+4
criss88 15 czerwca 2016 19:48
Dawno, dawno temu, a dokładnie 7 lat temu jadąc autokarem w stronę Bułgarii z wycieczką zorganizowaną, dużą część trasy przemierzaliśmy przez górskie tereny Rumunii. Kraj za szyb autokaru tak bardzo mnie zaciekawił że szybko trafił na listę "top 10 do zobaczenia". Po przerobieniu setek informacji na temat "kraju Drakuli" jedno było jasne...WARTO zobaczyć!

Dojazd
Wraz z trójką kolegów postanowiliśmy jechać na "późniejszą majówkę" pod koniec maja/początek czerwca. Planów było kilka: Republiki Nadbałtyckie, Malta, Budapeszt + Serbia, Budapeszt + Rumunia. W końcu z przyczyn bardziej losowych, lecz także mojej skutecznej negocjacji wybraliśmy opcję Budapeszt + Rumunia.
Tak więc zakupiliśmy bilety na Polskiego Busa na trasie Kraków-Budapesz-Kraków za 35zł/os. czyli 17,5zł podróż w jedną stronę !
W stolicy Węgier spędzić mieliśmy 2 dni, a następnie ruszyć w stronę Rumunii. Opcji były dwie: autokar Orange ways lub pociąg. Wybraliśmy pociąg bo wygodniejszy, jest toaleta, a dzięki promocji Fortuna węgierskich kolei bilety były w super atrakcyjnej cenie.
Jak kupić bilet relacji Budapeszt-Rumunia?
Zakładamy konto na https://www.mavcsoport.hu/en czyli węgierskich kolei, szukamy interesującego nas połączenia w określonym dniu (możemy wybrać również czy chcemy kuszetkę), wyskakuje nam lista dostępnych przedziałów cenowych biletów w Euro, cykamy i mamy wyszczególnione jakim pociągiem możemy jechać i o której godzinie. Połączeń jest kilka, my wybieramy IC przejazd nocny do Sibiu, koszt 19,00 euro/person. Czemu tak tanio? Jest to bilet z promocji FORTUNA, tzn. pula pierwszych biletów na dane połączenie jest w promocyjnej cenie 19 euro, coś na zasadzie Polskie Busa z tym że promocyjna cena jest jedna, a z uwagi na średnią popularność połączeń do Rumunii łatwo zakupić bilet w promocyjnej cenie. Bilety do Rumunii możemy kupić 90 dni przed planowaną podróżą!
Po wybraniu interesującego nas połączenia dokonujemy zapłaty za bilet, płatność internetowa kartą kredytową, podaną kwotę w Euro pobierają nam z konta w Forintach po aktualnym kursie. Na szczęście zaakceptowało mi moją kartę VISA debetową ING, która wszędzie gdzie wymagana jest kredytówka przechodzi bez problemu.
UWAGA! Po dokonaniu zapłaty przychodzi nam na maila, oraz na nasze konto w MAV potwierdzenie z 10 cyfrowym kodem. KOD TEN NIE JEST BILETEM! aby uzyskać bilet musimy go wydrukować w specjalnych automatach znajdujących się na węgierskich dworcach. Lista automatów (żółtych) dostępna jest na stronie węgierskich kolei. W automacie wybieramy menu po angielsku i postępujemy zgodnie z poleceniami urządzenia, ostatecznie wpisując podany kod i drukując bilet. Jest to bardzo proste w obsłudze urządzenie więc bez paniki, szczególnie jeżeli automat nie chce nam mimo wszystko wydrukować biletu, należy wówczas podejść do innego, nam bilety wydrukował dopiero trzeci automat :p

tak wyglądają automaty w których można wydrukować bilety
Nasza podróż koleją wygląda następująco: Z dworca Keleti wieczorny przejazd IC do Sibiu, powrót z Brasov również wieczorem IC.
Pociąg z nowoczesnymi wagonami, również z wagonem restauracyjnym oraz z miejscami do siedzenia przy wspólnym stoliczku pozwalającym na czteroosobowe biesiadowanie :p
Zarówno przy przejeździe do jak i z Rumunii obłożenie w wagonach ok. 20%, dlatego każdy może zająć dwuosobowe miejsce to spania.

