0
Pinezkiz3city 6 października 2017 16:31
. Image


Czy katalońskich artystów może inspirować atom, jajko czy 4 koty? O czym pomyślał Salvador Dali patrząc na rozpływający się ser? Na te i inne pytania odpowiemy w naszej relacji.

Malarstwo to dziedzina, która w nas kiełkuje. Odkrywamy ją na nowo, staramy się nadrobić zaległości z dawnych lat. Iza systematycznie wchłania biografie kolejnych artystów, skrupulatnie czytamy profil Niezła Sztuka na FB oraz obserwujemy #malarznadzis i #malarstwo w serwisie wykop.pl.
Kiedy więc padł pomysł podróży do Barcelony, wiedzieliśmy że poza standardowymi atrakcjami regionu, będziemy chcieli zobaczyć miejsca związane ze słynnymi, katalońskimi artystami.

09.08.2017 r.
Naszą tygodniową podróż zaczęliśmy od wieczornego lotu z Gdańska do Barcelony(bilety zamówione w czerwcu 2 x 360 zł). Około godz. 21:30 zameldowaliśmy się na lotnisku El Prat i spóźnionym autobusem L77 (bilety kupione u kierowcy za ponad 2 Euro szt.) ruszyliśmy w kierunku naszego hotelu znajdującego się w Sant Just Desvern.
Na pierwsze 3 noce wybraliśmy HLG Citypark Sant Just (polecamy). Przekonał on nas do siebie położeniem (znajduje się w barcelońskiej 1 strefie i umożliwia korzystanie z kart T-10, która w cenie 10 Euro pozwala na wykonanie 10 przejazdów). Istotna była też cena 180 zł za noc (dzięki kodom promocyjnym na makemytrip.com). Zaletą była również bliskość centrum handlowego - Esclat.

10.08.2017 r.
Dzień rozpoczęliśmy od 20 min. przejazdu kolejką podmiejską(SKM-ką) linii R4, z pobliskiej stacji St. Feliu de Lllobregat do centrum Barcelony, a dokładnie na Plac Kataloński.
Z serca miasta ruszyliśmy w kierunku parku, który zaprojektował Antoni Gaudi (Parku Güell). Idąc jedną z najbardziej reprezentacyjnych ulic Barcelony Passeig de Gràcia przyjrzeliśmy się dwóm dziełom zaprojektowanym przez w/w architekta - Casa Batlló i Casa Milà. Pierwsza z kamienic, nawiązuje do legendy o patronie Katalonii - św. Jerzym i jego heroicznej walce ze smokiem. Charakterystyczne dachówki symbolizują łuski potwora, a wieżyczka jest niczym miecz wbity w bestię. Kolumny w kształcie kości to pozostałości ofiar smoka. Balkony przypominają formą maski.
Kolejna z budowli Gaudiego to Casa Milà nazywana przez barcelończyków La Pedrera czyli Kamieniołom. Obiekt jest potężnym skalnym blokiem, którego pofalowana elewacja nawiązuje do oceanu, a kute balkony do wodorostów.

Image


Spacerowaliśmy cały czas pod górę, na wysokości Casa Vicens odbiliśmy w wąskie uliczki, które doprowadziły nas do ruchliwej Travessera De Dalt. W głowie powoli zadawaliśmy sobie pytanie „Daleko jeszcze?”. Z pomocą przyszła nam ostatnia prosta, a dokładnie ruchome schody przy ulicy Av. del Santuari de Sant Josep de la Muntanya, dzięki nim byliśmy na mecie. Kiedy już witaliśmy się z gąską i mijaliśmy bramę obiektu to zauważyliśmy informację o wyprzedaniu na dziś, wszystkich biletów uprawniających do zobaczenia ogrodu. Mimo zrozumiałego komunikatu, staliśmy i z niedowierzaniem kiwaliśmy głowami. Po szybkiej burzy mózgów i sprawdzeniu prognozy pogody zakupiliśmy bilety na poniedziałek na godz. 12:00. Powrót tutaj oznaczał również zmiany w naszym planie podróży. Na pocieszenie obejrzeliśmy resztę parku, która jest dostępna za darmo.

