+2
Pabloo 15 maja 2017 14:31
Image

Image

Przy jednym ze stoisk ze starociami zaczepia mnie sprzedawca, który jak się okazuje, jest na zdjęciu z autorem w posiadanym przeze mnie przewodniku Szczepana Lemańczyka. Cóż za zbieg okoliczności ;).

Image

Po chwili dalszego pałętania się po Bazarze, jakimś sposobem z tłumu wyłapuje nas pracownik miejscowego centrum informacji turystycznej, znany również tu na forum pan Nasser 8-).

Image

Gdy mieszkał w Niemczech miał dziewczynę Polkę, dlatego tłumaczy, że turystów z naszego kraju darzy szczególną sympatią. W budynku biura informacji turystycznej zostajemy przez niego poczęstowani herbatą, a także ucinamy sobie dłuższą pogawędkę, podczas której nasz gospodarz służy radą co do Tebrizu i transportu. Odpowiadając na nasze pytanie o pamiątki z Tebrizu, sugeruje przyprawy, w tym pakowany irański szafran. Zaprowadza nas od razu do pobliskiego sklepu, gdzie kupujemy cukier i szafran. 1 gram kosztował 100 tys riali(11zł), 2 gramy 180 tys., a 4 gramy chyba 300 tys. riali.
Na koniec idziemy za panem Nasserem na coś szybkiego do jedzenia. Wskazuje nam stoisko na placu przed budynkiem informacji turystycznej, gdzie są sprzedawane takie o to bułki z jajkiem, ziemniakami i zieleniną 8-). Oczywiście przygotowywane na bieżąco, a kosztują coś koło 35 tys. riali(3,8zł). Jest to bardzo smaczne, choć początkowo dziwi mnie połączenie „nadzienia" :). Tylko nie pamiętam jak ta kanapka się nazywa. Może ktoś wie? :)

Image

Image

Spotkanie z Panem Nasserem bardzo urozmaiciło pobyt w zimnym i dość szarym o tej porze roku Tebrizie. Tak jak wielu turystów w relacjach z tego miasta polecało spotkanie z nim, tak i ja zachęcam do poszukania biura informacji turystycznej, które mieści się przy wielkim tebriskim bazarze, by usłyszeć kilka słów po polsku od tego sympatycznego i zwesternizowanego człowieka. Tym bardziej, że w swojej pracy na nadmiar turystów chyba nie narzeka.

Jedyne przejście graniczne irańsko-armeńskie znajduje się w małej miejscowości Norduz. Z tego co wiem nie jeździ tam żaden autobus(poza kursowym Erywań-Teheran). Wsiadamy więc w autobus jadący w stronę Dżulfy, miasta przy granicy z eksklawą Azerbejdżanu Nachiczewanem.

Image

Granica z Armenią jest jednak daleko na wschód, dlatego też musimy wysiąść wcześniej, na przedmieściach miejscowości Hadishahr. Z jednym ze stacjonujących tu taksówkarzy umawiamy się w kilku słowach co do celu naszej wycieczki(Norduz) i opłaty za przejazd(350tys. riali). Co istotne używamy dla pewności zrozumienia się też perskich liczebników. Zadowoleni szybkim załatwieniem transportu pod granicę i jego ceną, po chwili się jednak rozczarowujemy. Okazuje się, że była to oferta promocyjna mająca nas zachęcić do wejścia do auta. Taksówkarz po 5 minutach jazdy dowozi nas do centrum miasteczka, gdzie jakiś jego krewniak mówiący po angielsku, tłumaczy że musimy zapłacić inną kwotę - 600 tys. riali albo trochę więcej, nie pamiętam już dokładnie. Nie zgadzam się i mówię co myślę o takiej zmianie oferty w nadziei, że turysta z zachodu kierując się wygodą i spokojem nie będzie wybrzydzał. Podpytujemy innych kierowców w okolicy, jednak wszyscy wskazują tą samą, niewiele niższą cenę.
Pewnie i taksówkarze z Hadishahr uczestniczą w uniwersalnym i ogólnoświatowym spisku taksówkarzy, którzy kiedy tylko mogą tworzą zmowy cenowe :evil: 8-).

Próbujemy więc dojechać do granicy na stopa. Niestety starając się złapać jakieś auto wychodzimy na złą drogę. Szukamy mianowicie okazji przy trasie prowadzącej na północ od Hadishahr, podczas gdy większość ruchu(i tak niewielkiego) do granicy biegnie drogą bezpośrednio na wschód. Prawie nic tędy nie jedzie, stąd po pół godziny rezygnujemy. Niepotrzebny trud rekompensują jednak widoki z przełęczy, na której stoimy przy zachodzącym słońcu.

Image

Wracamy do głównej ulicy miasteczka i ze względu na późną porę szukamy ponownie taksówki. Udaje nam się znaleźć przejazd za trochę niższą cenę od pierwotnie proponowanych. Już w taksówce, jej kierowca okazuje się mieszkańcem przygranicznej mieściny i wioząc nas wraca do domu, stąd myślę, że można było być twardszym w negocjacjach. Trasa do Norduz wije się długimi serpentynami raz w górę, raz w dół, co w połączeniu z eufemistycznie ujmując nonszalanckim stylem jazdy(np. wyprzedzanie ciężarówek na podjazdach i zakrętach, gdy nie widać co wyłoni się z naprzeciwka), sprawia że żołądek podchodzi do gardła przez całą drogę.

