O wyspie Masirah Omańczycy mówili, że nie ma tam kompletnie niczego. Według przewodnika to miejsce warte odwiedzenia z tegoż właśnie powodu. Postanowiliśmy się przekonać i sprawdzić naszą zdolność przetrwania w mniej cywilizowanych warunkach.
Na wyspę docieramy po 1,5 godzinnej komfortowej podróży promem z Shana, na pokładzie którego było jeszcze sporo wolnych miejsc. Wśród podróżujących wyłącznie Omańczycy w swoich tradycyjnych strojach i ani jednego obcokrajowca – dobry znak na kolejne dni pobytu na wyspie.
Po przybyciu wita nas niewielkie, raczej senne i opustoszałe miasteczko portowe – Hilf. Parkingi świecą pustkami, raz na jakiś czas jedyną na wyspie asfaltową szosą przejeżdża samochód, a w restauracji jesteśmy jedynymi gośćmi. Zamiast korzystać z jednego z trzech hoteli na wyspie decydujemy zrobić użytek z naszego namiotu i rozbić się w okolicach plaży. Biorąc jednak pod uwagę potęgujący wieczorem na wybrzeżu wiatr musimy wybrać miejsce choć częściowo od niego osłonięte.
Kierujemy się na południe od portu, im dalej od Hilf tym mniejsze zagęszczenie zabudowań, które poza miastem stanowią właściwie jedynie blaszane zagrody pasterskie. Przy jednej z nich wypatrujemy samochód i krzątającego się po obejściu Omańczyka w śnieżnobiałym diszdaszu. Na powitanie częstuje nas oczywiście omańską kawą z termosu i choć prawie nie mówi po angielsku, próbuje nam coś o sobie opowiedzieć. Rysując na piasku namiot, pytamy o odpowiednie miejsce i zgodę na rozbicie się.
Po krótkim namyśle, gospodarz wskazuje na pustą drewnianą budę, gdzie zmęczeni pracą ze zwierzętami pasterze ucinają sobie drzemki. Nie trzeba nam dwa razy mówić – dziękujemy za poradę i rozbijamy namiot w środku baraku, nie zrażeni brakiem prądu czy też bieżącej wody.
Dopiero nieco później zdajemy sobie sprawę z tego, jak wielu mamy „sąsiadów”. Dziesiątki kóz, kur i parę sztuk okazałych wielbłądów już dawno zostało zagonionych do swoich zagród. Znajomy pasterz również wraca do domu i zostajemy w końcu sami, a Maja zasypia dosłownie w parę sekund. Jednak błogi spokój nie trwa długo – zaraz po zmroku do gospodarstwa zaczynają podjeżdżać pickupy, z których wysiada spora grupa mężczyzn. Jedni ubrani tradycyjnie, w turbanach, inni po europejsku. Nie do końca wiemy co myśleć o tym całym zamieszaniu.
Mężczyźni rozpalają ognisko, zasiadają dookoła i głośno dyskutują. Nie wydają się zaskoczeni naszą obecnością w chacie obok. Jedyny Omańczyk w grupie znający angielski zagaduje do Łukasza i zaprasza do towarzystwa, jednocześnie zapraszając na kolejną noc do jednego ze swoich kilku domów na wyspie. W międzyczasie na ognisko trafia gar z ryżem i mięsem. Podczas, gdy ja czuwam przy śpiącej Mai w namiocie, Łukasz ucztuje z nowymi znajomymi.
Wkrótce jednak do namiotu wraca posilony małżonek z omańskim kolegą, a razem z nimi specjalnie dla mnie przygotowana porcja jadła – góra ryżu, micha pikantnie przyprawionego mięsa (jak się później udało ustalić był to rekin!), dzbanek kawy i miska suszonych daktyli. Zestaw co najmniej na dwie lub więcej osób.
Oprócz niespodziewanej wizyty i kolacji, zaskoczył nas również niesamowity widok gwieździstego nieba. Gdyby nie silny wiatr, pewnie spełnilibyśmy marzenie o noclegu pod tak rozświetlonym niebem.Rankiem obudziły nas meczące jedna przez drugą kozy, po wieczornej biesiadzie ani śladu.
Maja z radością wyskoczyła z namiotu i pobiegła penetrować „podwórko”. A na nas czekała już kawa w termosie przygotowana przez kolejnego dyżurującego przy trzodzie pasterza.
