+3
niskowo-land 16 kwietnia 2016 22:30
Porady praktyczne: jak, gdzie i za ile zwiedzać Wietnam.

JAK SIĘ DOSTAĆ DO HO CHI MINH (dawny SAJGON)?
Dziś bezpośredni przelot do Sajgonu z Warszawy za 1800 zł to oferta. W 2013 roku, gdy upolowaliśmy lot za 2000 zł na Fly4Free, z Warszawy z przesiadką w Moskwie, byliśmy bardzo, bardzo szczęśliwi. Wylecieliśmy o 19.35, a w stolicy Rosji zastała nas północ czasu moskiewskiego. Spędzając upojną noc i dzień na lotnisku Moskwa-Szeremietiewo, poznaliśmy każdy pamiątkowy model jajek w typie Faberge. Po kilkunastu godzinach nicnierobienia, nasze zlasowane nudą mózgi rozpatrywały nawet zakup jednego z najbardziej pstrokatych jaj. Ale udało się. Budżet nie nadszarpnięty, stoiska całe, a gate, otwarty o 20.35, w końcu urozmaicił nam dzień.
Sam lot do miasta Ho Chi Minha, z rosyjskimi współpasażerami, to przygoda sama w sobie. Każdy, kto tego doświadczył wie, o czym mówię. Takie doświadczenie wytłumaczyło mi, dlaczego w tym kraju wymyślono kołchoz. :)
Jak zwiedzać Wietnam: LOTNISKO TAN SON NHAT W HO CHI MINH:
Wiza wielokrotnego wjazdu (trip był poszerzony o Tajlandię i Kambodżę) dla Polaków, w 2013 roku, kosztowała 65$ za osobę. I trzeba było pamiętać o zabraniu 2 zdjęć (zresztą na takie samodzielne wyjazdy, warto zabierać ich trochę więcej. Czytaj: RADY DLA SAMODZIELNYCH PODRÓŻNIKÓW) i wcześniej internetowo postarać się o tzw. promesę wizową (koszt: kilka USD). Gdy udało nam się wyrobić wizy, odzyskać nasze bagaże rejestrowe, i gdy rzuciliśmy ostatnie nienawistne spojrzenia w stronę wciąż trzeźwiejących ‘towarzyszy’ lotu, opuściliśmy lotnisko.

Jak zwiedzać Wietnam: Z LOTNISKA DO 1 DZIELNICY W SAJGONIE.
Oczywiście można złapać taksówkę przed portem lotniczym i dostać się w wybrane miejsce. Ale lotniskowe taryfy bywają szokujące, nawet w Azji. Zresztą, lepiej oszczędzać budżet gdzie się da, tym bardziej pierwszego dnia. Warto więc, po wyjściu z hali przylotów, skręcić w prawo i znaleźć autobus do zagłębia hostelowego, w okolicy ulicy Tran Hung Dao, w 1 dzielnicy. Autobus ma przystanek vis a vis Burger Kinga, a jego numer to 152. My jechaliśmy do Pham Ngu Lao, ale nie ma co panikować i starać się odszukać trasę przejazdu na mapie. Pan kierowca, jednocześnie będący kasjerem, zwróci Wam uwagę, że to wasz przystanek. Pamiętajcie więc, że w momencie kupowania biletu warto mu powiedzieć, gdzie chcecie pojechać. Nawet jeśli nie znacie zasad wymowy alfabetu wietnamskiego.

Jak zwiedzać Wietnam: KOMUNIKACJA PO SAJGONIE:
W autobusach zawsze wsiadaj od strony kierowcy, chyba, że masz tak wielki bagaż, że utrudni Ci on dostanie się do pojazdu wąskimi drzwiami z przodu. Bilet kupuje się najczęściej w prowizorycznym biletomacie u kierowcy. Mówisz, dokąd jedziesz, kierowca odpowiada za ile (lub pokazuje), ty wrzucasz kwotę do plastikowej szkatułki (czy co w danym autobusie spełnia tę rolę), a on daje ci (lub nie) bilet. Siadasz, jedziesz i cieszysz się podróżą.

