+1
krasnal 27 czerwca 2015 11:36
Relacja zawiera lokowanie produktu ;)

Na forum nie ma za dużo relacji z tej części Europy, więc postanowiłem opisać moją relację z czterodniowej wycieczki do zachodniej Rumunii, którą odbyłem w kwietniu br. z dwójką znajomych. Naszym celem były: Timisoara (Timișoara), Hunedoara oraz Sybin (Sibiu). Bilety kupiłem w Wizzair na trasie WAW-CRL-TSR oraz SBZ-DTM-WAW za około 260 zł. Można kupić o wiele taniej, ale akurat potrzebowałem tych konkretnych dat. To miała być moja trzecia wyprawa do Rumunii, ale pierwsza w tamte strony. Dopiero przed samym wyjazdem zorientowałem się, że jedziemy w prawosławną Wielkanoc, a Rumunia jest krajem w zdecydowanej większości prawosławnym. Miało to swoje skutki, ale o tym dalej.

map.gif



Dzień 1, 12 kwietnia - niedziela
Pierwszy lot odbył się punktualnie. W Charleroi mieliśmy bezpieczne 4,5 godziny na przesiadkę, więc zdążyliśmy się wynudzić. Drugi lot również bez opóźnień. Pasażerowie w ogromnej większości Rumuni, oprócz nas zauważyłem tylko jednego pasażera, który wyglądał na turystę. Tutaj mała ciekawostka z lotu: o ile na lotach do/z Polski w liniach Wizzair niewiele osób korzysta z serwisu pokładowego, o tyle tutaj kupował prawie każdy, a sam serwis trwał przez niemal cały lot.

Lotnisko w Timișoarze (TSR/LRTR) nosi imię Traiana Vui, rumuńskiego pioniera lotnictwa i jest trzecim pod względem pasażerów lotniskiem w kraju, po Bukareszcie i Klużu. Głównie są to loty Wizzair do zachodniej Europy, oprócz tego jedno połączenie Lufthansy, jedna krajówka TAROMu i trochę czarterów.

Lotnisko TSR.JPG


Po wylądowaniu przeszliśmy szybką odprawę paszportową (O, Polska! - krzyknął funkcjonariusz, gdy zobaczył dowód). Z lotniska do centrum miasta jest około 10 kilometrów. Na trasie jeżdżą dwie linie autobusowe, przy czym bardzo rzadko. Dodatkowo była Niedziela Wielkanocna, więc i rozkład świąteczny. Trzeba było odczekać około 40 minut na kurs. Sam bilet jest tani – 2,5 leja (RON, przelicznik mniej więcej 1:1). Po drodze mijamy tradycyjny dla Rumunii krajobraz – plątaninę kabli na każdym słupie, cygańskie pałace i szerokie, dziurawe drogi.

Timișoara jest ciekawym miastem, również ze względu na historię. Po raz pierwszy na kontynencie europejskim wprowadzono tam elektryczne oświetlenie ulic (1884). Jako jedno z pierwszych miast w Europie miało też tramwaje elektryczne (1899) – sieć istnieje do dzisiaj. Również tutaj, w grudniu 1989, pod oknami parafii węgierskiego pastora ewangelickiego László Tőkésa rozpoczęła się rewolucja, która kilka dni później doprowadziła do stracenia rumuńskiego dyktatora, Nicolae Ceaușescu. O tym fakcie przypomina tablica pamiątkowa na ścianie parafii, którą można odnaleźć na ulicy Timotei Cipariu – nam niestety nie starczyło czasu.

Tramwaj GT4.JPG


Po 20 minutach jazdy autobusem jesteśmy na miejscu – linia autobusowa E4 ma końcowy przystanek Bastion, na północno-wschodnim skraju starówki. Ponieważ na samą Timișoarę mamy przeznaczone praktycznie tylko dzisiejsze popołudnie i wieczór, hotel odkładamy na sam koniec. I tutaj duże rozczarowanie. Praktycznie całe centrum miasta jest w przebudowie i straszy wykopami. Z ulic i chodników jest zdjęta nawierzchnia, a granitowe kostki czekają na ułożenie. Plac Unirii, który na zdjęciach wyglądał na jedno z najładniejszych miejsc w mieście wygląda jakby szykował się na wojnę lub powódź – pełno worków.

