0
Nico_MUC 23 stycznia 2017 23:44
Nie jestem wielkim podróżnikiem jednak trochę świata już zwiedziłem. Nie jestem też pisarzem więc moje relacje i blog nie są na najwyższym poziomie.
Myślę sobie jednak, że warto próbować, że może ktoś znajdzie w tym opisie coś dla siebie, coś, co mu pomoże, tak jak ja to znajduje czasem na różnych blogach.

Jednak do rzeczy.
Miała być podróż do Bhutanu albo na Madagaskar. Jednak samemu?? Ten pierwszy cel dałoby radę zrobić– ot, trochę drożej. Ale Madagaskar… :) To byłoby bez auta, bez dżungli…
Długo szukałem czegoś egzotycznego, fajnego, innego. Urlop w firmie przymusowo zaklepany na listopad. Mija wrzesień a ja ciągle nic nie mam.
Jakoś przypadkiem wpadły mi w ręce bilety na Dominikę, ot przez Londyn, więc odwiedzę znajomych. Jest egzotyka, mało znana wyspa – lecę. I od teraz się zacznie… Ci wszyscy poprawiacze wśród znajomych: „na Dominikanę chyba?”. „Nie, na Dominikę. Nie pomyliłem się”. Poprawiano mnie niezliczoną ilość razy.

Nocleg załatwiłem sobie przez booking.com z możliwością rezygnacji. Im bliżej było do wyjazdu, tym bardziej odkrywałem, iż aż tak tanio to tam nie jest.
Na szczęście znalazłem pole namiotowe i mogłem spokojnie zrezygnować z hotelu.

Przyleciałem 2 listopada o 17:10 na Douglas-Charles Airport. Długo się czekało na bagaże, a kontrola wyglądała w ten sposób, iż została sprawdzona lista rzeczy wypisanych przez moją osobę typu aparat, tablet, itp. Zapytali się czy mam jedzenie – miałem, ale się nie przyznałem i tyle.
Niby nie można wwozić jedzenia, ale jakoś zawsze wolę mieć ze sobą coś na czarną godzinę.
Jak chyba w każdym kraju na lotnisku dopadli mnie naciągacze oferujący taxi – ceny od 70 dolarów do 50 dolarów – należy pamiętać, iż na Dominice obowiązuje East Caraibian Dolar (1 USD to 2,65 ECD tak było w listopadzie). Wiedząc, iż za lotniskiem musi być taniej, wyszedłem spokojnie.
Szybko zrobiło się ciemno i średnio przyjemnie, samochody szybko pędziły, po ulicy spacerowały psy, itp. Po przejściu 5km zatrzymałem się gdzieś pod latarnią i łapałem stopa. Auta się zatrzymywały, ale ceny były lotniskowe, dopiero po 20 min zatrzymał się busik, który za 20 ECD zabrał mnie do Roseau – czyli do stolicy.
Ja musiałem się dostać do Soufriere czyli całkowicie na południe, gdyż tam było moje pole namiotowe.
O 20:00 żadne busiki już nie kursowały do mojej wioski. Za 2,5 ECD dostałem się do Pointe Michel, a potem stopem na pole biwakowe. Ogólnie podróż z lotniska zajęła mi ponad 4h. Rekord :0
Trochę sam jestem sobie winien, bo trzeba było zostać na lotnisku i z lokalnymi jakoś się zabrać.

3 listopada jest świętem narodowym – niepodległość. Był to czwartek. Wybrałem się do stolicy na uroczystości, które rozpoczynały się na stadionie o 8 rano. Kurs z Soufriere do Roseau to 5 ECD.
Uroczystość ciekawa, defilady, przemówienia, defilady, itp. Z turystów byłem tylko ja mimo, iż tego dnia przypłynęły dwa wycieczkowce z turystami. Blisko stadionu jest ogród botaniczny, do którego się wybrałem i gdzie po raz pierwszy udało mi się sfotografować koliberka.
Banki tego dnia były zamknięte, ale sklepy otwarte do 14 i w jednym z nich zakupiłem obiad – kurczak z frytkami (stojąc w długiej kolejce razem z ‘lokalsami’).
Co ciekawe święto przypadło w czwartek, więc myślałem iż w piątek wymienię walutę- nic mylnego, po co pracować w piątek, gdy sobota i tak będzie wolna :)Co dwa lub trzy dni na Dominikę przypływają wycieczkowce z turystami, którzy płacą za wszystko bez targowania się. Psuje to trochę rynek dla takich turystów jak ja, ale z drugiej strony na wyspie jest KFC i Pizza Hut.

