+5
aeonflux 7 lipca 2015 23:02
Kolejny spontaniczny trip - bilety kupiłem 10 dni przed wylotem. Miał być tydzień w Gruzji, lecz im więcej czytałem o Armenii, tym więcej miejsc chciałem odwiedzić. Ostatecznie w Gruzji spędziłem dwa dni (tranzyt), a przez pozostałe pięć dni intensywnie zwiedzaliśmy Armenię.

Z góry uprzedzam
  • Relacja jest długa, o czym zorientowałem się dopiero jak ją napisałem. Przez pięć dni działo się jednak tyle, że jest o czym opowiadać
  • Relacja jest długa, ale można ją wydrukować i po prostu polecieć :D
  • Lista atrakcji jest subiektywna, na pewno z braku wiedzy albo czasu pominęliśmy wiele ciekawych miejsc. No ale mieliśmy tylko 5 dni :)

Jeśli chodzi o waluty i ceny - w Gruzji są lari (GEL) a w Armenii dramy (AMD)
  • 10 GEL = 16 PLN
  • 30 GEL = 50 PLN
  • 50 GEL = 80 PLN
  • 1000 AMD = 8 PLN
  • 5000 AMD = 40 PLN
  • 12000 AMD = 95 PLN

Pogoda na miejscu
  • Od soboty do czwartku popołudnia lampa
  • Czasem małe chmurki, ale dawały cienia na kilka minut max
  • Temperatura 35-38 stopni w cieniu plus słońce (słońce tak wysoko jak nad Morzem Śródziemnym)
  • Na terenach górzystych (1500 mnpm+) chłodniej o 5-10 stopni i miło lekko wieje
  • W czwartek popołudniu burza i półgodzinna ulewa
  • Piątek znowu lampa, ale chłodniej - tak 32-35 stopni
  • W nocy 14-18 stopni


Dzień 0 - piątek

Z Krakowa do Pyrzowic niełatwo się dostać tanio i szybko, ale dzień przed wylotem trafiła się okazja - Blablacar za 15 PLN. Lepsza opcja, niż kombinowanie przez Katowice/Bytom albo jazda busem za 50 PLN. Warto sprawdzać różne opcje dojazdu i oszczędzać pieniądze :) Wylot z Pyrzowic opóźnił się o pół godziny, lot spokojny, a po drodze super widoki - rzadko zdarza się lecieć ponad pokaźnej wielkości burzą.

Dzień 1 - sobota

Po przylocie do Kutaisi odebrałem zarezerwowany bilet na GeorgianBus do Tbilisi (20 GEL), a przy wyjściu dostałem darmowego SIMa sieci Geocell (z zerowym saldem, a w zasięgu wzroku nie było miejsca aby ją doładować). Udaliśmy się do więc busa i wyruszyliśmy do Tbilisi.

GeorgianBus: http://www.georgianbus.com


Przejazd busem trwał niecałe 4h, z krótką przerwą na stacji benzynowej (szybkie zakupy) oraz drugą 15-minutową po drodze. W Tbilisi bus zatrzymuje się przy Parku Puszkina, może 100 metrów od Placu Wolności. Zadaliśmy kilka pytań o busa do Erywania łamanym rosyjskim i udaliśmy się na dworzec Ortachala. W Tbilisi (Erywaniu również), marszrutki w różnych kierunkach odjeżdżają z różnych miejsc, dworce są poza centrum w kierunku docelowym (i super, bo w centrum są korki).

Na dworzec Ortachala można pojechać lokalną (żółtą) marszrutką za 50 tetri (0.5 GEL). Łapiemy ją na ulicy Puszkina (kierunek południe). Tą trasą jedzie kilka linii (nasza miała numer 44), trzeba pytać miejscowych albo kierowców marszrutek. Po przybyciu na dworzec ogarnęliśmy bilety (30 GEL), kupiliśmy wodę na drogę i załadowaliśmy się do busa. Rozkładu jazdy nie ma, a bus odjeżdża, gdy się zapełni (czasem kierowca bierze więcej pasażerów i jest np. ścisk w cztery osoby na trzech fotelach).

Przejazd trwał niecałe 6h, z krótkim postojem na granicy oraz 15-minutową przerwą w przydrożnym barze po stronie armeńskiej. Droga wiedzie ładną doliną, a po godzinie z hakiem docieramy do granicy z Armenią (Bagratashen - Sadakhlo). Granicę pokonujemy pieszo (nie było kolejki do kontroli paszportów). Na granicy jest sklep Duty Free (puszka zimnej Pepsi 2 GEL, innych cen nie znam). Po stronie Armenii okolica szybko zaczyna robić się górzysta. Podróżujemy drogą M6, dolinami rzek Debed i Pambank, a następnie drogą M3 oraz M1, aż docieramy do Tbilisi.