Na przejściu granicznym panuje cisza i spokój. Jesteśmy jedynymi pieszymi turystami. W sklepie przy samej kontroli wydajemy resztki posiadanych riali. Znudzeni strażnicy sprawdzając dokumenty nie nawiązują z nami zbędnego kontaktu. Wpatrują się tylko w telewizor, w którym leci mecz Barcelona-Real. Czuję radość z tego co się udało, i z tego co jeszcze przede mną następnego dnia, ale też pustkę i żal, że opuszczam kraj Persów. W każdym razie już wiem, że muszę tu wrócić.

Wychodząc z kontroli irańskiej, przechodzimy przez most na granicznej rzece Araks. Jest ciemno, cicho i nie ma jakichkolwiek innych osób. Szybko budzi to moje skojarzenia z początkową sceną w filmie o przygodach Bonda „Śmierć nadejdzie jutro", gdzie główny bohater zostaje zwolniony z niewoli w Korei Płn. w ramach wymiany na moście łączącym obie Koree. Jednak nie mijamy się z żadnym uwolnionym z armeńskiego więzienia szpiegiem, widocznie Ormianie wybrali inny rodzaj transportu. Po stronie armeńskiej odwiedzamy dwie budki graniczne i szybko dostajemy pieczątki.
Jesteśmy w Armenii.Mam teraz sporo na głowie i Armenię będę w stanie opisać dopiero pod koniec przyszłego tygodnia.
@Zeus nam zarówno w informacji turystycznej w Tebrizie, jak i na dworcu wskazywano Hadishahr, jako miejsce do szukania transportu do Norduz, mówiąc, że nie ma sensu jechać do Dżolfy. Nie dopytywaliśmy dlaczego, ale możesz spróbować. Może chodzi o to, że na tej drodze przy samej granicy z Nachiczewanem jest jeszcze mniejszy ruch? W sumie mogłoby tak być, bo z tego co widzę to Dżolfa ma niecałe 5 tys. mieszkańców, a Hadishahr prawie 30 tys. Jest tędy też po prostu bliżej do Armenii z Iranu, stąd ta trasa wydaje się być bardziej naturalna. Pisałeś chyba gdzieś, że będziesz próbował jechać na stopa. Nam to nie wyszło, bo źle się ustawiliśmy. Trzeba szukać czegoś jadącego bezpośrednio na wschód.
Nocleg(jak się okazało dwa, bo pierwszego dnia nie udało nam się stamtąd wydostać) mieliśmy w Agarak, czyli jak widzę na Wikipedii, od roku już części Meghri, bo wcześniej było to osobne miasteczko. Jakieś 400m od przejścia granicznego jest miejsce oznaczone na maps me jako Elya budget hotel. Nie znajduję go na bookingu, ale wtedy chyba też nie było. Nie jest to hotel, tylko zaadaptowany dom do skromnego przyjmowania gości, ale był to najtańszy możliwy nocleg, łóżko było, więc niczego nie brakowało ;) Za pokój dla dwóch osób z łazienką na zewnątrz zapłaciliśmy po 2500 dram(wtedy jakieś 22zł, teraz 18zł). Ale ekipa w innych pokojach była przednia 8-)

@mzukowski, no niestety dopiszę kolejną część dopiero po Twoim powrocie, ale jeśli masz jakąś konkretną wątpliwość pytaj. Widziałem, że jedziesz tylko na trzy dni, a plan masz dość intensywny. Nie byłem w Tatevie ani nad Sewanem, ale mnie bardzo spodobał się Erywań - jest w nim co zwiedzać, a jeśli miałbym spędzić dobrych kilka(co najmniej) godzin w aucie, by zobaczyć trzy monastery i jezioro, to zdecydowanie wybrałbym stolicę i jej okolicę. Byłby też czas żeby usiąść w którejś z dobrych ormiańskich restauracji ;)Dużo biżuterii, nawet całe alejki ze straganami ze złotem były w Tabrizie. Ale w Isfahanie też na pewno znajdziesz coś ładnego. Żeby więc nie targać kup tam, gdzie będziesz na końcu ;). W Tabrizie nie widziałem tylko takiego wyboru ładnie pakowanych słodyczy jak w Szirazie czy w Isfahanie.
@Zeus wyruszasz w listopadzie tak jak pisałeś?
Relację z Armenii mam już przygotowaną tylko muszę zdjęcia uporządkować.Armenia

Agarak
Za przejściem granicznym kierujemy się w stronę miejsca wskazanego na mapie jako „Elya budget hotel". Znajduje się jakieś 400m od granicy, ale dojście do niego nie jest takie łatwe ze względu na to, że idziemy w całkowitej ciemności. W końcu docieramy i łamanym rosyjskim dogadujemy się co do warunków noclegu. Jak już wspomniałem w poście powyżej, „hotel" ten to typowy dla miejsca dom przystosowany do przyjmowania gości. Bez zbędnych wygód, ale jak się później zdążyłem zorientować jest to najtańsze miejsce w okolicy dla turysty. Za noc płacimy po 2500 dramów(22zł).

