Jako osoby ciepłolubne, z reguły wybieramy kierunki o bardziej przyjaznym klimacie. Szkocja zachęciła nas jednak na tyle, że nawet pogoda w kratkę nie wydawała się straszna. Staraliśmy się jednak zminimalizować ryzyko przemarznnięcia i bilety lotnicze do Glasgow kupiliśmy na czerwiec. Podobno jest to jeden z najlepszych miesięcy na odwiedzenie Szkocji. Początkowo jednak nie zapowiadało się zbyt dobrze. Glasgow spowite było ciemnymi chmurami, z których padał ulewny deszcz, a wiatr był tak silny, że do momentu dotknięcia kołami pasa startowego, samolot bujał się na prawo i lewo. Jeżeli tak ma wyglądać szkocka pogoda w najlepszym wydaniu to nie chcę wiedzieć jak jest w zimę;) Na szczęście okazało się, że były to tylko trudne dobrego początki. Wypożyczyliśmy auto i im dalej się przemieszczaliśmy, tym lepsza pogoda zaczynała się robić. W radio słychać było duży entuzjazm, że zaczyna się lato, świeci słońce i będzie można zjeść posiłek na świeżym powietrzu. My natomiast patrzyliśmy przez okno samochodu i nieco dziwiliśmy się tej radości. Temperatura maksymalnie wynosiła 15 stopni.
Plan naszej trzydniowej objazdówki był ambitny, a nawet za ambitny, gdyż nie zdołaliśmy wszystkiego zrealizować. Zobaczyliśmy, wydaje mi się jednak, całkiem sporo jak na tak krótki czas i jednocześnie wystarczająco, żeby powiedzieć że zdecydowanie warto kupić tani bilet do Glasgow, ciepło się ubrać, wypożyczyć samochód i ruszyć na podbój Szkocji (pamiętajcie, że jedzie się po lewej stronie;)). Na co można liczyć? Na piękne góry, malownicze krajobrazy i wspaniałą przyrodę. Po drodze nie spotkacie zbyt wielu ludzi, w zamian możecie liczyć na towarzystwo owiec, jelonków i krówek. Cisza, spokój. Sielska atmosfera.
Naszym celem pierwszego dnia był zamek Dunnottar. Daleko i nie po drodze, ale się uparliśmy i nie żałujemy. Miejsce prezentuje się naprawdę spektakularnie, nawet lepiej niż na zdjęciach. Dunnottar, a właściwie jego XVI-wieczne ruiny, znajdują się niedaleko od Aberdeen. Sam zamek może nie jest jakiś bardzo imponujący, ale jego położenie już bardzo. Znajduje się on bowiem na cyplu, na szczycie wpadających do morza wysokich klifów. Z trzech stron otoczony jest wodą, a z lądem łączy go wąska ścieżka. U jego podnóża znajdują się kamieniste plaże.
Wiało niesamowicie, ale deszcz już nie padał, a nawet wyglądało słońce.
Kolejny dzień przeznaczyliśmy na Isle of Skye. Niestety nie daliśmy rady objechać całej wyspy, gdyż sporo czasu „straciliśmy” na to, aby zobaczyć najbardziej znaną skałę w Szkocji (dokładnie tą która wyskakuje w google po wpisaniu „isle of skye”) - Old Man of Storr. A jeszcze dokładniej to chcieliśmy dotrzeć do miejsca, skąd prezentuje się ona najlepiej :) Zanim jednak tam dojechaliśmy, robiliśmy sporo przystanków, m.in. przy kamiennym moście w okolicy Sligachan z widokiem na góry Cuillin.
Pod Old Man of Storr prowadzi ścieżka, początkowo dość łatwa, potem nieco kamienista. Ogólnie nie jest trudna. Samą skałę najlepiej podziwiać z oddali. Nam chodziło jednak o widok z boku. Tu trzeba zadać sobie dodatkowy wysiłek i od skały odbić w prawo. Warto mieć też dobre buty, gdyż można się np. poślizgnąć;)
Patrząc na te widoki, poświęcenie aby tu dotrzeć nie było zbyt duże.
Całkiem niedaleko od słynnego Storru znajduje się jeszcze jedna atrakcja. Tym razem (w moim odczuciu) nieco przereklamowana. Kilt Rock i wodospad Mealt Falls.