W marszrutce poznajemy australijską parę - dzielą się z nami namiarem na hostel. Bus wysadza nas przy Central Bus Station (Admiral Isakov Avenue), skąd łapiemy taxi do hostelu. Kierowca jedzie bez włączonego taksometra i podaje nam deko zawyżoną cenę, ale specjalnie nie narzekamy - wziął pięć osób.

Zatrzymujemy się w Grand Hostel Yerevan (dzielnica Aygestan, 10. ulica, nr 31 - od Placu Republiki na wschód 10-15 min spacerem). Luksusów nie ma, ale jest czysto i tanio - 3000 AMD za noc w pokoju 8-osobowym, plus opcjonalnie 1000 AMD za śniadanie. Na szczęście nie ma problemu z miejscem (nie mieliśmy rezerwacji), jest WiFi, można też korzystać z sauny i mini-basenu.

Grand Hostel Yerevan: http://bit.ly/1LQJRFL (TripAdvisor)

Po całym dniu w drodze należy się też porządna kolacja - lądujemy w otwartej 24h restauracji Kavkaz (ul. Hanrapetutyan 82), gdzie za ok. 2500-3000 AMD od osoby jemy do syta różne pyszności (lawasz, hummus, ser, sałatki, gonio - super zapiekanka ziemniaczana, różne mięso z grilla, khashlama z baraniną (coś a la bulion z warzywami, ziemniakami i mięsem z kością) oraz testujemy lokalne piwo. Jedzenie bardzo smaczne, piwo też dobre i zimne - polecam :)

Restauracja Kavkaz: http://bit.ly/1HLvY9Y (TripAdvisor)


Dzień 2 - niedziela

Opuszczamy hostel i idziemy spacerkiem do centrum do biura Sixt po auto. Na miejscu okazuje się, że pracownik nie może odnaleźć rezerwacji. Jednak po chwili negocjacji w zamian za zarezerwowane małe autko, w tej samej cenie dostajemy większe - Chevroleta Cruze w automacie. Wszystko super, ale naszą uwagę przykuwa dioda “Check engine”, która nie chce zgasnąć. Już się baliśmy, że trzeba będzie wymienić auto, ale pracownik wypożyczalni z uśmiechem na ustach wytłumaczył, że tak ma być, tak jest we wszystkich autach, a dzieje się tak przez paliwo (więcej na ten temat w dalszej części).

W międzyczasie za 500 AMD kupujemy kartę SIM prepaid w salonie sieci Vivacell (po aktywacji pozostaje saldo 450 AMD). Dziewczyna w salonie mówi świetnie po angielsku, zapisuje na kartce przydatne kody i jest bardzo miła. Sieć ma prostą ofertę - 150 AMD dziennie za 100MB netu 3G, który po wykorzystaniu tego limitu zwalnia do 256kbps. Kartę można doładować w jednym z bardzo wielu automatów (jest wersja angielska). Wsiadamy do auta, włączamy nasz własny hotspot WiFi (w podróży telefon dual-sim jest niezwykle przydatny) oraz nawigację i jedziemy do Garni, położonego 30km na wschód od Erywania.

Sixt Rent-a-car: http://www.sixt.com/
Internet: http://bit.ly/1NPLG4G


Garni - https://en.wikipedia.org/wiki/Garni

Najbardziej rozpoznawalnym obiektem w Garni jest zbudowana w I wieku naszej ery bazaltowa pogańska świątynia, wzniesiona ku czci boga słońca Mitry. Wejściówka kosztuje 1000 AMD. Jak się później okazało - w Armenii była to jedna z niewielu opłat za zwiedzanie jaką spotkaliśmy (przynajmniej w miejscach, które odwiedziliśmy). Budowla sprzed 2000 lat robi wrażenie, szczególnie gdy rozejrzymy się dookoła na przepiękną dolinę rzeki Azat i zadamy sobie pytanie - “Ok, ale jak oni to tu wszystko przynieśli i to zbudowali?” A gdy do dwutysiącletniej kamiennej świątyni przy skarpie dodamy widoki na okoliczne góry, wiemy że to początek wyjątkowych wakacji.

