Dużo ostatnio relacji z Ameryki Południowej, więc mam trochę obaw przed wrzucaniem kolejnej. Być może jednak komuś się przyda relacja z wyprawy z dwójką maluchów (16 m-cy i 4,5 roku) - w końcu w naszej społeczności też coraz więcej dzieci, które być może za kilka lat wypowiedzą się w temacie "czy to już uzależnienie" lub podobnym, zarażeni pasją rodziców
:lol: Na początek jeszcze raz podziękowania za super wrzutę - deal do Chile zarzucił @JIK tutaj http://www.fly4free.pl/forum/mediolan-chile-362-88-eur,232,80219, a uzupełniła @Niva wrzutą do Buenos. Jako że marzyło mi się Chile z czasów jeszcze bezdzietnych, długo się nie zastanawiałam i złożyłam trasę MXP-AEP/SCL-LHR. Mój pierwszy chyba open jaw w historii mojego latania. Nie mówiąc o tym, że "double"
;) Jako że z urlopem u mojego męża zawsze krucho, postanowiliśmy lecieć na max. 3 tygodnie z dolotami, bilety kupiłam na 8-24/02/2016. Na 2 osoby dorosłe, dziecko 4 -letnie i niemowlaka wyszło 713 euro. Przyjemna cena
:) Oba długodystansowe loty nocą, więc dzieciaki powinny spać
:)
PRZYGOTOWANIA
Schody zaczęły się już, jak zaczęłam opracowywać trasę z Buenos do Santiago
:lol: Okazało się, że ceny transportu w Argentynie są, delikatnie mówiąc, wysokie. Od początku nie brałam pod uwagę wodospadów, jako że mamy w planach Brazylię i na pewno wtedy zahaczymy o wodospady, a ceny transportu w Brazylii wydają się być na niższym poziomie. Poza tym, trasa i tak była dość długa jak na wyprawę z dwójką maluchów. Brałam pod uwagę pokonanie części trasy lotami za aviosy, dokupiłam nawet trochę punktów na hiszpańskim grouponie, jednak anulowano moją transakcję - podejrzewam, że z tego względu, że się połasiłam na polecenie i kupiłam też punkty mojemu mężowi z tego samego IP, płacąc tą samą kartą walutową
:D No nic, punktów mieliśmy ok. 15 000, co starczało na 1 lot za 4500 aviosów (niektóre loty jak np. na wodospady czy do Salty z uwagi na odległość wpadają w przedział 7500 aviosów), jednak po sprawdzeniu wysokości dopłat okazało się, że koszt wyniesie nas niemal tyle, co przejazd autokarem. A że o sławnych, wygodnych autokarach już czytałam przy okazji wielu relacji, zdecydowaliśmy się wypróbować ten środek transportu.
Teraz co do samej trasy - w przypływie euforii spełnianego od dawna marzenia, pomyślałam, że jest to doskonała okazja na odwiedzenie Salar de Uyuni z Salty, następnie powrót do Atacamy i stamtąd już na samolot do Santiago
:) Przez chwilę upajałam się wizją naszej rodzinki nad solnym lustrem i wtedy dopadła mnie pewna wątpliwość - przecież Błażejek nie da sobie założyć okularów przeciwsłonecznych. Zaraz potem druga wątpliwość - przecież to jest mega wysoko (ponad 3600 m n.p.m.), a Błażejek nie umie mówić, co będzie jak dostanie choroby wysokościowej, a my źle zinterpretujemy jakieś sygnały? Ponieważ atrakcje Atacamy leżą jeszcze wyżej, porzuciłam szybko projekt tej trasy. Przyjdzie jeszcze na nią czas
:) Dodatkowo, w internecie znalazłam info, że organizatorzy nie chcą brać niemowlaków i małych dzieci na wycieczki grupowe, z tej prostej przyczyny, że w razie choroby wysokościowej malucha zawracają całą wycieczkę. Na indywidualne owszem, wezmą, ale te są dużo droższe. Tak więc, moje marzenie zostanie zrealizowane w bliżej nieokreślonej przyszłości
:lol: Postanowiliśmy więc jechać grzecznie i w niespiesznym tempie z Buenos w kierunku Mendozy, odbijając do Salty, jeśli dzieciaki będą w dobrej formie. Autokarami chcieliśmy jeździć nocami z uwagi na to, że Błażejek jest bardzo aktywnym dzieckiem i trudno go utrzymać 5 minut na miejscu. Mimo że na trasie Buenos - Salta czy Buenos - Mendoza kursują bezpośrednie autobusy, to jadą po kilkanaście godzin, a tego chcieliśmy uniknąć z dziećmi. Maksymalnie 8-9 godzina, ot tyle, żeby dzieciaki zdążyły się wyspać. Dlatego też naszą trasę musieliśmy podzielić na kilka odcinków.