Image

Choć jesteśmy bardzo zmęczeni, to poznajemy się z lokatorami dwóch innych pokoi. Ich pomoc okaże się nieoceniona. Pozwolę sobie powiedzieć coś więcej na temat jednych z nich, bo nawet jak na standardy fly4free ich wyprawa była bardzo niekonwencjonalna i w wysokim stopniu „4free" 8-). Byli to Rosjanka i Francuz, którzy po zakończeniu studiów sinologicznych w Pekinie zdecydowali się wrócić do Europy. Na piechotę. Po drodze śpiąc w namiocie lub opuszczonych zabudowaniach, raz na kilkanaście dni wybierając najtańszy hostel, by się zregenerować i oprać. Nie korzystając z autostopu, poza jak mówili pustynią, choć nie wiem jak dalej chcieli przejść kaukaskie wysokie przełęcze zimą(był już grudzień). Mając ze sobą tylko po małym plecaku, na oko dwudziestolitrowym. O ile dobrze pamiętam szli już 10 miesiąc, a po drodze zaliczyli Indie, Pakistan i Iran. Może ktoś też ich gdzieś spotkał? ;)

Następnego dnia planujemy dojechać do Erywania, a gdyby transport publiczny był po drodze dość elastyczny chcielibyśmy po drodze odwiedzić klasztor Tatev. Niestety, akurat jest niedziela, i jak się okazuje tego dnia nie jeździ żaden bus z Meghri do stolicy. Trochę nie bardzo chce się nam w to wierzyć, w końcu jest tu jedyne przejście graniczne z jednym z dwóch sąsiadów, z którymi Armenia ma otwartą granicę, ale okazuje się to prawdą. Będziemy więc próbować stopem, choć i tu właścicielka hotelu uprzedza nas, że w niedzielę raczej nikt nie jeździ z Meghri do Erywania i nie daje nam dużych szans na dojazd tam. Żeby nie wchodzić w szczegóły powiem tylko, że miała rację.

Image

Przez trzy godziny udaje nam się posunąć o jakieś 35km w łącznie sześciu autach. Przejeżdżało średnio 6/7 samochodów na godzinę, a te które nas mijały, jechały co najwyżej z wioski do wioski. Większa szansa była na złapanie tira jadącego od granicy, ale widzieliśmy tylko dwa, spośród których jeden z kierowców wskazał nam, że ma tylko jedno miejsce. Cały czas krążyli też przy nas „taksówkarze" swoimi nowymi mercedesami z czarnymi szybami chcąc nas zabrać stolicy za równowartość ponad 300zł. Ich aparycja kaukaskich dyskotekowych bramkarzy oraz to, że jeździli zawsze we dwóch przestrzegałaby mnie jednak, by nie wsiadać do ich aut nawet na krótkie dystanse.

Image

Decydujemy się więc wrócić w miejsce noclegu i tam z pomocą pozostałych lokatorów załatwić bilety na odjeżdżającego następnego dnia busa do Erywania. Na szczęście powrót do Agarak udaje nam się odbyć w ramach jednego przejazdu. Jedziemy na pace ciężarówki, po drodze delektując się pejzażem Gór Zangezurskich.

Image

Aby zarezerwować nam miejsce w marszrutce do Erywania, poznany w hostelu Ormianin, inżynier z ekipy budowlanej, która przyjechała tu do pracy ze stolicy, dzwoni od razu do kierowcy pojazdu. Jeśli ktoś chce tak przejechać tę trasę, to warto wcześniej popytać o miejsca w busie, bo nasz od razu był pełen, a po drodze jeszcze wielu chętnych chciało się dosiąść. Gdy tamtędy podróżowałem był tylko jeden kurs dziennie - rano o 7:00, od poniedziałku do piątku lub soboty. Umówiliśmy się też z kierowcą, by po nas przyjechał rano pod hostel. O tej porze trudno byłoby dostać się nam z Agarak do Meghri, skąd bus wyrusza. Przejazd trwał 8,5 godziny, a koszt to 5000 dramów(wtedy jakieś 45 zł, teraz 37zł).

Samo Agarak to dość szara wioska, a gdyby nie okoliczne góry dodające trochę uroku, to trzeba by rzec, „niezbyt" urodziwa. W centrum otwarte tego dnia są sklepy i pizzeria, w której jest dość drogo.

Image

Image

Image

Image

Wieczorem poznajemy smak kaukaskiej biesiady. Wraz z przebywającą w hostelu podróżującą pieszo parą oraz ekipą budowlaną, w której mieszają się różne narodowości kaukaskie, spożywamy miejscową morelówkę przy akompaniamencie lokalnych przebojów. Nie wiemy kiedy i jak zasypiamy.

W busie do Erywania panuje niesamowity ścisk i odór. O ile nie przepadam za zapachem papierosów, to tym razem wydobywając się z kurtki pasażera obok, był tym, który koił mój węch. Nawet podziwianie krajobrazów z okna jest prawie niemożliwe, gdyż torby współpasażerów i mój własny plecak przesłaniają mi cały widok, a przy tym okna są cały czas zaparowane. Nie jest więc to miła i wygodna przejażdżka. Droga wiedzie niezliczoną ilością podjazdów, zjazdów i serpentyn, od pewnej wysokości wszystko jest ośnieżone, a w wielu miejscach ruch odbywa się wahadłowo przez niemogące ruszyć tiry.

Erywań

W końcu przed szesnastą docieramy do Erywania. Jedziemy metrem do pierwszego na liście hostelu, a pomaga nam tam trafić poznany w Agarak szef ekipy budowlanej Grigorij. Generalnie wszyscy Ormianie, z którymi wchodziliśmy w styczność okazywali się bardzo serdeczni i pomocni.

W Erywaniu spędziliśmy trzy noce w Bridge Hostel. Pisałem już o nim w wątku o noclegach w Armenii, ale powtórzę. Hostel znajduje się w samym centrum, tuż obok polecanej też na forum restauracji Caucasus Tavern. Korzystaliśmy z pokoju ośmioosobowego, w którym jednak byliśmy sami. Były też pokoje dla dwóch osób. Obsługa była bardzo sympatyczna i pomocna, pokoje były duże, a przede wszystkim było bardzo czysto. Płaciliśmy 4500 dramów za noc od osoby(niecałe 40zł), a cena zawierała też smaczne, nieduże śniadania na ciepło.