Image

Image

Teren zdobią liczne palmy i…skrzeczące papugi. Dodatkowo stanowi on doskonały punkt widokowy, a w jego najwyższym miejscu Wzgórzu Trzech Krzyży możemy podziwiać Barcelonę oraz jej okolicę.

Image

Image

Z niedosytem opuściliśmy tą zieloną część miasta i schodząc w kierunku centrum odwiedziliśmy kolejne dzieło A. Gaudiego – Sagrada Família.

Image

Jej budowa rozpoczęła się w 1882 roku. 12 miesięcy później, prace nad obiektem przejął Gaudi i poświęcił się projektowi, aż do śmierci. Został on pochowany w jednej z krypt katedry. Sagrada Família według założeń ma zostać skończona w 2026 roku, w 100 rocznicę śmierci katalońskiego czarodzieja architektury.
Spod katedry ruszyliśmy spacerem w kierunku miejsca, gdzie moglibyśmy zażyć kąpieli zarówno tej morskiej jak i tej słonecznej. Ulica Carrera de la Marina doprowadziła nas do Barcelonety.

Image

Image

Image

W pięknej szerokiej plaży (podobnej do tych trójmiejskich), zakochaliśmy się od pierwszego wejrzenia. Jedynym minusem była ogromna ilość handlarzy zachęcających do kupna napojów, koca czy wykonania masażu. Do dziś siedzi nam w głowie „Bir, akła, bir”, czy „Ola masaż, masaje”.
Po paru godzinach relaksu, spacerem wzdłuż Barcelonety dotarliśmy do portu i pomnika Krzysztofa Kolumba, wzniesionego z okazji Wystawy Światowej, która odbyła się w stolicy Katalonii w 1888 roku.

Image

Image

Monument upamiętnia miejsce powrotu K. Kolumba z jego pierwszej wyprawy do Indii . Tutaj też swój początek ma słynny niczym sopocki Monciak – deptak La Rambla.

Image

Nazwa ulicy wzięła się od arabskiego słowa „Raml” oznaczającego rzekę, a dzisiejsza aleja mieści się w jej wyschniętym korycie.
Na moment zaszliśmy do jednego z najpopularniejszych i najstarszych bazarów w mieście - La Boqueria.

Image

Image



Lokal 100 Montaditos, w którym często gościliśmy, z przekąskami w cenie od 1 €

Image

Idąc deptakiem doszliśmy do Placu Katalońskiego, czyli tam gdzie zaczęła się nasza dzisiejsza przygoda z Barceloną. Stąd wróciliśmy SKMką do hotelu.

11.08.2017 r.
Po godz. 9:00 dojechaliśmy SKMką do stacji Arc de Triomf w Barcelonie.

Image


Ozdobą tego miejsca jest Łuk Triumfalny, który podobnie jak pomnik K. Kolumba został wybudowany z okazji Wystawy Światowej w 1888 roku. Stanowił on wejście na teren targów. Długa prosta doprowadziła nas do Parku Ciutadella, którego nazwa pochodzi od niegdyś stojącej tu i zburzonej w XIX cytadeli. Ozdobą skweru jest fontanna Cascada, w której zaprojektowaniu brał udział student architektury - Antoni Gaudi.

Image

Z parku udaliśmy się do znajdującego się nieopodal Muzeum Pabla Picassa. Za bilety zapłaciliśmy 11 € za szt., warto wiedzieć, że obecnie w każdy czwartek w godz. 18:00 – 21:30 i w pierwszą niedzielą miesiąca od godz. 9:00 do 19:00 wejście do obiektu jak darmowe, wcześniej jednak należy zarezerwować bilety na konkretną godzinę.

Image


Podczas zwiedzania obowiązuje całkowity zakaz robienia zdjęć. Informatory audio są dostępne za 5 Euro , jednak nie ma tych w języku polskim. Nam się udało spotkać kilka anglojęzycznych grup wraz z przewodnikami, mogliśmy więc przysłuchać się kilku anegdotom dotyczących twórczości hiszpańskiego malarza. Najwięcej prac związanych jest z początkiem jego kariery. Obrazy eksponowane są chronologicznie, można więc zaobserwować rozkwit twórczości Picassa. Mimo, że w muzeum nie ma największych dzieł malarza, to warto tu przyjść. Około 1,5 godz. zajął nam spacer między eksponatami.

