Ta relacja miała się zacząć następująco: "Tytułem wstępu dwa słowa - przed kolejnym (trochę mniejszym) wyjazdem postanowiłam, iż zepnę siły i stworzę kolejną relację, tym razem mocno "przeszłą", ale chcę nadrobić kilka zaległości " Niestety nie wyszło mi to wspaniałe postanowienie
:lol: jak zwykle czas okazał się największym winowajcą
:evil: tak więc z małym poślizgiem, po powrocie z urlopu w końcu dorzucam kolejną, mam nadzieję w miarę ciekawą, relację
:)
Nie będzie to niestety relacja do końca 4free - wybaczcie (wtedy nawet jeszcze nie znałam tego forum
:D ), ale postaram się pokazać kilka fajnych lub niefajnych (żeby przestrzec) miejsc oraz polecić sprawdzone noclegi. Co będzie jeszcze? Na pewno duża ilość zdjęć, którymi chciałabym pokazać jak niesamowite są oba kraje, w których byliśmy
:)
Myślę, że każdy z nas ma taki wyjazd w swojej "podróżniczej karierze"
:D Taki, który zmienił nasze patrzenie na podróże, pokazał, że there is no limits, a świat stoi otworem i czeka na nas
:) Podróżowaliśmy trochę wcześniej, ale były to jedynie wyjazdy w granicach Europy, która też ma oczywiście bardzo dużo zaoferowania, ale zawsze ciągnęło nas dalej. A ponieważ zbliżał się ślub, a po ślubie wesele, a po weselu - podróż poślubna
:D czyli idealna okazja na zapuszczenie swoich macek nieco dalej
;) Postanowiliśmy więc w ramach honeymoon pojechać w wymarzone miejsce. Takich wymarzonych miejsc mamy kilka albo i kilkanaście (no dobra - dzięki relacjom na f4f nawet kilkadziesiąt
:D ), ale tym razem chcieliśmy pobyć trochę w prawdziwym raju
:) Żadne z nas nie lubi jednak być cząstką bliżej nieokreślonej ferajny jadącej z biurem podróży w określone miejsce, odbębniającej kolejne punkty programu i wszędzie gdzieś biegnącej z tykającym zegarkiem w tle. Ale z drugiej strony - pierwsza podróż do Azji, nieznanej i nieodkrytej jeszcze - fajnie by było, gdyby ktoś pomógł z tym wszystkim. Teraz oczywiście śmieje się z siebie, po ogarnięciu 3 tygodni w Indonezji, taka Sri Lanka w kilka dni + kilka dni na rajskiej plaży brzmią jak błahostka
8-) Ale w podróży poślubnej chcieliśmy też poczuć się choć odrobinę luksusowo i nie martwić się o nic. Przypadkiem trafiłam na nie do końca typowe biuro podróży, które organizuje wyjazdy indywidualne, nie do hoteli-molochów tylko do chatek na plaży, nie z grupą wiecznie niezadowolonych turystów, ale samemu lub z kim się tam chce. Brzmiało nieźle. Nie chcę, aby była to jakaś reklama, ale jeśli szukalibyście czegoś podobnego to mogę z czystym sumieniem polecić Relaksmisję z Krakowa
:) W sumie to sami podpowiedzieli nam, żeby połączyć Malediwy ze Sri Lanką i zrobić z tego zwiedzanie+plażowanie - wiadomo co gdzie
:) Dostaliśmy nasz plan, fajną książeczkę z opisem miejsc, polecanymi tanimi knajpkami, przydatnym słowniczkiem i innymi radami - coś w sam raz dla żółtodzioba
