0
igore 11 maja 2017 22:23
Na Ukrainę zawsze chętnie wracam, a po powrocie trochę tęsknię. Nie za Lwowem, który bardzo lubię, ale który przeistacza się powoli w turystyczną maszynkę dla Polaków. Tęsknię za tym co dalej. Wyjazd do Czernihowa był dosyć spontaniczny. Właściwie miałem dotrzeć do Charkowa, albo Połtawy. Wybrałem Czernihów, gdyż łatwiej tam dotrzeć z ukraińskiej stolicy. Poleciałem sam. Moja K. stwierdziłą, że ma już dość latania co tydzień. Samolot z Katowic wylądował o czasie i już na lotnisku mozna było zauważyć oznaki zbliżającego się finału Eurowizji. Nigdy nie śledziłem zmagań artystów na tym zacnym festiwalu, więc nie miałem pojęcia, że to Ukraina jest gospodarzem w tym roku. No dobra, Wierkę Serdiuczkę i Ruslanę pamiętam.


IMG_20170506_081135.jpg



W okolice dworca podjechałem marszrutką.
Nie odrobiłem zadania domowego i nie sprawdziłem skąd odjeżdżają pojazdy do Czernihowa. Obstawiałem, że ze stacji metra Czernihowska, ale postanowiłem zapytać. Panowie na parkingu potwierdzili moje przypuszczenia, ale z błędu wyprowadziła mnie sprzedająca kwiaty pani i ostatecznie wsiadłem do marszrutki na dworcu autobusowym. Cena 110UAH, czas jazdy 2h i jestem na miejscu. Spałem w Hotelu Ukraina, w samym centrum. Całkiem przyjemne miejsce, zresztą chyba najpopularniejsze w mieście.
Po nieprzespanej nocy nie czułem się na siłach, by zwiedzac, ale nic innego mi nie pozostało.
Spacer, jak na turystę przystało rozpocząłem od głównej arterii miasta. Mnóstwo rodzin z dziećmi, muzyka, fontanny i ukwiecone trawniki. Reprezentacyjna część miasta prezentowała się nieźle.


DSC06521.jpg



DSC06524.jpg



DSC06525.jpg



Mijam położoną nad rzeką Desną pierwszą światynię na moim szlaku – cerkiew św. Katarzyny. Tuż obok, na nadbrzeżnych wałach znajdują się armaty, pozostawione przez cara Piotra I Wielkiego. Kolejne cerkwie, kolegium, kolejne wypite kawy i kolejne wypalone papierosy.


DSC06529.jpg



DSC06534.jpg



DSC06535.jpg



DSC06547.jpg



DSC06555.jpg



Trafiam do gruzińskiej knajpy. Z menu wybieram chaczapuri po swanecku i – rzecz jasna chinkali. Do tego całkiem niezłe pszeniczne piwo. Wszystko smaczne. Kelnerka zachęca mnie, bym wracał do lokalu częściej. Kto wie, moze kiedyś wrócę. Mijam Plac Czerwony i zastanawiam się, skąd wziął swoją nazwę. Może od koloru licznych bud z jedzeniem i piwem.


DSC06570.jpg



DSC06573.jpg



Zbaczam trochę z wydeptanej przez nielicznych turystów trasy i oglądam zupełnie inne miasto. Takie, w kórym elewacje kamienic (jeśli w ogóle) są wyremontowane tylko z jednej strony, gdzie życie toczy się wolno, na podwórkach wygrzewają się koty a dachy domów proszą o remont.


DSC06557.jpg



DSC06558.jpg



DSC06559.jpg



DSC06563.jpg



DSC06579.jpg



DSC06590.jpg



DSC06591.jpg



DSC06593.jpg



DSC06600.jpg



DSC06606.jpg



Szwędam się bez celu, czyli tak jak lubię. Zaglądam na podwórza. Jestem kilkaset metrów od głównej ulicy, gdzie knajpiane ogródki pękają w szwach, ludzie śmieją się i głośno rozmawiają a kolejne kapele grają (najczęściej rosyjskie) szlagiery. Jest cicho, pusto i spokojnie.

Zmęczony wracam do centrum. Trafiam do knajpy z craftowym piwem, podobno jednej z dwóch w mieście, co akurat okazało się neiprawdą. Jedno, drugie, trzecie, do tego coś na ząb. Kulinarnie Ukraińcy już dawno dogonili Europę, a knajpy serwują coraz lepsze jedzenie. Barman dowiaduje się, że jestem z Polski i wdajemy się w długą, przerywaną nalewaniem kolejnych piw rozmowę: o tym, jakie piwa piją Ukraińcy,że turyści raczej omijają miasto, o ludziach, o życiu, o Ukrainie i Polsce przede wszystkim. Wito zaoferował, że następnego dnia oprowadzi mnie po mieście. Niestety dla mnie, musial pilnie spotkać się z rodziną i zwiedzanie z przewodnikiem nie doszło do skutku.

