+13
wrzoch 27 września 2015 17:59
Mam jednak coś nie tak z głową. Dać namówić się na taki wyjazd będąc w górach ledwie 5 razy… Głupota. Tak to już ze mną jest i chyba muszę się z tym pogodzić.

To miał być zwykły 3 dniowy wyjazd do Gruzji. Bilety kupione na listopad za grosze, za kupony z maratonu w Skopje. Wszystko fajnie tylko Wizzair zmniejszył liczbę kursów z dwóch do jednego tygodniowo, tak że w systemie mieliśmy wylot i powrót tego samego dnia. Co tu zrobić? Tydzień w listopadzie trochę za długo z racji na uczelnię, więc poprosiliśmy o zwrot kosztów. Mateusz (mój towarzysz podróży) o gotówkę na konto, a ja o 120% na konto Wizz. Później okazało się, że do Gruzji lata Wizz Ukraine i tylko na tą linię mogłem wykorzystać swoje 120% więc zacząłem męczyć Mateusza o inny termin wyjazdu tak bym mógł wykorzystać kasę. Za jego namową zdecydowaliśmy się na zmianę terminu na wrzesień 2015 mając w planach zdobycie pięciotysięcznika w Gruzji – Kazbek. Długo mnie do tego planu nie trzeba było przekonywać. „Przez rok się przygotuję” ale rzeczywistość jest zawsze inna.

Całą wyprawę zacząłem z wielkim przytupem. Już w autobusie do samolotu zorientowałem się że zostawiłem ładujący się telefon przy gate’ach. Szybka reakcja Mateusza, zadzwonił na mój telefon i odebrała jakaś kobieta. Była to sprzątaczka, dzięki której udało się odzyskać łączność ze Światem. Przekazała ona telefon kierowcy drugiego autobusu, on następnie załodze samolotu i dalej po sznureczku telefon trafił do mnie. Jak takie rzeczy się dzieją na początku to naprawdę się zapowiadał ciekawy wyjazd.

Gruzja przywitała nas butelką wina. Na kontroli paszportowej każdy pasażer otrzymywał małą butelkę Gruzińskiego czerwonego wina. I takie przywitanie to ja rozumiem. Szkoda tylko że inne kraje nie zbyt chętnie chcą od Gruzinów ten zwyczaj podłapać.

1-001 (Large).jpg



Przygód ciąg dalszy miał miejsce w marszrutce do Tbilisi. Tuż po starcie z postoju w połowie drogi złapała mnie biegunka. Szybko do kierowcy żeby się zatrzymał, a on na to, że przed chwilą był postój. Po paru minutach mojego nękania udało mu się znaleźć jakąś stację benzynową. Ale jak to w takich sytuacjach bywa, szybko nadszedł kolejny atak. Kierowcy myślałem że nerwy puszczą, no ale co zrobić. Nie było czasu na wybrzydzanie, tym razem miałem do wyboru krzaki lub krzaki.

Ufffff…….. w końcu czułem, że dam radę dojechać do Tbilisi.

W Tbilisi pojechaliśmy metrem na stację Didube, skąd odjeżdżają marszrutki do Kazbegi. Tam na peronie podchodzi do nas student z jakimś starszym kolesiem i pyta:
- Do kazbegi?
- Tak
- To super, bo szukamy osób do marszruty, 10 GELi od łepka, z Wami mamy 5 osób jeszcze tylko 2 i jedziemy.

Okazało się w końcu, że pojechaliśmy w pięciu – my we dwóch i 3 studentów Politechniki Śląskiej. Byli w Gruzji już 3 tygodnie i przez całą drogę opowiadali o swoich niezwykłych przygodach. Najciekawszą bez wątpienia była ta o wyprawie na Święto Lomisoba (chyba), podczas którego odbywał się rytualny ubój zwierząt. Udało im się dojechać do przed ostatniej wioski, bo dalej nic już nie jeździło i musieli iść 15 km z buta. W wiosce 5 domów (a właściwie zagród) na krzyż i żeby tego było mało Święto było następnego dnia, co kompletnie nie zgadzało się z informacją, którą znaleźli w Internecie. Przenocowali ich jacyś pasterze, a z późniejszych rozmów okazało się, że byli oni pierwszymi turystami w wiosce w całej jej historii. Co za zaszczyt. Samo święto, tak jak widziałem nagrania na telefonie, dosyć specyficzne. Każda rodzina przynosiła jedno zwierzę- jagnię, kozę lub krowę. Następnie przychodził „Rzeźnik” (potężnie zbudowany chłop, z równie wielkimi nożami) i po kolei odcinał głowę zwierzętom po czym rzucał ją w krzaki. Zwierzęta jeszcze przez minutę machały kończynami i jak się uspokoiły rodziny brały się za obrabianie mięsa.

