+1
Piotrek23 27 maja 2017 13:24
Witam,

Chciałbym opisać Wam swoją podróż do Nowej Zelandii. Może komuś pomoże to w zaplanowaniu swojej krótkiej (niestety) wycieczki do tego pięknego kraju. Już na wstępie mogę powiedzieć, że to był zbyt krótki wyjazd i jeśli ktoś ma możliwość to powinien pojechać tam na dłużej. Ale i tak było warto!!!

Razem z żoną zarezerwowaliśmy bilety lotnicze już w sierpniu 2016 roku. Nie planowaliśmy tego wyjazdu, ale gdy pojawiła się promocja na fly4free "HIT Nowa Zelandia z Londynu" długo się nie zastanawialiśmy. Znaleźliśmy najbardziej odpowiedni termin i zarezerwowaliśmy bilety na trasie Londyn - Bangkok - Auckland - Bangkok - Londyn. Cena biletu wyniosła 2.082,03 PLN za osobę.

Następnie szukaliśmy biletów z Polski do Londynu i w samej Nowej Zelandii, bo chcieliśmy zwiedzić Północną i Południową wyspę.

Waluta - Jeśli chodzi o kupno dolarów nowozelandzkich w Polsce to jest z tym ciężko. Niewiele kantorów ma tę walutę w swojej ofercie, a jak zacząłem dzwonić do Warszawy, na Śląsk czy szukać we Wrocławiu to okazało się, że praktycznie nie występuje. Przyczyną mogło być to, że sezon w Nowej Zelandii właśnie trwał (zacząłem rozglądać się za walutą w lutym) i kantory posprzedawały już wszystko.

Ale udało się!!! Kupiłem wszystkie dolary nowozelandzkie na podróż w kantorze Dorex we Wrocławiu.
Jako alternatywę traktowałem zakup dolarów australijskich, bo w porównaniu wypadały lepiej niż funty brytyjskie, dolary amerykańskie czy euro.

Jeśli chodzi o loty do Londynu to zdecydowaliśmy się na Polskie Linie Lotnicze LOT, byli konkurencyjni w stosunku do linii lotniczych Ryanair i Wizzair. Po dodaniu kosztów dojazdu z lotniska Stansted lub Luton do Heathrow oraz zakupu bagażu rejestrowanego, LOT okazał się niewiele droższy.
Cena biletu na trasie Wrocław - Warszawa - Londyn - Warszawa - Wrocław wyniosła niecałe 600 zł za osobę.

Dzień 1 - 27.04.0217

W czwartek wylatujemy z Wrocławia o 12:00 i z przesiadką w Warszawie docieramy do Londynu około 17:30 lokalnego czasu.
Lot do Bangkoku mamy następnego dnia, więc jedziemy do hotelu Premier Inn London Heathrow M4/J4. Z lotniska wydostaliśmy się darmowym autobusem (https://www.londontoolkit.com/lhr/heathrow_local_buses.htm) na ulicę Bath Road, a następnie do hotelu doszliśmy na piechotę (autobus darmowy jest tylko do ulic otaczających lotnisko, dalej jest już płatny).

Dzień 2 - 28.04.2017

Następnego dnia docieramy tą samą drogą na lotnisko. Na lotnisku jesteśmy już o 09:00 czyli 3,5 h przed planowanym odlotem. Jakie było nasze zdziwienie jak okazało się, że nasz lot do Bangkoku jest opóźniony o 8 godzin i 50 minut!!! Całkowite opóźnienie wyniosło 10 godzin i 30 minut. W biurze Thai Airways otrzymaliśmy informację, że samolot jest opóźniony z powodu problemów technicznych i leci do nas samolot zastępczy z Bangkoku. Dostaliśmy vouchery na jedzenie, po 15,00 GBP na osobę, oddaliśmy bagaże, dostaliśmy karty pokładowe i przeszliśmy kontrolę bezpieczeństwa. Na lotnisku w sumie spędziliśmy 14 godzin (od 09:00 do 23:00, kiedy to samolot już odleciał).

Z racji tak dużego opóźnienia możemy starać się o odszkodowanie od linii lotniczych Thai Airways w kwocie 600,00 EUR za osobę. Czyli więcej niż wydaliśmy na bilety w promocji.
Przed podróżą kontaktowałem się z nimi dwa razy e-mailowo i byłem zdziwiony, że odpisują na następny dzień (LOT odpisywał po regulaminowych 72 godzinach).
Jak napisałem do nich e-maila 10 maja odnośnie odszkodowania do tej pory milczą.

Dzień 3 - 29.04.2017

W Bangkoku mieliśmy pierwotnie wylądować o 05:45 czasu lokalnego (po około 11 godzinach lotu) a wylądowaliśmy o 16:15. Z uwagi na spore opóźnienie nie było szans zwiedzić Bangkoku, bo następny lot do Auckland był za 2 godziny i 30 minut. Byliśmy trochę rozczarowani, ale może kiedyś się jeszcze uda. I tak dobrze, że zdążyliśmy na następny lot, bo gdybyśmy nie odlecieli tym samolotem do Auckland, to cały nasz plan w Nowej Zelandii mógłby się posypać.

Tym razem bez żadnych opóźnień samolot wyleciał o 18:45 do Auckland.

Dzień 4 - 30.04.2017

Tuż przed lądowaniem samolotu w Nowej Zelandii stewardesy rozdały do wypełnienia Arrival Cards. Wypełniliśmy je bardzo skrupulatnie, żeby na granicy nie mieć żadnych problemów. Mimo różnych wpisów w Internecie - nie było tak źle.
Najpierw przeszliśmy kontrolę paszportową. Kilka pytań odnośnie celu podróży, na jak długo przylecieliśmy, co będziemy robić, gdzie nocować, strażnik graniczny wypytywał również żonę o pracę - jakie ma stanowisko i czym jej firma się zajmuje. Warto znać miejsca noclegów, nazwy hoteli czy nawet atrakcji, które będziemy zwiedzać - nas o to pytał.
Następnie odbiór bagaży i kontrola Bio Security.
Wiedzieliśmy, że nie możemy przewozić owoców, kanapek, mięsa czy chociażby brudnych butów trekkingowych.
Na karcie przylotu zaznaczyliśmy prawie wszystko to co wzbudzało nasze wątpliwości i nie byliśmy tego pewni czy możemy to wwieźć do Nowej Zelandii. Wątpliwości wzbudzały niektóre kosmetyki, lekarstwa czy nawet kawa i herbata.
Okazało się, że wszystko to można legalnie wwieźć. Następnie bagaż został zeskanowany i ostatnia kontrola - pies beagle, ale tutaj to już wyrywkowo sprawdza, zależy czy coś wyczuje.

I tutaj uwaga, dla tych co nie wiedzą. Jeżeli złapią Cię na kłamstwie (czyli jeśli czegoś nie zadeklarowałeś w karcie przylotu, a miałeś) albo nieświadomie to wwiozłeś - to nie ma zmiłuj - kara 400,00 NZD. Czyli ponad tysiąc złotych.

I w końcu stanęliśmy na ziemi nowozelandzkiej. Samolot wylądował około 11:00 czasu lokalnego i cała procedura na lotnisku zajęła nam nie więcej niż 40 minut (od wyjścia z samolotu do wyjścia z terminalu).

To nie był koniec naszej podróży, bo o 20:30 mieliśmy następny samolot z Auckland do Christchurch. Lot trwał 1 godzinę i 30 minut.

Z międzynarodowego terminalu trzeba przejść do terminalu z lotami krajowymi. Dystans można pokonać pieszo (zajmuje to ok. 10 minut, idzie się wyznaczoną drogą) albo można skorzystać z darmowego autobusu, który jeździ między terminalami.

Podczas tak długiej przerwy, mogliśmy się zaznajomić z lokalnymi produktami w markecie Countdown, który znajduje się niedaleko lotniska.

Na 2 godziny przed odlotem pojawiliśmy się na terminalu lotów krajowych, i pierwszy raz mieliśmy okazję skorzystać z samoobsługowej odprawy (nie było innej możliwości). Nie było to też takie trudne.

Do Christchurch docieramy po 22:00, a następnie z lotniska do hotelu JUCY Snooze Christchurch docieramy na pieszo, co zajmuje nam około 15 minut.
Mieliśmy zarezerwowany pokój dwuosobowy z łazienką. Przyjemnie, czysto ale pokoje bardzo małe. Jak położyliśmy plecaki w poziomie to zajmowały połowę wolnej powierzchni pokoju. Mają duże pomieszczenie wspólne, gdzie znajduje się część kuchenna i wypoczynkowa. Ogólnie jak najbardziej polecam ten hotel (dla niewymagających).

Dzień 5 - 01.05.2017

Mimo ponad 50 godzin w podróży (od hotelu w Londynie do hotelu w Christchurch) i 6 godzinach spania, następnego dnia nie odczuwamy jakiegoś specjalnego zmęczenia. Czyli w naszym przypadku jet lag nie sprawdził się.

Wypożyczamy samochód w GoRentals (biuro znajduje się około 15 minut od lotniska i hotelu). Dostajemy Toyotę Avensis w benzynie i automacie. Robimy zakupy w pobliskim markecie Countdown i ruszamy w drogę.
Plan na ten dzień - Jezioro Tekapo, Jeziro Pukaki oraz przejście trasą Hooker Valley Track, gdzie znajduje się lodowiec Hooker i widok na najwyższą górę Nowej Zelandii Mount Cook/Aoraki, a następnie dotarcie do Queenstown.


Jezioro Tekapo

Droga do Mount Cook

Mimo tego, że maj jest jednym z najbardziej deszczowych miesięcy w Aoteaora, dla nas rozpoczęło się super. Pogoda tego dnia była słoneczna i poza nielicznymi wyjątkami było tak do końca naszego pobytu w tym kraju.

Późnym wieczorem docieramy do hotelu Pinewood Lodge w Queenstown. Recepcja była czynna do 21:00, my byliśmy pod hotelem 15 minut później i na drzwiach recepcji była koperta z naszym nazwiskiem oraz w środku był klucz oraz informacja jak dotrzeć do naszego pokoju.
W tej cenie był to chyba najtańszy pokój dwuosobowy ze wspólna łazienką w tym mieście. Niektóre miejsca był droższe i to w pokojach wieloosobowych. Jedyna wada tego hotelu - było bardzo zimno w nocy, spaliśmy w ubraniach mimo włączonego na maksa grzejnika. W okresie letnim nie powinno być najgorzej, ale w okresie zimowym nie chciałbym tam spać.

Dzień 6 - 02.05.2017

Mimo tego, że rano było zimno wstawaliśmy z radosnymi minami bo o to kolejny dzień zapowiadał się słoneczny.
Najpierw zrobiliśmy zakupy w markecie Pak n Save (chyba najtańszy z trzech popularnych w tym kraju marketów, oprócz wspomnianego wcześniej Countdown, jest jeszcze New World - nie sprawdzaliśmy cen z kalkulatorem ale ten ostatni wydał nam się najdroższy).

Oprócz podziwiania przyrody chcieliśmy również popróbować typowo nowozelandzkich produktów. Nie zamierzaliśmy stołować się w restauracjach, a raczej zaopatrywać się w lokalnych marketach.
Z tego co udało nam się popróbować to możemy wymienić:
1. Marmite w połączeniu z chlebem tostowym i chipsami salt and vinegre.
2. Spaghetti w sosie pomidorowym firmy Watties z chlebem tostowym i serem.
3. Chipsy z kumary (próbowalismy dwóch różnych firm i trochę się różniły smakiem).
4. Chipsy nowozelandzkiej firmy Bluebird.
5. Frytki z kumary (w nowozelandzkiej burgerowni - Burger Fuel - 5,90 NZD za porcję).
6. Sos Waha Wera z habanero, owocem kiwi i miodem manuka (dostępny był tylko w New World).
7. Nowozelandzkie sery firmy Whitestone.
8. Napój z kiwi i aloesu.
9. Czekolady firmy Whittakers (mieli specjalną kolekcję "New Zealand", czyli czekolada z lokalnymi dodatkami).
10. Wina nowozelandzkie.
11. Mają ogromny wybór humusu z różnymi smakami.
12. Żółte i czerwone Kiwi (to drugie jest najsłodsze).
13. Popularne ciastka Afghans, ANZAC, cukierki Pineapple Lumps.
14. Lody Hokey Pokey.
15. Napój L&P
16. Popularne są tam burgerownie (podobno najlepsze na świecie sprzedaje Fergburger w Queenstown - nam smakowały) oraz fish and chips (my próbowaliśmy w Hook Fish w Dunedin, ryba Tarakihi z frytkami).








Tak wyglądała nasza kanapka ze spaghetti...

Fish Hook w Dunedin

...a tak z Marmite

Po zakupach w Pak n Save pojechaliśmy jedną z najładniejszych dróg w Nowej Zelandii, z Queenstown do Glenorchy. Droga biegnie przez prawie 50 km. Zjedliśmy tam śniadanie i wróciliśmy do Queenstown, a stamtąd od razu pojechaliśmy do Arrowtown (jakieś 20 km drogi). Małe, klimatyczne miasteczko powstałe w czasach gorączki złota. Na sam koniec wróciliśmy do Queenstown, gdzie najpierw zjedliśmy burgery w Fergburger, (najtańszy burger w zestawie z frytkami kosztuje ok 16,00 NZD) a nastepnie wjechaliśmy kolejką liniową na Bob's Peak (35,00 NZD za osobę w dwie strony, jest to najbardziej stroma kolejka na półkuli południowej). Stamtąd rozpościera się niesamowity widok na jezioro Wakatipu i okoliczne góry. Na sam koniec przeszliśmy się po Queenstown Gardens i wyruszylismy do miejscowości Lumsden.


Droga z Queenstown do Glenorchy

Wjazd kolejką liniową

Queenstown, Jezioro Wakatipu

W Queenstown było najdroższe paliwo jakie tankowaliśmy na Wyspie Południowej, ale ogólnie cena benzyny wahała się na naszej trasie między 2,02$ do 2,13$.

W Lumsden zatrzymaliśmy się w The Lumsden Hotel, chyba najlepszy w jakim spaliśmy podczas pobytu.

Dzień 7 - 03.05.2017

Jeszcze przed wyjazdem do Nowej Zelandii udało nam się kupić jeden bilet w promocyjnej cenie za 20,00 NZD na rejs w Milford Sound (tutaj są różnego rodzaju promocje na atrakcje w okolicach Queenstown - https://www.bookme.co.nz/bookings/queenstown/home).

Godzina rejsu była już ustalona 09:40. Z Lumsden do Milford Sound jedzie się 2,5 godziny prze około 200 km. Udało nam się dotrzeć na miejsce 10 minut przed odpłynięciem promu. Jeszcze tylko kupiliśmy drugi bilet w normalnej cenie 45,00 NZD i mogliśmy ruszać w drogę (w cenie biletu jest mały poczęstunek i coś do picia).







Jadąc do Milford Sound spodziewaliśmy się tego, że będzie deszczowo (trzeba mieć szczęście żeby trafić tam na słoneczną pogodę, chociaż wszystkie foldery i zdjęcia na Google prezentują co innego).
Chociaż przez większość drogi padało, to podczas rejsu deszcz ustał i było tylko pochmurnie i mgliście.
Mimo tego nie byliśmy zawiedzeni, taka pogoda też miała swój urok.
Rejs trwał około 1,5 godziny.
W drodze powrotnej mieliśmy więcej czasu, żeby podziwiać otaczającą nas przyrodę, bo nie dość, że się wypogodziło to już nie musieliśmy się śpieszyć na rejs. Przed tunelem niedaleko Milford Sound udało nam się zobaczyć i to z bliska papugę Kea.
Z Milford Sound jechaliśmy do Bluff i Stirling Point. Po drodze zatrzymując się w co ciekawszych miejscach.



Po drodze mijaliśmy Invercargill, do którego później wróciliśmy na nocleg w hotelu Ascot Park Hotel.
Tutaj skorzystaliśmy z pralko suszarki. Również polecamy to miejsce, pokój był bardzo przestronny, wyposażony w kuchnię, czysty i wcale nie taki drogi.

Dzień 8 - 04.05.2017

Ruszamy w drogę, znowu wcześnie rano. Pierwszy cel - Nugget Point Lighthouse. Jak dojechaliśmy na miejsce, na parkingu oprócz nas był jakiś kamper i samochód osobowy. I niestety padało, nie chciało się wychodzić z auta, ale się zmusiliśmy. Po 10 minutach, docieramy do latarni i nagle się wypogodziło chociaż było wietrznie. Widoki przepiękne i tylko dla nas (najwyraźniej pogoda wszystkich odstraszyła).


Nugget Point Lighthouse

Stąd udajemy się do The Catlins, żeby zobaczyć jedną z głównych atrakcji - wodospad Purakaunui. Trasa nie jest zbyt męcząca i długa, bo zajmuje tylko 10 minut od parkingu - i to w dwie strony.

Stąd udajemy się do Dunedin. Miasto nie zrobiło na nas jakiegoś większego wrażenia. Po dwugodzinnym spacerze połączonym z wizytą w Fish Hook, wsiedliśmy do samochodu i wyjechaliśmy z miasta po drodze zaliczając najbardziej stromą ulicę świata - czyli Baldwin Street. Oczywiście wjechaliśmy na samą górę.

W drodze do Christchurch zobaczyliśmy Moeraki Boulders, tutaj już było sporo turystów. Można było zauważyć, że we wszystkich miejscach w których byliśmy to 70-80% turystów stanowili Azjaci.

Po powrocie oddaliśmy samochód w hotelu, z którym współpracowała wypożyczalnia GoRenatls (ich biuro było już nieczynne). W sumie to nawet lepiej bo hotel znajdował się obok naszego hotelu, tego samego, w którym nocowaliśmy za pierwszym razem, więc było blisko.

Dzień 9 - 05.05.2017

Następnego dnia mieliśmy samolot z Christchurch do Wellington o 07.05. Wstajemy wcześnie rano i już po 5 jesteśmy na lotnisku.

Po około 50 minutach lądujemy w Wellington. Z lotniska udajemy się do oddalonej około 20 minut wypożyczalni JUCY Rentals.
Na początku chcieliśmy wypożyczyć samochód w GoRentals (tak jak na Wyspie Południowej) ale okazało się, że nie dość, ze auto było droższe niż w JUCY to jeszcze chcieli dodatkową opłatę z racji tego, że oddaję auto w innym miejscu (Auckland).
Po godzinie oczekiwanie i załatwieniu wszystkich formalności w końcu dostaliśmy swoje auto (w GoRentals zajęło nam to około 15 minut).

Jak zobaczyliśmy, że mam Diesla to ucieszyliśmy się, bo w Nowej Zelandii olej napędowy jest tańszy o 80 centów od benzyny. Dzięki temu zaoszczędziliśmy około 60-70$ niż pierwotnie planowaliśmy wydać myśląc, że dostaniemy w benzynie.
Na Wyspie Południowej cena benzyny kształtowała się (jak już wspominałem wcześniej) około 2,10$, to cena oleju napędowego wynosiła ok 1,30$.
Na Wyspie Północnej można było zauważyć niższe ceny paliwa, cena benzyny od 1,80$ do 2,00$ a cena oleju napędowego 1,10$-1,20$
Z tego co gdzieś czytałem to różnica polega na tym, że użytkownicy diesla płacą dodatkowo jakiś podatek i dlatego muszą przejeżdżać naprawdę dużo kilometrów, żeby im to się opłacało. Dlatego przeważnie to paliwo tankują ciężarówki.
Nas to nie obchodziło, wypożyczalnia już pokrywała wszystkie opłaty, więc mogliśmy się cieszyć tańszym paliwem niż w Polsce.

Na Wyspie Północnej można też było zauważyć zwiększony ruch samochodowy, ale nic dziwnego, skoro prawie 80% Kiwi (nie chodzi o tego ptaka) ją zamieszkuje.

W Wellington odwiedziliśmy muzeum narodowe Te Papa Tongarewa (wejście darmowe), przespacerowaliśmy się wzdłuż nabrzeża oraz główną ulicą Cuba Street. Z tych wszystkich miast to zrobiło na nas największe wrażenie. Moglibyśmy tutaj zamieszkać.



W Wellington długo nie zabawiliśmy bo musieliśmy już jechać do National Park, obok parku Tongariro.
Tam mieliśmy zarezerwowany nocleg w National Park Tavern. Jak już dotarliśmy do tej miejscowości, to do hotelu kierowaliśmy się na czuja, ponieważ tam nikt chyba nie używał elektryczności, ani żadnych lamp na ulicach ani pozapalanych świateł w domach. Ciemność. Ale jak się spojrzało w niebo to chyba przez całe życie nie widziałem w sumie tylu gwiazd ile tam, w tej jednej chwili.

Dzień 10 - 06.05.2017

Jeszcze przed wyjazdem, zarezerwowaliśmy miejsca w busie z naszego hotelu do Parku Narodowego Tongariro (to podobno najpiękniejszy jednodniowy szlak na świecie).
W skrócie chodzi o to, że pod hotelem zostawiliśmy nasz samochód, o umówionej godzinie podjeżdża po nas bus, który po drodze zabiera różne osoby z okolicznych hoteli, a następnie jedziemy na parking Mangatepopo, gdzie rozpoczyna się szlak. Po około 20 km i prawie 8 godzinach docieramy do parkingu Ketetahi, skąd zabiera nas bus i rozwozi wszystkich po hotelach. Godziny odjazdów są różne, więc każdy na spokojnie może iść swoim tempem, na pewno zdąży.

Koszt takiego przejazdu wynosi 30,00 NZD za osobę. Tutaj daje link do przewoźnika, jak by ktoś był zainteresowany - www.nationalparkshuttles.com (jest to rodzinna firma, bardzo uprzejmi, po drodze zawsze opowiedzą jakieś ciekawostki).

Trasa przejścia może nie należy do najłatwiejszych ale też nie należy się przerażać i rezygnować z jej pokonania bo naprawdę WARTO.



Po dotarciu do naszego samochodu kierujemy się do Taupo do hotelu Haka Lodge Taupo. Jeszcze w tak małym pokoju nie spaliśmy, ale to szczegół, najważniejsze, że była łazienka w pokoju i było naprawdę czysto.

Dzień 11 - 07.05.2017

Następnego dnia podjechaliśmy nad jezioro Taupo (o takiej samej nazwie co miasto), które jest największym jeziorem Nowej Zelandii). Przejechaliśmy obok samolotu w którym znajduje się McDonald's (wspominam, bo dla kogoś z dziećmi może to być dodatkowa atrakcja).

Niedaleko Taupo znajduje się wodospad Huka Falls, warto podjechać i zobaczyć.

Naszym głównym celem tego dnia było Wai-O-Tapu, który obfituje w gejzery i źródła termalne. Warto tu podjechać. Cena wstępu to 33,00 NZD za osobę i trasa przejścia nie powinna nam zająć dłużej niż 2 godziny i to z przerwami na zdjęcia.
Tutaj po raz pierwszy i ostatni spotkaliśmy parę Polaków w Nowej Zelandii.





Następnym celem była Rotorua. Nie wiem dlaczego myślałem, że wstęp do wioski Maorysów -
Whakarewarewa jest darmowy. Na miejscu okazało się, że cena biletu wynosi chyba około 35,00 NZD. Darowaliśmy ją sobie i pojechaliśmy do centrum miasta Rotorua.
Tam planowaliśmy zjeść popularną hangi w Kiwi Kai. I tutaj nastąpiło kolejne rozczarowanie - lokal był zamknięty w niedzielę - tego też nie sprawdziłem.

Mówi się trudno, postanowiliśmy już wracać do Auckland. Po drodze mijaliśmy, może dla niektórych największą atrakcję NZ - Hobbiton, ale my świadomie zrezygnowaliśmy z odwiedzin tego miejsca, między innymi ze względu na kosmiczną cenę jaką trzeba było zapłacić za wejście - 79,00 NZD za osobę.

Zbliżając się coraz bardziej do Auckland, zobaczyliśmy, że w Nowej Zelandii też są korki na drogach. Będąc na Wyspie Południowej myślałem, że oni tego problemu nie mają i nie znają ;-)

Dojechaliśmy praktycznie do centrum Auckland i oddaliśmy nasz samochód tuż przed samym zamknięciem biura JUCY. Stąd mieliśmy naprawdę niedaleko do naszego najgorszego hotelu w Nowej Zelandii - Princeton Apartments i co najgorsza mieliśmy tam spędzić dwa ostatnie noclegi.

Po zameldowaniu się w hotelu poszliśmy na spacer główną ulicą Queens Street.

Dzień 12 - 08.05.2017

Może tylko wspomnę, że pokój był co prawda najtańszy w Auckland (oczywiście nie licząc hoteli oddalonych o kilkanaście kilometrów od centrum Auckland) ale był BRUDNY. Łazienka BRUDNA, Kuchnia BRUDNA. Po wyjściu z windy na naszym piętrze był straszny syf - na podłodze okruchy, brud, papierki. Po prostu Masakra. I na tym skończę.

Ten dzień chcieliśmy przeznaczyć na relaks, bez żadnej gonitwy czy pośpiechu, że musimy coś zobaczyć.
Udaliśmy się w rejs do Davenport. Cena biletu, już zapomniałem ale chyba 12,00 NZD w dwie strony. Po dotarciu spacerowaliśmy po okolicy, weszliśmy na Mount Victoria, a stamtąd mieliśmy ładną panoramę na centrum Auckland. Chyba większość dnia tam spędziliśmy.


Widok na centrum Auckland z Davenport

Dzień 13 - 09.05.2017

Powrót. Bilet na lotnisko Skybusem kosztował 18,00 NZD. Ciężko było się żegnać z Nową Zelandią.
Powrót był jeszcze bardziej męczący. 12 godzin do Bangkoku. Następnie stopover trwał prawie 5 godzin. W drodze powrotnej nie było również szans na wypad do miasta.

Dzień 14 - 10.05.2017

Później lot do Londynu, następne 12 godzin. W Londynie przeszliśmy kontrolę paszportową i już myśleliśmy, że zgubili nasze bagaże, gdy jeden z pracowników lotniska powiedział, że to już wszystkie i nie będzie więcej. Okazało się, że po kilku minutach na taśmie pojawiły się między innymi nasze plecaki.
Po 3 godzinach od wylądowania lecieliśmy kolejnym samolotem już do Warszawy. Lot trwał ok. 2,5 godziny. Następny stopover trzygodzinny i ostatni lot do Wrocławia i prawie już w domu. I nie chciało się nam wierzyć, że jeszcze wczoraj byliśmy w Nowej Zelandii.

Dodaj Komentarz

Komentarze (3)

raven 28 czerwca 2017 11:08 Odpowiedz
A tak z ciekawości jak się prezentuje Airbnb względem hoteli w NZ pod względem finansowym? Wiecie może?
piotrek23 1 lipca 2017 08:34 Odpowiedz
ravenA tak z ciekawości jak się prezentuje Airbnb względem hoteli w NZ pod względem finansowym? Wiecie może?
Jeśli chodzi o Airbnb to sprawdzaliśmy go tylko w Auckland, gdzie mieliśmy dwa noclegi. W pozostałych miejscach nie było chyba takiego sensu, bo przyjeżdżaliśmy wieczorem i wcześnie rano wyjeżdżaliśmy. Ceny hoteli jakie rezerwowaliśmy były w cenie od 160,00 zł do 250,00 zł. Średnia cena wyszła nam około 200-210 zł. Jak sprawdzaliśmy Airbnb w Auckland to wychodziło dość drogo, drożej niż w hotelach. Niektórzy przesadzali z tymi cenami bo i promocji można było znaleźć 3 czy 4 gwiazdkowy hotel. Na Airbnb są jeszcze doliczane opłaty serwisowe, niektórzy doliczali za sprzątanie (w Auckland mieliśmy pokój za 160,00 zł za dobę, a w Airbnb najtańsze były - jak szukaliśmy wtedy - były po 200 zł za dobę minimum plus opłata serwisowa plus za sprzątanie - niektórzy dawali ponad 100 zł). Przy dłuższym pobycie te opłaty się jeszcze jakoś rozkładają.
piotrek23 1 lipca 2017 08:39 Odpowiedz
ravenA tak z ciekawości jak się prezentuje Airbnb względem hoteli w NZ pod względem finansowym? Wiecie może?
Ale zawsze trzeba sobie sprawdzać te ceny w danym momencie. Ogólnie dla mnie wrażenie jest takie, że Airbnb w Auckland jest bardzo drogi w porównaniu do hoteli. Spodziewałem się że są tańsze niż hotele. Przy dłuższym pobycie plusem dla Airbnb może być to, że możesz poznać ciekawych ludzi, którzy mogą coś więcej powiedzieć, zabrać w ciekawe miejsca itp.