+1
Asior 14 listopada 2016 19:55
Image

20.06.2016 (poniedziałek)

Tego dnia pojechaliśmy na plac Bohaterów, a dalej wyruszyliśmy na krótki spacer po pobliskim Parku Miejskim, na którego terenie mieści się bajkowy zamek Vajdahunyad.
Image

Image

Image

Image

Image

W parku znajduje się również kąpielisko termalne Széchenyi, które tym razem podziwialiśmy jedynie z zewnątrz.
Image

Typowo węgierskim specjałem jest langosz, ale niewiele jest miejsc w Budapeszcie, gdzie langosza, a do tego smacznego, można zjeść. Jednym z polecanych lokali, o których czytaliśmy przed wyjazdem, jest stoisko na hali targowej przy stacji metra Lehel Ter - udaliśmy się tam specjalnie w tym celu i pocałowaliśmy przysłowiową klamkę – budka była niestety nieczynna.
Głodni spróbowania langosza udaliśmy się do „Retro Langos bufe”. Lokal, chociaż lokal to za dużo powiedziane – to po prostu najzwyklejsza budka, jak te w Polsce, gdzie sprzedają zapiekanki albo kebaby, znajduje się tuż przy wyjściu ze stacji metra Arany János. Może i miejsce nie jest zachęcające, ale langosze są tu smaczne, a sprzedawca, jak zauważyliśmy, samodzielnie przygotowywał ciasto do wypieku.
Image

Image

Najedzeni, skierowaliśmy się na Wzgórze Gellerta. Ze wzgórza roztacza się wspaniały widok na stolicę Węgier, a jego szczyt zwieńcza pomnik Wolności, przedstawiający kobietę z gałęzią palmową.
Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Dzień zakończyliśmy wizytą w Centralnej Hali Targowej. Wielkie targowisko, zbudowane z żelaza i szkła, dla lubiących rozgardiasz lokalnych zakupów stanowi obowiązkowe miejsce do odwiedzenia. Co ważne ceny oferowanych tam produktów (np. wędlin, owoców) są bardzo konkurencyjne w stosunku do tradycyjnych sklepów.
Image

Image

Image

Image

Image

21.06.2016 (wtorek) – Góra Jana – Wyspa Małgorzaty

Ostatniego dnia zaplanowaliśmy mały wypad za miasto na górę Jana, będącą najwyższym wzniesieniem stolicy Węgier. Po pierwsze rozciąga się stąd fantastyczny widok na Budapeszt i okolicę, a po wtóre miejsce to kojarzy się z jeszcze jedną nietypową atrakcją, o czym później.
Aby dostać się na górę Jana dojechaliśmy metrem do stacji Szent Gellert ter, a następnie przesiedliśmy się na tramwaj linii 56A wysiadając na ostatnim przystanku Hűvösvölgy. Tutaj udaliśmy się drewnianymi schodami do góry na stację kolejki wąskotorowej Gyermekvasút, którą dojeżdża się do stacji Góra Jana, a stąd lasem, trochę pod górę, idzie się kilkanaście minut do celu podróży. Możliwości dostania się do tego punktu jest kilka, lecz my zdecydowaliśmy się na powyższą opcję.
Image

Wracając do nietypowej atrakcji, o której była mowa powyżej to wspomniana kolejka wąskotorowa obsługiwana jest przez … dzieci. W kasie to dzieci sprzedają bilety, dzieci także pełnią obowiązki kontrolerów i reszty obsługi (oczywiście z wyłączeniem maszynistów). Co ciekawe ok. 11 – letni chłopiec, który sprzedawał nam bilety, biegłe władał j. angielskim i bez problemu odpowiadał na wszystkie nasze pytania dotyczące podróży. Cała trasa kolejki dziecięcej jest bardzo malownicza i liczy 11 km, w trakcie których pokonuje się ponad 200 m różnicy poziomów. My z racji tego, że chcieliśmy dostać się na Górę Jana przejechaliśmy tylko część trasy. Na stacji kolejki, gdzie wsiadaliśmy, znajduje się skromne muzeum przedstawiające jej historię.
Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Na szczycie Góry Jana mieści się wieża widokowa zwana wieżą Elżbiety.
Image

Image

Z góry Jana zjechaliśmy wyciągiem krzesełkowym, którego stacja znajduje się nieopodal wieży widokowej, a przy dolnej stacji znajduje się przystanek autobusowy, skąd można dostać się do centrum stolicy.
Image

Popołudnie w Budapeszcie spędziliśmy relaksując się na Wyspie Małgorzaty.
Image

Wracając do mieszkania na krótko zatrzymaliśmy się w okolicach stacji metra Batthyány tér, skąd roztacza się świetny widok na Parlament z zachodniego brzegu Dunaju.
Image

Ostatniego wieczoru wstąpiliśmy do lokalu Szimpla Kert. Miejsce to określane jako ruin pub składa się z kilku sal wypełnionych różnymi, na pozór nie pasującymi do siebie starymi przedmiotami, można nawet pokusić się o określenie „rupiecie”. Stary rower, wibrator, przecięta wanna, deska snowboardowa, podobizny dyktatorów itd., wszystko to w połączeniu z zaniedbaną kamienicą w której mieści się lokal, tworzy niepowtarzalny klimat, który zrobił na nas niesamowite wrażenie. Miejsce jest bardzo unikatowe i na pewno warte odwiedzenia. My raczyliśmy się lemoniadą, która doskonale gasi pragnienie na koniec tego upalnego dnia.
Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Niestety wyjazd dobiegł końca i następnego dnia trzeba było wracać do kraju.
M&PG

Dodaj Komentarz