Sibiu (Sybin)
Po wielogodzinnej podróży pociągiem w końcu dotarliśmy do pierwszego miejsca naszej rumuńskiej przygody - Sybinu. Miasto zostało założone ponad 800 lat temu przez saskich kolonistów, w przeszłości stanowiło jedno z najważniejszych miast Siedmiogrodu i po dzień dzisiejszy jego znaczenie nie zmniejszyło się. O istotnym współczesnym znaczeniu Sybinu może świadczyć fakt iż zostało ono wyznaczone jako dotychczas jedyna Europejska Stolica Kultury z Rumunii ! Tytuł ten miasto zawdzięcza w dużej mierze sprawującemu w latach 2000-2014 urząd mera miasta Klausowi Johannisowi, który porzucił funkcję gospodarza Sybinu tylko dlatego, gdyż został wybrany na nowego, obecnego prezydenta Rumunii. Ciekawostką jest fakt iż Pan prezydent Johannis jest urodzonym w Sybinie Sasem niemieckim. Miasto po dzień dzisiejszy zamieszkuje dobrze zorganizowana mniejszość węgierska oraz niemiecka, która posiada własne szkoły, licea, kościoły. Wielokulturowość miasta przejawia się w jego atrakcyjnej zabudowie oraz licznych świątyniach różnych religii… ale, ale zacznijmy od początku :) Do miasta przyjechaliśmy z godzinnym opóźnieniem po 06:00. Nocleg mieliśmy na głównym deptaku starego miasta tuż obok rynku staromiejskiego. Powoli kierując się pod górę (starówka położona jest na niewielkim wzgórzu) w stronę naszego zakwaterowania podziwialiśmy niesamowicie piękną i ze smakiem odnowioną starówkę miasta. Pierwszy kontakt z Rumunią i już możemy skreślić jeden z głupich stereotypów na temat tego kraju, otóż Rumunia jest super zadbanym krajem, miasta są poddawane renowacją i jest to robione z ogromny wyczuciem stylu i smaku. Tak wygląda właśnie Sybin, ale również wszystkie inne miasta które potem odwiedziliśmy.
Dzięki uprzejmości pani w recepcji mogliśmy się zakwaterować już o 7:00, odespać i umyć się po podróży. Gdy się przebudziliśmy zaczęliśmy zwiedzanie miasta, niestety z początku w lekkim deszczu. Zaczęliśmy od Najbardziej reprezentacyjnego miejsca czyli rynku staromiejskiego (Piața Mare) - ogromny plac z klimatycznymi kawiarniami, fontanną, pięknie odnowionymi kamienicami oraz z dwoma świątyniami: katolickim kościołem farny św. Trójcy stojącym tuż obok równie imponującego kościoła ewangelickiego, a obok nich z jednej strony wieża ratuszowa i pałac gubernatora austryjackiego. Warto wejść na wieżę ratuszową koszt 2 leje (1 lej = 1 zł) - niesamowity widok na miasto pokrytego czerwoną
dachówką.

wieża ratuszowa

Piata Mare
Alternatywą dla podziwiania panoramy miasta z góry jest też widok z wieży Katedry Luterańskiej świętej Marii Panny (koszt 5 lei) znajdującej się za małym rynkiem Sybinu. Jeżeli jednak chodzenie po schodach was męczy na pewno warto jedynie wejść do tej imponujące katedry (wejście również 5 lei), w której znajdują się min. grobowce ważnych postaci związanych z miastem.
Na małym rynku najważniejszym obiektem jest most kłamców, czyli pierwsza żeliwna konstrukcja w Rumunii, która wg. jednej z legend zawali się gdy ktoś na niej skłamie… na pewno „pic na wodę”, bo sprawdzałem i się nie zawalił :p szczególnie że na moście kłamców chętnie przemawiał Ceausescu – słońce Karpat, który chciał zburzyć starą zabudowę Sybinu by postawić w jej miejsce nowoczesne blokowiska… cóż słońce Karpat wcześniej Rumuni przygasili i starówkę można dalej podziwiać.

widok na mały rynek z mostu kłamców

Most kłamców
Kolejnym miejscem, które zobaczyliśmy jest monumentalna cerkiew św. Trójcy – tym razem prawosławna i darmowa :P Wnętrze świątyni zrobiło na nas największe wrażenie, niby wielu mówi że kościoły „wszędzie takie same” jednak w Sybinie potrafią one zaciekawić, każda religia ma swoją monumentalną budowlę, która zachęca do odwiedzenia.

