+4
novaq64 28 listopada 2016 10:51
"https://static.fly4free.pl/s/2016/11/d/d1ddb6e8bab1a9eceb5b5ed577fc485e.jpeg" alt="Image" />

Drodzy Czytelnicy, zapraszam Was dziś do lektury pierwszego wpisu poświęconego naszej ostatniej wyprawie do Chile. Podróż do Ameryki Południowej była prostą konsekwencją przyjętych przez nas założeń, którymi się kierujemy gdy wybieramy kolejną destynację. Po pierwsze chcielibyśmy odwiedzić wszystkie kontynenty, po drugie wyjazdy mają być możliwie jak najbardziej różnorodne, dlatego nigdy nie wracamy bezpośrednio po zakończonej podróży w ten sam region świata. Dlaczego akurat Chile ? Ciężko jednoznacznie odpowiedzieć, ale prawdopodobnie decydującym bodźcem okazała się chęć odwiedzenia Patagonii i Torres del Paine. Wielkie lodowce, dryfująca kra, pingwiny, egzotyczna z naszej perspektywy roślinność w tym m.in. wysmagany przez patagoński wiatr las bukanowy, świetne trasy trekkingowe, bliskość Antarktydy to wszystko działało na wyobraźnię. Ekscytowała nas również wynosząca ponad 14 tys. km odległość do pokonania, mieliśmy się wybrać bardziej na południe niż sięga RPA i Australia. Po długich poszukiwaniach udało mi się w końcu kupić z bardzo dużym wyprzedzeniem bilety hiszpańskich linii Iberia z wylotem z Mediolanu na listopad 2016 r. i tym samym zaczęło się planowanie 3 tygodniowego wyjazdu. Po lekturze przewodnika i internetu powstał w mojej głowie olbrzymi mętlik bo okazało się, że praktycznie każdy region Chile ma do zaoferowania coś niesamowitego. Odległość 5.000 km dzieląca północ od południa logistycznie wydawała się początkowo nie do ogarnięcia. W 3 tygodnie nie ma mowy o przejechaniu całego kraju drogą lądową bez utknięcia w autobusie na dobre. Gdzieś na dalekim horyzoncie podróżniczej fantazji myślałem nieśmiało również o Wyspie Wielkanocnej, ale tutaj monopol ma linia Lan Airlines, która do tanich nie należy. Ostatecznie z pomocą przychodzi lokalny przewoźnik lotniczy w postaci Sky Airline z biletami do niemal każdego zakątku kraju w cenach od 30 do 50 dolarów. Idziemy na całość i decydujemy się na zakup czterech dodatkowych biletów, a nasz wyjazd dzielimy na skrajną północ i południe, czyli dwa regiony gdzie natura przejawia swoje najbardziej ekstremalne oblicze w zupełnie różnych formach. Pierwszy tydzień spędzamy w San Pedro de Atacama, resztę w południowej Patagonii.

Relację czas zacząć !

Image

Z Santiago de Chile o 6:00 rano półprzytomni z niewyspania wylatujemy do miejscowości Calama, która leży nieopodal San Pedro de Atacama. San Pedro de Atacama to malutka mieścina skupiona wokół oazy na pustyni Atakama, która pokrywa obszar północnego Chile. Jest to jedno z najsuchszych miejsc na naszej planecie, które wbrew pozorom nie jest tylko monotonnym pustkowiem. Ekstremalny klimat i kilka innych czynników takich jak m.in. obecność wulkanów sprawiły, że na Atakamie występuje wiele niespotykanych nigdzie indziej fenomenów przyrodniczych. Wycieczka tutaj to jak lądowanie na Marsie ! Dokładnie tak się poczułem gdy po dwóch godzinach w całości przespanego lotu wyjrzałem przez okno samolotu.

