+5
mariopollo 1 grudnia 2015 20:04
9.Wyspa Cat Ba

Wsiadam w nocny pociąg do Hanoi. Po 8 godzinach jestem na miejscu, jest 05:30. Szybko do kasy, by kupić kolejny bilet na pociąg, który odjeżdża o 06:00. Mówię, gdzie chce jechać, a kasjerka mnie nie rozumie. Najzwyczajniej w świecie mnie olewa i zaczyna obsługiwać Wietnamczyków, którzy stoją za mną. Wzrokiem daje jej chyba do zrozumienia, że nie popuszczę, bo woła koleżankę
i ta już mnie rozumie. Dostaję bilet. Dworzec w Hanoi ma 10 peronów i oczywiście mój pociąg odjeżdża właśnie z ostatniego. Biegnę, udało się, zdążyłem. O 08:20 przyjeżdżam do Hai Phong. Idę z buta do przystani promowej, jestem tam o 08:45, czekam 15 minut
i wsiadam na prom na wyspę Cat Ba. Po 45 minutach jestem na wyspie. Hotel mam zarezerwowany z bookingu. Gwiazdki dwie. Melduję się, pokój na 4. piętrze, o dziwo jet winda. Padam ze zmęczenia, materac twardy, czuję się jakbym spał na podłodze.
O 13:00 wstaję i zaczynam dokładniej przyglądać się pokojowi. Pościel wygląda na wypraną, ale zmięta niemiłosiernie. Klimatyzacja jest, ale nie działa. Dobrze, że jest wentylator. Lodówka też nie działa, a wygląda jakby nikt do niej nie zaglądał dobre parę lat. W szafce butelki z niedopitymi sokami, jakieś reklamówki. Wanna poobijana, umywalka ledwo trzyma się ściany. Ogólnie syf. Na początku miałem zamiar zmienić pokój, ale zobaczyłem jak wyglądają inne, bo były otwarte i nie różniły się za bardzo od mojego, więc dałem spokój. Hotel ma 40 pokoi, a zajęty jest tylko jeden - przeze mnie. Obsługa, w porywach 4 osoby siedzą całymi dniami przed hotelem. Lata świetności skończyły się tu już dawno. Jak dla mnie hotel nadaje się do zamknięcia i to od zaraz. Być może czekali kiedy wyjadę i to zrobili. Ale żeby nie było, były plusy: widok z okna na zatokę, WiFi i oczywiście cena: 19 zł za dobę.
Wyspa ma trzy plaże, jako, że pogoda mi dopisała odwiedziłem wszystkie, woda w morzu idealna.
Ceny w knajpach przystępne i to bardzo, a największym hitem był 0,5 l. Tiger za 2 zł.
Po trzech dniach powrót do Hanoi. Jak już wcześniej sobie obiecałem poszedłem na piwo i sajgonki.
Kupiłem open ticket za 38 USD, czyli na całej trasie z Hanoi do Sajgonu liczącej ok. 1200 km nie muszę się martwić o transport. Po drodze mam przystanki w Hue, Hoi An, Nha Trang i Mui Ne. W każdym mieście zostaję tyle dni ile chce, dzień przed planowanym wyjazdem robię rezerwację i jadę dalej. Pierwszy kurs do Hue, wyjazd autobusem sypialnym o 18:00.


Cat Ba Harbour Inn - tu mieszkam


Mój pokój


Lodówka nawet nie chciała grzać


Widok z okna




Jedna z trzech plaż










Zatoka Ha Long


Sajgonki plus obowiązkowo Tiger


Naleśnik z mango i czekoladą

10. Hue I Hoi An

Pierwszy raz jechałem autobusem sypialnym. Nie powiem, wygodniejszy niż zwykły autobus, ale nie dla kogoś kto mierzy ponad 180 cm. Dla Wietnamczyków idealny. O 08:00, po 13 godzinach docieram do Hue, byłej stolicy Wietnamu. Znajduję hotel za 6 USD i idę spać. Wreszcie mogę swobodnie rozprostować nogi. Po południu idę pozwiedzać - cytadela, zakazane miasto, groby cesarzy.
W niedzielę nie robię nic. W poniedziałek rano wyjeżdżam do Hoi An, kolejnego miasta na mojej trasie. Jak dla mnie najładniejsze stare miasto w Wietnamie. Słynne też z krawców. Nie ma tu ulicy bez zakładu krawieckiego. Dużo czasu spędzam chodząc wąskimi uliczkami wśród starych, zabytkowych domów. Klimat jest.
Po dwóch dniach pakuje plecak i w dalszą drogę - tym razem Nha Trang, czyli plażowanie.