Kolejną noc spędziliśmy w domu jednego z uczestników wieczornego ogniska. I choć na miejscu mamy do naszej dyspozycji duży pokój, bieżącą wodę i prąd przez kilka godzin, to jednak nie potrafimy się tak dobrze wyspać jak w przytulnym namiocie w lichej drewnianej chacie. Nic się nie może równać z hotelem z milionami gwiazdek.
Kilka informacji praktycznych: Nocleg: Najlepiej pod gołym niebem. Transport: Na wyspę dostaniemy się promem (http://www.nfc.om) z portu Shannah. Ceny od 16 OMR za samochód i 3 OMR za osobę. Brak transportu publicznego na wyspie. Atrakcje: Białe plaże na południu wyspy, lęgowiska żółwi na wschodnim wybrzeżu, idealna ciemność umożliwiająca obserwację nieba. Bezpieczeństwo: czuliśmy się zaskakująco bezpiecznie, na pewno dużo bardziej niż u nas.
Więcej o naszym wyjeździe do Omanu i nie tylko na blogu http://gdziesakasperki.pl/. Serdecznie zapraszam!
EDIT 20/08/2015: Ten wpis bierze udział w konkursie na relację miesiąca - http://www.fly4free.pl/forum/konkurs-relacja-miesiaca-lipiec,214,78429. Jeśli podoba Ci się ta relacja, oddaj proszę swój głos. Przy okazji poznasz inne konkursowe relacje warte uwagi, a wśród głosujących również zostanę rozlosowane nagrody!
popcarolAle super! A jak dostaliście się do Omanu z PL? Czarterów brak, ile przesiadek z tak małym dzieckiem?
Dzięki! Lecieliśmy Air Serbia z Warszawy do Abu Dhabi, a po kilku dniach dalej do Omanu. Wracaliśmy British Airways z Maskatu do Abu Dhabi, nocka na lotnisku i znów Air Serbią przez Belgrad do Warszawy. Córka już nie taka mała - prawie dwa latka wtedy miała ;-)
Więcej o wyjeździe do Omanu i Abu Dhabi możesz poczytać na naszym blogu http://gdziesakasperki.pl/category/oman-zea-2015/
Dzięki! Lecieliśmy Air Serbia z Warszawy do Abu Dhabi, a po kilku dniach dalej do Omanu. Wracaliśmy British Airways z Maskatu do Abu Dhabi, nocka na lotnisku i znów Air Serbią przez Belgrad do Warszawy. Córka już nie taka mała - prawie dwa latka wtedy miała
;-) Więcej o wyjeździe do Omanu i Abu Dhabi możesz poczytać na naszym blogu http://gdziesakasperki.pl/category/oman-zea-2015/
grzegorz-firlitGratuluję publikacji rozgwieżdżonego zdjęcia na łamach "Podróży" i nagrody :) Zdjęcie na 5 gwiazdek, przepraszam, 5 milionów gwiazdek ;)
Dzięki, nie spodziewałem się, że ktoś to zauważy. Sam się mocno zaskoczyłem jak zobaczyłem tam swoje zdjęcie, tym bardziej że to pierwszy raz kiedy coś wrzuciłem na podroze.pl i od razu niespodzianka ;-)
grzegorz-firlitGratuluję publikacji rozgwieżdżonego zdjęcia na łamach "Podróży" i nagrody
:) Zdjęcie na 5 gwiazdek, przepraszam, 5 milionów gwiazdek
;)
Dzięki, nie spodziewałem się, że ktoś to zauważy. Sam się mocno zaskoczyłem jak zobaczyłem tam swoje zdjęcie, tym bardziej że to pierwszy raz kiedy coś wrzuciłem na podroze.pl i od razu niespodzianka
;-)
Na wyspę docieramy po 1,5 godzinnej komfortowej podróży promem z Shana, na pokładzie którego było jeszcze sporo wolnych miejsc. Wśród podróżujących wyłącznie Omańczycy w swoich tradycyjnych strojach i ani jednego obcokrajowca – dobry znak na kolejne dni pobytu na wyspie.
Po przybyciu wita nas niewielkie, raczej senne i opustoszałe miasteczko portowe – Hilf. Parkingi świecą pustkami, raz na jakiś czas jedyną na wyspie asfaltową szosą przejeżdża samochód, a w restauracji jesteśmy jedynymi gośćmi. Zamiast korzystać z jednego z trzech hoteli na wyspie decydujemy zrobić użytek z naszego namiotu i rozbić się w okolicach plaży. Biorąc jednak pod uwagę potęgujący wieczorem na wybrzeżu wiatr musimy wybrać miejsce choć częściowo od niego osłonięte.
