Liban odwiedziłem w maju 2015. Był to czas już niespokojny, ale jeszcze stosunkowo bezpieczny jeśli chodzi o Liban. W poniższych postach postaram się nakierować Was na problem proporcji w Libanie, proporcji w religii, polityce, życiu społecznym czy podejściu do historii. Mam nadzieję, że po przeczytaniu relacji będziecie trochę bardziej świadomi problemów wewnętrznych Libanu, ale też jego sukcesów i źródeł tych sukcesów.
Zaczniemy od Bejrutu.
Do Libanu leciałem liniami Aegean, z Warszawy z przesiadką w Atenach. Moim zdaniem jest to jedna z ciekawszych opcji dolotu do Libanu, choć obecnie nie gorsze promocje ma polski LOT. Minusem lotu z Aegean jest przylot do Bejrutu w środku nocy. Z uwagi na położenie lotniska w niebezpiecznej, południowej części stolicy i późną porę, jedyną możliwością transportu do centrum jest taksówka. Taksówkę można zamówić przez internet, z dużym wyprzedzeniem. Obowiązuje stała cena 26.000LL. Firma nazywa się White Taxi: reservation@whitetaxi.me
Pierwszą noc spędziłem w hostelu (Hostel Beirut). Ceny noclegów są w Libanie wysokie jak na polskie realia, jeśli nie przyjeżdżacie w środku nocy to lepszym rozwiązaniem będzie prawdopodobnie Airbnb. W hostelu odnajdują się backpackersi z całego świata, ma to swoje plusy i minusy
;)
To, co rzuca się w oczy w Bejrucie to żurawie i drut kolczasty. Miasto jest olbrzymim placem budowy, odbudowuje się po trwającej przez wiele lat wojnie domowej. Drut kolczasty odgradza od strategicznych budynków, czasem zamyka poszczególne dzielnice. Z jednej strony wpływa to na poprawę bezpieczeństwa, z drugiej ogranicza swobody obywatelskie. Kwestia proporcji.
Proporcje zachowane muszą być zwłaszcza w życiu religijnym. Na Placu Męczenników, kwadracie o boku 400 metrów, mieści się aż 9 świątyń (meczety, kościoły i synagoga). Prowadzi to do takich niecodziennych widoków jak kościół mający wspólną ścianę z meczetem.
Ciężkim tematem jest relacja przestrzeni publicznej do prywatnej. Podczas gdy prywatne działki są intensywnie zabudowywane, własność publiczna nierzadko stoi w ruinie. Podobnie rzecz ma się z zabytkowymi budynkami, które aż za często muszą ustąpić miejsca nowoczesności.
Po mieście poruszałem się bądź busikami (jeżdżą wzdłuż głównych tras, koszt 1000 LBP) bądź shared taxi za 2000 LBP. O ile stolica jest dobrym punktem wypadowym po Libanie, ma ciekawe nocne życie, to dla miłośnika zabytków ma niewiele do zaoferowania. To samo tyczy się ładu przestrzennego, miastu brakuje "tego czegoś" żeby na dłużej zapadło w pamięci.
W kolejnym wpisie odwiedzimy chrześcijańską część Libanu. W międzyczasie chętnie odpowiem na wszelkie pytania.Dwa punkty na mapie Libanu są obowiązkowe, jeśli chcemy zrozumieć chrześcijańską duszę Libańczyków: Annaya i dolina Kadisza.
Annaya to sanktuarium poświęcone świętemu Charbelowi. Postać ta jest równie popularna w Libanie jak nasz Jan Paweł II w Polsce. Nalepki ze św Charbelem, pomniki, skarbonki, wisiorki... W pewien sposób jest to też forma identyfikacji z chrześcijańską częścią społeczności w Libanie.
Do Annaya kursują mikrobusy z Byblos, jednak bardzo rzadko. Późnym popołudniem jedyną możliwością jest autostop lub taksówka. Miejsce zadziwia ciszą i przyjemnym chłodem. Na tle gorących, głośnych, chaotycznych miast wybrzeża śródziemnomorskiego kontrast jest olbrzymi. Miejsce sprzyja medytacji i zadumie, udziela się to też na co dzień głośnym Libańczykom.
