasu i będzie miał ochotę, to warto odwiedzić Muzeum Historii Naturalnej z jego największą atrakcją - jedynym na świecie wypchanym płetwalem błękitnym.
Dla fanów motoryzacji jest Muzeum Volvo, a dla spragnionych szalonych rozrywek - największy w Skandynawii lunapark Liseberg.
Dzięki bardzo rozbudowanej sieci transportu miejskiego z łatwością dostaliśmy się spowrotem na lotnisko. Na chwilę przysiedliśmy w lotniskowym barze, gdzie czas umiliło nam darmowe wi-fi.
Pamiątkowe zdjęcie przy łosiu i lot powrotny do Gdańska. :D