+3
katewisienka 18 lipca 2016 13:34
Jeśli można zrobić większą głupotę niż postawić diagnozę zaocznie- nie jestem spalona. Ale obawiam się, że nie można. Bo Tunezję zaszufladkowałam okrutnie. Założyłam, że w kraju plażami stojącym nie znajdę znajdę nic ciekawego. Tony piachu, wielbłądy, bazary pełne badziewia. Nuda. Nieoczekiwanie los rzucił mnie w sam środek tunezyjskiej wiosny i zamarłam z wrażenia.



Tunezja na początek zdobyła sympatię ofiarowując mi słońce i ciepło, których w marcu w Polsce brak, a chwyciła za serce gdy odkryłam, że kraj nafaszerowany jest atrakcjami niczym wigilijny keks. Kilkusetletnie zabytki, górskie oazy, góry, plantacje, winnice i przestrzenie, które wywołują ciarki. Wszystko stłoczone w niewielkim kraju przypominającym na mapie kiść winogron!



Ujęła mnie również kuchnia. Wyrazista i pełna smaków. Święty kuskus serwuje się na każdym kroku, na rusztach wirują jagnięce kadłuby, wszystko traktuje się nieczule harissą. Dla wydelikaconych podniebień Europejczyków to chrzest bojowy przed dalszą eksploracją lokalnej kuchni. Wytrwali wracają z tarczą, przekopując wcześniej bazary pełne przypraw, soczystych owoców i butelek gęstej oliwy, by choć namiastkę tego raju przywieźć do kraju. Ale zanim o tym, zbieram was w drogę!



Ruszamy z samego rana. Jedziemy się przekonać czy amfiteatr w El Jem, uważany za najbardziej spektakularną rzymską budowlę w Afryce Północnej, to faktycznie taka gratka. Okazuje się, że tak. Widoczne z daleka koloseum, jego wielkość i kolor robią wrażenie. Brudne od spalin rzymskie koloseum wygląda przy nim jak górnik po szychcie.





Droga na południe prowadzi wzdłuż ciągnących się kilometrami plantacji palm daktylowych i drzew oliwnych. Jest koniec marca. Deszcz o tej porze roku oznacza spore plony, nas cieszy jednak bezchmurne niebo. Jedziemy na Djerbę. Wyjątkowy ma być tutejszy klimat, dbałość o porządek i podejście do życia Djerbian. Czy tak jest – jeszcze nie wiem. Na pewno ma wspaniałą linię brzegową, dziko rosnące palmy i klimat. Stolica, Houmt Souk to handlowe miasto pełne barów, sklepów i kramów. Dla zaprawionych w kunszcie targowania- istny raj! Ja w swej naiwności dałam się oczywiście złupić.



Po dniu leniuchowania, ruszamy na zwiedzanie. Na tapecie jest położone w najwyższym punkcie wyspy (całe 30 m n.p.m.) muzeum Guellala oraz pobliskie miasteczko znane z wyrobu ceramiki.
W wytwórniach można kupić pięknie zdobione skorupy, dalej zaprawiając się w kunszcie handlu. To ważne by nie odpuszczać, bo cena wywoławcza bywa zabójcza.



Po zakupach jedziemy do Djerba Explore Park ze słynną farmą krokodyli. Park założono kilkanaście lat temu sprowadzając z Madagaskaru 400 gadów. Dziś kilkakrotnie powiększono ich liczbę, a pokazy karmienia 3,5 – metrowych krokodyli przyciągają tłumy i zapewniają im dobrą rozrywkę.

I ogólnie tak postrzegam całą Djerbę. Wcielony w życie przykład prawa popytu i podaży. Wyspa dostarcza odpowiednią dawkę wrażeń, słońca, kilometrów białych plaż i suków, gdzie uda się upłynnić każdego dinara. I dobrze.



My po 2 dniach opuszczamy wyspę i zmierzamy do Douz. Po drodze zostawiamy miasteczka, kafejki oblegane przez samych mężczyzn, baraki z jagnięciną z rusztu i punkty z benzyną. Niskie ceny ropy w Libii powołują do życia takie domowej konstrukcji „Statoil’e”. Na horyzoncie majaczy pasmo gór Dżebel. Ich księżycowe obrazy towarzyszą nam do samej Matmaty, wioski troglodytów.





Najazdy plemion arabskich zmusiły wieki temu rdzenną ludność berberyjską do przeniesienia się w góry, a układ czynników geologicznych sprawił, że w skałach dawało się drążyć nawet kilkuizbowe mieszkania. Domy zamieszkałe są do dziś, podciągnięto do nich prąd i choć na pierwszy rzut oka wyglądają jak skansen, to ich mieszkańcy mogą oglądać wiadomości i seriale. Dzięki Lucasowi, który nakręcił tu kilka scen „Star Wars”, turystyka zagościła w regionie na dobre. Otwarta brama oznacza, że gospodarze gotowi są przyjąć turystów, zapraszają do środka, częstują chlebem z oliwą. Korzystamy z ich gościnności z pełną jednak świadomością, że to wyreżyserowane przedstawienie.