Drugim miejscem wartym odwiedzenia jest dolina Kadisza. Dotrzemy tam albo przez Trypolis (Bejrut-Trypolis 4000 LBP, potem mikrobus) albo bezpośrednio z Bejrutu, z dworca Dora. Punktem docelowym jest miasteczko Bcharre.
Warto przeznaczyć sobie przynajmniej 2 dni na zwiedzanie doliny. Na dół prowadzi jedno cywilizowane zejście, później idziemy otoczeni wysokimi skałami kanionu. Monastyry w dolinie Kadisza pochodzą nawet z 7 wieku naszej ery, kilka z nich do dziś funkcjonuje na dawnych zasadach. W części z kościołów możliwe jest też wynajęcie celi i spędzenie nocy.
Czynnikiem utrudniającym zwiedzanie doliny, ale dodającym jej uroku, jest słabe oznakowanie trasy. Do wielu monastyrów drogę wskazuje pojedyncza strzałka, później od umiejętności turysty i szczęścia zależy, czy odnajdziemy ukryty w gąszczu roślin, przyciśnięty do skały kościół.
Nocleg; polecam hotel Bauhaus, niezła cena, właściciel lubi Polaków, niedaleko centrum Bcharre.Dzisiaj pojedziemy na granicę z Syrią, do Baalbek. Komunikacją publiczną można się tam dostać w cenie 8000 LBP w jedną stronę, busem z dworca-ronda Cola. Po drodze mijamy kilka wojskowych checkpointów, napięcie nieco wzrasta. Rejony przy paśmie górskim Antylibanu są najbardziej konserwatywną częścią Libanu. Mimo to, nawet tam zobaczyć można było kobiety bez chust i mężczyzn chodzących w szortach.
Jeszcze zanim dojdziemy do świątyni, opadają nas sprzedawcy pamiątek, usiłując sprzedać wodę, długopisy i koszulki z logo Hezbollahu. Prawie jak Maroko, pierwszy i ostatni raz w Libanie.
Sama świątynia Jowisza w Baalbek, a raczej kompleks świątyń, jest miejscem imponującym. Są to pozostałości największej świątyni na świecie wybudowanej przez starożytnych Rzymian. Do czasów dzisiejszych zachowały się tylko ruiny i trzeba sporo wyobraźni, aby wyobrazić sobie jej rozmiar. O jej wielkości świadczyć może rozmiar "małej" świątyni Bacchusa, która zachowała się do dziś. Ta poboczna świątynia dziś przytłacza swą wielkością.
Kolejnym świadkiem wielkości świątyni Jowisza jest 6 kolumn, najwyższych w świecie antycznym. Początkowo kolumn było 128, kolejne trzęsienia ziemi znacznie ograniczyły tą liczbę. 8 Kolumn wywiózł cesarz Justynian pod odnowię Hagia Sophia w Konstantynopolu.
Podczas zwiedzania nagle słyszę strzały, serię z karabinu. Mocny głos wykrzykuje coś po arabsku przez megafon. Odruchowo odwróciłem się w stronę pasma górskiego Antylibanu, które tworzy granicę z Syrią. Nie wypatrzyłem samochodów ISIS, Libańczycy też wydawali się niewzruszeni. Kolejna seria z karabinu. Postanowiłem skrócić zwiedzanie - najpierw schroniłem się w budynku muzeum, gdy strzały ucichły opuściłem teren świątyni na dobre.
Spotkane Libanki twierdzą, że to wyjątkowo spokojny i cichy dzień w Baalbek... Sprzedawca pizzy uświadomił mi, że Libańczycy strzelając w powietrze wyrażają silne emocje, w tym przypadku był to smutek żałobników w idącym za miastem kondukcie pogrzebowym... Ja jednak mam dość i z silnym bólem głowy wracam na noc do Bejrutu.dawmik wywołał Tyr, więc ostatni wpis poświęcę właśnie plażowaniu i jedzeniu w Libanie.
