0
olir1987 28 lutego 2017 09:58
Po przymusowym odwyku od fly4free zwanym urlopem macierzyńskim (zwrot ten nie ma żadnego absolutnie połączenia z prawidłowym rozumieniem słowa urlopu... nazwę zapewne wymyślił mężczyzna...) pomału wracam do rzeczywistości podróży. W porywie wykończenia psychicznego i fizycznego po drugim porodzie i opieką na latoroślami zerkam od czasu do czasu na stronę główną.... Jak pies ślinię się na widok zdjęć…. No cóż za jakiś czas…. Aż pewnego pięknego dnia kiedy mój poziom cierpliwości do własnych potomków osiągnął wartość niebezpiecznie ujemną widzę piękny nagłówek, hit! Malediwy.
Klikam, klikam dla zabawy... Jakby to fajnie było kilka dni spędzić bez dzieci..... Aż nagle upssss kupiłam..... Sama byłam zaskoczona tym jak moja ręka całkowicie bez kontroli pełnej świadomości przeszła proces rezerwacji tylko dla 2 osób dorosłych….
Dopiero potem przyszedł moment otrzeźwienia.... Jak powiedzieć to dziadkom???? No cóż zobaczymy jak doloty. Z planowanych 7-8 dni robi się 10. Na szczęście dziadkowie w zasadzie bez wyjścia muszą się zgodzić przejąć schedę nad naszą szarańczą i psem. Pierwsze ich wrażenie: gdzie??????? MALADIWY? TAM TERRORYŚCI SĄ! Mieli na to prawie 8 miesięcy aby się z tą myślą oswoić…
yeahhhh lecimy budżetowo na Malediwy.... tylko co tam można robić???? odpoczywać;))))))) słowo klucz, którego znaczenia dawno temu zapomniałam.

Nasza przygoda zaczyna się na Modlinie lotem do Madrytu. Lądujemy w nocy i mamy z góry ogarnięty nocleg obok lotniska skąd pieszo dochodzimy w 10 minut. Kolejny pełny dzień spędzamy na zwiedzaniu i włóczeniu się po Madrycie, choć nie ma on aż tyle do zaoferowania do Barcelona. Na zamek Królewski wchodzimy za darmo po godz. 16:00 a do Muzeum Prado też za darmo po 18:00. Warto o tym pamiętać. Pogoda nas nie rozpieszcza i jest dośc pochmurno. Madryt jak dla mnie spokojnie można ogarnąć w jeden dzień.


madryt1.JPG




madryt2.JPG




madryt3.JPG



Kolejna nocka w Madrycie i nad ranem uciekamy na lotnisko. Mamy lot do Londynu gdzie musimy zmienić lotnisko a następnie lot na Male.
Lot jak lot, długi, obłożony w 90% ale winko powoduje wzmożoną nocną senność.
Z braku miejsc przy oknie przy lądowaniu nie widzimy pięknych Atoli ale aż tak wymagająca tym razem nie jestem.

Po wyjściu z lotniska trzeba kierować się na lokalny prom do Male. Koszt w granicach dolara i po 10 minutach docieramy do stolicy.
Można poczuć piękną bryzę i temperaturę, która w porównaniu z Polską była niewiarygodnie wysoka.


male lotnisko.JPG




male1.JPG



Najładniejszy i najczystszy budynek w stolicy - meczet....

Jakie jest Male? Brudne, zatłoczone i pełne śmieci. Dużym rozczarowaniem są dla mnie mieszkańcy, którzy cokolwiek zjedzą, wypiją wyrzucają śmieci wprost do tej pięknej wody, która de facto jest ich największym skarbem. Kosza na śmieci ciężko tam uświadczyć ale puszki coli pływające wszędzie są standardem. Docieramy do portu z którego ma odpływać nasza łódź i niestety okazuje się, że jest odwołana…. Panie z budki z biletami nie chcą ze mną rozmawiać ani pomóc…. Jutro ich dzień święty. Stan mojego zdenerwowania sięga zenitu…. Zostać w Male na 2 dni????? Nie ma mowy…. Lokals zaczepia nas i mówi, że ma frienda, który nam pomoże…. Śmierdzi na kilometr naciągactwem…. Cóż raz kozie śmierć…. Bierze nam taksówke i jedziemy na drugi koniec stolicy (z którego właśnie przyszliśmy…. 20 minut pieszo). Kolejny absurd tego miasta, ciasno, wszędzie blisko ale bogactwo mierzone jest posiadaniem auta….. Lokals pokazuje łódź lokalną, która płynie na Huraa. Tutaj pierwsze moje zaskoczenie, za taksówkę zapłaciliśmy normalną stawkę, facet nic od nas nie chciał i po prostu zniknął…..
Łódź/prom kosztuje nas 2 dolary za osobę, musimy tylko zaczekac jeszcze 3 godziny do odpłynięcia. Zaparłam się i nie ruszam się z łodzi;)