Autobus sypialny do Hue


Hue -Zakazane Miasto




Hue - Cytadela


Hue - kościół katolicki








Hoi An - Most Japoński


Hoi An - Most Japoński






Hoi An - stare miasto


Hoi An - stare miasto


Hoi An - jeden z zakładów krawieckich


Hoi An - stare miasto








Sajgonki bez smażenia, czyli zrób to sam


Sajgonki - kolejna wersja



11. Nha Trang i Mui Ne

Kolejny nocny autobus, tym razem tylko 10 godzin. Przyjeżdżam do Nha Trang przed 06:00 rano. Około 20 minut zajmuje mi dojście do hotelu. Zakwaterowanie jest od 14:00, ale mam nadzieję wcześniej dostać pokój. Podchodzę pod hotel, kraty zasunięte, jest tylko wąska szpara, przez którą się przeciskam. W recepcji na ławce śpi jakiś gościu, budzi się, sprawdza rezerwację, wszystko się zgadza. Na ladzie recepcyjnej zauważam polski akcent - dwie torebki barszczu czerwonego z Knorra:-) Gościu na kalkulatorze wystukuje cyfrę 8, to znaczy, że mogę się zameldować o ósmej. Spoko, zostało mi jakieś 1,5 godz. Zostawiam plecak i w miasto.
Idę do piekarni po drożdżówki. Pierwszy raz od miesiąca jem "śniadanie". Wracam po ósmej, pani recepcjonistka już o mnie wie, każe czekać 15 minut. Dostaje pokój na 4. piętrze, windy brak. Jest klima - działa, jest lodówka i o dziwo też działa, no i TV. Śpię do 13:00. Wychodzę z hotelu, do plaży mam jakieś 100 metrów, muszę tylko przejść dosyć ruchliwą ulicę. Plaża jest szeroka, piaszczysta, pływać w morzu za bardzo się nie da, bo fale są dosyć duże, ale zamoczyć się jak najbardziej.
Idę promenadą wzdłuż plaży i tak się zastanawiam czy ja aby na pewno jestem jeszcze w Wietnamie, czy może w jakimś rosyjskim kurorcie. Ruskich od zatrzęsienia, wszędzie. Prawdziwy wysyp tlenionych blond piękności. Nie ma hotelu czy restauracji bez rosyjskich napisów. Mają tu swoje biura podróży, sklepy. Czują się tu bardzo swobodnie, że nawet któregoś dnia zaczepia mnie Rosjanka i pyta jak dojść do marketu, więc ładnie w jej ojczystym odpowiadam, że nie mówię po rosyjsku. Zdziwiła się. No nie wiem, czy ja wyglądam na Ruska? Ich język trochę mnie drażni, ale rekompensuje mi to piwo Saigon za 1,70 zeta, więc jakoś daję radę.
Tutaj chociaż mają normalny supersam z cenami, więc wiem ile co powinno kosztować, bo w tych przydomowych sklepikach cena jest uzależniona od widzi mi się pani sprzedającej. A widzi mi się dla turysty jest zawsze mocno przesadzone. Prosty przykład: wiem, że woda normalnie kosztuje 10.000 dongów. Wchodzę do sklepiku, chce płacić, a pani wyskakuje 20.000, pytam jeszcze raz, ile? Pada odpowiedź, nie, nie 15.000, to dziękuję tam są po 10.000. A tak 10.000. Wiem, że to są małe kwoty, ale nie lubię być robiony
w balona. A kto lubi;-)
Po trzech dniach wyjeżdżam do Mui Ne (5 godz.) też nad Morzem Południowo-Chińskim, ale to już mała wioska rybacka. Hotel na hotelu, te droższe przy samej plaży. Plaże ogólnie trochę brudne, wszędzie pozostałości po rannych połowach. Piwo w tej samej cenie co w Nha Trang, ruskich trochę mniej, więc jest OK. Tu mam czas na nadrobienie zaległości z czytaniem książek.
W czwartek wyruszam do Sajgonu (5 godz.), jest to mój ostatni odcinek trasy z open bus.


