+1
Kacperun 10 października 2017 02:54
Image

Lodowiec Ebba zrobił na mnie znacznie większe wrażenie, niż lodowiec Bertil, jednak moim skromnym zdaniem są w okolicy piękniejsze, o czym będzie w dalszej części relacji. ;) Jednak dolina Ebby, którą dochodzi się do lodowca o tej samej nazwie nie ma sobie równych. Liczne wodospady oraz przepiękna rzeka prezentują się wspaniale.

Image

Image

W międzyczasie w naszej stacji nastąpiła zmiana kierownictwa. Obecny szef wracał do Polski, natomiast zastąpić go miał główny kierownik stacji polarnej. Był to dla nas dość smutny dzień, gdyż przez te 1,5 miesiąca spędzone razem bardzo zżyliśmy się z poprzednim szefem. Jednakże nowy kierownik okazał się nie gorszy od poprzedniego i miesiąc później przeżywaliśmy wzruszające chwile podczas jego pożegnania połączone z hucznym powitaniem powracającego starego kierownika.
Mimo zmian „u góry” stacja funkcjonowała bez większych różnic. Podczas jednego ze standardowych pomiarów na rzece Ebba zdecydowaliśmy się odbyć spacer do doliny lodowca znajdującego się w pobliżu – Ragnara. Jest to niewątpliwe warty zobaczenia lodowiec, gdyż u jego czoła znajduje się przepiękne jezioro. Poza tym droga do niego również prezentuje się malowniczo…:

W tle lodowce Sven (tak, ten nieszczęsny dla mnie Sven ;)) oraz Horbye:

Image

Image

Image

A to już właściwy cel naszej wycieczki – lodowiec Ragnar:

Image

Image

Image

Podczas kolejnych dni spędzonych w stacji dostaliśmy zaproszenie na rybę z grilla od naszych czeskich przyjaciół. Po prawie dwóch miesiącach jedzenia tego samego było to naprawdę cudowne doznanie. ;)

Image

W międzyczasie, kiedy podniebienie delektowało się przepyszną rybą, ukazała nam się również uczta dla oka – Spitsbergeńska tęcza. ;)

Image

Kolejnym lodowcem odwiedzonym przez nas przy okazji wykonywania badań naukowych był lodowiec Sven. Z rzeką wypływającą z niego znałem się już wtedy bardzo dobrze i niestety się nie zaprzyjaźniliśmy, lecz sam lodowiec wspominam bardzo miło ze względu na jego niepodważalne piękno. Przy okazji połączyliśmy wyjście na Svena z próbą zdobycia znajdującego się w niedalekiej odległości szczytu Setterfjellet. Jest to jedna z wyższych gór w okolicy przekraczająca 1000 m n.p.m. Jednak najpierw praca, potem przyjemność… a więc na początek badania naukowe na lodowcu Sven…:

Image

Image

W oddali widoczny szczyt, który będzie naszym celem po zakończeniu pomiarów:

Image

Image

No to cóż, badania zakończone, czas kierować się w stronę Settera…:

Image

Podczas pomiarów podzieliliśmy się na dwie grupy, które skorzystały z dwóch różnych dróg prowadzących na szczyt i spotkały się na górze. Zeszliśmy tą samą drogą, którą wchodziła nasza grupa, gdyż według relacji osób idących alternatywnym „szlakiem” był on niezwykle ciężki i niebezpieczny. Nasza trasa nie była znacząco skomplikowana i nie przysporzyła nam większych problemów. Zresztą każde zmęczenie jest warte tych widoków, które czekały na nas na szczycie. Spitsbergen w pełnej okazałości…:

Image

Image

Image

W oddali zaśnieżony najwyższy szczyt Spitsbergenu – Newtontoppen:

Image

Góra Pyramiden oraz zatoka Petunia:

