Po dzielnicy biznesowej udajemy się do dzielnicy Ginza. Są tam dobre sklepy, ale jak przychodzimy, świeci pustkami. Jest 10:00, pewnie szał zakupów zaczyna się później.
Po drodze mijamy dworzec Tōkyō, otwarty w 1914r. Ten stosunkowo nieduży budynek, to tylko czubek góry lodowej, w podziemiach są bezkresne przestrzenie, perony i centrum handlowe. Pod ziemią bardziej przypomina lotnisko. :)
W podziemiach dworca robimy małe zakupy: 2 piwa, bento, kanapki onigiri i szukamy parku, aby zjeść lunch. Jest 13:00, a już spokojnie przeszliśmy 10km. Najlepszym miejscem na konsumpcję będzie park otaczający Pałac Cesarza Akihito. Niestety, tam nie da rady. Obchodzimy ogromny park z Pałacem Cesarskim pośrodku Tokio, gdzie ziemia jest na wagę złota. Robi wrażenie. Skwar leje się z nieba.
Wśród biurowców, można znaleźć oazę spokoju.
Pałac Cesarza Akihito w Tokio można tylko podziwiać z zewnątrz, chyba, że jest się zaproszonym jak prezydent naszego kraju. :)
A najlepsze jest to, ten park jest zdecydowanie nie dla mnie. :)
Idziemy kawałek dalej, naszym oczom ukazuje się Park Hibiya. Ten położony również wśród biurowców park jest prawdziwą oazą spokoju dla pracujących w okolicy biznesmenów, którzy wpadają tu na lunch, albo po prostu się przejść w przerwie od pracy.
Ten park jest idealny na nasz lunch. Niespiesznie jemy, podziwiamy otoczenie i odpoczywamy leżąc na trawie. Relaks podczas długiego spaceru po Tokio - jak najbardziej! Leżymy ponad 1h.
Odpoczynek umilają nam grające w tenisa Japonki na kortach w parku.
W tym parku sprzedawali też kwitnące wiśnie, ale przewiezienie tego do Polski byłoby niezłym wyzwaniem i sobie odpuściliśmy. Zresztą w Polsce też można kupić niektóre gatunki kwitnącej wiśni.
Fajnie się leży, ale Tokio się samo nie zwiedzi, idziemy dalej. :) Kolejny przystanek, to Świątynia Zozoji. To świątynia Shinto, czyli okadzanie, dzwon i kocioł na pieniążki.
To wygląda jak małe urny na prochy, pytaliśmy się napotkanych ludzi, co to jest, nie byli w stanie powiedzieć. Faktycznie, chyba Japończycy nie są nazbyt religijni, religia, to dla nich bardziej tradycja.
Zza świątyni wychyla się Tokio Tower- kolejna wieża w Tokio. Oczywiście nie mogłem sobie odpuścić. Ma 333m wysokości, bardzo przypomina wieżę w stolicy jednego z europejskich państw... ;)
Pod wieżą można kupić "crepy" jak w Paryżu. W ogóle w Japonii są widoczne wpływy francuskie, można znaleźć sklepy z francuskimi winami, boulangerie i pâtisserie. Jak ktoś zatęskni za polskim chlebem, który w Japonii prawie nie występuje, to zawsze można się zadowolić bagietką. :)
Widoki z wieży są świetne!
Na czubku wieży był robot, z którym można było pogadać. :)
Z Tokio Tower udajemy się do dzielnicy finansowej Roppongi, a w zasadzie do parku Roppongi. Bardzo przyjemny park, kupujemy pudełko z ostrym jedzeniem z ryżem na wynos i jemy pałeczkami pośród wiśni. Na deser idealnie pasuje wino musujące z kafejki w parku. :)
W tym parku spotkaliśmy również jedyny akcent świąteczny (były wtedy Święta Wielkanocne) podczas naszej wycieczki! :)
Idziemy dalej, po drodze chcieliśmy wejść do muzeum, ale już zamykali - i tak wszystkiego nie zobaczymy. Zawsze problemem jest czas, a raczej jego brak!