Plaża w Nha Trang










Katedra w Nha Trang


Wietnamska panna młoda




Makaron ryżowy z wieprzowiną, sos chili i orzeszki ziemne


Ryż z kiełbasą, jajko przepiórcze i sos chilli


Plaża w Mui Ne







12. W odwiedzinach u wujka Ho

Przyjechałem do Sajgonu, a dokładniej do Ho Chi Minh City (Miasto Ho Chi Minh`a) w czwartek wieczorem. Mieszkam w hotelu Phuc Khan, w kapsule. To taki dorm, tyle, że każdy ma swój boks
o wymiarach 1 m x 2 m zasuwany kotarą. Cena za dobę 4 USD. Wszystkie miejsca, a jest ich osiem, są zajęte. Ho Chi Minh różni się od pozostałych miast w Wietnamie. To prężnie rozwijająca się metropolia. Tu można zobaczyć szklane wieżowce, luksusowe hotele, centra handlowe, wszędzie jeden wielki plac budowy, a pomiędzy tą nowoczesnością wciśnięty jest stary, poczciwy Sajgon z małymi uliczkami, zabytkowymi domami, życiem zwykłych ludzi.
Pozostał mi piątek na zwiedzanie, bo w sobotę, po 28 dniach pobytu w Wietnamie wylatuję już do Bangkoku. Jak w każdym innym mieście, gdy tylko wychodzę na ulicę zaraz słyszę: może taxi, a może motor, zajrzyj do mojego sklepu, kup coś u mnie, masażystki zapraszają mnie na masaż, fryzjerzy chcą mnie golić...Jeśli w ciągu dnia usłyszysz to kilkadziesiąt razy to przestajesz reagować i już ci się nawet nie chce odpowiadać krótkim: nie.
Muszę przyznać, że opanowałem do perfekcji slalom na środku jezdni pomiędzy setkami różnej maści motorów, skuterów, rowerów czy samochodów przechodząc przez wietnamskie ulice. Światła są, a jakże, ale kogo one obchodzą. Tu można nawet zostać potraconym idąc chodnikiem.
Należałoby się podsumowanie - szczerze powiem, że jechałem tutaj z bojowym nastawieniem, mając w pamięci poprzednie pobyty
w tym kraju. Spotkała mnie niespodzianka. Odnoszę bardzo pozytywne wrażenie jeśli chodzi o samych Wietnamczyków. Wiadomo były małe wyjątki, ale na tle innych azjatyckich nacji wychodzą bardzo dobrze.
Jako ciekawostkę dodam, że Polska po wietnamsku to Ba Lan, czyli trzy orchidee.


Moje spanie w Sajgonie - ostatni boks, na dole


Tradycja łączy się z nowoczesnością


Pomnik Ho Chi Minh`a, za nim dawny Ratusz Miejski


Bitexco Financial Tower, najwyższy budynek w Wietnamie - wysokość 265,50 m




Centrum HCMC


Poczta Główna


Katedra Notre Dame


Restauracja Pho 2000. Wystarczyło, że w roku 2000 podczas oficjalnej wizyty w Wietnamie, Bill Clinton zjadł tutaj zupę i ceny poszły w górę trzykrotnie

