+7
aeonflux 16 września 2017 17:06
Image

Przeszliśmy wioskę wzdłuż i wszerz w ciągu pół godziny, po czym wróciliśmy na przystań i złapaliśmy lanchę do Panajachel. Musieliśmy chwilę poczekać, gdyż po prostu nie było innych chętnych a nie chcieliśmy płacić kapitanowi za prywatny kurs. Po 10 minutach ruszyliśmy… ale nie do Panajachel, ale objazdowo po okolicznych przystaniach - kapitan “łowił” kolejnych pasażerów, aby opłacał się kurs (kosztuje 10 GTQ).

Podróż do Pana trwała ok. 10 minut. Po drodze, po lewej stronie znajdują się dwie zaskakujące budowle - reszort, który jeśli dobrze zrozumiałem historię opowiedzianą po hiszpańsku, był budowany przez byłego dyktatora Nikaragui, Anastasio Somoza Debayle. Niestety nie zdążył ukończyć budowy, gdyż do “czterech liter” dobrał mu się Front Wyzwolenia Narodowego.

Panajachel

Panajachel to największa miejscowość nad jeziorem i główny punkt przesiadkowy dla podróżnych z Guatemala City i Antigua. Z uwagi na stan dróg prowadzących większości do miejscowości nad jeziorem, wygodniej i szybciej jest dojechać do Panajachel i kontynuować podróż lanchą. Oczywiście trzeba mieć na względzie, że lanche kursują mniej więcej do zmroku (po 19:00 może być ciężko złapać transport). Z tego powodu właśnie my wybraliśmy transfer z Antigua aż do San Pedro, mimo że w ten sposób spędzamy w drodze minimum godzinę dłużej.

W miasteczku nie brakuje restauracji z najróżniejszą kuchnią - początkowo miałem wrażenie że łatwiej tutaj znaleźć pizzę lub burgera, niż danie z kuchni gwatemalskiej. Na szczęście gdy pochodzimy chwilę ulicami, znajdziemy i normalny targ, i jedzenie na ulicy, jak również comedor, (jadłodajnię, np. Comedor Abi przy Calle Principal naprzeciwko Hotelu Rosita). pełny zadowolonych lokalsów. Oprócz turystyki, powód jest prosty - w Panajachel osiedliło się wielu ex-patów. Jak sądzę, duża część knajp jest ich własnością. Ex-patów widać też na ulicach, głównie w wieku 50+.

Główna ulica, czyli Calle Santander, to w zależności od podejścia albo koszmar albo raj dla turysty. Na przestrzeni kilkuset metrów znajdują się knajpy i stragany z pamiątkami. Z uwagi na brak sezonu, sprzedających było dużo a potencjalnych kupujących jak na lekarstwo, byliśmy więc nagabywani przez niemal każdego sprzedawcę i właściciela baru/restauracji. Jedna z handlarek była tak bardzo zmotywowana, aby sprzedać nam narzuty na stół/łóżko, że opowiedziała nam fascynującą historię jak to miesiąc zajmuje jej tkanie każdej z nich. Wystartowała od ceny 500 GTQ za sztukę i zaraz zrobiła super promocję: 700 GTQ za dwie. Nie zrozumiała chyba mojego komentarza, że nie potrzebuje ich wszystkich, poza tym nie jestem Amerykanem i taki budżet mam na tydzień. Odparła, że Amerykanom sprzedaje dwie sztuki za 1000 GTQ i że naprawdę to dobra okazja. Podziękowałem i zacząłem odchodzić, aż nagle cena szybko zaczęła spadać. 300 quetzales, mister, fine local handicraft. 250 quetzales, mister, one month of making. 200 quetzales, mister, perfect gift for your mother and sister. Skomplementowałem chęci i smykałkę do biznesu, zaznaczając że nie mam co z taką rzeczą zrobić ani jak jej wziąć do domu. 100 quetzales, mister, best price. Dziękuję, postoję :)

Będąc w Panajachel, przy okazji ogarnęliśmy transfer shuttlem do Antigua na dzień następny. Agencje są na każdym niemal kroku i trzeba przyznać, że obsługę turystów mają opanowaną niemal do perfekcji. Wszyscy sprzedają te same transfery, za które płacimy w agencji otrzymując voucher, który dajemy kierowcy. Przejazd po krótkich negocjacjach kosztował ok. 80-90 GTQ.