Image

Image

Image

Geghard - https://en.wikipedia.org/wiki/Geghard

Kilka kilometrów za Garni znajduje się klasztor Geghard, do którego od XIII wieku przyciągały pielgrzymów relikwie Włóczni Przeznaczenia (którą legionista rzymski przebił ciało Jezusa przed zdjęciem z krzyża). Częścią kompleksu są też grobowce wykute w skale. Obecnie jest to przeznaczenie wycieczek i pielgrzymek, a także jak się przekonaliśmy - popularne miejsce na sesje fotograficzne nowożeńców. W sklepieniu klasztoru znajduje się kilka “świetlików”, które wpuszczając do wewnątrz światło słoneczne, tworzą ciekawe efekty. Gdy zwiedzaliśmy klasztor w samo południe, światło idealnie oświetlało wykuty w kamieniu, duży krzyż. Klimat rodem z Tomb Raidera gwarantowany. Biletów wstępu nie ma :)

Image

Image

Zvartnots - https://en.wikipedia.org/wiki/Zvartnots_Cathedral

Z Geghard udaliśmy się na zachód, aby dotrzeć do kolejnego punktu wyprawy - ruin katedry w Zvartnots, na peryferiach miejscowości Vagharshapat. Jadąc od strony Erywania drogą M5 dobrze jest śledzić drogę np. na Google Maps, gdyż łatwo to miejsce ominąć. Same ruiny znajdują się 200-300m od głównej drogi, a jedynym charakterystycznym punktem jest wielka brama, która wygląda jak gdyby za nią mieściła się jakaś bogata rezydencja. Na miejscu okazało się, że obiekt jest zamknięty dla zwiedzających (wewnątrz odbywała się kolejna sesja foto kolejnych nowożeńców), ale po krótkiej negocjacji z dozorcą brama stała otworem, a za 3000 AMD (równowartość biletów wstępu dla 3 osób) mogliśmy wjechać autem do środka i pozwiedzać.

Katedrę wzniesiono w VII wieku, ale jak wiele zabytków w Armenii, prawdopodobnie została ona zniszczona w trzęsieniu ziemi, jakie nawiedziło region w 930 roku. Podobno w Erywaniu znajduje się kościół św. Trójcy, zbudowany na wzór katedry w Zvartnots, niestety nie udało nam się do niego dotrzeć.


Image

Image

Image

Eczmiadzyn - https://en.wikipedia.org/wiki/Etchmiadzin_Cathedral

Kilka kilometrów dalej na zachód znajduje się miejscowość Vagharshapat, a w niej naważniejsza w kraju świątynia, będąca kolebką Apostolskiego Kościoła Ormiańskiego. Zbudowana w III wieku na fundamentach pogańskiej bazyliki, przechowuje w skarbcu katedralnym jeden z największych skarbów chrześcijaństwa w Armenii - grot Włóczni Przeznaczenia. Biletów wstępu nie ma :)

Khor Virap - https://en.wikipedia.org/wiki/Khor_Virap

Ostatnim punktem na niedzielnej liście był monastyr w Khor Virap, z okolic którego rozciąga się niemal legendarny już widok na górę Ararat. Po przejechaniu niecałych 50km od Eczmiadzyna skręciliśmy z w prawo głównej drogi, skąd mogliśmy podziwiać wielki masyw górski w pełnej krasie. Warto dodać, że przy dobrej pogodzie, Ararat jest widoczny z dużej części kraju (pieknie wygląda oglądany z Erywania), jednak po przybliżeniu się na odległość ok. 25km góra naprawdę robi wrażenie. To biblijne miejsce, na którym ponoć osiadła arka Noego po potopie, jest od wieków świętym symbolem Armenii (obecnym także w centralnym miejscu herbu kraju). Od 1915 roku znajduje się na terytorium Turcji, co jest powodem niezadowolenia lokalnej ludności. Turcja to zresztą wróg nr 1 w Armenii, a ta nienawiść jest w głównej mierze spowodowana rzezią ok. 1.5 miliona Ormian dokonaną przez Imperium Osmańskie w trakcie I wojny światowej.

