Tymi słowami rodzice zawsze mi odpowiadali, gdy pytałem ich co mogę robić, gdy mi się nudzi. Gdzie jest w góle to Honolulu...będąc małym brzdącem ledwo ogarniałem mapę. Daleko, bardzo daleko, chyba trzeba okrążyć świat żeby tam dolecieć. Marzenie z dzieciństwa? A gdyby je tak przekształcić w cel do osiągnięcia przed 30stką? Ostatni rok na zrobienie tego. Czas start! Zainspirowany relacjami @tom971 i własną potrzebą nakarmienia podróżniczego raka, kupuję w marcu 2016 pierwszy bilet Manila-Dubaj ze słynnej promocji Cebu. Koszt 70 zł. Dobry start, a kilka dni później, Wizzair ogłasza otwarcie kierunku DXB-KTW. Biorę. Powrót jest. Mijają miesiące, dokupuję kolejne odcinki po filipinach, dolot z Australii. Tutaj stop. Jak połączyć Polskę z Australią? Są mile w star alliance, Lot ma doskonały dolot do Toronto. Biorę i doklejam lot na Hawaje oraz do Melbourne. Finalnie trasa na Zachód czeka.
Dzień 1 - 23.02 Wybija ten dzień, wstaję rano, sprawdzam czy wszystko mam. Plecak podręczny czeka. Ruszamy, czas to zrobić! Wsiadam w 105 i jadę na dworzec. Krótkie pożegnanie z globusem, z którego tak nie dawno jechaliśmy do Lwowa.
Do pociągu 3 minuty, biegiem wpadam na zamknięcie drzwi. Mamy opóźnienie 5 minut. A można bylo spokojnie przejść...
Podstawia się Finnair i lufa.
Punkt 12.10 opuszczam Balice, czas na pierwszy z 12 lotów. Siedzenie 2C, prawie business class w małym Bombardierze Q400. Na pokładzie mnóstwo Ukraińców i starszych osób odmawiających różniec...
Szybki serwis
Dla koneserów (bo tu ich sporo) zdjęcie kolan.
Lądujemy przed czasem. Sprawdzam tablicę, nic się nie zmieniło. Wylot do Toronto o 16.50. Mija mnie jakaś postać, którą znam, zaraz zaraz to przecież Borys Szyc. Ha, nie jest aż taki wysoki! Wokół kilka gwiazdek, pakują się na lot do Wrocławia.
787 stoi pod rękawem, ludzie dookoła robią mu zdjęcia i dyskutują czy to dreamliner czy nie. Eee jakiś mały, za mały. A może to on?
Ja w spokoju czekam otwierając Kapuścińskiego w ręku...
Boarding podzielony na 3 strefy przebiega bardzo sprawnie. Żegnam się przez telefon i pakuję na miejsce 9A. Okazuje się to na tyle szczęśliwe, że 9B jest wolne. Pierwsze wrażenie z samolotu bardzo pozytywne. W toaletach są nawet gerbery. Szok. Pierwszy serwis opóźnia się o dobrą godziną, bo solidnie nami miota nad Bałtykiem. Przychodzi papu, które jest naprawdę smaczne w przeciwieństwie do kolejnego.
Przesypiam większość lotu, obudzony pseudo śniadaniem. Niestety jest ono tak suche że ledwo da się to zjeść.
Podchodzimy do lądowania w tle mnóstwo światełek miasta.
Pierwsza kontrola przy rękawie, druga klasyczna. Pan pyta mnie gdzie lecę dalej, mówię mu że hawaje, australia, bo to część RTW. Patrzy na mnie dziwnie, ale dopytuje tylko czym się zajmuję w Polsce. Nie dostaję pięczątki do paszportu tylko na arrival. Czas łapać autobus 192 (koszt 3,5 CAD) z dworca na dole.
Przesiadka na zieloną linię metra i wysiadam na ulicy Church. Patrzę numer 576, a mój hostel ma...76. Czeka mnie 40 minutowy spacer. Padam ze zmęczenia, ale coś mnie tknęło żeby sprawdzić na kiedy kupiłem megabusa. Okazało się że nie na 25, a 24. Czyli jutro. Zasypiam.