Droga powrotna z Panajachel do San Juan to najdłuższy kurs lanchą - i najdroższy, 25 GTQ. Wieczór spędziliśmy przy butelce chilijskiego wina (50 GTQ w małym sklepiku), planując ostatni dzień nad jeziorem. Image

Plan na ostatni dzień zakładał wspinaczkę na Indian Nose, jeden z dwóch punktów widokowych w okolicy San Juan (drugi to Cerro Kaqasiiwaan - pagórek na skraju miejscowości widoczny na zdjęciu powyżej przystani, z którego z pewnością też jest fajny widok). Zrezygnowaliśmy z półśrodków i zdecydowaliśmy się na wizytę w najwyżej położonym, ale stosunkowo łatwo dostępnym punkcie po zachodniej stronie jeziora. Swoją nazwę zawdzięcza kształtowi - wystarczy przechylić głowę w lewo o 90 stopni żeby dostrzec profil indianina :) Można tam się dostać na dwa sposoby - dłuższy i bardziej męczący to ścieżka z samego San Juan. Wyjście na górę trwa ok. trzy godziny, zakładam więc że w dół idzie się ok. dwie czyli jest to wycieczka na pół dnia. Drugi wariant to tuktuk do Santa Clara i podejście od strony północnej, które zajmuje ok. 30 minut. Ponieważ ok. 14 chcieliśmy płynąć do Panajachel, aby mieć czas na obiad i piwko przed shuttlem o 16:00, wybraliśmy wariant krótszy. Do Santa Clara jest 12km, ale na przejazd tuktukiem trzeba zarezerwować 30-40 minut przez serpentyny jakość drogi. Ścieżka idzie najpierw skrajem wioski, a następnie przez pola kukurydzy. W odróżnieniu od większości kukurydzy uprawianej w Polsce, ta posiada źdźbła sięgające 4-5 metrów.

https://www.youtube.com/watch?v=ET9KQVP5CoI

Za polami zaczęło się dość strome, ale łatwe podejście na szczyt, po ziemnych i kamiennych stopniach. Z pewnością warto poświęcić czas i tam się wybrać, widok ze szczytu jest niesamowity, a według kilku zapytanych Gwatemalczyków nawet najpiękniejszy w całym kraju. Widać jak na dłoni całe jezioro, a u naszych stóp znajduje się po lewej San Pablo oraz San Marcos, a po prawej San Juan i San Pedro (oraz zbocze wulkanu o tej samej nazwie). Nad jeziorem latało kilka orłów, a jeden z nich przyleciał się przywitać.

Image

Image

Image

Punkt obserwacyjny z wieżą widokową, na którym weszliśmy, nie jest jednak położony na szczycie “nosa”, a aby tam dotrzeć potrzeba kilka minut podejść ścieżką. Już będąc na wieży mogliśmy usłyszeć trudne do zidentyfikowania dźwięki ze szczytu - ni to śpiew, ni to płacz. Po wejściu na sam szczyt wszystko się wyjaśniło - znajdowała się tam grupa kobiet w trakcie jakiejś ceremonii. Pytaliśmy naszego przewodnika co to za obrząd (nie chciałem wrócić do Polski z indiańską klątwą) - ale odpadł, że dokładnie to nawet on nie wie, bo nie rozpoznaje żadnej z kobiet i raczej nie pochodzą one z żadnej z okolicznych wiosek. Staraliśmy się zatem przeszkadzać tak mało, jak się dało, a ukradkiem udało mi się nakręcić fragmenty obrządku. Sądząc po lamentach, płaczach i posiadanym przez nie zdjęciu przedstawiającego jakąś rodzinę, sądzę że mogło to być pożegnanie albo wspominki po zmarłych. Próbowałem wyłowić jakieś słowa, ale jedynym które rozpoznałem był “quetzal”. Jeśli ktoś jest w stanie zidentyfikować co za zaklęcia były odczyniane, będę wdzięczny za informację.