Z chłopakami rozstaliśmy się już na samym początku dotarcia do Kazbegi. Zrobiliśmy zakupy (chleb, woda, gaz) i ruszyliśmy w stronę szczytu. Plan był prosty: pierwszego dnia dochodzimy do rzeki (ok. 3000 m n.p.m.), następnego dnia śpimy na Plato (4500 m n.p.m.), trzeciego dnia zdobywamy szczyt i schodzimy jak najniżej. Był on dosyć mocno skondensowany ale według prognoz przed wyjazdem trzeci dzień miał być ostatnim dniem dobrej pogody.

1A (Large).JPG



2-001 (Large).jpg


Już na samym początku było widać, że Mateusz jest w swoim żywiole, i mocno było widać różnicę w przygotowaniu, bo cały czas go spowalniałem i musiał na mnie czekać.
Pierwszego dnia zabrakło nam nie wiele. Nie udało się nam dotrzeć do rzeki i namiot rozbiliśmy w pierwszym dogodnym miejscu jak już się zaczęło ściemniać. Noc dosyć zimna ok. 0°C stopni w namiocie a było to dopiero 3000m. Planowa pobudka o 4 ale z racji tego iż było zbyt ciemno przedłużyliśmy sobie sen do 5.

3-001 (Large).jpg



4-001 (Large).jpg



5-001 (Large).jpg


Po zwinięciu obozu okazało się, że do rzeki mieliśmy ok. 20 minut. Tuż za rzeką (a tuż przed lodowcem) spotkaliśmy Polaków – Pawła i Jolę. Był ich to pierwszy wyjazd w tak wysokie góry i podobnie tak jak my, mieli oni w planach zdobycie szczytu tyle, że chcieli zrobić sobie jeszcze dzień aklimatyzacji w stacji Meteo (3600m). Szło się nam z nimi bardzo dobrze. Ponadto Paweł miał nawigację, która świetnie nas prowadziła przez mgłę, a my szliśmy tylko z mapą. Dlatego po przejściu pierwszego lodowca i dotarciu do stacji Meteo zdecydowaliśmy, że zmienimy plany i razem z Jolą i Pawłem zrobimy dodatkowy dzień aklimatyzacji. Z informacji, które otrzymaliśmy wynikało, że pogoda się poprawia i czwartego dnia też mają być dobre warunki.

6-001 (Large).jpg



7-001 (Large).jpg



8-001 (Large).jpg



9-001 (Large).jpg



O 14 byliśmy w Meteo i od razu rozbiliśmy obóz. Sama stacja to totalny syf i ruina. Sporo okien powybijanych, w cenie tylko materac i podłoga, brak ubikacji, ogółem lepsze warunki były w namiocie. A do tego jeszcze cena za noc w Meteo 35 GELi, gdzie za namiot chcieli 10 GELi, których nawet nikt nie zbierał.

10-001 (Large).jpg



11-001 (Large).jpg



12-001 (Large).jpg



13-001 (Large).jpg



Pozostałą część dani poświęciliśmy na rekonesans trasy do czarnego krzyża. Jak się później okazało Mateusz miał też w planach zrobienie mi na małym fragmencie lodowca symulacji wpadania do szczeliny. Ogółem fajna sprawa i przydatna rzecz, gdybym tylko podczas tej całej symulacji nie porwał sobie spodni.