24.02 - kanadyjski zakrzówek
Wstaję rano i odwiedzam katedrę st Jamesa obok. Co mnie szokuje to flaga środowisk homoseksualnych w środku. W Polsce jest to nie do pomyślenia.
Idę na Dworzec autobusowy (Bay 610), skąd jadę do Niagara Falls. Wysiadam i kawałek dalej słychać już szum wody. Wypogadza się, słońce wychodzi zza chmur. Magia, bo prognoza pogody zapowiadała burze i silne opady. Idę tak szybko jak to możliwe żeby zrobić dobre zdjęcia.
Po 25 minutach jestem przy moście łączącym Kanadę i USA.
Szum wody jest już niesamowicie słyszalny. Idę dalej, a tam pierwszy wodospad.
Zaraz obok deptaka znajduje się kasyno.
Idę dalej do głównego wodospadu, w centrum którego woda spiętrza się niesamowcie. Ilość pary wodnej jest ogromna, leci wszystko na nas. Jest pięknie, w końcu udał się zdobyć to miejsce! Stoję jak wryty, nie chcę się stąd ruszać. Mam jeszcze blisko 2h do autobusu powrotnego, ale czas upływa nieziemsko szybko.
Czas się zbierać. Szybka wysylka kilku zdjęć to najbliższych i lecę na autobus. Po drodze mijam dziesiątki wielkich, ogromnych, monumentalnych ciężarówek, które mnie tak zachwyciły w USA. Nie mogę oderwać od nicj oczu.
Dojeżdżam do Toronto, szybkie jedzenie i mały nocny spacer po centrum. Zaczynam od tutejszego "times square" które odkryłem eprzypadkowo. Jest to plac Dundas.
Następnie kilka kroków w kierunku starego ratusza, obok którego jest wielki napis Toronto wraz z lodowiskiem.
Ostatni cel to spacer w kierunku wybrzeża.
Gdzieś tu powinien być szczyt wieży...
Około 21 docieram do domu, piszę kilka słów dla Was i czas na spanie. Jutro plan to spacer po centrum Toronto.@Aga_podrozniczka jaka robisz trase? Have five!
Wysłane z android25.02 - Toronto i mecz Jest 8 rano, budzę się i sprawdzam pogodę. Za oknem leje, ale koło 10 ma się przejaśnić. Robię rekonesans co się dzieje w naszym kraju raju. 9.45 przejaśnia się, zapinam szybko bluzę, wsiadam do windy. Bzzzyt zamykamy drzwi. W środku widzę reklama wycieczek na Niagarę, koszt 60$. Szok. Megabusem zrobiłem to za całe 2$, a w prezencie usłyszałem od kierowcy że to ja jestem tym jednodolarowym szczęśliwcem. Uroczo. Wróćmy do dnia, ruszam w miasto. Wieje, bardzo wieje, ale może przegoni te chmury. Cel numer jeden to pobliska destylarnia whisky, która okazuje się zamknięta. Z zewnątrz budynek wygląda jak z amerykańskich filmów.
Stąd idę prostą drogą wzdłuż parku, aż do St Lawrence Market. Otwieram drzwi, bucha gorącem. Mnóstwo ludzi, zapachów i oparów. To pierwsze tak zatłoczone miejsce w Toronto. Dziesiątki straganów z mięsem, owocami morza i warzywami. Co mnie zaskakuje, wśród nich nie ma nic innego niż w Polsce...pietruszka, marchewka, pieczarki.
Czas opuścić ten tłum i iść w kierunku Hockey Hall of fame.
Po drodze mijam mikro namiastkę budynko Flatron znanego z Nowego Jorku.
W tle wyłania się charakterystyczna wieża telewizyjna. Dziś ją w końcu widać! Jest ogromna, jedna z najwyższych na świecie. Podchodzę do niej bliżej i bliżej, idąc nad samo wybrzeże.
Zrywa się ogromny wiatr, który przepędza na chwile chmury. Wychodzi słońce po raz pierwszy tego dnia. Czas wybrać obiad, guglując słynne naleśniki z syropem klonowym natrafiam na knajpę Aunties and uncles. Cel obrany, idę. Trochę daleko, ale mijam po drodze chinatown, co owocuje w zakup suwenirków. Po 40 mintuach docieram do miejsca które sprawia nienajlepsze wrażenie, ale sporo ludzi wchodzi. Otwieram drzwi, jet 15.10. Pani uprzejmie informuje że miejsce jest czynne do...15. damn. Wracam do strony: http://www.blogto.com/toronto/the_best_ ... n_toronto/ gdzie znajduje niedaleko położony lokal Old School. 10 minut spaceru, dalej wieje i jest zimno.
