0
igore 30 maja 2016 09:41
Poniższa relacja opisuje dwa tygodnie,jakie spędziliśmy w Ameryce Południowej. Nasz trzeci wyjazd na ten kontynent, pozwolił nam odwiedzić trzy kraje: Argentyne,Boliwię i Chile. Jak zwykle nie mieliśmy zbyt dobrego planu ani przewodnika,dużo jedliśmy,dużo piliśmy i.. ze smutkiem stwierdzam, że nasz hiszpański nie jest lepszy niż podczas poprzednich wyjazdów. Skorzystalismy z faktu,że Alitalia po 18 latach przerwy wznowiła loty z Rzymu do Santiago. Bilety kupiliśmy na 15 minut przed wyjazdem na weekendowy wypad do Szkocji, nie zastanawiając się zbyt długo. Jak tu się zastanawiać, gdy wiesz że na miejscu czekają wspaniałe widoki,ciekawi ludzie i dobre jedzenie ;)

Wszystkie drogi prowadzą do Rzymu

Naszą podróż rozpoczęliśmy od krakowskiego lotniska,skąd wylecieliśmy do Rzymu. Z Ciampino autobusem do stacji Anagnina i póżniej metrem do Termini (najtańsza opcja – dla nas po prostu najwygodniejsza,gdyż do innych autobusów kolejka była spora). Stamtąd do hotelu już tylko 30 minut piechotą. Piazza del Pigneto, gdzie zatrzymalismy się na noc, przywitał nas liczną grupą emigrantów, którzy załatwiali swoje potrzeby tuż pod oknem naszej kwatery. Obok natomiast przyjemna ulica z licznymi knajpkami,kawiarniami etc. Tak wygląda w praktyce włoskie multi-kulti. Zjedliśmy wyśmienitą pizzę,wypiliśmy wino,pospacerowaliśmy po okolicy i poszliśmy spać.


roma1.jpg



Na następny dzień nie planowaliśmy wiele, jedynie spacer po mieście. Padało niemiłosiernie, więc co chwilę zatrzymywaliśmy się na kawe/coś do picia w różnych knajpkach. Znacie to uczucie kiedy chowacie się gdzieś przed deszczem,zamawiacie coś by przeczekać – przestaje padać a gdy wychodzicie leje jeszcze gorzej? To był właśnie taki dzień. Przy okazji przyglądaliśmy się procesowi negocjacji cen peleryn i parasoli. Podczas gdy jedni płacili 5 EUR za pelerynę, innym udawało się kupić 3 za 7 EUR :) W końcu poddaliśmy się i w jednej z knajp zostaliśmy na dłużej.


roma2.jpg



roma3.jpg



roma5 (1).jpg



roma6.jpg



roma7.jpg



Na lotnisko Fiumiciono pojechaliśmy autobusem (SIT 6 EUR) i po krótkich formalnościach wylecieliśmy do Santiago. Alitalia zaskoczyła mnie dość pozytywnie: jedzenie niezłe,miejsca na nogi sporo (ale mieliśmy dobre miejsca), obsługa też w porządku. Lot trwał ponad 14h i minąl bezproblemowo.

