witajcie! chciałam dorzucić garść informacji i zdjęć z naszej marcowej wizyty na Ilha Grande no ale zamiast garści informacji wychodzi mi z tego bardziej relacja
;) Może nie taka typowa, rozbudowana, więcej chyba będzie zdjęć niż tekstu, no ale może komuś się przyda
:) Podczas przygotowań do naszej listopadowej wyprawy do Ameryki Południowej zabrakło nam czasu na odwiedzenie Ilha Grande, stąd kolejny trip miał być w całości (tydzień) poświęcony tej wyspie. Z góry przepraszam, ale koszty będę podawać te, które pamiętam, niestety moje notatki w cashdroid szlag trafił
:roll: Lecieliśmy Turkishem z Wenecji przez Istambuł do São Paulo, powrót przez IST na Malpensę.
Po wylądowaniu w São Paulo udaliśmy się za radą @krasnal na dworzec Tietê, gdzie zakupiliśmy bilety na nocny przejazd Reunidas Paulista do Angra dos Reis, wybraliśmy przejazd w wyższej klasie (executivo, cama), żeby trochę odespać podróż, koszt to ok. 100brl/os. Zwracam uwagę, że warto mieć przy sobie coś ciepłego do ubrania, bo klima chłodzi w tych busach (chyba wszystkich w Am. Pd.) naprawdę konkretnie. Rano dotarliśmy do Angra dos Reis i udaliśmy się spacerowym krokiem w kierunku przystani (wychodząc z terminala do ulicy i w lewo).
Do najbliższego promu do Abraão mieliśmy ponad godzinę czasu, który oczywiście owocnie wykorzystaliśmy w sklepie naprzeciwko
;) Zaopatrzeni w produkty żywnościowe i zapas napoi alko i nie tylko ruszyliśmy oczekiwać na prom. A że oczekiwanie rodzi często sposobność nawiązywania nowych znajomości, to zaczęliśmy rozmawiać z miłą brazylijską parą. Oni także wybierają się na Ilha Grande ale nie do Abraão... To można gdzieś indziej?! Spoglądamy po sobie, w ruch idą mapki, przewodnik, wymiana zdań z kapitanem promu i zmiana decyzji - płyniemy do Aventureiro (50 brl/os)! Tu zaznaczę, że w punkcie informacji nie ma żadnego info na temat tej trasy, trzeba się dopytywać ludzi, rybaków, gdybyśmy nie zagadali z Brazylijczykami, na pewno byśmy tam nie trafili
:) Warto też sprawdzać lewe nabrzeże portu (tam, gdzie zawijają kutry rybackie i lata dużo ptaków
;)) - tam przypłynęliśmy w drodze powrotnej, być może stamtąd też startują promy ale nie mam pewności co do tego. Zostaliśmy poinformowani, że nie ma tam sklepów i cywilizacji (co było trochę przesadzone - w rzeczywistości była nawet szkoła i kościół! ale fakt - dostęp do artykułów spożywczych był baaaardzo ograniczony) - udaliśmy się więc ponownie do sklepu naprzeciwko
;) @pablo79 pozwolę sobie posiłkować się wrzuconymi przez Ciebie mapkami, mam co prawda te same ale tu już takie ładne, skanować nie trzeba czy szukać w necie
;) Aventureiro zlokalizowane jest na południowym zachodzie Ilha Grande, czas przeprawy z Angra to 3 godziny, wraz z tankowaniem
;)
Pierwsza godzina przeprawy to oczywiście zachwyty - najpierw nad stacją paliw (pierwszy raz mieliśmy okazję zobaczyć stację na wodzie
:D) potem widokiem z wody na malowniczo położone zabudowania Angra dos Reis, następnie tropikalnymi wysepkami, które mijaliśmy.
