W listopadzie korzystając z tanich lotów czarterowych TUI z Warszawy do Cancun (znalezione na f4f) udało się nam spędzić 10 słonecznych dni w Meksyku. Celem naszej „objazdówki” było głównie zwiedzanie, ale również szukanie nowych miejsc do uprawiania kitesurfingu. Zapraszam do relacji z naszej podróży przez Jukatan.
Na początku krótko o locie: mimo dosyć sporego stażu lotniczego po raz pierwszy leciałem czarterem. Na korzyść takiego rozwiązania zdecydowanie przemawia wygoda i czas podróży. Do minusów można zaliczyć:
losowe przydzielanie miejsc (możliwość płatnej rezerwacji) – gdyby nie życzliwość współpasażerów siedzielibyśmy oddzielnie
płatna i uboga oferta rozrywki pokładowej (filmy, gry, itp.)
tylko 1 darmowy posiłek w cenie
Po wylądowaniu w Cancun udaliśmy się prosto do naszego hostelu w strefie hotelowej. Hostel Natura wciśnięty jest między duże hotele, tuż przy głównej ulicy. Z tego powodu było tam dosyć głośno.
Nasz pokój:
Zaletą strefy hotelowej jest to, że do oceanu jest wszędzie blisko:
Samo Cancun nie specjalnie przypadło nam go gustu – tłoczno, głośno, mnóstwo Amerykanów. W poszukiwaniu czegoś bardziej egzotycznego pierwszego dnia naszego pobytu udaliśmy się łodzią na wyspę kobiet (Isla Mujeres). Wycieczka była z gatunku obwoźnego „All-inclusive”.
Najpierw 2h na Playa Norte:
Potem szybciutki, słabiutki snorkling przy latarni i lunch na pobliskiej plaży. Podczas lunchu można też było pomęczyć zabiedzonego, bezzębnego rekina. Słaaaaabo. Humory poprawił nam barman, który mógłby spokojnie liczyć na angaż do filmu Tarantio
:)
Główną atrakcją tej wycieczki, na którą mocno liczyliśmy, była wycieczka do podwodnej galerii „sztuki”. Na głębokość 10m zatopione są przeróżne obiekty, które podziwiać można zarówno snorklując jak i nurkując z butlą:
Po powrocie na stały ląd spotkaliśmy Mariachi przygotowujących się do występu w jednym z hoteli:
Sami udaliśmy się na plażę i relaksowaliśmy się do wieczora:
Zabawa filtrami:
Bardzo cieszyliśmy się, że następnego dnia pojedziemy dalej, szukając spokojniejszych miejsc. W następnym odcinku już nie będę tyle marudził
;) CDN
maxima napisał:
możesz coś jeszcze napisać o locie - napoje są płatne czy nie? widzę, ze posiłek jest w cenie, wszelka rozrywka płatna? dzięki
Tak jest - 1 posiłek w cenie + mini przekąska. Wszystkie napoje poza wodą płatne. Ceny za napoje i kanapki w porządku, chyba niższe niż na lotnisku. Rozrywka pokładowa to 20zł od osoby, ale wybór filmów skąpy. Jeżeli lecisz z kimś to polecam wykupić miejsca, inaczje możecie siedzieć osobno.
Wracając do relacji:
Następnego dnia opuściliśmy Cancun i pojechaliśmy na wyspę Holbox (czyt. Holbosz). Żeby tam dotrzeć należy dojechać do miejscowości Chiquila, skąd co pół godziny odchodzi prom na wyspę. Samochód trzeba zostawić przy porcie na jednym z wielu płatnych parkingów (50 peso za dzień).
Zimny kokos w drodze na wyspę:
Miasteczko na Holbox jest bardzo małe i można je obejść na piechotę. Praktycznie brak tam samochodów. Najbardziej popularnym środkiem transportu są spalinowe wózki golfowe oraz rowery. My zdecydowaliśmy się wypożyczyć ten pierwszy (1200 peso za 24h):
Autostrada wzdłuż plaży:
Jazda wózkami to super zabawa, mimo, że nie rozwijają zawrotnych prędkości.
Wypożyczonym wózkiem podjechaliśmy pod nasz hotel Casa Takywara, który okazał się rewelacyjny! Miła obsługa, czyste, przestronne pokoje, piękne otoczenie, hamaki i prywatna plaża. I to wszystko w cenie nie wiele większej niż hostel w Cancun!