Piaţa Unirii.JPG


No trudno, trzeba przenieść się gdzie indziej. Okazuje się, że życie miasta tętni na Placu Zwycięstwa - Piața Victoriei. Miejscowi korzystają z wolnego popołudnia i dobrej pogody i jest tam naprawdę tłoczno. Dodatkowo są tam stragany, gdzie można zakupić rumuńskie rękodzieło, a także popularne w tym regionie Europy „nawijane” ciasto, które tu nazywa się Cozonac secuiesc, a w pobliskich Węgrzech kürtőskalács. Te przysmaki przypominają nam, że ostatnio jedliśmy śniadanie bladym świtem w Polsce. Niestety, ze względu na Wielkanoc wszystko wygląda na zamknięte. Za punkt honoru stawiamy sobie nie jeść w McDonald's, który wygląda na jedyny otwarty przybytek. Wreszcie znajdujemy otwartą restaurację Lloyd. Jest dosyć drogo i musimy chwilę odczekać na wolny stolik, ale teraz to nie ma znaczenia. Samo zamówienie jest trochę problematyczne, bo menu jest tylko po rumuńsku i serbsku, ale z pomocą tłumacza w telefonie dajemy radę. Porcje są przyzwoite i smakują świetnie.

Piaţa Victoriei.JPG



Piaţa Victoriei2.JPG



Piaţa Victoriei3.4.jpg


Na sam koniec dnia udajemy się do prawosławnej katedry metropolitarnej, która wznosi się na drugim końcu Piața Victoriei. W środku pełno ludzi, chór śpiewa paschalne pieśni, migoczą płomienie wotywnych świec. Świetna atmosfera.

Katedra.JPG



Katedra2.JPG



Katedra3.JPG


Po pełnym wrażeń dniu udajemy się pieszo do hotelu – NH Timișoara, nocleg kupiony dzięki fly4free w pamiętnej promocji Hotwire. Mamy zarezerwowane dwa pokoje dwuosobowe, każdy za około 20$. Hotel ma cztery gwiazdki, więc to naprawdę dobra cena. Resztę wieczoru spędzamy przy miejscowym piwku Timișoreana w hotelowym barze (8 lei).

Timisoreana.jpg

Dzień 2, 13 kwietnia – poniedziałek

Tego dnia naszym celem są Deva oraz Hunedoara, czyli opuszczamy wielokulturowy Banat i wjeżdżamy do zachodniej Transylwanii. Jest Poniedziałek Wielkanocny – tutaj również obchodzi się dwa dni Świąt. Pociąg mamy tuż po 8 rano, a tramwaje kursują według świątecznego rozkładu, więc na dworzec kolejowy jedziemy taksówką. Jest to dobry wybór – nie ma opłaty „za trzaśnięcie drzwiami”, a czterokilometrowy kurs na Gara Nord kosztuje nas 11 RON.

Pociągi w Rumunii nie są niestety najtańsze. Koleje Rumuńskie – CFR Călători – oferują wiele zniżek, w zniżkę grupową, z której mogą skorzystać już dwie osoby. Jednak większość ofert dotyczy przedsprzedaży lub zakupu w internecie, więc jesteśmy skazani na regularną cenę. Odcinek 200 kilometrów do Devy kosztuje aż 62 RON, a pociąg jedzie ponad 3 godziny.