I tak powstał zarys: Buenos - Cordoba - Salta - Catamarca - Mendoza - Santiago - Valparaiso - Santiago. Z tym, że Salta i Catamarca mogły wylecieć z programu, jeśli podróż okazałaby się zbyt uciążliwa. W najlepszym wypadku dawało to kwotę 750$ na bilety autokarowe, nie wliczając niemowlaka, ale liczyłam na to, że niemowlak nie płaci. Potem w relacji @vamamama przeczytałam, że również dziecko, jeśli jedzie na siedzeniu z rodzicem, to nie płaci za bilet. Postanowiliśmy spróbować w ten sposób choć 1 odcinek. Co do noclegów - zarezerwowałam 3 noce w Buenos, i ostatnie noce w Chile - 2 w Santiago i 2 w Valparaiso. Resztę miałam zamiar rezerwować na bieżąco z uwagi na niepewność trasy. Jeśli chodzi o chorobę wysokościową, to postanowiłam się zaopatrzyć w jakieś środki, z uwagi na niepewność trasy. Okazało się jednak, że pediatra naszych dzieci nie ma pojęcia o takich lekach, na forum uzyskałam kilka informacji, gdzie można uderzyć. Tym oto sposobem udało mi się uzyskać namiary na specjalistę, z którym pewnie będziemy się kontaktować w przyszłości, gdy pojedziemy z dziećmi w końcu w wyższe rejony. Jeśli chodzi o nas, to mimo iż udało mi się zdobyć receptę na diuramid, to nie udało mi się jej zrealizować - okazało się, że w hurtowniach nie ma leku, że był wyprodukowany dobrych kilka lat temu, ważny jest do 2019 r. i mogę sobie dzwonić i szukać
:D Odechciało mi się po kilkunastu telefonach do aptek w mojej okolicy. Tym sposobem definitywnie zrezygnowaliśmy z przebywania na wysokości powyżej 2500 m. n.p.m. Pozostało spakować się, wykupić ubezpieczenie turystyczne i w drogę. Samolot z Gdańska do Bergamo mieliśmy około 10-tej, postanowiliśmy jechać komunikacją publiczną na lotnisko, aby nie zostawiać auta na lotnisku, gdyż nie mieliśmy jeszcze biletów powrotnych z Londynu i nie byliśmy pewni, na którym lotnisku będziemy lądować. Przed położeniem się spać około 2-gej w nocy postanowiłam jeszcze sprawdzić maile
:lol: A tu miła niespodzianka w spamie. Nasz lot z Malpensy do Sao Paolo został przesunięty z godz. 20-tej na 10-ta kolejnego dnia
:o Biorąc pod uwagę liczbę odwołanych lotów, jaka nam się trafia od kiedy mamy dzieci, powinnam zacząć grać w totka - może będę wygrywać z taką samą częstotliwością
:) Postanowiłam jeszcze zasięgnąć porady na forum, bo wiadomo, że tu można znaleźć odpowiedź na każdą wątpliwość. Przez zmęczenie chyba nie wpadłam w pierwszej chwili na to, że linia powinna nam zapewnić nocleg, przeszukałam więc na szybko booking.com, żeby się zorientować w cenach noclegów. Kształtowały się na poziomie 70e w okolicy lotniska Malpensa, więc już uspokojona położyłam się spać.
ZACZYNAMY PODRÓŻ
Spakowaliśmy się w 3 małe "wizzerowe" bagaże podręczne. Na lotnisku w Gdańsku podczas check-in zostałam poproszona o włożenie mojego bagażu (ten niebieski) do sizera. Na prawdę nie rozumiem dlaczego
:lol:
Ten pierwszy z lewej to plecak mojego męża - spakował swoje rzeczy, tablet, aparat i dodatkowy obiektyw. Mój plecak był chyba największy, ale spokojnie do sizera się zmieścił. W plecak mój i dzieciaków oprócz ubrań, bielizny, sandałów i kosmetyków, upchnęłam dużą paczkę pieluch (54 sztuki, najpierw chciałam wziąć mniej, ale ciągle był luz w plecaku), 1,5 kg białego proszku, tj. mleka dla Błażejka (6 paczek, paczka starcza mu max. na 2 dni), chusteczki nawilżane, ok. 10 sztuk pieluszek kąpielowych, ręczniki szybkoschnące i akcesoria do pływania. Rano przypomniało mi się o kolorowankach i kredkach, więc dorzuciłam jeszcze to. Do tego jakieś przekąski typu batoniki, gumy, lizaki i żelki dla dzieci.