CDN.Santiago


Lotnisko w Santiago jest spore. Formalności zajęły nam godzinę. Najpierw kontrola paszportowa, która odbywa się dość sprawnie, następnie oględziny naszego bagażu. Już w samolocie dostajemy kartę, którą trzeba wypełnić przed wjazdem do kraju. Znajdują się tam pytania o to, czy nie wwozimy produktów pochodzenia organicznego (m.in. warzyw,owoców), gdyż wwożenie tego typu żywności jest surowo zakazane. Bagaże są też poddawane wyrywkowej kontroli, której my na szczęście uniknęliśmy. W deklaracji lepiej pisać prawdę - grzywny potrafią być spore. My wypełnialiśmy ją 3 razy, przy każdym przekroczeniu granicy.
Wypłacamy pieniądze z bankomatu (karta T-Mobile w USD działała bez problemu w Chile,Boliwii i Argentynie) i po raz pierwszy okazuję się, że chilijskie bankomaty pobierają prowizję od wypłaty (zwykle 4-5 tys. CLP). Są to kwoty spore – 1000 CLP to około 5.8 PLN).Udało nam się znaleźć tylko jeden bank, któty takiej prowizji nie pobierał (Edward Citi). No cóż, zapłaciliśmy frycowe za brak przygotowania do wyjazdu :)
Do miasta najtaniej można sie dostać autobusem idalej metrem. Są dwie firmy zajmujące się przewozami na lotnisko: Centropuerto i Turbus, a różnica w cenie biletu wynosi jedynie 100 CLP (1600 vs 1700) na korzyść Centropuerto. Autobusy obu firm dojeżdzają do dworca – niestety nie wiem czy jadą gdzieś bliżej centrum. My dojechalismy do stacji metra Parajitos, skąd udaliśmy się do centrum. Sieć metra w Santiago jest rozwinięta (6 linii) a bilety tanie (ok. 700 CLP w zależności od godziny przejazdu). Problemem może być ogromna ilość podróżujących w godzinach szczytu. My jeździliśmy poza nimi a ludzi w wagonach i tak było sporo.
Nasz hostel mieścił się w dzielnicy Providencia, dobrze skomunikowanej i znajdującej się blisko centrum. Hostelu (Ayi Hostel) nie polecam – dosyć brudny i ze zbyt wygórowaną ceną. Miła obsługa, lecz to za mało byśmy chcieli zatrzymać się tam jeszcze raz. Zabieramy z hostelu mapę, na której recepcjonista zaznacza nam kilka miejsc, które powinniśmy zobaczyć. Następne kilka godzin zwiedzamy mniej lub bardziej zgodnie z jego wytycznymi. Jest za wcześnie na check-in, więc zostawiamy bagaże i idziemy na śniadanie. Już na początku czujemy się swojsko widząc bilboard z reklamą naszego produktu eksportowego ;)


IMG_20160515_085840.jpg



Miasto powoli budzi się do życia a na ulicach nie widać prawie nikogo. Wchodzimy do pierwszej z brzegu knajpki i już wiemy gdzie o tej porze toczy się życie. Aż wstyd się przyznać, ale byliśmy nieprzygotowani do tego stopnia, że nie znaliśmy kursu wymiany CLP/PLN i dopiero później dowiedzieliśmy się, że za śniadanie zapłaciliśmy 35 złotych. Wiedzieliśmy, że to początek podróży i raczej nie zabraknie nam w tym momencie pieniędzy :)

Następnie "włóczymy" się po Lastarii, jednej z ciekawszych dzielnic stolicy. Santiago jest chyba najbardziej europejskim miastem jakie widzieliśmy w Ameryce Południowej - przynajmniej centrum sprawia takie wrażenie. Rzuca się nam w oczy ogromna ilość ludzi uprawuającyh sport: biegacze,rowerzyści - czuliśmy się trochę zawstydzeni, gdy przyglądalismy się im z pryzmatu knajpianego stolika, pijąc kawę/piwo i paląc jednego za drugim papierosa :)


DSC01054.jpg



DSC01080.jpg



DSC01081.jpg



DSC01083.jpg



DSC01100.jpg



Barrio Bellavista, kolejna dzielnica stolicy chyba najbardziej przypadła nam do gustu. Kolorowa i pusta o tej porze okazała się świetnym miejscem do spaceru i fotografowania. Pio Nono,Loreto to miejsca które z pewnościa trzeba zobaczyć zwiedzając miasto.