:D Jedyne co musieliśmy zrobić to szczepienia i wyrobienie nowych paszportów
:)
Plan lotów był następujący (niestety bardzo mocno zdeterminowany przez mój krótki urlop): 4/5.12.2013 r. - WAW-LHR (PLL LOT) i LHR-CMB (Srilankan Airlines) 9.12.2013 r. - CMB-MLE (Srilankan Airlines) 16/17.12.2013 r. - MLE-CMB i CMB-LHR (Srilankan Airlines) 17.12.2013 r. - LHR-WAW (PLL LOT)
Pierwszy lot długodystansowy był super przeżyciem, czas leciał w miarę szybko, a umilały go filmy, gry i inne zabijacze czasu
;) Linie Srilankan okazały się świetne, jedzenie smaczne, brak opóźnień, a w dodatku przemiłe stewardessy ubrane w kolorowe "pawie" stroje
:D To chyba jedne z ładniejszych strojów stewardess na świecie
:) ps. zdjęć kolan i posiłków brak - nie znałam tego obowiązku wtedy jeszcze
:D
Na lotnisku czekał na nas kierowca, który przez najbliższe dni był również naszym przewodnikiem, tłumaczem i czasem pomocnikiem. Jedyne z czym musieliśmy się zmierzyć to - jego angielski, a raczej dość specyficzny akcent podczas rozmów po angielsku. Nie wiem ile razy prosiłam go o powtórzenie co mówił, trochę mi było głupio, bo się facet później chyba speszył i mniej odzywał
;)
1. MIRISSA = PLAŻA + OCEAN
Po wyjściu z lotniska poczuliśmy się jak w saunie - tak miało być przez najbliższe kilka dni
:) Nasz pierwszy cel to Mirissa, nieduża miejscowość położona na południowym wybrzeżu Sri Lanki. Mieliśmy tam spędzić 2 noce, aby trochę się zaaklimatyzować. Miejsce idealne. Mirissa to dla nas długa plaża, przyjemne fale, lekka bryza, cudowne zachody i wschody słońca, mega pozytywni ludzie i knajpki ze świeżymi rybami i owocami morza - ale oprócz tego niesamowity klimat miejsca, który sprawia, że nie chcę się stamtąd wyjeżdżać. Już nigdy! Czas tutaj płynie wolno, w powietrzu unosi się zapach oceanu pomieszany z wonią przypraw dochodzących z każdej knajpki, którą mijamy, palmy leniwie wiszą nad piaskiem, którego każde ziarenko czujemy na stopach, a naszą lekko zarumienioną skórę chłodzi delikatna bryza i prysznic z oceanicznych fal. Tak, to jest TEN klimat!
Od początku.. Do Mirissy dojechaliśmy wieczorem, było już ciemno, z Kolombo był to jednak kawałek drogi, ale - całkiem przyjemnej. Autostrada prowadziła wśród niesamowitych wzgórz pokrytych tropikalnymi lasami. Mimo niewyspania nie mogłam odkleić oczu od szyby auta. Na miejscu powitała nas za to ogromna burza, ledwo wyszliśmy z auta, ale idąc na kolację już wszystko ucichło. Jedzenie to istna uczta dla zmysłów, to jedna z najlepszych rzeczy na Sri Lance, wymieszane zapachy curry, cynamonu, kurkumy i innych aromatycznych przypraw to jedna z tych rzeczy, dla których chcemy na Sri Lankę jeszcze kiedyś wrócić. Chcieliśmy spróbować wszystkiego, ale nasze brzuchy mówiły stanowcze "nie!"
:P Mimo długiej podróży, ciężko nam było zasnąć w tej strefie czasowej, ale w końcu sen nadszedł.
