+3
niskowo-land 30 maja 2016 19:43
NISKOWO-LANDZKI DZIKI WIELKI MUR CHIŃSKI TO COŚ WIĘCEJ NIŻ ZWYKŁY TREKKING PO RUINACH. SPĘDZASZ NOC NA WIEŻY STRAŻNICZEJ, ZASYPIASZ OBSERWUJĄC ZACHÓD SŁOŃCA NAD CHINAMI, A BUDZĄ CIĘ PIERWSZE PROMIENIE WSCHODU ZNAD MANDŻURII. TWOIM TOWARZYSZEM STAJĄ SIĘ WSZECHOBECNE KRUKI, SZUM WIOSENNYCH LIŚCI I NIEPOKÓJ, CZY KTOŚ NIE NARUSZYŁ 'TWOJEGO' ODCINKA WIELKIEGO MURU CHIŃSKIEGO TEJ NOCY. MAGIA, KTÓRĄ WARTO OPISAĆ.

Wielki Mur Chiński jest jednym z tych miejsc, których nie można nie zobaczyć podczas wizyty w Chinach. I pomimo, że wbrew miejskiej legendzie nie widać go z kosmosu, że na żywo wydaje się być mniejszy, niż to sobie wyobrażaliśmy, wizyta na nim może być niezapomniana.

Chiny odwiedziliśmy pod koniec kwietnia obecnego roku (2016). Nasza wizyta w Państwie Środka ograniczyła się tylko do tygodniowego pobytu w Pekinie, więc wciśnięcie 2 dni trekingu na Mur napinało nasze plany podróżnicze do granic możliwości.
Najpopularniejszym, z najłatwiejszym dojazdem i najbardziej przez to zatłoczonym odcinkiem Wielkiego Muru w okolicy stolicy jest Badaling. Rzut oka w google na zdjęcia tłumów turystów i już wiemy, że to nie dla nas. Z pomocą przychodzi lonely planet. Jiankou opisywane jest tam jako dziki Wielki Mur. Brzmi dobrze. Nigdy nie restaurowany odcinek, z kilkoma niebezpiecznymi podejściami i malowniczymi sceneriami po drodze. Po przewertowaniu różnych stron internetowych nasz plan się klaruje: chcemy zacząć trekking po murze w połowie sekcji Jiankou, przenocować na Ox Horn i następnego dnia zakończyć wędrówkę w bardziej turystycznym, odnowionym Mutianyu.

JIANKOU:
Jiànkòu (箭扣) to dwudziestokilometrowy odcinek Wielkiego Muru położony niedaleko wioski Xizhazi, w prowincji Huairou, ok. 100 kilometrów od Pekinu. Wybudowany w XIV wieku, posadowiony jest na szczytach wzgórz, tak więc co chwila stromo opada lub ostro pnie się w górę. Nigdy nie był reperowany, więc niektóre fragmenty popadły w zupełną ruinę. To, co się ostało, oficjalnie nie jest dostępne dla turystów, co jednak nikogo nie zniechęca, szczególnie lokalnej ludności od oferowania pełnego turystycznego zaplecza. Z racji malowniczego położenia i dzikich, groźnych widoków, jest to bodajże najczęściej fotografowany odcinek Wielkiego Muru.

Na wschodzie Jiankou graniczy z Mutianyu, bardzo popularnym odcinkiem Wielkiego Muru. Dzięki temu, stosunkowo wiele osób decyduje się na zrobienie trekkingu właśnie z Jiankou do Mutianyu. Wyjeżdżając odpowiednio wcześnie z Pekinu i rozpoczynając wędrówkę od wieży Zheng Bei Lou, spokojnie można na wieczór wrócić do stolicy. My jednak postanowiliśmy się nie spieszyć. Plan był następujący: transport Pekin - Huairou - Xizhazi, wejście na Mur przy Zheng Bei Lou, nocleg na Ox Horn (najwyżej położony punkt tego odcinka), rano dojście do Mutianyu, spędzenie tu jakiegoś czasu i powrót wczesnym popołudniem do stolicy. Od razu uprzedzę, że nie wszystko potoczyło się tak, jak to planowaliśmy :).