peron w Timisoarze.jpg


Pociąg jest praktycznie pusty – oprócz nas jedzie dosłownie kilka osób. W Devie jesteśmy przed południem. Zasadniczo jest to tylko nasz punkt przesiadkowy, bowiem mamy zamiar złapać stamtąd busa do Hunedoary. Ponieważ busy jeżdżą bardzo często, postanawiamy spędzić w Devie jakiś czas. Największą atrakcją Devy jest forteca (cetatea), która góruje nad miastem i nie da się jej przegapić. Na szczyt wzgórza jeździ kolejka linowo-terenowa, przejazd w obie strony kosztuje 10 RON. Można również się wdrapać na twierdzę pieszo. Sama twierdza obecnie przechodzi gruntowną renowację i sama w sobie nie jest może ciekawa, o ile piękna jest panorama widoczna ze wzgórza. Z ciekawostek należy podać, że teren twierdzy Devie jest rezerwatem przyrody, gdzie występuje żmija nosoroga – ponoć najbardziej jadowity wąż Europy. Ostrzegają przed nią liczne tablice w wielu językach. Niestety, nie udało mi się jej wypatrzeć.

Dworzec w Devie.jpg



Twierdza w Devie.jpg



Panorama z twierdzy w Devie.jpg


Również i Devie mamy problem ze znalezieniem miejsca na obiad – wszystko jest pozamykane, a otwarte są jedynie kawiarnie. Wreszcie – o zgrozo – znajdujemy czynną pizzerię. Tego dnia musimy sobie poradzić bez rumuńskiej kuchni.

Jak wspomniałem wcześniej, busy do Hunedoary jeżdżą często – co pół godziny, a w dni robocze jeszcze częściej. Przejazd kosztuje 6,5 RON i zajmuje 20-30 minut. Na szczęście tylko tyle, ponieważ współpasażerowie mają – jakby to powiedzieć – lęk przed mydłem. Nawet wydawałoby się eleganckie panie, wyperfumowane, a mimo to zapaszki od nich średnie. Ostatnio coś takiego spotkałem w ukraińskich marszrutkach, tutaj widać podobne klimaty. W dodatku oczywiście nikt nie pozwala otworzyć okna.

Zamek Korwina (Castelul Corvinilor) jest oczywiście najważniejszym zabytkiem miasta i wygląda tak, jak każdy szanujący się rumuński zamek wyglądać powinien. Kojarzy się z Drakulą, choć jest oczywiście skojarzenie błędne – Vlad Palownik nigdy tam nie był. Zamek był siedzibą władców węgierskich i został zbudowany w XV przez Jana Hunyadego (jego nazwisko pochodzi właśnie od węgierskiej nazwy miasta), a następnie jego syna – Macieja Korwina, króla Węgier. Miłośników historii odsyłam do internetu, gdzie znajduje się mnóstwo informacji na ten temat. W XX wieku Ceaușescu urozmaicił okolicę budując kombinat górniczo-hutniczy. Dziś pozostałości tego kombinatu w połączeniu z XV-wiecznym zamkiem robią wrażenie, hmm, dyplomatycznie mówiąc eklektyczne.

zamek Korwina.jpg



zamek Korwina2.jpg



zamek i kombinat.jpg


Cena bilet wstępu na zamek wynosi 20-30 RON, zależnie od miesiąca. Szczegółowy cennik oraz godziny otwarcia można sprawdzić na oficjalnej stronie zamku: http://castelulcorvinilor.ro/. Dodatkowo za możliwość robienia zdjęć należy zapłacić 5 RON, ale jest zdecydowanie warto, ponieważ zamek zachował się w idealnym stanie. Liczne komnaty, sale balowe, wieże, krużganki itp. nie spiesząc się spędziliśmy w nim ponad godzinę.

dziedziniec.jpg



w zamku.jpg



manuskrypt.jpg


Poza zamkiem w samej Hunedoarze nie ma za dużo do zwiedzania. Miasto jest postindustrialne i zaniedbane. Więc po krótkiej naradzie i zakupie piw w sklepie spożywczym wróciliśmy pod zamek. Znaleźliśmy sobie ustronne miejsce nad strumykiem przepływającym przy zamku. Był to jeden z najbardziej klimatycznych plenerów, w jakich dane mi było pić piwko.