Zakupy pamiątek zrobiłem w dzień, w którym nie było żadnego statku z turystami i np. za dzwoneczki 3szt zapłaciłem 20 ECD (cena dla turystów z wycieczkowców to 20 ECD za sztukę). Tak samo można było targować się o ceny pocztówek. Znaczki natomiast kupować należy na poczcie zamiast 1 USD płaci się 1 ECD. Poczta znajduje się blisko portu promowego w Roseau. Warto oczywiście w informacji turystycznej zaopatrzyć się w mapę okolicy. Koszulkę stargowałem o 5 ECD.

Przez prawie całą wyspę przechodzi Park Narodowy i jeśli chcemy zwiedzić co najmniej 3 miejsca, lub przejść cały szlak, to opłaca się kupić tygodniowy bilet za 12 USD, gdyż jednorazowe wejście do jednej atrakcji kosztuje 5 USD.

Blisko Soufriere znajduje się Scotts Head (podobno wspaniałe miejsca do nurkowania) – można tam się dostać busikiem, przejść drogą asfaltową (ok. 30 min marszu) lub przejść parkiem przez dżunglę ok. 3 godzin.
Ja udałem się szlakiem z Soufriere do Scotts Head. Trasa w dżungli była męcząca, gdyż po ostatnich ulewach była częściowo zamknięta. W wodzie natomiast pływało wiele ryb, ale rafy koralowej w zasadzie już nie było. Jest to idealne miejsce gdy szuka się spokoju i ciszy, ot pod koniec dnia podszedł do mnie lokalny rybak, który proponował byśmy razem popłynęli jego łódką oglądać wieloryby – ja jednak nie skorzystałem.

Blisko Soufriere znajdują się gorące ‘termy’, strażnicy parkowi zwijają się koło 17 więc po tej godzinie można delektować się tym miejsce za free i do oporu. Ogólnie ewentualne tłumy są tam w dni, w które przypływają wycieczkowce.

Ciekawą opcją jest również trekking z Soufriere do Bellevue. Mi jednak zleciał on dość szybko i poszedłem do Wotton Waven czyli kolejnych term.
Trasa ta jest obliczona na 12 godzin jednak mi zajęła 9. Wcześnie wstawałem, gdyż koguty nie dawały długo pospać. :( Powrót busikiem do Roseau, a następnie kolejnym do Soufriere. Ogólnie na wyspie widno robiło się już 5 rano, a ciemno przed 18.

Bardzo chciałem pojechać i pójść na gotujące się jezioro jednak cena 60USD za przewodnika trochę mnie odstraszyła, a do samotnej wędrówki zostałem zniechęcony przez lokalnych.
Interesującym miejscem do odwiedzenia jest również Fort Shirley znajdujący się na północy wyspy blisko Portsmouth. Przejazd busikiem z Roseau to koszt 9 ECD. Można tam spędzić cały dzień jeśli chce się zwiedzić również ruiny znajdujące się powyżej odnowionego fortu. Sam fort jest znakomicie zachowany. Jedynym minusem jest uboga ilość informacji czy wystaw. Było to pierwsze muzeum, w którym brakowało mi jakiś eksponatów czy większej ilości opisów.