Zwiedzając miasto warto po prostu się w nim zgubić, miasto jest ciekawe nawet, w miejscach gdzie renowacja jeszcze nie dotarła, a dodatkowo super bezpieczne jak i cały kraj, przez 5 dni nie spotkaliśmy żadnego żula, dresa, skina, osoby spożywającej alkohol w krzakach czy innego popularnego przedstawiciela polskiej ulicy.

Brasov (Braszów)
Po późniejszym przebudzeniu dzień drugi w Rumunii mieliśmy zaplanowany na udanie się do Braszowa – naszej bazy wypadowej na następne trzy noce. Na stronie rumuńskich kolei http://www.cfrcalatori.ro/ sprawdziliśmy połączenia Sibiu-Brasov i postanowiliśmy jechać pierwszym regionalnym pociągiem o godzinie 11:54. Niestety pomimo widocznych inwestycji w kolej, rumuńskie pociągi wleką się po krzywych torach i tak 149 km pokonaliśmy w prawie 4h! Jechaliśmy fajnym, nowoczesnym składem podziwiając górskie krajobrazy Transylwanii. Ceny biletów kolejowych jak i autokarowych nie są wysokie, za bilet relacji Sybin-Braszów zapłaciliśmy 20,8 RON. Część pociągów stanowią nowoczesne składy również dla tańszych połączeń Regio, część zaś składy przestarzałe – ogólnie standardy jak w polskiej kolei. Dworce raz lepsze, przeważnie gorsze, większość stacji nie ma peronów, z wagonów trzeba niemal skakać :p. Lepiej wybrać ponad dwa razy tańsze połączenia Regio niż IR z uwagi na to że często niewiele szybciej pojedziemy droższym pociągiem po krzywych torach.
Po przyjeździe do Braszowa zakupiliśmy bilety na komunikację miejską w specjalnym kiosku z biletami, koszt 4 RON za jeden bilet na dwa przejazdy ( jeden bilet jest jak dwa bilety i kasuje się go po prostu dwa razy). Bilety Można kupować również w automatach biletowych zlokalizowanych na części przystanków. Autobusy i aktualne rozkłady najlepiej sprawdzać na Google maps, bowiem na przystankach jedynie dowiemy się gdzie dany autobus jedzie i o której, jeżeli ktoś nie zdrapie rozkładu (nie ma wypisanych przystanków pośrednich).
Zakwaterowaliśmy w pensjonacie na starym mieście i rozpoczęliśmy krótkie zwiedzanie miasta. Na bardziej wnikliwe zobaczenie Braszowa mieliśmy przeznaczony dzień ostatni – piąty.
Starówka Braszowa zlokalizowana jest pomiędzy zielonym wzgórzami, z których największe i najpopularniejszym jest wzgórze Tampa na którym widnieje napis „Brasov” stylizowany na znany napis „Hollywood”. Na wzgórze wjechaliśmy kolejką gondolową (bilet w dwie strony 16 RON), na tarasie widokowym obok wspomnianego napisu rozkoszowaliśmy się przeszło godzinę magiczną panoramą miasta z czerwonymi dachówkami.

Zachowane w nietkniętym stanie średniowieczne Stare Miasto w Braszowie, wpisane zostało na Listę Światowego Dziedzictwa UNESCO. Główny punkt miasta stanowi rynek z późnogotyckim ratuszem z XV wieku. Natomiast najważniejszym zabytkiem jest Czarny kościół, który swoją nazwę zawdzięcza "opaleniźnie" jaka powstała na skutek pożaru jaki nawiedził miasto w 1689 roku (wstęp 9 RON). Obecnie jest to największa świątynia gotycka w całej Rumunii. Miasto tak jak Sybin jest ładnie odrestaurowane i przyjemne.