DSC01105.jpg



DSC01112.jpg



DSC01119.jpg



DSC01121.jpg



DSC01123.jpg



DSC01129.jpg



DSC01138.jpg



DSC01143.jpg



DSC01148.jpg



DSC01126.jpg



W okolicy spędziliśmy pewnie ze dwie godziny. Zeszliśmy na dół, na Mercado Central - targ rybny. Nie robi oszałamiającego wrażenia, ale jest wart uwagi. Można tu zjeść świeże owoce morza (niestety nie byliśmy głodni). K. zapytała jednego ze sprzedawców, czy może zrobić zdjęcie jego stoiska, na co ten wyciągnął ośmiornicę niewiele mniejszą od niej i zapozował do zdjęcia :)


DSC01163.jpg



DSC01161.jpg



DSC01158.jpg



DSC01156.jpg



DSC01155.jpg



Idziemy dalej, w kierunku Plaza des Armas - do samego centrum. Po drodze mnóstwo ludzi, miasto żyje już pełną gębą. Sprzedawcy rozłożyli już swe stoiska, emeryci gazety. Sam plac jak każdy inny w tej części świata - no może z wyjątkiem ogromnych palm ;)


DSC01199.jpg



DSC01181.jpg



DSC01172.jpg



DSC01165.jpg



DSC01183.jpg



DSC01195.jpg



DSC01192.jpg



Powoli zmierzamy w kierunku Cerro San Cristobal, z którego rozpościera się widok na całe miasto. Po drodze odwiedzamy wzgórze Santa Lucia z równie ciekawym widokiem :)


DSC01238.jpg



DSC01243.jpg



DSC01234.jpg



To z góry najlepiej widać ogrom miasta. Nie jest to Rio, Sao Paolo czy Lima, ale przestrzeń jaką zajmuje miasto jest spora. W Santiago mieszka co trzeci Czilijczyk, jest gwarnie ,na ulicach tworzą się korki - w niektórych miejscach nawet póżno w nocy.

Docieramy na wzgórze San Cristobal tuż przed zachodem słońca. Mgła (smog) nie pozwalała na zrobienie dobrych zdjęć. Na miejscu sporo (głównie miejscowych) turystów. Na górę można wejść lub wjechać kolejką (funicular). W weekendy wjazd tam i z powrotem kosztuje 2600 CLP, w inne dni 2000 CLP. Przejazd jest krótki i nie dostarcza specjalnych wrażeń ;) A, no tak, na górze jest pomnik Maryi,mniejszy i mniej znany niż pomnik Syna z Rio. Jeśli ktoś spodziewa się niesamowitych widoków, pewnie trochę się zawiedzie- ale i tak warto się tam wybrać.


DSC01249.jpg

W drodze do Uyuni

Czy Santiago nam się spodobało?Tak. Czy chcielibyśmy tam spędzić wiecej czasu?Tak,ale nie kosztem miejsc, które zobaczyliśmy później. Zresztą do stolicy Chile i tak wróciliśmy :)

Następnego dnia po śniadaniu pojechaliśmy na lotnisko. Kombinacja metro plus autobus znowu okazała się najlepszym i najtańszym wyjściem. O 13.25 odlecieliśmy w kierunku Calamy. Linia Sky Airline zafundowała mi tak mało miejsca na nogi, że gdyby lot trwał dłużej niż 1,5h, zosatałbym w samolocie,zakleszczony gdzieś pomiędzy siedzeniami. Ewentualnie wybrałbym opcję lotu na stojąco. Lotnisko w Calamie przywitało nas wyśmienitą pogodą i taksówkarzami nagabującymi na każdym kroku. Zawsze przeczekujemy tę pierwszą nawałnicę ofert,by później na spokojnie wybierać. Samo lotnisko zaskoczyło mnie pozytywnie. Spodziewałem się czegoś na kształt portu lotniczego w Tuzli: linoleum,wszechobecne popielniczki etc. Tu jednak było czysto i przyjemnie - nowocześnie. Do miasta pojechaliśmy za 7000 CLP - nie byliśmy w nastroju do targowania. Kierowca łamanym angielskim wypytał o nasze plany i dowiadując się, że chcemy jechać autobusem do Uyuni, zawióżł nas do jednego z biur oferujących przewozy do tego boliwijskiego miasta. Wcześniej zrobiłęm nawet "research",lecz nie uzyskałem jednoznacznej odpowiedzi na pytanie, czy autobusy do Uyuni jeżdżą również we wtorki. Okazało się, że tak. Zakupiliśmy bilety (10000 CLP) i pojechaliśmy do hotelu.