Łapanie autobusu na ulicy bywa trudniejsze. Często przystanek jest ustalonym przez tradycję miejscem gdzie, na danej ulicy, wszyscy wsiadają. Jeśli grupa osób czeka na coś, to pewnie to jest przystanek. Taki system w wielu krajach jest normalnością i dobrze się sprawdza. Oczywiście, szczególnie w centrum miasta, są też klasyczne przystanki w iście europejskim typie, z ławeczką, a nawet rozkładem jazdy. Cena z przejazd po Sajgonie, ok. 30 minutowy, z lotniska do dzielnicy 1, to 10.000 dongów (= 0,5 $) za dwie osoby.

Jak zwiedzać Wietnam: DZIEŃ 1. MIASTO HO CHI MINH.
Przylecieliśmy rano, lecz kolejka po wizę, trasa autobusowa do Phan Ngu Lao i poszukiwanie taniego hotelu (200.000 dongów = 10$/noc) sprawiły, że zastała nas godzina 14.00. Zainstalowaliśmy się dość szybko i udaliśmy się zwiedzać okolicę.

Najważniejsze wrażenie, jakie odczuliśmy, to niezwykle zeuropeizowany charakter miasta. Spodziewaliśmy się miasta w typie metropolitarnym, ale miasta nie aż tak zachodniego. Zdziwienie rosło z każdym poznawanym zakątkiem.

Najpierw udaliśmy się zwiedzić najbliższą okolicę (nazywamy to rozpoznawaniem terenu) i zakupić bilety do Nha Trang. Okazało się to bardzo łatwe (chyba wszyscy w tej okolicy świadczą usługi turystyczno-hotelowo-komunikacyjne).

Dalej poszliśmy do Muzeum Śladów Wojny. Muzeum to pokazuje, niestety dość jednostronnie, walki Wietnamczyków z żołnierzami Amerykańskimi. Wspomina też I Wojnę Indochińską i walki z Francuzami, ale jako temat drugorzędny. Może dlatego, że większość odwiedzających to jednak mieszkańcy Ameryki Północnej. Niestety, ignorancja, jaką niektórzy prezentują, zwiedzając to miejsce, przerosła nasze wyobrażenie. Jeden przykład: jedna z odwiedzających Amerykanek głośno wyraziła zdziwienie, że jej kraj w ogóle kiedyś walczył z Wietnamczykami. Widocznie na snapchat-cie tego nie pokazywali. :)

Zmiana czasu, tłumy w muzeum i kontrast pogodowy z Warszawą,zmęczyły nas dotkliwie. Udaliśmy się więc na kolację, którą nie mogło być nic innego, jak tylko pierwsza, prawdziwa, zupa Pho (najlepszą i tanią znajdziecie w Pho Stall na rogu Pham Ngu Lao i Do Quang Dau, i jeszcze podpowiedź: wieczorami, po całym dniu gotowania - zupa jest najlepsza).
Jak zwiedzać Wietnam: DZIEŃ 2. MIASTO HO CHI MINH.
Dzień zaczęliśmy od spaceru nad rzeką Sajgon a stamtąd, wzdłuż niej, na ulicę Dong Khoi. Jest to turystyczne centrum Sajgonu.

Znaleźć tu można hotele znane z relacji amerykańskich korespondentów wojennych z konfliktu wietnamskiego, katedrę katolicką założoną przez Francuzów i nazwaną, nomen omen, Notre Dame.

Znajduje się tu także siedziba Poczty Głównej projektu Gustava Eiffla, domy mody Dior, Gucci czy Chanel, jak również Siedziba Komitetu Ludowego partii. Taki melanż ikon.

Skoro dopiero wieczorem (23.00) mieliśmy jechać do Nha Trang, więc postanowiliśmy udać się do pobliskiego zoo. Trudno jednoznacznie nam ocenić ten przybytek. Dział kotów jest świetnie reprezentowany (biały tygrys i lew albinos), ornitologiczne okazy nie odbiegają od europejskich klatek, ale terraria herpetologiczne, jeśli można, należy omijać. Szczególnie będąc z dziećmi (w terrariach widzimy przerażone króliki, świnki morskie czy myszki, przytulone do siebie i czekające na śmierć, a obok ogromne węże posilające się na ich oczach jednym z ich towarzyszy. Straszne). Z ciekawostek można polecić orangutana i antylopę oryks, podobno otworzyli już strefę wolnych lotów dla motyli. Niestety, w trakcie naszych odwiedzin dopiero przygotowywano się do inauguracji tego pomieszczenia.

