+4
jollka 8 stycznia 2017 13:39
Zanzibar był od dawna na mojej liście "must see", ale miała to być, jak zwykle, włóczęga z plecakiem. Tymczasem na FLY4FREE pojawiła się wyjątkowa oferta z Itaki na przelot i pobyt w dobrym hotelu z wyżywieniem HB za cenę niższą od biletu lotniczego na Zanzibar. Taka okazja nie mogła się zmarnować. Z hotelu też można zwiedzać Zanzibar. I tak o 18 kupiliśmy "wycieczkę", a w nocy jechaliśmy na lotnisko. Czyste szaleństwo :)
Mimo 3-godzinnego opóźnienia lotu, w hotelu czekają na nas z poczęstunkiem i napitkiem. Nasz hotel składa się z domków rozrzuconych w przepięknym, zadbanym ogrodzie. Pierwszy poranek wita nas świergotem ptaków, zielenią i 30 st :) Po solidnym śniadaniu idziemy na plażę i stajemy jak wryci: gdzie jest woda?! W naszej zatoce są potężne pływy, ich siła cofa morze o kilka kilometrów. Idziemy odsłoniętym dnem morskim obserwować uprawy alg morskich. Woda jest ciepła i czysta jak w wannie. Po kilku dniach woda ucieka tylko trochę. Na plaży spotykamy polecanego w necie Omara. Omar jest organizatorem wycieczek po Zanzibarze i jak wieść niesie, robi to solidnie i za nieduże pieniądze. Zbieramy ekipę, ustalany cenę, termin i po 2 dniach leżakowania jedziemy na tzw. blue safari.
, , , , , , , , , , , , , , , , , ,
Blue safari rozpoczyna się na jednej ze znikających wysp Zanzibaru. Przez silne odpływy są one dostępne przez kilka godzin, po czym znikają pod wodą. Dziwne uczucie siedzieć na takim skrawku piasku. Omar dwoi się i troi, częstuje owocami i kokosem. Teraz płyniemy snorkować. Nagle pojawia się kilka delfinów, pływają kilka metrów od łodzi. Wspaniałe zwierzęta, może to one nas obserwują? Rafa przy Zanzibarze nie jest zbyt widowiskowa, zwłaszcza jak się widziało rafy w Morzu Czerwonym, ale jest fajnie. W wodzie pojawia się coraz więcej meduz, lekko panikujemy. Po chwili pływamy niczym w gęstym kisielu, przed maską widzę tylko meduzy - od maleńkich do takich wielkości dłoni. Na szczęście nie parzą. Po snorkowaniu płyniemy na inną wyspę na obiad. A tam langusty, krewetki, kalmary, ośmiornice, ryż, frytki, napoje. Każdy marzy raczej o hamaku pod palmą niż o dalszym pływaniu :) Po kolejnym snorkowaniu załoga naszych dwóch łodzi rozwija arabski żagiel i suniemy na falach. Słońce opada na horyzont i jest po prostu pięknie.
, , , , , , , , ,
Spędzamy kilka dni na lenistwie. Naszego hotelu pilnują Masaje z kontynentalnej części Tanzanii. Nie wiem, czy są 100% Masajami, ale wolę nie pytać, bo wyglądają groźnie. Okazuje się, że kilka słów w suahili, jakich się nauczyłam, zmiękcza Masajów. Po kilku sympatycznych rozmowach już mnie rozpoznają, a jeden zaczyna nazywać mnie siostrą :)
, ,
Atrakcją następnej wycieczki jest tzw. farma przypraw i wielkie żółwie na Prison Island. Nasz wesoły autobus podjeżdża na skraj lasu, gdzie wita nas przewodnik mówiący trochę po polsku. Spacerujemy, a przewodnik zadaje nam pytania, czy rozpoznajemy tę czy inną roślinę. Chyba zostaję kujonem wycieczki, bo poznaję wiele przypraw i owoców :)Na koniec ludzie z wioski częstują nas owocami i zakładają różne ozdoby z liści bananowca. Wyglądamy jak banda idiotów, ale w końcu jesteśmy na wakacjach. Miejscowy chłopak pokazuje nam jeszcze wspinanie po palmie.
Potem płyniemy łodzią na znikającą wyspę na obiad i owoce. Po sytym posiłku płyniemy obejrzeć żółwie na Prison Island. Więzienie było w późniejszych latach wykorzystywane jako szpital dla chorych na żółtych febrę. Budynki więzienne są dość dobrze zachowane, jest tu także mały hotel z basenem i pomost nad plażą. Żółwie żyją na ogrodzonym terenie, jest ich tu sporo, mają miejsca lęgowe i bajorka dla ochłody. Cały teren jest zacieniony. Żółwie są ogromne, najstarszy osobnik ma 192 lata !!! Po wizycie u żółwi mamy jeszcze czas na szaleństwo na falach i wracamy.