DSC01264.jpg



DSC04497.jpg



DSC04501.jpg



O Calamie trudno przeczytać cokolwiek pozytywnego. Miasto jest znane z tego, że jest tam lotnisko,na które przylatują turyści po drodze do San Pedro de Atacama. Znajduję się tam również największa na świecie odkrywkowa kopalnia rud miedzi - Chuquicamata. To właśnie ona miała być celem naszej wycieczki, gdyby okazało się,że mamy dzień przerwy w oczekiwaniu na autobus do Uyuni. Trochę żałuję, ze nie udało nam się jej zwiedzić. Spaliśmy w AltoCalama Hostal Suite, który z całą pewnością mozemy polecić. Zresztą baza noclegowa w mieście wygląda dość imponująco - jest Hilton i budują Ibisa :)


IMG_20160516_163913.jpg



IMG_20160516_164231.jpg



IMG_20160516_164242.jpg




Zostawiliśmy bagaże i poszliśmy zwiedzać. Calama ma urok południowoamerykańskiego zadupia, mnóstwo samochodów na ulicach,zdecydowanie za dużo . Niska zabudowa w połączeniu z upałem tylko potęguję wrażenie zaduchu. Spaceruje się jednak nieźle :) Wzbudzamy zainteresowanie miejscowych, chyba trochę zdwiwionych widokiem turystów, którzy chodzą po ich mieście niczym po Paryżu - robiąc zdjęcia i wnikliwie przyglądając się miejscom :)

Zgłodnieliśmy. Za miejsce posiłku posłużyła nam restauracja "Zielony Delfin". Za biffe de caballo, rybę i napoje zapłaciliśmy 13000 CLP. Smacznie i obficie. Po posiłku, wolnym krokiem zmierzaliśmy w stronę hostelu, podziwiając po drodze całkiem niezły zachód słońca. Spotkałem się z opiniami, że Calama jest miejscem niebezpiecznym,my nie czuliśmy się zagrożeni. Szybkie zakupy w pobliskim supermarkecie i idziemy spać. O 5.30 rano mamy autobus do Boliwii.


DSC04535.jpg



DSC04545.jpg



DSC04551.jpg



IMG_20160516_172459.jpg



IMG_20160516_181308.jpg




Dodaj Komentarz

Komentarze (23)

