Wstajemy rano, słońce już wschodzi, możemy ruszyć dalej. W planie mamy przejazd na północ 1500km pięcioma pociągami. Na wyspie Honsiu są super szybkie pociągi, ale już na innych wyspach np. na Hokkaido i Kiusiu są wolniejsze pociągi.
Plan przedstawia się następująco, tylko, że pociągiem, nie samochodem, ale googlemaps nie dał rady wyznaczyć tej trasy pociągiem.
Widok z okna w Tokio, hotel Higashi-jujo.
Opuszczamy nasz mały pokoik w Tokio: 8m^2, łóżko chowane na ścianę, na lewo od wejścia mała łazienka: umywalka, toaleta, mini wanna 0,5m/1m z prysznicem, mały zlew z palnikiem w pokoju, bardzo mały kredens i hmm okno. W większości miejsc, w których byliśmy w Japonii pokoje w hotelach tak właśnie wyglądały.
To co mnie zdziwiło w Japonii, to to, że to nowoczesny kraj, ale dużo jest starych rozwiązań, np. ten kredens albo zwisające kable na bocznych uliczkach.
O 7:00 jesteśmy już na dworcu Ueno, skąd odjeżdżają Shinkanseny. Małe śniadanie w postaci kanapek Onigiri i o 7:30 odjeżdża nasz pociąg.
Pociągi w Japonii są świetne, nie spóźniają się, są szybkie i komfortowe, a jazda pociągiem w Japonii jest o niebo lepsza niż w Polsce.
Shinkansen z wagonami sypialnymi.
Całujące się Shinkanseny. ;) Łączą tak pociągi jak częściowo jadą jedną trasą, a potem ich drogi się rozchodzą. Tak, należy się upewnić, że jest się w dobrym przedziale.
Po drodze w pociągu nie może zabraknąć bento - pudelka rozmaitości !
Po wielu godzinach w 3 pociągach dojeżdżamy do Hakodate. Zrobiło się zimno, wyciągamy kurtki i przesiadamy się w pociąg, który przejeżdża pod dnem z wyspy Honsiu na Hokkaido. Głębokość wody w tym przesmyku dochodzi do 140m, dodatkowo 100m ziemi, a pod spodem jedziemy my - pociągiem. :)
Udaje się przeżyć, jesteśmy na Hokkaido. Ta nazwa oznacza "drogę na północ" - zgadza się - pierwszy raz na naszej wycieczce widzimy śnieg - jest 1.04.2015r. Kiedyś była zamieszkiwana przez Ajnów( ich kulturę zgłębiał Bronisław Piłsudski, brat Józefa Piłsudskiego) których Japończycy zaczęli prześladować. W kolejnym okresie na Hokkaido zsyłano wyrzutków, więźniów i ukrywali się tam zbiegli ludzie. Następnie zdecydowano o rozwoju wyspy, która dziś żyje z upraw ryżu, rybołówstwa, browaru Sapporo i turystów. W dużym skrócie naświetliłem tło historyczne, a jak wygląda dzisiaj ? Widać biedne domki, łodzie rybackie, mało ludzi, niedostępne tereny. Hokkaido wygląda trochę jak Mazury, trochę jak Bieszczady, z tym, że na Hokkaido są aktywne wulkany!
Dojeżdżamy do Kushiro, bo tu mieliśmy pierwszy nocleg. Nie ma tam nic ciekawego, a zatrzymaliśmy się tam tylko po drodze do miejsca docelowego - Mashu.
Wstajemy rano, jemy śniadanie w stylu japońsko -europejskim i idziemy pieszo z plecakami nad Ocean Spokojny. :) Żeby dojść do tego portu musieliśmy się przebić przez doki, które wyglądały jak z filmów o Jakuzie. Chwilę patrzymy, gdzieś tam daleko za portem są Stany.
Od razu poczuliśmy się bezpieczniej. ;) Japonia to rejon sejsmiczny, zdarzają się trzęsienia ziemi, a więc i tsunami. Podobno trzęsienia do 4,5 stopnia Richtera można nawet nie poczuć, to tak jakby tir przejechał obok. Czuliśmy coś takiego parę razy w Tokio.
