+2
jolkah 9 sierpnia 2017 18:25

12.jpg



Dzień I

Dawno żadne miasto nie wzbudziło we mnie tylu różnych emocji – od zachwytu nad architekturą, punktami widokowymi i zdjęciami nocą, aż po obrzydzenie ilością pijanych Brytyjczyków na ulicach, zostawiających po sobie „pamiątki” na chodnikach w przeróżnych postaciach.
Nie chciałam jednak oceniać miasta po turystach, którzy go zwiedzają. Opowiem więc o przyjemnych elementach podróży i o tym jak zaspokoiłam swoją tęsknotę za zwiedzaniem i planowaniem, a Bartkową pasję w postaci wyścigów Formuły 1.
Syndrom 4dniowych wypraw został złamany. Lipcowy wyjazd do Budapesztu zajął nam 5 dni, ale już teraz wiem, że 4 doby spokojnie by wystarczyły. O jedną noc za dużo, o jedne emocje za wiele, o jedno złe wspomnienie niepotrzebnie.
Wróćmy jednak do etapu kiedy głodna podróży pakowałam się do Polskiego Busa [170 PLN w dwie str. dla dwóch osób] – i nawet 11 godzin planowanego przejazdu z Wrocławia nie było mi straszne. Wybrałam złe miejsca, zepsute siedzenia i fałszywą „dodatkową przestrzeń na nogi”. Ale dojechaliśmy cali i zdrowi, i nawet wyspani. Przed nami 2 dni intensywnego zwiedzania i 2 dni spędzone na torze Formuły 1 – Hungaroring.


YDXJ0057.jpg



Apartament, który zarezerwowałam okazał się idealnym połączeniem jakości i ceny, świetnej lokalizacji i dostępu do komunikacji [Cozy Apartaments, spokojnie mogę polecić - 700 PLN 4 noce]. Mała kawalerka z antresolą, prywatną łazienką, lodówką, ale w samym sercu miasta!
Jedyny minus – nie mogliśmy zostawić wcześniej bagaży, co biorąc pod uwagę, że przyjechaliśmy o 7 rano, było dość problematyczne. I z tym sobie poradziliśmy – okolica oferowałam kilka punktów przechowali bagażu, z których korzystałam pierwszy raz. Polecam wszystkim, którzy mają podobny problem z wczesnym przyjazdem i niemożnością pozostawienia bagażu w miejscu noclegu [co jest jednak naprawdę rzadko spotykane..].
Osobiście korzystałam z http://www.bpkoffer.com/, ale do wyboru macie jeszcze wiele takich punktów, praktycznie w całym mieście [1 euro za godzinę].


1.jpg



01.jpg



2.jpg



02.jpg



03.jpg



3.jpg



Dzień I upłynął pod znakiem fotografowania najbardziej sztampowych zbytków Pestu, wizyty na kopule Bazyliki Św. Stefana i wycieczki po Parlamencie [3300 forintów / 1 bilet normalny / 1 studencki]. To również dzień kosztowania węgierskich specyfików w Pijalni wina Tokaj Borozo, które niestety nie oferuje menu w którymkolwiek z rozumianych przez nas języków. Skończyło się na wyliczance i zjedzeniu swego rodzaju niespodzianki w postaci dwóch kanapek i placka [ok. 600 forintów].


05.jpg



5.jpg



06.jpg



6.jpg



Wino zrobiło swoje, zwłaszcza to lane w szklankach [ok. 200 forintów], i dodało nam sił na resztę wieczoru. Chciałam wreszcie zobaczyć ten ogrom miasta, te monumentalne budowlane, pseudo wiedeńskie kamienice i słynne wzgórza. Padło więc na spacer po Budzie, którzy przerodził się w wspinaczkę najpierw na jedną, a potem na drugą górę, i walkę z czasem - byleby tylko zdążyć zrobić zdjęcia przy zachodnie słońca i znaleźć miejscówkę na pierwsze zdjęcia nocne.
Gorąco w tym miejscu polecam wejście na Zamek od str. Wzgórza Gellerta i umiejscowienie się ze statywem na pierwszej z wież widokowych Zamku - zobaczcie zresztą sami :)
Trasa Most św. Małgorzaty – Wzgórze Gellerta – Zamek Królewski – Kościół Macieja – Baszta Rybacka


7.jpg



10.jpg



11.jpg



13.jpg



14.jpg



015.jpg



15.jpg



PS. Nie polecam jedzenia Langosa na koniec dnia [właściwie to o 23 w nocy], taka ilość tłuszczu jest zabójcza nawet jak na polski żołądek [a może tym bardziej].