Podobno jest to jedyny wodospad w Wielkiej Brytanii, który wpada wprost do morza. I podobno są tu jakieś ślady po dinozaurach. W przeciwieńswie do poprzedniej atrakcji, na tę nie potrzeba zbyt wiele czasu.
Ostatni dzień spędziliśmy w innym pięknym regionie Szkocji – Highlands. Tego dnia mieliśmy sporo szczęścia. Na początek spotkaliśmy je:
Długowłose krowy z rogami są bardzo urocze. Mimo iż są to typowo szkockie krowy rasy Highland Cattle, wcale nie łatwo je spotkać. Dużo więcej jest „zwykłych” krów, których i w Polsce dostatek.
Potem zobaczyliśmy przejeżdżający pociąg. Ba, nawet dwa pociągi i to te słynne do Hogwartu. Przyjechaliśmy do Glenfinnan zobaczyć most Harrego Pottera, nawet jeżeli nie jesteście jego fanami to i tak miejsce warto zobaczyć, szczególnie z góry! O pociągu coś słyszeliśmy, ale nie sądziliśmy że faktycznie go ujrzymy. Podobno przejeżdża tędy dwa razy dziennie. My byliśmy około 15. Widoki dookoła też są zacne.
Nie mogliśmy też pominąć doliny Glencoe, gdzie wąska droga wije się między potężnymi górami na czele z Trzema Siostrami. Właściwie sama przejażdżka tą drogą to już jest niesamowita przyjemność.
Niebawem pojawił się zakręt na Glen Etive. Niewiele się zastanawiając skręciliśmy i to była naprawdę dobra decyzja.
Droga zrobiła się jeszcze węższa i jeszcze bardziej dzika, tu już nie spotkaliśmy prawie nikogo. Oprócz nich:
Był też on. Ale to już było naprawdę dziwne zestawienie. W miejscu, gdzie nawet radio nie odbiera, stoi czerwona budka telefoniczna rodem z Londynu a na jej tle paw stroszy pióra.
Na końcu drogi było ładnie. Ale w tym wypadku to nie cel jest najważniejszy, a sama droga!
Pięknie :) Mam pytanie o sprawy organizacyjne...lecieliście z bagażem podręcznym? Wybieramy się teraz do Włoch, w podręczny chcę zabrać gopro gimbal i monopod do niego...mimo, że dostałam informację, że mogę z tym lecieć, bo sprzęt nie posiada ostrych zakńczeń to i tak mam wątpilowości, że przepuszczą mnie na lotnisku????
fromviewof-comPięknie :) Mam pytanie o sprawy organizacyjne...lecieliście z bagażem podręcznym? Wybieramy się teraz do Włoch, w podręczny chcę zabrać gopro gimbal i monopod do niego...mimo, że dostałam informację, że mogę z tym lecieć, bo sprzęt nie posiada ostrych zakńczeń to i tak mam wątpilowości, że przepuszczą mnie na lotnisku????
Hej;) Zazwyczaj latamy z podręcznym i gopro jest z nami. Nigdy nie było problemów.
Super:) wybieramy sie z mężem do Szkocji we wrześniu. Czy możecie napisać cos na temat noclegów? Jakie miejsca proponujecie, jakie sa ceny? Bede wdzięczna za podpowiedzi. Dzięki;)
Kasia
Plan naszej trzydniowej objazdówki był ambitny, a nawet za ambitny, gdyż nie zdołaliśmy wszystkiego zrealizować. Zobaczyliśmy, wydaje mi się jednak, całkiem sporo jak na tak krótki czas i jednocześnie wystarczająco, żeby powiedzieć że zdecydowanie warto kupić tani bilet do Glasgow, ciepło się ubrać, wypożyczyć samochód i ruszyć na podbój Szkocji (pamiętajcie, że jedzie się po lewej stronie;)). Na co można liczyć? Na piękne góry, malownicze krajobrazy i wspaniałą przyrodę. Po drodze nie spotkacie zbyt wielu ludzi, w zamian możecie liczyć na towarzystwo owiec, jelonków i krówek. Cisza, spokój. Sielska atmosfera.
Naszym celem pierwszego dnia był zamek Dunnottar. Daleko i nie po drodze, ale się uparliśmy i nie żałujemy. Miejsce prezentuje się naprawdę spektakularnie, nawet lepiej niż na zdjęciach.
