0
miloszp 2 maja 2015 16:00
Inspirowany poprzednio opisaną tu wycieczką oraz świetnymi stawkami które miał Turkish w swoim programie milowym, wybieram się do tych 4 krajów w Afryce Zachodniej. Według starych zasad ich programu lot w jedna stronę w C kosztował 12500 mil, które można było dostać po jednym locie w jedna stronę do Azji dzięki promocji do 7500 mil dla nowych użytkowników. Niestety te dobre czasy skończyły się 1 maja zeszłego roku. Teraz różnice miedzy C a economy są już znaczne. Pomiędzy przylotem z Wawa wylotem do Oua jest 23h oczekiwania. W związku z tym Turkish zapewnia hotel na ten czas. Ja dostałem 5 gwiazdkowy Renaissance Polat znajdujący się tuż nad brzegiem morza Marmara. Liczyłem, że uda mi się załapać również na darmową wycieczkę po mieście, jednak można skorzystać tylko z jednej z dwóch opcji: hotel albo tour po Stambule.Dodaje kilka zdjęć, w tym sprzed firanki. Loty do Afryki robione są na 737 więc biznes jest raczej średni, a catering nie różni się od tego serwowanego na trasie do Warszawy. A na dodatek, w związku z tym, że Niger jest islamski, gdzie było międzylądowanie nie podawano żadnego alkoholu.

-- 03 Maj 2015 12:45 --

Zamieszczam również najświeższe zdjęcia z Burkina Faso.Mam już dość bezsensownego czekania w Waga (jak mówią miejscowi) na odbiór wizy. W końcu nadchodzi upragniony moment. Brakuje czasu by zwiedzić cokolwiek więcej, bo przede mną jeszcze 3 kraje, a po Afryce jeździ się bardzo powoli.

Gość z CS mówi, że wieczorem nie znajdę żadnego transportu do Togo. Nie zniechęca mnie to. Napotkany taksówkarz podwozi mnie pod minibusa, który jest w trakcie załadunku. Na dachu znajdują się ponad dwa metry bagażu, a góra rzeczy, która czeka na dopakowanie wciąż jest ogromna. Nie chce mi się wierzyć, że to wszytko zmieszczą. Gdy sterta na dachu urosła do trzech metrów byliśmy gotowi do drogi. Przez całą podróż krajobraz nie ulegał zmianie - gliniane lepianki, półnagie dzieci i masa jednośladów. Równie niezmienny co widoki za oknem był mój strach, że pierwszym lepszym wyboju czy zakręcie zgubimy dach. Po 5h jazdy kierowca mówi, że to już koniec jego trasy. W efekcie, razem z resztą pasażerów spędzam noc na gołej ziemi. O 6 rano jedziemy dalej i po trzydziestu minutach dojeżdżamy do Togo.

Granicę przekraczam pieszo mimo bandy naciągaczy oferujących mi jednokilometrową podwózkę motorem. Moim celem tego dnia jest dolina Taberna. Chyba jedyne miejsce w Togo wpisane na listę UNE SCO . Dotarcie do niej okazuje się jednak trudniejsze niż zakładałem. Afrykańskim zwyczajem autobus nie odjeżdża wedle ustalonego rozkładu jazdy, a dopiero gdy wszystkie miejsca będą zajęte. W moim przypadku zajęło to 4h, średnio 1 chętny na godzinę.
Jak się okazuje, sławetne wioski nie leżą przy głównej drodze i dotrzeć do nich można jedynie taksówką. Koleś na moto-taksi chce 6000cfa za przejazd w dwie strony, co wydaje się być słuszną ceną biorąc pod uwagę to co wcześniej czytałem. Po 50 m jazdy pojawia się drugi motocyklista, z którym jedziemy kolejne 2km. Dojeżdżamy do zamkniętej budki z biletami. Drugi kierowca chce bym mu zapłacił, jednak jak dla mnie jest zwykłym naciągaczem. Po namowach okazuje się, że ma klucz do miejsca gdzie sprzedawane są bilety. Żąda11000cfe czyli 5000tys więcej niż podają przewodniki. 1500 za bilet i 5000 za oprowadzanie. Jest to o tyle irytujące, bo wcześniej mówili o 6000 za jazdę motorem. Mówię, że rezygnuję, zdesperowany motorzysta gdzieś dzwoni, po chwili przyjeżdża dwóch następnych wyglądających na takich samych oszustów. Brak strojów służbowych, ot dwóch Murzynów na motocyklu. Jeden podobno jest szefem, wyciąga nawet plik z biletami i wypisuje. Tym razem jest to suma 6500cfe. Ruszamy. Celem są „Tata” czyli okoliczne wioski trochę bardziej rozbudowane od tych, które mijałem w czasie mojej podróży.