Wieczorem znów poszliśmy posilić się zupą pho, nawet padło postanowienie dodania jej do Niskowo-Landzkich dań codziennych. Zabraliśmy swoje rzeczy z hotelu, obiecując właścicielce, że wrócimy tu za trzy tygodnie i poszliśmy szukać naszego transportu do Nha Trang.

Był to nowoczesny autokar z miejscem do spania. I był to najlepszy tego typu środek lokomocji, jaki spotkaliśmy w Wietnamie. Wszystkie inne, jakimi później podróżowaliśmy, były lichymi naśladowcami tego typu autokaru. Do dziś nie wiemy, czemu nie trafiliśmy drugi raz na taki transport, choć ceny za przejazd bywały zbliżone.

Jak zwiedzać Wietnam: DZIEŃ 26. MIASTO HO CHI MINH.
Wróciliśmy jeszcze do Sajgonu kilkanaście dni później, dzień przed obchodami święta Tet. Nasz powrót z Kambodży opóźnił się o 1 dzień, więc nie chcieliśmy ryzykować wycieczki do delty Mekongu, czy do podziemnych tuneli Cu Chi. Ale plany takie mieliśmy. Poświęciliśmy ten dzień na zwiedzanie Muzeum Historii Wietnamu, Wielkiej Świątyni Cao Dai, Pagody Jadeitowego Cesarza i spacer po Cholonie. Zresztą, miesiąc w Azji już nas wystarczająco wymęczył, a perspektywa dwudniowego powrotu do Polski z ‘towarzyszami’, skutecznie podcinała nam energię do forsowania budżetu, sił i planu.

Jak zwiedzać Wietnam: DZIEŃ 3. NHA TRANG – PO KLONG GARAI.
Do Nha Trang dojechaliśmy o 8.00 rano. Poszukiwanie taniego hotelu nie było trudne, więc szybko byliśmy gotowi na wyzwania tego dnia. Zwiedzić czamskie świątynie w Po Klong Garai, 100 km na południe od naszego hotelu. Zadanie było trudne, ale po całym dniu i kilku próbach wyłudzenia od nas pieniędzy, wróciliśmy do Nha Trang z tarczą. Została więc tylko do załatwienia kolacja, standardowo składająca się z zupy pho, i marsz do Oceanu Spokojnego. Niestety, spokojny to on nie był, więc tylko nogi obmyliśmy w zimnych, huczących falach i poszliśmy spać do hotelu.

Jak zwiedzać Wietnam: DZIEŃ 4. NHA TRANG - MOTOCYKLE.
To chyba jeden z tych dni, o których będę pamiętał zawsze. Często w czasie podróży zdarza nam się iść na tzw. żywioł. Tak było i tym razem. Bez większego namysłu, postanowiliśmy wynająć motor. Wydaje się to mało ekstrawaganckie. Jasne. Ale ważne jest to, że żadne z nas nie ma prawa jazdy, znaki drogowe pamiętamy, lub nie, z podstawówki, a jedyne, czym moglibyśmy się poszczycić w tej dziedzinie, to umiejętnością utrzymania równowagi na rowerze. I to nie w każdym wypadku. ;) Na szczęście, w Wietnamie wystarczy okazać paszport, zapłacić i można jechać, gdzie się chce. Chcieliśmy najpierw wynająć motor i powoli nauczyć się na nim jeździć. Niestety, właścicielka chyba wyczuła moje umiejętności i postanowiła zobaczyć, jak sobie radzę, przed powierzeniem mi cennego sprzętu na cały dzień. Opis tego wydarzenia nie jest tu konieczny. Puentą niech będzie rozmowa obserwujących moje wyczyny crossowe kobiet:
Dama1: On na pewno umie jeździć na motorze?
Dama2: Ależ tak. Tylko w domu ma inny model.
Nie muszę dodawać, kto ukrywa się pod poszczególnymi osobami w tym dialogu. Dama2 wsiadła ze mną na motor i pojechaliśmy, na początku dość chwiejnie, ale jednak prosto, szukać stacji benzynowej. Za każdym następnym razem dostawaliśmy motor z pełnym bakiem i jedynie przy oddawaniu go mieliśmy tankować pod korek. Niestety, nasz pierwszy pojazd był prawie bez paliwa, a nasz cel – stacja, znajdował się kilkaset metrów dalej przy ruchliwej, dwupasmowej ulicy. Wówczas była to dla nas dość przerażająca trasa. :)