Wchodzę do środka, fajnie urządzony lokal, jak się później okazuje z pysznym jedzeniem. Zamawiam klasykę, pankake do którego podają syrop klonowy. Na plus, darmowa butelka wody. Czekam 15 minut i wreszcie są, klasyczne kojarzone przeze mnie z filmów naleśniory. Pycha, choć słodkie okrutnie.
Odpoczywam, cel wrócić do hostelu, odpocząć i obejrzeć mecz hokeja.
Po drodze docieram na campus Uniwersytetu. Pośròd budynkòw wyglądających jak Howard jest perełka. Pokeball.
.
Na koniec Queens Square.
Tak dziś jest hokejowe szaleństwo, bowiem gra Toronto z Montrelem. Dwie najbardziej utytułowane drużyny NHL. Bilety od 200$ mnie skutecznie odstraszają, choć cena tuż przed meczem to już 450$. Na mieście widać wiele ludzi w barwach Leafsów. 18.15, opuszczam hostel i idę do RealSport pubu, gdzie są tłumy fanów obu drużyn. O zgrozo, nikt się nie bije, wszyscy razem przeżywają. Co za miejsce, czuć ducha walki, sportu, zwłaszcza, że budynek obok jest halą Air Canada Centre, gdzie ma miejsce całe zamieszanie.
Co mnie szokuje to sielanka dookoła. Każdy kibicuje, ale na spokojnie, bez klasycznych "fuck" dookoła. Inaczej niż u nas. Mecz kończy się wynikiem 2:2, ale zaraz zaraz, jest jeszcze 5 minutowa dogrywka. Podnosi się wrzawa, jakby ludzie zoorientowali się że są na meczu. Ze mnie spływa zmęczenie, ale oglądam do końca. Bramkę zdobywa...Montreal;( Czas wracać do hostelu. Ostatnie spojrzenie na wieżę. Baj Toronto.
Po drodze nachodzą mnie refleksje, jakie to Toronto jest. Z jednej strony nowoczesne, bezpieczne, pełne szklanych domów, wyluzowanych nieśpieszących się ludzi, wszechobecnego zapachu weedu i barów z kolorową tęczą. Z drugiej nie ma w nim takiego efektu łał, nie ma czegoś co by mnie ekstremalnie zaskoczyło. Czy nudne? Nie, ale nie zapadające strasznie w pamięć, za wyjątkiem pobliskiej Niagary. Ta jest oszałamiająca.
26.02 - gdzie jest ciepełko 2.30, pobudka i spacer na przystanek linii 300. Przystanek to szumnie nazwana plakietka z logo autobusu, łatwo przegapić. Zero informacji jakie jeżdżą tędy linie. Czekam na 300. Okazuje się że 300 ma dwie odmiany A i B. Ta pierwsza jedzie na lotnisko, druga w inną stronę. Koszt 3,5$. 50 minut i jestem na lotnisku. Szybkie śniadanie (500cal piechotą nie chodzi) i checkin. Dostaje economy plus, czemu? Nie mam pojęcia. Boarding, wypychanie i czas na lot do Chicago. Po 20 minutach mikroserwis.
seba napisał:.. kupuję ....pierwszy bilet Manila-Dubaj ze słynnej promocji Cebu... Dobry start..No pewnie ze dobre otwarcie, od razu long haul, a nie jakieś WAW-LCA..
:)Prenumeruje !I czekam na cd.
seba napisał:nakarmienia podróżniczego raka,Jeszcze pół roku i też mu dam zjeść do syta
:lol: Pisz Seba, pisz bo coś mi ostatnio motywacja organizacyjna siada.