C.D.N.Dzień II

Bartek okazał się wyrozumiały i pozwolił zaplanować piątek, czyli nasz drugi dzień w Budapeszcie, bez wizyty na torze Formuły 1. W końcu moje potrzeby na zwiedzanie i robienie zdjęć tez musiały zostać spełnione. Chociaż, może pomógł mu fakt, że sam był fotografowany. No i na pewno pomogło wino.
A propos, w piątek na Hungaroring trwają Sesje treningowe, właściwie od rana do wieczora. Wstęp wolny dla posiadaczy biletów weekendowych na wyścig.


016.jpg


Zaplanowaliśmy sobie spacer aż do Placu Bohaterów i dalej do Lasku Miejskiego z wizytą w Łaźniach Szechenyje. Co prawda do tej pory nie umiem wymówić tej nazwy tak jak robią to Węgrzy [w przeciwieństwie do ASZFALTU, BUSZÓW, SZPA, SZAUN i tym podobnych], ale i tak same łaźnie zrobiły gigantyczne wrażenie – 3 baseny zewnętrzne z różną temperaturą, bary i restauracja, a wewnątrz chyba z 10 pomieszczeń z mniejszymi lub większymi basenikami i sale do masażu. Aż nie chciało się wychodzić, zwłaszcza, że wbrew temu co mi wcześniej powiedziano, jeden z zewnętrznych basenów naprawdę chłodził. A uwierzcie mi, w pełnym słońcu, w 40+ stopniach było to zbawienne. Gorąco [sic!] polecam odwiedzić łaźnie po 1 w ciągu tygodnia, a po 2 wcześnie rano. Ludzi jest mniej, przyjemność z kąpieli większa i leżaki wolne. Za dwa dzienne bilety z szafkami w tygodniu zapłaciliśmy 9 800 HUF. Jeżeli jedziecie w parze można dokupić za 500 HUF kabinę i nie dość, że przebrać się w komfortowych warunkach, to jeszcze bez konieczności schodzenia do piwnicy, bo właśnie tam znajdują się szafki. Skoro samo wejście do łaźni już nas tyle kosztowało, postanowiliśmy iść po najmniejszej linii oporu i wnieść swoje „picie”, jedzenie i nie płacić żądnych dodatkowych kosztów :)


018.jpg



18.jpg



0191.jpg



019.jpg



017.jpg


Na mieszkanie wróciliśmy naprawdę późnym popołudniem przy okazji fotografując jeszcze Zamek Vajdahunyad. Plan na koniec dnia nie był zbyt ambitny – dobrze zjeść i dobrze wypić. Polecam zatem serdecznie w tym miejscu kompleks Szimpla Kert , a bramę obok Gasztrobar w stylu Gwiezdnych Wojen [pyszne zupy 540 HUF]. Ci, co mnie znają, wiedzą, że nie mogłabym przejść obojętnie obok Lorda Vadera z bagietką nabitą na jego miecz świetlny. Szimpla Kert uraczy was dobrym napitkiem, a pobliski Gasztrobar [https://pl.tripadvisor.com/Restaurant_Review-g274887-d3700225-Reviews-Bors_GasztroBar-Budapest_Central_Hungary.html] wybornym posiłkiem. Można zebrać siły na kolejne sesje fotograficzne – chciałam przecież złapać promienie zachodzącego słońca na tle Parlamentu. Check!


0192.jpg



19.jpg



20.jpg



0193.jpg


To nie koniec – punkt widokowy na dzisiejszy wieczór? Baszta Rybacka i milion turystów czekających razem ze mną tylko na ten jeden moment – gdy zajdzie słońce i zapalą się miliony światełek podświetlających ten najważniejszy budynek w Budapeszcie.

Ale było warto <3


0194.jpg



22.jpg



23.jpg



0195.jpg


C.D.N.
[jeśli powinnam wkleić relację z kolejnego dnia do pierwszego posta, to dajcie znać :)]DZIEŃ III

W sobotę przyszedł czas na wycieczkę do węgierskiego Mygorodu, na tor Hungaroring.
Bilety, jeśli to kogoś interesuje, kosztowały nas 70 euro za os. / Trybuna Brązowa / miejsca numerowane - kupione do 31.12.2016 r.