Niech ktoś powie, że ciężko się spakować w mały bagaż podręczny
:mrgreen: Do koszyka wózka wrzuciliśmy Błażejka torbę, taką niemowlęcą, z mnóstwem przegródek - był to strzał w dziesiątkę, bo torba idealnie mieściła się z tyłu, pod oparciem wózka, było ją bardzo ciężko wyjąć, jak siedzisko było rozłożone do pozycji poziomej, to wyjęcie torby było w ogóle niemożliwe, nie musieliśmy się więc martwić, że ktoś gdzieś nam coś zwinie. Przegródki dawały swobodę w ulokowaniu dokumentów, portfela i schowania paru $$. Izolowane kieszonki na picie dawały wystarczającą ochronę dodatkowemu obiektywowi oraz okularom przeciwsłonecznym.
Po przylocie na lotnisko Orio al Serio, poszliśmy się posilić do pobliskiego centrum handlowego, a z uwagi na 99% pewności co do przesunięcia naszego lotu, także w niezbędną ilość trunku, co by nie przepłacać za barek. Transport do Malpensy zakupiłam jeszcze zanim się dowiedzieliśmy o przesuniętym locie. Ponieważ mieliśmy sporo czasu, zamiast dojazdu bezpośredniego, wybrałam przejazd z przesiadką na dworcu w Mediolanie, gdzie planowałam wstąpić na jakąś kawę. Z uwagi jednak na przesunięty lot, poszliśmy od razu na kolejny autobus, gdzie bez problemu wpuszczono nas na kurs 40 minut wcześniej. Dzięki temu do odprawy nie było jeszcze kolejek. Szybko dowiedzieliśmy się, że nasz samolot owszem jest, ale nie poleci, bo załoga późno przybyła i muszą odpocząć. Dlatego też nasz lot odbędzie się kolejnego dnia o 10-tej, ale nie mamy się martwić, bo dostaniemy nocleg w hotelu, ze śniadaniem, a na kolację vouchery do lotniskowej restauracji. Jeśli zaś chodzi o nasze połączenie z Sao Paolo do Buenos Aires, to odbędzie się jeszcze kolejnego dnia, bo już na jutrzejszy to nie ma lotów. Ale nie mamy się martwić, bo na pewno nam znajdą lot szybciej, bo jesteśmy z małymi dziećmi.Tak oto godzinę czekaliśmy do kolejnego stanowiska, aby nam ten wcześniejszy lot znaleźli. Mieliśmy szczęście, że tylko godzinę, bo w tym czasie kolejka zaczęła się robić dłuuuga. Okazało się, że mimo iż jesteśmy z małymi dziećmi, to nic innego nam nie znajdą. W ten oto sposób traciliśmy opłaconą nockę w Buenos, za to "zyskiwaliśmy" nockę w Sao Paolo. Na szczęście Pani obiecywała, że tam także dostaniemy zakwaterowanie. Dzienny lot do Sao Paolo trochę mnie przerażał z Błażejkiem - pierwotnie mieliśmy lecieć nocą, a Błażejek miał smacznie spać
:D, ale jak to powiedział Woody Allen: "If you want to make God laugh, tell him about your plans."
:lol: Hotel Sheraton, w którym nas zakwaterowano, znajduje się vis-a-vis lotniska.
