15 lotów w komfortowych warunkach, bajeczne widoki, niesamowite przygody - wszystko to za niewielkie stosunkowo pieniądze - wystarczy chcieć, dobrze poszukać, mieć jaja na tyle, żeby po prostu kliknąć "ZAREZERWUJ LOT" i już - nie ma wyjścia - lecisz :-)
Bardzo często pytają mnie "jak ty to robisz, tez bym chciala, ale to i tamto, ale tego i owego" - po czym jadą do oklepanej Hiszpanii czy Egiptu - po raz trzeci.
Hm, no cóż, nie wszyscy muszą podróżować w odległe miejsca i mieć inne przeżycia niż te, których już doświadczyli. Ale gdyby tylko tak naprawdę chcieli jak mówią :)
Oto historia namalowana filmem, dwoje ludzi, dwie niespokojne dusze, które ponad wszystko cenią sobie wolność wyboru, chęć przeżycia przygody, umieją poświęcić godzinę więcej na to, żeby mieć niezapomniane do końca życia przygody. Potrzeba tylko odrobinę wyobraźni - ale dosyć gadania...
1) Kraków - Berlin - Abu Dhabi - Bangkok
Lot cudny w barwach Etihadu - polecam!! Komfortowe 777 - dzieło sztuki lotnictwa i technologii - jak ktoś lubi samoloty :)
Tajlandia - pachnąca ulicą, smakowity zakątek świata, gdzie kolory, smaki i zapachy mieszają się ze sobą tworząc niezapomniany urok. Tylko nocleg w tym pięknym dla nas miejscu i szybka przesiadka na kolejny odcinek - gdzie głównym celem tego pierwszego stintu jest cudne Phi Phi.
2) Bangkok - Phuket --> prom na Phi Phi
Wracamy do najpiekniejszego miejsca na ziemi - nie tylko pod względem widoków, ale przede wszystkim atmosfery - brak samochodów, leniwe, ciasne uliczki, wszędobylska młodzież z calego świata... 24 rejs po poludniowej wyspie, z noclegiem na statku w zatoce Maya - plywanie z planktonem fluorescencyjnym, wiaderka napojów wyskokowych serwowane z ochotą przez organizatora rejsu. Co tam można zobaczyć - poniżej :)
3) Prom na Phuket - Kuala Lumpur - Perth
Po przygodowej podróży z Phi Phi i zostawionych tam litrów łez od śmiechu, czas na kolejny odcinek - AUSTRALIA BEJBE!!!!!
Z Kuala Lumpur bierzemy Air Asia i za 46 USD (!!!!) lecimy na Antypody. Perth jest prze prze przecudne - zwiedzamy, chłoniemy, zbieramy szczęki z podłogi... Marzenie się ziściło i "jemy Australię łyżkami" - jakby to powiedziała Małgorzata Foremniak... :) hihihi
Po kilku dniach lecimy dalej!
4) Perth - Melbourne
Paryż Antypodów wita nas deszczem ale cudowny klimat rekompensuje chwilowy kaprys pogody. Kupujemy karte Myki - żeby mykać to tu, to tam :) i jazda w miasto! Koniecznością jest zobaczenie na żywo toru F1 - hmm - "toru" - jest to wyścig miejski więc jedynie przechadzamy się po tychże uliczkach - Pit Stop jednak dostępny dla ogółu.. Cudo!
Great Ocean Road is a must!!
5) Melbourne - Sydney
Hurrrra - w końcu jest to upragnione, wyśnione, sławetne, piękne miasto! Jako, że jesteśmy już taaaak "wytrawnymi" podróżnikami nie bukujemy już noclegów z wyprzedzeniem - po co. Na lotnisku, po przylocie odpalamy smartfony i ...... muka.... Okazuje się, że niejaka Yoko Ono, pani - żona - wiadomo - ma wystawę w Sydney Opera House i dosłownie wszystkie dostępne dla nas opcje noclegowe nie są już dostępne. Pozostaly tylko takie - niedostępne. Oh well... Raz się żyje - zamiast zwykłego hostelu, bukujemy Australian Heritage Hotel, położony POMIĘDZY operą i Harbour Bridge ---- co to oznacza - to oznacza, że jesteśmy w centrum wszystkiego co najpiękniejsze w Sydney, najbardziej znane w Sydney, najbardziej ochhhhhh i achhhhh w Sydney! Mniam! Cóż, ceny australijskie są jakie są a do tego ten hotel... Ale wiecie co - teraz nie odczuwam tej nadwyżki start (czy jakoś tak) a wspomnienie Australian Heritage Hotel - jak Lenin - wiecznie żywe :) Polecam.