male2.JPG




male3.JPG




prom.JPG



Tutaj włacza się mi wujek dobra rada. Problem decyzyjny jaki my mieliśmy, którą wyspę wybrać.
Każdy musi zadać sobie pytanie,
-> resort? Wtedy poprzedniego pytania nie było…. Łodzie są słono płatne…
-> budżetowo – wtedy patrzymy na rozkład lokalnego ferry. Niestety promy tylko na Maafushi są w miarę częściej. Reszta wysp w konkretne dni ma po średnio jednym połączeniu wszystkie z rana. Są też połączenia z danych hoteli motorówkami trochę droższe choć jak się okazuje potem wcale nie takie najdroższe.

Drugie pytanie brzmi gdzie są fajne rafy do snoorkowania, ew. jakie atrakcje najbardziej nas interesują?
My na 2 dni wybieramy Huraa. Jest dość blisko Male, ma już swoje rafy dookoła wyspy co jest największym jej plusem i nie jest jeszcze zalane masową turystyką.

Też spory wpływ na naszą decyzję ma fakt, że mamy do wyboru Huraa albo Kashidho, która jest dośc daleko i niestety nie ma swoich raf. Jeśli na oglądanie rafy musicie specjalnie brać łódkę to moim zdaniem powinniście wybrać inną wyspę. Specem od raf nie jestem sporo czytałam wcześniej stąd tutaj znajdzie się trochę moich przemyśleń.

Po 2 godzinach płynięcia docieramy na naszą wysepkę. W porcie czeka na nas meleks...... Właściciel guesthousa uparł się że nas zawiezie. Ok.... wsiadamy jeździmy, jeździmy wokoło wyspy aż zajeżdżamy na naszą kwaterę, która jest w odległości 50 metrów w linii prostej od portu..... Tylko na tej linii prostej jest kilka dołków więc lepiej jeździć meleksem dookoła..... Cóż, mieszkańcy mnie zadziwiają na każdym kroku swoim lenistwem. Na wyspie, którą można obejść w 20 minut dookoła jest jedno auto. Tak jedno auto i jest tu symbolem dużego bogactwa.....



hura1.JPG



cdn.@‌Amcio‌ Malediwy to raj tylko jak każdy raj ma swoje wady..
@‌maczala1‌ wbrew pozorom to dzieci lepiej radziły sobie bez rodziców niż rodzice bez dzieci.....

Dzięki za wszystkie komentarze pora na kolejną część;)

Na moment pozwolę sobie wrócić do Male bo bardzo zaintrygował mnie tam jeden szyld:


DSC_0227.JPG



-- 01 Mar 2017 09:47 --

Jakie jest Huraa?

Podstawowe pytanie na które dzisiaj postaram się Wam odpowiedzieć.

Jest to nasza malediwska pierwsza przystań. Wyspa jest do obejścia w 20 minut. Ma plaże dla miejscowych gdzie obowiązuje zakrycie ciała dla kobiet. Lokalne kobiety kąpią się w całości zakryte. Na tej plaży jest zjeżdżalnia prosto do wody gdzie miejscowe dzieciaki szaleją. Na tej plaży prowadzone są wstępne kursy do nurkowania. Na Huraa jest szkoła nauki nurkowania. Jest kilka guesthousów przez co jest klimatycznie, są 2 knajpki gdzie można coś zjeść. Mamy w tym czasie przyjemność poznania pary z Polski (pozdrawiamy;)).


DSC_0403.JPG





DSC_0264.JPG



Jest też plaża dla turystów. Odgrodzona, na uboczu i bardzo ładna. Z jej brzegów widać domki na wodzie, które są dosłownie na wyciągnięcie ręki. Z naszej plaży można spokojnie pod nie podpłynąć gdyż łączy nas wspólna rafa. Różni nas tylko koszt noclegów.