Idziemy na śmieszny pociąg i jedziemy do Mashu. Miał tylko 1 wagon, bo ta trasa nie jest bardzo uczęszczana. Siadamy, a nagle inny pasażer - Japończyk puszcza na cały głos bumboxa w naszym wagonie. To trochę dziwne, bo generalnie Japończycy w pociągach nawet nie rozmawiają przez tel. Nagle wszystko jest jasne, facet jest nawalony, a ma ze sobą cały arsenał: wódka, wino, piwo itp. Robi sobie drina i zaczyna śpiewać. Dziwna sytuacja, jest 8:30 rano. Widzieliśmy już wcześniej pijanych Japończyków w parku, wcześniej siedzieli w biurze, przynajmniej tak wywnioskowałem, jak jeden zaczął zdejmować białą koszulę, krawat i śpiewać. Jak wypiją, to są trochę nieobliczalni. :)
Mijamy za oknem bagna, puste pola, lasy i góry. Z daleka widzimy sarny.
Dojeżdżamy do Mashu. Na dworcu czeka już na nas Japończyk u którego będziemy mieszkać (wcześniej zadzwoniłem, żeby go uprzedzić, uff znał trochę angielski). Jedziemy 20km autem do naszego domku młodzieżowego. Ten Japończyk wygląda bardziej jak Eskimos, albo Kałmuk, taki z Syberii. Japończycy przywędrowali na swoje wyspy z Półwyspu Koreańskiego, ale chyba jego przodkowie bardziej z północy przez wyspę Sachalin. W domku poznajemy jego żonę i syna - prowadzą go razem. Najlepsze, że ten chłopak wygląda jak Anaruk -chłopiec z Grenlandii, jak z książki Czesława Cętkiewicza! Do tego jest pyzaty, ma szeroko rozstawione oczy, ale zna trochę angielski i jest bardzo miły. Pożycza nam 2 rowery - co prawda takie mniejsze górale, bo Anaruk ma 14 lat, ale zawsze. Szybkie przegrupowanie i jedziemy na wycieczkę rowerową! :) Oczywiście, mamy na sobie kurtki i czapki, jest ok 3C, to nie ciepłe Tokio.
Nasz domek.
I hałda śniegu przed nim.
Chwilę później jesteśmy już nad jeziorem Kussharo.Podobno w środku mieszka potwór Kushi (stąd nazwa), coś jak w jeziorze Loch Ness. Nie widzieliśmy. ;)
Śmigamy wzdłuż jeziora Kussharo.
Pod drodze natrafiamy na Onseny - czyli gorące źródła siarkowe, które, są popularne ...,ale latem, a na wiosnę nie ma tam żywej duszy.
Ikenoyu Hot Spring
Po jeziorze pływają łabędzie, ale w przeciwieństwie do polskich mają proste i żółte dzioby.
Po drodze stajemy na jedzenie, to był świetny pomysł, bo była to jedyna restauracja na naszej trasie, w dodatku z dobrym jedzeniem i widokiem na jezioro.
Zupa miso, ryż, krewetki w tempurze.
Zupa z krabem w środku, ryż z kawiorem z łososia.
Spotykamy tu też nielicznych ludzi.
Jedziemy dalej, a naszym oczom ukazuje się... aktywny wulkan! Wylatuje z niego dym i zielona lawa - siarka. To Mount Io. Podchodzimy obejrzeć bliżej i jedziemy w dalszą trasę.
Po przejechaniu ok 60km na przymałych rowerkach od Anaruka docieramy do punktu relaksu - Onsen Kotan. Już wcześniej go sobie wybraliśmy po drodze. Pytamy się jednego z nielicznych ludzi w okolicy, czy po prostu możemy tam wejść i się pomoczyć, facet nie wiem czy zrozumiał, ale przytaknął - wchodzimy. Mężczyźni i kobiety oddzielnie, ale baseny mają połączenie. Siarkowe źródła są bardzo gorące, ledwo udaje nam się zamoczyć. Na zewnątrz temperatura spadła do 0C, ale to nie pomaga. Jest świetnie. Oglądamy zachód słońca. Po ok. 1h przysiadają się do nas Japończycy, bardzo mili, rozmawiamy. Okazało się, że jeden z nich urodził się w Sapporo, potem wyjechał do Tokio, ale wrócił do tej głuszy, aby założyć restaurację. Może to niegłupi pomysł, w promieniu 30km jest tam jedna restauracja, a latem podobno jest więcej ludzi. Przychodzi opiekun onsenu. Zaczyna krzyczeć - Japończyk tłumaczy, że źle położyłem buty. Była tam taka mała przebieralnia męska i damska, obie z taką małą kratką przed nią. Położyłem buty na kratce, a nie przy kratce :/. Tak samo jak moja dziewczyna. Przepraszamy - Japończycy na tym punkcie są bardzo wyczuleni. Wchodzi się do domu, zdejmuje buty i zakłada kapcie, a jak się pójdzie do toalety to czeka nas kolejna zmiana - na kapcie toaletowe! :)
Po 2h kąpieli już mocno wymoczeni ubieramy się, wsiadamy na rower i wracamy ok 2km do naszego domku. Po takiej pełnej wrażeń wycieczce śpimy bardzo dobrze i krótko.