6) Sydney - Kuala Lumpur - Denpasar (Bali)
Wszystko się kiedyś kończy, nasza Australijska przygoda również - z żalem i łzami (znowu łzy..) ruszamy dalej - Bali!!!
Krótki stop over w Kuala (miasto nie urywa pośladów.. ale kto co lubi) przesiadamy sie na spóżniony lot do Indonezji. Kto nie słyszał o Bali - prawda? "Jeden z najprawdziwszych rajów" - mówią "Ostatni, niedotknięty skrawek ziemi, gdzie raj bla bla bla" - mówią...
hmmm - nic podobnego..
Fakt - centrum wyspy to wulkany, terasowe pola ryżowe, góry, małoy, świątynie, jeziora. To można tam znaleźć. Niestety wszędzie pełno ludzi, zarówno tubylców jak i tambylców, wulkany niewidoczne przez chmury (akurat pech dla nas), zatłoczone ulice, dziurawe chodniki - a teraz poważnie - do ścieku można wpaść w centrum miasta idąc chodnikiem i nigdy stamtąd nie wyjść...zdjęcia poniżej... Szury wielkości Bonifacego, plaże jak piach na budowie, woda koloru kołobrzeskiego. Nie musicie wierzyć - ale tak jest. Żeby zaznać raju trzeba wypłynąć z wyspy na sasiednie Gili - tam jest raj - podobno :)
7) Bali - Singapur
Na Bali szukaliśmy odpoczynku leniuszkowatego na pięknych plażach i zwiedzania tegoż raju. Zwiedzanie się udało.
Kolejny cel - Singapur - miasto nowe, nowoczesne, miasto zakazów i przykazów. Państwo - miasto piękne ale i nieco sztuczne.. Nie wszystkim się podoba, mnie się podobało!! Do pozwiedzania jak talala. Trafiliśmy do nowiutkiego hostelu w centrum Chinatown - niestetu tak nowiuśkiego, że zapach farby doprowadził nas do zawrotów głowy.. Ale taka karma. Coś za coś. Polecam Singapur!
8) Singapur - Bangkok - Abu Dhabi
Zaczynamy powrót - uwielbiamy latać, ta wycieczka nasyciła nas lotami na jakiś czas - poważnie...
OK, jesteśmy w Abu Dhabi po krótkim postoju w Bangkoku - mieliśmy czas tylko na przejazd z podmiejskiego lotniska Don Mueng na główne - Suvarnabhumi. Potem już komfortowo, Etihadem, do Emiratów.
Mamy 18 godzin do kolejnego lotu - na miasto!!! Co można zobaczyć w tak krótkim czasie? My zdecydowaliśmy się na Dubaj - z lotniska bus do centrum Abu Dhabi, przesiadka i po kolejnej godzinie jesteśmy w centrum Dubaju. Tanio. Ładnie. Gorąco. Przygodowo!! Udało się popluskać pod Burj Al Arab w Zatoce Perskiej, zwiedzić sztucznie usypaną wyspę Palm Jumeirah, posmakować lokalnej pizzy :) i zwiedzic okolice Burj Khalify. Wszystko darmowe więc tylko czas nas ograniczał. W filmiku poniżej skrót wydarzeń :)
9) Abu Dhabi - Berlin - Kraków
Z Dubaju do Abu Dhabi zdążyliśmy ostatnim autobusem koło 21:30 - nie było kolejnego więc jak nas zaczęli ustawiać w kolejce do wejścia na jego pokład - zamarłem, bo po przeliczeniu osób przed nami wychodziło mi coś na "styk" - i tak było...Gdybyśmy się nie załapali - nie zdążylibyśmy na samolot a to byłby kryzys finansowy i w ogóle masakraka..