, , , , , , , , , , ,
Przy naszym hotelu jest wioska rybacka. Wieczorem wychodzimy na spacery popatrzeć jak chłopcy z wioski grają w piłkę i pływają. Po plaży spacerują kobiety okryte kolorowymi szatami, wyglądające jak barwne motyle. Jednak nie lubią być fotografowane, większość mieszkańców Zanzibaru to muzułmanie. Podbiegają do nas dzieci, popisują się, wydają się takie szczęśliwe mimo biedy. Wioska wygląda bardzo biednie i brudno. Mocno kontrastuje z białym piaskiem i lazurem wody. Kilku panów z naszej ekipy płynie z miejscowym rybakiem na połów i wraca pod wrażeniem jego umiejętności nurkowania z kuszą.
, , , ,
Do stolicy Zanzibaru Stonetown jedziemy już na własną rękę ciężarówką dala-dala. To ciężarówka mająca na pace dwie ławki i daszek. Jedzie się fajnie, jest przewiew, można pomachać dzieciom. Nagle podbiegają rybacy i ładują na dach dala-dala 2-metrowego miecznika. Czyli wieziemy towar na targ rybny. W mieście wysiadamy otoczeni strasznym fetorem. Czyli jednak jesteśmy przy targu rybnym :) Uciekamy w zacienione uliczki stolicy, kupujemy pamiątki, przyprawy, targujemy się. Odwiedzamy dom Freddie’go Mercure. Niestety Stonetown ma ponurą przeszłość z handlem niewolnikami. Do Zanzibaru docierali niewolnicy z Afryki. Nieszczęśnicy złapani w Afryce szli kilkaset km do wybrzeża, niosąc często ciężką kość słoniową. Jeśli kobieta niosła dziecko i kość słoniową, a nie miała siły, to zabierano i zabijano jej dziecko. Kto był zbyt słaby, zostawał w tyle na pastwę idących za ludźmi drapieżników. Na wybrzeżu wyczerpanych ludzi pakowano na statki jak sardynki. Byli przywiązani, więc nie mogli wyjść za potrzebą, leżeli razem ze zwłokami towarzyszy niedoli. Przed portem w Stonetown słabi niewolnicy byli wrzucani do morza. W mieście byli trzymani w dusznych piwnicach 3 dni bez wody i pożywienia, żeby przetrwali tylko najsilniejsi (lepsza cena). Potem byli myci, nacierani olejkami, a na targu przywiązywani do pala i biczowani. Kto nie krzyczał, ten osiągał najwyższą cenę. Szczęściarzem był ten, kto został kupiony przez plantatora z Zanzibaru, resztę czekała mordercza podróż statkiem ze swoim właścicielem. Gdy zakazano handlu niewolnikami, na miejscu targu niewolnikami zbudowano katedrę. W środku kościoła jest miejsce wyłożone czerwonym kamieniem, to tutaj stał pal do biczowania, a ziemia nasiąknęła krwią. Trudno dziś wyobrazić sobie to wszystko… Wracamy dala-dala z mieszkańcami wracającymi do wiosek. Siedzimy ściśnięci jak sardynki, obserwowani przez miejscowych. Dla nas to świetna zabawa, dla nich – trudna codzienność.
, , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , img74, ,
Następnego dnia wsiadamy w dala-dala i jedziemy do sąsiedniej Pongwe w poszukiwaniu idealnej plaży. Znajdujemy cudowną białą plażę przy małym hoteliku Queen of Sheeba. Zamawiamy soki, jedzenie i zostajemy na cały dzień. Woda i piasek mają tak bajeczny kolor, jak na folderach turystycznych. To ten widok przywołujemy w zimowe ponure wieczory. Podczas odpływu woda jest ciepła jak w wannie. To takie miejsce na Zanzibarze, do którego chciałabym wrócić.
, , , , , , ,
Na Zanzibarze spędzamy wigilię, więc hotel organizuje uroczystą kolację, poprzedzoną przekąskami przy basenie. Przeczuwając, ile będzie jedzenie, przezornie rezygnujemy z zakąsek i pijemy tylko pyszny koktajl z arbuza, pomarańczy i chyba rumu. Po kolacji toczymy się jak objedzone bąki na plażę i zamiast na pasterkę, idziemy się wykąpać :) Hitem wieczoru był czarny Mikołaj i jego pomocnicy Masaje. Z takimi elfami lepiej nie zadzierać, bo ponoć noszą maczety na niegrzeczne dzieci…
,
Ostatniego dnia jedziemy na wycieczkę po plażach zakończoną zachodem słońca. Plaże i kolor wody są piękne, gorzej z otoczeniem. Trudno się pogodzić z tym, że mieszkańcy i władze tak słabo dbają o wizerunek wyspy. Odwiedzamy plaże w Kiwengwa, Nungwi i Kendwa. Słynna Kendwa nas rozczarowuje, jest zbyt komercyjna. Kąpiel przy zachodzącym słońcu w ciepłej wodzie jest pięknym zakończeniem pobytu na Zanzibarze.
, , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , ,
Czy zobaczyliśmy białe piaski Zanzibaru? Zdecydowanie tak i najpiękniejszą plażą dla nas pozostaje Pongwe. Gdybym kiedyś wróciła na Zanzibar, to chciałabym zobaczyć jeszcze białe plaże w Paje, stolicy kitesurfingu czy nurkować przy wyspie Pemba . Żałuję także, że nie odwiedziliśmy gąszczów Jozani Forest z małpkami gerezami. Niezależnie od wszystkiego, nigdy jeszcze nie widzieliśmy takich białych plaż i tak niesamowitego koloru wody. I choćby dla tych dwóch rzeczy warto pojechać na Zanzibar.

Dodaj Komentarz

Komentarze (5)

marcinsss 12 stycznia 2017 10:09 Odpowiedz
Brawo za szybką i odważną decyzję. :) Pięknie tam! Mam nadzieję, że za 3 tygodnie zobaczę na żywo.:) Jeśli można, to kilka pytań praktycznych: 1. W jakim hotelu byliście? Z opisu wnioskuję, że gdzieś na północy... 2. Jakieś namiary na tego Omara? Chociaż jeżeli on z północy jest, a my raczej na południu będziemy, to pewnie nie skorzystamy z jego usług... 3. Coś o aktualnych cenach? Po ile te wycieczki? Ile kosztuje Daladala? Chodziliście na jakieś jedzenie do lokali? Ceny owoców? 4. Czy rozważaliście opcję zwiedzania na zasadzie wynajęcia samochodu z kierowcą? Coś o kosztach takiej formy zwiedzania?
jollka 12 stycznia 2017 22:15 Odpowiedz
1. Hotel Uroa Bay Beach, na wschodnim wybrzeżu, po środku jest zatoka, to tam. 2. Omar zawsze jest na plaży, najcześciej we fioletowej koszuli. Szczuplutki. Ma też stronę Zanzibar Daily Tour, są tam też nasze foty 3. Blue safari mała grupa 35 dol. znajoma para pojechała tylko we dwójkę- 60 dol., Farma przypraw i żółwie na Prison Island - 35 dol. Dala-dala to pare złotych, my pytaliśmy o cenę naszych Masajów przy bramie. Oni wiedzą czym dojechać i za ile. Do lokali raczej nie chodziliśmy, bo hotel był na odludziu. W Stonetown jedliśmy przy plaży i porcja żarcia od 10 dol. Przy hotelu mango 1 dol, ananas 2,5 dol. Ogólnie tanio nie jest. Na targu niech targuje sie facet, z babą nie chcą. 4. Nie rozważaliśmy z kierowca, lecz bez kierowcy. W końcu niestety odpuściliśmy. W hotelu za 1 dzień chcieli 60/70 dol, u Omara było taniej, ale nie pamietam ile. Jedni ludzie wynajęli i sami jeździli.
marcinsss 13 stycznia 2017 10:04 Odpowiedz
Dzięki!
cuoresportivo77 13 stycznia 2017 23:29 Odpowiedz
Hotel Paradise Beach Resort w Marumbi tylko z nazwy jest "rajem". Osrodek wypuszcza cale scieki bezposrednio do oceanu. Plaza sie zapada, jest smierdzaca i taka bura. Wchodzisz na piasek... i zapadasz sie po kolana. Ochyda. Wlascicielem jest holender, ma w dooopie ochrone srodowiska. Zabil moje wyobrazenie Zanzibaru. https://www.tui.nl/zonvakantie/tanzania/zanzibar/zanzibar/paradise-beach-resort/?_smState=1$$2_502_9975572$$5_28_27$37_30005_12
jollka 15 lutego 2017 12:41 Odpowiedz
cuoresportivo77Hotel Paradise Beach Resort w Marumbi tylko z nazwy jest "rajem". Osrodek wypuszcza cale scieki bezposrednio do oceanu. Plaza sie zapada, jest smierdzaca i taka bura. Wchodzisz na piasek... i zapadasz sie po kolana. Ochyda. Wlascicielem jest holender, ma w dooopie ochrone srodowiska. Zabil moje wyobrazenie Zanzibaru. https://www.tui.nl/zonvakantie/tanzania/zanzibar/zanzibar/paradise-beach-resort/?_smState=1$$2_502_9975572$$5_28_27$37_30005_12
To nie nasz hotel. Generalnie nie widać na Zanzibarze jakiejkolwiek polityki środowiskowej. najświeższe wiadomości są takie, że chcą skreślić Stonetown z listy UNESCO. Szkoda, bo ma klimatyczną "starówkę" i niezwykłą historię :(