JAK SIĘ DOSTAĆ DO HUAIROU?
Punktem, z którego należy wyruszyć, jest stacja Dongzhimen (krzyżują się tu linie metra numer 2 i 13, tu też kończy bieg Airport Express). Jeśli posiadacie Smart Card (plastikowa karta, na której ładuje się środki na przejazdy), dojazd nie będzie trudny, a ułatwi ona również komunikację na całej trasie do Wielkiego Muru. Wysiadając z metra na stacji Dongzhimen, należy rozejrzeć się za czerwoną tablicą kierującą do huba transportowego.

Dalej kierować trzeba się do wyjścia C, do zajezdni autobusowej (Bus Transfer Hall).

Gdy znajdziecie poczwórne ruchome schody, należy za nimi skierować się w lewo. (Z 2 linii metra na dworzec autobusowy idzie się podziemiami ok. 10 minut, więc trzeba uzbroić się w cierpliwość). :) Znajdziecie tam zajezdnię z różnymi numerami autobusów. Waszego, pozornie, nie będzie. Za to na pewno pojawi się ktoś legitymujący się jakimś "firmowym" ID, kto zapewni was, że autobus, którego szukacie, już nie jeździ. Całkiem przypadkowo okaże się, że osoba ta zna akurat kogoś, kto jedzie w okolice Jiankou. Zignorujcie ją i pewnym krokiem wejdźcie w labirynt barierek. Autobus, który musicie znaleźć, to 916 jadący do Huairou (怀柔汽车站). I choć jego numer nie jest umieszczony na dużej zbiorczej tablicy nad wejściem w gąszcz barierek, kiedy się w nie zagłębicie i skręcicie w prawo, z łatwością odnajdziecie właściwy przystanek.

Autobusy linii 916 odjeżdżają co mniej więcej 15 minut. Jedziemy do końca, podróż zajmie ponad godzinę. Jeśli macie Smart Card, to nią zapłaćcie za przejazd, a otrzymacie 50% zniżki (6 CNY zamiast 12). My odjechaliśmy z Dongzhimen kilka minut po 7 rano. Zaopatrzenie: namiot, dwa śpiwory, dwie karimaty, zapas jedzenia i 4 litry wody.

Autobus swój ostatni przystanek ma na dworcu autobusowym w Huairou. Niemniej, już wcześniej, nawet na pierwszym przystanku po wyjeździe ze stolicy, do busa wchodzą kolejni naciągacze. Łamanym angielskim przekonują, że to tu mamy wysiąść, że to właśnie stąd odjeżdżają dalsze autobusy na Wielki Mur Chiński lub, że właśnie dojechaliśmy do zajezdni. Nie należy zwracać na nich uwagi ani ulegać ich namowom. Jedziemy do końca.

JAK SIĘ DOSTAĆ DO XIZHAZI?
W Huairou, tuż po wyjściu z autobusu, dopadają nas tubylcy, proponując podwózkę, gdzie tylko chcemy. W tym momencie mamy dwie opcje:
- opcja tańsza - musimy wyjść z dworca autobusowego, skręcić w lewo, na światłach w prawo i po chwili trafimy na przystanek, gdzie musimy złapać busa 862. Bilet kosztuje 2 CNY. Wysiadamy na czwartym przystanku i czekamy do 11:30 na H25 do Xizhazi (8 CNY, jedzie ponad godzinę). Opcja tańsza, ale bardziej czasochłonna, możemy nie mieć czasu, jeśli planujemy wieczorem wrócić do Pekinu.
- opcja droższa - prywaciarz :), czyli jazda z lokalsem. Początkowo się temu opieraliśmy i nawet dostaliśmy się na przystanek H25, jednak spotkaliśmy czteroosobową grupę Duńczyków i po krótkich negocjacjach wspólnie wywalczyliśmy przejazd za 30 CNY za osobę, oszczędzając tym samym prawie 3 godziny cennego czasu.

Po niecałej godzinie wjeżdżamy na teren Xizhazi. Przy wjeździe do Heituo Scenic Area (黑坨山景区) trzeba zakupić bilet. Nie jest to wejściówka na Wielki Mur Chiński (ten jest bezpłatny), tylko swoista opłata klimatyczna idąca na konto wioski. Samo Xizhazi składa się z sześciu odrębnych osad - bardzo ważne jest, by się dobrze dogadać z kierowcą, gdzie ma nas zawieźć. Jeśli wysiądziemy od razu za kasą, w pierwszej części wioski (Nangou), odnajdziemy tam ścieżkę prowadzącą bezpośrednio na Ox Horn - to opcja na szybką jednodniową wycieczkę. Z kolejnej osady (Nanjili - 西栅子村南吉利) dojdziemy do Zheng Bei Lou, skąd trasa do Mutianyu będzie o mniej więcej dwie-trzy godziny dłuższa. Z kolei z ostatniej części (Duishi) wioski możemy dojść aż do słynnej Nine Eyes Tower czy Beijing Knot.