Zdążyliśmy :) Powrót do rzeczywistości jednak trudny.... Ogląda się te wspomnienia jednak z gorącym sercem. Calosc tutaj:
Bardzo często pytają mnie "jak ty to robisz, tez bym chciala, ale to i tamto, ale tego i owego" - po czym jadą do oklepanej Hiszpanii czy Egiptu - po raz trzeci.
Hm, no cóż, nie wszyscy muszą podróżować w odległe miejsca i mieć inne przeżycia niż te, których już doświadczyli. Ale gdyby tylko tak naprawdę chcieli jak mówią :)
Oto historia namalowana filmem, dwoje ludzi, dwie niespokojne dusze, które ponad wszystko cenią sobie wolność wyboru, chęć przeżycia przygody, umieją poświęcić godzinę więcej na to, żeby mieć niezapomniane do końca życia przygody. Potrzeba tylko odrobinę wyobraźni - ale dosyć gadania...
1) Kraków - Berlin - Abu Dhabi - Bangkok
Lot cudny w barwach Etihadu - polecam!! Komfortowe 777 - dzieło sztuki lotnictwa i technologii - jak ktoś lubi samoloty :)
Tajlandia - pachnąca ulicą, smakowity zakątek świata, gdzie kolory, smaki i zapachy mieszają się ze sobą tworząc niezapomniany urok.
Tylko nocleg w tym pięknym dla nas miejscu i szybka przesiadka na kolejny odcinek - gdzie głównym celem tego pierwszego stintu jest cudne Phi Phi.
2) Bangkok - Phuket --> prom na Phi Phi
Wracamy do najpiekniejszego miejsca na ziemi - nie tylko pod względem widoków, ale przede wszystkim atmosfery - brak samochodów, leniwe, ciasne uliczki, wszędobylska młodzież z calego świata... 24 rejs po poludniowej wyspie, z noclegiem na statku w zatoce Maya - plywanie z planktonem fluorescencyjnym, wiaderka napojów wyskokowych serwowane z ochotą przez organizatora rejsu.
Co tam można zobaczyć - poniżej :)
3) Prom na Phuket - Kuala Lumpur - Perth
Po przygodowej podróży z Phi Phi i zostawionych tam litrów łez od śmiechu, czas na kolejny odcinek - AUSTRALIA BEJBE!!!!!
Z Kuala Lumpur bierzemy Air Asia i za 46 USD (!!!!) lecimy na Antypody.
Perth jest prze prze przecudne - zwiedzamy, chłoniemy, zbieramy szczęki z podłogi... Marzenie się ziściło i "jemy Australię łyżkami" - jakby to powiedziała Małgorzata Foremniak... :) hihihi
Po kilku dniach lecimy dalej!
4) Perth - Melbourne
Paryż Antypodów wita nas deszczem ale cudowny klimat rekompensuje chwilowy kaprys pogody. Kupujemy karte Myki - żeby mykać to tu, to tam :) i jazda w miasto! Koniecznością jest zobaczenie na żywo toru F1 - hmm - "toru" - jest to wyścig miejski więc jedynie przechadzamy się po tychże uliczkach - Pit Stop jednak dostępny dla ogółu.. Cudo!
Great Ocean Road is a must!!
5) Melbourne - Sydney
Hurrrra - w końcu jest to upragnione, wyśnione, sławetne, piękne miasto!
Jako, że jesteśmy już taaaak "wytrawnymi" podróżnikami nie bukujemy już noclegów z wyprzedzeniem - po co. Na lotnisku, po przylocie odpalamy smartfony i ...... muka.... Okazuje się, że niejaka Yoko Ono, pani - żona - wiadomo - ma wystawę w Sydney Opera House i dosłownie wszystkie dostępne dla nas opcje noclegowe nie są już dostępne. Pozostaly tylko takie - niedostępne. Oh well... Raz się żyje - zamiast zwykłego hostelu, bukujemy Australian Heritage Hotel, położony POMIĘDZY operą i Harbour Bridge ---- co to oznacza - to oznacza, że jesteśmy w centrum wszystkiego co najpiękniejsze w Sydney, najbardziej znane w Sydney, najbardziej ochhhhhh i achhhhh w Sydney! Mniam! Cóż, ceny australijskie są jakie są a do tego ten hotel... Ale wiecie co - teraz nie odczuwam tej nadwyżki start (czy jakoś tak) a wspomnienie Australian Heritage Hotel - jak Lenin - wiecznie żywe :) Polecam.