Na zdjęciu największa na świecie odkrywkowa kopalnia rudy miedzi - Chuquicamata. To tutaj być może po raz pierwszy w głowie pewnego młodego argentyńskiego studenta medycyny pojawiły się radykalne lewicowe myśli, gdy podczas swojej motocyklowej wyprawy przez Amerykę Południową ujrzał wyzysk ciężko pracujących górników (mowa oczywiście o "Che", gorąco polecam przed wyjazdem obejrzeć film Dzienniki motocyklowe z 2004 r., scena z kopalnią też tu jest). Chuquicamatę można zwiedzać. Z centrum Calamy organizowane są ponoć darmowe wycieczki, a rezerwacji można dokonać tu: visitas@codelco.cl (na mojego e-maila nie dostałem odpowiedzi). Niestety my mieliśmy pecha, bo akurat było Wszystkich Świętych, co oznacza dzień wolny od pracy.

Wydobycie surowców i przemysł kopalniany odgrywają niemal od zawsze wielką rolę w gospodarce Chile. Nagromadzenie różnego rodzaju złóż w rejonie Atacamy jest bardzo duże, wiele tutejszych miast to po prostu osady górnicze. Chile uzyskało władzę nad tymi terenami po zaciekłych bojach z sąsiadami w tzw. wojnie o saletrę (1879-1884) kiedy to Boliwia ostatecznie straciła dostęp do morza (będę jeszcze o tym pisał).

Niektóre kopalnie w tym przede wszystkim saletry są już nieczynne, a tętniące niegdyś życiem ośrodki całkowicie się wyludniły zamieniając się w miasta widma. Dwa z nich Humberstone i Santa Laura trafiły nawet na listę światowego dziedzictwa UNESCO. Swoim wyglądem przypominają scenerię jakiegoś postapokaliptycznego filmu. Niestety z uwagi na znaczne odległości musieliśmy je odpuścić.

Pamiętacie może historię 33 górników uwięzionych przez 70 dni pod ziemią ? To też było na Atakamie w Copiapó. Ich historia jest w Chile traktowana niemal jak mit narodowy.

Image

Samolot Sky Airline i lotnisko w Calamie. Odniosłem wrażenie, że wszystkie lotniska w Chile zostały wybudowane według dokładnie tego samego projektu. Bardzo funkcjonalne i nowoczesne, wszystkie wyposażone w kołnierze do wsiadania pasażerów.

Image

Z lotniska w Calamie bez najmniejszego problemu wsiadamy do łączonej taksówki (taxi colectivo), która wiezie nas prosto do hotelu w Sand Pedro. Łączone taksówki to w Chile standard i występują wszędzie. W miastach mają swoją numerację, jeżdżą po ustalonych trasach i są stosunkowo tanie. Śmieszne uczucie gdy wbijasz się komuś do auta i nagle jedziesz z kimś zupełnie obcym w samochodzie osobowym.

Image

Image

Przyjechaliśmy do San Pedro de Atacama. Na zdjęciu główna ulica Caracoles. Ludzie zamieszkiwali tu od zamierzchłych czasów z uwagi na bliskość oazy, przechodził też tędy szlak pasterzy z Argentyny, którzy zatrzymywali się w San Pedro jak zmierzali na zachód w celu sprzedaży swoich towarów. Obecnie jest to w 100 % enklawa turystyczna, pełno tu hoteli, restauracji, agencji turystycznych itd. Ceny wszystkiego są bardzo wysokie, a nocleg trzeba rezerwować ze sporym wyprzedzeniem. Mimo to miasteczko jest bardzo przyjemne. Zrobiliśmy szybki obchód po agencjach, porównaliśmy ceny, które wszędzie były bardzo podobne i po krótkich negocjacjach mieliśmy wykupiony cały pakiet wycieczek do interesujących nas miejsc. Brzmi to mało podróżniczo, ale oprócz wypożyczenia auta 4x4 to jedyny sposób by np. wjechać na wysokość 5.000 m n.p.m. Do niektórych bliższych atrakcji np. do doliny księżycowej spokojnie można dojechać rowerem.

Image

Główne atrakcje samego miasta to drugi najstarszy w Chile kościół zbudowany z tradycyjnego adobe (czyli z suszonej cegły) i dwa muzea: archeologiczne oraz meteorytów. Na zdjęciu powyżej wejście do kościoła.