Image

Dzień zdobycia szczytu był niezwykle ciężki, lecz wspominam go jako jeden z najlepszych podczas naszej ekspedycji. Do naszej stacji udało nam się wrócić dopiero po północy, jednak wszyscy byliśmy przeszczęśliwi. Kolejne dni poświęciliśmy na odpoczynek po tym wyczerpującym dniu oraz na zbieranie sił przed najwspanialszą i najbardziej wymagającą wycieczką – wyprawą na północ…

Celem wyprawy na północ było dojście do równoleżnika 79°. Osiągnięcie tego, co sobie założyliśmy wymagało przejścia kilkudziesięciu kilometrów w jedną stronę. Naszą wyprawę planowaliśmy na maksymalnie 6 dni, gdyby pokusiło nas pójść jeszcze dalej. Dzień wcześniej spakowaliśmy więc liofilizowane jedzenie, namiot oraz inne najpotrzebniejsze rzeczy i zaplanowaliśmy nasze wyjście na następny dzień zaraz po śniadaniu. Wieczorem pożegnał nas wspaniały widok zachodu słońca – jednego z pierwszych od momentu przyjazdu poza koło podbiegunowe…:

Image

Wycieczka rozpoczęła się 28 sierpnia. Droga okazała się niezwykle ciężka, lecz niesamowicie urozmaicona i efektowna. Początkowo szliśmy dobrze znaną nam trasą w kierunku rzeki Sven, którą następnie przekroczyliśmy ażeby dojść do lodowca Horbye. Dalsza część drogi prowadziła w górę tego pięknego lodowca…:

Image

Image

Image

Potem czekało nas przejście przez przełęcz oddzielającą lodowiec Horbye od lodowca Balliol, który łącząc się po drodze z lodowcem Cambridge zaprowadził nas w okolice Videfjordu…:

Image

Image

Image

Po drodze napotykaliśmy na różnego rodzaju przeszkody, jak ciężkie do przejścia rzeki na lodowcu, które ostatecznie musieliśmy omijać wspinając się wysoko na moreny lodowca oraz rzeki na stałym lądzie, przy przeprawie których nie jeden z nas zamoczył sobie buty (szczerze mówiąc nie zamoczyli ich tylko ci, którzy zdecydowali się wybrać metodę przeprawy przez rzekę na boso i z podciągniętymi spodniami, a nie skacząc po kamieniach ;)). W końcu jednak dotarliśmy w okolice Videfjordu. Fiord ten kończy się ogromnym lodowcem szelfowym Mittag-Leffler, który naszym oczom ukazał się jako pierwszy. Potęga tego lodowca wywarła na mnie największe wrażenie spośród wszystkich widzianych przeze mnie na wyprawie lodowców. Człowiek przy takim kolosie czuje się naprawdę malutki…:

Image

Image

Niestety, jak potem się okazało, z ogromnego lodowca musi wypływać ogromna rzeka. Z jej pokonaniem mieliśmy wielkie problemy, a niektórzy z nas wpadli do niej prawie po głowę. Przemoczeni i ze zrujnowanymi nastrojami zdecydowaliśmy się w końcu obejść ją na około, co okazało się dobrym rozwiązaniem. W tej fatalnej dla nas sytuacji zdecydowaliśmy się na nocleg w pół-otwartej chatce Overgangshytta znajdującej się nad Videfjorden. Chatka ta jest używana przez Norwegów w weekendy, ale na nasze szczęście był poniedziałek i stała ona pusta. Tam udało nam się ogrzać i wysuszyć ubrania oraz podreperować nastroje. Do chatki doszliśmy ok. godziny 1 w nocy. Cały drugi dzień naszej wycieczki spędziliśmy na suszeniu ubrań, a gdy mieliśmy już wychodzić na północ dnia trzeciego pogoda całkowicie się zepsuła. Wiatr tego dnia był tak silny, że ciężko było wyjść kilka metrów od chaty, więc zdecydowaliśmy się przeczekać w niej kolejny dzień. Tak właśnie prezentuje się Overgangshytta, która zatrzymała nas u siebie przez całe 2 dni, ale przy okazji uratowała nam życie:

Image

Dzień czwarty naszej wyprawy na północ okazał się również bardzo wietrzny, lecz nie była to już aż taka wichura jak dnia poprzedniego, dlatego też zdecydowaliśmy się wyruszyć dalej. Nasza trasa prowadziła na północ wzdłuż Videfjorden i była niezwykle urokliwa…:

Image

Image

Image

Image

Image

Po ok. 2 godzinach drogi udało nam się osiągnąć cel tej wycieczki – równoleżnik 79°. Nie było to żadne spektakularne miejsce, jednak każdemu z nas dojście tutaj sprawiło niezwykłą satysfakcję. Wypiliśmy tam najbardziej wysunięte na północ w naszym życiu piwko, zrobiliśmy zdjęcia i udaliśmy się w drogę powrotną, by kolejną noc spędzić w naszej ukochanej chatce…

Image

Image

Po trudach tego dnia urządziliśmy sobie w chatce drzemkę. Wtedy to z wizytą przyszli do nas nieoczekiwani goście… nie, nie byli to norwescy właściciele chatki, lecz coś bardziej niebezpiecznego - rodzina niedźwiedzi polarnych. Mieliśmy wspaniałą okazję zobaczyć niedźwiedzicę z dwoma młodymi, które zainteresowały się wnętrzem chatki i zajrzały do nas przez okno. Na całe szczęście, kiedy zdały sobie one sprawę z naszej obecności, przestraszyły się nas bardziej niż my ich i odeszły. Dla pewności oddaliśmy jeszcze dwa strzały w powietrze ostatecznie je przepłaszając. Sytuacja była na pewien sposób niebezpieczna, ale zobaczenie niedźwiedzia polarnego w naturalnym środowisku z tak bliska to naprawdę niesamowite przeżycie! Mało który człowiek może doświadczyć tego typu wrażeń, także było to chyba jedna z najwspanialszych rzeczy, które przytrafiły mi się podczas tej 3-miesięcznej ekspedycji. A oto unikalne zdjęcia niedźwiedzi polarnych z bliska…:

Image

Image

Image

Po dniu pełnym wrażeń przespaliśmy się ostatni raz w chatce i nazajutrz po śniadaniu ruszyliśmy w drogę powrotną. Ze względu na temperaturą spadającą nawet poniżej zera, trasa nabrała szczególnego zimowego uroku.

Ostatnie spojrzenie na Videfjord…:

Image

…i powrót przez lodowce w zimowej aurze:

Image

Image

Image

Image

Do stacji wróciliśmy zmęczeni, ale przeszczęśliwi. Kolejne dni spędziliśmy na odpoczynku po tej wspaniałej wycieczce, która kosztowała nas wiele wysiłku, lecz bezapelacyjnie była tego warta. Kiedy już ochłonęliśmy, zabraliśmy się za nadrobienie zaległości naukowo-badawczych, przez co nie było zbyt wiele czasu na zwiedzanie kolejnych miejsc.

Po kilku dniach pracy w bazie ponownie obudziła się w nas potrzeba poznawania nowych miejsc i na cel obraliśmy lodowiec Nordenskiold – jest to największy w zatoce Petunia szelfowy lodowiec, którego codziennie podziwialiśmy z okien stacji, lecz przez ponad 2 miesiące nie mieliśmy okazji postawić na nim stopy. Jednak w końcu nadszedł ten dzień. Ze względu na to, że Nordenskiold jest znacznie większy od pozostałych lodowców znajdujących się w okolicy, jest moim zdaniem najbardziej warty zobaczenia. A oto dokumentacja fotograficzna…:

Image

Image

Image

Image


Dodaj Komentarz

Komentarze (15)

krasnal 10 października 2017 06:42 Odpowiedz
Ciekawa relacja. Napisz coś więcej o sobie - jaki kierunek / specjalizacja (wydział domyślam się że WNGiG) czy może jesteś pracownikiem wydziału?Jak wygląda ponoszenie kosztów takiej wyprawy przez studentów?
kacperun 10 października 2017 14:09 Odpowiedz
Hej, dzięki za miłe słowa. Ja studiowałem geografię ze specjalizacją geoinformacja (od niedawna niestety jestem magistrem, stąd czas przeszły :)) i brałem udział w projekcie stażowym organizowanym na naszym wydziale, przez co uniknąłem jakichkolwiek kosztów tego wyjazdu. Jednak każdy student ma szansę pojechać na wyprawę polarną, nawet spoza WNGiG. Po skutecznych pertraktacjach z dziekanem swojego wydziału można uzyskać zwrot lwiej części wyjazdu. Ponadto nie tylko studenci i pracownicy mają możliwość wzięcia udziału w wyprawie, ale także zwykli turyści. Co prawda studenci i pracownicy mają pierwszeństwo wyjazdu, lecz o dziwo wielu nie zdaje sobie sprawy z tego, że mają możliwość uczestniczenia w tak niesamowitej przygodzie, przez co prawie zawsze na stacji panuje niedobór osób do pomocy. Jeśli chodzi o osoby typowo spoza środowiska akademickiego, to w ich przypadku uczestnictwo w wyprawie musi zatwierdzić rada wydziału (co podobno jest raczej formalnością) i w przypadku braku miejsc uprzywilejowani będą zawsze studenci i pracownicy (ale tak jak napisałem wyżej, stacja rzadko kiedy jest przeludniona). Takie osoby muszą również liczyć się z koniecznością pokrycia wszystkich kosztów, lecz jak na ten region świata to nie ma z tym tragedii. Stacja pobiera opłatę 50 zł za dzień pobytu, w co wliczone już jest przetransportowane wcześniej na miejsce wyżywienie. Cena ta jest bardzo niewielka, szczególnie jeśli porównamy ją do cen w Longyearbyen (najtańszy nocleg w mieście w czeskiej stacji kosztuje bodajże 250 NOK). Loty do Longyearbyen można złapać w okolicach 1000 zł (co Wy, doświadczeni członkowie forum F4F wiecie na pewno lepiej ode mnie :) ). Dość drogi jest transport statkiem z Longyearbyen do Pyramiden, gdyż za transport w obie strony trzeba się liczyć z ceną dochodzącą do 2000 NOK (ceny do sprawdzenia na stronach przewoźników, którymi są Aurora Explorer, Henningsen oraz Polar Girl). Taki zwykły turysta będzie włączony w obowiązki stacji polarnej, a więc będzie pełnił dyżury w stacji oraz miło odebrana będzie jego pomoc w badaniach wykonywanych przez pozostałych członków ekspedycji, lecz taka osoba będzie mogła bez problemu znaleźć czas na realizowanie swoich marzeń i planów.
pemat 10 października 2017 15:11 Odpowiedz
fajna przygodaa parę ujęć zdecydowanie wzbogaciłoby wątek -> Galeria: The Best Kibeleks in the World
adamek 10 października 2017 16:09 Odpowiedz
"Sytuacja była na pewien sposób niebezpieczna"sytuacja była w ch*** niebezpieczna :) nie bez powodu trzeba tam nosić broń. A tak poza tym to super sprawa Wasza wyprawa, zazdroszcze strasznie, okolice Pyramiden są super. A to że trafiliście na niedźwiedzicę - szczęście. Przepiękne zwierzęta. W ogóle Spitsbergen jest bajeczny. Chyba pojadę tam jeszcze raz :)
