0
ewcixx 16 września 2017 19:50
Cześć!

Tu Ewa i Michał, od prawie pół roku mieszkamy w Texasie. Chcieliśmy się z Wami podzielić naszą ostatnią wyprawą, którą odbyliśmy na zachodnie wybrzeże USA.
Bilet rezerwowaliśmy 2 miesiące przed wylotem. Z uwagi na nasze codzienne obowiązki- praca, szkoła, mogliśmy sobie pozwolić na 5-dniowy wypad. Najlepszą okazją był tzw. długi weekend
z Labor Day który wypadał w poniedziałek (1-5 września).
Długo nie zastanawialiśmy się nad wyborem linii lotniczych,padło na najtańsze- Spirit Airlines, co później okazało się nie najlepszym wyborem- BRAK BAGAŻU PODRĘCZNEGO :( Najkorzystniejszą dla nas opcją okazało się wykupienie jednego bagażu rejestrowanego.

No to zaczynamy :D

1 Dzień
Dallas-Los Angeles- Death Valley- Las Vegas
ok. 400 mil czyli 640 km

Lot z Dallas mieliśmy o 6 rano, więc na lotnisku byliśmy po 4-tej. Zdanie bagażu, szybka odprawa i 3 godziny później byliśmy na lotnisku w Los Angeles (LAX). Przelecieliśmy przez 2 strefy czasowe to sprawiło, że zyskaliśmy w LA 2 godziny. Przestawiliśmy zegarki i ruszyliśmy dalej. Zaraz przy wyjściu z terminala czekał już na nas shuttle bus do wypożyczalni. Wszystkie wypożyczalnie znajdują się do 5 mil od lotniska i trzeba uważać do którego shuttle bus się wsiada, my oczywiście o tym nie wiedzieliśmy i do ALAMO dotarliśmy po godzinie i dwóch zmianach autobusu :D Nasza wyprawa nie obejmowała zwiedzania LA, jak najszybciej chcieliśmy się wydostać z tego zakorkowanego miasta i ruszyć w stronę Death Valley.

Jak wygląda wypożyczanie auta w ALAMO z amerykańskim prawkiem?
Wystarczy podejść do pierwszego lepszego automatu wprowadzić nazwisko z rezerwacji, którą robiliśmy na alamo.com .Następnie skanowana jest karta kredytowa i prawo jazdy, kilka kliknięć next i z wydrukiem idziemy na parking wybierać samochód. Super szybko i sprawnie! :o Jako, że to roadtrip zarezerwowaliśmy oczywiście sportowe auto, okazało się, że w tym momencie do wyboru jest tylko Chevrolet Camaro. Dla nas spoko! ;)

Po wydostaniu się z centrum, (z nawigacją Google maps) wstąpiliśmy do Walmart zrobić podstawowe zakupy. Po dwóch godzinach jazdy stanową 14-stką i 395-ką dotarliśmy do drogi 190 prowadzącej prosto do Death Valley. Park Narodowy Doliny Śmierci wywarł na nas ogromne wrażenie, pustynny i niezwykle zróżnicowany krajobraz, surowość i ta temperatura. Podobno jest to najgorętsze miejsce na Ziemi. My na naszym termometrze zarejestrowaliśmy 118 F czyli 47,7°C :shock: Ciężko było wytrzymać na zewnątrz, wyskakiwaliśmy tylko na chwilę z auta, aby zrobić zdjęcie. Przejazd przez Dolinę Śmierci zajął nam około 3 godziny.
A to jeszcze nie koniec jazdy na dzisiaj...