To ja mine sie z autorem relacji gdzies w powietrzu, on bedzie lecial do HNL, ja do LIH
:-) A Ty @przemos74 to odpoczywaj na tym Mauritiusie, a nie forum czytasz
;-)
seba napisał:Wstaję rano i odwiedzam katedrę st Jamesa obok. Co mnie szokuje to flaga środowisk homoseksualnych w środku. W Polsce jest to nie do pomyślenia.Mało kto wie, ale w Biblii tęcza jest symbolem przymierza pomiędzy Bogiem i człowiekiem, jest obietnicą złożoną przez Boga Jahwe Noemu, że Ziemi nie nawiedzi już więcej wielka powódź (Stary Testament, Rdz 9,13).
Niestety pada od poniedzialku. Na Kauai padalo troche rano i pada od jakiejs 16.00 do teraz czyli wtorku wieczorem.Dobrze, ze udalo Ci sie troche zwiedzic w poniedzialek. Ja tez fartownie zaliczylam szlak zanim pogoda popsula sie.
Dziś miało lać od 10, a zaczęło koło 16/17. Hawaje i deszcz, tego bym się nie spodziewał. Ma lać przez najbliższe 2 tygodnie. Jutro lecę do Melbourne, mam nadzieję że pogoda będzie lepsza.Wysłane z android
Ja laduje w poniedzialek w Honolulu I oby @seba te 2 tyg deszczu sie nie sprawdzily
:D super relacja kolejne cenne info do mojego RTW. Pozdro I udanej pogody na antypodach
:D
12 Apostołów zawsze chciałem zrobić, ale nigdy nie miałem w Melbourne pełnego dnia, żeby wybrać się na wycieczkę. Czekam na więcej
:) Miłego pobytu w Sydney!
Maciek.ja placilem 98 AUD, w cenie przejazdy, obiad i wstepy do parkow Jak wspolnie liczylismy na forum, ciezko zejsc nizej, nawet robiac to samemu wypozyczonym autem.Wysłane z android
@sebaA widziałeś na Malcapuya gościa w mojej czapce?W tym Białym Domu (pierwsze zdjęcie pod broszką) mieszkałem 2 dni
;)A na tym boisku do kosza, o który piszesz też zaliczyłem nocleg
:D
Oj @seba jak miło pooglądać takie ciepłe zdjęcia w taki wietrzny polski dzień jak dzisiaj
;) ps. Moim zdaniem Manila to także najbardziej rozczarowujące miasto w jakim do tej pory byłam.
Ech, Manila, przedziwny gigant. Spędziłem 3 dni (świadomie
:lol: ) i mnie mocno wymęczyła, ale wróciłbym jeszcze do niej (przy okazji) za to pianie kogutów o poranku, chaos, smród spalin i dźwięk jeepneyów.Swoją drogą, to już wolę Manilę niż np. Angeles, które tez jest podłe, ale mniej "klimatyczne" niż Manila.
Dzień 1 - 23.02
Wybija ten dzień, wstaję rano, sprawdzam czy wszystko mam. Plecak podręczny czeka. Ruszamy, czas to zrobić! Wsiadam w 105 i jadę na dworzec. Krótkie pożegnanie z globusem, z którego tak nie dawno jechaliśmy do Lwowa.
Do pociągu 3 minuty, biegiem wpadam na zamknięcie drzwi. Mamy opóźnienie 5 minut. A można bylo spokojnie przejść...
Podstawia się Finnair i lufa.
Punkt 12.10 opuszczam Balice, czas na pierwszy z 12 lotów. Siedzenie 2C, prawie business class w małym Bombardierze Q400. Na pokładzie mnóstwo Ukraińców i starszych osób odmawiających różniec...
Szybki serwis
Dla koneserów (bo tu ich sporo) zdjęcie kolan.
Lądujemy przed czasem. Sprawdzam tablicę, nic się nie zmieniło. Wylot do Toronto o 16.50. Mija mnie jakaś postać, którą znam, zaraz zaraz to przecież Borys Szyc. Ha, nie jest aż taki wysoki! Wokół kilka gwiazdek, pakują się na lot do Wrocławia.
787 stoi pod rękawem, ludzie dookoła robią mu zdjęcia i dyskutują czy to dreamliner czy nie. Eee jakiś mały, za mały. A może to on?
Ja w spokoju czekam otwierając Kapuścińskiego w ręku...
Przesypiam większość lotu, obudzony pseudo śniadaniem. Niestety jest ono tak suche że ledwo da się to zjeść.
Podchodzimy do lądowania w tle mnóstwo światełek miasta.