6) Sydney - Kuala Lumpur - Denpasar (Bali)
Wszystko się kiedyś kończy, nasza Australijska przygoda również - z żalem i łzami (znowu łzy..) ruszamy dalej - Bali!!!
Krótki stop over w Kuala (miasto nie urywa pośladów.. ale kto co lubi) przesiadamy sie na spóżniony lot do Indonezji. Kto nie słyszał o Bali - prawda?
"Jeden z najprawdziwszych rajów" - mówią
"Ostatni, niedotknięty skrawek ziemi, gdzie raj bla bla bla" - mówią...
hmmm - nic podobnego..
Fakt - centrum wyspy to wulkany, terasowe pola ryżowe, góry, małoy, świątynie, jeziora. To można tam znaleźć. Niestety wszędzie pełno ludzi, zarówno tubylców jak i tambylców, wulkany niewidoczne przez chmury (akurat pech dla nas), zatłoczone ulice, dziurawe chodniki - a teraz poważnie - do ścieku można wpaść w centrum miasta idąc chodnikiem i nigdy stamtąd nie wyjść...zdjęcia poniżej... Szury wielkości Bonifacego, plaże jak piach na budowie, woda koloru kołobrzeskiego. Nie musicie wierzyć - ale tak jest. Żeby zaznać raju trzeba wypłynąć z wyspy na sasiednie Gili - tam jest raj - podobno :)
7) Bali - Singapur
Na Bali szukaliśmy odpoczynku leniuszkowatego na pięknych plażach i zwiedzania tegoż raju. Zwiedzanie się udało.
Kolejny cel - Singapur - miasto nowe, nowoczesne, miasto zakazów i przykazów. Państwo - miasto piękne ale i nieco sztuczne.. Nie wszystkim się podoba, mnie się podobało!! Do pozwiedzania jak talala. Trafiliśmy do nowiutkiego hostelu w centrum Chinatown - niestetu tak nowiuśkiego, że zapach farby doprowadził nas do zawrotów głowy.. Ale taka karma. Coś za coś. Polecam Singapur!
8) Singapur - Bangkok - Abu Dhabi
Zaczynamy powrót - uwielbiamy latać, ta wycieczka nasyciła nas lotami na jakiś czas - poważnie...
OK, jesteśmy w Abu Dhabi po krótkim postoju w Bangkoku - mieliśmy czas tylko na przejazd z podmiejskiego lotniska Don Mueng na główne - Suvarnabhumi. Potem już komfortowo, Etihadem, do Emiratów.
Mamy 18 godzin do kolejnego lotu - na miasto!!! Co można zobaczyć w tak krótkim czasie? My zdecydowaliśmy się na Dubaj - z lotniska bus do centrum Abu Dhabi, przesiadka i po kolejnej godzinie jesteśmy w centrum Dubaju.
Tanio. Ładnie. Gorąco. Przygodowo!!
Udało się popluskać pod Burj Al Arab w Zatoce Perskiej, zwiedzić sztucznie usypaną wyspę Palm Jumeirah, posmakować lokalnej pizzy :) i zwiedzic okolice Burj Khalify. Wszystko darmowe więc tylko czas nas ograniczał. W filmiku poniżej skrót wydarzeń :)
9) Abu Dhabi - Berlin - Kraków
Z Dubaju do Abu Dhabi zdążyliśmy ostatnim autobusem koło 21:30 - nie było kolejnego więc jak nas zaczęli ustawiać w kolejce do wejścia na jego pokład - zamarłem, bo po przeliczeniu osób przed nami wychodziło mi coś na "styk" - i tak było...Gdybyśmy się nie załapali - nie zdążylibyśmy na samolot a to byłby kryzys finansowy i w ogóle masakraka..
Zdążyliśmy :) Powrót do rzeczywistości jednak trudny.... Ogląda się te wspomnienia jednak z gorącym sercem. Calosc tutaj:
Pozdrowienia!! :)
Dzieki!!