Jak się okazało dojazd na tor, który podobno był zorganizowano przez miasto, nie miał być wcale taki prosty. Węgrzy, w przeciwieństwie do Włochów, nie robią z wyścigu Formuły 1 święta narodowego. A szkoda. Tłum jaki próbuje się dostać do darmowych autobusów [mimo, że przyjeżdżają z częstotliwością co 5 min]za przystankiem metro ARPAD HID jest zaskakujący. Czuję się trochę jak podczas walki o miejsca w busach relacji Kraków – Cieszyn, dlatego wbijam się jako jedna z pierwszych. Przynajmniej jest miejsce siedzące i klimatyzacja. Reszta upycha się jak sardynki, jeden na drugim i ruszamy. Podróż trwa około 30 min, a potem jest już „z górki”. Chociaż właściwie dosłownie to jest pod górkę, sporo jeszcze trzeba przejść, ale wystarczy podążać za tłumem i znakami, i po 30 minutowym spacerze jesteśmy pod torem.


24.jpg



024.jpg



0244.jpg


Ryk silników Formuły 2 rozbrzmiewa po okolicznych wzgórzach, a słońce prazy niemiłosiernie całe ciało. Dzięki Bogu, a właściwie Węgrom, za przyuliczne budki z zimnym piwem – 400 HUF, a ratuje życie. Tak jak pobliskie pole namiotowe, tuż przed Wejściem nr 2, który prowadził do naszych trybun – znaleźliśmy tam drzewa i, o dziwo, świetny punkt widokowy. Wszystko bym oddała za ten cień, w którym mogłam spędzić najbliższą sesję treningową Formuły 1 i udać się na nagrzane miejsca na trybunie dopiero na samą sesję kwalifikacyjną.
Wszystko fajnie, ale na bramkach każą wyrzucić piwo z plecaka. To naprawdę? Wypiliśmy jedno. Kto by wyrzucił, resztę udaje się wnieść – i to kolejna, znacząca moim zdaniem różnica, w porównaniu do zeszłorocznego wyścigu na torze w Monzy pod Mediolanem – tam można było wnieść wszystko – oczywiście poza sprzętem niebezpiecznym czy butelkami. Ale nikt nie odmawiał spragnionemu puszki z zimnym piwem.

Kwalifikacje udane – dwa pola startowe dla Vettela i Raikonnena. FORZA FERRARI. Ale teraz trzeba wrócić – dobrym pomysłem okazała się propozycja przeczekania tłumu i zostanie godzinę dłużej na torze. Przyda się to również w dniu wyścigu.

Wieczór, już w Budapeszcie, upłynął na poszukiwaniu miejsca do jedzenia – wszystko pozajmowane i punktu widokowego na nocne zdjęcia. Padło na bulwar przed Parlamentem z widokiem na Zamek Królewski. Koniec tej wycieczki okazał się jednak dramatyczny, a moje zachcianki w postaci przejazdu na Diabelskim Młynie, poszły mi w pięty. Nie polecam korzystać z tej atrakcji w nocy, gdy dookoła sami pijani Brytyjczycy, a w wagoniku tuż przed tobą 6 sztuk tego naprutego bydła w wieku 40+, które postanowiło rozhuśtać wagonik tuż nad twoją głową do granic możliwości. Atak paniki gwarantowany. Nawet pozostałe okrążenia [bo po pierwszym obsługa wygoniła ich z wrzaskiem] skończyły się na patrzeniu tylko pod nogi i popijaniu wina dla uspokojenia. Ot taka sobota.


DSC_0402.jpg



DSC_0407.jpg



DSC_0420.jpg



DSC_0426.jpg


Niedziela to dzień wyścigu.
Niesmak z poprzedniej nocy pozostał, więc gdy wyszłam na ulice rano i zobaczyłam to, co z nich zostało po sobotnich imprezach, obiecałam sobie, że już nigdy w weekend w Budapeszcie się nie pojawię. Smród, plamy krwi, śmieci, siki, rzygi. WSZYSTKO. Najgorsze jest to, że dzień wcześniej w co drugim barze było słychać nie tylko pijanych wyspiarzy, ale też wszystkim dobrze znane przekleństwa, wskazujące na fakt, iż nasi tu byli.