Chcąc w spokoju poopalać się na plaży, w Libanie mamy utrudnione zadanie. Mimo, że kraj położony jest wzdłuż wybrzeża Morza Śródziemnego, dostęp do plaży w wielu miejscach jest utrudniony (wspomniane wcześniej druty kolczaste). Ikoną tego typu utrudnień jest stolica - Bejrut. Większość plaż w Bejrucie jest albo prywatna, albo ogrodzona i zaniedbana. Chcąc wypocząć na plaży w Libanie, powinniśmy udać się do Tyru. Ciekawa sprawa - nie ma bezpośredniego autobusu, który zawiózłby nas do Tyr ze stolicy. Wszystkie busy z Bejrutu jadą do Sydon (niecała godzina drogi). Stamtąd musimy złapać kolejny transport, do Tyr (ponad godzina).
Tyr to miejsce ulubione także (a może tylko) przez Libańczyków, jako punkt weekendowych wyjazdów na plażę. Turyści z Europy, ze względu na panujący tu chaos, wydają się nieco zagubieni. Plaż jest kilka, na większości dominuje głośna muzyka i piknikowy charakter plażowania. W Tyr przy odrobinie szczęścia można ponoć zobaczyć żółwie. Ja nie widziałem, ale też nigdy nie miałem się za szczęściarza.
Ciekawym aspektem plażingu w Libanie jest płynne przenikanie się kultur i religii - obok siebie na plaży leży prawie nagi mężczyzna z slipach i odziana w burkę kobieta. Te dwa światy - arabski i chrześcijański przenikają się w całym Libanie, ale plaża jest jednym z lepszych miejsc, żeby ten kontrast dobrze zaobserwować.
Kuchnia libańska przez niektórych uważana jest za najlepszą na świecie. Łączy ona w sobie cechy kuchni innych krajów śródziemnomorskich. Siłą kuchni libańskich są przystawki - mezze. Libańczycy potrafią podać nawet 30 przystawek do posiłku! Najbardziej znanymi są pasta z ciecierzycy, sałatka z pietruszki czy kulki z jagnięciny w sosie pomidorowym. Obiad składa się z trzech dań: gęstej zupy, dania mięsnego z chlebem pita i ryżem oraz z warzyw podanych na osobnym talerzu. Dla fanów kuchni śródziemnomorskiej - prawdziwy raj.
Dziękuję za uwagę! Czekam na pytania, także dotyczące miejsc, których nie uwzględniłem w tej relacji. Na wszystkie postaram się odpowiedzieć. Zapraszam również na mojego (anty)bloga podróżniczego http://www.okiemmiszy.pl. Tam miejsca, które odwiedzam, traktuję z maksymalną uwagą. Bo liczy się nie jak daleko, ale jak głęboko potrafimy podróżować.Tak, nie wiedziałem czy mogę taką prywatę uprawiać
:) Jeśli ktoś chciałby posłuchać na żywo o Libanie, to zapraszam do Krakowa (Bonobo) 16 marca albo też wcześniej do Rzeszowa (Underground pub) 2 marca ! A potem podróżnicze pogaduchy
;)
Mam nadzieję, że społeczność fly4free będzie już wiedziała kim jest ten pan:
Zapowiada sie fajna relacja. Jak mozesz to napisz ile czasu tam spedziles. Chodzi mi Liban po glowie i wiecej logistycznych szczegolow na pewno ulatwi planowanie ??
Nieco ponad tydzień spędziłem jeżdżąc po Libanie. Poruszałem się głównie komunikacją publiczną, służę pomocą zarówno w przygotowaniu logistycznym jak i merytorycznym
;-)
Przypominają się stare czasy. Byłem w Baalbek w połowie lat 2000, wspaniałe miejsce. Pamiętam, że w okolicach świątyni było coś co roboczo nazwałem "muzeum Hezbollahu". W tamtych czasach miasto i okolice było jedną z jego głównych siedzib (https://en.wikipedia.org/wiki/Operation ... and_Smooth) i całe obwieszone było flagami Hezbollahu. Czy to nadal istnieje? Swoją drogą uczynny pan (najpewniej z tej organizacji) pomógł nam łapać stopa powrotnego do Bejrutu perswadując tą konieczność jednemu z pierwszych przejeżdżających samochodów. Swoja drogą z rezerwatu cedrów w Bcharre jest fantastyczna droga przez pasmo gór Liban do Baalbek. Wspina się na ponad 3000 metrów, przez większą część roku jest nieprzejezdna z powodu śniegu a po drodze mija się wyciągi narciarskie. Fajne uczucie.