Trafalgar Falls czyli kolejne miejsce, które ‘trzeba odwiedzić’ będąc na Dominice. Dwa wodospady blisko siebie, które można zwiedzić z wycieczką lub samemu. Busy jeżdżą dość często, a koszt to ok. 10 ECD. Można też wysiąść na ostatnim przystanku w wiosce i podejść do wodospadów na pieszo, wtedy jest dużo taniej.Bardzo polecam wybranie się do terenu zamieszkałego przez rdzennych mieszkańców, czyli do Kalinago Territory. Co ciekawe kucharz z mojego campingu pochodzi z tamtych rejonów. Dowiedziałem się o tym już po fakcie. A tak, to bym wybrał się z Nim i pewnie zobaczyłbym więcej.
Bus kosztował 10 ECD. Wysiadłem w wiosce Bataka i przeszedłem się szlakiem przez wodospad Isulukati (który wpada do oceanu) w kierunku Salybia. Po drodze mijałem plantację pomarańczy i tu był właśnie mój raj, gdyż było tam pełno kolibrów. Spędziłem w tym miejscu ponad godzinę robiąc im zdjęcia. Istnieje możliwość nocowania u rdzennej ludności, mnie się nie udało. Myślałem iż będzie jakieś centrum kultury, jakaś informacja opisująca to miejsce, ale nic takiego nie znalazłem. Jedyne miejsce gdzie porozmawiałem z bardziej przedsiębiorczymi rdzennymi mieszkańcami były stragany przy drodze.

Podobno najlepszym miejscem do pływania z maską i fajką jest Champagne Beach. Wstęp to 5 ECD. Przy wejściu mała knajpka, drinki z palemkami, a w wodzie pozostałości po rafie i bąbelki ciepłego powietrza wydobywające się z wody. Stąd nazwa tego miejsca, gdyż w wielu miejscach ulatniają się bąbelki (takie pływanie nad wulkanem).

Ja ten wyjazd potraktowałem czysto relaksacyjnie i z myślą o kolibrach, natomiast należy pamiętać iż wyspa oferuje dużo więcej niż ja zwiedziłem.

Na lotnisko, mimo, iż lot miałem ok. 15, wyjechałem o 8 rano. I słusznie, bo na trasie Roseau- lotnisko dwa razy mieliśmy problem z drogą. Raz była zwężona po nocnych ulewach, a za drugim razem czekaliśmy godzinę, tyle trwałą praca spychacza by jedna nitka była przejezdna (lawina błotna zeszła na drogę).

Pewnie ciągle się zastanawiacie dlaczego bez Happy End-u…..

Wracałem z tego krótkiego wyjazdu przez Londyn. Ogólnie byłem bardzo zmęczony, gdyż zawsze muszę zwiedzić jak najwięcej. Na lotnisku Heathrow zostawiłem swój aparat Canon SX50 HS ze wszystkimi zdjęciami z tego wyjazdu. Pierwszy raz nie zmieniłem karty, nie przegrałem zdjęć na jakiś dysk czy laptop. Ot, uznałem że mam czas i wszystko zrobie w domu. Aparat mimo zgłoszenia zaginięcia, nie odnalazł się. Zostały tylko zdjęcia, które od czasu do czasu robiłem aparatem przeznaczonym do zdjęć w wodzie czyli Olympus TG2.
Jednak wszystkie zdjęcia i filmiki kolibrów straciłem bezpowrotnie.
Może muszę tam wrócić lub poszukać kolibrów na jakiejś innej wyspie.Tak jak piszecie, wrażenia i wspomnienia zostały.

Jasne, że szkoda aparatu, jednak takie jest życie.....




Podobno nie można spać na dziko, ale ja spotkałem dwóch Polaków w informacji turystycznej, którzy chcieli wynająć samochód i spać na plażach, Czy im się to udało?– nie mam pojęcia.

Wyspa ogólnie brudna, pełno śmieci, zostawionych na poboczu samochodów, ścieków płynących wzdłuż ulic. Jednak z drugiej strony jest dżungla natomiast, czyli fenomenalne miejsce bez tłumu turystów. Dla miłośników ptaków również jest to wspaniałe miejsce.
Z lotniska jeżdżą autobusy, ale należy pamiętać iż autobusy (busy) to 11 osobowe busiki.

Ogólnie wszędzie można się dostać ze zorganizowaną wycieczkę, ja jednak zawsze wolałem sam, wszystko organizować, czy na wyjeździe jestem sam, czy z grupą znajomych. Mam nadzieję iż jakieś informację będą dla Was przydatne.