Poranek przywitał nas o tak:
Z takim widokiem postanowiliśmy zjeść nasze pierwsze lankijskie śniadanie
Po szybkim śniadaniu postanowiliśmy wybrać się na whale watching. Ponieważ i tak mieliśmy rozregulowany sen to nie było dla nas problemem wstać o 4 rano, aby za chwilę płynąć łódką na oglądanie tych niesamowitych zwierząt. Niestety pierwszy wybór nie był zbyt trafny - whale watching w Mirissie to tak naprawdę gonitwa ok. 20 rozklekotanych łodzi w kierunku małych fontann, które robiły wieloryby. Nie liczyłam, że wieloryby będą wyskakiwać niczym delfiny kilka metrów nad wodę, ale ledwo widoczne w oddali kawałki ogonów i malutkie sikawki to na pewno nie to czego się spodziewaliśmy.. W dodatku na koniec każdy uczestnik był nachalnie dopytywany czy na pewno widział wieloryba - to tak gdyby komuś zachciało się reklamować wycieczkę..No cóż - pierwszy zonk. Ale nie zraziliśmy się, dalej będzie tylko lepiej
:) Po powrocie poszliśmy trochę pochodzić po miasteczku, potem na plażę, pyszne krewetki i świeży słodki sok, trochę pływania i relaksu - tak minął pierwszy dzień, nie mogliśmy doczekać się kolejnych
:)
Przystań w Mirissie:
Whale watching
Powrót na plażę
Spacer po Mirissie za dnia..
..i wieczorem
...but if the doctor is cute, forget about the fruit
:D
Spacerując po plaży doszliśmy do jej końca, leżały tam tylko stare łodzie, a po drodze spotkaliśmy paru Lankijczyków spożywających arak - zawołali nas żeby się dołączyć
:D Podeszliśmy nieśmiało, rozmawialiśmy dialektem bliżej nieokreślonym (połączenie angielskiego i reszty świata
:D ), poczęstowali nas arakiem i pysznymi przekąskami, coś na kształt quesadillas, ale z samymi warzywami i curry, pychota! Od razu polubiliśmy Lankijczyków
:D
I wybieramy kolację
:D
Następnego poranka wyruszyliśmy z Mirissy w stronę Parku Narodowego Yala po drodze zahaczając o Galle. W Galle weszliśmy na morską latarnię, aby podziwiać lankijską linię brzegową, która ciągnęła się hen hen
:)
Jedziemy dalej mijając buddyjskie świątynie
2. PARK NARODOWY YALA = NATURA + KOLORY
Przed południem dojechaliśmy do hotelu, zrzuciliśmy bagaże i pojechaliśmy jeepem na safari po Parku Narodowym Yala. Park ten wyróżnia się przede wszystkim największą liczbą lampartów na metr kwadratowy. Niestety pomimo starań naszego kierowcy, który miał wzrok niczym jastrząb i wypatrzył każde najmniejsze zwierzę przy naszej drodze, lamparta nie spotkaliśmy. Ale za to mogliśmy oglądać wiele niesamowitych zwierząt - małych i dużych oraz egzotycznych ptaków, a na koniec cudowny zachód słońca. Wycieczka trwała więc do samego wieczora. Ogólnie - Park Narodowy Yala - bardzo polecam!
Sri Lanka jest cu-do-wna! Spędziliśmy tam 7 dni w lutym jako końcówka po Kambodży i Malezji. Tak nas urzekła, że wracamy tam na 3 tygodnie we wrześniu :) Ludzie cudowni i uśmiechnięci, jedzenie-raj, widoki-cudowne. Aż trudno pojąć, że na tak małym skrawku planety mieści się tak wiele: góry, morze, zieleń, zwierzęta, pola herbaty, puszcze, plaże. Wszystko :) Po prostu pięknie, polecam każdemu.
Sri Lanka jest cu-do-wna! Spędziliśmy tam 7 dni w lutym jako końcówka po Kambodży i Malezji. Tak nas urzekła, że wracamy tam na 3 tygodnie we wrześniu
:) Ludzie cudowni i uśmiechnięci, jedzenie-raj, widoki-cudowne. Aż trudno pojąć, że na tak małym skrawku planety mieści się tak wiele: góry, morze, zieleń, zwierzęta, pola herbaty, puszcze, plaże. Wszystko
:) Po prostu pięknie, polecam każdemu.