Wieczorem udajemy się na spacer po centrum miasta, zakończony kolacją w polecanej przez obsługę hostelu Caucasus Tavern. Jest bardzo smacznie i trochę taniej niż w Polsce za miejsce na podobnym poziomie. Próbuję więc smażonych serków suluguni, chinkali, zupy bozbash(z jagnięciną i warzywami ) oraz domowego wina. Jak skonstatuję przy płaceniu, nie kosztowało to ostatecznie mało, ale warto było 8-). Również jedzenie jest tym co bardzo dobrze wspominam z Armenii.

budynek Opery
Image

Image

Plac Republiki
Image

Następnego dnia zwiedzamy Garni i Geghard. Wejście do Garni płatne 1200 dram.

Image

Image

O ile do tego pierwszego dociera marszrutka z Erywania, to do Monasteru Geghard, położonego 10 km dalej nie dociera żaden publiczny transport. Idziemy więc piechotą szukając okazji, która po chwili nadchodzi. Policjant po służbie podwiezie nas połowę trasy, bo wraca tędy do domu, a jak mu zapłacimy (chyba 1500 dramów) to weźmie nas pod sam klasztor i potem odwiezie na przystanek. Zgadzamy się, oszczędzimy w ten sposób dużo czasu, a że drogą obok poruszają się głównie owce, stąd nie wiadomo ile czekalibyśmy na kolejną okazję.

Image

O ile Garni robi wrażenie głównie kontekstem historycznym w jakim osadzona jest ta budowla oraz okoliczną scenerią, to Klasztor Geghard sam w sobie stanowi warte odwiedzenia miejsce.

Image

Image

Image

Przed Monasterem pierwszy raz próbuję od sprzedających pań czurczcheli/sudżucha, czyli orzechów w zgęstniałej zalewie winogronowej oraz ormiańskiego ciasta - gaty. To jest przepyszne!

Image

Image

W centrum stolicy udajemy się do Muzeum Sztuki Współczesnej położonego w podziemiu Kaskad oraz na ich szczyt. Świetnie widać stamtąd panoramę miasta oraz górujący nad nim majestatyczny Ararat.
Wieczorem odwiedzamy ponownie pobliską restaurację, by znowu delektować się smakiem lokalnych potraw 8-). W Erywaniu odniosłem wrażenie, że kwintesencją codziennego żywota dla naprawdę wielu Ormian jest wieczorna biesiada. Co najmniej suto zaprawiana wieloosobowa kolacja w restauracji, której najlepiej jeśli będzie towarzyszyć muzyka na żywo i taniec. W centrum Erywania chyba na każdej ulicy jest po kilka otwartych o każdej porze dnia i nocy restauracji. Te, w których byliśmy były otwarte 24 godziny na dobę, przez cały czas z pełną obsługą i kuchnią, a ich liczba jest nieporównywalna z innymi mi znanymi miastami.

Image

Image

Na kolejny dzień planujemy na początek wizyty w erywańskich fabrykach koniaku. Są dwie, położone blisko siebie. Jedna należy do kapitału francuskiego(o nazwie Ararat), a druga do rosyjskiego(o nazwie Noy). Warto sprawdzić wcześniej na stronie internetowej możliwość zwiedzania(godziny, dostępność przewodników). Ja tego nie zrobiłem, jednak ze względu na martwy sezon i brak grup zorganizowanych ostatecznie udało zobaczyć się obie. Do Fabryki Noy udało nam się wejść już po jakichś 10 minutach oczekiwania na przewodnika. Koszt wstępu dla jednej osoby to 3500 dramów(~29zł). Przez około 30 minut przewodnik oprowadza nas po kompleksie, a na końcu następuje degustacja dwóch koniaków wraz z demonstracją jak poprawnie należy to robić. Do tego talerz owoców dla separacji smaku ;).

Image

Image

Image

Do Fabryki Ararat można jednak wejść tylko w organizowanych turach o konkretnych godzinach. Najbliższa taka po angielsku jest dopiero po południu, dlatego też udajemy się marszrutką od razu do Eczmiadzynu. Jest tam siedziba Kościoła Ormiańskiego i najwyższego zwierzchnika, katolikosa.

Image

Kościół św. Gajane
Image

Image

Potem odwiedzamy ruiny Katedry Zvartnoc, które znajdują się na przedmieściach Eczmiadzynu.
Image

Wracamy do Fabryki Ararat, by wraz z szóstką innych turystów zwiedzić ją, a na koniec ponownie skosztować koniaku. Wstęp jest droższy niż w Noy, trzeba zapłacić 4500 dramów. Zwiedzanie jest za to troszeczkę bardziej multimedialne, choć krótsze. To tutaj też zapraszane są różne znane osobistości, by swoimi nazwiskami firmować kolejne beczki. Gdyby ktoś miał czas tylko na zobaczenie tylko jednej z fabryk, to moim zdaniem nie ma wielkiej różnicy którą wybierze, w obu można poczuć podobny „klimat" koniaku. A jeśli chodzi o sam trunek, to był tak samo niedobry w obu 8-).

Image

Image

Wieczorem stołujemy się w poleconej przez obsługę hostelu Tavern Yerevan. Różnica względem poprzedniej restauracji jest taka, że tu muzykę wykonuje na żywo jakiś regionalny zespół, a pod koniec posiłku zaczynają się tańce, w które szybko próbuje się nas zaangażować ;).