Lepianki, pod które podjeżdżamy wyglądają jak dopiero co zrobione dla turystów. Parę glinianych domów pustych w środku. Chwilę po przyjeździe dwie lokalne kobiety wkładają na głowę rogi i chcą pozować do zdjęcia. Oczywiście nie non profit. szybko mam dość tego turystycznego teatrzyku. Chcę jak najszybciej odjechać. Wracamy do głównej drogi, wracając zatrzymuje się przy jeszcze jednej osadzie, już nieturystycznej. Podbiega banda dzieci wyciągając ręce po pieniądze. Sugerując, że na jedzenie. Wyciągam z plecaka to co mi zostało ze śniadania. Wydaję się je to zadowalać. Po powrocie na parking robi się nieprzyjemnie. Kierowca wciąż ma moje 3500 reszty, a ja już mam go po dziurki w nosie. Macham na odjeżdżającą ciężarówkę, by zabrała mnie na stopa, a banda Murzynów domaga się rzekomych 6000 za wypożyczenie motoru mimo, że pseudo-przewodnik dostał już kasę za swoje wątpliwej jakości usługi i nie oddał reszty. Są nieustępliwi, dopłacam brakujące 2500 i wsiadam do ciężarówki. Mężczyzna za kierownicą nazywa opuszczone przeze mnie towarzystwo zagrają oszustów. Wiezie mnie przez 300km i jeszcze płaci za moją kolacje. Po drodze postój na parkingu dla TIRów i nocleg w kabinie. To kolejna noc bez prysznica. Czuję się brudny jak nigdy w życiu, cały w czerwonym afrykańskim pyle.W Atakpame, w którym się znalazłem, biorę kolejną dzieloną taksówkę do Kpalime. Zgodnie z opinią Lonely Planet - najładniejszego miasta w Togo. „Dzielona” to w tym przypadku eufemizm. Osobową toyota jedzie ośmiu dorosłych i dwoje małych dzieci. Do tego z 200kg w bagażniku i metr rzeczy na dachu. Droga praktycznie nie istniej, więc pokonanie 120 km zajmuje ponad 3h, a do tego po drodze gotuję się zawartość chłodnicy. Znajduję nocleg, który kosztuje mnie 5000cfa. To połowę więcej niż płaciłem dwa miesiące temu w Nepalu. Generalnie rzecz biorącą, poza jedzeniem wszytko jest tu dość drogie. Jadę obejrzeć jedną z lokalnych atrakcji - Wodospad Kpime. Teoretycznie jest sezon deszczowy więc powinien jawić się w pełni okazałości, jednak już z daleka widać, że leci tylko mały strumyczek. Przed wejściem kolejna pseudo kasa, panowie zaczynają od 4000 cfa pokazując wspaniałe zdjęcie. Nie zamierzam tyle płacić, według lp i relacji z Internetu wstęp powinien kosztować 500cfa. Po targach cena spada do 1000. Murzyni pokazują mi nawet jakiś poszarpany dokument z przed dobrych paru lat według, którego cena to 1000cfa. Koniec końców stwierdzam, że wodospad nie jest wart nawet 100. Sączy się z niego mały strumyczek wody, nie ma to nic wspólnego z prezentowanym zdjęciem.