kacperun 10 października 2017 22:53 Odpowiedz
@pematSłuszna uwaga, zaraz wrzucę swoje zdjęcia do tego niezwykle interesującego tematu, bo dobrze się tam nadają. ;)@adamekMasz rację, było to bardzo niebezpieczne, wyrażenie "na pewien sposób" użyłem tylko dlatego, że miśki totalnie nie były zainteresowane zrobieniem nam krzywdy i gdy zobaczyły z kim mają do czynienia, zaczęły spokojnie się oddalać, przez co przez całą akcję mieliśmy poczucie, że kontrolujemy sytuację. :DSpitsbergen uzależnia, to fakt. Też mam nadzieję, że jeszcze kiedyś moja noga tam postanie. :)
booboozb 10 października 2017 22:58 Odpowiedz
Z wielką przyjemnością "przebrnąłem" przez relacje i zdjęcia.I oczywiście ukłony za przeżytą przygodę.Co Twoje to Twoje.Dużym plusem takiej wyprawy jest brak pośpiechu i powolne chłonięcie potęgi miejsca, w którym się znalazło.pozdrawiam ;)
kacperun 10 października 2017 23:20 Odpowiedz
@BooBooZBTak miłe słowa od "naczelnego polarnika" tego forum wiele dla mnie znaczą, choć jeszcze wiele brakuje mi do Twoich przygód w kajaku na dalekiej północy. :)Masz rację, 3 miesiące to okres, w którym można w spokoju nacieszyć się pięknem i kiedy czas nikogo nie goni. Choć muszę przyznać, że odrobinę się przeliczyliśmy i w lipcu większość wolnego czasu spędziliśmy w stacji, bo przecież "jeszcze tyle dni przed nami, nie ma sensu się spieszyć", a na końcu pogoda była coraz bardziej zmienna, przez co nie wszystkie plany udało nam się zrealizować. Ale nie ma tego złego... przynajmniej jest pretekst, żeby kiedyś tam wrócić. ;)
dmw 14 listopada 2017 12:41 Odpowiedz
Aż się "spociłem" czytaj tą relację... brrr zimno... :) GRATULUJĘ!Te kibelki na zewnątrz świetne... przy korzystaniu zapalenie pęcherza wysoce prawdopodobne ! Chciałoby się zapytać o korzystanie w nocy ... ale przecież tam cały czas dzień :D Przy przeprawie przez rzekę piszesz, że byliście cali mokrzy... współczuję w temperaturach nieco powyżej zera... :o I jeszcze takie pytanie z ciekawości - dlaczego nie wolno fotografować przedszkola?! Znasz jakieś logiczne uzasadnienie tego zakazu?
b79 15 listopada 2017 15:40 Odpowiedz
Piękna przygoda. Pozazdrościć. Ta wyprawa do 79 równoleżnika to ile miała, z 40km w jedną stronę? I co z liskiem, dostał kiełbasę? Szkoda że zdjęcia w średnie jakości, ale i tak jestem pod wrażeniem.
cccc 25 listopada 2017 22:19 Odpowiedz
@KacperunGratulacje, bardzo ciekawa relacja. :D O maly wlos zesmy sie nie spotkali. ;) Na przelomie lipca i sierpnia br. odwiedzilem yachtem 3 polskie stacje polarne na Spitsbergenie:Polska Stacja Polarna im. Stanislawa Siedleckiego w HornsundzieStacja Polarna Calypsobyen UMCSStacja Polarna Uniwersytetu Mikolaja Kopernika, KaffioyraPrzyznam, ze tak szczerego i serdecznego przyjecia jak na stacji Mikolaja Kopernika, Kaffioyra dawno nie mialem, mozna tylko porownac z odwiedzinami Polskiej Stacji Antarktycznej im. Henryka Arctowskiego na Antarktydzie.A najpiekniejszym i niezapomnianym momentem byla wycieczka pod sam lodowiec z 2 przesympatycznymi studentkami. :D Brakuja mi do szczescia te 2 polskie stacje:Stacja Polarna Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza Stacja Polarna im. Stanisława Baranowskiego Uniwersytetu WroclawskiegoPozdrawiam.