13. Bangkok bez atrakcji

Około 13:00 opuszczam hotel i jadę na lotnisko. Lot do Bangkoku jest oczywiście opóźniony, więc dopiero przed 22:00 melduję się
w hotelu. Rzucam plecak i idę coś zjeść do China Town, bo mam tam bardzo blisko. Po drodze dostrzegam panią gotującą na ulicy, na swojej kuchni na kółkach - kurczaka z liśćmi bazylii i chilli, z ryżem. Uwielbiam. Gdy doprawiam sobie jeszcze świeżą papryką chilli, pani robi wielkie oczy i mówi: hot, very hot. Zjadłem, nawet aż tak bardzo nie paliło.
Na niedzielę zaplanowałem sobie atrakcję, którą zawsze chciałem zobaczyć, ale jakoś nigdy nie miałem na nią czasu - targ na torach kolejowych "Maeklong".
Są różne sposoby dostania się tam - ja wybieram najtańszy, choć zajmuje najwięcej czasu.
Pobudka o 05:20. Dotarcie do stacji Wong Wian Yai zajmuje mi jakieś 40 min. Kupuje bilet do Mahachai - 10 THB, godzina jazdy, przeprawa promowa do Ban Laem - 3 THB, znajduję stacje kolejową i kupuje bilet do Maeklong - 10 THB i tutaj dowiaduję się, że pociąg nie jeździ, jest komunikacja zastępcza w postaci ciężarówki z ławeczkami na pace. Zaraz, zaraz skoro nie ma pociągu, to nie zobaczę jak sprzedający zwijają swoje kramy przed nadjeżdżającym pociągiem. Mimo wszystko decyduję się jechać.
Jestem jedynym pasażerem. Dokładnie o 08:05 wyjeżdżam. Po drodze dosiadają się Tajowie. Znam już przyczynę nie kursowania pociągu - wymiana torów, która potrwa raczej długo (to info dla tych, który się tam wybierają). Do Maeklong przyjeżdżam o 09:20, idę na targ i po pół godzinie wracam taką samą trasą do Bangkoku. Cała wycieczka trwała ponad 6 godzin, kosztowała mnie 46 THB
(ok 5 PLN), szkoda tylko, że nie zobaczyłem głównej atrakcji. Może następnym razem.
W poniedziałek żegnam się z Tajlandią. O 10:30 mam samolot do Hat Yai, stamtąd jadę do Malezji.




Po tych torach miałem wjeżdżać na targ. Miałem...




Ten okaz nie był na sprzedaż




Kalmary


Żaby z grilla




Mój niedzielny obiad - ryba z ryżem

14. Wyspa Penang

Przylatuje do Hat Yai o 12:00. Śpieszę się do centrum, bo muszę złapać busa do Georgetown w Malezji. Wszystko idzie bardzo sprawnie. Wyjście z samolotu i odbiór bagażu zajmuje mi 20 min. Wchodzę do hali przylotów, chcę wyjść, a tu zonk. Widzę tłum ok 300 osób czekający przy zagrodzonej połowie hali. O co kaman? Mnóstwo ochrony, policja jacyś oficjele, czerwony dywan przed wejściem. No tak, na płycie lotniska stał rządowy samolot. Po pół godzinie pod eskortą policji podjeżdża parę samochodów
i wreszcie ten właściwy. Wszyscy na baczność. Patrzę, a tu wchodzi sobie pani z torebką... I przez nią straciłem godzinę, bo tyle trwała cała akcja.
Dopiero o 15:30 mam busa, czyli do Georgetown przyjeżdżam o 21:30. Czeka mnie jeszcze rundka po hotelach, bo nie mam rezerwacji. Znajduję przemiłą norkę za 27 MYR (25 PLN).
Miasto zaczęło przyciągać coraz więcej turystów, a przyczynił się do tego litewski artysta, który na ścianach budynków zaczął tworzyć murale. Można więc spotkać w całym mieście ludzi z mapami, którzy szukają, ukrytych malowideł. Rikszarze zwęszyli kasę
i proponują wycieczki śladem tych oryginalnych dzieł. Można już kupić koszulki, notesy, zeszyty, podkładki itp.
Inni poszli za ciosem i zaczęli malować koty na ścianach, więc wielbiciele tych stworzeń organizują wycieczki ich śladami. Jest również mnóstwo obrazków satyrycznych wykonanych z drutu. Artyści zawładnęli Georgetown. Jestem tutaj już któryś raz z kolei i to miasto zaczyna mi się podobać coraz bardziej.
W środę ruszam artystycznym szlakiem, efekty poniżej.
