Spoceni z nerwów i o chwiejnych ze stresu nogach, jakoś tam dotarliśmy. Na początek starałem się skręcać tylko w prawo. :) Ale że praktyka czyni mistrza, z czasem nawet byliśmy nawet w stanie naprawiać motocykl na ruchliwym moście. W ostatecznym rachunku przejechaliśmy różnymi motorami około 300 km, bez uszczerbku na zdrowiu i duchu. Przynajmniej w moim wypadku. :)

Cena z wynajem była różna w zależności od miasta i tak (za dzień):
w Nha Trang – 100.000 (5$)
w Hoi An - 120.000 (6$)
w Hue - 100.000 (5$)
Paliwo to wydatek 60.000 dongów (3$) za pełen bak.
Oczywiście wynajem motorów dla turystów pociągnął za sobą rozwój płatnych miejsc postojowych przy najważniejszych obiektach w Wietnamie. To też element Doi Moi – otwarcia możliwości robienia biznesów dla mieszkańców. Przy mizernym nadzorze państwa.

DLACZEGO WARTO WYNAJĄĆ MOTOR: Dzień wcześniej, za taksówkę z naszego hotelu do postoju autobusów, zapłaciliśmy 36.000 dongów. Czyli za cały dzień jazdy motorem, masz 3 przejazdy taksówką. Rachunek jest bardzo prosty. A wygoda i samodzielność komunikacyjna bezcenna.

Gdy już nabrałem wprawy, pojechaliśmy do pagody Long Son, a stamtąd do wież czamskich w Po Nagar w okolicy miasta.

Drugą połowę dnia spędziliśmy na motorze zwiedzając wybrzeże do Ninh Hoa, około 30 km na północ od Nha Trang. Dzień zakończyliśmy tym razem zupą pho z kurczaka (phở gà).

Jak zwiedzać Wietnam: DZIEŃ 5. HOI AN.
Po kolejnej nocy spędzonej w autobusie, choć już nie tak wygodnym, dojechaliśmy do Hoi An na 8.00 rano. Znaleźliśmy hotel, tym razem z problemami. Autobus zatrzymał się przy oddalonym od centrum hotelu, gdzie próbowano nam wcisnąć okropny pokój na zawilgoconym poddaszu. Znaleźliśmy inny, tańszy, za 210.000 dongów, w dodatku w samym centrum. Niestety, dotarcie do niego było uciążliwe, bo oddalony był od postoju autobusowego dość znacznie.

Udaliśmy się na śniadanie i zaczęliśmy chłonąc atmosferę tego miejsca. Jest naprawdę miłe. W okolicy naszego hotelu znajdował się targ oferujący gigantyczny wybór ryb, warzyw, owoców i kwiatów. Zawiłe małe uliczki i kolorowe domki z XVIII wieku robią przyjemne wrażenie. Niestety, miasteczko to jest dość drogie jak na Wietnam. Ale warto w nim stracić choć jeden dzień.

Owoce morza i ryby są tu wyśmienite. Wracając do hotelu uliczkami rozjaśnionym kolorowymi lampionami, można poczuć leniwą atmosferę nadmorskiej osady rybackiej sprzed lat. Niestety, miejsce to jest coraz popularniejsze, co przekłada się na hałaśliwą muzykę, liczne bary i całą tą stęchliznę kurortowej atmosfery. Ale mimo to warto.

Jak zwiedzać Wietnam: DZIEŃ 6. HOI AN – MY SON.
Rano wynajęliśmy motor i z wydrukiem z google earth oraz wskazówkami z wikitravel postanowiliśmy dojechać do świątyń w My Son (40 km na południowy zachód od Hoi An). To tu na jednym z mostów motor nam zupełnie padł, ale podstawowe informacje z historii motoryzacji wystarczyły, aby uruchomić go ponownie. Turystów słabego ducha mogłoby to zniechęcić, ale nie mieszkańców Niskowo-Landu, więc pojechaliśmy dalej. :)

Świątynie warte są swojej renomy. Nie tylko jako archeolodzy doceniliśmy ich piękno. Ruiny te mają w sobie pewną romantyczną urodę, której nie sposób nie ulec.