Image

Image

Image

https://www.youtube.com/watch?v=p7PbU4oR6EI

https://www.youtube.com/watch?v=IFeWb9m0RP4

https://www.youtube.com/watch?v=HMV7u2QSy2o

Po powrocie do San Juan udaliśmy się na drugi punkt naszego zwiedzania, lokalną plantację kawy. Mieliśmy okazję poznać cały proces uprawy od małych sadzonek, przez rozłożyste krzewy, metody przycinania i wyboru najlepszych ziaren podczas zbiorów. Plantacja, którą zwiedzaliśmy, była niewielka i w okolicy można znaleźć wiele podobnych. Nie ma tutaj dużych producentów, wszystko (sadzenie, uprawa, zbiór, sortowanie, etc.) odbywa się ręcznie lub przy wsparciu prostych urządzeń wykonanych własnymi siłami. Może dlatego smak lokalnej kawy robi tak dobre wrażenie. Warto też uważać na ilość spożywanej kawy, gdyż jest ona stosunkowo mocna, a chce się pić jedną za drugą.

Image

Image

Image

Image

Ostatnim punktem programu naszego zwiedzania był warsztat tkacki. Zademonstrowano nam jak zbierało się bawełnę i jak powstaje z niej nić. Zobaczyliśmy tradycyjne metody farbowania bawełny, do czego używa się składników roślinnych. Zebraną bawełnę moczy się we wcześniej przygotowanym wywarze - głównym jego składnikiem są wygotowane łodygi, liście i kwiaty, nadające kolorów. Mieliśmy też okazję zaobserwować jak wygląda samo tkanie przy użyciu tradycyjnych narzędzi.

Image

Image

Na tym zakończył się nasz pobyt w San Juan. Po trwającej cały poranek i przedpołudnie wycieczce wsiedliśmy w lanchę i popłynęliśmy do Panajachel, skąd mieliśmy zarezerwowanego shuttla do Antigua.

Image

Antigua Guatemala, założona w XVI. wieku stara stolica Gwatemali, została naszym domem na trzy noce. Całe miasto, wraz ze słynnym widokiem na Volcán de Agua (3766 mnpm), jest wpisane na listę dziedzictwa kulturowego UNESCO. Było stolicą kraju aż do końca XVIII wieku, kiedy trzęsienie ziemi zniszczyło jego dużą część i władze kolonialne nakazały opuszczenie miasta.

Całe centrum jest podzielone na kwartały siecią biegnących na linii wschód-zachód ponumerowanymi cyframi “calles” oraz biegnących na linii północ-południe “avenidas”. Dodatkowo, oba typy ulic są podzielone ze względu na lokalizację względem Parque Central, wyznaczającego środek miasta. W ten sposób część “calles” znajdująca się na wschód od parku nazywana jest “calle oriente”, a ta na zachód “calle poniente”. Mamy też “avenida norte” i “avenida sur”, odpowiednio na północ i południe od parku.

Image

Image

Image

Image

W Antigua zatrzymaliśmy się w Casa Gitana Guest House, gdzie funkcjonuje także szkoła hiszpańskiego. Lokalizacyjnie trochę na uboczu, ale gwarantowało to ciszę, zresztą w Antigua nigdzie nie jest daleko (całe centrum zamyka się w kwadracie dziewięć na dziewięć ulic). Naszym gospodarzem był Carlos, który rozpoczął naszą znajomość od wręczenia nam mapy i zaczął czynić na niej różne pożyteczne notatki.