Image

Kościół San Pedro de Atacama (taka jest jego oficjalna nazwa) od wewnątrz.

Image

I od zewnątrz.

Image

W uliczce odchodzącej od rynku jest aleja kramów z całkiem ładnymi i dobrej jakości pamiątkami.

Image

Image

Jedna z bocznych ulic San Pedro de Atacama.

Image

Nasz hotel o nazwie Tocopilla 19A. Gorąco polecam.

Image

Chilijska flaga jest bardzo ładna. W San Pedro de Atacama i okolicznych wioskach, pomimo natłoku turystów, można poczuć klimat starej Ameryki Południowej tj. jeszcze sprzed czasów okupacji hiszpańskiej. Zamieszkują tu jeszcze Atacameños, autochtoni, którzy do niedawna posługiwali się wymarłym już językiem kunza. W tutejszych trudnych warunkach do dnia dzisiejszego uprawiają rolnictwo na pradawnych własnoręcznie wykopanych taras takich jak tarasy ryżowe w Azji. Oprócz tradycyjnej architektury ich kulturę w tym m.in. ceramikę i ciekawe obrządki pogrzebowe (mumie) można podziwiać w lokalnych muzeach archeologicznych.

Zmierzamy na naszą pierwszą wycieczkę do doliny księżycowej czyli do Valle de la Luna, najbliższej okolicznej atrakcji, do której jedzie się jakieś 20 minut. Valle de la Luna to miejsce rodem z filmów science-fiction, które zresztą były tutaj kręcone. Padający tu raz w roku deszcz połączony z wiatrem przez tysiące lat stworzyły niezwykłe formacje skalne, a sól z dawno wyschniętych jezior pokrywa całość białym osadem. Wszystko to w połączeniu z zachodzącym słońcem robi niesamowite wrażenie. Zdjęcia niech przemówią same za siebie:

Image

Na początku przeciskamy się przez mały wąski kanion.

Image

Widoczne na zdjęciu smugi to zastygnięte w czasie krople deszczu.

Image

Białe to sól, nie mylić ze śniegiem ! Tego tutaj na szczęście nie ma, ekstremalnie suchy klimat sprawia, że nawet na szczytach wysokich gór nie ma lodowców (poza kilkoma wyjątkami jak np. liczące niemal 7.000 m n.p.m. Ojos del Salado).

Image

Image

Ciężko uwierzyć, że to na naszej planecie.

Image

Image

Formacja skalna o nazwie 3 Marie, jedna niestety się przewróciła przez nieuwagę turysty.

Image

Image

Image

Image

Wielka wydma.

Image

Głowny krater doliny, chyba najbardziej efektownie i kosmicznie wyglądające miejsce.

Image

Należy chodzić po wytyczonych ścieżkach by śladami stóp nie naruszyć przepięknej harmonii piasku.

Image

W Valle de la Luna testowano łaziki marsjańskie. Auta na zdjęciu wyglądają bardzo podobnie.

Image

Tanie loty na księżyc stały się faktem.

Image

Ludzi w tym miejscu raczej nie unikniecie niestety.

Image

Image

Image

Ostatnie spojrzenie na główny krater doliny i schodzimy. Jedziemy oglądać zachód słońca z zupełnie innego miejsca.

Image

Image

Tutaj stopniowo będziemy obserwować zmianę kolorystyki samej doliny jak i otaczających jej szczytów. W kulminacyjnym momencie wszystko zapłonie pięknym fioletem.

Image

Image

Image

Image

Image

Wulkan Licancabur (5.916 m n.p.m.). Chyba najpiękniejszy szczyt w okolicy i zarazem święta góra ludu Atacamoños. Zgodnie z lokalnymi wierzeniami każde wejście na Licancabura jest profanacją góry, która następnie mści się i zsyła na ludzi katastrofy. Ponoć Licancabur jest ożeniony z górą Quimal z sąsiedniego pasma Cordillera Domeyko (tak, nazwa pochodzi od polskiego inżyniera Ignacego Domeyko, który zapisał piękną kartę w historii Polaków w Chile). Para spotyka się tylko dwa razy w roku - podczas przesilenia letniego i zimowego gdy cienie gór nachodzą na siebie. W czasie tych zbliżeń miłosnych, które w tutejszej mitologii są istotnym wydarzeniem, ziemia staje się płodna

Image

Andy płoną.