Dokładnie! :) Nas też Sri Lanka ogromnie urzekła i mamy w planach tam wrócić, już na dłuższe wakacje, bo te kilka dni to było zdecydowanie za mało :) Ja też polecam bardzo! :)
Dokładnie!
:) Nas też Sri Lanka ogromnie urzekła i mamy w planach tam wrócić, już na dłuższe wakacje, bo te kilka dni to było zdecydowanie za mało
:) Ja też polecam bardzo!
:)
Jest tam ślicznie. Obejrzałam Twoje zdjęcia dziś przy porannej kawie i czułam się tak jakbym siedziała na plaży patrząc na turkus wody. Super. Dzieki.
:)Wysłane z mojego SM-A500FU przy użyciu Tapatalka
przemos74 napisał:@olajaw, również świetnie mi się czytało. Pokusisz się o podsumowanie kosztów?Wprawdzie nie moja relacja ale za 3 tyg wyjezdzam na prawie identyczna podroz, niestety nie poslubna
:) Moge Ci podrzucic pare cen: Bilety lotnicze multicity Do Colombo i powrot z Male Z Turkish Airlines £380 plus lot CMB-MLE ok £100 mozna taniej o polowe ale przylot wieczorem a prom odplywa o 16.00. Na Sri Lance homestay nie hotele 8 nocy ok £210 ze sniadaniem wszystkie homestays exceptional review zgodnie z Trip Advisor. Pociag Kandy Ella pierwsza klasa wlasnie zarezerwowalam z domu bo troche mam stracha, ze nie uda sie kupic na miejscu tym bardziej, ze chcialabym miejsce siedzace i klime
:) cena £24 za dwa. Malediwy Thoddoo island B&B $60 (rowniez exceptional
:)) za noc a prom $25/pp/one way. Odnosnie wynajecia kierowcy na Sri Lance skontaktowalam sie z kilkoma panami, jeden, bardzo polecany przez polskich internautow i ktorego w pierwszym momencie wybralam zaproponowal $120 za dzien wliczajac hotele. Stwierdzilam jednak, ze to za drogo (hotele mialy ponadto bardzo zle opinie) i poza tym codziennie podrozujesz gdzies samochodem. Nie mamy juz 20 lat i moze dlatego porzucilam ten pomysl i bedziemy miez bardziej stacjonarne wakacje w Kandy, Ella i Udawalawe.
Poczekam, az przetestujesz to B&B na tej wyspie na Malediwach. Anulowalam pobyt w Conradzie, bo przesunelam punkty na inny pobyt, ale ciagle mam bilety, ktore moge jeszcze wykorzystac.
olajaw napisał:- małżeństwa Lankijczyków są nadal organizowane przez rodziców, a ważną rzeczą jest zgodność horoskopów
:roll: jak to powiedział nasz przewodnik pokazując projekt domu- muszę szybko wybudować dom, za rok się żenię- pokaż zdjęcie narzeczonej- jeszcze jej nie mam ale mama na pewno coś znajdzie
:D
Aga_podrozniczka napisał:Poczekam, az przetestujesz to B&B na tej wyspie na Malediwach. Anulowalam pobyt w Conradzie, bo przesunelam punkty na inny pobyt, ale ciagle mam bilety, ktore moge jeszcze wykorzystac.Mozna sprawdzic na Trip Advisor Blue Water Thoddoo Inn, zreszta wszyskie bodaj 5 B&Bs na wyspie maja bardzo dobre review. Jeden pan z Rosji tylko troche narzekal bo spodzieal sie resortu jak z pocztowek, za $60
:) Ufam TA, na moje dziesiat podrozy jeszcze sie nie nacielam nigdy aczkolwiek inachej traktuje "znakomite" opinie hosteli, bo ludzie oceniaja atmosfere, to, ze moga wypalic jointa z wspollokatorami, bardziej niz warunki