Kierujemy się na południe od portu, im dalej od Hilf tym mniejsze zagęszczenie zabudowań, które poza miastem stanowią właściwie jedynie blaszane zagrody pasterskie. Przy jednej z nich wypatrujemy samochód i krzątającego się po obejściu Omańczyka w śnieżnobiałym diszdaszu. Na powitanie częstuje nas oczywiście omańską kawą z termosu i choć prawie nie mówi po angielsku, próbuje nam coś o sobie opowiedzieć. Rysując na piasku namiot, pytamy o odpowiednie miejsce i zgodę na rozbicie się.
Po krótkim namyśle, gospodarz wskazuje na pustą drewnianą budę, gdzie zmęczeni pracą ze zwierzętami pasterze ucinają sobie drzemki. Nie trzeba nam dwa razy mówić – dziękujemy za poradę i rozbijamy namiot w środku baraku, nie zrażeni brakiem prądu czy też bieżącej wody.
Dopiero nieco później zdajemy sobie sprawę z tego, jak wielu mamy „sąsiadów”. Dziesiątki kóz, kur i parę sztuk okazałych wielbłądów już dawno zostało zagonionych do swoich zagród. Znajomy pasterz również wraca do domu i zostajemy w końcu sami, a Maja zasypia dosłownie w parę sekund. Jednak błogi spokój nie trwa długo – zaraz po zmroku do gospodarstwa zaczynają podjeżdżać pickupy, z których wysiada spora grupa mężczyzn. Jedni ubrani tradycyjnie, w turbanach, inni po europejsku. Nie do końca wiemy co myśleć o tym całym zamieszaniu.
Mężczyźni rozpalają ognisko, zasiadają dookoła i głośno dyskutują. Nie wydają się zaskoczeni naszą obecnością w chacie obok. Jedyny Omańczyk w grupie znający angielski zagaduje do Łukasza i zaprasza do towarzystwa, jednocześnie zapraszając na kolejną noc do jednego ze swoich kilku domów na wyspie. W międzyczasie na ognisko trafia gar z ryżem i mięsem. Podczas, gdy ja czuwam przy śpiącej Mai w namiocie, Łukasz ucztuje z nowymi znajomymi.
Wkrótce jednak do namiotu wraca posilony małżonek z omańskim kolegą, a razem z nimi specjalnie dla mnie przygotowana porcja jadła – góra ryżu, micha pikantnie przyprawionego mięsa (jak się później udało ustalić był to rekin!), dzbanek kawy i miska suszonych daktyli. Zestaw co najmniej na dwie lub więcej osób.
Oprócz niespodziewanej wizyty i kolacji, zaskoczył nas również niesamowity widok gwieździstego nieba. Gdyby nie silny wiatr, pewnie spełnilibyśmy marzenie o noclegu pod tak rozświetlonym niebem.Rankiem obudziły nas meczące jedna przez drugą kozy, po wieczornej biesiadzie ani śladu.
Maja z radością wyskoczyła z namiotu i pobiegła penetrować „podwórko”. A na nas czekała już kawa w termosie przygotowana przez kolejnego dyżurującego przy trzodzie pasterza.
Kolejną noc spędziliśmy w domu jednego z uczestników wieczornego ogniska. I choć na miejscu mamy do naszej dyspozycji duży pokój, bieżącą wodę i prąd przez kilka godzin, to jednak nie potrafimy się tak dobrze wyspać jak w przytulnym namiocie w lichej drewnianej chacie. Nic się nie może równać z hotelem z milionami gwiazdek.
Kilka informacji praktycznych:
Nocleg: Najlepiej pod gołym niebem.
Transport: Na wyspę dostaniemy się promem (http://www.nfc.om) z portu Shannah. Ceny od 16 OMR za samochód i 3 OMR za osobę. Brak transportu publicznego na wyspie.
Atrakcje: Białe plaże na południu wyspy, lęgowiska żółwi na wschodnim wybrzeżu, idealna ciemność umożliwiająca obserwację nieba.
Bezpieczeństwo: czuliśmy się zaskakująco bezpiecznie, na pewno dużo bardziej niż u nas.
Więcej o naszym wyjeździe do Omanu i nie tylko na blogu http://gdziesakasperki.pl/.
Serdecznie zapraszam!
EDIT 20/08/2015: Ten wpis bierze udział w konkursie na relację miesiąca - http://www.fly4free.pl/forum/konkurs-relacja-miesiaca-lipiec,214,78429. Jeśli podoba Ci się ta relacja, oddaj proszę swój głos. Przy okazji poznasz inne konkursowe relacje warte uwagi, a wśród głosujących również zostanę rozlosowane nagrody!