Wtorek, obiad chiński - zupa z makaronem i kluskami wonton


Środa, obiad indyjski - kurczak chilli i chleb naan

15. Na zakończenie Kuala Lumpur

W czwartek rano wyjeżdżam autobusem do Kuala Lumpur (5 godz.). Nocuje jak zawsze w China Town, tym razem w Oasis G.H. Rezerwację zrobiłem przez booking.com. W cenie wliczone jest śniadanie w postaci tostów, masła i dżemu. Mam już totalnego lenia. Wychodzę tylko, żeby coś zjeść albo wydać ostatnie ringgity. Nawet nie chcę mi się podjechać pod wieże Petronas.
W piątek siedzę w pokoju, sprawdzam pocztę, a tu wiadomość od booking, że wczoraj nie pojawiłem się w hotelu, moja rezerwacja zostaje anulowana i zostanę obciążony kwotą za pierwszą dobę. Piszę do nich, że jak najbardziej pojawiłem się w tym hotelu, bo
w nim aktualnie jestem i zapłaciłem już za 3 doby z góry. Schodzę do recepcji wyjaśnić sprawę. Pani zdziwiona, ale przeprasza za pomyłkę i na odchodnym do mnie takim tekstem: a, wczoraj to na pewno przyjmowała Cię sprzątaczka, ona nie za bardzo rozumie po angielsku:-)
W sobotę jednak postanawiam gdzieś ruszyć - przypomniałem sobie o jaskiniach Batu. To miejsce pielgrzymkowe dla hindusów. Nie byłem tam już 5 lat. Teraz z centrum jeździ tam pociąg za 2 MYR. Wspiąłem się po 272 schodach w towarzystwie małp, których są tam dziesiątki. Zostałem poproszony do wspólnego zdjęcia przez paru Malezyjczyków. Egzotyczna pamiątka z jaskiń - zdjęcie
z obcokrajowcem:-) Po południu wróciłem do hotelu i zacząłem pakownie plecaka. Tak, to już koniec...
Jutro o 16:00 startuję Malaysian Airlines (po raz pierwszy tymi liniami) do Hong Kongu, potem British`em do Londynu i ostatecznie do Warszawy.


Posąg Murugana - boga wojny przed jaskiniami Batu


Jaskinie Batu













16. Powrót z niespodzianką

W niedzielę o 12:00 wyjeżdżam na lotnisko, tam dowiaduję się, że mój lot do Hong Kongu jest opóźniony prawie 2 godziny. Nie robi mi to różnicy, bo w Hong Kongu zamiast 4 godzin czekania mam dwie. Dziwi mnie tylko, że przy odprawie dostaję tylko dwa boarding pass`y. Pani informuje mnie, że na lot Londyn - Warszawa kartę wstępu otrzymam na Heathrow. Lot Kuala Lumpur - Hong Kong trwa tylko 3:30 min, gorzej z lotem do Londynu - 13 godzin. "Siedzisko" boli:-). Na lotnisku w Londynie podchodzę do transfer desk po mój boarding pass , podaję paszport, pani coś za długo szuka w komputerze, gdzieś dzwoni, po jej minię widzę, że coś jest nie tak
i oznajmia mi, że na lot do Warszawy jest overbooking. Mam iść pod bramkę i czekać czy będą wolne miejsca. Idę, gdzie mi kazano. W podobnej jak ja sytuacji jest jeszcze jeden Anglik. Rozpoczyna się boarding i okazuje się, że samolot jest pełny, czyli nie polecimy. Podchodzi jakiś menago, przeprasza i zaprasza z powrotem do transfer desk. Pani widząc mnie znowu, mówi, że miała nadzieję, że mnie już nie zobaczy, czyli, że uda mi się jednak polecieć. Odpowiadam, że też miałem taką nadzieję. Znajdują mi inny lot. Lecę LOT-em za dwie godziny. Pan menago w ramach przeprosin wręcza mi kartę kredytową nabitą kwotą 177 GBP. Szybki kalkulator
w głowie - to ponad tysiak. Co mogę powiedzieć: jak do tej pory czytałem o takich sytuacjach na innych blogach.
Po moich 230 lotach doczekałem się również ja. O, British Airways polecam się na przyszłość:-)
Zważywszy, że za bilet zapłaciłem 1750 zł, ten hojny gest znacznie obniżył koszt mojej podróży.
Muszę tylko zmienić bilet kolejowy z Warszawy do Bielska - Białej na późniejszą godzinę, co kosztuje mnie dodatkowe 60 zł, ale w tej sytuacji jakie to ma znaczenie. I w tak dobrym nastroju docieram do domu o 21:30.
Koniec!

