Nie dość, że mini, to jeszcze alternatywna: zaległe sprawy do załatwienia nie pozwoliły cieszyć się Poznaniem do woli. Zdjęć też nie będzie, bo inni robią je zdecydowanie lepiej. Poznań to miasto, do którego mam słabość. Z dotychczasowych parogodzinnych pobytów zapamiętałam porządek, dobrą organizację i - jak by to nie brzmiało - poczucie sensu. Tutaj ludzie chyba wiedzą, po co pracują i dlaczego odpoczywają. Nikt nie biega z pustymi taczkami. A ponieważ nareszcie było trochę czasu, żeby nie tylko zachłystywać się poznańską atmosferą, odkryłam coś jeszcze: zieleń! Wspaniałą, zadbaną i wszechobecną. Zgoda, w Warszawie też mamy piękne parki, ale poza tym tysiące "skwerów", czyli żałosnych klepisk z łysiejącą trawką lub - jeszcze lepiej - posypanych kawałkami kory, bo taka teraz przyszła moda. Za to w stolicy Wielkopolski najmniejszy trawnik cieszy oko. Myślę, że dwóch poznaniaków wystarczyłoby do zagospodarowania stołecznego tzw. Parku Kultury, czyli otoczenia PKiN-u, które od lat straszy w samym sercu miasta. Tulce - wioseczka pod Poznaniem, jeszcze nieodkryta. Długo taka nie będzie, bo jest w niej perełka - romański kościółek z kilkoma skarbami (między innymi gotycka kropielnica, renesansowa płyta nagrobna, w roli głównej średniowieczna figurka Matki Boskiej). Niewielka powierzchnia i brak turystów sprzyjają kontemplacji. Możliwy dojazd autobusem z ronda Rataje. Kórnik - poza rynkiem, ratuszem i zamkiem koniecznie trzeba zwiedzić park - arboretum. Wypieszczony z iście wielkopolską skrupulatnością i przepiękny. Jeżeli ktoś poszukuje romantycznego miejsca na oświadczyny, lepszego nie znajdzie. Autobusy z Poznania śmigają co chwila. Noclegi w hotelu Ikar, czyli postpeerelowskim gmaszysku na obrzeżach Starego Miasta. Obiekt dość osobliwy, ale zabawny: podtrzymuje tradycje. Wystrój wnętrz, który niewątpliwie olśniłby pomoc biurową w latach 60., sala restauracyjna jak stołówka, sztywne uniformy służby hotelowej. I dancingi - przysięgam, sama nie wierzyłam, że coś takiego jeszcze istnieje! Goście zachwyceni, a konferansjer, też żywcem wyjęty z poprzedniej epoki, lepszy od Jerzego Stuhra w "Wodzireju". Po takim miejscu człowiek spodziewałby się z rana co najwyżej owsianki na wodzie, margaryny i dżemu z octem, a tu siurpryza: śniadania serwują iście gargantuiczne i bardzo dobre. Jedzenie - dzięki hotelowym porannym ucztom szczęśliwie, bo czas gonił, nie było specjalnej potrzeby penetracji miejscowej gastronomii. Dwa miejsca jednak zasłużyły na uwiecznienie: 1. Restauracja przy rynku, nazywa się toto Pióro Feniksa. Wieczór, ogródek. Po 10 minutach czekania zjawia się chmurny młodzieniec, rzuca na stół menu, odchodzi. Po kolejnych 10 minutach pojawia się w drzwiach knajpy. Oparty o framugę kontempluje przestrzeń. Po kolejnych 5 minutach staje przy nim drugi kelner. Też kontempluje. Gdy grupa składa się z pięciu zapatrzonych w dal kelnerów, zmieniamy lokal. Nie mamy siły robić awantury - choć trzeba było. 2. Knajpka o nazwie Ludwiku do Rondla, przy Woźnej (swoją drogą, ciekawa ulica). Przyjemne miejsce, smaczne jedzonko, lajtowe ceny. Jako bonus obsługa złożona z pięknych dziewczyn. Dojazd. Straszliwie kusił LOT, ale promocyjne ceny IC okazały się nie do przebicia. Czasami nie można oderwać się od ziemi. Kolej zresztą nie taka straszna - dwie i pół godziny w przyzwoitych warunkach i jeszcze dla zabicia czasu napoje w prezencie. Jak mawia lud: idzie przeżyć. Może to tylko mój przypadek, ale w tym bardzo poukładanym, mieszczańskim Poznaniu odnajduję coś z radosnych Włoch. Ciekawostka - bardzo dobrze trzymają się tam (w Poznaniu, nie we Włoszech) stoiska z kurczakami z rożna. Musiałam o tym wspomnieć, bo ze stolicy już je bezpowrotnie wymiotło. I jeszcze jedno: przez bite trzy doby nie udało mi się trafić ani w mieście, ani w jego okolicach na choć jednego nieuprzejmego kierowcę. Vivat Posnania!