ulice Hunedoary.jpg



ulice Hunedoary2.jpg



Bucegi.jpg


Jeszcze kilka słów o noclegu – skusiłem się na Villę Corviniana, głównie ze względu na jej lokalizację. Cena wychodziła około 70 RON za osobę, więc całkiem sporo. W środku klimatycznie, stare meble, ale dawno nikt tam nie sprzątał. Pełno kurzu, belka pod łóżkiem urwana (całą noc bałem się, że zapadnę się do środka). Obsługa nieuprzejma. Podsumowując – na pewno da się znaleźć w Hunedoarze coś tańszego, a z dużym prawdopodobieństwem – coś lepszego.
CDN.Dzień 3, 14 kwietnia – wtorek

Kolejnego dnia mogliśmy sobie pozwolić na nieco dłuższe spanie. Naszym planem było dostać się do miejscowości Simeria, gdzie przebiega główna linia kolejowa – jest to kolejna stacja za Devą na trasie do Sybinu. Poprzedniego dnia spisałem sobie godziny odjazdów pociągów na regionalnej linii kolejowej łączącej Hunedoarę z Simierią. Kiedy przyszliśmy na dworzec, nie było tam nikogo, po peronie przechadzał się tylko bezpański pies. Według rozkładu pociąg do Simerii miał odjeżdżać za pół godziny – nic się na to nie zapowiadało. Dopiero po chwili znalazłem kartkę formatu A5 - tknęło mnie złe przeczucie. Z pomocą tłumacza w telefonie dowiedzieliśmy, że od miesiąca nic po tej linii nie kursuje.

Pusty dworzec w Hunedoarze.jpg


Trzeba było realizować plan B – powrót do Devy tą samą drogą. Na szczęście bus odjeżdżał za chwilę. Tym razem droga upłynęła obok jegomościa z wonią nie do końca przetrawionego alkoholu. Bilet z Devy do Sybinu kosztował 41 RON. Pani kasjerka nie mówiła po angielsku ani po niemiecku ani słowa, ale udało nam się dogadać, nawet z płatnością kartą. Pani wyciągnęła spod lady dawno chyba nieużywany, zakurzony terminal, ale płatność przeszła bez problemów. Pociąg nie był demonem szybkości – tym razem odcinek 135 km jechał w 3,5 (słownie: trzy i pół) godziny, czyli średnio poniżej 40 km/h. Krajobraz, początkowo monotonny, im bliżej Sybinu tym się robił ciekawszy.

W Sybinie byliśmy około 15. Jest to zdecydowanie najładniejsze rumuńskie miasto, w którym byłem. Starówka jest rozległa i pełna stromych zjazdów. Kojarzyła mi się z czeskimi miastami jak Kutná Hora. W średniowieczu w Sybinie mieszkali w dużej mierze niemieccy osadnicy i to oni nadali miastu dzisiejszy charakter. Związki z Niemcami widoczne są do dzisiaj. W najbardziej prestiżowym sybińskim liceum językiem wykładowym jest język niemiecki, połączenia z lotniska w Sybinie w zdecydowanej większości są do Niemiec i Austrii.

Sybińskie uliczki.jpg


W 2007 roku miasto było Europejską Stolicą Kultury. Od razu było widać, że wykorzystało swoją szansę. Budynki są odnowione, ulice i chodniki wyłożone elegancką kostką, drzewa ładnie przycięte. Sercem miasta jest Wielki Plac (Piața Mare) z nietypową fontanną, połączony z Małym Placem (Piața Mică) kilkoma przejściami, w jednym pod Wieżą Ratuszową (Turnul Sfatului). Na Małym Placu znajduje się chyba najbardziej znane miejsce w Sybinie – Most Kłamców (Podul Minciunilor), o którym krąży wiele legend.

Piața Mică.jpg


Od Piața Mare odchodzi również Strada Nicolae Bălcescu, główny miejski deptak, przy którym znajduje się Casa Frieda – nasz ulubiony lokal w mieście. Trafiliśmy tam dzięki przewodnikowi z serii In Your Pocket, który można bezpłatnie pobrać stąd:
http://www.inyourpocket.com/data/download/sibiu.pdf
W sumie odwiedziliśmy ten lokal chyba ze trzy razy. W menu królują rumuńskie klasyki – zupy (ciorbă de burtă – flaki; ciorbă de perișoare – zupa z mięsnymi pulpecikami) oraz duży wybór dań głównych z nieśmiertelnym serem (brânză) oraz mamałygą (mămăligă). Ceny bardzo znośne. Dodatkowo możemy tu się napić rzemieślniczego piwa Nenea Iancu w dwóch odmianach (10 RON).