lubietenstan 30 maja 2016 16:08 Odpowiedz
emigrantów? ;) czekam na dalszą cz. relacji z chile
lubietenstan 30 maja 2016 16:08 Odpowiedz
emigrantów? ;) czekam na dalszą cz. relacji z chile
zeus 31 maja 2016 21:55 Odpowiedz
Do dziś nie mogę patrzyć na zestaw: jajko + ryż + frytki. Niedobrze mi się robi!
igore 31 maja 2016 22:00 Odpowiedz
@Zeus Ryżu tam nie ma,ale i tak zamówiłem to danie tylko jeden raz :)
cccc 31 maja 2016 23:22 Odpowiedz
Fajne fotki!A propos jedzenia, probowaliscie w Chile Centolla, czyli czerwony krab krolewski?Pozdrawiam.
pestycyda 5 czerwca 2016 13:06 Odpowiedz
@igore, świetne, bardzo klimatyczne zdjęcia. No i niesamowita ta solna pustynia. Czekam na ciąg dalszy i jeszcze więcej fotek!
cccc 8 czerwca 2016 00:52 Odpowiedz
igore napisał:W stronę San Pedro c.dJedziemy dalej zatrzymując się przy gorących żrodlach, jednak żedne z nas nie decyduje się na kąpiel -amatorów takowej jest jednak wielu. Kolejnym przystankiem jest Laguna Verde, nad którą góruje wulkan Lincancabur, mierzący prawie 7 tys. m n.p.m. Tak,wiadomo – w lagunie mnóstwo flamingów. Jak dla mnie była ona za mało „verde”, lecz całość i tak prezentuje się niezwykle malowniczo.Sorry, ale wydaje mi sie ze nie Lincancabur tylko Licancabur i liczy 5920 m n.p.m. De facto, swieta gora Inkow, jak mi opowiadala moja przewodniczka, potomka Inkow. ;) Pozdrawiam.
igore 8 czerwca 2016 07:36 Odpowiedz
@cccc Masz oczywiście rację - nie wiem skąd wzięło mi się & tyś m n.p.m :lol: Jako ciekawostkę dodam, że w kraterze wulkanu znajduje się prawdopodobnie najwyżej położone jezioro na świecie.Część wulkanu należy do Chile a część do Boliwii.
cccc 8 czerwca 2016 17:44 Odpowiedz
@igoreNajwyzej polozonym kraterowym jeziorem na swiecie jest:Code:Ojos del Salado (Chile) - Staw na wysokości 6390 metrów - najwyżej położone "jezioro"  na świecie.Licancabur (Chile) - Jezioro na wysokości 5916 metrów jest na 4-tym miejscu. ;) http://wulkanyswiata.blogspot.ch/2013/0 ... we-na.htmlPozdrawiam.
igore 8 czerwca 2016 21:37 Odpowiedz
@cccc Dlatego napisałem "prawdopodobnie" - akurat tego typu informacji nigdy nie można być pewnym ;) Np. co jest jeziorem a co jedynie stawem ;)
cccc 8 czerwca 2016 23:58 Odpowiedz
Tak zgadza sie, te stystyki sa rozne:http://www.highestlake.com/highest-lake ... html#KardaMam 2 pytania.A czy z trunkow probowaliscie w Chile Pisco sour?Czy zwiedziliscie Gejzery El Tatio - najwyżej położone pole gejzerów na świecie?Ja zrobilem b. rano wypad z San Pedro i kapalem sie w naturalnym basenie z wodą termalną. Temperatura wody wynosila ok. 38 °C, przy czym na dworze bylo ok minus 14. ;)
igore 9 czerwca 2016 07:39 Odpowiedz
Tym razem odpuściliśmy pisco sour,sam nie wiem dlaczego i uznaję to za wielkie zaniedbanie. Spożywaliśmy go dużo w Peru i bardzo nam smakowało :) Mam gdzies jeszcze butelkę pisco,więc może sam sobie zrobię tego smacznego drinka ;) Nie byliśmy na wycieczce do El Tatio i musieliśmy się zadowolić gejzerami widzianymi w Boliwii.
olajaw 9 czerwca 2016 22:29 Odpowiedz
Pięknie! Uwielbiam takie krajobrazy :) Czekam na cd. :)
roben 12 czerwca 2016 14:49 Odpowiedz
Czy dobrze obliczyłem że za kolację wyszło 197,40pln?
cccc 12 czerwca 2016 14:55 Odpowiedz
Tak, dobrze.
igore 12 czerwca 2016 14:59 Odpowiedz