Na nocleg docieramy do Douz, ale noc jest krótka. O 4:00 nad ranem pobudka. Kierunek: Słone Jezioro. Opisywany w przewodnikach wschód słońca nad Chott El Jerid to ponoć niezapomniane przeżycie. Czekamy na spektakl i wielkie emocje. Tymczasem mała, pomarańczowa kula wzniosła się nad wielką stolnicą. Wyobrażenie przerosło rzeczywistość. Czasem tak bywa, gdy ktoś napompuje bańkę zbyt mocno.



Ale nie narzekamy, bo dostajemy w prezencie nadzwyczajnie długi dzień. Plan, by poskakać jeepami po wydmach Sahary bardzo nas nakręca. Przesiadamy się do potworów z napędem 4×4. Nas zabiera Dali, kierowca - wodzirej. Gnamy przez pustkowia porośnięte kępami roślinności, Dali wyśpiewuje za Kheled’em „C’est la vie lalalala!”, my wtórujemy. W końcu wyłaniają się wydmy największej pustyni świata. Tony drobnego, żółtego piachu falują niczym wzgórza Toskanii. Do jeepa przez otwarte okno wlewa się lato. W sierpniu temperatury przekraczają 50 stopni Celsjusza, teraz jest przyjemnie. Strzelamy foty, tarzamy się w piachu, słowem – wielka radocha.





Potem podjeżdżamy do wioski „Gwiezdnych Wojen”. Domy zbudowane dla potrzeb filmu tak dobrze wpisują się w pustynny krajobraz, że wyglądają jakby stały tu od wieków. Koparki wywożące tony piachu robią co mogą, by postały jeszcze trochę. Sahara użyczyła Skywalkerowi gościny, ale teraz upomina się o swoje.



Z pustyni jedziemy do oazy palmowej Chebika, potem do Mides i Tamerza. Podziwiamy górskie pejzaże, turkusowe jeziorka, kaniony i wodospady. Każde kolejne miejsce sprawia, że oczy robią mi się większe ze zdziwienia! To Tunezja jest taka piękna?! Pod koniec dnia wiem już, że będę się kajać latami za swoje dyletanctwo!





Dzień kończymy w Tozeur. Miasteczko sprawia sympatyczne wrażenie. Dziesiątki pięknych bram, koty, dzieciaki, sklepy z pierdołami. Zwyczajny przystanek na trasie. Gubimy się w gąszczu uliczek i sklepików.



Rano ruszamy do Kairouan obejrzeć słynny Wielki Meczet. Po Mekce, Medynie i Jerozolimie to czwarte święte miasto islamu. Turyści mają wstęp jedynie na dziedziniec pochodzącego z VII w. meczetu, sala modlitewna otwarta jest tylko dla wyznawców islamu. W pobliżu meczetu znajduje się shopping center, z dachu którego widać kompleks w całej rozpiętości. Wart spaceru jest również sam Kairouan, a wspomniane centrum handlowe to okazja do kupienia wyrobów berberyjskich w cenach dużo niższych niż gdzie indziej.



Z Kairouan niedaleko już do Hammametu, gdzie czeka nas ostatni wieczór w Tunezji. Kolacja, wino i zabawa. Wystarczająco dobra, by wywieźć stąd piękne wspomnienia. Ale po śniadaniu przed hotelem czeka Sofiene.



Twierdzi, że nie możemy wyjechać bez zobaczenia „jego Hammametu”. Skoro nie, to pakujemy mu się do auta i jedziemy. Sofiene oprowadza nas po medinie, zabiera na plażę i do zaprzyjaźnionej kawiarenki. Zamawiam pożegnalną szklankę soku z pomarańczy, ale nie żegnam się z Tunezją na dobre. Żegnam się na trochę. Już wiem, że Tunezja nie jest na raz.

Dodaj Komentarz

Komentarze (4)

ewaolivka 18 lipca 2016 14:32 Odpowiedz
Jak miło wrócić wspomnieniami do podróży z przed 9 lat...Wszystkie te miejsca oprócz Djerby poznałam. Też wczesną wiosną. I tez byłam zauroczona. Piękny, malowniczy kraj. Miałam wrócić, ale...wydarzenia w krajach północnej Afryki jakoś ostudziły chęci. Dziękuję za "podróż" wspomnień :)
barbal10 24 lipca 2016 12:06 Odpowiedz
Witaj! W Tunezji byłem kilkanaście lat temu. Stale myślę by tam wrócić. Ale... No właśnie jak tam z bezpieczeństwem w kontekście wydarzeń z ostatnich lat? Jak to odbierasz?
katewisienka 27 lipca 2016 13:28 Odpowiedz
Mój wyjazd to temat tuż przed zamachem, więc jak to wygląda aktualnie wiem tylko z relacji znajomych Tunezyjczyków. Planowałam kolejną wyprawę w okolice Medenine i Tataouin tej wiosny, ale odradzili mi te rejony. Ostrzegali, że ze względu na bliskość libijskiej granicy nie są to bezpieczne rejony dla indywidualnie podróżujących turystów. Kurorty na wybrzeżu tak, południowa część kraju- nie bardzo. Chyba trzeba będzie odczekać trochę...
lavarsovienne 11 kwietnia 2017 01:55 Odpowiedz
Wypożyczaliście samochód, czy korzystaliście z lokalnych wycieczek?