Spędziliśmy w My Son 6 godzin, włócząc się od świątyni do świątyni i podziwiajac dziką przyrodę. Wracając spieszyliśmy się. Pogoda się psuła, a późnym wieczorem mieliśmy autobus do Hue. Na szczęście motor już nie szwankował, deszcz nas nie zastał w trasie, a na dodatek po powrocie okazało się, że mieliśmy jeszcze niewielki zapas czasu. Wykorzystaliśmy go na kolację i zakupy owocowe na targu.


Wieczorem, o 22.00 mieliśmy dostać się autobusem do Danang, a stamtąd jechaliśmy do Hue. Bus który wybraliśmy, mimo że jechał bezpośrednio do Hue i miał być przeznaczony tylko dla turystów (20$), przewoził nas w strasznych warunkach. Na korytarzach jechali upchani lokalsi, w lukach podróżowały jechały klatki pełne drobiu i innych zwierząt. Dowiedzieliśmy się o tym gdy autobus około 3.00 nad ranem zatrzymał się z zagrzanym silnikiem a pasażerowie zaczęli się dusić w zamkniętej kabinie. Po opuszczeniu wnętrza naszego środka lokomocji czekaliśmy około 2 godzin na polu pitajowym, aż ktoś zatrzyma się i pomoże kierowcy, zabierając część jego ładunku. Z obecnym obciążeniem i pasażerami nie dojechalibyśmy do Da Nang. Ktoś w końcu się ulitował, ale za nie małe pieniądze. Ruszyliśmy więc dalej.

Rano dojechaliśmy do Da Nang; kierowca chciał zrehabilitować się pozostałym pasażerom za nocną przygodę. Zatrzymał się przy plaży. Przy nowo budującym się hotelu. Bar o dziwo już działał, lecz cała reszta była dopiero rozplanowywana. Oczywiście właściciel autobusu był bliskim przyjacielem właściciela baru, i gdy pozostali turyści śniadaniowali ku radości przewoźnika i właściciela przybytku, my udaliśmy się na plażę. Nas udało mu się tym postojem ‘urobić’ właśnie tą plażą. Chłodnym porannym zefirem na niej , nie deptanym nachalną nogą piaskiem, ciepłym muśnięciem fali i szumem oceanu.

Taki postój to rozumiem.

Jak zwiedzać Wietnam: DZIEŃ 7. HUE.
Dawną stolicę Wietnamu zaczęliśmy zwiedzać od Cytadeli i zbombardowanych pozostałości po pałacu cesarskim. Gruzy te, częściowo odrestaurowane, zawdzięczają swoje drugie życie zespołowi konserwatorów kierowanych przez Polaka Kazimierza Kwiatkowskiego.

Tego samego, któremu zawdzięczają odrestaurowanie kolorowe domki w Hoi An.

Miasto Cesarskie robi imponujące wrażenie, ale bardziej imponujący jest jednak ogrom zniszczeń, jakie dokonały naloty amerykańskich bombowców. Jeden z pałaców cesarskich, wybudowany w końcu XIX wieku na wzór francuski, zachował się tylko do poziomu podłogi.

Zwiedzając Hue poza obrębem cytadeli, kupiliśmy bilet, tym razem kolejowy, do Hanoi. A dzień zakończyliśmy na kolacji złożonej z warzywnych sajgonek. Ostatecznie zupa pho nam się przejadła, mimo, że w trakcie wielu degustacji, nie spotkaliśmy dwóch takich samych smaków.