Pierwsza kontrola przy rękawie, druga klasyczna. Pan pyta mnie gdzie lecę dalej, mówię mu że hawaje, australia, bo to część RTW. Patrzy na mnie dziwnie, ale dopytuje tylko czym się zajmuję w Polsce. Nie dostaję pięczątki do paszportu tylko na arrival. Czas łapać autobus 192 (koszt 3,5 CAD) z dworca na dole.
Przesiadka na zieloną linię metra i wysiadam na ulicy Church. Patrzę numer 576, a mój hostel ma...76. Czeka mnie 40 minutowy spacer. Padam ze zmęczenia, ale coś mnie tknęło żeby sprawdzić na kiedy kupiłem megabusa. Okazało się że nie na 25, a 24. Czyli jutro. Zasypiam.
24.02 - kanadyjski zakrzówek
Wstaję rano i odwiedzam katedrę st Jamesa obok. Co mnie szokuje to flaga środowisk homoseksualnych w środku. W Polsce jest to nie do pomyślenia.
Idę na Dworzec autobusowy (Bay 610), skąd jadę do Niagara Falls. Wysiadam i kawałek dalej słychać już szum wody. Wypogadza się, słońce wychodzi zza chmur. Magia, bo prognoza pogody zapowiadała burze i silne opady. Idę tak szybko jak to możliwe żeby zrobić dobre zdjęcia.
Po 25 minutach jestem przy moście łączącym Kanadę i USA.
Szum wody jest już niesamowicie słyszalny. Idę dalej, a tam pierwszy wodospad.
Zaraz obok deptaka znajduje się kasyno.
Idę dalej do głównego wodospadu, w centrum którego woda spiętrza się niesamowcie. Ilość pary wodnej jest ogromna, leci wszystko na nas. Jest pięknie, w końcu udał się zdobyć to miejsce! Stoję jak wryty, nie chcę się stąd ruszać. Mam jeszcze blisko 2h do autobusu powrotnego, ale czas upływa nieziemsko szybko.
Czas się zbierać. Szybka wysylka kilku zdjęć to najbliższych i lecę na autobus. Po drodze mijam dziesiątki wielkich, ogromnych, monumentalnych ciężarówek, które mnie tak zachwyciły w USA. Nie mogę oderwać od nicj oczu.
Dojeżdżam do Toronto, szybkie jedzenie i mały nocny spacer po centrum. Zaczynam od tutejszego "times square" które odkryłem eprzypadkowo. Jest to plac Dundas.
Następnie kilka kroków w kierunku starego ratusza, obok którego jest wielki napis Toronto wraz z lodowiskiem.
Ostatni cel to spacer w kierunku wybrzeża.
Gdzieś tu powinien być szczyt wieży...
Około 21 docieram do domu, piszę kilka słów dla Was i czas na spanie. Jutro plan to spacer po centrum Toronto.@Aga_podrozniczka jaka robisz trase? Have five!
Wysłane z android25.02 - Toronto i mecz
Jest 8 rano, budzę się i sprawdzam pogodę. Za oknem leje, ale koło 10 ma się przejaśnić. Robię rekonesans co się dzieje w naszym kraju raju. 9.45 przejaśnia się, zapinam szybko bluzę, wsiadam do windy. Bzzzyt zamykamy drzwi. W środku widzę reklama wycieczek na Niagarę, koszt 60$. Szok. Megabusem zrobiłem to za całe 2$, a w prezencie usłyszałem od kierowcy że to ja jestem tym jednodolarowym szczęśliwcem. Uroczo.
Wróćmy do dnia, ruszam w miasto. Wieje, bardzo wieje, ale może przegoni te chmury. Cel numer jeden to pobliska destylarnia whisky, która okazuje się zamknięta. Z zewnątrz budynek wygląda jak z amerykańskich filmów.
Stąd idę prostą drogą wzdłuż parku, aż do St Lawrence Market. Otwieram drzwi, bucha gorącem. Mnóstwo ludzi, zapachów i oparów. To pierwsze tak zatłoczone miejsce w Toronto. Dziesiątki straganów z mięsem, owocami morza i warzywami. Co mnie zaskakuje, wśród nich nie ma nic innego niż w Polsce...pietruszka, marchewka, pieczarki.
Czas opuścić ten tłum i iść w kierunku Hockey Hall of fame.