Nasz pokój:
Bezpośrednie otoczenie:
Droga na plażę (50m):
Prywatna plaża:
Po zameldowaniu się w hotelu postanowiłem spróbować popływać na kajcie, bo coś tam wiało:
Niestety szybko wiatr zdechł
:)
W następnym odcinku będziemy eksplorować piękny Holbox. CDNTak na prawdęna Holboxie dużo atrakcji właściwie nie ma, ale chyba o to właśnie chodzi
:) Pojechać sobie wózkiem golfowym to tu to tam, co chwila się zatrzymując żeby coś zjeść, popływać itp.
My szczególnie lubiliśmy jazdę po plaży, gdzie m.in. spotkaliśmy rybaków wracających z połowu:
Kawałek dalej były ekstra hamaki w wodzie, więc chwilę w nich spędziliśmy:
Ta „chwila” przeciągnęła się aż do zmroku:
A po zmroku wiadomo – na miasto!
;) Prawie każdy dom i sklep jest przyozdobiony kolorowymi muralami:
Zrobiliśmy się głodni, więc skosztowaliśmy dzisiejszego połowu:
No i na koniec trochę kultury – Sante Muerte Band
;)
Tak nam minął cudowny dzień. Następnego dnia trochę plażowania i w dalszą drogę. CDNKolejnym celem naszej podróży była Merida – stolica Jukatanu. Po przyjeździe okazało się, że nasz hotel wygląda całkiem dostojnie, niczym jakaś ambasada
:)
Mimo że mieszkaliśmy blisko, centrum okolica wydawała się wymarła. Okazało się, że kilka przecznic dalej miał miejsce ślub jakiejś ważnej pary i wszyscy poszli oglądać ceremonię:
My wybraliśmy jednak spacer po mieście i zakupy pamiątek:
Tu podziwiamy dobrze zachowane garbusy – było ich tam bardzo dużo, bo do niedawna były jeszcze w Meksyku produkowane:
Merida słynie z produkcji panamskich kapeluszy, które zawsze wracają do oryginalnego kształtu, nawet po mocnym zgnieceniu. Oryginalne jednak trochę drogie, więc postawiliśmy na podróbki
;)
Ciekawostka - w sklepie z pamiątkami było akwarium, w którym chodziły ŻYWE żuki ubrane w takie kubraczki z biżuterią. Nie doszliśmy, czy kupuje się je razem z żukiem, czy też samo ubranko dla swojego pupila
;)
czekam na ciąg dalszy, bo właśnie kupiłam czarter do Cancun
:Dmożesz coś jeszcze napisać o locie - napoje są płatne czy nie? widzę, ze posiłek jest w cenie, wszelka rozrywka płatna? dzięki
Już wiem, gdzie chcę polecieć na następne wakacje (oczywiście jak zrealizuję te, które mam już zaklepane) .Super. Zdjęcie nocą na hamaku - niezłe.A jak się dostaliście do tych dziur w ziemi z wodą? Były bezpieczne zejścia, czy jakieś przejścia z boku, czy tez spuszczaliście się na linie? Podobno w Meksyku są kilometry takich podziemnych tuneli i ukrytych jezior, a woda jest bardzo świeża.
feel napisał:Mimo, że do Tulum przybyliśmy w środku nocy, na plaży było bardzo jasno. To za sprawą mega-księżyca, który widoczny był również w Polsce. Pozwoliło nam to od razu docenić otoczenie naszego hotelu, w którym mieliśmy spędzić ostatnie 5 nocy wyjazdu.Zdjęcie robione w środku nocy:
Rano przekonaliśmy się, że za dnia jest jeszcze ładniej
:) Oto widok z naszego okna:
Nasz ulubiony hamak:
Oraz nasza chatka:
Wnętrze chatki z „artystycznie” pozwijanymi ręcznikami
;)
Pierwszego dnia postawiliśmy na relaks. Zaczęliśmy od pysznego śniadania w pobliskiej restauracji. Stoliki:
Breakfast burrito, tosty fransuskie z karmelizowanym bananem i mega ostry sos habanero:
Inni goście restauracji:
Po pożywnym posiłku postanowiłem trochę popływać, bo się akurat rozwiało.
Nauka:
W pewnym momencie z wody wypłynęło 2 rybaków z harpunami wraz ze swoim połowem:
I tak spędziliśmy 1szy dzień. Podczas kolejnych udawaliśmy się na coraz dłuższe wycieczki.CDNW jakim hotelu byliście, polecacie?