Dunnottar, a właściwie jego XVI-wieczne ruiny, znajdują się niedaleko od Aberdeen. Sam zamek może nie jest jakiś bardzo imponujący, ale jego położenie już bardzo. Znajduje się on bowiem na cyplu, na szczycie wpadających do morza wysokich klifów. Z trzech stron otoczony jest wodą, a z lądem łączy go wąska ścieżka. U jego podnóża znajdują się kamieniste plaże.
Wiało niesamowicie, ale deszcz już nie padał, a nawet wyglądało słońce.
Kolejny dzień przeznaczyliśmy na Isle of Skye. Niestety nie daliśmy rady objechać całej wyspy, gdyż sporo czasu „straciliśmy” na to, aby zobaczyć najbardziej znaną skałę w Szkocji (dokładnie tą która wyskakuje w google po wpisaniu „isle of skye”) - Old Man of Storr. A jeszcze dokładniej to chcieliśmy dotrzeć do miejsca, skąd prezentuje się ona najlepiej :)
Zanim jednak tam dojechaliśmy, robiliśmy sporo przystanków, m.in. przy kamiennym moście w okolicy Sligachan z widokiem na góry Cuillin.
Pod Old Man of Storr prowadzi ścieżka, początkowo dość łatwa, potem nieco kamienista. Ogólnie nie jest trudna. Samą skałę najlepiej podziwiać z oddali. Nam chodziło jednak o widok z boku. Tu trzeba zadać sobie dodatkowy wysiłek i od skały odbić w prawo. Warto mieć też dobre buty, gdyż można się np. poślizgnąć;)
Patrząc na te widoki, poświęcenie aby tu dotrzeć nie było zbyt duże.
Całkiem niedaleko od słynnego Storru znajduje się jeszcze jedna atrakcja. Tym razem (w moim odczuciu) nieco przereklamowana. Kilt Rock i wodospad Mealt Falls.
Podobno jest to jedyny wodospad w Wielkiej Brytanii, który wpada wprost do morza. I podobno są tu jakieś ślady po dinozaurach. W przeciwieńswie do poprzedniej atrakcji, na tę nie potrzeba zbyt wiele czasu.
Ostatni dzień spędziliśmy w innym pięknym regionie Szkocji – Highlands. Tego dnia mieliśmy sporo szczęścia. Na początek spotkaliśmy je:
Długowłose krowy z rogami są bardzo urocze. Mimo iż są to typowo szkockie krowy rasy Highland Cattle, wcale nie łatwo je spotkać. Dużo więcej jest „zwykłych” krów, których i w Polsce dostatek.
Potem zobaczyliśmy przejeżdżający pociąg. Ba, nawet dwa pociągi i to te słynne do Hogwartu.
Przyjechaliśmy do Glenfinnan zobaczyć most Harrego Pottera, nawet jeżeli nie jesteście jego fanami to i tak miejsce warto zobaczyć, szczególnie z góry! O pociągu coś słyszeliśmy, ale nie sądziliśmy że faktycznie go ujrzymy. Podobno przejeżdża tędy dwa razy dziennie. My byliśmy około 15. Widoki dookoła też są zacne.
Nie mogliśmy też pominąć doliny Glencoe, gdzie wąska droga wije się między potężnymi górami na czele z Trzema Siostrami. Właściwie sama przejażdżka tą drogą to już jest niesamowita przyjemność.
Niebawem pojawił się zakręt na Glen Etive. Niewiele się zastanawiając skręciliśmy i to była naprawdę dobra decyzja.
Droga zrobiła się jeszcze węższa i jeszcze bardziej dzika, tu już nie spotkaliśmy prawie nikogo.
Oprócz nich:
Był też on. Ale to już było naprawdę dziwne zestawienie. W miejscu, gdzie nawet radio nie odbiera, stoi czerwona budka telefoniczna rodem z Londynu a na jej tle paw stroszy pióra.
Na końcu drogi było ładnie. Ale w tym wypadku to nie cel jest najważniejszy, a sama droga!
Na podsumowanie można obejrzeć także krótki film: https://vimeo.com/130901351
Zapraszam również na bloga: http://www.mamasaidbecool.pl/