JAK DOJŚĆ DO JIANKOU?
W Nanjili kierowca wysadził nas na małym pseudo-placyku na skraju zabudowań. Ruchem ręki pokazał kierunek, w jakim mamy podążać, i odjechał. Zasada jest prosta: trzeba iść w górę. Wioska jest na wysokości ok. 580 m. n.p.m., podczas gdy cel naszej wspinaczki na 830.


Kiedy już znajdziemy ścieżkę (tuż za wioską droga się rozwidla: jedna odnoga idzie w lewo, w górę, druga w prawo, bardziej płasko - poszliśmy tą drugą i doszliśmy tam, gdzie planowaliśmy; nie wiemy, gdzie doprowadziłaby lewa odnoga), ta jest dobrze oznaczona: co kilkadziesiąt metrów na drzewach przywieszone są czerwone szmatki.

Szlak jest łatwy, widoki (wiosna, wszystko w rozkwicie) nieziemskie. Po jakimś czasie u góry widać cel naszej wędrówki: Wielki Mur Chiński Jiankou.

Po około godzinie leniwego wchodzenia droga się rozwidla: w lewo idzie dobrze wydeptana ścieżka, natomiast w prawo bardziej zarośnięta, o wiele bardziej stroma. Naczytaliśmy się w Internecie, że jeden fragment podejścia ma tak właśnie wyglądać, więc ochoczo skręciliśmy w prawo, naiwnie myśląc, że idziemy skrótem. :)




Jest stromo i ślisko, trzeba się asekurować rękoma, chwytać gałęzi. Po kilkunastu minutach szlak się kończy. Dosłownie. Przed nami tylko krzaki, powalone drzewa. Bardzo trudno przedrzeć się z dużym plecakiem. Ale nie chcemy też wracać. W końcu wiemy, w którym kierunku musimy iść - jakoś do Muru dojdziemy.

Po chwili, cali w ziemi, pajęczynach i resztkach roślin, wychodzimy na wydeptaną ścieżkę. I znów dylemat: w lewo, czy w prawo? Ścieżka wydaje się prowadzić równolegle do Muru. A niech tam, mamy czas - idziemy w prawo, czyli oddalamy się od Mutianyu.

WIELKI MUR - SMALL POTALA:
Po chwili oto i on! Jak w filmie, tuż za jednym z zakrętów, natykamy się na całkiem dobrze zachowaną wieżę.

Zostawiamy w niej plecaki i bez balastu idziemy dalej na zachód, w kierunku Beijing Knot.

Tylko na chwilkę, tylko ponapawać się nieziemskim widokiem! Po bokach naprawdę strome urwiska. Jest groźnie, cicho, majestatycznie. Jesteśmy sami.


Robimy przerwę na spóźnione śniadanie i próbujemy zgadnąć, gdzie doszliśmy. I tu jest problem: choć w Internecie można znaleźć trochę map Jiankou, każda jest inna, te same wieże są często zaznaczane w innych miejscach. Teraz, po dogłębnym przewertowaniu zasobów www, już wiemy, że doszliśmy do Small (lub Little) Potala. To kilka wież przed Zheng Bei Lou i na dodatek jest to najtrudniejszy odcinek muru w tym rejonie (pomiędzy Beijing Knot a właśnie Zheng Bei Lou).

ZHENG BEI LOU:
Po krótkim odpoczynku postanawiamy udać się w stronę Zheng Bei Lou. Na pierwszy rzut oka nie możemy znaleźć ścieżki. Mur się urywa, za nim pionowa ściana i na górze majaczy kolejna wieża. Już jesteśmy w stanie uwierzyć, że nie da się przejść (stąd ścieżka, którą przyszliśmy, która dalej, jak się okazało, obiega mur i dochodzi do Zheng Bei Lou), kiedy pomiędzy skałami dostrzegamy wąskie przejście. Na początku nie wygląda źle. Idziemy!