Image

To my na pożegnanie z Valle de la Luna.

Image

Wieczorem na ulicy w San Pedro de Atacama, krótka przechadzka przed snem. Kładziemy się wcześnie bo jutro czeka na pobudka o 5 rano, jedziemy w długą trasę oglądać wysokogórskie jeziora Altiplano o czym przeczytacie w kolejnym wpisie.

Zapraszam również na mojego bloga: blogpodrozniczymichalanowaka.pl

Pozdrawiam

Michał NowakDrodzy Czytelnicy, w drugiej części relacji z okolic San Pedro de Atacama zapraszam Was w nieco bardziej odległe regiony północnego Chile i zdecydowanie trudniej dostępne niż Valle de la Luna. Będzie to poniekąd historia pięknej aklimatyzacji wysokogórskiej, bo kulminacyjnym momentem naszej przygody jest wejście na czynny wulkan Lascar o wysokości aż 5.592 m n.p.m.

Adaptację do wysokości zaczęliśmy od wycieczki po jeziorach Altiplano oraz poprzedzającej go wyżyny o nazwie Puna de Atacama. Obydwa obszary tworzą najwyższy i najrozleglejszy płaskowyż na kuli ziemskiej poza Tybetem. Są to tereny o ekstremalnym klimacie. Ich średnia wysokość dochodzi do 4.000 m n.p.m., całość otoczona jest szczelnie przez jeszcze wyższe góry i wulkany przez co zgromadzona tutaj niewielka ilość wody nie znajduje odpływu. Z bezodpływowych jezior powstają olbrzymie solniska takie jak Salar de Uyuni w Boliwii (największe na świecie) oraz Salar de Atacama (numer 3 po Salinas Grandes w Argentynie). Podobnie jak w przypadku Valle de la Luna napotkacie tu być może najbardziej kosmiczne krajobrazy na naszej planecie, co więcej może nawet spotkacie formy życia charakterystyczne (przynajmniej potencjalnie) dla obcych planet. Wnętrza wulkanów, zasolone wody Salar de Atacama czy wrzące gejzery są siedliskiem przyrodniczym istot o niebywałych właściwościach. Związki pustyni Atakama i Altiplano z kosmosem są bardzo bliskie. Jest to najlepsze na naszej planecie miejsce do oglądania nocnego nieba. Jest tu bezchmurnie przez cały rok i m.in. dlatego to właśnie na Atakamie stoi najnowocześniejszy na świecie teleskop ALMA (właściwe sieć spektakularnie wyglądających radioteleskopów). ALMA m.in. nasłuchuje kosmosu w poszukiwaniu życia w odległych galaktykach.

Pierwszego dnia wstaliśmy około 5.00 rano i ruszyliśmy w kierunku jezior Miscanti i Miñiques na terenie Reserva nacional Los Flamencos. Rezerwat Flamingów (tłumaczenie własne ;) ) nie jest jednym zwartym obszarem, bowiem dzieli się w sumie na 7 różnych sekcji rozmieszczonych w dość znacznych odległościach od siebie.

Image

Opuszczamy tereny zielonej oazy otaczającej San Pedro de Atacama. Występują tu rzadkie gatunki drzew (m.in. o takich egzotycznych nazwach jak Tamarugo, Chañar i Algarrobo), które są przystosowane do braku wody i znaczącego zasolenia terenu. Później krajobrazy robią się jeszcze bardziej jałowe.

Image

Image

Droga nr 23 przebiegająca przez solnisko Salar de Atacama.