Jest dokładnie tak jak piszesz. Baalbek jest dalej opanowane prze Hezbollah, wjeżdżając do miasta jedzie się długa aleją ozdobioną charakterystycznymi zielonymi flagami i plakatami. Pisząc o Hezbollahu daleki jestem od negatywnych, czy też jakichkolwiek, ocen tej organizacji. Niedawno skreślona przez USA z listy organizacji terrorystycznych, ma duże znaczenie w organizowaniu pomocy socjalnej i edukacji w Libanie. Droga Bcharre - Baalbek przez góry istnieje dla mnie tylko w opowieściach, podczas mojego pobytu w maju była nieprzejezdna. Mam nadzieję kiedyś wrócić do tego nieoczywistego kraju.Wygląda że masz ciekawą wiedzę o Libanie, jeśli coś jeszcze Ci się nasunie to zapraszam do komentowania.
Do tego dodam np. Tyre (Sour) na południu Libanu, gdzie pojechałem... poleżeć na plaży. Zupełnie nieoczywiste, bo nie ma tam turystów. A przy okazji można zobaczyć rzymskie i fenickie pozostałości (na liście dziedzictwa UNESCO).Oczywiście nie są tak niesamowite jak ruiny w Baalbek, ale robią wrażenie.Tutaj zamieściłem więcej zdjęć z Baalbek, gdyby kogoś interesowało:http://www.masaperlowa.pl/heliopolis-cz ... e-zdjecia/
senderos44 napisał:Jest dokładnie tak jak piszesz. Baalbek jest dalej opanowane prze Hezbollah, wjeżdżając do miasta jedzie się długa aleją ozdobioną charakterystycznymi zielonymi flagami i plakatami. Pisząc o Hezbollahu daleki jestem od negatywnych, czy też jakichkolwiek, ocen tej organizacji. Niedawno skreślona przez USA z listy organizacji terrorystycznych, ma duże znaczenie w organizowaniu pomocy socjalnej i edukacji w Libanie. Droga Bcharre - Baalbek przez góry istnieje dla mnie tylko w opowieściach, podczas mojego pobytu w maju była nieprzejezdna. Mam nadzieję kiedyś wrócić do tego nieoczywistego kraju.Wygląda że masz ciekawą wiedzę o Libanie, jeśli coś jeszcze Ci się nasunie to zapraszam do komentowania.Moja wyprawa to dawne czasy 2005 rok. Dziś to już prawie prehistoria, tyle się zmieniło. W sumie prawie 1,5 miesiąca na bliskim wschodzie ale głównie Syria i Jordania. W Libanie ze względu na koszty i wizę byliśmy tylko 3 dni (dawny bezwizowy tranzyt
:).Bejrut zrobił na mnie bardzo fajne wrażenie, duże nowoczesne i ciekawe miasto. W tamtych czasach bogate, liczbę widzianych pasażerskich Hummerów przebiła dopiero kilka lat później Moskwa. Ślady po wojnie jeszcze mocno widoczne, a w miejscu zamachu na premiera Rafika al-Hariri (ok 0,5 roku wcześniej) zionął wielki lej po wybuchu. Wszędzie sporo policji, wojska i posterunków z bronią maszynową.Trasa była Bejrut, Trypolis, Bcharre, Baalbek i powrót do Damaszku. Nic wielkiego. Trasa Bcharre - Baalbek przez góry pokonana autostopem
:) Normalnie nic tam nie kursuje a otwarta jest pewnie ok czerwiec-wrzesień max. Całkiem ładna widokowo i ciekawe doświadczenie wjeżdżać na takie wysokości ale skoro już większość Libanu widziałeś, to raczej nie jest to miejsca aby specjalnie do niego wracać. Dużo ładniej jest mimo wszystko w górach w Iranie gdzie tez byłeś
:)
Taka mnie nachodzi refleksja, 10 lat temu w tamtym rejonie podróżowanie było paradoksalnie łatwiejsze, szkoda!Do Libanu chętnie bym wrócił zanocować w jednym z klasztorów w Dolinie Qadisha, to miejsce nie może wylecieć mi do dziś z głowy. Ale to już pewnie "przy okazji", jak większość pobytów w Libanie...