Teraz zmierzaliśmy do Las Vegas gdzie mieliśmy zarezerwowany nocleg w Circus Circus.
Po drodze zjedliśmy obiad, a może już kolację?! w japońskiej restauracji Yummy. Hotel zarezerwowaliśmy z dużym wyprzedzeniem dlatego za 2-os pokój z tax zapłaciliśmy niecałe $80.
Myślimy, że ten hotel lata świetności ma już za sobą, mógł robić wrażenie 30 lat temu, ale teraz to już padaka... Obsługa smutna a do tego w starych, podartych ubraniach, na każdym kroku kicz, ale najważniejsze, że w naszym pokoju było dość czysto a łóżka wygodne.
Jak możecie się spodziewać tego dnia byliśmy już na maxa zmęczeni, ale to nie przeszkodziło nam żeby ruszyć się do miasta :), a w Vegas jak to w Vegas po kilku drinkach oraz opróżnieniu zawartości portfela w kasynie postanowiliśmy o 23 zakończyć ten dzień :)

Wybaczcie za chaotyczny styl pisania, ale to nasz pierwszy taki wpis. Poprawimy się w następnym poście :D
P.S. W ostatnim wpisie wrzucimy filmik z całej wyprawy ;)Dzień 2
Las Vegas- Hoover Dam- Route 66 (Hackberry General Store)- Williams
ok. 250 mil czyli 400 km

Tego poranka postanowiliśmy pospać trochę dłużej... Należał nam się odpoczynek po kilometrowym szaleństwie ostatniego dnia.
Z Circus wylogowaliśmy się dość późno bo około 11-stej. Spodziewaliśmy się, że w nocy będzie głośno przez ludzi wracających z imprez, ale jednak stopery się nie przydały.
Circus Circus jako hotel "na jedną noc" zdał egzamin, polecamy :)

Naszym pierwszym przystankiem w drodze do Williams była Zapora Hoovera do której dostajemy się drogą stanową 93. Zapora znajduje się bardzo blisko od Las Vegas, to tylko około 50 km. Najlepiej nie jechać na samą zaporę tylko zatrzymać się na parkingu Boulder Dam Bridge i przejść Memorial Bridge, z którego widać całą jej okazałość. Było bardzo gorąco,wiał gorący wiatr, ale
w porównaniu do Doliny Śmierci to był pikuś :)
Tama robi niesamowite wrażenie, super zobaczyć na żywo coś co do tej pory znało się tylko
z podręczników do geografii. Warto tam zajechać po drodze do Grand Canyon.

Kolejną pozycją obowiązkową na naszej liście był przejazd najsłynniejszą trasą w Stanach
Zjednoczonych czyli- Historic Route 66. Z trasy 93 zjechaliśmy na 66-stkę i po około 30 minutach jazdy wyłonił się sklep-muzeum poświęcony historycznej drodze. Nie mieliśmy w planach tej atrakcji, nawet nie mieliśmy pojęcia o jej istnieniu więc było to dla nas bardzo miłe zaskoczenie
zwłaszcza, że Hackberry General Store to niezwykle klimatyczne miejsce.

Po około godzinie zwiedzania stwierdziliśmy, że umieramy z głodu. Dopiero po kolejnej godzinie udało nam się znaleźć knajpę ze stekami, która zresztą okazała się strzałem w dziesiątkę!
Lulu Belle's BBQ serwują tam przepyszne steki i żeberka BBQ, a do tego mają przystępne ceny. Za dwie osoby zapłaciliśmy $30.

Najedzeni i szczęśliwi ruszyliśmy w dalszą drogę... Zrobiło się już dość póżno. Kolejnym przystankiem miał być Grand Canyon o zachodzie słońca, ale dlatego, że w motelu musieliśmy zalogować się do 21-wszej postanowiliśmy jechać prosto do Williams, a podziwianie Canyonu odłożyć na kolejny dzień. Williams okazało się bardzo przyjemnym i przyjaznym miasteczkiem, przystanią turystów. Nasz Grand Canyon Hotel Hostel również bardzo czysty i dość tani
w tej lokalizacji. Bez wcześniejszej rezerwacji za prywatny pokój 2-osobowy zapłaciliśmy $70.

Wieczorem zrobiliśmy rundkę po miasteczku, obejrzeliśmy przedstawienie zorganizowane przez miejscowych cowboy-ów mała kolacyjka i spać...
Jutro miał być wielki dzień...
Pobudka o 4-tej rano i WIELKI tak wyczekiwany przez nas Grand Canyon!

Dodaj Komentarz

Komentarze (1)

chan 19 listopada 2017 20:09 Odpowiedz
Cześć,Można liczyć na dalszą część relacji?