Wielka Trójca

Image

Liczne plakaty zachęcające mieszkańców regionu do głosowania na "TAK" w wyborach dotyczących niepodległości Katalonii.

Image


Kolejne nasze kroki skierowaliśmy na pobliską Barcelonetę. Po odpoczynku na piasku ruszyliśmy w kierunku średniowiecznej dzielnicy Barri Gòtic.

Image


Celowo błądząc w labiryncie wąskich ulic dzielnicy gotyckiej, przyglądaliśmy się tutejszej architekturze. Przechodząc przez Carrer del Bisbe, mijając Katedrę Barcelońską doszliśmy do słynnej restauracji Els Quatre Gats w tłumaczeniu„Cztery koty”.
Zwrot ten w języku katalońskim oznacza „kilka mało ważnych osób” . Lokal mieszczący się przy Carrer de Montsió 3, pod koniec XIX wieku był miejscem spotkań katalońskiej bohemy. Gościli tu tacy artyści jak Julio González, Santiago Rusiño, Antoni Gaudi, czy Pablo Picasso. Ten ostatni zorganizował tu debiutancką wystawę swoich prac oraz specjalnie dla lokalu zaprojektował menu.

Image

Grafika Ramona Casasa związana z Els Quatre Gats - tandem 2 artystów zarazem współwłaścicieli lokalu Miquela Utrillo i Santiago Rusiño.

Pod wieczór ruszyliśmy SKMką na lotnisko, gdzie czekało na nas zarezerwowane na 48 godzin auto. Noc spędziliśmy jeszcze w Barcelonie, jednak na kolejne 2 dni zaplanowaliśmy odwiedzić Wybrzeże Costa Brava.

12.08.2017 r.
Stolicę Katalonii opuściliśmy około 8:00 rano. Dalej nie mogliśmy uwierzyć, iż zamiast małego auta odebraliśmy dużego, „ekonomicznego-inaczej” Opla Mokkę. Początkowy zachwyt z samochodu studził każdy przejechany kilometr, a dokładnie jego dwucyfrowe spalanie, mimo spokojnej jazdy. Po około 2 godziny dojechaliśmy do naszego pierwszego celu Figueres - miasta znanego katalońskiego artysty - Salvadora Dalí.
Samochód postawiliśmy na parkingu przy hipermarkecie przy Carrer Dama d'Aragó, około 15-20 minut spacerem od Muzeum S. Dalí.
Placówka powstała w miejscu dawnego teatru, który spłonął pod koniec hiszpańskiej wojny domowej. Elewacje budynku zdobią chleb i jaja, symbole ,które artysta uważał za początek życia. Do obiektu weszliśmy po około 15 minutach czekania w kolejce (bilet 14 €).

Image


Salvador Dalí podobnie jak Pablo Picasso to jeden z ulubionych artystów Izy, nie muszę więc pisać jak wielkie towarzyszyły nam emocje. Zwiedzanie rozpoczęliśmy od patio, gdzie znajduje się czarny cadillac, czyli Deszczowa taksówka z rzeźbą królowej Ester na masce. Po wrzuceniu monety i naciśnięciu przycisku wylewa się woda na siedzącego wewnątrz manekina. Nad instalacją unosi się łódź rybacka, niegdyś własność Gali - żony artysty. Na kolażu dodatkowo widać inne dzieła artysty.

Image

Image


Dawna scena teatralna jest głównym miejscem muzeum, pod nią w krypcie znajduje się ciało Salvadora Dalí.
Instalacja Twarz Mae West, która może być używana jako surrealistyczne mieszkanie

Image

Rozpływający się ser zainspirował artystę do namalowania obrazu - „Trwałość pamięci”.
Na kolażu dodatkowo widać Uśmiechniętą Venus i obraz pokazujący fascynację artysty atomem oraz żoną Galą.
Image

Na nas zrobił wrażenie obraz nagiej Gali patrzącej w morze, który z dalszej perspektywy, a najlepiej patrząc przez pryzmat obiektywu zamienia się w portret Abrahama Lincolna.