17. Kosztorys

Bilety lotnicze: 2450 PLN - 1060 PLN = 1390 PLN

(British Airways, Cathay Pacific, Malaysian Airlines, LOT)
Warszawa - Londyn - Hong Kong - Bangkok ; Kuala Lumpur - Hongkong - Londyn - Warszawa 1750 PLN
(Air Asia) Bangkok - Koh Samui - Bangkok 215 PLN
(Air Asia) Bangkok - Hanoi 180 PLN
(Air Asia) Sajgon - Bangkok 190 PLN
(Air Asia) Bangkok - Hat Yai 115 PLN

Bilety kolejowe: 258,40 PLN

Tung Chung - Tim Sha Tsui 19 HKD (9 PLN)
Lotnisko Suvarnabhumi - Hua Lamphong (2 x metro) 44 THB (4,80 PLN)
Chatuchak Market - Hua Lamphong (metro) 42 THB (4,60 PLN)
Hanoi - Ninh Binh - Hanoi 102.000 VND (17,50 PLN)
Hanoi - Lao Cai - Hanoi 380.000 VND (63 PLN)
Hanoi - Hai Phong 65.000 VND (11 PLN)
Bangkok - Mae Klong - Bangkok 40 THB (4,50 PLN)
Bangkok - Lotnisko Don Muang - Bangkok 3x 45 THB (5 PLN)
Warszawa - Bielsko-Biała 139 PLN

Bilety promowe: 30,70 PLN

Hai Phong - Cat Ba 180.000 VND (30 PLN)
Mahachai - Ban Laem - Mahachai 6 THB (0,70 PLN)

Bilety autobusowe: 339,40 PLN

Katowice - Warszawa 2 PLN
Metro Wilanowska - Lotnisko Chopina 4,40 PLN
Lotnisko Hong Kong - Thung Chung 3,50 HKD (1,70 PLN)
Tim Sha Tsui - Lotnisko Hong Kong 21 HKD (10 PLN)
Port Lipa Noi - Lamai - Port Lipa Noi 160 THB (18 PLN)
Lotnisko Hanoi - Dworzec Long Biem 9.000 VND (1,50 PLN)|
Lao Cai - Sapa - Lao Cai 2 x 126.000 VND (21 PLN)
Lao Cai - Bac Ha - Lao Cai 120.000 VND (20 PLN)
Open bus ticket (Hanoi - Sajgon) 38 USD (145 PLN)
Cat Ba - Hanoi (autokar + prom) 210.000 VND (35 PLN)
Sajgon - Lotnisko 10.000 VND (1,70 PLN)
Bangkok - Lotnisko Don Muang (taxi) 300 THB (33 PLN)
Lotnisko Don Muang - Chatuchak Market 18 THB (2 PLN)
Hat Yai - Georgetown 400 THB (44 PLN)

Ubezpieczenie: 151 PLN

WARTA 151 PLN

Wiza do Wietnamu: 233 PLN

Promesa 63 PLN
Wiza na lotnisku 45 USD (170 PLN)