DSC_0280.JPG


Droga na plaże dla gości.


hura2.jpg



Nasza cudowna plaża, gdzie przez spora część dnia mogliśmy być całkowicie sami z racji małej ilości turystów.


DSC_0387.JPG




hura3.JPG



Na każdej wyspie oczywiście jest meczet skąd przez głośniki kilka razy na dzień rozlegają się nawoływania do modlitwy. Każda wyspa ma swoją szkołę dla dzieci i są to bardzo ładne miejsca oraz jest punkt gdzie jest lekarz.


hura4.JPG



Na Huraa są też lokalne sklepiki. Mieszkańcy są bardzo mili, mężczyźni nie mają problemów aby ze mną rozmawiać jako z kobietą. Ich miejscowe kobiety są oczywiście maksymalnie pozakrywane i też nie rozmawiają w miejscach publicznych z facetami. Tutaj też pozwolę sobie na mini dygresję. Wiele naczytałam się o skromności stroju kobiet – turystek. Przyłożyłam się do tej lekcji, zakupiłam odpowiednie spodnie, dłuższe koszulki i byłam jedyną kobietą turystką pozakrywaną do tego stopnia. Zarówno turyści jak i miejscowi są dużooooo bardziej tolerancyjni. Młode pokolenie jest mało ortodoksyjne, nawet starsi mężczyźni na każdym kroku do nas się uśmiechali i wołali hello. Na kolejny dzień już ubierałam się normalnie w shorty oczywiście nie w wersji mini-mini ale z zdrowym rozsądkiem.


DSC_0376.JPG



Nasza miejscówka jest dosyć tania, rezerwowana przez agodę i przede wszystkim czysta. Z czystym sumieniem mogę polecić Coral Lane gdzie za noc wychodzi nam 213 zł za 2osobowy pokój ze śniadaniem.
Mamy gościa, który zajmuje się przygotowywaniem dla nas śniadań i wykupujemy tez obiadokolacje, które nie są jakoś drogie a bardzo smaczne. Robione są na miejscu i widać to, że im zależy. Większość jest na bazie kokosa i tuńczyka, czyli typowo lokalne. Bardzo smaczne są typowo malediwskie śniadania! Polecam!
Mamy swój prywatny mini ogród. Jest osoba na wyspie, która jest odpowiedzialna za „pryskanie na komary”. Stąd nie mamy problemu z nimi praktycznie żadnego. Jest to bardzo duża zaleta wyspy.

Przed wylotem z Polski kupujemy swoje płetwy, pianki i maski. Przy przeliczeniu codziennego wypożyczenia tak podstawowego sprzętu na wyspie wychodzi nam zakup całkiem dobrego sprzętu w Polsce. Trzeba się liczyć z tym, że nie mają pełnej rozmiarówki płetw (rozmiar stopy na granicy damsko/dziecięcej potrafi być problematyczny).
Kupiliśmy maski easybreath. Osobiście jestem pod jej wrażeniem. Pływa się w niej bardzo wygodnie, woda nie wlewa się do rurki dzięki zabezpieczeniom. Pianki kupiliśmy aby nas słońce nie zjarało czego nie uniknęliśmy…… Cały tył łydek miałam poparzony po 2 godzinach pływania….. Pianki tez zwiększają wyporność choć woda i tak swoją drogą jest mocno wyporowa.


zółwie1.JPG



Mając jeden pełen dzień na tej wyspie postanawiamy się wybrać na żółwiowe safari. Niewątpliwą przewagą tej wyspy są ceny za dodatkowe atrakcje. W porównaniu z innymi wyspami potrafią być nawet o połowę niższe. Nie wiem na ile rozpiska z cennika będzie widoczna ale dorzucam ją w relacji. My za żółwie powinniśmy zapłacić po 40$ za osobę, a kończymy z kwotą 50$ za naszą dwójkę.