Pokój dostaliśmy przestronny, na wyposażeniu były też m.in. szlafroki (nie korzystaliśmy) oraz kapcie, których jedną parę zwinęłam na dalszą podróż. Kapcie były milusie, więc nie miałam żadnych oporów, żeby je ze sobą zabrać - przyznaję się bez bicia, tak a propos niegdysiejszego wątku o wynoszeniu rzeczy z hoteli
:D
Śniadanie było fe-no-me-na-lne. Jedno z najlepszych, jakie do tej pory miałam w hotelu. Ogromny wybór wszystkiego w zasadzie, poczynając od płatków i orzechów, jogurtów, przez pieczywo, wędliny, sery, na owocach kończąc. Co do kolacji zaś, to ponad godzinę błąkaliśmy się po lotnisku w poszukiwaniu naszej restauracji - kilka razy skierowano nas w złe miejsce, potem okazało się, że restauracja o tej samej nazwie znajduje się i na przylotach, i na odlotach. W końcu jednak dotarliśmy, pokazaliśmy kelnerowi nasze vouchery. Ten zaprowadził nas na właściwe miejsca i wręczył menu. No dania w tym menu były różnorodne, ceny także
:mrgreen: Już sobie planowaliśmy co by tu zamówić, gdy zjawiła się kelnerka, pokazaliśmy jej nasze vouchery, a ona na to: "Aaa vouchery. Oddajcie menu". No to koniec rumakowania
:lol: Dzieciaki były już naprawdę głodne
i znudzone
Ale jedzenie było dobre - tyle, że wyboru nie było żadnego, wszyscy dostawali to samo, łącznie z dziećmi. Napoje chociaż pozwolili wybrać
:lol:
Jako że był to długi dzień, dzieci szybko usnęły, a rano stawiliśmy się na check-in, aby odebrać naklejkę na wózek. Wszystko poszło bezproblemowo i planowo, w samolocie (układ 3-3-3, modelu nie powiem, nie rozróżniam ich jeszcze
:lol:) stewardessa poprosiła starszego Pana siedzącego samotnie w środkowym rzędzie, aby się przesiadł i tym oto sposobem mieliśmy do dyspozycji 6 miejsc. Chwała jej za to, bo Błażejek miał przynajmniej gdzie hasać.
Natalka znalazła sobie zajęcie bardzo szybko.
Dzieciaki dostały gadżety - tym razem były to zegarki.
Jedzenie było bardzo dobre
Tyle, że jakoś mało tego było - pomiędzy jednym a drugim serwisem minęło jakieś 8 godzin, w nocy byłoby to ok, ale w dzień to trochę zgłodnieliśmy, na szczęście, idąc po wodę na mleko, wywęszyliśmy, że można dostać muffinki i kanapki, więc skorzystaliśmy z okazji dwukrotnie
;) Sam lot jakoś minął. Zaabsorbować dziecko w wieku Błażejka przez tyle godzin jest dość wyczerpującym zadaniem
:twisted: W Sao Paolo staliśmy jeszcze długo na płycie lotniska, ale koniec końców udało nam się dostać nowe karty boardingowe i voucher na hotel, jedzenie i taksówkę do hotelu. Na lotnisko zaś mieliśmy przyjechać hotelowym shuttle bus. Niestety, na lotnisku przemierzyliśmy niezliczone ilości kilometrów z uwagi na to, że Pani obsługująca taksówki nie chciała przyjąć naszego voucheru. Upierała się, że jest ważny tylko na shuttle bus, które odjeżdżały z innego terminala. Wyruszyliśmy więc na poszukiwania. Na szczęście tam także były stanowiska z taksówkami, więc postanowiłam spróbować szczęścia jeszcze raz - i tym razem zaakceptowano nasz voucher, więc sprawnie znaleźliśmy się w hotelu Bristol. Dostaliśmy 2 pokoje z pojedynczymi łózkami - nie był to dobry układ, ale recepcjonista twierdził, że innych pokoi nie mają. Ponieważ Błażejek częściej się budzi w nocy niż Natalka, a mój mąż nie zawsze słyszy małego, więc logiczne było, że ja właśnie będę w pokoju z synem, a on z córką. Choć można było jeszcze spróbować dzieci umieścić same.
:lol:
Kolacja bardzo dobra, bardzo duży wybór potraw, owoców i ciast. Śniadanie także super pożywne i duży wybór.
Tak więc podróż grupą LATAM możemy szczerze polecić - mimo opóźnienia naszego lotu, zostaliśmy bardzo profesjonalnie obsłużeni, nie musieliśmy się wykłócać, walczyć o swoje prawa etc., zakwaterowanie i transport bardzo na plus. Kolejny nasz lot przebiegł bez zakłóceń, catering pokładowy - bez szału, dzieciaki znowu dostały zegarki.
Opuściliśmy Sao Paolo.
By w końcu znaleźć się u celu, a zarazem początku naszej podróży - Buenos Aires.
U mnie również zdjęcia są
:) Tak czytam, oglądam, skądś znam tą dziewczynkę...hmm.. aaa!!! Milos bo jest miło
:D Podziwiam za wyjazd z dwójką maluchów (zwłaszcza z tym mniejszym
;) ) i czekam na cd.