Druga godzina też jako tako minęła mimo prażącego słońca i tego, że od trzech dni byliśmy w podróży i przysypialiśmy na siedząco
;) Trzecia godzina różniła się od drugiej tym, że wraz ze wzrostem siły falowania miałam wrażenie, że robimy się coraz bardziej zieloni leżąc ledwo żywi na promie niczym rozbitkowie na tratwie... Końcówka przeprawy była naprawdę ciężka, na tyle, że stwierdziliśmy że nigdzie się przez tydzień stąd nie ruszamy
;) Takie zresztą było założenie tego wyjazdu, odkąd kolejny raz wróciliśmy z urlopu bardziej zmęczeni niż zanim go zaczęliśmy
;) - niewymagające spacery, snorkowanie, moczenie się w ciepłej wodzie i czytanie książek... Widok po wyjściu z promu wspaniały
:)
Znalezienie miejscówki na nocleg nie stanowiło większego problemu gdyż nasz kapitan prowadzi w Aventureiro camping (nr 5) - można tam rozstawić namiot, można też wynająć pokój w całkiem przyjemnej cenie 100 brl/noc, co było chyba najniższą ceną, za którą dało się tam przespać, miejsce na namiot było co prawda tańsze ale nie mieliśmy namiotu
;) W innych miejscówkach, w których później pytaliśmy o pokój, chcieli 150-250 brl/noc. Co prawda wygód specjalnych nie było - pokój malutki, materac zamknięty w grubym plastikowym pokrowcu więc budziliśmy się zlani potem ale daliśmy radę 3 noce tam spędzić. Do dyspozycji była za to kuchnia (dało się gotować) oraz stół bilardowy, z którego korzystalibyśmy na pewno częściej gdyby nie tnące na potęgę wieczorami komary
;)
Za "ścianą" naszej kuchni było coś, co błędnie wzięliśmy za jadłodajnię - okazało się, że to szkoła. Trochę byliśmy zdziwieni, bo chałup kilka, ludzi prawie wcale, dzieciaków kilka sztuk ale widać było, że bardzo zżytych ze sobą - widywaliśmy ich łowiących wspólnie ryby, biegających i grających w piłkę - pozytywnie, że gdzieś jeszcze dzieciaki mają takie fajne dzieciństwo
:) Posiłki przygotowywaliśmy sami (znaczy na ogół zalewaliśmy zupę chińską wrzątkiem
:P) ale znaleźliśmy też miłą starszą Panią, która prowadziła "bar" (głównie dla nas)
:D Początkowo oczywiście dogadywaliśmy się na szeroko pojęte migi, później już całkiem sprawnie szło nam zamawianie kawy i "pedimoleki" - nie wiem jak to się pisze, ktoś nas tego nauczył a zapamiętaliśmy bo brzmi prawie jak "salam alejkum"
:lol: W każdym razie zawsze byliśmy nakarmieni plackiem z tapioki z różnym nadzieniem - @repamn dostawał zawsze swoje - z mięchem mielonym, serem, pomidorem i ziołami a ara z dedykacją od kucharki - w wersji bezmięsnej - nie wiem z czego to wynikało, grunt że obie wersje były równie pyszne. Do tego dostawaliśmy zawsze wspaniałe "ciastka" własnej produkcji - orzechy zatopione w czekoladzie/kokosie albo karmelu mmmmmniam
:)
Mamy takie przemyślenie związane z tym miejscem - możesz być obcy, możesz nie znać języka ale ci ludzie nie pozwolą ci tam zginąć
:D Internet był.. w jednym miejscu, gdzie wieczorami schodziła się cała lokalna społeczność więc i tak nie szło nic sprawdzić
:lol: dobrze, że przez zmianę strefy czasowej budziliśmy się wcześnie rano - wtedy mieliśmy całe pasmo dla siebie
:D Telefony nie działały, chociaż gdzieś na ścianie widzieliśmy wiszący stacjonarny telefon - nie wiem czy była to ozdoba czy jakimś cudem działał
;) Było to niesamowite dla nas doświadczenie, byliśmy przecież tak blisko Rio a jednak jakby na końcu świata, gdzie cywilizacja nie dotarła
;) Mieliśmy co prawda leżeć i pływać na zmianę ale jednak duch eksploracji się w nas odezwał i już pierwszego dnia udaliśmy się na zwiedzanie okolicy. Z miejsc, do których można się wybrać z Aventureiro to Praia Sul, Praia Leste na wschodzie oraz szlakiem T9 na zachodzie do Provety i dalej T7do Gruta do Acaia lub T8 do Araçatiba (dłuższa wyprawa). Ciekawe jest, że praktycznie całą wyspę można obejść - trzeba by się nastawić pewnie na tydzień ostrego marszu. Kiedyś, mam nadzieję, uda nam się zrealizować taki plan
:)
Warto dodać że do Aventureiro można się dostać także m.in. z Abraão - podczas kilkugodzinnych wycieczek odwiedza się różne plaże, m.in. tę. Ale nie jest to na pewno wizyta pozwalająca na zobaczenie czegoś więcej poza plażą. Przystań dla łodzi znajduje się w pewnym oddaleniu od samej plaży i jest tam fajny pomost. W ciągu dnia ruchu przy pomoście praktycznie nie ma (promy do Angra wypływają stąd ok. 8, 11 i 15 - nie zawsze o takich godzinach, czasem jeden dziennie - o 15, warto dopytać) i można tam do woli skakać, pływać i snorkować, praktycznie nie ma w tym miejscu falowania więc jak ktoś chce może nawet spać na wodzie
:lol: Można tu zaobserwować fajne rybki oraz żółwie morskie, rafy brak w tym miejscu - jest zdaje się przy końcu Praia Sul - widzieliśmy tam podpływające łódki z turystami, choć sami tam nie snorkowaliśmy ze względu na trudno dostępny teren (skałki) od strony lądu więc nie powiem na 100% że rafa tam się znajduje.