Image

Image

Image

Image

Z głównej części wystawy przeszliśmy do Wieży Gali, gdzie znajduje się kolekcja biżuterii zaprojektowanej przez hiszpańskiego artystę.


Image


„W telewizji mówią, w telewizji grają. Jednostki nadają, miliony odbierają. Chcesz czy nie chcesz zrobią Ci z głowy jajo.”

Image


Muzeum zrobiło na nas ogromne wrażenie, po wyjściu z niego skierowaliśmy się do auta. Następnym punktem na mapie było kolejne miejsce związane z katalońskim surrealistą - Port Lligat.

Malownicza wioska, położona na wybrzeżu Costa Brava była jednym z miejsc, w którym mieszkał kataloński artysta wraz żoną. Trasa z Figueres wynosi ok 40 km, jednak jest ona stroma i kręta. Przejazd do sąsiadującego z Port Lligat – Cadaqués zajał nam godzinę, a kolejne 60 minut stanowił dojazd w korku do domu geniusza i znalezienie parkingu dla naszych 4 kółek. Mieliśmy wrażenie jakby pomysł zobaczenia tego miejsca miała cała Katalonia, na domiar złego okazało się, że biletów do muzeum, na dziś i na kolejny tydzień brak. Na pocieszenie, została nam możliwość zobaczenia ogrodów (wejście 5 €) znajdujących się przy dawny domu Dalego.
Z daleka można dostrzec znajdujące się na budynku 2 maski oraz podobnie jak w muzeum w Figueres – olbrzymie jaja.

Image

Image

Image

Posiadłość a dokładnie jej architektura odpowiada charakterowi artysty. Poza basenem znajduje się tu budka telefoniczna, baldachim czy nosorożcoptak. Nie dziwi nas, że malownicze położenie miało tak wielki wpływ na prace artysty. Też byśmy mogli tu mieszkać.

Image

Image


Opuściliśmy Port Lligat późnym popołudniem, niestety musieliśmy obejść się smakiem i nie udało nam się ani pospacerować po urokliwym Cadaqués, ani nie zwiedziliśmy zamku Gali „Castillo de Púbol” zaliczanego do tzw. Trójkąta Dalego (Figueres, Port Lligat, Púbol).
Po około 2 godz. dojechaliśmy do nadmorskiego kurortu - Lloret de Mar. Tam mieliśmy zarezerwowany nocleg (Hotel Proa Astor – 340 zł nie polecamy). Chcieliśmy poznać tę inną stronę Katalonii. Wieczorem wtopiliśmy się w nocne, imprezowe życie miejscowości.

13.08.2017
Lloret de Mar jest jednym z najpopularniejszych ośrodków wypoczynkowych w Hiszpanii. Fani polskiego ambitnego, niezależnego kina mogą kojarzyć miejscowość z paradokumentu o mięsnym jeżu pt: „Pamiętniki z wakacji”.
Lloret ze względu na sporą ilość dyskotek przyciąga w dużej mierze ludzi młodych. Można tu spotkać imprezowiczów z wielu krajów.
Mimo krótkiej nocy to wstaliśmy dość wcześnie, po 9:00 podziwialiśmy już uroki miejscowości.
Z jednej strony plaży znajduje się zamek (Castell d'en Plaja) z drugiej natomiast pomnik Dona Marinera, przedstawiający kobietę z wyciągniętą ręką, pozdrawiającą wracających z połowu tutejszych rybaków.

Image

Image


Z obu lokalizacji rozciąga się niezwykły widok na okolicę. Ze wzniesienia, gdzie stoi monument można dostrzec drugi z zamków (Castell de Sant Joan).

Image

Po odpoczynku na tutejszym piasku pojechaliśmy do Tossa del Mar. Miejscowość wizualnie bardzo podobna jest do poprzedniczki, jednak zdecydowanie ma bardziej charakter familijny. Podobnie jak w Lloret jest tu duża plaża oraz zamek (Castell de Tossa del Mar).