Strada Nicolae Bălcescu.jpg



jedzonko w Casa Frieda.jpg


Sybin również po zmroku wygląda bardzo ładnie. Knajpki w okolicach rynku tętnią życiem. I taka uwaga na marginesie – niestety w Rumunii nadal można palić w restauracjach i barach. Do niektórych z nich po prostu nie dało się wejść z powodu zasłony dymnej :(

Sybin nocą - Piața Mare.jpg



Sybin nocą - Most Kłamców.jpg



Sybin nocą - widok z Mostu Kłamców.jpg



Sybin nocą.jpg


I na zakończenie dnia tradycyjnie zdjęcie wspomnianego wcześniej piwa, w wersji pszenicznej. Noroc! (rumuński toast).
CDN - Sybin cz.2Dzień 4, 15 kwietnia – środa

Ponieważ w poprzednim poście nie wspomniałem o naszym noclegu w Sybinie, napiszę tutaj. Spaliśmy w pensjonacie Cocoșul Roșu (Czerwony kogut), przy ulicy Ocnei 19, w samym sercu starówki. Do Mostu Kłamców mieliśmy zaledwie 250 metrów pod górę. Polecam ten obiekt, obsługa pomocna i uśmiechnięta. Za pokój 3-os. Zapłaciliśmy 160 RON, rezerwowane przez booking.com. Witryna: http://cocosulrosu.ro/

Dziedziniec Cocosul Rosu.jpg


Wszystkie przewodniki podają, że „must see” w Sybinie to Muzeum Astra. Jest to właściwie kompleks 4 muzeów etnograficznych, przedstawiających tradycje mieszkańców Transylwanii, z których 3 znajdują się w centrum miasta. Jednak najbardziej ciekawym obiektem wydaje się być ogromny skansen na wolnym powietrzu, położony w lesie Dumbrava na południu Sybinu. Można tam dojechać autobusem nr 13. Przyznam się, że nawet chciałem do odwiedzić, ale zostałem demokratycznie przegłosowany. Trudno, przynajmniej będzie powód, żeby odwiedzić Sybin po raz kolejny. Wstęp do muzeów kosztuje 2-5 RON, do skansenu 17 RON. Witryna: http://www.muzeulastra.ro/

W poprzednim poście wspomniałem również o wieży ratuszowej. Jest ona udostępniona dla zwiedzających, otwarta w godz. 10-20. Wejście kosztuje 2 RON. Z góry rozciąga się przepiękna panorama miasta z ośnieżonymi szczytami Gór Fogaraskich – pasma Karpat Południowych. Od razu rzuca się w oczy chyba najpiękniejsza z sybińskich świątyń, katedra ewangelicka Najświętszej Marii Panny, z charakterystycznym dachem w romby.

Widok z wieży ratuszowej na Piața Mare i fontannę.jpg



Panorama Sybinu z wieży ratuszowej.jpg



Katedra Luterańska.jpg


Wspomniana katedra położona jest się na Piaţa Huet. Na tym samym placu znajduje się pomnik Georga Teutscha, ewangelickiego arcybiskupa Transylwanii. Niestety podczas naszego naszego pobytu katedra przechodziła prace renowacyjne i była zamknięta dla zwiedzających.

Pomnik Georga Teutscha na Piaţa Huet.jpg



Okolice Piaţa Huet.jpg


W tym miejscu należy dodać, że przez lata w Sybinie mieszkali obok siebie m.in. Rumuni, Węgrzy, Niemcy (Sasi) i Żydzi. Dzięki temu dziś w promieniu dosłownie 200-300 metrów od siebie znajdziemy wspomnianą katedrę luterańską, kościół ewangelicki-reformowany (kalwiński), bazylikę rzymsko-katolicką, katedrę prawosławną (Sobór Św. Trójcy), a kawałek dalej w stronę dworca kolejowego – synagogę.