Ostatniego dnia w stolicy Armenii wybieramy się najpierw na dworzec kolejowy, kupić bilet na nocny pociąg do Tbilisi. Odjeżdża on co drugi dzień o 21:30, a w stolicy Gruzji jest o 7:50. Cena zależna jest od tego na ile dni przed odjazdem dokonuje się zakupu, a także w małym stopniu, czy wybiera się miejsce na dole czy na górze. Ja za swój bilet z miejscem na dole(plackarta, najniższa klasa) płacę 9120 dram(wtedy jakieś 80zł). Są też marszrutki, które odjeżdżają z dworca autobusowego znajdującego się za Fabryką Ararat, ale chcąc wykorzystać na przejazd noc, decydujemy się na kolej.

Plan na ostatnie kilka godzin w Armenii to zwiedzić Klasztor Chor Wirap. Ale jako, że najbliższy autobus w tamtą stronę odjeżdża za prawie dwie godziny, podjeżdżamy pod niedalekie ruiny starożytnej Twierdzy Erebuni. Wejście wraz ze wstępem do muzeum kosztuje 1000 dram. Polecam też się tam wybrać, bo o ile niektórzy powiedzą, że ruiny jak ruiny, to akurat te położone są na wzgórzu, z którego rozpościera się ładny widok na Erywań i okolicę, w tym oczywiście widoczny z każdego miejsca Ararat.

Image

Image

W marszrutce do Chor Wirap jest dość ciasno - z targowiska wracają wraz z mnóstwem tobołów handlujące tam starsze panie. Bus nie podjeżdża pod sam monaster. Zatrzymuje się przy skrzyżowaniu skąd trzeba jeszcze przejść jakieś półtora kilometra. Ważne(jak zawsze przy poruszaniu się nimi po Armenii czy Gruzji) jest, by trzymać rękę na pulsie i ewentualnie „upomnieć" się o swój przystanek. Dobrze jest wcześniej dogadać się z kierowcą lub komunikatywnym współpasażerem co do tego gdzie chcemy wysiąść.

Chor Wirap
To nie jest brud na matrycy tylko pyłki z okolicznych pól. ;)
Image

Na wzgórzu Chor Wirap w II wieku p.n.e. podobno powstała ormiańska stolica. Później wybudowany monaster i legenda związana ze św. Grzegorzem Oświecicielem stały się podstawą dla budowania tożsamości narodowej Ormian. Wg legendy ów Grzegorz w III wieku n.e. został uwięziony w lochu za nauczanie wiary chrześcijańskiej. Spędził tam 13 lat, by następnie uwolnić króla od zwierzęcej postaci, ten bowiem za swoje czyny został zamieniony w dzika. Namawiany król przyjął chrześcijaństwo, a w miejscu gdzie Grzegorz był więziony postawił kaplicę o nazwie Chor Wirap. W 301r. anno Domini Armenia stała się więc pierwszym chrześcijańskim krajem, a Grzegorz jej głównym patriarchą.
Wejście na teren monasteru jest darmowe. Akurat odbywał się ślub, niewątpliwie ładna sceneria na takie wydarzenie. Można wejść do dwóch częściowo podziemnych komnat, z których w jednej miał być więziony św. Grzegorz. Wymaga to jednak przeczołgania się bardzo ciasnym korytarzem.

Image

Jest stąd tylko 30 km do świętej góry Ararat, położonej przecież w Turcji, a różnica wysokości to ponad 4 kilometry. Niesamowity widok dla każdego lubującego się w górskich krajobrazach. Gdybym miał polecić spośród odwiedzonych jedno miejsce do zobaczenia w Armenii to byłoby to właśnie Chor Wirap. Po pierwsze właśnie dla pejzaży dookoła, a po drugie ze względu na sam klasztor. Mam tylko radę dla osób, którym zależy na zdjęciach, by pojechać tam jak najwcześniej - słońce zachodzi prawie centralnie za Araratem, co uniemożliwia choć poprawne naświetlenie.

Image

Niedaleko na wprost zaczyna się już Turcja, trochę dalej na lewo jest Iran, a gdzieś tam jeszcze dalej kryje się Azerbejdżan.
Image

widok na północ od Klasztoru
Image

Image

Powrót to stolicy nie jest jednak taki prosty. Po dostaniu się do pobliskiej wioski ludzie potwierdzają, że dziś już żadna marszrutka nie kursuje(tylko wcześnie rano). Ruchu samochodowego też prawie żadnego nie ma, więc musimy dojść prawie 5 km do głównej drogi na piechotę.

Image

Na szczęście po kilkunastu minutach marszu zatrzymuje się przy nas para Ormian i podwożą nas swoim Mercedesem do głównej szosy. Tam czekamy przy trasie na busa, chyba wszystkie które tędy przejeżdżają kierują się do Erywania. Tylko trzeba machać żeby zatrzymać kierowcę. Korzystając z uprzejmości obsługi hostelu bierzemy jeszcze prysznic, a następnie jedziemy metrem na dworzec kolejowy. W wagonie oprócz naszej dwójki jest tylko jedna osoba. Intrygujące są dla mnie miejsca „na górze". Nie ma żadnej drabinki, a wysokość do półki na pościel to tylko jakieś 60 cm, stąd trzeba wykazać się niemałą zwinnością, by wejść na swoje łóżko. W trakcie podróży przez okno dostrzec można tylko ciemność. Budzę się tylko podczas przekraczania granicy. Pogranicznicy sprawdzają bagaże, wypytują o posiadane leki.