Następnego dnia postanawiam zwiedzić najwyższy szczyt Togo. Wyruszam bardzo rano aby uniknąć gorąca. Wspinaczka zajmuje 3h, a na górze okazuje się że powinienem mieć bilet za 5000cfa, aby móc obejrzeć trzy maszty telekomunikacyjne, bo krajobrazu niestety nie widać ze względu na obecność mgły. Ostatecznie płacę 1000cfa łapówki i wracam na dół absolutnie rozczarowany. Na dole rzeczywiście widzę punkt z biletami, ale kasjer pewnie zaspał. Przed 7 rano gdy rozpoczynałem wspinaczkę nawet nie zauważyłem tej budki.

Po zejściu z góry od razu jadę do Lome. Z daleka stolica Togo wygląda nawet nieźle- jest kilka wysokich budynków, jednak w rzeczywistości wszytko to taki sam syf jak w pozostałych miejscach. Drogi bez nawierzchni i wszechobecny brud. Odmianą jest mój nocleg na CS. Tym razem nocuje mnie nauczyciel lokalnej brytyjskiej szkoły. Jego dom jak i szkoła mieści się w najlepszej części Lome otoczonej murem i strzeżonej. Tu także mieszka prezydent Togo, a jego córka uczęszcza do klasy nauczanej przez mojego gospodarza. Dom jest ładny jak na lokalne warunki, tyle że od 24h nie ma prądu, a także wody. Wieczór spędzam przy basenie lokalnego country clubu rozmawiając z kilkoma innymi nauczycielami o życiu w Afryce.Jedyną interesującą atrakcją Lome jest targ fetyszy. Istnieje chyba głównie dla turystów. Osobiście myślałem, że jest dużo większy, a składa się zaledwie dwudziestu stoisk. Wstęp oraz zwiedzanie z przewodnikiem za opłatą 3000cfa, dodatkowo 2000cfa za możliwość fotografowania. Zdjęć jest od groma w Internecie, więc darowałem sobie ten zbędny wydatek. Na stoiskach głównie zasuszone głowy różnych zwierząt i jakieś kości, z których to lokalni fachowcy sporządzają mikstury na każdą dolegliwość. Powiększanie przyrodzenia za jedyne 10000cfa. Mimo moich dociekań czy mają w zanadrzu również ludzkie szczątki, nie zostało mi zaproponowane kupno ekskluzywnego towaru spod lady. A gdzieś czytałem, że głowy albinosów to dobre i cenne lekarstwo.

Większość czasu wciąż spędzam w międzynarodowym towarzystwie szkoły, co daje mi pewne wyobrażenie o lokalnym życiu. Podobno tubylcy zarabiaj około 50usd miesięcznie, tyle samo kosztuje też abonament internetowy. Obiad w ulicznej garkuchni można zjeść już od 200cfa, dla kontrastu np. pizza w europejskim stylu to wydatek minimum 2500cfa.


Odpowiadając na Wasze pytania: poleciałem tu bo chciałem polecieć do Afryki. Jednocześnie wybierałem kraje, które są bezpieczne, otrzymanie wizy nie jest kłopotliwe oraz w których nie zbankrutuję. Główna motywacją było wykorzystanie mil przed ich dewaluacją. Rzeczywiście jestem rozczarowany, ale nie sądzę by była to moja ostatnia wycieczka do tej części Afryki.Dziś opuściłem Lome i ruszyłem do Kotonu. Po drodze spędziłem parę godzin w Oudigha. Miasto to jest historycznie powiązane z handlem niewolnikami, jest także teoretycznie ważnym ośrodkiem dla kultu voodoo. Mimo to, sekcja fetyszy na lokalnym bazarze to ledwie 4 kramy. Twórca świetnej strony o Afryce - Yahoo de Ville, na którego relacjach opieram się w dużej mierze, pisał przed paroma laty, że pieniądze turystów tu nie dotarły, a sprzedawcy na targowisku do niczego nie namawiają i nie chcą opłat za zdjęcia. Niestety, sytuacja uległa zmianie. Moje pojawienie się spowodowało natychmiastowe ożywienie, a fotografowanie było oczywiście płatne. Brak zainteresowania przejawiali natomiast inni kupcy. Sprzedawczynie owoców trzeba było obudzić aby nabyć od niej ananasa.