14-001 (Large).jpg



15-001 (Large).jpg



Wróciliśmy do namiotu i zaczęliśmy się przepakowywać, tak aby część rzeczy zostawić w Meteo i nie wnosić tego wyżej. Mieliśmy iść już spać kiedy nagle się pokłóciliśmy. Poszło o sposób w jaki się przepakowywałem. Mateusz doszedł do wniosku iż, nie mamy zespołu żeby rozbić namiot na Plato, gdzie warunki są okropne, więc znowu zmieniamy plany i jutro uderzamy na szczyt.
Wszystkie ekipy atakujące z Meteo wyszły o 2 w nocy, my natomiast o 4. Mimo tej zwłoki było tak ciemno, że tuż za Meteo się zgubiliśmy. Warto wspomnieć, że jedyną rzeczą wyznaczającą trasę są małe kopczyki, poustawiane z kamieni, kompletnie niewidoczne w nocy.

16-001 (Large).jpg



Dopiero tuż przed 6 udało się nam wrócić na szlak. Nagle Mateusz zdjął plecak, wywalił z niego wszystkie rzeczy, zostawił tylko termosy oraz jedzenie i oznajmił mi, że on idzie na szczyt a ja mam przenieść obóz do czarnego krzyża. Nie kłócąc się z nim pozbierałem resztę rzeczy i wróciłem do Meteo. Przy stacji okazało się, że Jola słabo się czuję więc Paweł z nią odpuszczają atak i najprawdopodobniej będą schodzić do Kazbegi. Zwinąłem obóz tak aby ok. 11 rozbić go ponownie tyle, że już pod czarnym krzyżem. Chwilę później do sąsiedniego namiotu z ataku szczytowego wróciły 3 dziewczyny, które startowali stąd ok. 3 w nocy. Trzeba im przyznać, że tempo miały niezłe, skoro wróciły tak wcześnie. Do 17 czas w większości upłynął mi na spaniu pomieszanym z wypatrywaniem Mateusza, do momentu kiedy to na miejscu dziewczyn rozbił się Mariusz. Podobnie jak my, miał on w planach atakowanie następnego dnia szczytu i planował wstać przed 3 aby koczować na polską 12 osobową grupę Adventure24, którą spotkał w Meteo. Miał ich prowadzić Gruziński przewodnik, więc znikome prawdopodobieństwo zgubienia szlaku.

17-001 (Large).jpg



18-001 (Large).jpg



Chwilę przed 18 do namiotu wrócił w końcu Mateusz, w towarzystwie Włochów i Gruzińskiego przewodnika. Jak się później okazało zawrócili oni go jakąś godzinę przed szczytem. Był wykończony, poszedł od razu spać, a ja w tym czasie poszedłem na dokładny rekonesans trasy tak żebyśmy tym razem nie zgubili się już na początku.
Pobudka o 3. Gotując wodę na herbatę skończył się nam gaz w butli, więc na cały dzień została nam tylko lodowata woda ze strumienia. Ruszyliśmy, widząc gdzieś daleko za nami sporą grupę światełek. Po godzinie jednak się zgubiliśmy i musieliśmy czekać aż ludzie z Adventure24 nas dogonią, aby do nich się podłączyć. Od momentu gdy doszliśmy do drugiego lodowca i kiedy się wszyscy związali linami, tempo spadło tak drastycznie, że nawet ja się za nimi wlokłem. Od Plato był już sam śnieg, było już jasno, i tylko jedna wydeptana ścieżka więc nie było szansy się zgubić dlatego postanowiliśmy wyprzedzić całą grupę, którą mieliśmy przed sobą.

19 (Large).jpg



20 (Large).jpg



21 (Large).jpg



22 (Large).jpg



Z każdym krokiem było coraz stromiej, a z racji wysokości musieliśmy coraz częściej robić przerwy. Na szczyt wdrapaliśmy się ok. 10 (cały czas mnie zastanawia jak na godzinę 11 te trzy dziewczyny wróciły już do namiotu). Widoki niesamowite i nie do opisania. A co za radość, bo w końcu o to chodziło.

23-001 (Large).jpg



24-001 (Large).jpg



25-001 (Large).jpg



26-001 (Large).jpg



26A (Large).jpg



Po 20 minutach dołączyła grupa Adventure 24 i zrobił się mały tłok na syczcie więc posiedzieliśmy jeszcze chwilę i postanowiliśmy schodzić. Wyczerpanie dopadło mnie już na początku schodzenia. Straszny ból głowy i do tego doszła jeszcze gorączka. Do namiotu zeszliśmy dopiero na 17. Padłem. Mariusz pożyczył dał nam drugą butlę gazową, Mateusz zrobił mi herbatę i leki, a ja spałem aż do samego rana.