DSC_0410.JPG



Właściciel Coral lane zabiera nas na motorówkę i płyniemy przez jakieś 10-15 minut. Mam ogromny opór przed skokiem do wody gdzie dno jest jak dla mnie zbyt daleko….. Pływak ze mnie żaden. Po przyznaniu mojej mamie racji co do głupot robionych przeze mnie w moim życiu skaczę pełna obaw o fale, które są dookoła nas. Pływamy przez dobrą godzinę, spotykamy kilka żółwi, spotykamy też delfiny (wycieczki na delfiny niestety bywają mało przyjemne bo polegają na zaganianiu tych zwierząt motorówkami). Szału może nie było pod kątem ilości żółwi ale pływały blisko nas. Nasz przewodnik chciał nas jeszcze zabrać w inne miejsce aczkolwiek poziom wrażeń jak dla mnie był już ledwo do udźwignięcia z powodu głębokości (znowu podkreślę pływak ze mnie marny często topiący się;p). Ostatecznie dostaliśmy jeszcze zniżkę za tą wyprawę.
Żółwie są piękne i są ogromną atrakcją dla mnie.


zółwie2.JPG




Wracamy na wyspę i zaczynamy eksplorować miejscową rafę. Dostępna jest z brzegu. Miejsca z rafą niestety ale są bardzo płytko. Chwilami kiedy wpłynie się nad nią można wręcz się otrzeć o nią i bardzo boleśnie zarysować. Nie powinno się tego robić. Choć większym niebezpieczeństwem z pobliskim bungalowów byli bogaci wariaci pływający na swoich prywatnych motorówkach bez jakiejkolwiek wyobraźni pomiędzy osobami snoorkującymi.

W rafie tej sporo jest małych rybek, początkowym ahom i ohom nie ma końca. Plaża jest bardzo zadbana, wyposażona w leżaki, czysta. Znajduje się obok boiska na którym miejscowi grają;p


hurarafa1.jpg




hurarafa2.jpg




rafa5.JPG



I tutaj kryje się pułapka, która jest największą zmorą tego raju – śmieci…. Każda wyspa ma swoje wysypisko, które pali się dzień i noc, dokładniej rzecz biorąc tli się i dymi. Kiedy snoorkujemy pod wodą można poczuć nagle nieprzyjemny zapach w rurce, co niestety jest sygnałem tego, że znajdujemy się na wysokości śmietniska. W zależności od kierunku wiatru w różnych częściach czuć ten smród. Swoją drogą jest to po prostu szkodliwe dla zdrowia. Na wyspie jest sporo śmieci, które wałęsają się po brzegu, kawałki szkieł na które trzeba mocno uważać. Ludzie kupują colę, puszki, słodycze i wszystko pakują do całej masy torebek foliowych, które wszędzie się plączą. Nikt tych ludzi nie edukuje i niestety sami sobie szkodzą i niszczą własne środowisko.
Przy takim tlącym się wysypisku jest zawsze ktoś kto pilnuje aby te kupki się paliły.


DSC_0268.JPG




DSC_0278.JPG



Część wyspy odgrodzona jest ogrodzeniem za którym budowane są luksusowe bungalowy. Mieszkańcy żyją sobie w swoim powolnym tempie do niczego się nie spiesząc i leżąc sobie w swoich ha maczkach.

Nasz pobyt na Huraa dobiega końca, wracamy lokalnym promem do Male. Uderzamy na drugą stronę stolicy aby przedostać się na speedboat na Atol ARI, aż tu nasza klątwa powraca.... Pomimo tego, że jesteśmy w porcie z którego powinna odpływać łódź okazuje się, że nikt nic o niej nie wie..... Szybki telefon do właściciela i okazuje się, że? Odpływają z tego portu z którego właśnie przyszliśmy.... Właściciel zgarnia nas taksówką, za którą płaci i doprowadza nas na łódź. Pora na ponad godzinną podróż na atol, który z mojej ocenie jest właściwym rajem na ziemi!Zanim zacznę kolejną część relacji dorzucam poglądowy rozkład lokalnego ferry.


ferry.JPG



oraz możliwość dotarcia na hangnaameedhoo


transport.jpg



Speedboat jak się okazało kursuje częściej - bo nawet 4 razy dziennie. Cena jest 30$ za kurs w jedną stronę, jednak my dostaliśmy zniżkę bo spaliśmy w guesthousie właściciela.Problem decyzyjny jaką jeszcze wyspę wybrać rozwiązał się sam. Przy przeszukiwaniu noclegów trafiliśmy na sporą obniżkę w Atolu Ari.


nocleg atol ari.JPG



Dlaczego ten atol? Bo jest najlepszy pod kątem nurkowym (my nie nurkujemy..;p) i snoorkowym. Do tego dochodzi fakt, że transport jest droższy, dłuższy powoduje, że nie ma nawału turystów.
Niestety ale żegnaliśmy Huraa z pewnym sentymentem. Ta mała wyspa właśnie do kolejnego tygodnia otwierała duży piętrowy guesthouse gdzie w jednym czasie będzie mogło spać ponad 40 osób co przestaje ją czynić tak atrakcyjną….