;)
Ok po małym przegrzebaniu gdzie tylko mogłam, równie małe zestawienie (niestety już trochę czasu upłynęło):Cały koszt za osobę był ok.9 tys, w tym:- bilety lotnicze (wszystkie, czyli szt.6)- wszystkie hotele z pełnym wyżywieniem (oprócz Mirissy, tam były tylko śniadania)- wszystkie wejściówki do atrakcji na Sri Lance, jeep safari w Parku Yala- całkowity transport: objazdówka po Sri Lance, transport na Malediwach (motorówka z/do resortu, prom na Male)- przewodnik/kierowca na Sri Lance- ubezpieczenieMalediwy- hotel 3* Fun Island Resort - standard beach front room ok.170$/noc, upgrade do deluxe beach bungalow mieliśmy za ok.150$ za cały pobyt dla 2osób (5nocy)- ceny w resorcie:*drinki od 10$*upominki (typu magnes itp) od 8-10$*wycieczki fakultatywne od 20$-30$ (bezludna wyspa za free)Sri Lanka (tu gorzej z pamięcią)- hotele ok. 50$/noc za te najlepsze hotele z pełnym wyżywieniem- wiza 20$ (wtedy)- jedzenie & pamiątki - ogólnie tanio jak w Azji
;)- wejściówki - niestety tutaj wszystko mieliśmy opłacone z góry przez przewodnikaTo chyba tyle, za dużo nie pomogłam pewnie, ale zawsze coś
;)
Niestety nie wyszło mi to wspaniałe postanowienie :lol: jak zwykle czas okazał się największym winowajcą :evil: tak więc z małym poślizgiem, po powrocie z urlopu w końcu dorzucam kolejną, mam nadzieję w miarę ciekawą, relację :)
Nie będzie to niestety relacja do końca 4free - wybaczcie (wtedy nawet jeszcze nie znałam tego forum :D ), ale postaram się pokazać kilka fajnych lub niefajnych (żeby przestrzec) miejsc oraz polecić sprawdzone noclegi. Co będzie jeszcze? Na pewno duża ilość zdjęć, którymi chciałabym pokazać jak niesamowite są oba kraje, w których byliśmy :)
Myślę, że każdy z nas ma taki wyjazd w swojej "podróżniczej karierze" :D Taki, który zmienił nasze patrzenie na podróże, pokazał, że there is no limits, a świat stoi otworem i czeka na nas :) Podróżowaliśmy trochę wcześniej, ale były to jedynie wyjazdy w granicach Europy, która też ma oczywiście bardzo dużo zaoferowania, ale zawsze ciągnęło nas dalej. A ponieważ zbliżał się ślub, a po ślubie wesele, a po weselu - podróż poślubna :D czyli idealna okazja na zapuszczenie swoich macek nieco dalej ;) Postanowiliśmy więc w ramach honeymoon pojechać w wymarzone miejsce. Takich wymarzonych miejsc mamy kilka albo i kilkanaście (no dobra - dzięki relacjom na f4f nawet kilkadziesiąt :D ), ale tym razem chcieliśmy pobyć trochę w prawdziwym raju :) Żadne z nas nie lubi jednak być cząstką bliżej nieokreślonej ferajny jadącej z biurem podróży w określone miejsce, odbębniającej kolejne punkty programu i wszędzie gdzieś biegnącej z tykającym zegarkiem w tle. Ale z drugiej strony - pierwsza podróż do Azji, nieznanej i nieodkrytej jeszcze - fajnie by było, gdyby ktoś pomógł z tym wszystkim. Teraz oczywiście śmieje się z siebie, po ogarnięciu 3 tygodni w Indonezji, taka