:) ja już Peru @chaleanthite przeczytałam
:lol:
olajaw dzięki, tak to ta sama - mogę wypożyczyć
:mrgreen: widziałam, że Peru ci się już śni po nocach
:lol: też się tam wybieram, przewodnik kupiony prawie 2 lata temu, no ale mały musi jeszcze podrosnąć - dam mu pół roku
:lol:
Sam za mniej więcej miesiąc będę w Mendozie, więc nie ukrywam, że jestem żywotnie zainteresowany. Myślę, ze inni też z chęcią przeczytają. Super jest Twoja relacja.
Czytam z ciekawością, bo wybieramy się do Chile z naszym równie małym szkrabem jak Wasz, a tu ciągu dalszego brak.. Czy może w innym miejscu jest dalszy ciąg? Jeśli nie to może udzielisz mi jakiś porad co do podróżowania po Chile z takim dzieciaczkiem na priv?
:) miałabym kilka pytań
;)
Na początek jeszcze raz podziękowania za super wrzutę - deal do Chile zarzucił @JIK tutaj http://www.fly4free.pl/forum/mediolan-chile-362-88-eur,232,80219, a uzupełniła @Niva wrzutą do Buenos.
Jako że marzyło mi się Chile z czasów jeszcze bezdzietnych, długo się nie zastanawiałam i złożyłam trasę MXP-AEP/SCL-LHR. Mój pierwszy chyba open jaw w historii mojego latania. Nie mówiąc o tym, że "double" ;)
Jako że z urlopem u mojego męża zawsze krucho, postanowiliśmy lecieć na max. 3 tygodnie z dolotami, bilety kupiłam na 8-24/02/2016. Na 2 osoby dorosłe, dziecko 4 -letnie i niemowlaka wyszło 713 euro. Przyjemna cena :)
Oba długodystansowe loty nocą, więc dzieciaki powinny spać :)
PRZYGOTOWANIA
Schody zaczęły się już, jak zaczęłam opracowywać trasę z Buenos do Santiago :lol: Okazało się, że ceny transportu w Argentynie są, delikatnie mówiąc, wysokie. Od początku nie brałam pod uwagę wodospadów, jako że mamy w planach Brazylię i na pewno wtedy zahaczymy o wodospady, a ceny transportu w Brazylii wydają się być na niższym poziomie. Poza tym, trasa i tak była dość długa jak na wyprawę z dwójką maluchów. Brałam pod uwagę pokonanie części trasy lotami za aviosy, dokupiłam nawet trochę punktów na hiszpańskim grouponie, jednak anulowano moją transakcję - podejrzewam, że z tego względu, że się połasiłam na polecenie i kupiłam też punkty mojemu mężowi z tego samego IP, płacąc tą samą kartą walutową :D No nic, punktów mieliśmy ok. 15 000, co starczało na 1 lot za 4500 aviosów (niektóre loty jak np. na wodospady czy do Salty z uwagi na odległość wpadają w przedział 7500 aviosów), jednak po sprawdzeniu wysokości dopłat okazało się, że koszt wyniesie nas niemal tyle, co przejazd autokarem. A że o sławnych, wygodnych autokarach już czytałam przy okazji wielu relacji, zdecydowaliśmy się wypróbować ten środek transportu.
Teraz co do samej trasy - w przypływie euforii spełnianego od dawna marzenia, pomyślałam, że jest to doskonała okazja na odwiedzenie Salar de Uyuni z Salty, następnie powrót do Atacamy i stamtąd już na samolot do Santiago :) Przez chwilę upajałam się wizją naszej rodzinki nad solnym lustrem i wtedy dopadła mnie pewna wątpliwość - przecież Błażejek nie da sobie założyć okularów przeciwsłonecznych. Zaraz potem druga wątpliwość - przecież to jest mega wysoko (ponad 3600 m n.p.m.), a Błażejek nie umie mówić, co będzie jak dostanie choroby wysokościowej, a my źle zinterpretujemy jakieś sygnały? Ponieważ atrakcje Atacamy leżą jeszcze wyżej, porzuciłam szybko projekt tej trasy. Przyjdzie jeszcze na nią czas :) Dodatkowo, w internecie znalazłam info, że organizatorzy nie chcą brać niemowlaków i małych dzieci na wycieczki grupowe, z tej prostej przyczyny, że w razie choroby wysokościowej malucha zawracają całą wycieczkę. Na indywidualne owszem, wezmą, ale te są dużo droższe. Tak więc, moje marzenie zostanie zrealizowane w bliżej nieokreślonej przyszłości :lol:
Postanowiliśmy więc jechać grzecznie i w niespiesznym tempie z Buenos w kierunku Mendozy, odbijając do Salty, jeśli dzieciaki będą w dobrej formie. Autokarami chcieliśmy jeździć nocami z uwagi na to, że Błażejek jest bardzo aktywnym dzieckiem i trudno go utrzymać 5 minut na miejscu. Mimo że na trasie Buenos - Salta czy Buenos - Mendoza kursują bezpośrednie autobusy, to jadą po kilkanaście godzin, a tego chcieliśmy uniknąć z dziećmi. Maksymalnie 8-9 godzina, ot tyle, żeby dzieciaki zdążyły się wyspać.