Jak zwiedzać Wietnam: DZIEŃ 8. HUE – OKOLICE.
Znów wynajętym motorem, tym razem postanowiliśmy zwiedzić grobowce cesarskie w niedalekiej okolicy Hue. Zaczęliśmy od grobowca Khai Dinha. Tu na postoju dla motorów, mimo, że wyraźnie była wypisana stawka, zażądano od nas więcej pieniędzy. Takie zachowanie nigdy nam się nie przydarzyło w trakcie całej podróży. Ale tu jednak tak. Może to jakaś mandaryńska tradycja defraudacji pieniędzy w dawnym stołecznym i cesarskim mieście. :)

Dalej udaliśmy się do grobowca Minh Manga. To chyba najciekawszy z oglądanych przez nas grobowców. Znajduje się po drugiej stronie rzeki Perfumowej, otoczony sadami bananowymi.

Warto przy okazji zakupić kiść bananów i porównać z dostarczanymi do nas południowoamerykańskimi odmianami. Będziecie zaskoczeni. Tymczasem to azjatyckie banany są oryginalne, a amerykańskie to hodowane podróbki.

Zwiedziliśmy jeszcze kilka grobowców, już nie tak imponujących, i wróciliśmy, późnym popołudniem, do Hue. Na pociąg do Hanoi za 882.000 dongów (45$/2 osoby) spóźnić się nie chcieliśmy.

Jak zwiedzać Wietnam: PODRÓŻ POCIĄGIEM W WIETNAMIE:
Wysiadając z pociągu, warto zastanowić się, co zrobiło się z biletem. W Wietnamie ten stary zwyczaj sprawdzania (w zasadzie to oddawania) biletów w momencie opuszczania dworca wciąż obowiązuje Jeśli go nie masz, musisz zakupić nowy. Na szczęście nasze się znalazły.

W pociągu można też spotkać uroczych sprzedawców przekąsek. Nad ranem, gdy widoki nas już zmęczyły, pojawił się wózek z ciepłym jedzeniem. Skoro jest możliwość, a brzuchy są puste, czemu by czegoś nie przekąsić? Niecierpliwie, nasze umysły wyobrażały sobie, co tam nam przyjdzie sobie wybrać na śniadanie. Tym bardziej, że zapachy i powolne tempo przesuwania się wózka, zapowiadały jakiś lokalny rarytas. Jakie było nasze rozczarowanie, gdy nasz sąsiad pierwszy kupił sobie śniadanie. Gotowane jajo. Jakie to oczywiste. Analizując poziom głodu, postanowiliśmy jednak zadowolić się tym jajkiem, i gdy już mieliśmy wybrać najdorodniejsze i najbardziej kształtne, nasz sąsiad rozłupał skorupkę a naszym oczom ukazał się balut. Czyli w wersji wietnamskiej 21 dniowy, w pełni rozwinięty zarodek kaczki ugotowany w rosole, w skorupce. Jaja te są uznawane w Wietnamie za przysmak. Apetyty więc nam gdzieś zniknęły, uśmiechem spławiłem sprzedawcę. A unoszący się wokół smakowity aromat, nagle stracił coś ze swojego uroku. Pasażerowie zajadali śniadanie z lubością i niestety nie bardzo przejmowali się pozostałościami po nim. Umieszczali je na półkach bagażowych, na siedzeniach i pod nogami. Jak łatwo się domyślić, przy każdym mocniejszym szarpnięciu wagonów, resztki, w postaci kości, dziobów i łap, walały się po całym przedziale. Oczywiście spadając na nas, wysuwając się spod naszych siedzeń i przyklejając się do butów. Tak nas przywitała stolica Wietnamu.

Jak zwiedzać Wietnam: DZIEŃ 9. HANOI.
Klimat Hanoi jest zupełnie inny, niż na południu. Jeśli słońce stanowiło problem w Nha Trang, to tu problem stanowił jego brak. W hotelu ("klimatyczny" pokój bez okna na 6 piętrze bez windy, ale za to za 10 USD), wygrzebaliśmy bluzy i kurtki przeciwdeszczowe z naszych plecaków i ruszyliśmy zwiedzać. Na pierwszy cel obraliśmy sobie zabalsamowane szczątki Ho Chi Minha.

Mauzoleum, według architektów wietnamskich, podobno przypomina kwiat lotosu. Nie umiem ustalić, czy chodzi im o rozwinięty, czy też nie. Sam okoliczny plac jest iście socjalistyczny, wielkość jego nawet N. Ceaușescu by zadowoliła.