Image

Image

Warto wspiąć się na budowlę, by móc podziwiać piękną panoramę wybrzeża. Tuż obok, między klifami znajduje się kameralna plaża.

Image


Polecamy również spacer wąskimi, urokliwymi uliczkami.
Po kolejnym przystanku na tutejszym gorącym pisaku, ruszyliśmy w kierunku Barcelony. Zanim oddaliśmy auto, zostawiliśmy bagaże w hotelu Sercotel Barcelona Gate Hotel (polecamy 180 zł ze zniżka makemytrip) leżącego w Sant Joan Despí, gdzie mieliśmy zarezerwowane ostatnie 3 noclegi.

14.08.2017 r.
Poranek minął dość leniwie, odespaliśmy krótką noc w Lloret de Mar. Z pobliskiej stacji SKM w ramach biletu T-10 dojechaliśmy do centrum Barcelony.
Przed 12:00 zameldowaliśmy się w Park Güell i weszliśmy (8 € szt.) podziwiać ogrody zaprojektowane przez A.Gaudiego. Kataloński architekt stworzył to miejsce na życzenie jego przyjaciela, majętnego przemysłowca Eusebi Güella.
Docelowo miało to być osiedle domków jednorodzinnych dla zamożnych Katalończyków. Inwestycja jednak nie cieszyła się powodzeniem i z ambitnego projektu powstało jedynie kilka budowli, natomiast władze Barcelony odkupując teren zamieniły go w park.

Image

Uwagę zwracają m.in.:
Sala Kolumnowa (tzw. Sala Stu Kolumn choć jest ich 86), która jest centralnym pawilonem i miał służyć jako targ. Na prowadzących do niej schodach można podziwiać pokrytą mozaiką salamandrę, czy węża na tle katalońskiej flagi.
Tuż nad nimi znajduje się słynny barceloński taras (nazwany przez architekta teatrem greckim, po to by mieszkańcy mogli mieć możliwość oglądania spektakli ze swoich balkonów)z pofalowaną długą na 110 metrów ławką. Lożę zdobi mnóstwo małych kawałeczków ceramiki, gdzie dominują trzy kolory: żółty, zielony, niebieski, które dla Gaudiego reprezentowały miłość, nadzieję i wiarę.
Długie kolejki ustawiają się przed domem, w którym mieszkał Gaudi i gdzie mieści się muzeum artysty (Casa-Museu Gaudí).

Image

Image

Image


Dodaj Komentarz

Komentarze (3)

namteh 6 października 2017 17:30 Odpowiedz
Bardzo ciekawa relacja! Zwięzła i na temat. W zasadzie zobaczyliście to co najciekawsze w Katalonii. Macie jeszcze plany kolejnej takiej wycieczki do Katalonii? Co jeszcze chcielibyście zobaczyć oprócz tego, czego się nie udało tym razem?
pinezkiz3city 7 października 2017 10:58 Odpowiedz
@namteH Zdecydowanie chcielibyśmy tam wrócić. Jednak jako bazę wybralibyśmy wtedy Gironę, której nie udało się nam zobaczyć tym razem. Stamtąd jest rzut beretem do Domu Salvadora Dali w Port Lligat, Zamku Gali - Castillo de Púbol. Pospacerowalibyśmy po Cadaqués a na jeden dzień pojechalibyśmy do Andory. W Barcelonie chcielibyśmy zobaczyć Muzeum Joana Miro. Kusił nas też wyjazd ze stolicy Katalonii do...Saragossy by znaleźć rękopis i zboczyć do Lleidy;)
namteh 7 października 2017 12:24 Odpowiedz
@Pinezkiz3cityCadaques to dla mnie bardzo ważna miejscowości. Kilka lat temu wybrałem się tam, bo to takie bardzo popularne miejsce i wszyscy tam jadą. Pojechałem, siadłem przy zatoczce...i stwierdziłem, że tak na pierwszy rzut oka nie rożni się ono od innych wiosek na wybrzeżu ;) Wam, jako że ładnie wszystko planujecie, może się spodobać jeśli zagłębicie się w jego szczegóły.