Sri Lanka w kilka dni + kilka dni na rajskiej plaży brzmią jak błahostka 8-) Ale w podróży poślubnej chcieliśmy też poczuć się choć odrobinę luksusowo i nie martwić się o nic. Przypadkiem trafiłam na nie do końca typowe biuro podróży, które organizuje wyjazdy indywidualne, nie do hoteli-molochów tylko do chatek na plaży, nie z grupą wiecznie niezadowolonych turystów, ale samemu lub z kim się tam chce. Brzmiało nieźle. Nie chcę, aby była to jakaś reklama, ale jeśli szukalibyście czegoś podobnego to mogę z czystym sumieniem polecić Relaksmisję z Krakowa :) W sumie to sami podpowiedzieli nam, żeby połączyć Malediwy ze Sri Lanką i zrobić z tego zwiedzanie+plażowanie - wiadomo co gdzie :) Dostaliśmy nasz plan, fajną książeczkę z opisem miejsc, polecanymi tanimi knajpkami, przydatnym słowniczkiem i innymi radami - coś w sam raz dla żółtodzioba :D Jedyne co musieliśmy zrobić to szczepienia i wyrobienie nowych paszportów :)
Plan lotów był następujący (niestety bardzo mocno zdeterminowany przez mój krótki urlop):
4/5.12.2013 r. - WAW-LHR (PLL LOT) i LHR-CMB (Srilankan Airlines)
9.12.2013 r. - CMB-MLE (Srilankan Airlines)
16/17.12.2013 r. - MLE-CMB i CMB-LHR (Srilankan Airlines)
17.12.2013 r. - LHR-WAW (PLL LOT)
Pierwszy lot długodystansowy był super przeżyciem, czas leciał w miarę szybko, a umilały go filmy, gry i inne zabijacze czasu ;) Linie Srilankan okazały się świetne, jedzenie smaczne, brak opóźnień, a w dodatku przemiłe stewardessy ubrane w kolorowe "pawie" stroje :D To chyba jedne z ładniejszych strojów stewardess na świecie :) ps. zdjęć kolan i posiłków brak - nie znałam tego obowiązku wtedy jeszcze :D
Na lotnisku czekał na nas kierowca, który przez najbliższe dni był również naszym przewodnikiem, tłumaczem i czasem pomocnikiem. Jedyne z czym musieliśmy się zmierzyć to - jego angielski, a raczej dość specyficzny akcent podczas rozmów po angielsku. Nie wiem ile razy prosiłam go o powtórzenie co mówił, trochę mi było głupio, bo się facet później chyba speszył i mniej odzywał ;)
1. MIRISSA = PLAŻA + OCEAN
Po wyjściu z lotniska poczuliśmy się jak w saunie - tak miało być przez najbliższe kilka dni :) Nasz pierwszy cel to Mirissa, nieduża miejscowość położona na południowym wybrzeżu Sri Lanki. Mieliśmy tam spędzić 2 noce, aby trochę się zaaklimatyzować. Miejsce idealne. Mirissa to dla nas długa plaża, przyjemne fale, lekka bryza, cudowne zachody i wschody słońca, mega pozytywni ludzie i knajpki ze świeżymi rybami i owocami morza - ale oprócz tego niesamowity klimat miejsca, który sprawia, że nie chcę się stamtąd wyjeżdżać. Już nigdy! Czas tutaj płynie wolno, w powietrzu unosi się zapach oceanu pomieszany z wonią przypraw dochodzących z każdej knajpki, którą mijamy, palmy leniwie wiszą nad piaskiem, którego każde ziarenko czujemy na stopach, a naszą lekko zarumienioną skórę chłodzi delikatna bryza i prysznic z oceanicznych fal. Tak, to jest TEN klimat!
