+2
Podróże bez ości 9 maja 2016 01:39


Kto nie miał marzenia, które myślał że nigdy się nie spełni, aż tu nagle jest okazja, aby je zrealizować, i co wtedy? Najpierw niedowierzanie, a później podejmujesz decyzję i odczuwasz ekscytację, w końcu uda Ci się spełnić coś, o czym marzyłeś od dawna.

Tak jest i ze mną. Moje marzenie, które kiełkowało we mnie od wielu lat, stało się osiągalne. Tym marzeniem jest przejście szlaku świętego Jakuba. Nie będę ukrywał, że pierwszy raz o tym pomyślałem kilka lat temu po lekturze książki „Pielgrzym” Paolo Coelho, ale później wróciło ono do mnie ze zdwojoną siłą przy okazji obejrzenia filmu „The Way – Droga życia”, z Martinem Scheenem w roli głównej.

Moją podróż zacząłem od poszukiwania informacji odnośnie drogi. Okazuje się, że jest dużo szlaków biegnących do Santiago de Compostela. Decyduję się na drogę najbardziej popularną, a zarazem najbardziej znaną – zwaną Camino France. Biegnie ona z Saint Jean Pied de Port we Francji do Santiago de Compostela w Hiszpanii. Teraz pozostało tylko zarezerwować bilet i zacząć realizację swojego marzenia. [...]

1 DZIEŃ PIELGRZYMKI – SAINT JEAN PIED DE PORT – RONCESVALLES – 25,1 KM

Dla większości osób pierwszy dzień pielgrzymki przez Pireneje jest najgorszy, gdyż z poziomu 160 m.n.p.m. należy się wspiąć na wysokość 1410 m, po czym ponownie zejść do Ronsesvalles, położonego na wysokości na 950 m. Z takim też nastawieniem wstałem na początku swojej wyprawy. Uznałem jednak, że skoro lubię chodzić po górach i mam dobrą kondycję, to wyruszę dopiero, gdy będzie już jasno. Okazało się, że podobnie jak ja myśli mało który pielgrzym, a niektórzy budzą się (i często innych ;)) już o 5 (czyli prawie w środku nocy).



Po wyjściu z miasteczka, ruszam drogą, która prowadzi początkowo asfaltem, często serpentynami, podążając w stronę wzniesienia, cały czas pod górę. Po porannej mgle, ukazuje się ładne słońce, które towarzyszy mi do hiszpańskiego Roncesvalles, miejsca które stanowi „metę” pierwszego dnia pielgrzymki. Napisałem hiszpańskiego ale raczej powinienem napisać baskijskiego, gdyż dotarłem do Navarry, która obejmuje część historycznego Kraju Basków. Według powszechnej opinii, to ten fragment należy do najtrudniejszych na całym Camino.



Pierwszy dzień pielgrzymki będzie dla mnie zapewne tym dniem, który będę pamiętał najdłużej. Z czego to wynika? Pewnie dlatego, że nie wiedziałem czego się spodziewać, jak sobie poradzę z dużym, ciężkim plecakiem (wziąłem duży plecak, mimo że doradzano mi, aby wziąć mniejszy ;)). Każdy krok kierowałem w nieznane, czułem ekscytację, ale również więź z innymi ludźmi, którzy tak jak ja, nieśli swoje plecaki i podążali w tą samą stronę. Zazwyczaj osoby idą pojedynczo, ale nie czuje się samotności. Początkowo mijając innych pielgrzymów z nieśmiałością w głosie wypowiadam słowa „Buen Camino” (Dobrej Drogi), ale później wiedziałem już, że tak trzeba, gdyż to tworzy więź.

Co mnie zaskoczyło pierwszego dnia? Piękno Pirenejów, duża ilość owiec, krów i koni na łąkach, ale również tabliczki, kopczyki i krzyże w miejscach, gdzie któryś z pielgrzymów umarł (trudno ich nie zauważyć, jest ich całkiem dużo). Kilka razy na szlaku miałem przed sobą ogrodzenie z przymkniętą furtką. Często na nim, ani na najbliższych drzewach za ogrodzeniem, nie było strzałek, muszli lub innych symboli świadczących o tym, że idziesz we właściwym kierunku, a jednak tak było :).



Jeśli jeszcze nie szedłeś tym szlakiem, to może Ciebie zdziwię, ale to nie podejścia stanowią dla większości największy problem, ale zejście, które jest strome. Do tego dochodzą również ujeżdżające kamienie.

Roncesvalles jest małą miejscowością liczącą około 30 mieszkańców i oddalona jest od granicy francuskiej tylko o kilka kilometrów. Już od średniowiecza figuruje na mapie pielgrzymów do Grobu Świętego Jakuba. W miejscowości oprócz dużej katedry, w której o 20-tej odprawiana jest msza w intencji pielgrzymów, są pozostałości klasztoru oraz duża nowoczesna albergue, do której dotarłem o 13-ej.



Co mnie zaskoczyło w tej miejscowości?

Na plus: albergue, atmosfera podczas mszy (szczególnie podniesienie przy zgaszonym świetle), błogosławieństwo po polsku (akurat był tam ksiądz z Polski :)) oraz zaproszenie i oprowadzenie przez jednego z księży wszystkich pielgrzymów, którzy byli na mszy – zwiedzanie zamkniętej kaplicy, krypty oraz poddasza kościoła.

Na minus: nazwę to „problem z jedzeniem” ;). W miejscowości są tylko dwie restauracje i żadnych sklepów, gdy przychodzisz do albergue od razu pytają, czy chcesz kupić bon na kolację tzw. menu pelegrino, czyli dwa dania, deser oraz do picia, do wyboru woda lub wino, a to wszystko w cenie 10 euro. Wszystko fajnie, tylko żeby to zjeść musisz czekać do 19ej. Nie za bardzo mi to odpowiadało, gdyż już byłem głodny, postanowiłem więc, że zanim to kupię poszukam czegoś innego i udało mi się :). Okazuje się, że naprzeciwko głównego wejścia do katedry jest hotel i w nim od 15.30 można również zjeść za 10 euro taki sam zestaw dań, ale w milszej atmosferze, lepszy jakościowo i wiem od pielgrzymów, którzy zostali namówieni na zakup bonu, że tam gdzie jedli było niedużo miejsca, byli popędzani by jeść szybko i osoby, które chciały uczestniczyć w mszy miały problem by zdążyć. Oczywiście przychodząc tam nie musisz korzystać z tej oferty. Możesz zjeść własny prowiant lub zamówić zwykłe dania w restauracji :).

PS. Jeśli w czasie pielgrzymki uznasz, że masz w plecaku za dużo rzeczy, lub niesiesz rzeczy nie potrzebne, to nie wyrzucaj ich na szlaku, ale zostaw w najbliższej albergue. Ty ich nie będziesz potrzebował, ale może komuś innemu się przydadzą :).

Więcej zdjęć, oraz dalszy ciąg znajdziesz na stronie Podróże bez ości http://podrozebezosci.pl

Zapraszam.

Dodaj Komentarz