Idąc ulicami miasta, zwłaszcza tymi spokojniejszymi dalej od Parque Central, można mieć czasami wrażenie że chodzimy po hiszpańskim miasteczku. Widoki przypominały mi też niektóre ulice w Intramuros w Manili. Jest też dużo starych, zbudowanych przez Hiszpanów kościołów, często w ruinie, zniszczonych przez trzęsienie ziemi które nawiedziło okolicę w 1773 roku.

Image

Image

W ciągu półtora dnia chodzenia po Antigua zeszliśmy chyba każdą uliczkę w centrum. Jeśli lubicie szwędać się bez celu po ładnych miejscach, nie będziecie w Gwatemali zawiedzeni. Sam posiadam taką przypadłość i często udaje się nagle trafić w środek dziwnych wydarzeń, jak np. Indian Nose o którym pisałem wyżej (albo dożynki na Filipinach wulkan-dozynki-i-tagay-majowka-a-la-pilipinas,216,111551). Tym razem jednego popołudnia trafiliśmy na Parque Central na pokazy gry na marimbie w wykonaniu lokalnych szkół muzycznych. Grane były melodie tradycyjne, niektóre przypominały znane meksykańskie motywy. Zebrało się trochę ludzi w każdym wieku, ogólnie super atmosfera :)

Jeśli ktoś nie ma pewności co to - z braku lepszego pomysłu na opis: marimba to takie duże cymbały (lub też ksylofon, jak kto woli) :D Duże, to znaczy na jednym instrumencie może swobodnie grać kilka osób. Najwięcej przy jednym instrumencie widziałem czterech muzyków, ale jak sami możecie zobaczyć, spokojnie zmieściłoby się jeszcze ze dwoje, jak nie troje :)

https://www.youtube.com/watch?v=fXtXs-qYQvI

https://www.youtube.com/watch?v=M2R33aP5erU
Antigua posiada dwa punkty widokowe, jeden to słynne Cerro de la Cruz na północ od centrum, a drugi znajduje się w San Cristóbal el Alto na południowy-zachód od centrum.

Aby dostać się do Cerro de la Cruz, trzeba się przespacerować z centrum w kierunku północno-wschodnim, wyjście na wzgórze znajduje się na północnym końcu 1a Avenida Norte. Pod górę idzie się łatwo, po kamiennych schodach, a wyjście zajmuje ok 10 minut. Warto udać się tam rano przed 10-11, gdyż o tej porze zaczynają się zjeżdżać autokary z wycieczkami i robi się tłocznie. Na miejscu kilka straganów z pamiątkami, krzyż, oraz... kilka dorosłych myszy :D :D

Image

Image

Do San Cristóbal el Alto (które leży za miastem) można się dostać dedykowanym transportem organizowanym przez znajdującą się na szczycie restaurację, za 10 GTQ (cena w obie strony). Van odjeżdżał z okolic Santa Catalina Arch (5a Avenida Norte), a przejazd w każdą stronę trwał ok. 15 minut. Po wyjechaniu na wzgórze odwiedziliśmy restaurację z tarasem widokowym. Posiada duuuuuży ogród, po którym można pochodzić i działa w systemie garden-to-table, czyli zamówione dania zawierają hodowane tam warzywa, owoce i przyprawy. Widok nie jest może tak imponujący jak z Cerro de la Cruz (jesteśmy dalej od miasta), za to widać dobrze wzgórza rozrzucone dookoła miasta.