Widok z okna naszego domku
Wstajemy wcześnie, bo już o o 5, pakujemy się i czekamy na właściciela, żeby nas odwiózł na pociąg. Wcześniej poprosiłem, żeby nam spakowali śniadanie, bo mieliśmy w cenie. Rano pytam o nie, a gospodarz przeprasza i mówi, że zapomnieli. Mówię dobra, trudno, jedziemy, bo nam ucieknie pociąg. Nic z tego, gospodarz budzi żonę i Anaruka, podnosi głos i zaczyna się krzątanina. Okazało się, że Anaruk upiekł specjalnie dla nas chleb i to taki, który smakował jak polski, ale zapomniał zrobić kanapek. :( W tej sytuacji dali nam do chleba uwaga, uwaga, taką słodką pastę do smarowania o smaku wanilli -ciekawe połączenie ;). Niemniej jednak gospodarze byli bardzo mili, mieszkanie fajne - jak traficie na Hokkaido, to polecam - Kussharo Genya Youth Guesthouse. Ogólnie Hokkaido jest trochę niedostępne, zimne, takie dzikie, jest mało ludzi, ale jest przyjemne - chciałbym tam jeszcze kiedyś pojechać, może latem - podobno są pola lawendy jak w Prowansji! O 6:30 odjeżdżamy jedno-wagonowym pociągiem z Mashu i kierujemy sie na zachód, potem na południe, a potem na południowy-zachód. Na sam dół Japonii!
Nasze nietypowe śniadanie poprawiamy bento z dodatkami! Odpoczywamy, bo w pociągach Japonii się świetnie odpoczywa!
Plan przedstawia się następująco, tylko, że pociągiem, nie samochodem, ale googlemaps nie dał rady wyznaczyć tej trasy pociągiem.
Widok z okna w Tokio, hotel Higashi-jujo.
Opuszczamy nasz mały pokoik w Tokio: 8m^2, łóżko chowane na ścianę, na lewo od wejścia mała łazienka: umywalka, toaleta, mini wanna 0,5m/1m z prysznicem, mały zlew z palnikiem w pokoju, bardzo mały kredens i hmm okno. W większości miejsc, w których byliśmy w Japonii pokoje w hotelach tak właśnie wyglądały.
To co mnie zdziwiło w Japonii, to to, że to nowoczesny kraj, ale dużo jest starych rozwiązań, np. ten kredens albo zwisające kable na bocznych uliczkach.
O 7:00 jesteśmy już na dworcu Ueno, skąd odjeżdżają Shinkanseny. Małe śniadanie w postaci kanapek Onigiri i o 7:30 odjeżdża nasz pociąg.
Pociągi w Japonii są świetne, nie spóźniają się, są szybkie i komfortowe, a jazda pociągiem w Japonii jest o niebo lepsza niż w Polsce.
Shinkansen z wagonami sypialnymi.
Całujące się Shinkanseny. ;) Łączą tak pociągi jak częściowo jadą jedną trasą, a potem ich drogi się rozchodzą. Tak, należy się upewnić, że jest się w dobrym przedziale.
Po drodze w pociągu nie może zabraknąć bento - pudelka rozmaitości !