Po drodze wstępujemy do sklepu ze sztuką tradycyjną. Po sprawdzeniu cen, cieszę się, że o nic nie zahaczyłem plecakiem. Małe jajko z porcelany kosztowało 40tys. PLN. Uff. :)
W Japonii mało jest drogich, sportowych samochodów, bardziej stawiają na małe praktyczne auta, np. Mitsubishi eK Wagon. Jest mało miejsca, ludzie są szczupli, to i samochody są małe (odwrotnie niż w USA :) ).
Po dwudziestu paru km na nogach docieramy do miejsca, którego nie mógłbym sobie odpuścić w Tokio. Akihabara - dzielnica mangi, elektroniki, sex-shopów i wszelakiej rozrywki! Bardzo wesoła dzielnica. Pamiętam, jak jako chłopiec oglądałem japońskie bajki: Capitain Tsubasa, Gigi la Trotola, Yattaman i inne. Pewnie nie tylko ja - większość mojego pokolenia! :) Teraz jestem w stolicy mangi!
Knajpa, gdzie wszystkie kelnerki tak wyglądają. :)
Manga, manga, manga!
Elektronika nie była tam jakaś zaawansowana, częściowo starszy sprzęt, żadnych nowinek.
Ciekawe, co teraz się wydarzy. :) Jak już pisałem nie ma dużo "niestandardowo" ubranych ludzi, bardziej to jednostki.
Obiecałem wcześniej w relacji - to specjalne automaty z dziewczynami, można kupić cały set ich zdjęć. Znaczy tak się domyślam. :)
W rozrywkowej i wesołej Akihibarze spędzamy trochę czasu, a potem wracamy do hotelu. Na zwiedzanie Tokio mieliśmy mało czasu, ale coś się udało zobaczyć! Jutro wyjazd z Tokio w daleką wyprawę! Ciąg dalszy nastąpi! :)
Po drodze mijamy dworzec Tōkyō, otwarty w 1914r. Ten stosunkowo nieduży budynek, to tylko czubek góry lodowej, w podziemiach są bezkresne przestrzenie, perony i centrum handlowe. Pod ziemią bardziej przypomina lotnisko. :)
W podziemiach dworca robimy małe zakupy: 2 piwa, bento, kanapki onigiri i szukamy parku, aby zjeść lunch. Jest 13:00, a już spokojnie przeszliśmy 10km. Najlepszym miejscem na konsumpcję będzie park otaczający Pałac Cesarza Akihito. Niestety, tam nie da rady. Obchodzimy ogromny park z Pałacem Cesarskim pośrodku Tokio, gdzie ziemia jest na wagę złota. Robi wrażenie. Skwar leje się z nieba.
Wśród biurowców, można znaleźć oazę spokoju.
Pałac Cesarza Akihito w Tokio można tylko podziwiać z zewnątrz, chyba, że jest się zaproszonym jak prezydent naszego kraju. :)
A najlepsze jest to, ten park jest zdecydowanie nie dla mnie. :)
Idziemy kawałek dalej, naszym oczom ukazuje się Park Hibiya. Ten położony również wśród biurowców park jest prawdziwą oazą spokoju dla pracujących w okolicy biznesmenów, którzy wpadają tu na lunch, albo po prostu się przejść w przerwie od pracy.
Ten park jest idealny na nasz lunch. Niespiesznie jemy, podziwiamy otoczenie i odpoczywamy leżąc na trawie. Relaks podczas długiego spaceru po Tokio - jak najbardziej! Leżymy ponad 1h.
Odpoczynek umilają nam grające w tenisa Japonki na kortach w parku.