Ceny:
1 USD to 2,65 ECD tak było w listopadzie, Euro nie miało dużo lepszego przelicznika, a prywatnie chcieli wymieniać euro po tym samym kursie do dolara.

Przejazdy:
Lotnisko – Roseau – max 20 ECD (z wioski Marigot cena wynosi 10 ECD)
Roseau – Soufriere max 5 ECD ( ja po dwóch dniach płaciłem już 4ECD)
Roseau – Portsmouth 9 ECD
Roseau – Trafalgar Falls 10 ECD (a wioska przed to 4 ECD) dojść ok. 1km
Roseau – Kalinago Territory 10 ECD
Busy na lotnisko, Kalinago Territory i do Portsmouth odjeżdżają z ulicy River Bank, busy do Soufriere odjeżdżają ze skrzyżowania ulic King George V street i Old Street. Busy nad wodospad Trafalger odjeżdżają z King George V street blisko skrzyżowania z Bath Road.

Wstępy:
Zazwyczaj 5 USD lub 13,5 ECD
Ogród botaniczny w Roseau bezpłatny
Champagne Beach 5 ECD

Inne:
Woda 1,5litra 3,2 ECD
Znaczek na pocztówkę 1 ECD
Pocztówka 1,5 ECD
Opłata na lotnisku za wylot z kraju 55 ECD
Kurczak w lokalnym barze 3 ECD za udko
Owoce od 1 do 3 ECD na lokalnych straganach
Ich chleb to 1,2 ECD

Dodaj Komentarz

Komentarze (8)

japonka76 24 stycznia 2017 00:14 Odpowiedz
Intrygujący tytuł. Czekam na więcej.
krasnal 24 stycznia 2017 08:05 Odpowiedz
Nietypowy kierunek i zapowiada się interesująca relacja. Z ciekawostek dodam, że Dominika oficjalnie i legalnie kupczy swoim obywatelstwem - za zaledwie 100.000$ możemy otrzymać tamtejszy paszport nawet nie wychodząc z domu. Korzysta z tego sporo osób, które prowadzą mniej lub bardziej szemrane interesy, dlatego celnikom na granicy na widok paszportu Dominiki zapala się lampka ostrzegawcza.
ewaolivka 24 stycznia 2017 09:33 Odpowiedz
Przyjemna relacja, z ciekawego miejsca :) Szkoda aparatu; współczuję bardzo. Nieraz myślałam, ze zgubienie aparatu/telefonu ze zdjęciami z właśnie zakończonego wyjazdu byłoby bardzo bolesne :(
sprocha 24 stycznia 2017 09:41 Odpowiedz
Bardzo Ci współczuję utraty zdjęć :( To zawsze boli, bez względu na powód - zostawienie przez nieuwagę czy kradzież. Znam to beznadziejne uczucie. Mnie raz ukradli aparat (w Ułan Bator, po 2 tyg. podróży), a raz sama sobie skasowałam wszystkie foty z aparatu :roll: :cry: Mimo to fajnie, że jednak podzieliłeś się wrażeniami i tą resztką zdjęć :)
aga-podrozniczka 24 stycznia 2017 10:05 Odpowiedz
Szkoda zdjec, ale co widziales, to Twoje. A to z drugiego aparatu tez w porzadku. Niestety przez Heathrow przewija sie tyle ludzi, ze ktos mogl latwo przygarnac aparat zamiast zglosic zgube.
ara 24 stycznia 2017 10:17 Odpowiedz
bąbelki wymiatają :Dwspółczuję utraty aparatu i zdjęć :( nas okradli w Chile (kasa i tablet), najbardziej cieszyłam się, że aparat zostawili...
samaki9 24 stycznia 2017 11:11 Odpowiedz
A ceny paliwa to za galon czy za litr? Bo jesli za litr ropy jest 14 złotych ..... ;)
nico-muc 24 stycznia 2017 12:45 Odpowiedz
samaki9 napisał:A ceny paliwa to za galon czy za litr? Bo jesli za litr ropy jest 14 złotych ..... ;)Za galon oczywiście :)