Po wielu godzinach w 3 pociągach dojeżdżamy do Hakodate. Zrobiło się zimno, wyciągamy kurtki i przesiadamy się w pociąg, który przejeżdża pod dnem z wyspy Honsiu na Hokkaido. Głębokość wody w tym przesmyku dochodzi do 140m, dodatkowo 100m ziemi, a pod spodem jedziemy my - pociągiem. :)
Udaje się przeżyć, jesteśmy na Hokkaido. Ta nazwa oznacza "drogę na północ" - zgadza się - pierwszy raz na naszej wycieczce widzimy śnieg - jest 1.04.2015r. Kiedyś była zamieszkiwana przez Ajnów( ich kulturę zgłębiał Bronisław Piłsudski, brat Józefa Piłsudskiego) których Japończycy zaczęli prześladować. W kolejnym okresie na Hokkaido zsyłano wyrzutków, więźniów i ukrywali się tam zbiegli ludzie. Następnie zdecydowano o rozwoju wyspy, która dziś żyje z upraw ryżu, rybołówstwa, browaru Sapporo i turystów.
W dużym skrócie naświetliłem tło historyczne, a jak wygląda dzisiaj ? Widać biedne domki, łodzie rybackie, mało ludzi, niedostępne tereny. Hokkaido wygląda trochę jak Mazury, trochę jak Bieszczady, z tym, że na Hokkaido są aktywne wulkany!
Dojeżdżamy do Kushiro, bo tu mieliśmy pierwszy nocleg. Nie ma tam nic ciekawego, a zatrzymaliśmy się tam tylko po drodze do miejsca docelowego - Mashu.
Wstajemy rano, jemy śniadanie w stylu japońsko -europejskim i idziemy pieszo z plecakami nad Ocean Spokojny. :) Żeby dojść do tego portu musieliśmy się przebić przez doki, które wyglądały jak z filmów o Jakuzie. Chwilę patrzymy, gdzieś tam daleko za portem są Stany.
Od razu poczuliśmy się bezpieczniej. ;) Japonia to rejon sejsmiczny, zdarzają się trzęsienia ziemi, a więc i tsunami. Podobno trzęsienia do 4,5 stopnia Richtera można nawet nie poczuć, to tak jakby tir przejechał obok. Czuliśmy coś takiego parę razy w Tokio.
Idziemy na śmieszny pociąg i jedziemy do Mashu. Miał tylko 1 wagon, bo ta trasa nie jest bardzo uczęszczana. Siadamy, a nagle inny pasażer - Japończyk puszcza na cały głos bumboxa w naszym wagonie. To trochę dziwne, bo generalnie Japończycy w pociągach nawet nie rozmawiają przez tel. Nagle wszystko jest jasne, facet jest nawalony, a ma ze sobą cały arsenał: wódka, wino, piwo itp. Robi sobie drina i zaczyna śpiewać. Dziwna sytuacja, jest 8:30 rano. Widzieliśmy już wcześniej pijanych Japończyków w parku, wcześniej siedzieli w biurze, przynajmniej tak wywnioskowałem, jak jeden zaczął zdejmować białą koszulę, krawat i śpiewać. Jak wypiją, to są trochę nieobliczalni. :)
Mijamy za oknem bagna, puste pola, lasy i góry. Z daleka widzimy sarny.
Dojeżdżamy do Mashu. Na dworcu czeka już na nas Japończyk u którego będziemy mieszkać (wcześniej zadzwoniłem, żeby go uprzedzić, uff znał trochę angielski). Jedziemy 20km autem do naszego domku młodzieżowego. Ten Japończyk wygląda bardziej jak Eskimos, albo Kałmuk, taki z Syberii. Japończycy przywędrowali na swoje wyspy z Półwyspu Koreańskiego, ale chyba jego przodkowie bardziej z północy przez wyspę Sachalin. W domku poznajemy jego żonę i syna - prowadzą go razem. Najlepsze, że ten chłopak wygląda jak Anaruk -chłopiec z Grenlandii, jak z książki Czesława Cętkiewicza! Do tego jest pyzaty, ma szeroko rozstawione oczy, ale zna trochę angielski i jest bardzo miły. Pożycza nam 2 rowery - co prawda takie mniejsze górale, bo Anaruk ma 14 lat, ale zawsze. Szybkie przegrupowanie i jedziemy na wycieczkę rowerową! :) Oczywiście, mamy na sobie kurtki i czapki, jest ok 3C, to nie ciepłe Tokio.
Nasz domek.
I hałda śniegu przed nim.
Chwilę później jesteśmy już nad jeziorem Kussharo.Podobno w środku mieszka potwór Kushi (stąd nazwa), coś jak w jeziorze Loch Ness. Nie widzieliśmy. ;)
Śmigamy wzdłuż jeziora Kussharo.