No trudno, podróżowanie w środku sezonu, do stolicy, wiąże się z różnymi konsekwencjami. Ale wróćmy na tor.
Kolejka do darmowego busa jeszcze większa niż wczoraj [a jesteśmy godzinę wcześniej], ale standardowo – udaje się załapać na miejsce. Podróż, spacer. Widać, że ludzi jest co najmniej 50% więcej niż wczoraj. Przystanek na polu namiotowym, zimne piwo i postanawiamy wejść na trybuny. Za dużo z tego wszystkiego nie pamiętam, bo od godziny 12:00 [przejazd kierowców Formuły 1 po torze] do godziny 16:00 [koniec wyścigu] siedziałam w pełnym słońcu, w 40+ stopniach, smarując się od czasu do czasu filtrem i ochraniając koszulką to ramiona to nogi. Wszystko zadośćuczynił ten ryk silnika przy starcie [który było słychać mimo, że byliśmy na drugim krańcu toru] i przejeżdżające tuż przed Twoim nosem bolidy. I znowuż FORZA FERRARI!! Vettel wygrywa przed Raikonnenem, ale to dalej czerwone bolidy na pierwszych dwóch miejscach na podium. Już myślimy gdzie wybrać się za rok i jakie trybuny wybrać następnym razem gdy wrócimy do Węgier.


DSC_0433.jpg



DSC_0445.jpg



s.jpg



26.jpg



27.jpg



28.jpg



Na koniec spacer po całym torze z krótkimi przystankami przy budkach Johnny’ego Walkera na darmowego shota i znowu stoimy w kolejce do darmowego busa, który odjeżdża do Budapesztu. Właściwie to jednak nie kolejka, to dziki tłum, który nie reaguje na wrzaski policji. Ale udaje się wejść i prawie usiąść.

Jakoś trzeba zakończyć ten dzień i zniwelować niesmak po sobotniej nocy – zatem niech będzie rejs po Dunaju. Serdecznie polecam, zwłaszcza rejsy z poczęstunkiem czy napojami. Nie ma nic piękniejszego jak zapach wody, fale rozbijające się o kadłub, lampka szampana i powoli podświetlające się miasto. Plus oczywiście, ta druga osoba obok ciebie [ok. 18 euro].


29.jpg



30.jpg



DSC_0551.jpg



Jeszcze kolacja i można wracać się pakować.
To był udany wyjazd, a kolejna stolica Europy odhaczam na liście.

PODSUMOWANIE WYDATKÓW +/-

- 170 PLN – bilety Polski Bus z Wrocławia do Budapesztu dla dwóch osób, z trefnym dodatkowym miejscem na nogi, którym pisałam wyżej [nie polecam]
- 140 euro – bilety na Formułę 1, wyścig na torze Hungaroring, Trybuna Brozne 1, miejsca numerowane. Bilety w tej cenie do kupienia przed 31.12.2016 r.
- Ok. 700 PLN – kawalerka w Centrum Budapesztu na 4 noce w tym gorącym [dosłownie i w przenośni] podróżniczo okresie. Pokoje i hostele można było znaleźć taniej, ale prywatna łazienka, kuchnia i duże miejsce do spania wygrało.
- Ok. 140 PLN – dwa bilety tygodniowe na komunikację miejską, wykorzystane, mimo że przeszliśmy i tak ok 28 km.
- Ok. 150 PLN – bilety wstępu do Łaźni Szechenyi, znajdziecie tańsze, ale ten kompleks robi gigantyczne wrażenie.
- Ok. 60 PLN – podwójny wstęp do Parlamentu [zakup wcześniejszy przez Internet]
- Ok. 140 PLN – rejs po Dunaju wraz z napojami, również zakupiony wcześniej
+ wydatki na jedzenie [ale sporą część przywieźliśmy ze sobą z Polski] i wino. Coś za coś :)
Wychodzi po około 1 000 PLNna osobę wliczając bilety Formuły 1. Oczywiście, że można taniej, ale skoro Wizzair, ledwo co, wypłaca ci po 250 euro na głowę zadośćuczynienia na opóźniony lot sprzed 9 miesięcy, to czemu nie skorzystać? :P

KONIEC

Dodaj Komentarz

Komentarze (1)

firley7 10 sierpnia 2017 11:36 Odpowiedz
Zapowiada się ciekawie. Też jechałam do Budapesztu Polskim Busem - tanio, ale męcząco.Jednak widoki miasta zrekompensowały niedogodności.Interesujące zdjęcia :)