Fajne krótkie podsumowanie, dzięki
:)My właśnie wróciliśmy z weekendowego wypadu do Poznania. Na razie samo zwiedzanie miasta, Kórnik (i Rogalin) zostawiliśmy na następny raz.Co do jedzenia to się z Tobą zgodzę - obsługa w Piórze Feniksa rzeczywiście fatalna - wskoczyliśmy tam tylko na piwo bo obok grali Jazzowy koncert w ramach Swingującej Starówki. Ludwiku do Rondla - rownież potwierdzam co piszesz
:DOd siebie polecę Pyra Bar na Strzeleckiej - bardzo smacznie i przystępne ceny, i wszystko, po poznańsku, z pyr.Wysłane z iPad za pomocą Tapatalk
Bardzo ładna laurka mojego miasta
:D wprawdzie jakoś tego sensu nie dostrzegam ostatnio ale miło się czyta
;)A jak będziecie jeszcze raz to polecam odwiedzić Bramę Poznania. Bardzo fajne, interaktywne muzeum. Byłem ostatnio przypadkiem i spędziliśmy z dziećmi pół dnia.
to ja jako wychowanek Wydziału Nauk Geograficznych i Geologicznych w Poznaniu polecam przepiękny rezerwat przyrody Meteoryt Morasko. 7 kraterów, z czego największy ma ok. 60 metrów średnicy. Parę lat temu znaleziono tam największy meteoryt w Polsce.
;)
a z dziećmi polecam też Termy Maltańskie + Nowe Zoo (jedno i drugie położone nad Maltą, czyli sztucznym jeziorem blisko centrum), jest tam też sztuczny stok narciarski i tor saneczkowy, a w lesie niedaleko zoo jest park linowy.
A przy kiepskiej pogodzie i nie tylko,radzę odwiedzić Palmiarnię w parku Wilsona, jeden przystanek tramwajowy od Dworca Zachodniego.Wysłane z mojego MSP4505 przy użyciu Tapatalka
Otwarto drugiego Manekina więc jak fani się dowiedzą to może kolejki się skończą. Swoją drogą nie podzielam entuzjazmu dla tego miejsca, no ale nie ten wątek
:)
Przy okazji meczu Lech-Legia 9 kwietnia będę w Poznaniu dwa dni.Zamierzam wreszcie poznać to piękne miasto dokładniej.Byłem 2 razy przelotem tylko.Ostrów Tumski to podstawa dla mnie,obowiązkowo musze zobaczyć krypte pierwszych królów polskich.Meczyk to tez główna atrakcja.Reszta zależna od pogody.Ogólny plan w głowie mam więc powinno być ciekawie
Jak miło poczytać tyle komplementów o swoim mieście, choć myślę, że nam (poznaniakom) jakoś to piękno umyka w codziennym biegu. Gdyby ktoś zawitał tu na trochę dłużej polecam Szlak Kościołów Drewnianych (Kicin, Owińska, Dębogóra...), oraz największy w Europie Park Orientacji Przestrzennej w Owińskach (warto wcześniej sprawdzić godziny otwarcia).
TeresaS napisał: oraz największy w Europie Park Orientacji Przestrzennej w Owińskach (warto wcześniej sprawdzić godziny otwarcia).Jak mi ciepło na sercu, że ktoś o tym wspomniał! Zupełnie nieznana perełka na skalę europejską. Warto wcześniej nie tylko sprawdzić godziny otwarcia ale także upewnić się, że tego dnia w ogóle będzie możliwe wejście.Od siebie dorzucę, dla wybierających się do Poznania, targowisko Stara Rzeźnia (weekendy). Lubię tam zabierać zwłaszcza obcokrajowców, którzy wpadają w szał zakupów suwenirów - monety z PRL za 50 groszy sztuka zawsze przypadają im do gustu
;) A jak ktoś jest fanem tzw. urbexu czy też po prostu pustostanów niech da znać: chętnie podpowiem, które z fortów można zwiedzać bezpiecznie i legalnie a także gdzie w okolicy zwiedzić m.in. zapasowy schron dowodzenia (taki na wypadek atomówki
;) ) opuszczone więzienie czy kasyno oficerskie. Jest tego sporo w promieniu kilkunastu - kilkudziesięciu kilometrów od Poznania.Quote:Ostrów Tumski to podstawa dla mnie,obowiązkowo musze zobaczyć krypte pierwszych królów polskich@77kylo wskazówka praktyczna. Teoretycznie wpuszcza się do podziemi tylko w określonych porach ale jeśli się w taką nie wpasujesz, to pogadaj z jednym z kręcących się w Katedrze "braciszków". Jak powiesz że jesteś z innego miasta powinni pójść na rękę. Przy okazji anegdotka: na hasło 'obcokrajowiec' dostałem kiedyś od jednego z zakonników klucz do podziemi z instrukcją by wejść niezauważonym przez innych zwiedzających. Gęsia skórka była ale zwiedzało się komfortowo
;)Pozdrawiam,p.
Plan zrealizowany.Co chciałem zobaczyć zobaczyłem.Podziemia zaliczyłem kupując bilety za 3,5 zł.Niebywałe obcować z miejscem gdzie wszystko się zaczęło.Meczyk pełen dramaturgii,no topowa liga Europy serce rośnie.Poznań uroczy tylko się się przekonałem na żywo.