ImageGruzja

Pociągiem z Erywania do Tbilisi dojeżdżamy po siódmej rano. Szybko docieramy na dworzec autobusowy Didube, skąd wyruszają marszrutki do Kazbegi(in. Stepancminda) za 10 lari. Droga Wojenna dostarcza ładnych widoków, jednak śnieg i stojące ciężarówki sprawiają, że podróż trwa długo. Już w busie zostaje nam zaproponowany pokój, w którym po obejrzeniu decydujemy się spędzić noc(Kazbegi Guesthouse Mari).

Jest już popołudnie i zbliżający się zachód słońca sprawia, że możemy wybrać się tylko na spacer po wiosce. Śniegu momentami jest po kolana, a drogi są tak oblodzone, że trudno utrzymać równowagę.
Następnego dnia wybieramy się do Klasztoru Cminda Sameba. Położony u podnóża Kazbeku jest miejscem częstych wizyt turystów, bo widoki z trasy oraz spod monasteru są przepiękne. Jednak zazwyczaj odwiedza się go wiosną/latem, gdy nie ma śniegu. Nam wysoka warstwa świeżego puchu utrudnia znalezienie prawidłowego szlaku, przez co wchodzimy dłuższym podejściem, a dopiero schodzimy krótką drogą, prowadzącą prawie prosto do Stepancmindy.

Image


Krajobraz z płaskowyżu u wrót klasztoru wynagradza trud i zmęczenie. Jest dobra widoczność i świetnie widać majestatycznie górujący Kazbek(5033 m n.p.m.).
W środku monasteru nie można robić zdjęć, ale zakonnik zaprasza do ogrzania się przy piecyku. Przy okazji zmieniamy skarpetki na suche ;). Tego dnia byliśmy pierwszymi(jedynymi?) turystami.

Image


Dodaj Komentarz

Komentarze (24)