Po drodze mijam mikro namiastkę budynko Flatron znanego z Nowego Jorku.
W tle wyłania się charakterystyczna wieża telewizyjna. Dziś ją w końcu widać! Jest ogromna, jedna z najwyższych na świecie. Podchodzę do niej bliżej i bliżej, idąc nad samo wybrzeże.
Zrywa się ogromny wiatr, który przepędza na chwile chmury. Wychodzi słońce po raz pierwszy tego dnia. Czas wybrać obiad, guglując słynne naleśniki z syropem klonowym natrafiam na knajpę Aunties and uncles. Cel obrany, idę. Trochę daleko, ale mijam po drodze chinatown, co owocuje w zakup suwenirków. Po 40 mintuach docieram do miejsca które sprawia nienajlepsze wrażenie, ale sporo ludzi wchodzi. Otwieram drzwi, jet 15.10. Pani uprzejmie informuje że miejsce jest czynne do...15. damn. Wracam do strony: http://www.blogto.com/toronto/the_best_ ... n_toronto/ gdzie znajduje niedaleko położony lokal Old School. 10 minut spaceru, dalej wieje i jest zimno.
Wchodzę do środka, fajnie urządzony lokal, jak się później okazuje z pysznym jedzeniem. Zamawiam klasykę, pankake do którego podają syrop klonowy. Na plus, darmowa butelka wody. Czekam 15 minut i wreszcie są, klasyczne kojarzone przeze mnie z filmów naleśniory. Pycha, choć słodkie okrutnie.
Odpoczywam, cel wrócić do hostelu, odpocząć i obejrzeć mecz hokeja.
Po drodze docieram na campus Uniwersytetu. Pośròd budynkòw wyglądających jak Howard jest perełka. Pokeball.
.
Na koniec Queens Square.
Tak dziś jest hokejowe szaleństwo, bowiem gra Toronto z Montrelem. Dwie najbardziej utytułowane drużyny NHL. Bilety od 200$ mnie skutecznie odstraszają, choć cena tuż przed meczem to już 450$. Na mieście widać wiele ludzi w barwach Leafsów. 18.15, opuszczam hostel i idę do RealSport pubu, gdzie są tłumy fanów obu drużyn. O zgrozo, nikt się nie bije, wszyscy razem przeżywają. Co za miejsce, czuć ducha walki, sportu, zwłaszcza, że budynek obok jest halą Air Canada Centre, gdzie ma miejsce całe zamieszanie.
Co mnie szokuje to sielanka dookoła. Każdy kibicuje, ale na spokojnie, bez klasycznych "fuck" dookoła. Inaczej niż u nas. Mecz kończy się wynikiem 2:2, ale zaraz zaraz, jest jeszcze 5 minutowa dogrywka. Podnosi się wrzawa, jakby ludzie zoorientowali się że są na meczu. Ze mnie spływa zmęczenie, ale oglądam do końca. Bramkę zdobywa...Montreal;( Czas wracać do hostelu. Ostatnie spojrzenie na wieżę. Baj Toronto.
Po drodze nachodzą mnie refleksje, jakie to Toronto jest. Z jednej strony nowoczesne, bezpieczne, pełne szklanych domów, wyluzowanych nieśpieszących się ludzi, wszechobecnego zapachu weedu i barów z kolorową tęczą. Z drugiej nie ma w nim takiego efektu łał, nie ma czegoś co by mnie ekstremalnie zaskoczyło. Czy nudne? Nie, ale nie zapadające strasznie w pamięć, za wyjątkiem pobliskiej Niagary. Ta jest oszałamiająca.
26.02 - gdzie jest ciepełko
2.30, pobudka i spacer na przystanek linii 300. Przystanek to szumnie nazwana plakietka z logo autobusu, łatwo przegapić. Zero informacji jakie jeżdżą tędy linie. Czekam na 300. Okazuje się że 300 ma dwie odmiany A i B. Ta pierwsza jedzie na lotnisko, druga w inną stronę. Koszt 3,5$. 50 minut i jestem na lotnisku. Szybkie śniadanie (500cal piechotą nie chodzi) i checkin. Dostaje economy plus, czemu? Nie mam pojęcia. Boarding, wypychanie i czas na lot do Chicago. Po 20 minutach mikroserwis.