27 (Large).jpg



28-001 (Large).jpg



29-001 (Large).jpg



Rano, kolejnym Polakom, którzy rozbili się obok nas zostawiliśmy butlę z gazem od Mariusza. Cały dzień schodzenia, żeby równo o 19 razem z Mateuszem i Mariuszem otworzyć piwo, siedząc już w marszrutce do Tbilisi. Tego nam było trzeba.

30-001 (Large).jpg



PS. Drugiego dnia w Tbilisi do naszego pokoju w Hostelu, dołączyli pewni Polacy, którzy też zdobyli Kazbek. Okazało się, że to im zostawiliśmy butlę z gazem. Jak ten świat jest mały. Góra z górą się nie zejdzie, a Polak z Polakiem zawsze.

Dodaj Komentarz

Komentarze (31)

krasnal 27 września 2015 21:38 Odpowiedz
Za tę fotkę z flagą i w koszulce na szczycie, druga koszulka powinna powędrować do autora!
jarekgdynia 27 września 2015 21:55 Odpowiedz
@wrzoch Ty to jesteś wariat :D oczywiście w pozytywnym znaczeniu tego słowa. Mega relacja!
don-bartoss 27 września 2015 22:00 Odpowiedz
Gratuluję. Cud, że nic Ci się nie stało.
sztukapodrozowania 28 września 2015 08:44 Odpowiedz
Kazbek jest okazałą górą, ale nie, jak piszesz, najwyższą w Gruzji. Ten tytuł należy do Szchary (5193m).
gaszpar 28 września 2015 10:19 Odpowiedz
Jasne przyznajemy koszulkę, co by zawsze była świeża na składzie. Przyznamy również inny upominek podróżniczy wybrany przez autora relacji, bo koszulka to jednak drobiazg a to zasługuje na coś więcej!
chester0 28 września 2015 10:45 Odpowiedz
@wrzoch -szacun najpierw rowerowe Ateny teraz Kazbek - ciekawy jestem co w planach :)
szymonpoznan1 28 września 2015 10:46 Odpowiedz
Następne pewnie będzie w przyszłym roku 'samochodem z Krakowa do Kołobrzegu' - to dopiero hardcore :D
zorro36 28 września 2015 11:20 Odpowiedz
Mega szacun :),extra fotki :)
wrzoch 28 września 2015 11:28 Odpowiedz
sztukapodrozowania napisał:Kazbek jest okazałą górą, ale nie, jak piszesz, najwyższą w Gruzji. Ten tytuł należy do Szchary (5193m).Dzięki za uświadomienie mi tego. Już poprawione :D
maksiu 28 września 2015 11:32 Odpowiedz
Kiedy byliście na szczycie? I jaka temperatura tam jest?Planuję rowerową wyprawę enduro przez kaukaz wielki, zahaczyłbym o Kazbek, ale zastanawia mnie ile więcej szpeju musiałbym ze sobą zabrać.
wrzoch 28 września 2015 20:07 Odpowiedz
Byliśmy dokładnie 03.09.2015.Temperatura na szczycie w okolicy zera. Podstawą są buty, raki, uprząż, lina (jeśli jedziesz sam to liny nie musisz brać to do kogoś się doczepisz), czekan, kijki, czołówka i ciepłe ciuchy oraz filtr 50. Zakładam że jadąc w taką podróż będziesz miał namiot, ale śpiwór przydałby się na niższe temperatury, no chyba że na noc będziesz zakładał kilka warstw ubrań.
maksiu 28 września 2015 20:22 Odpowiedz
A wiesz może czy gdzieś (gdzie?) na dole jest możliwość wypożyczenia tego sprzętu? Bo jeżeli mam brać jeszcze uprząż i linę to jednak trochę za dużo jak na sakwy w wyprawie enduro
wrzoch 28 września 2015 20:35 Odpowiedz
Bez problemu. Przed wyjazdem natknąłem się w jednej z relacji na informacje o możliwości wypożyczenia rzeczy w Kazbegi. Osobiście niczego takiego nie szukałem, bo cały sprzęt miałem z Polski.
kazik-1983 28 września 2015 21:00 Odpowiedz