- Tu ludzie z knajpy wychodzą przed 1 w nocy, gdyż nie chca wracać po ciemku. O 1 wyłączają latarnie uliczne - mówi.
I tak też się stało. Wyłączyli. Zmęczony i pijany wracałem w ciemności do hotelu. Na szczęście znałem drogę i miałem blisko. Pierwszy dzień w Czernihowie dobiegł końca.Po tradycyjnym ukraińskim śniadaniu złożonym z jajek sadzonych i parówek, ruszyłem w miasto. Moim celem był monaster Troicko-Illiński, połozony kilka kilometrów od centrum miasta. Można do niego dojechać marszrutką, lecz ja wybrałem się pieszo. Przypadkiem trafiłem na targ. Ludzi sporo, ogromna ilość straganów z obuwiem i odzieżą. To zapewne tu ubierają się mieszkańcy. Niestety nie było mojego rozmiaru. Kolejny raz zszedłem z utartego szlaku, by zobaczyć trochę inny Czernihów: miasto drewnianych domów i rozpadającyh się skrzynek na listy.


DSC06611.jpg



DSC06613.jpg



DSC06614.jpg



DSC06616.jpg



DSC06619.jpg



DSC06626.jpg



DSC06630.jpg



DSC06632.jpg



DSC06639.jpg



DSC06646.jpg



DSC06655.jpg



DSC06658.jpg



DSC06664.jpg



DSC06668.jpg



DSC06671.jpg



DSC06674.jpg



DSC06681.jpg




Świątynia jest chyba najczęściej odwiedzanym zabytkiem, tu po raz pierwszy zobaczyłem kilkuosobowe grupy ukraińskich (rosyjskich?) turystów. W środku seledynowy ikonostas. Wierzcie lub nie, kiedyś znałem się na ikonostasach i prawosławnej sztuce sakralnej całkiem nieźle. Wiedziałem co, gdzie i dlaczego ma się znajdować. Niestety wszystko zapomniałem i na pracę przewodnika nie mam co liczyć.
Nad okolicą dominuje 58-metrowa dzwonnica, na której szczyt prowadzi blisko 200 schodów (wstęp 2UAH). Z wysokości roztacza się widok na miasto i okolicę. Z tej perspektywy Czernihów wydaje się być większy. Przespacerowałem się po okolicy, odwiedziłem pieczary św. Antoniego (rozczarowanie) i skierowałem się z powrotem w stronę centrum.



DSC06684.jpg



DSC06686.jpg



DSC06702.jpg



DSC06703.jpg



DSC06704.jpg



DSC06716.jpg




Pora była już obiadowa, wybrałem się więc do polecanej przez Wito restauracji ХРЯК. Położona pomiędzy blokami z zewnątrz nie prezentuje się oszałamiająco. Wybrałem pasztet ze strusia i antrykot, do tego lokalną IPĘ. Wszystko smaczne i zdrowe. Wybór dań jest naprawdę spory, chociaż wegetarianie nie będą zbyt zadowoleni.


IMG_20170507_172446.jpg



IMG_20170507_164313.jpg



Pokrzepiony posiłkiem wciąż przyglądam się okolicy, odrapanym budynkom, kotom wylegującym się w słońcu, płotom, które nie wiedzieć czemu nie rozsypały się jeszcze w drobny mak. Trafiam na swojsko wyglądający bar Delirium. Pewnie w Polsce byłby hipsterskim przybytkiem, tu zdawał się być lokalem raczej dla ludzi starszych i okolicznej żulerni. Zamówiłem litr pszenicznego.


DSC06733.jpg



DSC06738.jpg



DSC06740.jpg




Dodaj Komentarz

Komentarze (8)

jerzy5 12 maja 2017 00:51 Odpowiedz
Oj lubię te klimaty, dawaj dalej, jednak muszę jeszcze w maju poczuć ten kraj
miriam 15 maja 2017 21:11 Odpowiedz
@‌igore‌ Brawo za klimatyczne foty i zaprezentowanie rzadko tu goszczącego Czernihowa :)
ewaolivka 15 maja 2017 21:16 Odpowiedz
Aż się sobie dziwię ;) , ale Twoja relacja zachęca do podróży :) . Świetnie podejrzane zwykłe życie. Podoba mi się ta precyzyjna stolarka w drewnianych domach. Jaka szkoda, że to przemija...
jerzy5 16 maja 2017 00:51 Odpowiedz
Oj, fajnie są jeszcze ludzie, którzy podążają nie wytartymi ścieżkami
zeus 11 kwietnia 2022 23:09 Odpowiedz
igore napisał:Spałem w Hotelu Ukraina, w samym centrum. Całkiem przyjemne miejsce, zresztą chyba najpopularniejsze w mieście. Z Twittera:Ruiny hotelu Ukraina w Czernihowie. https://twitter.com/tdjedruchow/status/ ... 8979283969
pabien 11 kwietnia 2022 23:09 Odpowiedz
Też spałem tam, w tej części, gdzie nie ma już budynku. To jest samo centrum miasta
igore 11 kwietnia 2022 23:09 Odpowiedz
Szkoda, przyjemny byl to hotel a obok calkiem niezla gruzinska knajpa. Jak kiedys odbuduja, to chetnie wybiore sie jeszcze raz.
tomo14 11 kwietnia 2022 23:09 Odpowiedz
Znamienne, że hotel na ulicy Pokoju.