Noclegi: 1070 PLN

Za 40 noclegów zapłaciłem 1070 PLN, co daje średnio 27 PLN za nocleg

Bilety wstępów: 52 PLN

Spływ "Trzy Jaskinie" 270.000 VND (45 PLN)
Wioska Cat Cat 40.000 VND (7 PLN)


Dodaj Komentarz

Komentarze (8)

bluev 13 grudnia 2015 09:31 Odpowiedz
Super relacja z podróży, dzięki wielkie. Świetne zdjęcia i praktyczne informacje, czytałam z przyjemnością! Byłeś sam? Tak wnioskuję, więc tym bardziej wielkie uznanie.Marzę o takiej podróży, Wietnam mi odpadł z przyczyn niezależnych na rzecz Sri Lanki. Odezwę się do Ciebie o rady, jeśli mi się ziści plan. Niestety nie mogę sobie pozwolić na tak długi wyjazd , jak Twój - praca moja i Męża nie pozwala, ale może w krótszym czasie zobaczymy coś, korzystając z Twojej rekomendacji.Świetnie się czyta i ogląda zdjęcia. Masz może info, kiedy się kończą roboty na torze przy targu? - Ja też wcześniej nie miałam okazji tam być.
bluev 13 grudnia 2015 09:39 Odpowiedz
Zapomniałam zapytać... Typowo babskie - sprawdzałeś ceny u krawców? Ps.: Niestety mnie też biorą wszędzie za Ruską - blond, jasna karnacja i moja std odp : Nie mówię po rosyjsku.Jestem ze Szwecji.Trzy słowa w tym języku lub podobnym załatwiają sprawę - tracą orientację.
popcarol 14 grudnia 2015 18:51 Odpowiedz
Super relacja, te zdjecia! Za tydzien lecimy do SGN, wiedze wykorzystam w praktyce :)
wodzu-800xl 15 grudnia 2015 11:19 Odpowiedz
Dzięki za kosztorys, mógłbyś dorzucić koszty wyżywienia?:)
mariopollo 15 grudnia 2015 12:17 Odpowiedz
bluevZapomniałam zapytać... Typowo babskie - sprawdzałeś ceny u krawców? Ps.: Niestety mnie też biorą wszędzie za Ruską - blond, jasna karnacja i moja std odp : Nie mówię po rosyjsku.Jestem ze Szwecji.Trzy słowa w tym języku lub podobnym załatwiają sprawę - tracą orientację.
Dzięki za dobre słowo:-). Trasa miała być oddana w listopadzie 2015, ale po tym co zobaczyłem, śmiem wnioskować, że będzie to 2016 i na pewno nie początek roku. Cen u krawców nie znam, ale wielu turystów korzysta z ich usług. Jeśli Wietnam Wam "wypali" chętnie pomogę.
mariopollo 15 grudnia 2015 12:42 Odpowiedz
wodzu-800xlDzięki za kosztorys, mógłbyś dorzucić koszty wyżywienia?:)
Jeśli chodzi o Wietnam to jest tanio (w ulicznych garkuchniach): popularna zupa Pho Bo lub Pho Ga (duża miska): 30 000 VND (5 PLN) makaron z mięsem i warzywami: 40 000 - 50 000 VND (7 - 8,50 PLN) sajgonki smażone na ulicy w Hanoi: 1 sztuka 7 000 VND (1,20 PLN) duża bagietka w sklepie 6 000 VND (1 PLN), mała na ulicy kosztuje tyle samo kebab: 20 000 - 30 000 VND (3,50 - 5 PLN) bagietka z wędliną, serem, pomidorem, ogórkiem (kupowana na ulicy): 15 000 - 20 000 VND (2,50 - 3,50 VND)
mariopollo 15 grudnia 2015 12:46 Odpowiedz
popcarolSuper relacja, te zdjecia! Za tydzien lecimy do SGN, wiedze wykorzystam w praktyce :)
Dzięki, powodzenia!
jollka 18 grudnia 2015 15:46 Odpowiedz
fajna relacja :) zastanawiam się nad wyspą Penang, tyle że wolę walory przyrodnicze niż artystyczne...