Przybyliśmy do Khor Virap idealnie przed zachodem słońca. Na miejscu można wygodnie zaparkować samochód i powspinać się na okoliczne pagórki w poszukiwaniu widoków. Te polecam, ale po całym dniu słońca należy uważać na żmije, które w odróżnieniu od tych spotykanych w Polsce są jadowite i kontakt z nimi nie jest wskazany. Biletów wstępu nie ma :)

Image

Image

Image

Image

Tą noc planowaliśmy spędzić w okolicach Areni. Droga z Khor Virap, będąca główną drogą z północnej do południowej części kraju, wiedzie obok zamkniętej granicy z Azerbejdżanem (Yeraskh). Na jej trasie napotykamy Tigranashen, enklawę Nachiczewańskiej Republiki Autonomicznej, kontrolowanej od 1992 roku po walkach o Nagorny Karabach przez Armenię. Na szczęście od lat jest tam spokojnie, więc nie ma sięczego obawiać. Po drodzę znaleźliśmy interesujący nocleg na Bookingu i dokonaliśmy rezerwacji, jednak samego pensjonatu nie udało nam się odnaleźć. Co z tego, że masz adres, skoro ani Google Maps ani lokalni mieszkańcy nie są w stanie wskazać drogi ;) Ostatecznie już po ciemku dojechaliśmy do Yeghegnadzoru, gdzie znaleźliśmy pensjonat polecany przez przewodnik LP. Nie było w nim miejsc, ale właścicielka natychmiast wykonała kilka telefonów i znalazła nam nocleg w B&B Yura. Nocleg mogę polecić, tradycyjnie było bardzo miło i czysto, a wszystko w cenie 4000-5000 AMD od osoby ze śniadaniem.

UWAGA: W całej Armenii występuje to samo zjawisko - ponieważ lokalsi nie należą do najwyższych, łóżka niemal zawsze mają 180cm - wyższe osoby mogą mieć problem :)

B&B Yura: https://www.airbnb.pl/rooms/6075684


Dzień 3 - Poniedziałek

Po niemałym śniadaniu wyruszyliśmy w dalszą drogę. Cofnęliśmy się główną drogą kilkanaście kilometrów, a następnie skręciliśmy w lewo w kierunku Noravank.

Image

Image


Noravank - https://en.wikipedia.org/wiki/Noravank

Droga do monastyru w Noravank wiedzie doliną rzeki Gnishik i oferuje przepiękne widoki, szczególnie bogatych w żelazo skał o czerwonym zabarwieniu. Sam monastyr, zbudowany w XIII wieku, jest przepięknie położony, a główny budynek klasztorny składa się z dwóch kondygnacji. Wejście na górne “piętro” odbywa się po wąskich schodkach umiejscowionych po bokach wejścia głównego. Biletów wstępu nie ma :)

Image

Image

Image

Areni - https://en.wikipedia.org/wiki/Areni-1_winery

Areni znalazło się na naszej liście z uwagi na odbywające się tam prace archeologiczne w najstarszej, bo 6000-letniej winnicy odkrytej w Armenii. Po szybkiej negocjacji z “dozorcami”, 2000 AMD sprawiło, że wpuszczono nas do środka i oprowadzono po dużej części wykopalisk. Należy bardzo uważać na wytyczone stanowiska archeologiczne, a wszędzie znajdują się zakazy fotografowania (na szczęście byliśmy na “private trip“ z dozorcami, którym nie przeszkadzały nasze aparaty). Na miejscu znajduje się także niemały monastyr, ale planu zwiedzenia go pokrzyżował aktualnie odbywający się tam pogrzeb. Niemniej jednak warto oglądnąć go na tle okolicznych skał, które dobrze ukazują skalę.

Image

Image

Image

Vorotan Pass - http://bit.ly/1CYUb79

Dalsza droga tego dnia wiodła przez Jedwabny Szlak, aż do Tateva. Aby tam dotrzeć, musimy pokonać niemałe pasmo górskie, a najwyższym punktem na trasie jest Vorotan Pass na wysokości ok. 1300 mnpm, znajdujący się ok. 60km od Areni. Na miejscu znajdujemy dwa kamienne cokoły po bokach drogi oraz przepiękne widoki.

Image

Image

Image

Image

Tatev - https://en.wikipedia.org/wiki/Tatev_monastery

Kontynuując jazdę w kierunku południowo-wschodnim, po przejechaniu ok. 70km docieramy do doliny rzeki Vorotan. Warto zatrzymać się w punkcie widokowym (Bell Chapel Vista Point), skąd rozciąga się niesamowity widok na całą dolinę otoczoną skalistymi górami. Z punktu widokowego widać już monastyr w Tatevie, który wydaje się być umiejscowiony w niedostępnym dla auta miejscu.