W tym parku sprzedawali też kwitnące wiśnie, ale przewiezienie tego do Polski byłoby niezłym wyzwaniem i sobie odpuściliśmy. Zresztą w Polsce też można kupić niektóre gatunki kwitnącej wiśni.
Fajnie się leży, ale Tokio się samo nie zwiedzi, idziemy dalej. :) Kolejny przystanek, to Świątynia Zozoji. To świątynia Shinto, czyli okadzanie, dzwon i kocioł na pieniążki.
To wygląda jak małe urny na prochy, pytaliśmy się napotkanych ludzi, co to jest, nie byli w stanie powiedzieć. Faktycznie, chyba Japończycy nie są nazbyt religijni, religia, to dla nich bardziej tradycja.
Zza świątyni wychyla się Tokio Tower- kolejna wieża w Tokio. Oczywiście nie mogłem sobie odpuścić. Ma 333m wysokości, bardzo przypomina wieżę w stolicy jednego z europejskich państw... ;)
Pod wieżą można kupić "crepy" jak w Paryżu. W ogóle w Japonii są widoczne wpływy francuskie, można znaleźć sklepy z francuskimi winami, boulangerie i pâtisserie. Jak ktoś zatęskni za polskim chlebem, który w Japonii prawie nie występuje, to zawsze można się zadowolić bagietką. :)
Widoki z wieży są świetne!
Na czubku wieży był robot, z którym można było pogadać. :)
Z Tokio Tower udajemy się do dzielnicy finansowej Roppongi, a w zasadzie do parku Roppongi. Bardzo przyjemny park, kupujemy pudełko z ostrym jedzeniem z ryżem na wynos i jemy pałeczkami pośród wiśni. Na deser idealnie pasuje wino musujące z kafejki w parku. :)
W tym parku spotkaliśmy również jedyny akcent świąteczny (były wtedy Święta Wielkanocne) podczas naszej wycieczki! :)
Idziemy dalej, po drodze chcieliśmy wejść do muzeum, ale już zamykali - i tak wszystkiego nie zobaczymy. Zawsze problemem jest czas, a raczej jego brak!
Po drodze wstępujemy do sklepu ze sztuką tradycyjną. Po sprawdzeniu cen, cieszę się, że o nic nie zahaczyłem plecakiem. Małe jajko z porcelany kosztowało 40tys. PLN. Uff. :)
W Japonii mało jest drogich, sportowych samochodów, bardziej stawiają na małe praktyczne auta, np. Mitsubishi eK Wagon. Jest mało miejsca, ludzie są szczupli, to i samochody są małe (odwrotnie niż w USA :) ).
Po dwudziestu paru km na nogach docieramy do miejsca, którego nie mógłbym sobie odpuścić w Tokio.
Akihabara - dzielnica mangi, elektroniki, sex-shopów i wszelakiej rozrywki! Bardzo wesoła dzielnica. Pamiętam, jak jako chłopiec oglądałem japońskie bajki: Capitain Tsubasa, Gigi la Trotola, Yattaman i inne. Pewnie nie tylko ja - większość mojego pokolenia! :) Teraz jestem w stolicy mangi!
Knajpa, gdzie wszystkie kelnerki tak wyglądają. :)
Manga, manga, manga!
Elektronika nie była tam jakaś zaawansowana, częściowo starszy sprzęt, żadnych nowinek.
Ciekawe, co teraz się wydarzy. :) Jak już pisałem nie ma dużo "niestandardowo" ubranych ludzi, bardziej to jednostki.
Obiecałem wcześniej w relacji - to specjalne automaty z dziewczynami, można kupić cały set ich zdjęć. Znaczy tak się domyślam. :)
W rozrywkowej i wesołej Akihibarze spędzamy trochę czasu, a potem wracamy do hotelu. Na zwiedzanie Tokio mieliśmy mało czasu, ale coś się udało zobaczyć! Jutro wyjazd z Tokio w daleką wyprawę! Ciąg dalszy nastąpi! :)