Dlatego też naszą trasę musieliśmy podzielić na kilka odcinków.
I tak powstał zarys: Buenos - Cordoba - Salta - Catamarca - Mendoza - Santiago - Valparaiso - Santiago.
Z tym, że Salta i Catamarca mogły wylecieć z programu, jeśli podróż okazałaby się zbyt uciążliwa. W najlepszym wypadku dawało to kwotę 750$ na bilety autokarowe, nie wliczając niemowlaka, ale liczyłam na to, że niemowlak nie płaci. Potem w relacji @vamamama przeczytałam, że również dziecko, jeśli jedzie na siedzeniu z rodzicem, to nie płaci za bilet. Postanowiliśmy spróbować w ten sposób choć 1 odcinek.
Co do noclegów - zarezerwowałam 3 noce w Buenos, i ostatnie noce w Chile - 2 w Santiago i 2 w Valparaiso. Resztę miałam zamiar rezerwować na bieżąco z uwagi na niepewność trasy.
Jeśli chodzi o chorobę wysokościową, to postanowiłam się zaopatrzyć w jakieś środki, z uwagi na niepewność trasy. Okazało się jednak, że pediatra naszych dzieci nie ma pojęcia o takich lekach, na forum uzyskałam kilka informacji, gdzie można uderzyć. Tym oto sposobem udało mi się uzyskać namiary na specjalistę, z którym pewnie będziemy się kontaktować w przyszłości, gdy pojedziemy z dziećmi w końcu w wyższe rejony. Jeśli chodzi o nas, to mimo iż udało mi się zdobyć receptę na diuramid, to nie udało mi się jej zrealizować - okazało się, że w hurtowniach nie ma leku, że był wyprodukowany dobrych kilka lat temu, ważny jest do 2019 r. i mogę sobie dzwonić i szukać :D
Odechciało mi się po kilkunastu telefonach do aptek w mojej okolicy. Tym sposobem definitywnie zrezygnowaliśmy z przebywania na wysokości powyżej 2500 m. n.p.m.
Pozostało spakować się, wykupić ubezpieczenie turystyczne i w drogę. Samolot z Gdańska do Bergamo mieliśmy około 10-tej, postanowiliśmy jechać komunikacją publiczną na lotnisko, aby nie zostawiać auta na lotnisku, gdyż nie mieliśmy jeszcze biletów powrotnych z Londynu i nie byliśmy pewni, na którym lotnisku będziemy lądować.
Przed położeniem się spać około 2-gej w nocy postanowiłam jeszcze sprawdzić maile :lol: A tu miła niespodzianka w spamie. Nasz lot z Malpensy do Sao Paolo został przesunięty z godz. 20-tej na 10-ta kolejnego dnia :o
Biorąc pod uwagę liczbę odwołanych lotów, jaka nam się trafia od kiedy mamy dzieci, powinnam zacząć grać w totka - może będę wygrywać z taką samą częstotliwością :)
Postanowiłam jeszcze zasięgnąć porady na forum, bo wiadomo, że tu można znaleźć odpowiedź na każdą wątpliwość. Przez zmęczenie chyba nie wpadłam w pierwszej chwili na to, że linia powinna nam zapewnić nocleg, przeszukałam więc na szybko booking.com, żeby się zorientować w cenach noclegów. Kształtowały się na poziomie 70e w okolicy lotniska Malpensa, więc już uspokojona położyłam się spać.
ZACZYNAMY PODRÓŻ
Spakowaliśmy się w 3 małe "wizzerowe" bagaże podręczne. Na lotnisku w Gdańsku podczas check-in zostałam poproszona o włożenie mojego bagażu (ten niebieski) do sizera.
Na prawdę nie rozumiem dlaczego :lol:
Ten pierwszy z lewej to plecak mojego męża - spakował swoje rzeczy, tablet, aparat i dodatkowy obiektyw.