Image

Image

Image

Dalsza droga wiedzie w dół serpentynami, a na dole znajduje się most (Devil’s Bridge). Warto tu się na chwilę zatrzymać i zejść w dół schodkami. Pomiędzy skałami płynie rzeka Vorotan, a z okazji zanurzenia się w chłodnej wodzie korzystają z chęcią niemal wszyscy.

Druga część serpentyn wiedzie pod górę. Tu nie ma już asfaltu, ale droga szutrowa jest całkiem równa i bez problemu pokonujemy kolejne podjazdy i nawroty naszym Cruzem. Jeśli nie jedziemy z włączoną klimą, warto pamiętać o zamknięciu okien, gdyż ilość pyłu jaki unosi się z drogi po przejeździe kolejnych samochodów jest niesamowita. Po niezliczonej ilości serpentynowych serii podjazd-nawrót osiągamy szczyt masywu i wjeżdżamy do wioski Tatev.

Droga do Tateva zabrała nam dużo czasu, głównie z uwagi na serpentyny, szuter oraz postoje po drodze w celu podziwiania krajobrazu i robienia zdjęć. Ponieważ zbliżał się już zachód słońca, skierowaliśmy się lokalnej knajpy aby odpocząć, posilić się i spytać o nocleg. Zjedliśmy pyszny obiad w Tatev Info Center (ziemniaki faszerowane mięsem, góra sałat, lawasz, piwo - ok. 3000 AMD od osoby), poznając trzy przemiłe pracujące tam dziewczyny, Jorga, motocyklistę z Niemiec oraz trzech Rosjan, którzy dotarli tam na rowerach.

Klasztor Tatev został zbudowany w IX wieku i razem z obiektem w Noravank są to najlepiej położone obiekty sakralne, jakie udało mi się odwiedzić w Armenii. Ten monastyr jest też o tyle ciekawy, że można zwiedzać cały kompleks bez większych ograniczeń, łącznie z zejściem do podziemi i wyjściem na porośnięte trawą dachy okolicznych budynków. I to wszystko oczywiście bez żadnych biletów wstępu :)

Image

Image

Image

Image

Dzień zakończył się biesiadą z poznanymi na miejscu ludźmi. W ruch poszedł koniak Ararat, przepyszne domowe wino oraz przeróżne przysmaki deserowe - ciasta, owoce, etc. (za wszystko ok. 2000-2500 AMD od osoby). Spaliśmy kilkaset metrów dalej, w kwaterze należącej do (chyba) właścicielki Info Center Tatev. Za bodajże 3000 albo 4000 AMD od osoby mieliśmy do dyspozycji wygodny pokój ze współdzieloną łazienką.

Tatev Private House 2: http://www.tatevinfo.com/?portfolio=private-house-2


Dzień 4 - Wtorek

Śmieszna historia wynikła rano, gdy okazało się że nie mamy się jak wykąpać, ponieważ pompa do wody jest na prąd, a ten jest w wiosce jedynie dwie godziny rano (wstaliśmy za późno bo o 10) i dwie godziny wieczorem. Wszystko skończyło się dobrze - nasza gospodyni tak się przejęła, że udostępniła nam łazienkę we własnym domu nieopodal.

Po śniadaniu postanowiliśmy wypróbować największą po monastyrze lokalną atrakcję - Wings of Tatev. To najdłuższa jednosekcyjna kolejka linowa na świecie, składająca się z dwóch torów po których wahadłowo poruszają się dwie gondole. Przejazd w obie strony nie jest tani - kosztuje 5000 AMD (3000 AMD w jedną stronę), jednak widoki po drodze są wg mnie wystarczającym uzasadnieniem tego wydatku.

Image

Image

Image

Image

Podróż w jedną stronę trwa 12-15 minut, podczas których pokonujemy dystans niemal 6km na wysokości nawet 320m ponad ziemią. W trakcie przejazdu trzykrotnie mijamy wieże pośrednie, co skutkuje ciekawymi doznaniami (buja przód-tył). UWAGA: Kolejka jest zamknięta w poniedziałki, zatem nie ma co planować przyjazdu do Tateva w ten dzień, jeśli chcemy z niej skorzystać.