Trzeba uważać przy przepływaniu pod pomostem oraz podczas wychodzenia - cała podwodna konstrukcja jest porośnięta rafą, niestety mój współtowarzysz @repman zranił na niej stopę, rana początkowo nie wyglądała źle, ale ostatecznie zatrzymała nas w tym miejscu na dzień dłużej niż planowaliśmy a potem konkretnie się "babrała" tak, że musieliśmy włączyć antybiotyk (na szczęście mieliśmy w apteczce). Korzystając z okazji dodam jeszcze, na wypadek gdyby ktoś musiał skorzystać z pomocy lekarskiej na Ilha Grande - pomoc doraźna znajduje się w Abraão, ale bez znajomości języka portugalskiego możliwe, że nie uda się z niej skorzystać. Nas lekarka odesłała z kwitkiem z powodu braku znajomości języka, po angielsku absolutnie nie chciała z nami rozmawiać, mimo, że przy rejestracji wypełnili nam papiery i przyjęli
:? Może trafiliśmy niefortunnie na taką właśnie panią doktor, a może taka tam praktyka... Czwartego dnia pobytu na wyspie postanowiliśmy zobaczyć coś więcej i udać się do Abraão. Najpierw załadowaliśmy się na prywatną łódź, która zmierzała do Angra dos Reis, po drodze zatrzymując się przy malowniczej aczkolwiek dość klaustrofobicznej Gruta do Acaia.
@Japonka76 wyspa jest cudna! Naprawdę warto się tam wybrać przy okazji wizyty w Rio albo Sao Paulo. Połączenie jest bardzo dobre, promów dużo także dotarcie nie jest problematyczne. Wyspa jest bardzo popularna wśród Brazylijczyków, wiele z nich spędza tam weekendy. Teraz jeszcze tak się wybrać na Fernando de Noronha i będzie pełnia szczęścia
:D No ale tam z dotarciem to już inna bajka niestety...
;)
@SPLDER ta VCE jest U2 z podręcznym, bilet powrotny z BGY mieliśmy z bagażem rejestrowanym - ze względu na zakupy kawowo - oliwne we Włoszech
:D nie wiem czy pytasz w kontekście samego bagażu czy ceny za lot, jeśli bagażu, to podczas wcześniejszego 3-tyg. wyjazdu do Am. Pd. także mieliśmy tylko podręcznyjeśli ceny, to bilet z BGY był tańszy ale dodałam do niego połowę kosztu bagażu
ara napisał: Ciekawe jest, że praktycznie całą wyspę można obejść - trzeba by się nastawić pewnie na tydzień ostrego marszu. Kiedyś, mam nadzieję, uda nam się zrealizować taki plan
:)Myśmy zrobili sobie taki treking - 5 dni spacerowym tempem.