Jeśli ktoś z Was byłby w Kórniku i chciał pozwiedzać Zamek w towarzystwie darmowego przewodnika, to proszę o PW, dla współziomków z fly4free - oferuję swoją pomoc
:-) oczywiście z sensownym wyprzedzeniem.
Poznań to miasto, do którego mam słabość. Z dotychczasowych parogodzinnych pobytów zapamiętałam porządek, dobrą organizację i - jak by to nie brzmiało - poczucie sensu. Tutaj ludzie chyba wiedzą, po co pracują i dlaczego odpoczywają. Nikt nie biega z pustymi taczkami. A ponieważ nareszcie było trochę czasu, żeby nie tylko zachłystywać się poznańską atmosferą, odkryłam coś jeszcze: zieleń! Wspaniałą, zadbaną i wszechobecną. Zgoda, w Warszawie też mamy piękne parki, ale poza tym tysiące "skwerów", czyli żałosnych klepisk z łysiejącą trawką lub - jeszcze lepiej - posypanych kawałkami kory, bo taka teraz przyszła moda. Za to w stolicy Wielkopolski najmniejszy trawnik cieszy oko. Myślę, że dwóch poznaniaków wystarczyłoby do zagospodarowania stołecznego tzw. Parku Kultury, czyli otoczenia PKiN-u, które od lat straszy w samym sercu miasta.
Tulce - wioseczka pod Poznaniem, jeszcze nieodkryta. Długo taka nie będzie, bo jest w niej perełka - romański kościółek z kilkoma skarbami (między innymi gotycka kropielnica, renesansowa płyta nagrobna, w roli głównej średniowieczna figurka Matki Boskiej). Niewielka powierzchnia i brak turystów sprzyjają kontemplacji. Możliwy dojazd autobusem z ronda Rataje.
Kórnik - poza rynkiem, ratuszem i zamkiem koniecznie trzeba zwiedzić park - arboretum. Wypieszczony z iście wielkopolską skrupulatnością i przepiękny. Jeżeli ktoś poszukuje romantycznego miejsca na oświadczyny, lepszego nie znajdzie. Autobusy z Poznania śmigają co chwila.
Noclegi w hotelu Ikar, czyli postpeerelowskim gmaszysku na obrzeżach Starego Miasta. Obiekt dość osobliwy, ale zabawny: podtrzymuje tradycje. Wystrój wnętrz, który niewątpliwie olśniłby pomoc biurową w latach 60., sala restauracyjna jak stołówka, sztywne uniformy służby hotelowej. I dancingi - przysięgam, sama nie wierzyłam, że coś takiego jeszcze istnieje! Goście zachwyceni, a konferansjer, też żywcem wyjęty z poprzedniej epoki, lepszy od Jerzego Stuhra w "Wodzireju". Po takim miejscu człowiek spodziewałby się z rana co najwyżej owsianki na wodzie, margaryny i dżemu z octem, a tu siurpryza: śniadania serwują iście gargantuiczne i bardzo dobre.
Jedzenie - dzięki hotelowym porannym ucztom szczęśliwie, bo czas gonił, nie było specjalnej potrzeby penetracji miejscowej gastronomii. Dwa miejsca jednak zasłużyły na uwiecznienie:
1. Restauracja przy rynku, nazywa się toto Pióro Feniksa. Wieczór, ogródek. Po 10 minutach czekania zjawia się chmurny młodzieniec, rzuca na stół menu, odchodzi. Po kolejnych 10 minutach pojawia się w drzwiach knajpy. Oparty o framugę kontempluje przestrzeń. Po kolejnych 5 minutach staje przy nim drugi kelner. Też kontempluje. Gdy grupa składa się z pięciu zapatrzonych w dal kelnerów, zmieniamy lokal. Nie mamy siły robić awantury - choć trzeba było.
2. Knajpka o nazwie Ludwiku do Rondla, przy Woźnej (swoją drogą, ciekawa ulica). Przyjemne miejsce, smaczne jedzonko, lajtowe ceny. Jako bonus obsługa złożona z pięknych dziewczyn.
Dojazd. Straszliwie kusił LOT, ale promocyjne ceny IC okazały się nie do przebicia. Czasami nie można oderwać się od ziemi. Kolej zresztą nie taka straszna - dwie i pół godziny w przyzwoitych warunkach i jeszcze dla zabicia czasu napoje w prezencie. Jak mawia lud: idzie przeżyć.
Może to tylko mój przypadek, ale w tym bardzo poukładanym, mieszczańskim Poznaniu odnajduję coś z radosnych Włoch. Ciekawostka - bardzo dobrze trzymają się tam (w Poznaniu, nie we Włoszech) stoiska z kurczakami z rożna. Musiałam o tym wspomnieć, bo ze stolicy już je bezpowrotnie wymiotło. I jeszcze jedno: przez bite trzy doby nie udało mi się trafić ani w mieście, ani w jego okolicach na choć jednego nieuprzejmego kierowcę. Vivat Posnania!