Japonka76 napisał:A jak się dostaliście do tych dziur w ziemi z wodą? Były bezpieczne zejścia, czy jakieś przejścia z boku, czy tez spuszczaliście się na linie? Podobno w Meksyku są kilometry takich podziemnych tuneli i ukrytych jezior, a woda jest bardzo świeża.Rzeczywiście, jaskiń jest bardzo dużo. Do tych najatrakcyjniejszych zorganizowane są bezpieczne zejścia po schodach lub kładkach. Pobierana też jest niewielka opłata.Doświadczeni nurkowie mogą też eksplorować podwodną sieć korytarzy nurkując z butlą.nucyk napisał:W jakim hotelu byliście, polecacie?My byliśmy w hotelu DiamanteK. Bookowaliśmy last minute, więc wyszło trochę taniej. Miejsce jest prześliczne, widoki rajskie a chatki czyste. Jest tam też bardzo spokojnie i cicho. My mieliśmy jeden zgrzyt z obsługą: wracaliśmy z zakupów z kilkoma lokalnymi piwami w siatce na wieczorną konsumpcję. Przy recepcji zatrzymała nas pani manger i w dosyć nieprzyjemny sposóp poinformowała nas , że wg. kontraku nie możemy wnosić żadnego jedzenia oraz picia na teren hotelu, nawet jeżeli chemy skonsumować w pokoju. Miało to nas "zachęcić" do korzystania z hotelowej restauracji. Efekt był wprost przeciwny - od tej pory bojkotowaliśmy hotelową restaurację, która serwowała drogie, średniej jakości potrawy. W pobliskim miasteczku można zjeść dużo taniej (nawet 10x!!!) i smaczniej (patrz zdjęcie ze śniadania). Na wieczorne hamakowanie i tak braliśmy swoje piwo, bo po minięciu cerbera na recepcji nikt się tym nien przejmował
;)
Super relacja.Podpowiedz proszę w jakiej firmie i za ile wynajmowałeś samochód ( co z blokadą na kredytówce ) ?Garbus jaki koszt ?Z góry dzięki za odp.
J.1 napisał:Podpowiedz proszę w jakiej firmie i za ile wynajmowałeś samochód ( co z blokadą na kredytówce ) ?Samochód wynajęty za pośrednictwem rentalcars.com w Mex Car (jakiś partner Fox). Za Seata Toledo na 10 dni, razem z pełnym ubezpieczeniem, wyszło 894zł.Ponieważ nie brałem pełnego ubezpieczenia od Mex Car (miałem z rentalcars) to blokada była wysoka, chyba 1200 USD. Ale zdjęta natychmiast po oddaniu. Ogólnie bez problemowo, mimo że samochód był cały w piachu od przewożenia mokrych latawców.[/quote]J.1 napisał:Garbus jaki koszt ?Nie pamiętam dokładnie, chyba 45USD/dzień.
Zapraszam do relacji z naszej podróży przez Jukatan.
Na początku krótko o locie: mimo dosyć sporego stażu lotniczego po raz pierwszy leciałem czarterem. Na korzyść takiego rozwiązania zdecydowanie przemawia wygoda i czas podróży.
Do minusów można zaliczyć:
Po wylądowaniu w Cancun udaliśmy się prosto do naszego hostelu w strefie hotelowej. Hostel Natura wciśnięty jest między duże hotele, tuż przy głównej ulicy. Z tego powodu było tam dosyć głośno.
Nasz pokój:
Zaletą strefy hotelowej jest to, że do oceanu jest wszędzie blisko:
Samo Cancun nie specjalnie przypadło nam go gustu – tłoczno, głośno, mnóstwo Amerykanów. W poszukiwaniu czegoś bardziej egzotycznego pierwszego dnia naszego pobytu udaliśmy się łodzią na wyspę kobiet (Isla Mujeres). Wycieczka była z gatunku obwoźnego „All-inclusive”.
Najpierw 2h na Playa Norte:
Potem szybciutki, słabiutki snorkling przy latarni i lunch na pobliskiej plaży. Podczas lunchu można też było pomęczyć zabiedzonego, bezzębnego rekina. Słaaaaabo.