Mój plecak był chyba największy, ale spokojnie do sizera się zmieścił.
W plecak mój i dzieciaków oprócz ubrań, bielizny, sandałów i kosmetyków, upchnęłam dużą paczkę pieluch (54 sztuki, najpierw chciałam wziąć mniej, ale ciągle był luz w plecaku), 1,5 kg białego proszku, tj. mleka dla Błażejka (6 paczek, paczka starcza mu max. na 2 dni), chusteczki nawilżane, ok. 10 sztuk pieluszek kąpielowych, ręczniki szybkoschnące i akcesoria do pływania. Rano przypomniało mi się o kolorowankach i kredkach, więc dorzuciłam jeszcze to. Do tego jakieś przekąski typu batoniki, gumy, lizaki i żelki dla dzieci.
Niech ktoś powie, że ciężko się spakować w mały bagaż podręczny :mrgreen:
Do koszyka wózka wrzuciliśmy Błażejka torbę, taką niemowlęcą, z mnóstwem przegródek - był to strzał w dziesiątkę, bo torba idealnie mieściła się z tyłu, pod oparciem wózka, było ją bardzo ciężko wyjąć, jak siedzisko było rozłożone do pozycji poziomej, to wyjęcie torby było w ogóle niemożliwe, nie musieliśmy się więc martwić, że ktoś gdzieś nam coś zwinie. Przegródki dawały swobodę w ulokowaniu dokumentów, portfela i schowania paru $$. Izolowane kieszonki na picie dawały wystarczającą ochronę dodatkowemu obiektywowi oraz okularom przeciwsłonecznym.
Po przylocie na lotnisko Orio al Serio, poszliśmy się posilić do pobliskiego centrum handlowego, a z uwagi na 99% pewności co do przesunięcia naszego lotu, także w niezbędną ilość trunku, co by nie przepłacać za barek.
Transport do Malpensy zakupiłam jeszcze zanim się dowiedzieliśmy o przesuniętym locie. Ponieważ mieliśmy sporo czasu, zamiast dojazdu bezpośredniego, wybrałam przejazd z przesiadką na dworcu w Mediolanie, gdzie planowałam wstąpić na jakąś kawę. Z uwagi jednak na przesunięty lot, poszliśmy od razu na kolejny autobus, gdzie bez problemu wpuszczono nas na kurs 40 minut wcześniej. Dzięki temu do odprawy nie było jeszcze kolejek. Szybko dowiedzieliśmy się, że nasz samolot owszem jest, ale nie poleci, bo załoga późno przybyła i muszą odpocząć. Dlatego też nasz lot odbędzie się kolejnego dnia o 10-tej, ale nie mamy się martwić, bo dostaniemy nocleg w hotelu, ze śniadaniem, a na kolację vouchery do lotniskowej restauracji. Jeśli zaś chodzi o nasze połączenie z Sao Paolo do Buenos Aires, to odbędzie się jeszcze kolejnego dnia, bo już na jutrzejszy to nie ma lotów. Ale nie mamy się martwić, bo na pewno nam znajdą lot szybciej, bo jesteśmy z małymi dziećmi.Tak oto godzinę czekaliśmy do kolejnego stanowiska, aby nam ten wcześniejszy lot znaleźli. Mieliśmy szczęście, że tylko godzinę, bo w tym czasie kolejka zaczęła się robić dłuuuga. Okazało się, że mimo iż jesteśmy z małymi dziećmi, to nic innego nam nie znajdą. W ten oto sposób traciliśmy opłaconą nockę w Buenos, za to "zyskiwaliśmy" nockę w Sao Paolo. Na szczęście Pani obiecywała, że tam także dostaniemy zakwaterowanie.
Dzienny lot do Sao Paolo trochę mnie przerażał z Błażejkiem - pierwotnie mieliśmy lecieć nocą, a Błażejek miał smacznie spać :D, ale jak to powiedział Woody Allen: "If you want to make God laugh, tell him about your plans." :lol:
Hotel Sheraton, w którym nas zakwaterowano, znajduje się vis-a-vis lotniska.
Pokój dostaliśmy przestronny, na wyposażeniu były też m.in. szlafroki (nie korzystaliśmy) oraz kapcie, których jedną parę zwinęłam na dalszą podróż. Kapcie były milusie, więc nie miałam żadnych oporów, żeby je ze sobą zabrać - przyznaję się bez bicia, tak a propos niegdysiejszego wątku o wynoszeniu rzeczy z hoteli :D
Śniadanie było fe-no-me-na-lne. Jedno z najlepszych, jakie do tej pory miałam w hotelu. Ogromny wybór wszystkiego w zasadzie, poczynając od płatków i orzechów, jogurtów, przez pieczywo, wędliny, sery, na owocach kończąc.