Jestem bardzo miło zaskoczony, że relacja z tak mało znanego (i może czasem mało atrakcyjnego turystycznie?) kraju, jakim jest Liban, zyskała uznanie forumowiczów. "Liban, kwestia proporcji" bierze udział w konkursie na relację miesiąca http://www.fly4free.pl/forum/konkurs-na-relacje-miesiaca-styczen,214,87917Zachęcam zatem do głosowania i obiecuję kolejną "nietypową relację" w następnym miesiącu
:)Dziękuję!
Coraz mocniej kusi wylot tam. Nie śledzę sytuacji, ale tak na logikę to raczej istnieje zagrożenie pogorszenia warunków bezpieczeństwa. Chociażby ze względu na napływ imigrantów z sąsiednich regionów.
Zaczniemy od Bejrutu.
Do Libanu leciałem liniami Aegean, z Warszawy z przesiadką w Atenach. Moim zdaniem jest to jedna z ciekawszych opcji dolotu do Libanu, choć obecnie nie gorsze promocje ma polski LOT. Minusem lotu z Aegean jest przylot do Bejrutu w środku nocy. Z uwagi na położenie lotniska w niebezpiecznej, południowej części stolicy i późną porę, jedyną możliwością transportu do centrum jest taksówka.
Taksówkę można zamówić przez internet, z dużym wyprzedzeniem. Obowiązuje stała cena 26.000LL. Firma nazywa się White Taxi: reservation@whitetaxi.me
Pierwszą noc spędziłem w hostelu (Hostel Beirut). Ceny noclegów są w Libanie wysokie jak na polskie realia, jeśli nie przyjeżdżacie w środku nocy to lepszym rozwiązaniem będzie prawdopodobnie Airbnb. W hostelu odnajdują się backpackersi z całego świata, ma to swoje plusy i minusy ;)
To, co rzuca się w oczy w Bejrucie to żurawie i drut kolczasty. Miasto jest olbrzymim placem budowy, odbudowuje się po trwającej przez wiele lat wojnie domowej. Drut kolczasty odgradza od strategicznych budynków, czasem zamyka poszczególne dzielnice. Z jednej strony wpływa to na poprawę bezpieczeństwa, z drugiej ogranicza swobody obywatelskie. Kwestia proporcji.
Proporcje zachowane muszą być zwłaszcza w życiu religijnym. Na Placu Męczenników, kwadracie o boku 400 metrów, mieści się aż 9 świątyń (meczety, kościoły i synagoga). Prowadzi to do takich niecodziennych widoków jak kościół mający wspólną ścianę z meczetem.
Ciężkim tematem jest relacja przestrzeni publicznej do prywatnej. Podczas gdy prywatne działki są intensywnie zabudowywane, własność publiczna nierzadko stoi w ruinie. Podobnie rzecz ma się z zabytkowymi budynkami, które aż za często muszą ustąpić miejsca nowoczesności.
Po mieście poruszałem się bądź busikami (jeżdżą wzdłuż głównych tras, koszt 1000 LBP) bądź shared taxi za 2000 LBP. O ile stolica jest dobrym punktem wypadowym po Libanie, ma ciekawe nocne życie, to dla miłośnika zabytków ma niewiele do zaoferowania. To samo tyczy się ładu przestrzennego, miastu brakuje "tego czegoś" żeby na dłużej zapadło w pamięci.