Wings of Tatev: https://www.tatever.am/en

Po powrocie z przejażdżki pożegnaliśmy się z naszymi nowymi przyjaciółmi i wyruszyliśmy w dalszą drogę w kierunku następnego miejsca na naszej liście - Goris. Ponieważ zaczął nam doskwierać brak benzyny w baku, po drodze wypatrywaliśmy stacji benzynowej. Co warto zapamiętać - większość stacji w Armenii sprzedaje tylko gaz, który jest chyba podstawowym paliwem w całym kraju z uwagi na cenę i dostępność. W końcu przed samym Goris znaleźliśmy stację - i tu kolejna niespodzianka. Podstawowym paliwem benzynowym w Armenii jest benzyna 91-oktanowa (czasami 92). Znana nam z Polski benzyna 95-oktanowa to już segment Premium, natomiast paliwo 98-oktanowe (zwykle zwane G-Force) dostępne jest chyba tylko w Erywaniu i okolicach, wyłącznie na stacjach dużych sieci. Tankujemy bak do pełna, ponad 50 litrów. Litr benzyny premium (95-oktanowej) kosztuje 440 AMD, za cały bak płacimy 25000 AMD.


Goris - https://en.wikipedia.org/wiki/Goris

Największą atrakcją w Goris jest zespół skalny wraz z jaskiniami, które ludzie podobno zamieszkiwali od ery kamienia. Obecnie u podnóża wzgórz ze skałami i jaskiniami znajduje się lokalny cmentarz. O armeńskich cmentarzach warto wiedzieć dwie rzeczy - 1. niemal wszystkie nagrobki są zdobione podobiznami zmarłych, oraz 2. Każda z rodzin posiada wydzielony, ogrodzony niskim płotkiem teren, na którym znajdują się rodzinne groby. Niestety nie widziałem aby ktoś w tym samym czasie odwiedzał groby bliskich, więc nie wiem czy np. wydzielenie działki ma jakieś inne cele, czy jest tylko rezerwacją miejsca dla całej rodziny.

Image

Image

Image

Image

Image

Goris to chyba najładniejsze miasto, jakie odwiedziłem w Armenii. Zaskakująca (na tle pozostałych miejscowości w Armenii) jest różnica w dbałości o elewacje domów, ulice, chodniki i otoczenie. Jak się domyślam, powód jest prosty - nieopodal Goris znajduje się elektrownia wodna, która zapewne jest źródłem stosunkowo niezłych przychodów dla miasta i gminy. Goris to także centrum edukacyjne prowincji, lokalni mieszkańcy z dumą wymieniali nazwy szkół średnich i wyższych, które tam się znajdują lub mają tam filie.

Obiad zjedliśmy w knajpie w Hotel Vivas - pyszne kebaby, pełny talerz warzyw, lawasz oraz napoje/piwa odchudziły nasze portfele o ok 3000 AMD na głowę. Najedzeni i zadowoleni wsiadamy do auta i jedziemy dalej, z powrotem w kierunku północno-zachodnim.


Zorats Karer (Karahunj) - https://en.wikipedia.org/wiki/Zorats_Karer

Po przejechaniu niecałych 40km znaną już drogą, skręcamy w lewo na szuter i docieramy do Carahunge (“śpiewające kamienie”), czyli armeńskiego Stonehenge, zwane też Zorac Karer. Jest to skupisko megalitycznych struktur kamiennych, ułożonych na planie okręgu. Co ciekawe, w okolicy są dwa skupiska - jedno świetnie widoczne z szutrowej drogi po lewej stronie, a drugie nieco dalej - trzeba skręcić w prawo i podejść/podjechać kilkaset metrów. Spotkani na miejscu lokalni turyści wytłumaczyli nam, że to pierwsze zostało zbudowane później i koniecznie musimy jechać oglądnąć drugie skupisko.

Image

Image

Image

Image

Skały mają wydrążone okrągłe otwory w górnej części, przez co podobno przy dobrej pogodzie (dobrym wietrze) wydają z siebie dźwięk - stąd nazwa “śpiewające kamienie”. Niestety trafiliśmy na pogodę niemal bezwietrzną i nie udało się usłyszeć tego śpiewu.


Sisian

Jadąc kilka kilometrów dalej tą samą szutrową drogą docieramy do Sisian. Miasto samo w sobie nie oferuje żadnych atrakcji, jednak zdecydowaliśmy się pozostać tam na noc. Wybór padł na Hotel Dina, jeden z niewielu w mieście (a na pewno najlepiej położony). Hotel jak hotel, tradycyjnie czysto i prosto. Za nocleg dla trzech osób (dwójka z własną łazienką/prysznicem i jedynka bez łazienki, do tego śniadanie) zapłaciliśmy po 5500 AMD od osoby. Fajną rzeczą jest zamykany wewnętrzny parking na tyłach hotelu. Po całym dniu podzieliliśmy się wrażeniami przy zimnym piwie i padliśmy jak muchy.