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Co warto zobaczyć w Antigua? Na pewno całe centrum historyczne warte jest poznania. Jednym z najsłynniejszych miejsc jest Łuk Św. Katarzyny (Santa Catalina Arch). Zbudowany w XVII. wieku, służył za przejście pomiędzy zakonem św. Katarzyny i znajdującą się po drugiej stronie ulicy szkołą, tak aby zakonnice nie musiały “opuszczać murów” klasztoru. To jedno z najczęściej fotografowane miejsce w Antigua, ilość selfie sticków przekracza ilość osób handlujących pamiątkami na ulicy, plus wszędzie krążą sprzedawcy selfie sticków, gdyby ktoś nie miał :)

Image

Image

Image

Tuż obok łuku św. Katarzyny znajduje się Nim Po’t - pamiątkowe “centrum handlowe”, w którym kupimy wszelkiego rodzaju suweniry. Posiada dwie ważne zalety - w jednym miejscu można kupić chyba wszystkie rodzaje pamiątek, jakie sprzedawane są w Gwatemali - od breloków, przez tkaniny, narzuty, wiklinę, ceramikę, po maski, koce, hamaki, t-shirty, pocztówki, etc. Druga zaleta jest jeszcze ważniejsza - wszystkie artykuły posiadają metki z cenami - każdy kto wie, jak pasjonujące są niekończące się targi z handlarzami, będzie na pewno z tego faktu zadowolony. Poza tym, nie oszukujmy się - większość sprzedawców handluje i tak produktem masowym, a prawdziwego rękodzieła najlepiej szukać u samych artystów i w sklepach-galeriach w mniejszych miejscowościach. W Nim Po’t można też płacić dolarami po bardzo przyzwoitym kursie (1 USD = 7.10 GTQ). Tutaj też możemy kupić talon na przejazd do San Cristóbal el Alto, i również sprzed wejścia do sklepu zgarnia nas van do San Cristóbal el Alto.

Image

Image

Image

Image

Image

Z innych miejsc wartych odwiedzenia na pewno warto wspomnieć El Carmen - ruiny kościoła Iglesia el Carmen, jednego ze zniszczonych w wyniku trzęsienia ziemi w 1773 roku. Przed kościołem można również nabyć pamiątki, a leżący w tle wulkan Agua czyni to miejsce jednym z najczęściej fotografowanych widoków w Antigua.

Image

Image

W mieście znajduje się także kilkanaście innych kościołów, muzea, i inne budowle przypominające lata świetności miasta za panowania Hiszpanów. Warto poświęcić czas na spacer, aby zobaczyć je wszystkie. Albo chociaż te co ciekawsze, jak np. Iglesia de San Francisco El Grande, Iglesia de la Merced oraz Tanque La Unión.

Image

Image

Image

Na zachód od Parque Central (na końcu 3a Calle Poniente) znajduje się targ miejski. Tutaj możemy kupić świeże warzywa i owoce, ubrania, elektronikę, akcesoria do telefonów i milion innych rzeczy. Tuż przed targiem, idąc od Parque Central znajduje się duży, świetnie zaopatrzony supermarket, w którym ceny są dużo korzystniejsze niż w małych sklepikach - te zwykle nie posiadają cen przy towarach, przez co można nieźle przepłacić. Małym szokiem była pierwsza wizyta w supermarkecie - okazało się że praktycznie za wszystko kasowali nas nad jeziorem nawet dwa razy więcej. Supermarket zajmuje całą szerokość kwartału i ma dwa wejścia, od 3a i 4a Calle Poniente.

Jeśli chodzi o jedzenie, wybór jest bardzo szeroki, tak samo jak zakres cen tego jedzenia. Można jeść “na ulicy” - obok targu znajdziemy kilka stoisk, możemy jeść tanio (i mało wyrafinowanie) w taqueriach, są też mniejsze i większe knajpki lokalne, oraz oczywiście restauracje i fast-foody. Restauracje oferują zarówno kuchnię lokalną, jak również regionalną środkowo- i południowoamerykańską (kuchnia meksykańska, peruwiańska, urugwajska, etc.). Fast-foody: McDonalds, Burger King, Taco Bell, Wendy’s, Donkin Donuts, etc. Jednym słowem niezależnie od tego, co kto lubi - głodny chodzić nie będzie.