slyszalem o takich 3 z Krakowa co planowali takie wejscie, chyba to byl 2013 moze rok wczesniejnie doszli, mieli mniej szczesciatroche sie dziwie takiego podejscia do TEJ gory i nie zazdroszcze
kabanos 29 września 2015 09:06 Odpowiedz
Gratuluję. Osiągnięcie. Kazbek to piękna góra, choć raczej nie zdecyduję się na wejście nigdy...kazik_1983 napisał:slyszalem o takich 3 z Krakowa co planowali takie wejscie, chyba to byl 2013 moze rok wczesniejnie doszli, mieli mniej szczesciatroche sie dziwie takiego podejscia do TEJ gory i nie zazdroszcze... właśnie z powodu tych trzech panów. Osobiście nie znałem, ale przyjaciółka straciła na tej górze kogoś bliskiego wtedy. Ale panowie byli doświadczonymi wspinaczami, i to bardzo, ciężko mówić o kwestii szczęścia, o ile pamiętam zostali pokonani przez pogodę.A co złego było w tym podejściu? Sprzęt był, a warunki pozwoliły. Ludzie giną także w Tatrach, wcale nierzadko.
jarekgdynia 29 września 2015 09:21 Odpowiedz
kazik_1983 napisał:slyszalem o takich 3 z Krakowa co planowali takie wejscie, chyba to byl 2013 moze rok wczesniejnie doszli, mieli mniej szczesciaBez przesady. Przecież @wrzoch nie wchodził w klapkach bez żadnego specjalistycznego sprzętu.Wszystko co potrzebne mieli ze sobą, przeczytaj jeszcze raz relację.To, że ktoś zginął zdobywając tą górę to chyba nie powód żeby już nikt nie próbował.Idąc Twoim tokiem myślenia w ogóle dziwne że ludzie wsiadają do samolotów bo pare się rozbiło albo jadą samochodem bo x ludzi ginie w wypadkach w ciągu roku.Co jest złego w podróżowaniu, zdobywaniu szczytów i spełnianiu marzeń?
wrzoch 1 października 2015 20:08 Odpowiedz
Czytając tą relację można odczuć że miałem luźne podejście do tego wyjazdu ale prawda jest taka że przed wyjazdem miałem sporo strachu, bo jakieś 2 tygodnie wcześniej na Kazbeku zaginęła Polka a na Elbrusie zginęło trzech Polaków. Nie miałem parcia na tą górę, dlatego wyjeżdżałem z założeniem że gdy będzie coś nie tak, będę miał jakieś obawy w każdej chwili mogę się zawrócić.
adamek 6 października 2015 21:33 Odpowiedz
Dobry wariat jesteś! Szacuneczek za taką wyprawę.
zdzislaw-dyrman-zasadniczo 7 października 2015 10:40 Odpowiedz
Gratuluję wejścia. Czy mógłbyś coś dodać o napotykanych trudnościach czy biwak przy czarnym krzyżu jest wg. Ciebie lepszym wyjściem niż przy meteo ?
zdzislaw-dyrman-zasadniczo 7 października 2015 10:40 Odpowiedz
Gratuluję wejścia. Czy mógłbyś coś dodać o napotykanych trudnościach czy biwak przy czarnym krzyżu jest wg. Ciebie lepszym wyjściem niż przy meteo ?
szczota1992 7 października 2015 10:46 Odpowiedz
Szacunek @wrzoch!! piękne zdjęcia.
tomek-zien 8 października 2015 08:11 Odpowiedz
Chyba trzeba @wrzoch nominować do tytułu pozytywnie zakręconego forumowego wariata ;) Szacun.
wrzoch 9 października 2015 08:37 Odpowiedz