@poncz czytałam na Twoim blogu, super sprawa! czyli jest to faktycznie do zrobienia
:)też zastanawialiśmy się jak przejść rzekę podczas spaceru do Praia Leste, próbowaliśmy od strony skał ale robiło się coraz bardziej strasznie więc zawróciliśmy
;) kilka osób nam potwierdzało, że można przez rzekę przejść więc może się skusimy kolejnym razem albo ruszymy od Aventureiro zgodnie z ruchem wskazówek zegara i na Parnaioca zakończymy wędrówkęach rozmarzyłam się... póki co w planach wędrówki po gruzińskich szlakach
8-)
Ja tego już bym nie powtórzył, bo jednak wkroczyliśmy na zamknięty teren. Co prawda miejscowi tam wchodzą bez skrępowania, więc nie jest tak, że nie pojawiają się tam ludzie, ale mimo wszystko jest to łamanie zasad. Opcją jest taksówka wodna, która przewozi na drugą stronę rezerwatu, ale kiedy tam byliśmy, to był to spory wydatek, na który nie byliśmy przygotowani.
@badmoon cenię sobie komfort w podróży a komfortowo się czuję jak mój plecak nie waży więcej niż 6-7 kg (ok - przy 6 czuję się bardzo komfortowo
;)), wtedy nawet dłuższe przemieszczanie się piechotą nie straszne
;) No i z takim jednym plecakiem zawsze jakoś poręczniej - czy w komunikacji miejskiej czy podczas zwiedzania - nie trzeba myśleć o przechowalniach itp. Podczas wcześniejszej wyprawy do Am Pd. upchnęliśmy do plecaków jeszcze śpiwory które były zbawienne podczas nocnych podróży autobusami
;) Prawdziwym sprawdzianem będzie jednak Australia, którą rozpoczynamy od lotu Wizzairem z małym podręcznym
:D
chciałam dorzucić garść informacji i zdjęć z naszej marcowej wizyty na Ilha Grande no ale zamiast garści informacji wychodzi mi z tego bardziej relacja ;) Może nie taka typowa, rozbudowana, więcej chyba będzie zdjęć niż tekstu, no ale może komuś się przyda :)
Podczas przygotowań do naszej listopadowej wyprawy do Ameryki Południowej zabrakło nam czasu na odwiedzenie Ilha Grande, stąd kolejny trip miał być w całości (tydzień) poświęcony tej wyspie. Z góry przepraszam, ale koszty będę podawać te, które pamiętam, niestety moje notatki w cashdroid szlag trafił :roll: Lecieliśmy Turkishem z Wenecji przez Istambuł do São Paulo, powrót przez IST na Malpensę.
Po wylądowaniu w São Paulo udaliśmy się za radą @krasnal na dworzec Tietê, gdzie zakupiliśmy bilety na nocny przejazd Reunidas Paulista do Angra dos Reis, wybraliśmy przejazd w wyższej klasie (executivo, cama), żeby trochę odespać podróż, koszt to ok. 100brl/os. Zwracam uwagę, że warto mieć przy sobie coś ciepłego do ubrania, bo klima chłodzi w tych busach (chyba wszystkich w Am. Pd.) naprawdę konkretnie.
Rano dotarliśmy do Angra dos Reis i udaliśmy się spacerowym krokiem w kierunku przystani (wychodząc z terminala do ulicy i w lewo).
Do najbliższego promu do Abraão mieliśmy ponad godzinę czasu, który oczywiście owocnie wykorzystaliśmy w sklepie naprzeciwko ;) Zaopatrzeni w produkty żywnościowe i zapas napoi alko i nie tylko ruszyliśmy oczekiwać na prom. A że oczekiwanie rodzi często sposobność nawiązywania nowych znajomości, to zaczęliśmy rozmawiać z miłą brazylijską parą. Oni także wybierają się na Ilha Grande ale nie do Abraão... To można gdzieś indziej?! Spoglądamy po sobie, w ruch idą mapki, przewodnik, wymiana zdań z kapitanem promu i zmiana decyzji - płyniemy do Aventureiro (50 brl/os)! Tu zaznaczę, że w punkcie informacji nie ma żadnego info na temat tej trasy, trzeba się dopytywać ludzi, rybaków, gdybyśmy nie zagadali z Brazylijczykami, na pewno byśmy tam nie trafili :) Warto też sprawdzać lewe nabrzeże portu (tam, gdzie zawijają kutry rybackie i lata dużo ptaków ;)) - tam przypłynęliśmy w drodze powrotnej, być może stamtąd też startują promy ale nie mam pewności co do tego.