Zgadza się. Spory stek i naleśniki z warzywami, do tego deser, dwie butelki świetnego malbeca i dwie butelki wody. Jedzenie i alkohol to zawsze istotny punkt naszych wyjazdów i w tym temacie rzadko oszczędzamy. Wiadomo,jemy też często w tanich miejscach:lokalne fast foody,uliczne jedzenie. Akurat w restauracjach w Mendozie wydaliśmy znaczną część naszego budżetu. Ale jak odmówić półkilogramowego steka lub wyśmienitego wina ;)
wintermute 21 czerwca 2016 09:53 Odpowiedz
A gdzie to zdjęcie z ośmiornicą z Mercado Central w Santiago? :-)
igore 21 czerwca 2016 10:38 Odpowiedz
Niestety,zadna z pan nie wyrazila zgody na upublicznienie wizerunku :)
wintermute 21 czerwca 2016 11:41 Odpowiedz
a ja zrozumiałem że to sprzedawca pozowałno szkoda bo niby ośmiornica - nic nowego, ale rozmiar robi różnicę ;-)
wintermute 23 czerwca 2016 11:58 Odpowiedz
podsumowanie kosztów mile widziane PS. czy w Chile podrabia się ser gouda i sprzedaje go jako "gauda"? :-)
igore 23 czerwca 2016 20:50 Odpowiedz
Podsumowanie kosztówKwoty w PLN na osobę.LotyKraków - Rzym RT 500 zł (zbyt długo zwlekaliśmy z kupnem biletów, dodatkowo w dniu naszego powrotu kończył się długi weekend)Rzym - Santiago RT 1750 złSantiago - Calama RT 200 złAutobusyCalama - Uyuni 57 złSan Pedro - Calama 18 złSantiago - Mendoza 100 złMendoza - Valparaiso 100 złTaxiLotnisko w Calamie - Calama RT 57 złHostel - dworzzec w Mendozie 15 złPewnie jakieś 100 zł/os na dojazdy na lotnisko SCL i inne mniejsze wydatki transportowe. W sumie ca. 2900 zł/os.Wycieczki Salar de Uyuni - 390 zł plus wstęp do parku narodowego - 84 złValle de la Luna - 45złWycieczka konna i "grill" - 190 złRazem: 709 zł/os.Jak łatwo policzyć transport i wycieczki kosztowały w sumie ok. 3600 zł/os.Jeśli chodzi o noclegi; można wywnioskować z relacji, ile mniej więcej wydaliśmy. Kwoty przeznaczonej na konsumpcję nie będę podawał - każdy rozporządza swoim budżetem wedle własnego uznania. Z pewnością w ciągu dwutygodniowego wypadu w te strony mogliśmy wydać dużo mniej: śpiąc w hostelach i rezygnując z wyjść do restauracji,barów.
oradeaorbea 24 czerwca 2016 00:35 Odpowiedz
Gratuluję intensywnych dwóch tygodni (niezła inspiracja - i kolejny powód, aby w końcu w okolice Salar de Uyuni zawitać). A oddzielne gratki za podsumowanie z aktualnymi zdjęciami realnych cen i towarów w markecie :)
benhen 17 grudnia 2016 01:34 Odpowiedz
Czesc wspaniala relacja !!!! Fantastyczne zdjęcia !!! Z racji tego ze tez będę w maju 10-18 w Chile mam kilka pytan.Kiedy kupowales bilety z Santiago do Calamy ze wyszly po 200 zl RT teraz i Skyairline i Latam pokazuja mi ceny 2 razy wyższe,oczywiscie na stronach chilijskich bo na innych jeszcze drożej.Czy naprawdę jest tak strasznie zimno w maju na pustyniach ? Kurtka + polar i buty trekkingowe wystarcza? Spiwor standardowy wystarczy ? Chce kupic czterodniowa wycieczke na "solniczki" ale raczej z San Pedro w Chile.Bede tylko 8 dni w Chile i jakos chce to dobrze rozplanować , czy 2 dni na Santiago i Valparaiso wystarczy ?Fajnie ze wreszcie ktoś pisze o cenach papierosow , ja przylatuje z Auckland i po Australii i Nowej Zelandii zapasy pewnie będą na wyczerpaniu.Rozumiem ze najtaniej kupie w Boliwii ? Pamietasz może ile kosztują na bezclowce w Santiago ? Pozdr