Sobór Św. Trójcy.jpg


Resztę dnia spędziliśmy na nieśpiesznym zwiedzaniu zaułków starówki. Jednak czas powrotu nieubłaganie się zbliża. Po 17 mamy samolot do Dortmundu. Lotnisko w Sybinie (SBZ/LRSB, Aeroportul International Sibiu) położone jest na szczęście zaledwie 4-5 kilometrów od centrum miasta i dojedziemy tam w zaledwie kwadrans linią autobusową 11 (kursy co około 20 minut). Bilet na przejazd jednorazowy kosztuje 1,5 RON można go kupić w kioskach lub automatach. Lista miejsc prowadzących sprzedaż biletów jest dostępna na stronie internetowej przewoźnika Tursib: http://tursib.ro/page/puncte_vanzare.
Samo lotnisko jest malutkie (przeważnie 3-5 lotów dziennie) ale pięknie położone. Z niemiłosiernie przegrzanej poczekalni doskonale widać ośnieżone szczyty po drugiej stronie pasa startowego. Podczas boardingu do „landryny” mamy okazję obejrzeć lądowanie Boeinga 737-300 rumuńskich linii TAROM, który – tu ciekawostka – na trasie Bukareszt-Wiedeń ma międzylądowanie w Sybinie. Powrót bez problemów, oba loty punktualne.

terminal lotniska Sibiu.jpg



lądowanie TAROMu.jpg


Rumunia cały czas pozostaje nie do końca odkryta na tym forum. A szkoda, bo kraj ma naprawdę wiele do zaoferowania przy zachowaniu rozsądnych cen. Do taniego zwiedzania zachęca rozbudowana siatka Wizzaira, który lata z 8 rumuńskich portów lotniczych. Następnym razem mam zamiar wybrać się do północnej Rumunii i odwiedzić Kluż-Napokę oraz zupełnie w Polsce nieznane, a ponoć interesujące Jassy. Należy również pamiętać o nowo otwartym połączeniu LOTu właśnie do Klużu Napoki, które przy dobrej promocji np. Szalonej Środy, jako połączenie bezpośrednie może być ciekawą alternatywą dla landryny.

W mojej relacji nie mogłoby zabraknąć również piwnego podsumowania. Królują głównie piwa koncernowe, które podobnie jak w Polsce, są wszędzie. Jakość ich jest przeważnie przeciętna, choć można coś niezłego znaleźć. Zdecydowanie najgorsze to: Silva, Ciucaş, Stejar i Bucegi – siuśki w stylu Żubra czy Harnasia. Nieco wyżej plasują się Timișoreana, Ursus oraz Bergenbier, a zdecydowanie najlepszy był Nenea Iancu.

Bergenbier+ursus.jpg


Relacja zawierała lokowanie produktu ;)

Dodaj Komentarz

Komentarze (3)

krystoferson112 27 czerwca 2015 12:00 Odpowiedz
Ale się trafiło z Twoją relacją, równo za tydzień tam będę, relacja pomocna i o to na tym forum chodzi, może już tej kostki trochę ułożyli na miejscu. Nie mogę doczytać się czy można w Timisoarze kupić tradycyjne tzn. jednorazowe bilety komunikacji miejskiej i gdzie je kupić? Na stronach piszę tylko o systemie Ratt na karty czipowe. Jak masz taką wiedzę to podziel się ;) . Piwo Timisoarena nawet dobre, tylko np. w Kiszyniowie można je kupić na 1,5 zł w przeliczeniu na nasze PLN. No ale miejsce jego spożycia zobowiązuje.
kaviorwiki 28 czerwca 2015 10:26 Odpowiedz
Podzielam powyższą opinię.Miałem przyjemność,będąc przejazdem w Rumunii spróbować piwa Timisoreana :)
masell 6 lipca 2015 21:38 Odpowiedz
Rumunia jest świetna , polecam.