+1
zewwysokości 26 września 2017 15:05
Wulkan Fuego jest jedną z większych atrakcji turystycznych Gwatemali. Temu nie ma się co dziwić. Wybuchy co kilkanaście minut zapewniają bardzo widowiskowy i niezapomniany spektakl. Wiele biur turystycznych oferuje wycieczkę z przewodnikiem, zarówno jedno dniową jak i z noclegiem w namiotach na stokach bliźniaczego wulkanu Acatenango. My zdecydowaliśmy się ominąć rozwiniętą ofertę agencji i na wulkan ruszyliśmy jako samodzielna grupa. Dołączył do nas jeszcze chłopak z Czech, którego poznaliśmy w Sand Pedro De La Laguna nad jeziorem Atitlan. W trójkę zawsze raźniej, oraz dużo bezpieczniej. Niestety, sporo słyszy się o miejscowych, którzy rabują turystów na górskich szlakach.

Wyruszamy z miejscowości La Soledad. Docieramy tam mini taksówką, tuk-tukiem. Niestety droga jest tak mocno pod górę, a naszych bagaży tak dużo, że nie raz musimy wysiadać z pojazdu i pomagać kierowcy. Na szczęście cali docieramy do miejsca, gdzie rozpoczyna się szlak.


Pchamy tuk-tuka.

Jedziemy w stronę wulkanu!

Obładowani ciężkimi plecakami ruszamy dziarsko do góry. Na początku idziemy przez spowite w mgle pola kukurydzy. Warto wspomnieć, że kukurydza dla miejscowej ludności znaczy bardzo dużo. Można śmiało powiedzieć, że była ona i nadal jest podstawą wyżywienia cywilizacji, które zamieszkiwały te tereny. To wokół niej toczyło się życie oraz religia. Do dziś miejscowi Indianie nazywają siebie "hijos del mais" (czyt. ihos del mais) czyli "dzieci kukurydzy".


Przez pola kukurydzy.

Mgła tworzy mroczny klimat.

Szlak jest dobrze widoczny. Z pól wchodzimy w gęsty i stary las. Wszędzie jest dużo wilgoci, stare drzewa są obleczone w mchy i porosty. Nadaje to miejscu mroczny, ale bardzo pociągający klimat. Szybko zdobywamy wysokość i już za niedługo wchodzimy do kolejnej strefy klimatycznej. Gęsty las zostaje zastąpiony przez drzewa iglaste. Od czasu do czasu zatrzymujemy się aby uzupełnić stracone kalorie i napawać się pięknymi widokami. Pogoda nam dopisuje, wychodzimy ponad mgłę i mamy pod nogami piękne "morze chmur".


Gęsty las pełen życia.

A my ciągle do góry...

Jest pięknie!

Po pewnym czasie drzewa stają się coraz mniejsze, karłowate. Miejscami całkowicie zanikają ustępując miejsca skałom wulkanicznym. Jest tam mnóstwo sypkiego żwiru. Trawersujemy górę Acatenango i z każdym krokiem zbliżamy się do obozu, gdzie chcemy spędzić noc. Znajduje się on naprzeciwko wulkanu Fuego, zapewniając niesamowite widoki, gdy ten eksploduje. Słyszymy grzmot. Czy to burza? A może to Fuego daje o sobie znać? Wkrótce się przekonamy!


Trawersując wulkaniczne stoki

Fuego! Coś wydobywa się z krateru.

Nagle naszym oczom ukazuje się chmura popiołów wydostająca się z wulkanu. Stajemy wmurowani i wpatrujemy się w to wspaniałe zjawisko. Fuego znów grzmi. Szybko dochodzimy do obozu. Tam jest już grupa czterech młodych turystów z przewodnikiem. Witamy się z nimi i bierzemy za rozkładanie naszego namiotu. Tutejsza pogoda lubi być kapryśna, szczególne, że właśnie mamy porę deszczową. Lepiej się zabezpieczyć i przygotować swój "dom". Pozostali backpackersi są bardzo zdziwieni, że ruszyliśmy na tą górę bez przewodnika. No cóż, taki jest nasz styl, kiedy to tylko możliwe staramy się podróżować na własną rękę.