Pod drodze natrafiamy na Onseny - czyli gorące źródła siarkowe, które, są popularne ...,ale latem, a na wiosnę nie ma tam żywej duszy.
Ikenoyu Hot Spring
Po jeziorze pływają łabędzie, ale w przeciwieństwie do polskich mają proste i żółte dzioby.
Po drodze stajemy na jedzenie, to był świetny pomysł, bo była to jedyna restauracja na naszej trasie, w dodatku z dobrym jedzeniem i widokiem na jezioro.
Zupa miso, ryż, krewetki w tempurze.
Zupa z krabem w środku, ryż z kawiorem z łososia.
Spotykamy tu też nielicznych ludzi.
Jedziemy dalej, a naszym oczom ukazuje się... aktywny wulkan! Wylatuje z niego dym i zielona lawa - siarka. To Mount Io. Podchodzimy obejrzeć bliżej i jedziemy w dalszą trasę.
Po przejechaniu ok 60km na przymałych rowerkach od Anaruka docieramy do punktu relaksu - Onsen Kotan. Już wcześniej go sobie wybraliśmy po drodze. Pytamy się jednego z nielicznych ludzi w okolicy, czy po prostu możemy tam wejść i się pomoczyć, facet nie wiem czy zrozumiał, ale przytaknął - wchodzimy. Mężczyźni i kobiety oddzielnie, ale baseny mają połączenie. Siarkowe źródła są bardzo gorące, ledwo udaje nam się zamoczyć. Na zewnątrz temperatura spadła do 0C, ale to nie pomaga. Jest świetnie. Oglądamy zachód słońca. Po ok. 1h przysiadają się do nas Japończycy, bardzo mili, rozmawiamy. Okazało się, że jeden z nich urodził się w Sapporo, potem wyjechał do Tokio, ale wrócił do tej głuszy, aby założyć restaurację. Może to niegłupi pomysł, w promieniu 30km jest tam jedna restauracja, a latem podobno jest więcej ludzi. Przychodzi opiekun onsenu. Zaczyna krzyczeć - Japończyk tłumaczy, że źle położyłem buty. Była tam taka mała przebieralnia męska i damska, obie z taką małą kratką przed nią. Położyłem buty na kratce, a nie przy kratce :/. Tak samo jak moja dziewczyna. Przepraszamy - Japończycy na tym punkcie są bardzo wyczuleni. Wchodzi się do domu, zdejmuje buty i zakłada kapcie, a jak się pójdzie do toalety to czeka nas kolejna zmiana - na kapcie toaletowe! :)
Po 2h kąpieli już mocno wymoczeni ubieramy się, wsiadamy na rower i wracamy ok 2km do naszego domku. Po takiej pełnej wrażeń wycieczce śpimy bardzo dobrze i krótko.
Widok z okna naszego domku
Wstajemy wcześnie, bo już o o 5, pakujemy się i czekamy na właściciela, żeby nas odwiózł na pociąg. Wcześniej poprosiłem, żeby nam spakowali śniadanie, bo mieliśmy w cenie. Rano pytam o nie, a gospodarz przeprasza i mówi, że zapomnieli. Mówię dobra, trudno, jedziemy, bo nam ucieknie pociąg. Nic z tego, gospodarz budzi żonę i Anaruka, podnosi głos i zaczyna się krzątanina. Okazało się, że Anaruk upiekł specjalnie dla nas chleb i to taki, który smakował jak polski, ale zapomniał zrobić kanapek. :( W tej sytuacji dali nam do chleba uwaga, uwaga, taką słodką pastę do smarowania o smaku wanilli -ciekawe połączenie ;). Niemniej jednak gospodarze byli bardzo mili, mieszkanie fajne - jak traficie na Hokkaido, to polecam - Kussharo Genya Youth Guesthouse. Ogólnie Hokkaido jest trochę niedostępne, zimne, takie dzikie, jest mało ludzi, ale jest przyjemne - chciałbym tam jeszcze kiedyś pojechać, może latem - podobno są pola lawendy jak w Prowansji! O 6:30 odjeżdżamy jedno-wagonowym pociągiem z Mashu i kierujemy sie na zachód, potem na południe, a potem na południowy-zachód. Na sam dół Japonii!
Nasze nietypowe śniadanie poprawiamy bento z dodatkami! Odpoczywamy, bo w pociągach Japonii się świetnie odpoczywa!
Ciąg dalszy nastąpi.