Hotel Dina: http://bit.ly/1LV4mls


Dzień 5 - Środa

Rano wstaliśmy na śniadanie umówione dzień wcześniej na godzinę 9, potem szybki prysznic, pakowanko i przed 11 wyruszyliśmy w dalszą drogę. Jako pierwszy punkt wycieczki postanowiliśmy odwiedzić miejsce, które nam polecono a którego nie ma na żadnej mapie ani w przewodniku.

Wodospad Shaki - https://en.wikipedia.org/wiki/Shaki_Waterfall

Shaki Waterfall to najwyższy wodospad Armenii. Nie jest to najwyższy wodospad jaki widziałem (ma 18 metrów), niemniej jednak bardzo się cieszę, że tam dotarliśmy. Jak się dowiedzieliśmy, czerwiec nie jest najlepszym okresem na podziwianie go, gdyż po prostu jest mało wody. Na miejscu spotkaliśmy 10-osobową chyba lokalną rodzinę, która w tak upalny dzień miała taki sam pomysł jak my - schłodzić się przy wodospadzie.

Image

Image

Image

Image

Vardenyats Pass - http://bit.ly/1HLxEQU

Następny odcinek drogowy był jednym z najdłuższych do pokonania, gdyż chcieliśmy dotrzeć aż nad jezioro Sevan. Był to natomiast najpiękniejszy odcinek drogowy, jakim jechaliśmy w Armenii. Opuściliśmy prowincję Syunik i cofnęliśmy się aż za Yeghegnadzor, gdzie znajdował się nasz skręt w prawo na M10 w kierunku jeziora Sevan. Tym samym podążaliśmy na północ wzdłuż Jedwabnego Szlaku.

Droga wiła się coraz wyżej, aż zaczęły się serpentyny. Już po kilku minutach widoki z pięknych stały się niesamowite, a do szczytu mieliśmy jeszcze kawałek. W końcu dotarliśmy na szczyt, znajdujący się na wysokości 2410 mnpm. Czekała tu na nas niespodzianka - zbudowany w 1332 roku caravanserai, czyli miejsce schronienia na noc. Jednobudynkowy Orbelian Caravanserai łączy w sobie stajnię dla koni i innych zwierząt jucznych oraz średniowieczny “hostel” dla kupców. Po bokach głównego pomieszczenia znajdują się kamienne żłoby oraz wnęki w których spali właściciele rumaków. Jak się okazało, lokalsi nadal zatrzymują się tutaj na odpoczynek i posiłek, choć teraz auta zostawia się na zewnątrz i siada przy stoliku obok.


Image


Dodaj Komentarz

Komentarze (15)