W kolejnym wpisie odwiedzimy chrześcijańską część Libanu. W międzyczasie chętnie odpowiem na wszelkie pytania.Dwa punkty na mapie Libanu są obowiązkowe, jeśli chcemy zrozumieć chrześcijańską duszę Libańczyków: Annaya i dolina Kadisza.
Annaya to sanktuarium poświęcone świętemu Charbelowi. Postać ta jest równie popularna w Libanie jak nasz Jan Paweł II w Polsce. Nalepki ze św Charbelem, pomniki, skarbonki, wisiorki... W pewien sposób jest to też forma identyfikacji z chrześcijańską częścią społeczności w Libanie.
Do Annaya kursują mikrobusy z Byblos, jednak bardzo rzadko. Późnym popołudniem jedyną możliwością jest autostop lub taksówka. Miejsce zadziwia ciszą i przyjemnym chłodem. Na tle gorących, głośnych, chaotycznych miast wybrzeża śródziemnomorskiego kontrast jest olbrzymi. Miejsce sprzyja medytacji i zadumie, udziela się to też na co dzień głośnym Libańczykom.
Drugim miejscem wartym odwiedzenia jest dolina Kadisza. Dotrzemy tam albo przez Trypolis (Bejrut-Trypolis 4000 LBP, potem mikrobus) albo bezpośrednio z Bejrutu, z dworca Dora. Punktem docelowym jest miasteczko Bcharre.
Warto przeznaczyć sobie przynajmniej 2 dni na zwiedzanie doliny. Na dół prowadzi jedno cywilizowane zejście, później idziemy otoczeni wysokimi skałami kanionu. Monastyry w dolinie Kadisza pochodzą nawet z 7 wieku naszej ery, kilka z nich do dziś funkcjonuje na dawnych zasadach. W części z kościołów możliwe jest też wynajęcie celi i spędzenie nocy.
Czynnikiem utrudniającym zwiedzanie doliny, ale dodającym jej uroku, jest słabe oznakowanie trasy. Do wielu monastyrów drogę wskazuje pojedyncza strzałka, później od umiejętności turysty i szczęścia zależy, czy odnajdziemy ukryty w gąszczu roślin, przyciśnięty do skały kościół.
Nocleg; polecam hotel Bauhaus, niezła cena, właściciel lubi Polaków, niedaleko centrum Bcharre.Dzisiaj pojedziemy na granicę z Syrią, do Baalbek. Komunikacją publiczną można się tam dostać w cenie 8000 LBP w jedną stronę, busem z dworca-ronda Cola. Po drodze mijamy kilka wojskowych checkpointów, napięcie nieco wzrasta. Rejony przy paśmie górskim Antylibanu są najbardziej konserwatywną częścią Libanu. Mimo to, nawet tam zobaczyć można było kobiety bez chust i mężczyzn chodzących w szortach.
Jeszcze zanim dojdziemy do świątyni, opadają nas sprzedawcy pamiątek, usiłując sprzedać wodę, długopisy i koszulki z logo Hezbollahu. Prawie jak Maroko, pierwszy i ostatni raz w Libanie.
Sama świątynia Jowisza w Baalbek, a raczej kompleks świątyń, jest miejscem imponującym. Są to pozostałości największej świątyni na świecie wybudowanej przez starożytnych Rzymian. Do czasów dzisiejszych zachowały się tylko ruiny i trzeba sporo wyobraźni, aby wyobrazić sobie jej rozmiar. O jej wielkości świadczyć może rozmiar "małej" świątyni Bacchusa, która zachowała się do dziś. Ta poboczna świątynia dziś przytłacza swą wielkością.
Kolejnym świadkiem wielkości świątyni Jowisza jest 6 kolumn, najwyższych w świecie antycznym. Początkowo kolumn było 128, kolejne trzęsienia ziemi znacznie ograniczyły tą liczbę. 8 Kolumn wywiózł cesarz Justynian pod odnowię Hagia Sophia w Konstantynopolu.