Jakie jest Hangnaameedhoo?
Hmmm piękne…. Docieramy na wyspę w porze popołudniowej, dostajemy świeży sok i zatrudniony facet obsługujący guesthouse nazywa się Adam…. Mało muzułmańskie imię ale łatwo je zapamiętać.

Miejsce jest ok., czysto i tanio. W pokojach okna wychodzą na salon więc z automatu są zasłonięte ale jakoś specjalnie mi to nie przeszkadza. Poza nami jest jeszcze jeden hindus w wieku 60+ który w kolejnych dniach zabiera nas na snoorkowanie takie, że kopara siada. Na zewnątrz mamy piękny ogród, w którym co wieczór jemy obiado-kolacje. Jedynym minusem jest to, że posiłki przygotowane są gdzieś indziej i Adam co wieczór na umówioną porę je przywozi skuterem. Ceny wycieczek już są sporo wyższe.


kala13.JPG




11.jpg



Mamy bardzo blisko do plaży dla turystów która jest odgrodzona. Sama droga na plaże jest bardzo ładna i przyjemna.


kala12.JPG






12.jpg




kala10.JPG





kala9.JPG



Znowu tutaj to odizolowanie jest dość prowizoryczne. Turystki chodzące w bikini w wodzie są bezpośrednio na linii z starego portu gdzie teraz miejscowi reperują łodzie. Ta wyspa jest też mniej ortodoksyjna. Spotykamy nawet młodą, miejscową parę spacerującą za ręce gdzie dziewczyna jest ubrana typowo europejsko. Lokalni nas zaczepiają śmiejąc się i wołając hello. Wybieramy się zobaczyć plażę i na dzień dobry witają mnie pośladki Rosjanki, u której po chwili orientuję się, że posiada dół bikini w formie stringów tak cienkich, że przez moment zastanawiam się czy to nie plaża dla nudystów ;)

Jest pięknie. Ilość turystów jest znośna. Są dni kiedy całą plażę przez 90% dnia mamy tylko i wyłącznie dla siebie, co jest boskie. W połączeniu z idealnym błękitem wody pozwala wyłączyć całkowicie głowę.


kala1.JPG




kala2.jpg




hang1.jpg




hang2.jpg




kala7.JPG




kala8.JPG



-- 03 Mar 2017 11:48 --

Wszystkie wyspy są do siebie podobne, mają meczet.


kala4.JPG



Nasza wyspa ma sporo drzew, spacerowanie po niej to przyjemność. Są miejscowe sklepy z rękodziełem, jest też sklep spożywczy, w którym rachunek podliczało nam 3 osoby (jedna liczyła na kartce, jedna na kalkulatorze a trzecia pisała po ręce, ostatecznie sami się podliczyliśmy;)


kala5.JPG



Czas płynie spokojnie i przyjemnie. Co można robić na wyspie? Można pojechać na wycieczki choć uważam że nie warto....
Z brzegu dostępna jest piękna rafa, dużo piękniejsza niż na Huraa. Można w niej spotkać manty, rekiny rafowe, żółwie i tuńczyki ogromne na długość jak ja ;)

Rafa na tej wyspie jest bez porównania z poprzednią. Tutaj wszystko żyje w dosłownym tego słowa znaczeniu. Efekt jest piorunujący i jest głębiej niż na Huraa. Aczkolwiek tutaj też znaleźli się pomysłowi włosi chodzący po rafie w klapkach i zatrzymujący się co kilka kroków aby tylko zanurzyć głowę i zobaczyć co tam jest...