zeus 15 maja 2017 14:33 Odpowiedz
Ooo fajnie się zapowiada! Planuję mniej więcej taką samą trasę (z Teheranu do Erywania przez Górski Karabach) w listopadzie! :D
pabloo 15 maja 2017 19:30 Odpowiedz
Ja byłem na przełomie listopada i grudnia, także ta sama pora. Do Górskiego Karabachu nie dojechałem, bo nie wystarczyło już czasu, ale Armenia bardzo mi się podobała i zaskoczyła na plus.
legion1 19 maja 2017 21:32 Odpowiedz
Film Inferno? ;)
olajaw 19 maja 2017 22:10 Odpowiedz
Może chodzi o Skyfall? :)ps. świetne zdjęcia, a za kilka dni będę w Stambule, wpisy idealne dla mnie :)
ciachu25 19 maja 2017 22:28 Odpowiedz
Bond z Sophie Marceau, tytuł chyba The World Is Not Enough, jeszcze z ostatniego stulecia (`99) i ostatni z Brosmanem;)Pzdr, Art.
don-bartoss 9 lipca 2017 19:42 Odpowiedz
Pabloo napisał:Na początek odwiedzam Shah-e-Cheragh, gdzie przy wejściu każdemu obcokrajowcowi zostaje przydzielony miejscowy przewodnik. Do samego wnętrza Świątyni nie można jednak wejść, choć teraz już nie pamiętam, czy przewodnik nie wspominał, że to przez odbywające się następnego dnia święto na pamiątkę śmierci wnuka Mahometa, męczennika Imama Hassana(„Hasan ibn Ali") oraz śmierci samego Mahometa. Pamiętam, że koledze Don_Bartossowi udało się dostać do środka i w jego relacji można zobaczyć zdjęcia. Dla mnie był to dopiero początek obcowania z kulturą Persji i przynajmniej wtedy jeszcze nie w głowie było mi wchodzenie tam gdzie nie powinienem 8-).U mnie wersja była taka, że trwają miesięczne uroczystości dla dyplomatów i z tego powodu katedra jest zamknięta dla niemuzułmanów. Udało mi się wejść do środka, bo szczęśliwie w mojej dwuosobowej grupie zwiedzających miałem starszego Niemca, który próbował nawrócić Irańskiego przewodnika na swoją ekoreligię, gdzie wszystko należy przetworzyć jak najwięcej razy. To tak w kontekście tych plastikowych kubków, których - przynajmniej latem - pełno walało się wokół koszy ulokowanych na placu. Sytuacja była dość zabawna, bo przewodnik próbował całe zwiedzanie przeprowadzić podług typowego scenariusza, w którym prowadzi z punktu do punktu, opowiada o mozaikach i pozwala robić zdjęcia, a zamiast tego stał się świadkiem dialogu mojego i mojego niemieckiego znajomego na temat tego czy Europa jest chrześcijańska i sensu migracji. W końcu zrezygnowany machnął ręką, mówiąc że pokazał nam wszystko i zostawił na środku głównego placu.A wejść warto, ale jak widziałeś inne lustrzane mozaiki to wiedz, że to wszystko jest na jedno kopyto robione.Fajna relacja.
zeus 6 września 2017 23:50 Odpowiedz
@Pabloo czekam niecierpliwie o dalszą część ;)Teraz to nie wiem, czy nie lepiej dojechać do Jolfy i tam szukać transportu do NorduzA tak, mieliście nocleg w Meghri?
mzukowski 7 września 2017 07:58 Odpowiedz
Jutro wylatujemy do Armenii, przydałaby się kolejna część:))
pabloo 7 września 2017 20:00 Odpowiedz
Mam teraz sporo na głowie i Armenię będę w stanie opisać dopiero pod koniec przyszłego tygodnia.@Zeus nam zarówno w informacji turystycznej w Tebrizie, jak i na dworcu wskazywano Hadishahr, jako miejsce do szukania transportu do Norduz, mówiąc, że nie ma sensu jechać do Dżolfy. Nie dopytywaliśmy dlaczego, ale możesz spróbować. Może chodzi o to, że na tej drodze przy samej granicy z Nachiczewanem jest jeszcze mniejszy ruch? W sumie mogłoby tak być, bo z tego co widzę to Dżolfa ma niecałe 5 tys. mieszkańców, a Hadishahr prawie 30 tys. Jest tędy też po prostu bliżej do Armenii z Iranu, stąd ta trasa wydaje się być bardziej naturalna. Pisałeś chyba gdzieś, że będziesz próbował jechać na stopa. Nam to nie wyszło, bo źle się ustawiliśmy. Trzeba szukać czegoś jadącego bezpośrednio na wschód.Nocleg(jak się okazało dwa, bo pierwszego dnia nie udało nam się stamtąd wydostać) mieliśmy w Agarak, czyli jak widzę na Wikipedii, od roku już części Meghri, bo wcześniej było to osobne miasteczko. Jakieś 400m od przejścia granicznego jest miejsce oznaczone na maps me jako Elya budget hotel. Nie znajduję go na bookingu, ale wtedy chyba też nie było. Nie jest to hotel, tylko zaadaptowany dom do skromnego przyjmowania gości, ale był to najtańszy możliwy nocleg, łóżko było, więc niczego nie brakowało ;) Za pokój dla dwóch osób z łazienką na zewnątrz zapłaciliśmy po 2500 dram(wtedy jakieś 22zł, teraz 18zł). Ale ekipa w innych pokojach była przednia 8-) @mzukowski, no niestety dopiszę kolejną część dopiero po Twoim powrocie, ale jeśli masz jakieś konkretną wątpliwość pytaj. Widziałem, że jedziesz tylko na trzy dni, a plan masz dość intensywny. Nie byłem w Tatevie ani nad Sewanem, ale mnie bardzo spodobał się Erywań - jest w nim co zwiedzać, a jeśli miałbym spędzić dobrych kilka godzin w aucie, by zobaczyć trzy monastery i jezioro, to zdecydowanie wybrałbym stolicę i okolicę.
zeus 26 września 2017 15:35 Odpowiedz
@PablooOstatnie pytanie :D Gdzie najlepiej kupić pamiątki (talerze, bransoletki itd.) W Isfahanie czy w Tabrizie? Bardziej mi chodzi, żeby tego nie targać przez pół Iranu :)
pabloo 26 września 2017 17:55 Odpowiedz
Dużo biżuterii, nawet całe alejki ze straganami ze złotem były w Tabrizie. Ale w Isfahanie też na pewno znajdziesz coś ładnego. Żeby więc nie targać kup tam, gdzie będziesz na końcu ;). W Tabrizie nie widziałem tylko takiego wyboru ładnie pakowanych słodyczy jak w Szirazie czy w Isfahanie.@Zeus wyruszasz w listopadzie tak jak pisałeś?
zeus 27 września 2017 09:10 Odpowiedz
Tak, 28/10 :) Git! Czekamy!
jerzy5 11 grudnia 2017 01:32 Odpowiedz
Przepraszam, że tak późno, gratuluję zwycięstwa, moje klimaty, mam nadzieję, że uda mi się w przyszłości zrealizować podobną wyprawę
socka 26 stycznia 2018 13:33 Odpowiedz
świetna relacja! tym bardziej, że Persja to kraj, który bardzo chciałabym odwiedzić (miałam swego czasu mnóstwo znajomych z Iranu, trochę mówiłam w tym języku i kocham ich kuchnię).
qra 21 lutego 2018 15:25 Odpowiedz