Zdzisław Dyrman Zasadniczo napisał:Gratuluję wejścia. Czy mógłbyś coś dodać o napotykanych trudnościach czy biwak przy czarnym krzyżu jest wg. Ciebie lepszym wyjściem niż przy meteo ?Dużo lepszym. Zawsze masz zaoszczędzone w dwie strony ok. 2h-2,5h. Przy czarnym krzyżu są już gotowe zrobione miejsca na namiot, wodę podobnie jak w Meteo bierzesz ze strumienia (w meteo z beczki, do której woda wpada ze strumienia) więc nie ma żadnej różnicy a zawsze to ciut bliżej. Z niebezpiecznych sytuacji uważałbym na spadające kamienie, oraz mocno ostrożnie jeżeli będzie świeży śnieg. Dlaczego? Sam zobacz:Chłopaki najprawdopodobniej byli też we wrześniu tego roku. Akcja od 4:10https://www.youtube.com/watch?v=ikfVEByk-H0
japonka76 9 października 2015 14:55 Odpowiedz
Rewelacja chłopaki :)
japonka76 9 października 2015 14:55 Odpowiedz
Rewelacja chłopaki :)
doubleb88 16 października 2015 08:48 Odpowiedz
Rok temu z ciekawością wchłonąłem relacje z Twojej rowerowej wyprawy ( sam w podobnym czasie robiłem rowerem polskie wybrzeże w 2 doby ) Gratuluje wyprawy z miską i dwoma kołami, jak i gruzińskiej góry! Niesamowicie wjechałeś mi na ambicję :D:D Co prawda na Kazbek już pewnie nie wrócisz, ale gdybyś kiedyś szukał kompana do spontanicznego zrealizowania celu - polecam się na przyszłość. Też wiele nie trzeba mnie namawiać Swoją drogą i tak musisz wrócić do Gruzji, bo po prostu jest niesamowita, pyszna i póki co jeszcze prawdziwa ( bez naciągania turystów )
doubleb88 16 października 2015 08:48 Odpowiedz
Rok temu z ciekawością wchłonąłem relacje z Twojej rowerowej wyprawy ( sam w podobnym czasie robiłem rowerem polskie wybrzeże w 2 doby ) Gratuluje wyprawy z miską i dwoma kołami, jak i gruzińskiej góry! Niesamowicie wjechałeś mi na ambicję :D:D Co prawda na Kazbek już pewnie nie wrócisz, ale gdybyś kiedyś szukał kompana do spontanicznego zrealizowania celu - polecam się na przyszłość. Też wiele nie trzeba mnie namawiać Swoją drogą i tak musisz wrócić do Gruzji, bo po prostu jest niesamowita, pyszna i póki co jeszcze prawdziwa ( bez naciągania turystów )
natka26 21 października 2015 13:46 Odpowiedz
Gratuluję zdobycia szczytu! :) Rewelacja!zdradź może jeszcze tajemnicę jakimi to lekami cię po zejściu poratowano? pytam z ciekawości :D
wrzoch 21 października 2015 18:28 Odpowiedz
Nic nadzwyczajnego saszetka Febrisanu/ Fervexu - coś w tym stylu.Ale przez całą drogę braliśmy Diuramid, zapobiegający chorobie wysokościowej.
natka26 21 października 2015 18:34 Odpowiedz
wrzoch napisał:Nic nadzwyczajnego saszetka Febrisanu/ Fervexu - coś w tym stylu.Ale przez całą drogę braliśmy Diuramid, zapobiegający chorobie wysokościowej.dzięki. o to to to właśnie mi chodziło ;)
kamil3333 2 maja 2017 12:19 Odpowiedz
Zdobyłem Kazbek i Elbrus ponad dwa lata temu. W sumie z polecenia znajomych postawiłem na4challenge. Nie żałuję. Pozytywnie zaskoczyło mnie wsparcie w kompletowaniu sprzętu na wyjazd.Mogłem sobie nawet pogadać z kimś z biura podczas zakupów w sklepie górskim aby upewnić się,że mój wybór jest słuszny. Na wyprawie udało się trafić na dobrą pogodę, aklimatyzacjaprzeprowadzona prawidłowo, grupa bardzo zgrana, trzymamy kontakt ze sobą do dzisiaj. Fajnetempo wyprawy. U mnie cała grupa weszła na Elbrus i prawie cała na Kazbek (z 8 osób jedna niedała rady), każdy sobie pomagał. Agencję polecam. Ludzie wiedzą, co robią. Nie wiem jak działalikiedyś ale dziś to już doświadczeni wojownicy ;)