Mamy do pokonania zaledwie kilkanaście metrów przewyższenia. Miny nam rzedną, kiedy napotykamy praktycznie pionową ścianę. Występy skalne są na tyle wąskie, że ledwo mieszczą się na nich palce stóp. Do tego jest wąsko. A my nigdy nie byliśmy nawet na ściance wspinaczkowej! Jednak, pomimo chwilowego załamania damskiej części wyprawy, daliśmy radę. Dopiero potem na mapie zobaczyliśmy, że to jeden z kilku fragmentów muru oznaczonych wykrzyknikami, z adnotacją, by go obejść leśną ścieżką.

Teraz od Zheng Bei Lou oddzielają nas tylko dwie wieże. Trasa jest łatwa, choć trzeba uważać na luźne kamienie. Widoki znów obłędne. Niestety, słońce niemiłosiernie praży, a na cień nie ma szans.

Zheng Bei Lou to najpopularniejsza wieża na trasie Jiankou, 10 kilometrów od Mutianyu. Wiele osób zatrzymuje się tu na noc (o czym dobitnie świadczą ślady po ogniskach i namiotach), jest to też dość popularny cel chińskich wycieczek (autokary zatrzymują się w Xizhazi, turyści wspinają się na Zheng Bei Lou, spędzają tu pół godziny i wracają).


Tak naprawdę nie ma w niej niczego nadzwyczajnego, niczym się nie odróżnia od swoich sąsiadek, no, może jest nieco lepiej zachowana. Podobno w weekendy jest tu tłoczno. My jednak jesteśmy tu w czwartek i mamy wieżę na wyłączność.


OX HORN:
Naszym celem na ten dzień jest Ox Horn. To najwyżej położona wieża na tym odcinku (1011 m. n.p.m.). Obiecujemy sobie po niej piękne widoki na zachód i wschód słońca.

Wspinamy się na wieżę kilka minut po 15 nie bardzo wiedząc, co zrobić z czasem do zachodu.

Szukamy miejsca do rozbicia namiotu. Jednak wzmaga się wiatr. Na tyle, że po godzinie podejmujemy decyzję: idziemy dalej, musimy zejść niżej, gdzie powinno być spokojniej.


Zejście z Ox Horn to niemalże równia pochyła: śliskie kamienne płyty, na dodatek pokryte pyłem i piaskiem, opadające pod kątem 45 stopni. Są miejsca, gdzie najbezpieczniej i najwygodniej po prostu ukucnąć i w tej pozycji zjechać :) (patent żeńskiej części Niskowo-Landu). Jeśli nie chcecie wspinać się na Ox Horn, przed wejściem szukajcie po prawej stronie ścieżki, która obchodzi strome podejście.

NOCLEG:
Dopiero w trzeciej wieży, licząc od Ox Horn, znaleźliśmy dobre miejsce na nocleg. Wcześniejsze dwie były w złym stanie, nie było gdzie rozbić namiotu, choć widoki z nich zapierały dech..

W "naszej" wieży początkowo chcieliśmy rozbić się na górnym poziomie, jednak znów wiatr nam na to nie pozwolił. Rozłożyliśmy więc namiot na nazwijmy to parterze, gdzie był najmniejszy przeciąg.


Wcześniej musieliśmy usunąć stamtąd kamienie i śmieci pozostawione przez innych turystów. Zachód słońca może nie był tak bajkowy, jak to sobie wyobrażaliśmy, mimo to piękny. Po szybkiej kolacji, zmęczeni całym dniem, zaszyliśmy się w namiocie.



W nocy, pomimo że byliśmy teoretycznie osłonięci od podmuchów, niemiłosiernie wiało. Na tyle, że nie byliśmy pewni, czy nasz namiot (siłą rzeczy nie przymocowany do podłoża śledziami), w ogóle wytrzyma. Przeciąg przesuwał uprzątnięte przez nas wcześniej śmieci, słychać było odgłosy dzikich zwierząt. Ogólnie spooky night :). Nie dziwi więc, że nie mieliśmy większych problemów z pobudką o 5.

DROGA DO MUTIANYU:
Po obejrzeniu wschodu słońca i spakowaniu dobytku, ruszyliśmy w stronę Mutianyu. Droga naprawdę łatwa i przyjemna, jeśli nie liczyć dojmującego porannego zimna. Szybko znaleźliśmy się na odrestaurowanym odcinku, czyli Mutianyu.


MUTIANYU:
Mutianyu to 23 odrestaurowane wieże. Z sekcją Jiankou łączy się ostatnia z nich. Od razu widać różnicę. Niekoniecznie na korzyść wyremontowanej części.