Te mega atrakcje pokazał nam starszy hindus. Jego sekret polegał na wczesnorannym snookowaniu i późnym popołudniem kiedy wszyscy inni już rezygnowali. Zabrał nas na krawędź rafy i opływał całą wyspę prawie dookoła. Efekt wyłaniającej się pulsującej ogromnej ławicy ryb był mega!
Tutaj moja ogromna prośba do forumowiczów. Mamy problem z kartą pamięci gdzie 80% filmików pokazuje dziwny błąd.... Jeśli znacie kogoś kto mógłby nam pomóc, odpłatnie też to bardzo prosimy o namiar.... Na tych filmikach mamy nagrane rekiny, ławice itp. W zasadzie najlepsze filmiki....;/


rafa1.JPG




rafa2.JPG




rafa3.JPG




rafa4.JPG



Jedyną wycieczką na którą chcieliśmy pojechać był rekin wielorybi aczkolwiek włosi, którzy z nami byli na wyspie wrócili mega wkurzeni. Wg ich opowieści wypatrywanie go odbywa się z łodzi. Jak ktoś go zlokalizuje robi się jeden wielki spęd i oni zobaczyli fragment płetw innego turysty przed sobą zamiast rekina.....

Pozostałe wycieczki to powtarzanie tego co jest dostępne na wyspie. Rafa tutaj jest absolutnie mega i jest duża objętościowo. Wystarczy trochę szczęścia. Do samego brzegu często podpływały małe rekinki.


rekin.jpg




Z brzegu widać sąsiednie wyspy na które można wybrać się lokalnym promem za dolara


omadhoo.jpg



To na tej pięknej wyspie zobaczyłam najpiękniejszy zachód słońca w moim dotychczasowym życiu. Było warto wyruszyć na Malediwy. Jest tam pięknie ale to wrażenie jest dzięki atolowi Ari gdzie klimat był absolutnie niepodważalny i odmiennych od komercyjnych wysp. Rodzice wrócili z wakacji wypoczęci i to chyba najważniejsze, bo kolejną wyprawę mamy już z naszą gromadą (bez psa;p)



Dodaj Komentarz

Komentarze (8)

lapka88 28 lutego 2017 12:09 Odpowiedz
Ostatnie zdjęcie...mały niedosyt czekam na więcej :D
cypel 28 lutego 2017 12:39 Odpowiedz
Problem śmieci na Malediwach kiedyś podjął Tomek Michniewicz w "Inny Świat"http://michniewicz.blog.onet.pl/archives/232
greg1291 28 lutego 2017 13:10 Odpowiedz
Martwimy się o Malediwy, a przecież u nas dokładnie to samo ze śmieciami. Segregacja w większości udawana, a śmieciarki jak jeździły na wysypisko tak jeżdżą. Tylko mało kogo to interesuje. Pewnie należałoby to rozwiązać bardziej systemowo, jakieś spalarnie zamiast robienia wysp ze śmieci. Chociaż mając w perspektywie 50-60 lat całkowite zalanie wszystkich wysp i przesiedlenia na Sri Lankę, może rzeczywiście nie ma sensu się tym stresować. ;)
brunoj 28 lutego 2017 13:34 Odpowiedz
mam nadzieję, że cała relacja nie będzie na smutno. Bo chyba nie tylko śmieci zapamiętałaś z tego wyjazdu ;-)
maczala1 28 lutego 2017 14:06 Odpowiedz
greg1291 napisał:Martwimy się o Malediwy, a przecież u nas dokładnie to samo ze śmieciami.Ja tam widzę pewną różnicę między wywożeniem śmieci (nawet nie do końca posortowanych) na wysypisko, a rzucaniem wszystkiego co popadnie w miejscu gdzie popadnie.@olir1987Śmieci w Male to pewnie forma kary za porzucenie potomstwa :)
amcio 28 lutego 2017 14:33 Odpowiedz
Kiedyś czytałem że Malediwy to jak raj na Ziemi - ale chyba nie...
aviel 28 lutego 2017 14:34 Odpowiedz
Tez wróciłam z Malediwów nie tak dawno i gdybym pisała relacje świeżo po przyjeździe wyglądałaby tak samo plus nacisk na zaczynające się naciągactwo. w guesthouse gdzie mieszkaliśmy angielski był bardzo limitowany a i tak gnebili nas codziennie wykupywaniem wycieczek po niebotycznych cenach, które i rak były 2x droższe niż w katalogu który leżał w pokoju! Jednakże po pewnym czasie od powrotu pozostały tylko miłe wspomnienia i zdecydowanie stwierdzam, ze to raj na ziemi!
mateusz-capiga 24 września 2017 17:04 Odpowiedz
Świetny reportaż:) , Napisz do mnie w sprawie Izraela wiadomosc bezposrednio na meila mateusz.capiga@onet.pl. Niestety mam zablokowana mozliwosc wysylania wiasomosci przez f4f. Pozdrawiam :)