Z tutejszym kultem voodoo związany jest również święty las, oraz świątynia pytona. Wstęp do lasu kosztował mnie 1000cfa, fotografowanie dodatkowo płatne. Nie było w nim nic ciekawego poza paroma kiczowatymi posągami lokalnych bóstw. Po wrażeniach związanych z lasem podarowałem sobie spacer do świątyni Pytona. W mieście zwiedziłem także dawny fort portugalski, w którym znajdują się przedmioty związane z handlem niewolnikami. Za wstęp również 1000cfa. Jak do tej pory chyba najlepiej wydane na zwiedzanie franki .Cotonou nie oferuję żadnych specjalnych atrakcji, poza największym w afryce zachodnim bazarem na którym można na być wszystko, czyli nic co akurat było by mi potrzebne. Jednak 20 km od miasta znajduję się wioska Ganvie w całości zbudowana na wodzie,wioska ta jest nazywana afrykańską Wenecją. Jak zawsze do tej pory jestem jedynym turystą dnia co ma w tym wypadku spore znaczenia, bo wioskę można zobaczyć płynąć tylko łódką oczywiście turyści nie mogą skorzystać z łódek dla mieszkańców, a ceny na te turystyczne są bardzo wysokie, i zależna ilości płynących osób. Jeśli chcę płynąc sam muszę zapłacić 8000cfa za łódz wiosłową lub 15000cfa za łódź z silnikiem oficjalna cena jest dużo niższa ale fachowcy tłumaczą tą podwyżkę wysoką ceną benzyny. Przez godzinę czytam więc książkę, łudząc się że jednak pojawi się ktoś jeszcze, a moje zwiedzanie zrobi się 2 razy tańsze, Niestety żaden inny turysta nie nachodzi, z wielkim żalem płacę te 8000. Podczas podróży wioślarz próbuje namówić mnie, na dodatkowe koszty mówiąc że Ganvie jest turystyczne ale możemy płynąc do następnej wioski, prawdziwej i autentycznej. Nie daję się jednak skusić na tą propozycje. Poza tym że transport jak na lokalne warunki jest drogi, to raczej nic nie wygląda turystycznie, jest tak samo brudno jak wszędzie, jedynym akcentem turystycznym jest postój w sklepie z lokalnymi wyrobami artystycznymi którymi zupełnie nie jestem zainteresowany.Po drodzę na północ Beninu odwiedzam Abomey, dawną stolicę istniejącego tu państwa. Pierwszy raz podczas mej podróży jadę zwyczajnym autokarem, 2500cfa za 200km jak na lokalne warunki to dobra cena, bo przynajmniej mam własne miejsce, do autobusu wchodzi tyle osób ile miejsc, a nie tak jak do tej pory miało to miejsce w przypadku innych środków transportu 1,5-2 osoby na jedno miejsce siedzące. W Abomey znajduję się12 królewskich pałacy wpisanych na listę UNESCO, ( kolejny król budował sobie nowy pałac) część z nich obróciła się w ruinę część jednak została odrestaurowana, dwa z nich zostały przekształcone w muzeum koszt zwiedzania z przewodnikiem to 2500Cfa. Pałac jak wszystko tu zbudowany jest z gliny niestety w środku obowiązuje zakaz fotografowania, więc nie mogę wam ukazać tych królewskich wspaniałości, ich wygląd wyraźnie jednak mówi że afrykańska cywilizacja odstawał o parę setek raz od cywilizacji europejskiej.