Od początku.. Do Mirissy dojechaliśmy wieczorem, było już ciemno, z Kolombo był to jednak kawałek drogi, ale - całkiem przyjemnej. Autostrada prowadziła wśród niesamowitych wzgórz pokrytych tropikalnymi lasami. Mimo niewyspania nie mogłam odkleić oczu od szyby auta. Na miejscu powitała nas za to ogromna burza, ledwo wyszliśmy z auta, ale idąc na kolację już wszystko ucichło. Jedzenie to istna uczta dla zmysłów, to jedna z najlepszych rzeczy na Sri Lance, wymieszane zapachy curry, cynamonu, kurkumy i innych aromatycznych przypraw to jedna z tych rzeczy, dla których chcemy na Sri Lankę jeszcze kiedyś wrócić. Chcieliśmy spróbować wszystkiego, ale nasze brzuchy mówiły stanowcze "nie!" :P Mimo długiej podróży, ciężko nam było zasnąć w tej strefie czasowej, ale w końcu sen nadszedł.
Poranek przywitał nas o tak:
Z takim widokiem postanowiliśmy zjeść nasze pierwsze lankijskie śniadanie
Po szybkim śniadaniu postanowiliśmy wybrać się na whale watching. Ponieważ i tak mieliśmy rozregulowany sen to nie było dla nas problemem wstać o 4 rano, aby za chwilę płynąć łódką na oglądanie tych niesamowitych zwierząt. Niestety pierwszy wybór nie był zbyt trafny - whale watching w Mirissie to tak naprawdę gonitwa ok. 20 rozklekotanych łodzi w kierunku małych fontann, które robiły wieloryby. Nie liczyłam, że wieloryby będą wyskakiwać niczym delfiny kilka metrów nad wodę, ale ledwo widoczne w oddali kawałki ogonów i malutkie sikawki to na pewno nie to czego się spodziewaliśmy.. W dodatku na koniec każdy uczestnik był nachalnie dopytywany czy na pewno widział wieloryba - to tak gdyby komuś zachciało się reklamować wycieczkę..No cóż - pierwszy zonk. Ale nie zraziliśmy się, dalej będzie tylko lepiej :)
Po powrocie poszliśmy trochę pochodzić po miasteczku, potem na plażę, pyszne krewetki i świeży słodki sok, trochę pływania i relaksu - tak minął pierwszy dzień, nie mogliśmy doczekać się kolejnych :)
Przystań w Mirissie:
Whale watching
Powrót na plażę
Spacer po Mirissie za dnia..
..i wieczorem
...but if the doctor is cute, forget about the fruit :D
Spacerując po plaży doszliśmy do jej końca, leżały tam tylko stare łodzie, a po drodze spotkaliśmy paru Lankijczyków spożywających arak - zawołali nas żeby się dołączyć :D Podeszliśmy nieśmiało, rozmawialiśmy dialektem bliżej nieokreślonym (połączenie angielskiego i reszty świata :D ), poczęstowali nas arakiem i pysznymi przekąskami, coś na kształt quesadillas, ale z samymi warzywami i curry, pychota! Od razu polubiliśmy Lankijczyków :D
I wybieramy kolację :D
Następnego poranka wyruszyliśmy z Mirissy w stronę Parku Narodowego Yala po drodze zahaczając o Galle. W Galle weszliśmy na morską latarnię, aby podziwiać lankijską linię brzegową, która ciągnęła się hen hen :)
Jedziemy dalej mijając buddyjskie świątynie
2. PARK NARODOWY YALA = NATURA + KOLORY
Przed południem dojechaliśmy do hotelu, zrzuciliśmy bagaże i pojechaliśmy jeepem na safari po Parku Narodowym Yala. Park ten wyróżnia się przede wszystkim największą liczbą lampartów na metr kwadratowy. Niestety pomimo starań naszego kierowcy, który miał wzrok niczym jastrząb i wypatrzył każde najmniejsze zwierzę przy naszej drodze, lamparta nie spotkaliśmy. Ale za to mogliśmy oglądać wiele niesamowitych zwierząt - małych i dużych oraz egzotycznych ptaków, a na koniec cudowny zachód słońca. Wycieczka trwała więc do samego wieczora. Ogólnie - Park Narodowy Yala - bardzo polecam!
Różnorodność ptaków była niesamowita!