Wydaje się jakaś sztuczna, komercyjna. Mimo to, obiecujemy sobie miły spacer, szczególnie, że mur jest jeszcze o tej godzinie oficjalnie zamknięty i jesteśmy zupełnie sami.

Jakie jest nasze zdziwienie, kiedy przed 20 wieżą musimy zejść z muru! Przed nami pionowa ściana wieży, żeby na nią wejść, trzeba by mieć drabinę. Mamy nadzieję, że to tylko obejście jednej wieży, że za chwilę wrócimy na mur.

Niestety - kręta droga prowadzi w dół, oddala się od Wielkiego Muru, i po pół godzinie dochodzimy do parkingu, na którym widnieje informacja, że ścieżka, którą właśnie przyszliśmy, jest zamknięta dla turystów.

Idziemy dalej przed siebie prostą asfaltową drogą, dochodzimy do wioski Bei Gou, gdzie zaopatrujemy się w wodę i dopytujemy o bus do Huairou.

Jedyna mówiąca po angielsku mieszkanka wsi każe nam iść dalej, do większego miasteczka - Bohai.

POWRÓT:
Po kolejnych kilkunastu minutach dochodzimy do T-kształtnego skrzyżowania. Tu należy skręcić w lewo, do miasteczka.Trzeba iść cały czas prosto i pod górę, potem na końcu drogi skręcić w prawo, w lewo i znów iść do góry, aż natkniemy się na przystanek.

Nie ma na nim rozkładu. Mamy szczęście, bo po kilku minutach oczekiwania podjeżdża autobus 936 do Huairou. Tam, za radą bileterki, wysiadamy przy głównej ulicy i po przejściu przez ulicę przesiadamy się w 916 do Pekinu. I tu nasz błąd: chcieliśmy oszczędzić trochę czasu i nie nadkładać drogi, więc nie dojechaliśmy do dworca, z którego 916 rozpoczyna swój bieg. Efekt był taki, że autobus przyjechał załadowany "po dach", więc pozostała nam podróż na stojąco. A że przy wjeździe do Pekinu były korki, spędziliśmy na stojąco ponad dwie godziny w zaduchu i smrodzie, co zmęczyło nas bardziej, niż dwa dni chodzenia po Wielkim Murze.

PODSUMOWANIE FINANSOWE (za osobę):
TRANSPORT z kartą Smart (47 CNY = 28 PLN)
Pekin Dongzhimen - Huairou (bus 916) - 6
Huairou - Huairou (bus 863) - 2
Huairou - Xizhazi - (prywaciarz) - 30
Bohai - Huairou (bus 936) - 3
Huairou - Pekin Dongzhimen (bus 916) - 6
BILET WSTĘPU (20 CNY = 12 PLN)
INNE (woda 2l w Bei Gou: 8 CNY = 4,8 PLN)
ŁĄCZNY KOSZT TREKKINGU ZA OSOBĘ TO 75 CNY = 44,80 PLN.
Dodać należy koszty prowiantu zabranego z Pekinu lub Polski (u nas to około 15 PLN za osobę).

PORADY PRAKTYCZNE, CZYLI CO ZABRAĆ ZE SOBĄ:
- rękawiczki! - nie raz trzeba się przedzierać przez gęste krzaki, na stromych podejściach (i zejściach) niezbędne jest asekurowanie się rękami - podziękujecie sobie, jeśli weźmiecie ze sobą rękawiczki. Rowerowe czy zwykłe ogrodowe za 1 zł (nasz wybór) - koniecznie.
- woda, dużo wody - na trasie nie ma możliwości zakupu wody (dopiero w Mutianyu, z odpowiednim narzutem). Wzięliśmy 4 litry, co w upale było stanowczo za małą ilością, woda skończyła się nam już wieczorem pierwszego dnia.
- jedzenie - jak wyżej. Coś, co zniesie wysoką temperaturę, zgniecenia itd. Mieliśmy ze sobą polskie kabanosy i tortille. Doznania smakowe średnie, ale zastrzyk energii jest :).
- namiot - niektórzy z niego rezygnują, jednak podczas naszej wizyty nocą tak strasznie wiało, że nie wyobrażamy sobie spania wtedy pod gołym niebem.
- śpiwór, karimata - a i tak będzie twardo i niewygodnie :). W nocy było bardzo, bardzo zimno! (mimo, że to końcówka kwietnia)
- latarka
- papier toaletowy i inne niezbędne art. higieniczne :)
- krem do opalania i okulary, gdyż słońce bardzo mocno tu operuje
- dobre buty - trzeba przygotować się na strome podejścia, masę luźnych kamieni, śliskie kamienne płyty, gdzieniegdzie drabiny. Trzeba mieć świadomość, że tego odcinka nikt nie reperuje (w każdym razie nie profesjonalnie) i po prostu TRZEBA UWAŻAĆ. Nigdy nie wybierajcie się na tą wyprawę przy złej pogodzie: w deszczu czy śniegu. Co roku giną tu ludzie!
- miejcie zapisane nazwy miejscowości, do których chcecie dojechać, po chińsku, bardzo ułatwi Wam to podróżowanie, szczególnie, jeśli planujecie wynajęcie prywatnej taksówki z Huairou. Wioska Xizhazi składa się z sześciu odrębnych części o innych nazwach - z każdej z nich dojdziecie na inny fragment muru.