Podczas zwiedzania nagle słyszę strzały, serię z karabinu. Mocny głos wykrzykuje coś po arabsku przez megafon. Odruchowo odwróciłem się w stronę pasma górskiego Antylibanu, które tworzy granicę z Syrią. Nie wypatrzyłem samochodów ISIS, Libańczycy też wydawali się niewzruszeni. Kolejna seria z karabinu. Postanowiłem skrócić zwiedzanie - najpierw schroniłem się w budynku muzeum, gdy strzały ucichły opuściłem teren świątyni na dobre.
Spotkane Libanki twierdzą, że to wyjątkowo spokojny i cichy dzień w Baalbek... Sprzedawca pizzy uświadomił mi, że Libańczycy strzelając w powietrze wyrażają silne emocje, w tym przypadku był to smutek żałobników w idącym za miastem kondukcie pogrzebowym... Ja jednak mam dość i z silnym bólem głowy wracam na noc do Bejrutu.dawmik wywołał Tyr, więc ostatni wpis poświęcę właśnie plażowaniu i jedzeniu w Libanie.
Chcąc w spokoju poopalać się na plaży, w Libanie mamy utrudnione zadanie. Mimo, że kraj położony jest wzdłuż wybrzeża Morza Śródziemnego, dostęp do plaży w wielu miejscach jest utrudniony (wspomniane wcześniej druty kolczaste). Ikoną tego typu utrudnień jest stolica - Bejrut. Większość plaż w Bejrucie jest albo prywatna, albo ogrodzona i zaniedbana. Chcąc wypocząć na plaży w Libanie, powinniśmy udać się do Tyru. Ciekawa sprawa - nie ma bezpośredniego autobusu, który zawiózłby nas do Tyr ze stolicy. Wszystkie busy z Bejrutu jadą do Sydon (niecała godzina drogi). Stamtąd musimy złapać kolejny transport, do Tyr (ponad godzina).
Tyr to miejsce ulubione także (a może tylko) przez Libańczyków, jako punkt weekendowych wyjazdów na plażę. Turyści z Europy, ze względu na panujący tu chaos, wydają się nieco zagubieni. Plaż jest kilka, na większości dominuje głośna muzyka i piknikowy charakter plażowania. W Tyr przy odrobinie szczęścia można ponoć zobaczyć żółwie. Ja nie widziałem, ale też nigdy nie miałem się za szczęściarza.
Ciekawym aspektem plażingu w Libanie jest płynne przenikanie się kultur i religii - obok siebie na plaży leży prawie nagi mężczyzna z slipach i odziana w burkę kobieta. Te dwa światy - arabski i chrześcijański przenikają się w całym Libanie, ale plaża jest jednym z lepszych miejsc, żeby ten kontrast dobrze zaobserwować.
Kuchnia libańska przez niektórych uważana jest za najlepszą na świecie. Łączy ona w sobie cechy kuchni innych krajów śródziemnomorskich. Siłą kuchni libańskich są przystawki - mezze. Libańczycy potrafią podać nawet 30 przystawek do posiłku! Najbardziej znanymi są pasta z ciecierzycy, sałatka z pietruszki czy kulki z jagnięciny w sosie pomidorowym. Obiad składa się z trzech dań: gęstej zupy, dania mięsnego z chlebem pita i ryżem oraz z warzyw podanych na osobnym talerzu. Dla fanów kuchni śródziemnomorskiej - prawdziwy raj.
Dziękuję za uwagę! Czekam na pytania, także dotyczące miejsc, których nie uwzględniłem w tej relacji. Na wszystkie postaram się odpowiedzieć. Zapraszam również na mojego (anty)bloga podróżniczego http://www.okiemmiszy.pl. Tam miejsca, które odwiedzam, traktuję z maksymalną uwagą. Bo liczy się nie jak daleko, ale jak głęboko potrafimy podróżować.Tak, nie wiedziałem czy mogę taką prywatę uprawiać :) Jeśli ktoś chciałby posłuchać na żywo o Libanie, to zapraszam do Krakowa (Bonobo) 16 marca albo też wcześniej do Rzeszowa (Underground pub) 2 marca !
A potem podróżnicze pogaduchy ;)
Mam nadzieję, że społeczność fly4free będzie już wiedziała kim jest ten pan: