Mniej więcej po 2 km jest rozwidlenie, a dla pieszych schody prowadzące bezpośrednio do głównego placu Lerici.
Mijamy piazza, fontannę i spacerujemy promenadą wzdłuż nabrzeża. Tym co niewątpliwie nadaje uroku temu miasteczku są setki białych łódek, żaglówek, stateczków. Do tego pięknie prezentujących się na tle kolorowych domów.
Morze zachęca do kąpieli. Do wyboru min. plaża z płatnymi leżakami, my wzorem niektórych plażowiczów rozkładamy się na dużych kamieniach. Chwila orzeźwienia w zimnym morzu, by po chwili ogrzać się w promieniach słońca.
Ruszamy w stronę portu. Rozłożone sieci, puste skrzynie, na pewno rano był tu targ. Ostatki z połowów można jeszcze zakupić w pobliskim sklepie, a w portowej knajpce skosztować przyrządzanych specjałów Morza Liguryjskiego.
Na końcu mariny znajduje się punkt widokowy. Gdzieś w oddali majaczą liguryjskie miasteczka – San Terenzo, Portovenere i ukryta w zatoce La Spezia.
Wracamy w stronę głównego placu. Jak na zawołanie pojawia się gelateria. Ulegamy z rozkoszą.
W zamkniętej dla ruchu kołowego uliczce witają nas turystyczne sklepiki. Mijamy ten kolorowy kramik i wchodzimy do enoteci. Naszą uwagę przykuwa butelka zamykana na kapsel, nie mamy otwieracza do wina, więc rozwiązanie idealne. To liguryjskie wino z okolic Genui, bierzemy czerwone. W tabacchi kupujemy bilety, także na zapas, bo już wiemy, że dzisiaj wrócimy do Lerici na kolację.
Gdy wracamy do Fiascherino w przydrożnej knajpce bierzemy tartę z warzywami na wynos. Na naszym tarasie uczta, wino genialne, najlepsze tego wyjazdu.
A potem leżing, plażing, smażing.
Dobrze nam tu. Jest kameralnie i bez tłumów, hotel ma 14 pokoi, więc klimat jest zachowany nawet w sezonie. Aktualnie nie jest obłożony nawet w połowie. Może trzeba było zatrzymać się tu na cały wyjazd? Fiascherino, Tellaro, Lerici to perełki niezadeptane przez hordy turystów. Jak wypadnie przy nich popularne Cinque Terre, do którego zmierzamy jutro?
Ostatni autobus do Lerici jest o 19.56. Jesteśmy jedynymi pasażerami. Kierowca jedzie jak wariat, nikogo oprócz nas nie zabiera po drodze. Widocznie bardzo mu zależy, by skończyć jak najszybciej pracę;-) W całym kawałku i rekordowym tempie docieramy znowu do miasteczka tysiąca białych łódek. Tym razem nowe oblicze, bo w pomarańczowej poświacie zachodzącego słońca.
Z kościółka przy placu właśnie wyruszyła procesja, bo dziś święto maryjne. Stoliki knajpek pomału się zapełniają i my dołączamy do wieczornego ucztowania. Jako że dawno nie jedliśmy pizzy
:D …zamawiamy pizzę, a nawet dwie.
:D Miasteczko otula zmrok, a nam miło wino szumi w głowach, znowu lekko gazowane. Na deser jeszcze gelato.
Decydujemy, że do hotelu wracamy na piechotę. W końcu droga nie jest jakoś bardzo uciążliwa, do tego powinno być bezpieczniej, bo o tej porze już nie jeździ autobus, ruch również powinien być mniejszy. I rzeczywiście tak jest. By wrócić do głównej drogi - standardowo zaczynamy od wspinaczki w górę.
:D W prezencie od losu dostajemy za to robaczki świętojańskie, które towarzyszą nam całą drogę. Cudny widok, zwłaszcza, że widzę je pierwszy raz w życiu. Do tego zapach roślinności, pod wieczór bardziej intensywny. Raj, raj, śródziemnomorski raj.
Jutro opuszczamy Fiascherino i czeka nas przeprawa do Cinque Terre...Dzień 3 – 1 czerwca - Fiascherino - Lerici – Vernazza – Monterosso – Riomaggiore
Dzień nas wita błękitem nieba, idealnie, bo dziś przed nami rejs. Prognozy w telefonie wskazywały, że może w naszym rejonie pojawić się burza, a wtedy plan przedostania się z Lerici do Cinque Terre drogą morską mógłby nie wypalić. Na szczęście los nam sprzyja, więc w dobrym nastroju idziemy na śniadanie.
Łyk cappuccino z widokiem na Morze Liguryjskie, po którym właśnie powinien płynąć pierwszy dziś statek w kierunku Cinque Terre. My niespiesznie celujemy w rejs o 10.30. Pakujemy plecaki i czas pożegnać się z Fiascherino. W recepcji miła niespodzianka, bo rachunek za naszą kolację gdzieś się zapodział. Taki Dzień Dziecka
:D a właściwie prezent na rocznicę ślubu, którą dzisiaj mamy.
8-) Załadowany autobus zabiera nas z przystanku. Standardowo kierunek Lerici.
W marinie przy budce z biletami krzątają się turyści. Jest kilka opcji rejsów, np. można płynąć tylko do wybranego miasteczka w jedną stronę lub z powrotem. My decydujemy się na dzienny bilet z możliwością wsiadania i wysiadania, gdzie chcemy i kiedy chcemy. Nasz statek już prawie zapełniony, jednak udaje nam się zająć miejsce na górnym pokładzie. Z kilkuminutowym opóźnieniem odpływamy. Oddala się promenada wysadzana drzewami piniowymi, zostawiamy Lerici w tyle.
Pierwszy przystanek Portovenere. Na nabrzeżu miasteczka ogrom turystów, chcących załadować się na pokład naszego statku. Odzwyczailiśmy się od turystycznego chaosu, obserwujemy te tłumy z niesmakiem.
:|
Dzięki za kolejna ciekawa relację!Dziwnie tak się składa ,że wciąż podążam Twoim podróżniczym tropem
:D ,bo akurat Cinque Terre też od dawna chodzi mi po głowie ,czas więc na realizacje ...
Mniej więcej po 2 km jest rozwidlenie, a dla pieszych schody prowadzące bezpośrednio do głównego placu Lerici.
Mijamy piazza, fontannę i spacerujemy promenadą wzdłuż nabrzeża. Tym co niewątpliwie nadaje uroku temu miasteczku są setki białych łódek, żaglówek, stateczków. Do tego pięknie prezentujących się na tle kolorowych domów.
Morze zachęca do kąpieli. Do wyboru min. plaża z płatnymi leżakami, my wzorem niektórych plażowiczów rozkładamy się na dużych kamieniach. Chwila orzeźwienia w zimnym morzu, by po chwili ogrzać się w promieniach słońca.
Ruszamy w stronę portu. Rozłożone sieci, puste skrzynie, na pewno rano był tu targ. Ostatki z połowów można jeszcze zakupić w pobliskim sklepie, a w portowej knajpce skosztować przyrządzanych specjałów Morza Liguryjskiego.
Na końcu mariny znajduje się punkt widokowy. Gdzieś w oddali majaczą liguryjskie miasteczka – San Terenzo, Portovenere i ukryta w zatoce La Spezia.
Wracamy w stronę głównego placu. Jak na zawołanie pojawia się gelateria. Ulegamy z rozkoszą.
W zamkniętej dla ruchu kołowego uliczce witają nas turystyczne sklepiki. Mijamy ten kolorowy kramik i wchodzimy do enoteci. Naszą uwagę przykuwa butelka zamykana na kapsel, nie mamy otwieracza do wina, więc rozwiązanie idealne. To liguryjskie wino z okolic Genui, bierzemy czerwone.
W tabacchi kupujemy bilety, także na zapas, bo już wiemy, że dzisiaj wrócimy do Lerici na kolację.
Gdy wracamy do Fiascherino w przydrożnej knajpce bierzemy tartę z warzywami na wynos.
Na naszym tarasie uczta, wino genialne, najlepsze tego wyjazdu.
A potem leżing, plażing, smażing.
Dobrze nam tu. Jest kameralnie i bez tłumów, hotel ma 14 pokoi, więc klimat jest zachowany nawet w sezonie. Aktualnie nie jest obłożony nawet w połowie. Może trzeba było zatrzymać się tu na cały wyjazd? Fiascherino, Tellaro, Lerici to perełki niezadeptane przez hordy turystów. Jak wypadnie przy nich popularne Cinque Terre, do którego zmierzamy jutro?
Ostatni autobus do Lerici jest o 19.56. Jesteśmy jedynymi pasażerami. Kierowca jedzie jak wariat, nikogo oprócz nas nie zabiera po drodze. Widocznie bardzo mu zależy, by skończyć jak najszybciej pracę;-)
W całym kawałku i rekordowym tempie docieramy znowu do miasteczka tysiąca białych łódek. Tym razem nowe oblicze, bo w pomarańczowej poświacie zachodzącego słońca.
Z kościółka przy placu właśnie wyruszyła procesja, bo dziś święto maryjne.
Stoliki knajpek pomału się zapełniają i my dołączamy do wieczornego ucztowania. Jako że dawno nie jedliśmy pizzy :D …zamawiamy pizzę, a nawet dwie. :D
Miasteczko otula zmrok, a nam miło wino szumi w głowach, znowu lekko gazowane. Na deser jeszcze gelato.
Decydujemy, że do hotelu wracamy na piechotę. W końcu droga nie jest jakoś bardzo uciążliwa, do tego powinno być bezpieczniej, bo o tej porze już nie jeździ autobus, ruch również powinien być mniejszy. I rzeczywiście tak jest.
By wrócić do głównej drogi - standardowo zaczynamy od wspinaczki w górę. :D W prezencie od losu dostajemy za to robaczki świętojańskie, które towarzyszą nam całą drogę. Cudny widok, zwłaszcza, że widzę je pierwszy raz w życiu. Do tego zapach roślinności, pod wieczór bardziej intensywny. Raj, raj, śródziemnomorski raj.
Jutro opuszczamy Fiascherino i czeka nas przeprawa do Cinque Terre...Dzień 3 – 1 czerwca - Fiascherino - Lerici – Vernazza – Monterosso – Riomaggiore
Dzień nas wita błękitem nieba, idealnie, bo dziś przed nami rejs. Prognozy w telefonie wskazywały, że może w naszym rejonie pojawić się burza, a wtedy plan przedostania się z Lerici do Cinque Terre drogą morską mógłby nie wypalić. Na szczęście los nam sprzyja, więc w dobrym nastroju idziemy na śniadanie.
Łyk cappuccino z widokiem na Morze Liguryjskie, po którym właśnie powinien płynąć pierwszy dziś statek w kierunku Cinque Terre. My niespiesznie celujemy w rejs o 10.30.
Pakujemy plecaki i czas pożegnać się z Fiascherino.
W recepcji miła niespodzianka, bo rachunek za naszą kolację gdzieś się zapodział. Taki Dzień Dziecka :D a właściwie prezent na rocznicę ślubu, którą dzisiaj mamy. 8-)
Załadowany autobus zabiera nas z przystanku. Standardowo kierunek Lerici.
W marinie przy budce z biletami krzątają się turyści. Jest kilka opcji rejsów, np. można płynąć tylko do wybranego miasteczka w jedną stronę lub z powrotem. My decydujemy się na dzienny bilet z możliwością wsiadania i wysiadania, gdzie chcemy i kiedy chcemy.
Nasz statek już prawie zapełniony, jednak udaje nam się zająć miejsce na górnym pokładzie.
Z kilkuminutowym opóźnieniem odpływamy. Oddala się promenada wysadzana drzewami piniowymi, zostawiamy Lerici w tyle.
Pierwszy przystanek Portovenere. Na nabrzeżu miasteczka ogrom turystów, chcących załadować się na pokład naszego statku. Odzwyczailiśmy się od turystycznego chaosu, obserwujemy te tłumy z niesmakiem. :|