Zostaliśmy poinformowani, że nie ma tam sklepów i cywilizacji (co było trochę przesadzone - w rzeczywistości była nawet szkoła i kościół! ale fakt - dostęp do artykułów spożywczych był baaaardzo ograniczony) - udaliśmy się więc ponownie do sklepu naprzeciwko ;)
@pablo79 pozwolę sobie posiłkować się wrzuconymi przez Ciebie mapkami, mam co prawda te same ale tu już takie ładne, skanować nie trzeba czy szukać w necie ;)
Aventureiro zlokalizowane jest na południowym zachodzie Ilha Grande, czas przeprawy z Angra to 3 godziny, wraz z tankowaniem ;)
Pierwsza godzina przeprawy to oczywiście zachwyty - najpierw nad stacją paliw (pierwszy raz mieliśmy okazję zobaczyć stację na wodzie :D) potem widokiem z wody na malowniczo położone zabudowania Angra dos Reis, następnie tropikalnymi wysepkami, które mijaliśmy.
Druga godzina też jako tako minęła mimo prażącego słońca i tego, że od trzech dni byliśmy w podróży i przysypialiśmy na siedząco ;) Trzecia godzina różniła się od drugiej tym, że wraz ze wzrostem siły falowania miałam wrażenie, że robimy się coraz bardziej zieloni leżąc ledwo żywi na promie niczym rozbitkowie na tratwie... Końcówka przeprawy była naprawdę ciężka, na tyle, że stwierdziliśmy że nigdzie się przez tydzień stąd nie ruszamy ;) Takie zresztą było założenie tego wyjazdu, odkąd kolejny raz wróciliśmy z urlopu bardziej zmęczeni niż zanim go zaczęliśmy ;) - niewymagające spacery, snorkowanie, moczenie się w ciepłej wodzie i czytanie książek... Widok po wyjściu z promu wspaniały :)
Znalezienie miejscówki na nocleg nie stanowiło większego problemu gdyż nasz kapitan prowadzi w Aventureiro camping (nr 5) - można tam rozstawić namiot, można też wynająć pokój w całkiem przyjemnej cenie 100 brl/noc, co było chyba najniższą ceną, za którą dało się tam przespać, miejsce na namiot było co prawda tańsze ale nie mieliśmy namiotu ;) W innych miejscówkach, w których później pytaliśmy o pokój, chcieli 150-250 brl/noc. Co prawda wygód specjalnych nie było - pokój malutki, materac zamknięty w grubym plastikowym pokrowcu więc budziliśmy się zlani potem ale daliśmy radę 3 noce tam spędzić. Do dyspozycji była za to kuchnia (dało się gotować) oraz stół bilardowy, z którego korzystalibyśmy na pewno częściej gdyby nie tnące na potęgę wieczorami komary ;)
Za "ścianą" naszej kuchni było coś, co błędnie wzięliśmy za jadłodajnię - okazało się, że to szkoła. Trochę byliśmy zdziwieni, bo chałup kilka, ludzi prawie wcale, dzieciaków kilka sztuk ale widać było, że bardzo zżytych ze sobą - widywaliśmy ich łowiących wspólnie ryby, biegających i grających w piłkę - pozytywnie, że gdzieś jeszcze dzieciaki mają takie fajne dzieciństwo :)
Posiłki przygotowywaliśmy sami (znaczy na ogół zalewaliśmy zupę chińską wrzątkiem :P) ale znaleźliśmy też miłą starszą Panią, która prowadziła "bar" (głównie dla nas) :D Początkowo oczywiście dogadywaliśmy się na szeroko pojęte migi, później już całkiem sprawnie szło nam zamawianie kawy i "pedimoleki" - nie wiem jak to się pisze, ktoś nas tego nauczył a zapamiętaliśmy bo brzmi prawie jak "salam alejkum" :lol: W każdym razie zawsze byliśmy nakarmieni plackiem z tapioki z różnym nadzieniem - @repamn dostawał zawsze swoje - z mięchem mielonym, serem, pomidorem i ziołami a ara z dedykacją od kucharki - w wersji bezmięsnej - nie wiem z czego to wynikało, grunt że obie wersje były równie pyszne. Do tego dostawaliśmy zawsze wspaniałe "ciastka" własnej produkcji - orzechy zatopione w czekoladzie/kokosie albo karmelu mmmmmniam :)
Mamy takie przemyślenie związane z tym miejscem - możesz być obcy, możesz nie znać języka ale ci ludzie nie pozwolą ci tam zginąć :D
Internet był.. w jednym miejscu, gdzie wieczorami schodziła się cała lokalna społeczność więc i tak nie szło nic sprawdzić :lol: dobrze, że przez zmianę strefy czasowej budziliśmy się wcześnie rano - wtedy mieliśmy całe pasmo dla siebie :D Telefony nie działały, chociaż gdzieś na ścianie widzieliśmy wiszący stacjonarny telefon - nie wiem czy była to ozdoba czy jakimś cudem działał ;) Było to niesamowite dla nas doświadczenie, byliśmy przecież tak blisko Rio a jednak jakby na końcu świata, gdzie cywilizacja nie dotarła ;)
Mieliśmy co prawda leżeć i pływać na zmianę ale jednak duch eksploracji się w nas odezwał i już pierwszego dnia udaliśmy się na zwiedzanie okolicy.