PODSUMOWANIE, WNIOSKI:
Nie żałujemy ani minuty spędzonej w Jiankou. Gdybyśmy jednak mieli jechać tam jeszcze raz, bogatsi o zebrane doświadczenia, spróbowalibyśmy zacząć trekking z położonej najdalej na zachód części Xizhazi, by zobaczyć Nine Eye Tower. Stamtąd kierowalibyśmy się na wschód, by przenocować gdzieś w okolicach Zheng Bei Lou, a następnego dnia skończylibyśmy trasę przed Mutianyu. Niedawno dowiedzieliśmy się, że wejście do Mutianyu z 20 wieży jest od kwietnia tego roku (2016) na stałe zamknięte, by turyści idący od strony Jiankou nie wchodzili tam bez opłat. Tak więc klasyczny trekking, opisywany w Internecie, z Jiankou do Mutianyu, jest już niestety niemożliwy. :(
Planując opisywany tu wyjazd, zupełnie nie wiedzieliśmy, czego się spodziewać, gdyż opinie w sieci na temat trudności szlaku były sprzeczne. Nie wiedzieliśmy też, ile zajmie nam to czasu. Teraz wiemy, że nie taki diabeł straszny, niemniej do dłuższej wyprawy trzeba się odpowiednio przygotować.
Widoki naprawdę zapierają dech w piersiach, na trasie w ciągu tygodnia nie spotkamy wielu turystów (my przez 2 dni minęliśmy 7 osób). Jeśli chodzi o trudność, są ciężkie fragmenty, jednak sam trekking na odcinku, który przeszliśmy, nie jest trudny ani męczący. Jest to z pewnością najlepsze miejsce w okolicach Pekinu na zobaczenie prawdziwego, dzikiego Wielkiego Muru Chińskiego.


WIĘCEJ ZDJĘĆ, MAPY I PORADY NA: www.Niskowo-Land.com

Dodaj Komentarz

Komentarze (3)

2getthere 30 maja 2016 20:34 Odpowiedz
Super! Planuję podobny trekking, jeszcze nie padła decyzja gdzie. Po waszej relacji bardzo prawdopodobne, że będą to okolice Jiankou-Mutianyu:) dzięki za wskazówki
niskowo-land 30 maja 2016 21:10 Odpowiedz
2getthereSuper! Planuję podobny trekking, jeszcze nie padła decyzja gdzie. Po waszej relacji bardzo prawdopodobne, że będą to okolice Jiankou-Mutianyu:) dzięki za wskazówki
Widzę, że będziecie w Chinach w lipce, więc powinniście tam iść. Miejsce jest tego warte, a dodatkowo niezbyt trudne terenowo. Tylko pamiętajcie o wodzie. :) My zabraliśmy za mało. A racjonowanie jej nie należy do miłych zadań. Jak wrócicie, dajcie znać czy się udało. :) Powodzenia. PS. Jakieś przydatne mapy są na naszej stronie (nie wiemy jak z prawami autorskimi googla, więc nie umieszczaliśmy tutaj:) )
long 21 czerwca 2016 14:43 Odpowiedz
Dobra relacja ale chyba latwiej by Wam bylo sie dostac na Badaling. Mur wyglada bardzo podobnie, zbudowany jakos w latach 70 XXwieku, zaraz za tym udostepnionym dla turystow sa kilometry dzikiego muru mozna tam lazic calymi dniami i nikogo nie spotkac. Co najwazniejsze calosc mozna (jak ja) ogarnac calkowicieza free. Pozdr ;)