don-bartoss 8 lipca 2015 09:01 Odpowiedz
Napisać, że relacja super to jak nic nie napisać :) Jak u nich ze znajomością angielskiego?
don-bartoss 8 lipca 2015 09:01 Odpowiedz
Napisać, że relacja super to jak nic nie napisać :)Jak u nich ze znajomością angielskiego?PS. Foty mi się nie wyświetlają.
aeonflux 8 lipca 2015 09:51 Odpowiedz
Dzięki, cieszę się że się relacja podoba. Angielski całościowo fatalnie. W Erywaniu w knajpach zawsze się znajdzie kelner(ka) z którą idzie się dogadać. W mniejszych miejscowościach i "na trasie" zapomnij. Koniec końców łamanym polsko-rosyjskim wszystko da się ustalić :)A jak to nie pomaga to na migi. Ludzie są bardzo przyjaźni i chętni do pomocy, zawsze daliśmy radę.Co do zdjęć - mnie się na komórce ładują, a ze stacjonarnego nie sprawdzę bo mam w biurze zablokowany Imgur (tam wrzuciłem zdjęcia). Może Twój pracodawca też blokuje?
jozin 8 lipca 2015 10:19 Odpowiedz
Wow, super Armenia ma w sobie swój urok, a relacja godna pogratulowania!
ewaolivka 8 lipca 2015 10:45 Odpowiedz
Zdjęcia fantastyczne! Relacja też. Piękny kraj, chciałoby się zobaczyć :)
higflyer 8 lipca 2015 15:27 Odpowiedz
Gdy spytali Elżbietę Dzikowską o kraje polecane do odwiedzenia to zaczęła od Armenii, choć najdłużej rozwodziła się nad Gwatemalą.
klapio 11 lipca 2015 03:41 Odpowiedz
Bardzo fajna relacja zawierająca dużo przydatnych informacji, dzięki :-)
kabanos 11 lipca 2015 08:36 Odpowiedz
Przeglądam galerię po raz drugi... Jej, chyba nie ma ma kraju, do którego bardziej chciałbym wrócić...Odnośnie Garni - my załapaliśmy się na zwiedzanie za darmo. Trzeba przyjść w ostatnią sobotę miesiąca.Przebicie na tych wycieczkach mają spore, marszrutka do Garni z Erewania to był koszt 250 AMD (2013), a za powrotną taksówkę wyszło 2000 AMD na 2 osoby.Ah... piękne czasy, gdy wyjeżdżało się bez planu, bez rozpoznania opcji powrotnej, z łapaniem stopa albo pokonywaniem piechotą kilku kilometrów. I to przy uczuciu pewności, że wszystko mimo tego się uda. Trochę brakuje tego azjatyckiego luzu przy wyjazdach po Europie :P
aeonflux 11 lipca 2015 11:34 Odpowiedz
Tak tak, ceny tych wycieczek z kosmosu, dlatego wybraliśmy samochód.Wynajem (z dodatkowym ubezpieczeniem) auta na 5 dni kosztował nas ok. 95 000 AMD (19 000 AMD za dobę).Jak by nie liczyć - mając taki budżet na 3-4 osoby, zbyt wiele się autokarami w Armenii nie zobaczy.Być może są tańsze firmy wycieczkowe, ale boję się, że to jest mniej więcej średnia.Co do luzu - chętnie zwiedziłbym ten region stopem bez planu. Nasz trip był mniej więcej zaplanowany i była lekka zazdrość, gdy widziałem że poznany w Tatevie Niemiec po tygodniu nadal tam siedzi na werandzie i ogląda widoki :)
baku-baku 12 maja 2016 08:16 Odpowiedz
Zainspirowałeś mnie!!!!! Jade tam !!!! Świetna relacja!!! Szacun :)
baku-baku 12 maja 2016 08:16 Odpowiedz
Zainspirowałeś mnie!!!!! Jade tam !!!! Świetna relacja!!! Szacun :)
nonszalancka930 27 stycznia 2017 20:45 Odpowiedz
genialna relacja! dzięki ;]
robaku 25 lutego 2017 21:03 Odpowiedz
Albo zamiast lotu do gruzji szukać odrzucenia erewan
toba3 21 czerwca 2018 15:49 Odpowiedz
Cześć wszystkim.Chciałem napisać kilka uwag odnośnie podróży do i po Armenii.W 2016 roku pojechałem z Pruszkowa do Armenii autem.Nie było to auto off-roadowe lecz Misiek Colt CZT.Fabryczne,twardawe zawieszenie no i 200 kuni.W Kaukazie kiedy gwałtownie chciałem dodać gazu np.podczas wyprzedzania ciężarówek,a okazji ku temu było mało bo droga kręta jak sznurek w kieszeni,kuniom brakowało tchu,buntowały się i stawały na popas,czyli przechodziły w stan awaryjny.Dopiero po kilku razach zorientowałem się że maszynie tlenu brakuje w górnych partiach i nie można gwałtownie przyspieszać.Trzeba przyspieszać powoli.Pomogło.To były jedyne złe wspomnienia z takiego sposobu spędzania wakacji w Armenii.Pisze to,ponieważ chce niezdecydowanych przekonać do podróży własnym autem.Szczerze polecam.Zobaczyłem wiele fajnych miejsc-choćby Grozny-piękne,nowoczesne miasto,Memoriał poświęcony pomordowanym w szkole w Biesłanie (dorosły jestem,ale łez powstrzymać nie mogłem) no i przecudowny przejazd przez Kaukaz.Wrażenia-nie do opisania.Trzeba tam być.Jechałem przez UA,RUS,GE i AM.Przejechaliśmy 8000 km.Był to nasz pierwszy pobyt w Armenii,ale dlatego że mamy znajomych w Erywaniu,przez 7 dni udało nam się sporo zobaczyć.Ale nie wszystko!!!!Dlatego 26.08.wyjeżdżamy tam po raz drugi.Też autem,bo nie ma lepszego sposobu zwiedzania i spędzania wolnego czasu,jak jazda własnym samochodem.Pozdrawiam wszystkich podróżników.
jerzy5 22 czerwca 2018 04:26 Odpowiedz
Super relacja, odkryta dopiero teraz, wiele praktycznych wskazówek, mam nadzieję, że w przyszłym roku wykorzystam