Z miejsc, do których można się wybrać z Aventureiro to Praia Sul, Praia Leste na wschodzie oraz szlakiem T9 na zachodzie do Provety i dalej T7do Gruta do Acaia lub T8 do Araçatiba (dłuższa wyprawa). Ciekawe jest, że praktycznie całą wyspę można obejść - trzeba by się nastawić pewnie na tydzień ostrego marszu. Kiedyś, mam nadzieję, uda nam się zrealizować taki plan :)
Warto dodać że do Aventureiro można się dostać także m.in. z Abraão - podczas kilkugodzinnych wycieczek odwiedza się różne plaże, m.in. tę. Ale nie jest to na pewno wizyta pozwalająca na zobaczenie czegoś więcej poza plażą.
Przystań dla łodzi znajduje się w pewnym oddaleniu od samej plaży i jest tam fajny pomost. W ciągu dnia ruchu przy pomoście praktycznie nie ma (promy do Angra wypływają stąd ok. 8, 11 i 15 - nie zawsze o takich godzinach, czasem jeden dziennie - o 15, warto dopytać) i można tam do woli skakać, pływać i snorkować, praktycznie nie ma w tym miejscu falowania więc jak ktoś chce może nawet spać na wodzie :lol: Można tu zaobserwować fajne rybki oraz żółwie morskie, rafy brak w tym miejscu - jest zdaje się przy końcu Praia Sul - widzieliśmy tam podpływające łódki z turystami, choć sami tam nie snorkowaliśmy ze względu na trudno dostępny teren (skałki) od strony lądu więc nie powiem na 100% że rafa tam się znajduje.
Trzeba uważać przy przepływaniu pod pomostem oraz podczas wychodzenia - cała podwodna konstrukcja jest porośnięta rafą, niestety mój współtowarzysz @repman zranił na niej stopę, rana początkowo nie wyglądała źle, ale ostatecznie zatrzymała nas w tym miejscu na dzień dłużej niż planowaliśmy a potem konkretnie się "babrała" tak, że musieliśmy włączyć antybiotyk (na szczęście mieliśmy w apteczce). Korzystając z okazji dodam jeszcze, na wypadek gdyby ktoś musiał skorzystać z pomocy lekarskiej na Ilha Grande - pomoc doraźna znajduje się w Abraão, ale bez znajomości języka portugalskiego możliwe, że nie uda się z niej skorzystać. Nas lekarka odesłała z kwitkiem z powodu braku znajomości języka, po angielsku absolutnie nie chciała z nami rozmawiać, mimo, że przy rejestracji wypełnili nam papiery i przyjęli :? Może trafiliśmy niefortunnie na taką właśnie panią doktor, a może taka tam praktyka...
Czwartego dnia pobytu na wyspie postanowiliśmy zobaczyć coś więcej i udać się do Abraão. Najpierw załadowaliśmy się na prywatną łódź, która zmierzała do Angra dos Reis, po drodze zatrzymując się przy malowniczej aczkolwiek dość klaustrofobicznej Gruta do Acaia.