Wulkan spowity mgłami.

Łubudubu!!!

Zasiadamy wszyscy przy ognisku i wspólnie jemy kolację. Fuego niestety zostaje zakryty kocem chmur. Robi się ciemno, zaczyna padać deszcz. Jednak siedzimy pod plandeką, a obok wesoło trzaska ognisko. Klimat jest świetny. W pewnym momencie słyszymy ogromny huk! Wszyscy obracamy się w stronę aktywnego wulkanu. Wow!!! Stoję z otwartymi ustami i nie wiem co powiedzieć. W ciemności widać jak Fuego wypluwa z siebie czerwone kamienie i lawę! Czerwień spływa po stokach góry i leci w powietrzu. Piękne, niespotykane, ale jak bardzo niebezpieczne.

Za niedługo idziemy spać. Chcemy wstać jeszcze przed świtem, aby zdobyć Acatenango w promieniach wschodzącego słońca. Nie śpimy jednak spokojnie. Czasem w nocy słychać wielki grzmot. Wtedy wychylamy z Kasią głowy z namiotu. Raz za razem nie widać zupełnie nic, wulkan spowity jest w chmurach. Lecz czasami oglądamy niesamowity spektakl, jak plamki czerwieni przesuwają się po górze. Niezapomniana noc!


Coś wspaniałego! To trzeba zobaczyć na żywo!

Budzik dzwoni o 6 rano. Wstajemy i szybko ruszamy na szczyt Acatenango - 3976 m. Krater wygasłego wulkanu zdobywamy chwilę po wschodzie Słońca. U góry jest bardzo dużo ludzi. Przyszli oni z drugiej strony góry i podziwiają Fuego, który co chwilę daje o sobie znać. Aura jest niesamowita, pod nami jest morze chmur, z którego sterczą niczym wyspy, szczyty wulkanów Gwatemali. W niektórych miejscach z wulkanu Acatenango nadal wydobywa się ciepło. Napotkany przewodnik pokazuje nam miejsce, gdzie żwir jest nadal gorący. Grzejemy sobie ręce, w tych małych, ciepłych norkach. Na szczycie nie zostajemy długo, wieje dość mocno a nasze ubrania nie są najlepsze. Szybko schodzimy do naszego obozowiska. Tam wsuwamy drugie śniadanie i udajemy się na krótką drzemkę.


Kasia na szczycie Acatenango.

Widoki są wspaniałe!

W Gwatemali jest dużo wulkanów. Jest to tzw. "Pacyficzny Pierścień Ognia".

Grzejemy ręce wybierając wciąż gorący żwirek.

Pozdrowienia dla wszystkich znajomych z SAKWY, klubu wysokogórskiego w Krakowie.

Pogoda nadal dopisuje, niestety musimy schodzić na dół. Zwijamy nasz namiot i udajemy się w drogę powrotną do miejscowości La Soledad, a następnie busikiem do pięknego miasta Antigua. Dawniej była ona stolicą Gwatemali, lecz miasto zostało zniszczone przez potężne trzęsienie Ziemi...


Nasz wysłużony namiot na tle grzmiącej góry.

Piękna Antigua.

Wulkan Fuego zapadł bardzo mocno w naszą pamięć. Jest to z pewnością miejsce,które polecam odwiedzić podczas wizyty w Gwatemali.
Zapraszam na bloga http://podroznawynos.pl/ gdzie znajdziesz drogi czytelniku więcej wpisów.


Żegnamy się z Fuego. Zapamiętamy Cię na długo.

Te obrazy pozostaną w naszych głowach na zawsze.

Dodaj Komentarz