Czarny kościół

jedna z bram miejskich
Braszów w przeszłości podzielony był na część sasko-węgierską i rumuńską - która znajduje się za bramami miejskimi. Szczególnie do gusty przypadły nam pozostałości obwarowań miejskich z basztami, z których również można podziwiać panoramę miasta z niższego poziomu. Warto też przespacerować się do wypomnianej dawnej rumuńskiej części miasta, a w szczególności do jej głównego placu z przepiękną Cerkwią świętego Mikołaja.
Pierwszy dzień z Braszowem kończymy obiadokolacją w najlepszej wg. mnie restauracji jaką mieliśmy szansę odwiedzić w Rumuni. „La Ceaun” bo o niej mowa serwuje pyszne dania kuchni rumuńskiej, szczególnie moje ulubione Sarmale czyli gołąbki w kapuście półkiszonej koniecznie z mamałygą i rumuńską śmietaną… Pysznie! Z innych potraf kuchni rumuńskiej polecam równie gorąco rumuńskie zupy (ciorby). Nie jest to jakaś woda z kluskami lecz gęste, pożywne i przepyszne dania. W każdej restauracji znajdziemy kilka ciekawych pozycji ciorb.


Rasnov, Zamek Drakuli w Bran
Dzień trzeci przywitał nas deszczem, który ustał na szczęście gdy wyszliśmy z naszego lokum. Ogólnie pogodę dla naszego pobytu sprawdzaliśmy codziennie na różnych portalach i w konsekwencji codziennie byliśmy straszeni potężnymi ulewami, piorunami i ogólnie apokalipsą… jednak, prognozy prognozami rzeczywistość okazała się zdecydowanie bardziej przyjazna, oprócz pojedynczych przelotnych opadów całej wycieczce towarzyszyła nam przyjemna, ładna pogoda :)
Pierwszym punktem jaki chcieliśmy zobaczyć w dniu trzecim było nieodległe średniowieczne miasteczko Rasnov z Twierdzą Chłopską. Do Rasnova dostaliśmy się pociągiem Regio z dworca głównego, koszt 3,9 RON.
Miasteczko ma ciekawy, swojski klimat, średniowieczne kamieniczki są ładnie odnawiane, towarzyszy im sporo małej architektury, przyjemny deptak, wszystko jak to w Rumunii ładne, zrobione ze smakiem, nieprzekombinowane.

Nad miasteczkiem dumnie góruje twierdza, obok której mamy znowu napis informujący gdzie się znajdujemy. Jako że jesteśmy leniwi na wzgórze wjeżdżamy nowoczesną kolejką (koszt 12 RON w dwie strony). Wejście do twierdzy 12 RON i warto! W twierdzy czuć historię miejsca, stara zabudowa, potężne mury, niesamowity widok na Rasnov i Karpaty, do tego dziadek grający na akordeonie, jakieś ciekawskie koty, a nad wszystkim dumnie powiewa rumuńska flaga… jedynie stragany z pamiątkami tutaj nie pasują.

Kolejny etap dzisiejszego dnia to zamek Drakuli w Bran. Do miasteczka dostaliśmy się busikiem z przystanku na głównej drodze, za marketem Penny (koszt 4 RON).
W Miasteczku panuje odpustowa atmosfera, dużo turystów, szczególnie z Japonii, których widzieliśmy dziesiątki w niemal każdym odwiedzanym przez nas mieście w Rumunii… jakaś moda w Japonii na Transylwanię?
Do zamku z uwagi na liczne negatywne komentarze w Internecie wchodzić nie zamierzaliśmy szczególnie, że cena odstrasza (35 RON) i podobno ścisk, a Japońców dosyć przed nami wchodziło. Niestety do parku przed zamkiem wejść też nie można jak się nie ma biletu na zamek. Dlatego obeszliśmy ogrodzenia wokół i znaleźliśmy polanę za rzeczką skąd był fajny widok na zamek.

Zrobiliśmy trochę fot w słabej jakości, poszliśmy zjeść pizze Dracula i wróciliśmy busikiem do Braszowa (7 RON). Uwaga! Braszów dworców autobusowych ma dwa, autogara 1 zlokalizowany jest koło dworca kolejowego, natomiast autogara 2 znjaduje się ok 4 km dalej i tylko z tego drugiego dostaniemy się busikiem do Rasnova i Branu.