Samo miasto Hanoi niewiele może zaoferować, przynajmniej podczas lutowej aury. Pod względem cen jest na pewno tańsze od Sajgonu, dlatego zakupy spożywcze nas trochę poniosły. Znaleźliśmy też wycieczkę do zatoki Ha Long, na następny dzień, za 600.000 (30$/2 osoby).

Wieczorem można udać się na pokaz teatru na wodzie, który jest wart polecenia. Mimo, że obawialiśmy się turystycznej tandety, to jednak spektakl miło się oglądało i nie żałujemy wydanych 200.000 (10$/2 osoby).

Powrót do hotelu zajął nam trochę czas,u tym bardziej, że było już późno a od okolic jeziora Hoan Kiem, gdzie znajduje się teatr, do naszego hotelu był niemały kawałek.

Jak zwiedzać Wietnam: DZIEŃ 10. HANOI – HA LONG.
Obowiązkowym punktem pobytu w Hanoi jest wyprawa nad zatokę Ha Long. Niestety, estyma jaką otacza się to miejsce, nie do końca oddaje jego urok. Po pierwsze myśleliśmy, że mieliśmy strasznego pecha co do pogody. Było bardzo pochmurnie, światło do zdjęć fatalne i od czasu do czasu padało. Nie mówiąc o przenikliwym zimnie.

Myśląc, że to wina naszego terminu wizyty, wyobrażaliśmy sobie więc, jak w zatoce jest ładnie w inne słoneczne dni. To jednak nie wina terminu. Tam pogoda rzadko dopisuje, a lepsze zdjęcia są najczęściej wynikiem intensywniejszej obróbki Photoshop-owej.

W trakcie wykupionego rejsu masz zagwarantowany posiłek i możliwość zwiedzenia jednej z wielu licznych tu jaskiń, np. Hang Dau Go. Często w jaskini jest cieplej, niż na zewnątrz, gdyż kolorowe reflektory, oświetlające formacje krasowe, podnoszą temperaturę.

Rejs trwa cały dzień i jest obowiązkowym punktem zwiedzania Wietnamu, ale przy takiej pogodzie nie najbardziej urokliwym.

Wyhuśtani w autobusach i na krypie, która nota bene pękła w trakcie cumowania (na szczęście powyżej poziomu wody), udaliśmy się na kolację i do hotelu, gdzie padliśmy jak młode bobasy. Całodzienne kołysanie usypia najdoskonalej.

Jak zwiedzać Wietnam: DZIEŃ 11. HANOI.
Został nam jeden dzień w Wietnamie: za mało na daleką eskapadę, a za dużo jak na miasto. Więc przeznaczyliśmy go na bardzo, bardzo leniwe włóczenie się po stolicy. Robienie zakupów dla najbliższych i dla siebie. Zwiedziliśmy Świątynię Literatury, jeden z najciekawszych zabytków Hanoi, gdzie akurat do Ołtarza Konfucjusza przybywały liczne zastępy uczniów i studentów. Chyba wywołane obawą o pomyślność zbliżających się egzaminów. Wstęp kosztował 40.000 (2$/2 osoby), a to niezbyt wygórowana cena za dobrą ocenę. :)

Zwiedziliśmy też tego dnia Muzeum Więzienia Hoa Lo. Swoisty ‘manifest antykolonialny’, budynek, w którym rząd francuskich Indochin przetrzymywał i torturował więźniów. Podobno gilotyna, która jest tu ustawiona, pochodzi z czasów Wielkiej Rewolucji Francuskiej.

Skoro dzień nam się dłużył postanowiliśmy przejść się do Starej Dzielnicy, i wśród kramów oferujących dosłownie wszystko poobserwować, jak ludzie przygotowują się do święta Tet. Jednym słowem zabijaliśmy czas i łapaliśmy energię przed dalszym etapem podróży: Tajlandią i Kambodżą.

PODSUMOWANIE FINANSOWE (za osobę) znajdziesz na www.Niskowo-Land.com

Dodaj Komentarz

Komentarze (2)

bluev 13 maja 2016 06:04 Odpowiedz
Super foty:) Czekam na dalszą ciekawą relację.
logis 13 maja 2016 08:34 Odpowiedz
Fajna relacja, konkretnie i na temat. Przyda się na pewno chcącym zwiedzić Wietnam.