Image

Pierwszy krótki przystanek robimy w wiosce Socaire. Na pierwszym planie tradycyjny kościół adobe na drugim natomiast starożytne niemalże tarasy służące do uprawy roślin. Tego rodzaju tarasy, których struktura służy naturalnej irygacji, budowane były w historii w różnych odległych miejscach świata niezależnie przez różne kultury. W Azji Południowo-Wschodniej do dziś uprawie się na nich ryż. Te chilijskie budowane były prawdopodobnie pod wpływem kultury Inków.

Image

Na zdjęciu na pierwszy cel - jezioro Miscanti. Jesteśmy już na ponad 4.000 m. n.p.m. Nad jeziorem góruje kompleks wulkaniczny Miñiques w tym wulkan o takiej samej nazwie jak jezioro. Na skutek erupcji Miscanti zostało oddzielone od leżącego obecnie nieopodal drugiego jeziora Miñiques. Wody jeziora są słone.

Na pierwszym planie typowa wysokogórska roślinność Puna de Atacama, która po kolejnych kilkuset kilometrach już praktycznie całkowicie zniknie.

Image

Image

Nad jeziorem jest jeden budynek administrowany przez CONAF (Corporación Nacional Forestal - prywatna organizacja zajmująca się ochroną przyrody w parkach narodowych w Chile, przyjeżdżając tutaj na pewno będziecie mieli z nimi do czynienia. W nazwie mają napisane Forestal, ale jak widać zajmują się również obszarami bezleśnymi). Bardzo podoba mi się sposób w jaki Chilijczycy dbają o swoje naturalne skarby.


Dodaj Komentarz

Komentarze (11)

2getthere 28 listopada 2016 11:11 Odpowiedz
Niesamowite krajobrazy, i te wydmy!
naimad 28 listopada 2016 11:59 Odpowiedz
świetnie się czyta! czekam na dalsze wpisy :)
gecko 30 listopada 2016 19:47 Odpowiedz
Swietna relacja, Patagonia jest niesamowita! :) novaq64 napisał:Podróż do Ameryki Południowej była prostą konsekwencją przyjętych przez nas założeń, którymi się kierujemy gdy wybieramy kolejną destynację. Po pierwsze chcielibyśmy odwiedzić wszystkie kontynenty, po drugie wyjazdy mają być możliwie jak najbardziej różnorodne, dlatego nigdy nie wracamy bezpośrednio po zakończonej podróży w ten sam region świata.Dokladnie tym samym sie kieruje ^^
michal-nowak 30 listopada 2016 22:31 Odpowiedz
Dzięki za miłe słowa wszystkie ;) niestety trochę się błędów językowych wkradło, dalszy ciąg wkrótce ;) Patagonia rownie piękna to fakt.
novaq64 20 grudnia 2016 11:01 Odpowiedz
Powoli zabieram się za drugą część relacji ;) Na początek film z trekkingu po Torres del Paine. https://www.youtube.com/watch?v=mLSuCIM0dMg
blasto 26 stycznia 2017 11:25 Odpowiedz
No i co z tą relacją z południa? Właśnie wróciłem z treku w TdP i muszę przyznać, że było do jedno z moich najlepszych turystycznych doświadczeń w życiu. Aż żałuję, że mam to już za sobą.
tiktak 24 maja 2017 20:19 Odpowiedz
Chyba najładniejsze zdjęcia z Atacamy i Patagonii jakie widziałem.Świetna relacja.Pozdrawiam:)
ibartek 24 maja 2017 20:42 Odpowiedz
wysokie gory, to co lubie :-) dzieki za relacje.bedzie jakies podsumowanie praktyczne, ekwipunkowo-kosztowe?
benhen 24 maja 2017 22:15 Odpowiedz
5 dni temu wrocilem z Atacamy i okolic , potwierdzam dalej jest przepięknie , jest to miejsce jedyne w swoim rodzaju!!!!
666balam 4 lipca 2017 12:46 Odpowiedz
Niesamowite zdjecia!!!
krystek888 6 stycznia 2020 12:23 Odpowiedz
Chuquicamata to taka niezła dziura w ziemi :)