Polecić mogę Wam dwa dobre, a zarazem niedrogie miejsca - jedno to Rincón Típico, w którym można zjeść smaczne i pożywne tradycyjne śniadanie. Placki kukurydziane robione są na miejscu, przy wejściu do lokalu. Miejsce niemała, ściany ozdobione starymi kalendarzami, otwarte od rana. Nie ma tu menu i nikt nie mówi po angielsku, ale wydając 20 GTQ wyszedłem całkiem najedzony :)

Image

Image

Drugie miejsce to Taqueria Doña Lupita, czyli fast-food w stylu meksykańskim. Do wyboru nachos, tacos, quesadilla, burrito i tak dalej, w wersji vege lub z kurczakiem, wołowiną bądź chorizo. Ceny 20-40 GTQ, przy czym za 40 GTQ dostaniemy wielkie burrito z dodatkowym serem, które trudno jest zjeść całe. Każde danie możemy ubogacić dodatkami - jest cebula, jakieś coś zielone pietruszkowate, różne sosy od łagodnego do ostrego oraz oczywiście guacamole.

Image

https://www.youtube.com/watch?v=dlNRAcrV6M4
Ostatni pełny dzień w Antigua postanowiliśmy wykorzystać na trekking pod główny krater wulkanu Pacaya. Transport i przewodnika pomógł nam ogarnąć Carlos z Casa Gitana - za przejazd w obie strony wraz z przewodnikiem na miejscu zapłaciliśmy 75 GTQ od osoby. Dodatkowo na miejscu trzeba zapłacić 70 GTQ za wejście do parku.

Poprzedniego wieczora poszliśmy wcześniej spać, aby wstać i ogarnąć się na wyjazd o 6:00 rano. Tradycyjnie przyjechał po nas van, i po zebraniu pozostałych chętnych (objazdówka po Antigua), wyruszyliśmy do San Vicente Pacaya, skąd biegnie szlak. Podróż trwała ok. godzinę, a przed samym wyjazdem z miasta zatrzymaliśmy się przy kawiarni, aby zatankować kofeinę.

Przed wyjazdem na tego tripa warto zaopatrzyć się w wodę (chyba że chcemy kupić ją później na miejscu, cen nie znam ale zapewne razy dwa lub trzy), coś na ząb (najlepiej energetycznie, jak w góry) i ubrać wygodne buty. Najlepiej dobre przyczepne trekkingowe, aby nie mieć problemu z ześlizgiwaniem się w kilku miejscach. Niezależnie od pogody warto mieć coś przeciwdeszczowego (chyba że jest środek pory suchej, ale nadal - to jest Gwatemala) :)

Na miejscu wszystko jest zorganizowane perfekcyjnie, każdy van (ok. 10-11 osób) dostaje swojego przewodnika. Po wykupieniu biletów wstępu do parku, wyruszyliśmy w drogę. Podejście miejscami jest strome, ale dość wygodne. Jeśli lubimy, możemy też za 5 GTQ kupić od dzieciaków kijek - nie jest to kijek trekkingowy, a zwykły kawałek ociosany drewna :) Z dołu razem z nami wyruszyło dwóch Gwatemalczyków na koniach, które można wynająć w razie zmęczenia. Nie pytałem ile taka przyjemność kosztuje (słyszałem o 100 GTQ), gdyż podejście nie wymaga jakiejś specjalnie dobrej kondycji. Sami co parę minut pytali uśmiechnięci “Taxi, mister?” każdego kto akurat szedł z tyłu, ale nikt się nie skusił. Po drodze można ustrzelić niezłe widoki, są nawet specjalnie wybudowane platformy obserwacyjne. Dobrze widać inne wulkany, a przy odrobinie szczęścia także wydobywający się z nich dym. Wszystko oczywiście dzięki super pogodzie, jak widać na załączonych obrazkach :)

Image

Image

Image

Droga pod górę trwała lekko ponad godzinę. Przewodnik poprowadził nas dłuższą trasą - krótka (Ruta Normal) wraca po prostu tą samą drogą w dół spod podnóża głównego krateru, natomiast my stamtąd poszliśmy dalej (Ruta Cerro Chino) dzięki czemu mieliśmy okazję podziwiać inne okoliczne wulkany, tj. Fuego, Acetenango i Atitlan. Jeśli dobrze zrozumiałem (przewodnik był po hiszpańsku - nie zapytaliśmy o to nikogo rezerwując :) ), chodziło o dobrą pogodę i brak prognozowanego deszczu.