Słuchajcie, potrzebuję rady jak zorganizować z narzeczoną wakacje. Mamy 14 dni urlopu. Chcemy z Polski polecieć do Armenii i odwiedzić Iran, wszystko w rozsądnej cenie ;) problemem są odległości, więc pomyślałem żeby po wylądowaniu w Erywaniu, polecieć od razu do Teheranu, po czym kierować się na północ droga lądową w stronę Armenii. Nie chcemy też spędzić nie wiadomo ile czasu w autobusach, więc przydałyby się w Iranie ze 3 noclegi ( na pewno w Teheranie i Tebriz oraz gdzieś pomiędzy tymi miastami, może macie jakieś fajne miasteczko do polecenia?).1. Czy polecacie jakąś stronkę z biletami lotniczymi na lipiec z Erywania do Teheranu? Bo wszystkie na których dotychczas patrzyłem mają dość drogie bilety, nie na naszą kieszeń ;) no właśnie ile może kosztować bilet w jedną stronę w lipcu z Erywania do Teheranu?2. Jak z noclegami w Iranie, czy bukować wcześniej czy bez problemu znajdziemy na miejscu jakąś miejscówkę? Jak kształtują się ceny?3. Czy ktoś z Was organizował sobie noc na pustyni? Wiem, że takie opcje są, może ktoś powiedzieć coś więcej? 4. No i kluczowa kwestia- jak przedstawia się aktualnie sytuacja w Teheranie? :) będzie wojna czy nie? :)Ewentualnie, jeśli macie jakieś rady jak można by zorganizować dwutygodniową wycieczkę przez Armenię i Iran, to jestem otwarty na sugestie ;)
zeus 21 lutego 2018 15:35 Odpowiedz
na 3/4 pytań, odpowiedzi masz w dziale Iran
don-bartoss 21 lutego 2018 15:36 Odpowiedz
Mahan Air lata z Erewania do Teheranu bezpośrednio. Widzę na kwiecień loty za 750 zł. Da się taniej ale z przesiadką w Atenach (560 zł). Generalnie to ten pomysł jest dla mnie bez sensu, ale nie moja sprawa. Nie opłaca się po prostu "robić" Iranu (i wyrabiać wizy), po to by tam spędzić 4(?), 5(?) dni - a tak mi wychodzi, bo pisałeś o 3 noclegach. Po prostu całkowicie szkoda zachodu.Noclegi spokojnie ogarniesz na miejscu w okolicach 70-100 zł za pokój.Znam kogoś kto organizował noc na pustyni ale to w okolicach Jazd. Jazd nie ma nic wspólnego z planowaną przez Ciebie trasą podróży (z Teheranu na północ). Przecież tam są góry.Moja rada jest taka, byś poczytał trochę o Iranie i przyjrzyj się mapom. O Armenii nic nie wiem.
pabloo 21 lutego 2018 16:55 Odpowiedz
@qraA po co chcesz najpierw lecieć do Erywania, żeby od razu wylecieć stamtąd do Teheranu? To, że z Armenii jest bliżej do Iranu niż z Polski nie oznacza, że bilety lotnicze będą tańsze. Przemyśl dobrze swój plan i poczytaj kilka tematów na forum(na przykład jak szukać lotów oraz obejrzyj jakieś relacje, by porównać jak ludzie się tam dostają i w jakiej kolejności podróżują). Powinieneś raczej zmienić swój rozkład, bo przy tym co proponujesz to tracisz czas i pieniądze. Z noclegami nie powinno być problemu(ja nie miałem). Nie słyszałem, by ktoś opowiadał o braku miejsc w hostelach, nawet w okresach świątecznych.
junak1934 4 października 2019 09:50 Odpowiedz
Przeczytałem relację z zapartym tchem. Ciekawe wrażenia z wycieczki, warta była opisania. I do tego cenne wskazówki, Myślę, że bym się tam odnalazł, tym bardziej, że dwa z tych krajów to byłe republiki ZSRR. :) Co tutaj dużo odpisywać - namówiłeś mnie na podobną przygodę.
132282 3 stycznia 2023 17:09 Odpowiedz
[quote="Pabloo"]Choć wyprawa obejmuje również rejon Kaukazu, to jej istotą były państwa Bliskiego Wschodu(Iran oraz Stambuł w Turcji), a temporalny punkt ciężkości też zdecydowanie przesunięty jest na te ostatnie, dlatego zamieszczam ową relację właśnie w dziale „Bliski Wschód".Relacja świetna, ale moje zamiłowanie do kultury Bliskiego Wschodu nie pozwala mi się nie przyczepić do cytowanego przeze mnie zdania. Iran nie jest państwem bliskowschodnim. Jeśli chodzi o Turcję, politolodzy mają różne zdania na ten temat, duża część naukowców skłania się do uznawania wschodnich regionów Turcji jako część Bliskiego Wschodu, ale mało kto odważyłby się określić Stambuł mianem bliskowschodniego miasta i myślę, że tego właśnie powinniśmy się trzymać.
pabloo 7 stycznia 2023 23:09 Odpowiedz
@AmeliaاCiekawe spostrzeżenie, ale nie mogę się z nim zgodzić.Pierwsze użycie w piśmiennictwie terminu Bliski Wschód datowane jest na 1900 r. w artykule Thomasa Gordona. Nazwał tak obszar Persji i Afganistanu. Drugą osobą, która użyła pojęcia "Bliski Wschód" jest bardziej nam znany Alfred Mahan, który w 1902 r. do tegoż zaliczył obszar wokół Zatoki Perskiej (a więc również i dzisiejszego Iranu). Według Wielkiej Encyklopedii PWN: "Bliski Wschód - [...] W najpowszechniej używanym w języku polskim znaczeniu Bliski Wschód obejmuje Azję Południowo-Zachodnią, fragment Północno-Wschodniej Afryki i należący do Turcji skrawek półwyspu Bałkańskiego w Europie. W regionie tym leżą państwa: Afganistan, Arabia Saudyjska, Bahrajn, Cypr, Egipt, Irak, Iran, Izrael, Jemen, Jordania, Katar, Kuwejt, Liban, Oman, Syria, Turcja i Zjednoczone Emiraty Arabskie”. Tak samo w Britannice (a nawet szerzej).Biuro ds. Bliskiego Wschodu Departamentu Stanu USA obejmuje kraje od Maroka po Iran.Owszem, rozumiem pewne zastrzeżenia co do "bliskowschodniości" Iranu, ale nie sposób jednocześnie stwierdzić, że w nauce nie uznaje się Iranu za kraj bliskowschodni. Jeśli tak to prosiłbym o jakieś artykuły na ten temat. Z krótkich, wyżej przedstawionych przykładów wynika, że zarówno politologicznie, jak i geograficznie, Iran należy do państw bliskowschodnich. Podobnie Turcja.
januszjanuszewski 25 lutego 2024 12:09 Odpowiedz
Który kraj najciekawszy?
mariannkaw 28 lutego 2024 17:09 Odpowiedz
Ja mogę się wypowiedziec tylko na temat krajów, w których udało mi się być, a byłam w Turcji, Gruzji oraz Izraelu. W Turcji byłam w Alanyi oraz Stambule, w Izraelu udało mi się zwiedzić wiele miejsc, jak Jerozolima oczywiście, Nazaret, płynąć przez Jezioro Genezaret, być w Eilacie, Haifie
januszjanuszewski 28 lutego 2024 17:09 Odpowiedz
@MariannkaW Fajna sprawa!