Co do kolacji zaś, to ponad godzinę błąkaliśmy się po lotnisku w poszukiwaniu naszej restauracji - kilka razy skierowano nas w złe miejsce, potem okazało się, że restauracja o tej samej nazwie znajduje się i na przylotach, i na odlotach. W końcu jednak dotarliśmy, pokazaliśmy kelnerowi nasze vouchery. Ten zaprowadził nas na właściwe miejsca i wręczył menu. No dania w tym menu były różnorodne, ceny także :mrgreen: Już sobie planowaliśmy co by tu zamówić, gdy zjawiła się kelnerka, pokazaliśmy jej nasze vouchery, a ona na to: "Aaa vouchery. Oddajcie menu".
No to koniec rumakowania :lol:
Dzieciaki były już naprawdę głodne
i znudzone
Ale jedzenie było dobre - tyle, że wyboru nie było żadnego, wszyscy dostawali to samo, łącznie z dziećmi. Napoje chociaż pozwolili wybrać :lol:
Jako że był to długi dzień, dzieci szybko usnęły, a rano stawiliśmy się na check-in, aby odebrać naklejkę na wózek. Wszystko poszło bezproblemowo i planowo, w samolocie (układ 3-3-3, modelu nie powiem, nie rozróżniam ich jeszcze :lol:) stewardessa poprosiła starszego Pana siedzącego samotnie w środkowym rzędzie, aby się przesiadł i tym oto sposobem mieliśmy do dyspozycji 6 miejsc. Chwała jej za to, bo Błażejek miał przynajmniej gdzie hasać.
Natalka znalazła sobie zajęcie bardzo szybko.
Dzieciaki dostały gadżety - tym razem były to zegarki.
Jedzenie było bardzo dobre
Tyle, że jakoś mało tego było - pomiędzy jednym a drugim serwisem minęło jakieś 8 godzin, w nocy byłoby to ok, ale w dzień to trochę zgłodnieliśmy, na szczęście, idąc po wodę na mleko, wywęszyliśmy, że można dostać muffinki i kanapki, więc skorzystaliśmy z okazji dwukrotnie ;)
Sam lot jakoś minął. Zaabsorbować dziecko w wieku Błażejka przez tyle godzin jest dość wyczerpującym zadaniem :twisted:
W Sao Paolo staliśmy jeszcze długo na płycie lotniska, ale koniec końców udało nam się dostać nowe karty boardingowe i voucher na hotel, jedzenie i taksówkę do hotelu. Na lotnisko zaś mieliśmy przyjechać hotelowym shuttle bus.
Niestety, na lotnisku przemierzyliśmy niezliczone ilości kilometrów z uwagi na to, że Pani obsługująca taksówki nie chciała przyjąć naszego voucheru. Upierała się, że jest ważny tylko na shuttle bus, które odjeżdżały z innego terminala. Wyruszyliśmy więc na poszukiwania. Na szczęście tam także były stanowiska z taksówkami, więc postanowiłam spróbować szczęścia jeszcze raz - i tym razem zaakceptowano nasz voucher, więc sprawnie znaleźliśmy się w hotelu Bristol.
Dostaliśmy 2 pokoje z pojedynczymi łózkami - nie był to dobry układ, ale recepcjonista twierdził, że innych pokoi nie mają. Ponieważ Błażejek częściej się budzi w nocy niż Natalka, a mój mąż nie zawsze słyszy małego, więc logiczne było, że ja właśnie będę w pokoju z synem, a on z córką. Choć można było jeszcze spróbować dzieci umieścić same. :lol:
Kolacja bardzo dobra, bardzo duży wybór potraw, owoców i ciast. Śniadanie także super pożywne i duży wybór.
Tak więc podróż grupą LATAM możemy szczerze polecić - mimo opóźnienia naszego lotu, zostaliśmy bardzo profesjonalnie obsłużeni, nie musieliśmy się wykłócać, walczyć o swoje prawa etc., zakwaterowanie i transport bardzo na plus.
Kolejny nasz lot przebiegł bez zakłóceń, catering pokładowy - bez szału, dzieciaki znowu dostały zegarki.
Opuściliśmy Sao Paolo.
By w końcu znaleźć się u celu, a zarazem początku naszej podróży - Buenos Aires.
c.d.n.