Miejscem docelowym wycieczki jest punkt widokowy, z którego możemy podziwiać panoramę okolicy oraz duży jęzor zastygniętej lawy tuż u podnóża głównego krateru wulkanu. W wielu miejscach widać parę wodną wydostającą się ze szczelin. Nawet trochę żałowałem że nie ma trochę więcej chmur, bo znajdowaliśmy się ponad najniższą ich warstwą i widoki mogły być jeszcze lepsze. Podobnie jak w przypadku innych wulkanów, jedną z atrakcji na górze było smażenie pianek w rozpadlinach.

Image


Dodaj Komentarz

Komentarze (6)

adamek 20 września 2017 21:02 Odpowiedz
jakże ja miło wspominam te przepiękne miejsca <3
aeonflux 23 września 2017 12:35 Odpowiedz
Podsumowań nadszedł czas :)Gwatemala dała się poznać jako piękny kraj, z bardzo intrygującą kulturą i historią, na pewno chętnie tu wrócę odwiedzić Tikal. Ludzie przyjaźni jak wszędzie, szczególnie w mniej turystycznych miejscach, chociaż trudno się z niektórymi handluje ponieważ są średnio skorzy do targowania. Podobnie jak w wielu stronach świata, na targu czy u handlarzy na ulicy wszystko kosztuje tyle, ile zgodzimy się zapłacić. Tylko w supermarkecie w Antigua były pokazane ceny :)Cały czas czuliśmy się bardzo bezpiecznie, pomimo że Gwatemala jest piątym krajem na świecie z największą ilością morderstw w przeliczeniu na ilość mieszkańców. Chodziliśmy normalnie wszędzie po zmroku, choć trzeba zaznaczyć że były to raczej tereny zabudowane. Warto znać język hiszpański, bo poza obiektami turystycznymi i knajpami, znajomość angielskiego jest taka sobie - na szczęście zawsze zostają ręce.Jeśli ktoś potrzebuje angielskojęzycznego przewodnika nad jeziorem:Raul Batz (San Juan la Laguna) - tel. 54755759 (nie skorzystaliśmy z usług, ale poznaliśmy Raula przypadkiem i chwilę pogadaliśmy - myślę, że ma wiele ciekawych rzeczy do opowiedzenia i miejsc do pokazania).Ceny na miejscu (małe sklepiki):Woda 0.5 l - 5 GTQWoda 2 l - 8-9 GTQPuszka Pepsi - 5 GTQPiwo 0.33 l - 8-10 GTQWino (Central Valley, Chile) - 60 GTQCeny na mieście (San Pedro la Laguna, Panajachel, Antigua):Bułka z pastą z kurczaka - 8 GTQ (street-food)2-3 tacosy vege - 6-10 GTQ street-food)2-3 tacosy z kurczakiem - 8-12 GTQ (street-food)Śniadanie w niedrogiej knajpie - 20 GTQObiad w niedrogiej knajpie - 30-40 GTQEspresso w kawiarni - 10-12 GTQLatte/cappuccino w kawiarni - 15-20 GTQPiwo 0.33 l - 10-25 GTQ3szt bananów na targu - 2 GTQCeny supermarket:Wino (Central Valley, Chile) - 30-40 GTQZacapa 23 YO 0.7 l - ok. 315 GTQ (promocja)Botran 18 YO 0.7 l - ok. 100-120 GTQBotran 12 YO 0.7 l - ok. 80 GTQBotran 12 YO 0.35 l - 50 GTQBotran 8 YO 0.35 l - 40 GTQBotran Oro 5 YO 0.35 l - 30 GTQTequila Jose Cuervo złota 1 litr - 110 GTQ24x piwo krajowe w puszce 0.33 l - 90-120 GTQPiwo craftowe 0.3 l