Humory poprawił nam barman, który mógłby spokojnie liczyć na angaż do filmu Tarantio :)
Główną atrakcją tej wycieczki, na którą mocno liczyliśmy, była wycieczka do podwodnej galerii „sztuki”. Na głębokość 10m zatopione są przeróżne obiekty, które podziwiać można zarówno snorklując jak i nurkując z butlą:
Dla zainteresowanych więcej o tym miejscu: http://musamexico.org
Po powrocie na stały ląd spotkaliśmy Mariachi przygotowujących się do występu w jednym z hoteli:
Sami udaliśmy się na plażę i relaksowaliśmy się do wieczora:
Zabawa filtrami:
Bardzo cieszyliśmy się, że następnego dnia pojedziemy dalej, szukając spokojniejszych miejsc.
W następnym odcinku już nie będę tyle marudził ;)
CDN
Tak jest - 1 posiłek w cenie + mini przekąska. Wszystkie napoje poza wodą płatne. Ceny za napoje i kanapki w porządku, chyba niższe niż na lotnisku.
Rozrywka pokładowa to 20zł od osoby, ale wybór filmów skąpy. Jeżeli lecisz z kimś to polecam wykupić miejsca, inaczje możecie siedzieć osobno.
Wracając do relacji:
Następnego dnia opuściliśmy Cancun i pojechaliśmy na wyspę Holbox (czyt. Holbosz). Żeby tam dotrzeć należy dojechać do miejscowości Chiquila, skąd co pół godziny odchodzi prom na wyspę. Samochód trzeba zostawić przy porcie na jednym z wielu płatnych parkingów (50 peso za dzień).
Zimny kokos w drodze na wyspę:
Miasteczko na Holbox jest bardzo małe i można je obejść na piechotę. Praktycznie brak tam samochodów. Najbardziej popularnym środkiem transportu są spalinowe wózki golfowe oraz rowery. My zdecydowaliśmy się wypożyczyć ten pierwszy (1200 peso za 24h):
Autostrada wzdłuż plaży:
Jazda wózkami to super zabawa, mimo, że nie rozwijają zawrotnych prędkości.
Wypożyczonym wózkiem podjechaliśmy pod nasz hotel Casa Takywara, który okazał się rewelacyjny! Miła obsługa, czyste, przestronne pokoje, piękne otoczenie, hamaki i prywatna plaża. I to wszystko w cenie nie wiele większej niż hostel w Cancun!
Nasz pokój:
Bezpośrednie otoczenie:
Droga na plażę (50m):
Prywatna plaża:
Po zameldowaniu się w hotelu postanowiłem spróbować popływać na kajcie, bo coś tam wiało:
Niestety szybko wiatr zdechł :)
W następnym odcinku będziemy eksplorować piękny Holbox.
CDNTak na prawdęna Holboxie dużo atrakcji właściwie nie ma, ale chyba o to właśnie chodzi :) Pojechać sobie wózkiem golfowym to tu to tam, co chwila się zatrzymując żeby coś zjeść, popływać itp.
My szczególnie lubiliśmy jazdę po plaży, gdzie m.in. spotkaliśmy rybaków wracających z połowu:
Kawałek dalej były ekstra hamaki w wodzie, więc chwilę w nich spędziliśmy:
Ta „chwila” przeciągnęła się aż do zmroku:
A po zmroku wiadomo – na miasto! ;) Prawie każdy dom i sklep jest przyozdobiony kolorowymi muralami:
Zrobiliśmy się głodni, więc skosztowaliśmy dzisiejszego połowu:
No i na koniec trochę kultury – Sante Muerte Band ;)
Tak nam minął cudowny dzień. Następnego dnia trochę plażowania i w dalszą drogę.
CDNKolejnym celem naszej podróży była Merida – stolica Jukatanu. Po przyjeździe okazało się, że nasz hotel wygląda całkiem dostojnie, niczym jakaś ambasada :)
Mimo że mieszkaliśmy blisko, centrum okolica wydawała się wymarła. Okazało się, że kilka przecznic dalej miał miejsce ślub jakiejś ważnej pary i wszyscy poszli oglądać ceremonię:
My wybraliśmy jednak spacer po mieście i zakupy pamiątek:
Tu podziwiamy dobrze zachowane garbusy – było ich tam bardzo dużo, bo do niedawna były jeszcze w Meksyku produkowane:
Merida słynie z produkcji panamskich kapeluszy, które zawsze wracają do oryginalnego kształtu, nawet po mocnym zgnieceniu. Oryginalne jednak trochę drogie, więc postawiliśmy na podróbki ;)
Ciekawostka - w sklepie z pamiątkami było akwarium, w którym chodziły ŻYWE żuki ubrane w takie kubraczki z biżuterią. Nie doszliśmy, czy kupuje się je razem z żukiem, czy też samo ubranko dla swojego pupila ;)