Sinaia
Dnia czwartego mieliśmy jechać do Sighisoary, jednak późno wstaliśmy, połączeń mało i tradycyjnie przestraszyła nas prognoza pogody, więc wybraliśmy inną opcję: górskie miasteczko Sinaia znane z niesamowitego pałacu królewskiego monarchy.
Jako że lubimy pociągi to też wybraliśmy znowu kolej :) Wszystkie pociągi jadące do Bukaresztu przejeżdżają przez Sinaię, dlatego połączeń jest sporo. IR jedzie niemal tak samo szybko co Regio dlatego wybraliśmy to drugie bilet 6,8 RON czas przejazdu ok. 1h.
Miasteczko bardzo zadbane (sic! znowu!), ma bardziej „luksusowy” charakter niż Zakopane, brak namolnego „reklamowa” jak w Polsce, dużo małej architektury, do tego ciekawa zabudowa starych pensjonatów, luksusowego kasyna, willi, monastyrów…

budynek kasyna

W pierwszej kolejności kierujemy się w stronę urokliwego monastyru (Wstęp 5 RON).
Idąc dalej pod górę, w końcu znajdujemy się przed pałacem Peleş. BAJECZNA posiadłość rumuńskiego króla Michała I. Jako iż króla Rumuni ściągnęli sobie z Bawarii to też pałac wygląda jakby go przeniósł z rodzimych Alp. Pałac z zewnątrz robi ogromne wrażenie, dużo rzeźb, piękne detale, do tego sielski klimat Alp… tzn. Karpat.

Zewnątrz Pałac możemy zwiedzać za darmo. Wnętrza zwiedzamy za opłatą: 1 piętro – 20 RON, dwa piętra 30 RON, możliwość robienia zdjęć wewnątrz pałacu 30 RON.
Około 300 metrów dalej znajduje się również inny pałac rodziny królewskiej Pelişor.


Z Rumunią żegnamy się wieczorem w dniu piątym. Przejazd nocny do Budapesztu IC obłożenie w pociągu znowu niskie.
Kraj wywarł na nas tak pozytywne wrażenie do tego stopnia że planujemy kolejną wizytę, może na Bukowinę lub do Timisoary albo Sighisoarę z Kluż Napocką… opcji jest wiele bo kraj duży. Ludzie bardzo życzliwi, sympatyczni, wielu mówi po angielsku. Przyjemna atmosfera, bardzo bezpiecznie. Szkoda tylko że tak wiele negatywny i zdecydowanie nieprawdziwych stereotypów na temat Rumunii panuje w Polsce i Europie.

Dodaj Komentarz

Komentarze (2)

tomasz1 16 stycznia 2017 18:06 Odpowiedz
super relacja! bardzo pomocna! z jak dużym wyprzedzeniem można rezerwować bilety na stronie rumuńskich kolei?
criss88 16 stycznia 2017 19:27 Odpowiedz
Po Rumunii jeździliśmy jedynie połączeniami Regio, a bilety kupowaliśmy w kasach przed odjazdem... IC również w kasie kupicie, oczywiście jest możliwość zakupy przez internet na stronie: http://www.cfrcalatori.ro/en prawdopodobnie trzeba się tutaj najpierw zarejestrować, a dopiero potem możecie kupić bilety. Jeśli chodzi o nasze przejazdy do/z Budapesztu to bilety kupowaliśmy na stronie węgierskiego przewoźnika, tutaj tak jak opisałem dostaliśmy kod na bilet, który musieliśmy wydrukować w specjalnych automatach na dworcach. Uwaga! kupowaliśmy oddzielne bilety, nie "Return", bo jechaliśmy z Budapesztu do Sibiu, a z powrotem do Budapesztu już z Braszowa i mimo tego na docinek Braszów-Budapeszt też dostaliśmy jedynie 10 cyfrowy kod, do wpisania w automacie w celu wydrukowania biletu! jak zatem wydrukować sobie bilet w Rumunii - nie wiem