z Sawadoru - 13-16 GTQPepsi 2 l - 12 GTQBanany - 3-5 GTQ za kgAnanasy (wieeelkie i dojrzałe) - 10 GTQ za szt.Jabłka - 20 GTQ za kgPaczka (400-450g) kawy - 55-75 GTQCałkowite koszty wyjazdu - nie oszczędzając na niczym:1200 PLN - bilety KRK-WAW-AMS i AMS-MEX-GUA RT400 PLN - noclegi i napiwki300 PLN - lokalny transport - lanche, shuttle, tuktuki, przewodnicy100 PLN - bilety wstępu i zwiedzanie200 PLN - pamiątki i prezenty350 PLN - jedzenie i picie na miejscu (wraz z alkoholem, którego było pite zaskakująco mało)250 PLN - przywieziona kawa, sosy/salsy, likiery, rum2800 PLN - całość wyjazdu, do którego należy doliczyć ubezpieczenie w cenie 40 PLNGeneralnie jak prawie wszędzie - to co lokalne jest tańsze lub w cenach porównywalnych do polskich, to co importowane kosztuje tyle co u nas lub więcej. Co warto przywieźć z Gwatemali?Przede wszystkim kawę (najlepiej różnie paloną, od małych dostawców z okolic jeziora Atitlan - przywiozłem cztery rodzaje), jeśli ktoś lubi to alkohol (krajowy rum Botran jest wyśmienity, wrócił ze mną 5- 8- i 12-letni, sprzedawany w supermarketach także w butelkach 350ml, można ich nawieźć dużo… albo Zacapa, też wyśmienity trunek), likier tamaryndowy, przywiozłem też kilka różnych sosów/sals/dipów chilli (cobanero, jalapeno, chiltepin). Dzięki za cierpliwość, wrzucanie relacji trochę się rozciągnęło w czasie. Jeśli ktoś potrzebuje pomocy to chętnie odpowiem na pytania związane z miejscami w których byłem.
peterjab 23 września 2017 13:34 Odpowiedz
Bardzo ciekawa i pomocna relacja. My wybieramy się w lutym. Pytania do Ciebie: przez jaką stronę rezerwowałeś noclegi? Czy trzeba mieć zarezerwowane noclegi czy można spokojnie szukać na miejscu? Czy z Antiqua da się dojechać bezpośrednio do Flores czy trzeba wracać do Gwatemala City?
aeonflux 23 września 2017 13:50 Odpowiedz
Noclegi brałem z MakeMyTrip i chyba Bookingu, ale jeśli masz czas poszukać na miejscu to na pewno dogadasz się na lepszą cenę. We Flores nie byłem, ale listę połączeń znajdziesz np. tu: https://www.transportguatemala.com/shuttle-schedule.phpW zakresie w jakim sprawdzałem swoje połączenia, wszystko się zgadzało - czasy, długość przejazdu, cena.
vincenzo 19 stycznia 2018 11:16 Odpowiedz
Dzięki, zaczerpnąłem parę pomysłów ;)Wspominasz o zakupie kawy bezpośrednio z plantacji. Byłeś na jakiejś konkretnej - jak tam trafić?
aeonflux 24 stycznia 2018 08:49 Odpowiedz
Negocjując cenę przejazdu pod Indian's Nose, kierowca tricykla "dorzucił" nam w cenie wizytę na miejscowej plantacji w San Juan la Laguna, można było tam zakupić kawę. Generalnie nad jeziorem jest w wioskach dużo kawiarenek i niemal każda sprzedaje lokalnie zbieraną kawę - chętnie o niej też opowiadają (niestety głównie po hiszpańsku).