Dodaj Komentarz

Komentarze (9)

cypel 3 maja 2015 14:05 Odpowiedz
Zamiast żarcia i lotnisk więcej zdjęć z pleneru proszę.Super kierunek. Będę śledził z zaciekawieniem.
miloszp 5 maja 2015 10:45 Odpowiedz
Prawdę mówiąc to trochę utkonlem w wagaddugu w ktorym to nie ma żadnych atrakcji turystycznych poza dwoma muzeami i wielkimi targiem z chińskim chlamem ktory znajduję się w centrum miasta. Aby móc z tąd wyjechać muszę czekać aż oddadzą mi paszport z wiza do 5 krajow afryki zachodniej. Myslalem że dostanę juz ja dzis bylem sklonny nawet dać łapówkę aby przyspieszyc proces jej wydawania ale mimo moich kilku pytań czy nie da sie na dziś, panii przyjmująca wniosek potwierdziła że mam przyjsc jutro o 16. Czeka mnie więc kolejny nijaki dzień w wagadugu. Musze przyznać że narazie nie czuję sie aby kto kolwiek traktował mnie jak bankomat i próbował za wyzac cenę za co kolwiek, co prawda za taksówkę z lotniska chcieli oddemnie chorendalne jak na tutejsze standardy 10 eur, jednak tyle samo miał płacić wracajacy z pracy w konsulacie burkiny w Wiedniu pan, który to udał się ze mną na pieszy spacer w kierunku centrum w poszukiwaniu tanszych środków transportu. Koniec końców drogę do, mojego noclegu na couche surfingu pokonałem motorem przypadkowo zatrzymanej osoby, ktora to za to przysługę nie chciala ode mnie żadnych pieniędzy. To co widzę na ulicach w żadnym stopniu nie odbiega od moich wyobrażeń o Afryce które miałem przed swoją podróżą.
cypel 9 maja 2015 19:55 Odpowiedz
Fajnie się czyta, ale wyczuwam lekkie rozczarowanie u Ciebie, czy się mylę ?
michal86 9 maja 2015 20:20 Odpowiedz
Fajna relacja, ciekawie piszesz. Przez cały czas kłębi mi się w głowie tylko jedno pytanie: po co jechać w te strony świata? Naprawdę no offence, podziwiam za odwagę i nieoczywiste wybory, ale naprawdę, patrzę na zdjęcia, czytam relację i zastanawiam się, jaką ma się z takiego pobytu przyjemność? No chyba, że wyjazd nie jest związany z wypoczynkiem, to wtedy ok. Czekam na ciąg dalszy, może zrobi się bardziej optymistycznie :)
kira7 11 maja 2015 17:37 Odpowiedz
Wow, jestem pod ogromnym wrażeniem. Destynacja faktycznie nietypowa, ale na pewno egzotyczna... Czekam na dalsze relacje i zdjęcia!
olir1987 13 maja 2015 08:10 Odpowiedz
relacja ciekawa ale jakoś nie zachęca do podróży do Afryki;)
chaleanthite 13 maja 2015 08:27 Odpowiedz
Jestem pod wrazeniem i z niecierpliwoscia czekam na wiecej zdjec :) Fajnie jest zobaczyc fotki z nietypowych miejsc, nawet jesli nie przedstawiaja rajskich widokow...Pozdrawiam serdecznie!
marcino123 15 listopada 2015 15:31 Odpowiedz
rzesze fanów czekają na dokończenie :)
miloszp 15 listopada 2015 17:28 Odpowiedz
rzesze rzeszno moze by trzeba dokonczycz RTW napisze calosc obiecuje