kacperun 10 grudnia 2017 12:42 Odpowiedz
@DMW co do kibelków to od września zaczyna już się noc i wtedy każdy stara się załatwić swoje potrzeby przed jej nastaniem. :D Parokrotnie byłem zmuszony pójść do toalety w nocy i przyznaję, że wtedy nie jest to przyjemne doznanie, wszędzie widzi się niedźwiedzie. :) Tak, niejednokrotnie zdarzało nam się zmoczyć w rzece lodowcowej, której temperatury nie przekraczają na ogół 0,6 stopnia, zdecydowanie nie polecam. :)Szczerze mówiąc nie mam pojęcia dlaczego nie można fotografować przedszkola, sam również byłem zdziwiony widząc znaki zakazujące robienia zdjęć na jego murach.@b79 dokładnie nawet nie sprawdzaliśmy, ale "na oko" to myślę, że w pierwszy dzień zrobiliśmy ok. 35 km do chatki, a z chatki na równoleżnik 79 było około 7-10 km.Ahh, gdybyśmy posiadali kiełbasę na stacji to życie byłoby piękniejsze... ale nawet wtedy zapewne nikt nie zrezygnowałby ze swojej części na rzecz liska. :D W każdym razie lis najbardziej zainteresowany był pustymi słoikami po nutelli, zresztą to podobno również ulubiony przysmak niedźwiedzia polarnego, przez co wszystkie słoiki z jedzeniem muszą zostać umyte przed wyrzuceniem do śmieci.Za jakość zdjęć przepraszam, niestety fotografia nie jest moją pasją i korzystam jedynie z tego co mam pod ręką, czyli zwykłego smartfona wątpliwej jakości. :)@cccc zazdroszczę zwiedzenia tak dużej powierzchni Spitsbergenu. :) Myślę, że w imieniu kierownictwa stacji UAM mogę Cię zaprosić następnym razem do nas. Co prawda nasze progi są znacznie "skromniejsze" w porównaniu z innymi polskimi stacjami, ale na pewno zostaniesz godnie ugoszczony, jeśli zdecydujesz się nas odwiedzić. Kto wie, może też tam będę, bo kiedyś na pewno chciałbym wrócić. :)
cccc 10 grudnia 2017 22:59 Odpowiedz
@Kacperun dzieki za szczere zaproszenie i z checia sie spotkam, ale prawdopodobnie bedzie predzej Wa-wa niz Spitsbergen. :)Pozdr.
przeminelo-z-wiatrem 30 grudnia 2017 10:34 Odpowiedz
Cóż za zbieg okoliczności że natrafiliśmy na Twój blog! Miło wspomnieć raz jeszcze Petunię i nasz krótki lipcowy pobyt! Załoga od kratki pozdrawia! I nie będę ukrywać - bardzo zazdrości spotkania z niedźwiedziem! :D
wildlife-tourist 30 grudnia 2017 10:36 Odpowiedz
Byłem, widziałem, potwierdzam!Jak na zdjęciach :) Krajobrazy wyjątkowe, ludzie niesamowici a zdjęcia tylko w części oddają panujący klimat ;) "luksusowe" pontony, wyjątkowy wychodek z szerokimi perspektywami, klimatyczne kontenery, pyszna kuchnia, profesjonalna strzelnica, krystaliczna woda w kranie, i te przestrzenie! Dziękuję że mogłem Was odwiedzić na kilka dni przy okazji prac badawczych pewnych botaników z Krakowa :) Jeszcze tam wrócimy (kiedyś, może, mam nadzieję....) :)
greg735 16 marca 2018 12:33 Odpowiedz
Cześć Kacper -witam współpolarnika z 2017 roku. Miło było poznać i choć różnica wieku była spora czułem się wśród Was doskonale. Cały czas wspominam te dwa tygodnie i była to zdecydowanie wyprawa mojego życia. Twoja relacja bardzo mi się podoba. Mam nadzieję, że jeszcze się spotkamy - może w bazie Petuniabukta - kto wie.Pozdrawiam, Grzegorz